Jako, że w ankiecie każda z odpowiedzi miała równo po 33% przez chwilę miałam dylemat. Ale dla tej jednej osoby, która zaznaczyła przypomnienie od początku historii proszę, oto jest:
CIENIE - Naszą opowieść rozpoczynamy prologiem, w którym występuje pewna postać z wyznaczoną przez Zerefa misją. W czasie jej podróży zaglądamy w zwyczajne życie magów Fairy Tail. Wszystko tak naprawdę zaczyna się od podpalenia Septentrio i zadania otrzymanego przez drużynę od Makarova. Wtedy też magowie podczas wędrówki spotykają dwie nieznane im osoby, a następnie poznają kapłankę Ayano. Dowiadują się, iż osobą odpowiedzialną za wszystko może być Shado - dawna przyjaciółka Ayano. Po odnalezieniu żółtego klejnotu (który był przedmiotem ich misji) Lucy, Erza, Gray, Natsu i Happy wracają dodatkowo obarczeni prośbą bogini Amaterasu - mają pomóc zagubionej dziewczynie. Niedługo później zdobywają zielony klejnot miasta Meridianus. Niespodziewanie Gray (który wcześniej pokłócił się z przyjaciółmi i sprawił przykrość Juvii) staje się świadkiem walki między Zerefem a Wilonem i Shado (na którą chłopak mówi per "Noemi"). Pomaga on uciec dziewczynie. W gildii okazuje się, iż to ona jest odpowiedzialna za spalenie Septentrio. Jedną z osób okazującej Noe sympatię jest Asuka. Później magowie i Shado udają się na miejsce wcześniejszej walki. Tam spotykają Zerefa, Shado ucieka a Natsu dowiaduje się, iż ma siostrę bliźniaczkę. W międzyczasie Wilson zostaje pojmany, gdy w gildii szukał Noe.
WIRUS - Wszyscy przygotowują się do Jesiennego Festiwalu, jednak w tle wciąż grają im wcześniejsze wydarzenia. Magowie myślą, że Shado to Noe (i odtąd używają jej prawdziwego imienia). Tymczasem dziewczyna zmaga się z własnymi problemami. Owszem nazywa się Noemi, lecz "Shado" to imię żyjącej wewnątrz niej istoty - jej alter-ego powstałego w wyniku nierozważnie rzuconych na nią zaklęć. Do problemów dołączają tajemnicze i złe Cienie, czyli dziwna materia żyjąca własnym życiem. Drużyna Fairy Tail ponownie rusza do Septentrio licząc na zdobycie kilku informacji. Wracając zahaczają o więzienie, skąd odbijają Wilsona i towarzyszącego mu Jellala. Ponownie skupiając się na Festiwalu magowie zapominają o groźbie Zerefa, i gdy mija miesiąc od ich wcześniejszego spotkania Fairy Tail zostaje zainfekowane Wirusem. Twórcą zaklęcia jest Noemi, przez co Natsu zaczyna jej nienawidzić. Tymczasem Zeref odnajduje wystraszoną Noe i zabiera ją do siebie. Dziewczyna otrzymuje kolejne zadanie będące testem na lojalność (sprawdza ją Katsumi - nowa prawa ręka Czarnego Maga). Gdy Noemi kradnie wcześniej zebrane przez Fairy Tail i Sabertooth klejnoty zostaje zauważona przez Natsu. Dochodzi do konfrontacji, w wyniku której dziewczyna traci nad sobą panowanie i ujawnia się Shado przy pomocy Cieni. Sytuację opanowuje Wilson. Noe tknięta krótkim żalem tworzy odtrutkę Wirusa. Odbywa się Jesienny Festiwal, na którym Natsu i Lucy zawierają pewną umowę.
OPĘTANI - Noe i Wilson zamieszkują w Magnolii, dostają również zaproszenie do Fairy Tail, jednak Yasashisa (fałszywe nazwisko Noe) odmawia. Nie chce walczyć, by Shado mogła przejąć nad nią kontrolę. Prawie nikt nie wie o alter-ego. Mimo oziębłości dziewczyny, niektórzy starają się z nią zaprzyjaźnić. Podczas treningu Natsu i Graya, gdy w niebezpieczeństwie jest Gaspar (pupil Wilsona) wkracza Noe. Erza i Lucy proszą ją o trenowanie wcześniej walczących magów. Noemi zmaga się z koszmarami, w których główną rolę odgrywa Shado, a Natsu decyduje się na skok w przeszłość, by odnaleźć bliźniaczkę....
To by było na tyle. Pominęłam wszystkie wątki z paringami, żeby nie wyszło aż tak długo. Przypomniane? No to teraz zapraszam na rodział :)
***
- Gray’u Fullbusterze przed tobą stoi wybór
życia. - zaczął niemalże grobowym tonem. Wpatrując się w granatowe oczy
dostrzegał okropne niezdecydowanie targające magiem. W zacienionym
pomieszczeniu ledwie oddzielał tęczówki od czarnej kropki, której fachowej
nazwy niestety nie pamiętał.
Jakie to zabawne.
- Jeden zły ruch i wszystko przepadnie.
Dobrze o tym wiedział.
Chłopak drgnął niespokojnie i przełknąwszy
narastającą gulę w gardle, bezradnie spojrzał na trzymane przez siebie rzeczy.
- Możesz wciąć tylko jedną z nich.
Spoconymi ze zdenerwowania dłońmi gniótł w
palcach kolejne fałdki materiału. Heh, tak tylko pogarsza swoją sytuację,
bowiem po powrocie do domu będzie musiał doprowadzić TO do stanu użyteczności. Głupie
stresujące zachowania.
- Więc?
Gray wydał z siebie cichy warkot. Nałożony
przez siły wyższe ogranicznik, bezlitośnie dawał o sobie znać. Gdyby wcześniej
nie dał się zwieść słodkiemu lenistwu sytuacja byłaby teraz jasna. Po raz
kolejny przeklął w myślach własną głupotę i obiecał sobie wypełnić jedną z
najsurowszych pokut.
- Więc… - szepnął ze wzrokiem wbitym w
swoje lustrzane odbicie. Będąc w pomieszczeniu metr na metr nie czuł się zbyt
komfortowo. W małym więzieniu tracił zdolność racjonalnego myślenia. Po plecach
przebiegł mu zimny dreszcz, gdy usłyszał zniecierpliwione westchnienie zza
ściany. No tak, inny więźniowie także musieli zmierzyć się z p r ó b ą. Za co? Boże czy kto tam siedzi na
górze, za co?
- Gray? - nagle usłyszał ściszony głos
Juvii. Kilka razy potrząsnął głową, by upewnić się, iż zmysły nie płatają mu
figla. Miał wrażenie, że właśnie doznawał czegoś podobnego do pustynnej
fatamorgany.
Mag niepewnie wysunął głowę za materiał i
momentalnie zmrużył oczy. Wielki żyrandol zwisający z sufitu wycelował w niego
bolesnym promieniem światła.
Syknąwszy ostro momentalnie cofnął się w
cień, jednak stworzył coś na wzór okienka, by móc spokojnie porozmawiać z dziewczyną.
- Tak? - spytał rozglądając się. Loxar
wpatrywała się w niego wzrokiem pełnym niedowierzania. Z lekko rozchylonych ust
wywnioskował, iż chciała coś dodać, lecz chyba straciła zdolność mówienia.
Korzystając z chwili, w której się zawahała szybko i sprawnie zlustrował ją od
góry do dołu. W ciągu ostatnich tygodni zrobiła się… inna? Pal licho ubranie i
makijaż, ale największa zmiana zaszła w zachowaniu. Była bardziej wyważona
choć, gdy zachodziła taka potrzeba ukazywała głębsze emocje.
- Dlaczego gadasz sam do siebie?
Szlag.
Szlag.
Szlag.
Więc ludzie wszystko słyszeli!
Czując ciepło ogarniające policzki rozsunął
kotarę przymierzalni. Mocno ściskając do piersi dwie koszule unikał zaciekawionych
spojrzeń innych klientów. Wizja zakupów zawsze napawała go strachem, który
wydostawał się właśnie w powyższy sposób. Poza tym stanowczo zbyt często zostawał stawiany przed wyborem między dwoma
częściami garderoby i żałośnie niskich funduszy. To także działało nader
stresująco.
Ku jego zaskoczeniu dziewczyna uniosła
lekko kąciki ust i cichutko parsknęła.
- Z czego się śmiejesz? - mruknął patrząc
na przyszły i niedoszły zakup.
- Juvia nigdy nie widziała żebyś się tak
zachowywał. - wyznała uśmiechnięta.
Gray wywrócił oczami. Wciąż nie mógł
przyzwyczaić się do przejścia na per „ty” z maginią. Może i nie chciał tego sam
przed sobą przyznać, ale lubił, gdy mówiła do niego „Paniczu”. Doskonale
pamiętał jak wtedy układała pełne usta delikatnie pomalowane pomadką.
- Ćwiczę. - skłamał.
- Do?
- Spektaklu. - wymyślił na poczekaniu. - W
przyszłym tygodniu jest przesłuchanie do Romea i Julii.
Loxar ściągnęła brwi. Oho, czyżby coś się
jej nie podobało?
- Juvia przyjdzie ci pokibicować. -
zapewniła i obróciwszy się na pięcie znacząco spojrzała na zegarek. - Muszę już
iść. A i weź niebieską koszulę.
Chłopak mrugnął parę razy, po czym nie
wierząc w to, co robi skierował się do kasy z zaproponowaną przez dziewczynę
rzeczą.
***
Noemi uchyliła nieznacznie powieki, gdy po
chwili bezczynnego leżenia poczuła, że jest gotowa na starcie z nowym dniem.
Wygrzebanie się z ciepłej kołdry było pierwszym z błahszych wyzwań, które na
nią czekały. Z innego pomieszczenia słyszała odgłosy krzątaniny, a gdzieś obok
leżał mruczący przez sen Gaspar. Zapewne i on niedługo się obudzi, a wtedy
będzie łaził wszędzie, gdzie nie trzeba i łaskotał ją puszystym ogonem.
Przynajmniej dziś nie chciała dać mu tej satysfakcji.
Jakież było jej zdziwienie, kiedy chcąc
odgarnąć włosy z policzków nawet nie uniosła ręki. Może jeszcze jest odrętwiała
po nocy? Ponowiła próbę uniesienia na wpół bezwładnego ciała. Przerażona swym
dziwnym stanem wzięła gwałtowny wdech i otworzyła szeroko oczy. Zewsząd
dochodziło do niej palące ciepło. Jeszcze raz spróbowała ruszyć którąkolwiek
częścią ciała. Bezskutecznie.
Panika.
Gdyby mogła, zaczęłaby się wiercić i
krzyczeć, lecz głos także uparcie odmawiał posłuszeństwa.
Co teraz? - myślała gorączkowo.
Wydawało jej się, że słyszy szum krwi w
żyłach, każde uderzenie serca i krążące w płucach powietrze. Poziom adrenaliny
gwałtownie skoczył. Ponownie przymknęła oczy a z jej gardła wydobył się
zniekształcony dźwięk niebezpiecznie przypominający zduszony szloch. Miała
wrażenie, iż zatraca się w nieznanym uczuciu pustki. Jak ktoś rozdrabnia ją na
drobne kawałeczki i ponownie składa w złej kolejności.
Próbując poskładać myśli w miarę spójną
całość nieoczekiwanie poczuła znajomy zapach. Nagle zrozumiała. Znajdowała się
w Magnolii, konkretniej w domu jej i Wilsona, w jego sypialni. Poduszka
pachniała tak, jak on. Może to śmieszne, głupie i dziecinne, ale dzięki temu
poczuła się bezpieczniej.
Tym razem o wiele pewniej ukazała światu
szare tęczówki i przygryzając dolną wargę spróbowała odzyskać kontrolę. Teraz
wiedziała już, że to sprawka alter-ego. Musiała jej pokazać, że na zabawę czas
przyjdzie później.
Walczyły tak od kilku minut a ciało
Yasashisy wciąż leżało nieruchomo. Nagle Shado skupiła całą moc w jednym
punkcie. Tym oto sposobem uniosła lewą dłoń i przyłożywszy ją do policzka
stworzyła długą, piekącą szramę sięgającą aż do szyi. Noe zagryzając usta do
krwi nie pozwoliła sobie na wydanie choćby najmniejszego pisku.
Nacisk zelżał. Chciała ją tylko nastraszyć.
Kilka minut później dziewczyna schodziła
chwiejnym krokiem na śniadanie. Powstanie rany zrzuciła na biednego Gaspara,
który już od jakiegoś czasu nie miał przycinanych pazurów.
- Mocno boli? - spytał troskliwie Wilson.
Uzbrojony po zęby w szpitalne akcesoria doprowadzał twarz Noemi do porządku.
W powietrzu unosił się delikatny aromat
kawy. Przez uchylone okna wpadało mroźne powietrze, dzięki któremu mogła się
otrząsnąć, nawet za cenę zimnych rąk. W miarę upływu kolejnych niemiłosiernie
długich minut miała wrażenie, że to, co stało się zaraz po przebudzeniu było
czystą fikcją.
- Prawie nic nie czuję. - odparła zgodnie z
prawdą.
Młody mężczyzna zmrużył groźnie oczy i
najdelikatniej jak potrafił dezynfekował krwawiący policzek. Do głowy mu nawet
nie przyszło, że to sprawka złej strony Noe. Myślał, iż uciszył ją raz na
zawsze podczas poprzedniego ataku Cieni.
- Albo się zagoi, albo będzie z tego
paskudna blizna.
- Hańbą dla żołnierza jest zdobyć bliznę gdziekolwiek
indziej, niż na polu walki. - stwierdziła dziewczyna i wbrew protestom
„doktora” włożyła do ust kawałek rogalika. Świeży wypiek przyjemnie pieścił
podniebienie.
Wilson wzniósł oczy do nieba, ale nie
skomentował jej dziecinnego zachowania.
- Nie
powiedziałbym.
W odpowiedzi Noe pokazała mu język.
- Spytaj samurajów. Myślisz, że ilu z nich
popełniło seppuku po klęsce? A my tu rozprawiamy o małej ranie. Ej gdzie z tym
plastrem!
- Cicho. - burknął mag i zgrabnie
zabezpieczył policzek. - Ponoś go przynajmniej do wieczora. Podrażnienia mogą
boleć, wiesz?
- Nie jestem jajkiem, żeby tak się o mnie
martwić.
Smoczy Zabójca posłał jej tak groźne
spojrzenie, że na moment zaprzestała przeżuwania rogala. Następnie złożył
krótki pocałunek na czole poszkodowanej i wziął się za sprzątanie zostawiając
zaskoczoną Noemi samą sobie. W całkiem sprytny sposób uciął dalszą rozmowę.
- Niedorzeczność. - warknęła cicho.
- Właściwie to… - mruknął do siebie Wilson.
- … m o g ł a by ś wyjść z domu, bo
przeszkodzisz mi w pewnych planach.
***
- Palant. - burknęła pod nosem Noe. Już
blisko od godziny włóczyła się bez celu po mieście. Skutkiem tego działania
jest masowe straszenie dzieci w wieku przedszkolnym.
Co ja na to poradzę, że mam taką twarz? -
pomyślała, gdy kolejny mały smark uciekł przed jej wzrokiem w ramiona matki.
Wzdychając odkleiła opatrunek i wrzuciwszy
go do kosza zasłoniła policzek długimi włosami.
- Noe? - słysząc czyjś piskliwy głos
raptownie zatrzymała się w pół kroku. Jego źródłem była…
- Lucy - rzekła chłodnym i aż nadto
formalnym tonem.
Blondynka uśmiechnąwszy się lekko
przestąpiła z nogi na nogę i zacisnęła mocniej palce na rączkach reklamówki.
Mimo to nie uciekła - punkt dla niej.
- Gdziekolwiek nie pójdę, spotykam samych
znajomych. - zaśmiała się niezręcznie.
- Co tam masz? - spytała znudzona spacerem
Yasashisa. Ostatnio zaczęła uważać odzywanie się do ludzi za urozmaicenie
czasu. Z wyjątkiem Natsu. Nie polubiła go i vice versa. Jego roześmianą mordkę
należy unikać szerokim łukiem. Bardzo szerokim.
- Ach, nic takiego. - odparła szybko. -
Muszę coś zszyć a do tego potrzebowałam paru rzeczy.
Szarooka kiwnęła głową na znak zrozumienia.
- W którą stronę jest twoje mieszkanie? -
spytała bez patrzenia na znajomą. - Mogłybyśmy przejść się kawałek razem.
Zaskoczona Lucy z początku nie
odpowiedziała. Dopiero zauważywszy zniecierpliwione spojrzenie wskazała
odpowiedni kierunek. Chyba właśnie zaczynała się tworzyć nowa więź.
***
- Myślę, że możemy zaczynać.
Tak, zdecydowanie.
Pacjent (czyt. miś) leżał już na miękkiej
poduszce, która miała być odpowiednikiem szpitalnego łóżka. Na specjalnej
podstawce mieściły się przygotowane igły, nici oraz czarne guzikowe oko. Chory
został uśpiony za pomocą słodkiego zapachu kwiatowych perfum i odpłynął do
świata snów.
- Na pewno wiesz, co robić? - spytała
sceptycznie Noe widząc niezręczne poczynania dziewczyny. - Ręce ci drżą.
- Nawlekanie nici na igłę z tak małym
oczkiem nie jest łatwe, gdy nie ma się superwzroku Smoczych Zabójców.
Yasashisa tłumiąc ironiczny uśmiech oparła
brodę na dłoniach.
Gdy po kilku próbach narzędzia były
odpowiednio ze sobą połączone mogły przystąpić do działań. Lucy nawlekła na
czarną nitkę oko… i to by było na tyle. Zamarła zastanawiając się nad
odpowiednim kątem rozpoczęcia operacji.
Znudzona czekaniem Noemi ustawiła palce
dziewczyny i zaraz wróciła do poprzedniej pozycji. W odczuciu Lucy miała prawie
tak ciepłe ręce jak Natsu.
- Dziękuję. - rzekła i ostrożnie wbiła
ostry koniec igły w mięciutki futropodobny materiał misia. - Aż tak długo nad
tym myślałam.
- Tak. - prawda czasem bywa bezlitosna.
- Kiedyś dojdę do wpra… Ajć!
Szarooka posłała Lucy spojrzenie pełne politowania
i widząc kropelkę krwi na palcu przejęła dowodzenie nad operacją. Prawdę mówiąc
to tylko raz widziała, jak Wilson przyszywa guzik od płaszcza, który
przypadkiem oderwała. Odpowiednio modyfikując jego ruchy szybko i sprawnie
zakończyła czynność.
- Dziękuję za pomoc.
Odważny miś otrzymał naklejkę dzielnego
pacjenta z nadrukowanym… misiem. Spocząwszy na półce dumnie ogarniał wzrokiem
cały pokój.
- Twoje samodzielne działanie mogłoby
skończyć się katastrofą.
Lucy westchnęła ciężko, lecz chcąc nie chcąc
musiała przyznać jej rację.
- Powinnam ci się jakoś odwdzięczyć. -
mruknęła i w zamyśleniu skrzyżowała ręce na piersi.
- Niby za co? - Yasashisa spojrzała na nią
z zaciekawieniem. Nie takiej reakcji się spodziewała. Chociaż zdążyła już
zauważyć, iż blondynka przestała denerwować się jej towarzystwem.
- Za
powstrzymanie katastrofy.
By nie wyjść na zbyt miłą Noe wzruszyła
lekceważąco ramionami. Musiała dbać o swój wizerunek niedostępnego człowieka.
- Rób, co chcesz. Nie będę cię
powstrzymywać.
- W takim razie. - w jej oczach błysnęła
niebezpiecznie pozytywna iskra. - Otwórz się Bramo Raka! Cancer!
Pojawieniu się Gwiezdnego Ducha w ich
świecie towarzyszył dźwięk zamykanych i otwieranych nożyczek. Nowoprzybyły
wprost nie mógł oderwać wzroku od długich i o zgrozo nieco poplątanych włosów
Smoczej Zabójczyni. Natychmiast posadził ją na swym fryzjerskim krześle (które
podobnie jak reszta ekwipunku pojawiły się dosłownie znikąd).
- Co to ma być? - spytała niezadowolona
dziewczyna.
- Powiedziałaś, że mogę robić, co chcę. -
wyjaśniła Lucy udając niewiniątko. - Więc przywołałam Cancera żeby zmienił ci
fryzurę.
- Jesteś bardziej przebiegła niż myślałam,
Heartfilio. - rzekła z nutą pochwały w głosie.
- Czas na metamorfozę! - wtrącił Rak. Już
dawno nie miał okazji nikogo uczesać!
- I jak ci się podoba? - spytała Lucy z
nadzieją w głosie.
- Inaczej. - stwierdziła Noe przeglądając
się w lustrze. Może i głupio to brzmi, ale nowa fryzura nadała jej znacznie łagodniejszego
wyrazu. Szkoda, że potrójna szrama psuła efekt. - Przyzwyczaję się. W każdym
razie, zaprowadź mnie do Natsu.
Noemi po zmianie fryzury
***
Siedzący z otwartymi szeroko ustami
Dragneel przeglądał książkę. Chyba już setną tego dnia! Ostatnie trzy doby spędził
w bibliotece szukając informacji o podróżach w czasie. Póki co dowiedział się
tylko jakie to jest złe, be, fe i tym podobne. Do licha no, chciał się tylko
dowiedzieć jak cofnąć się parę lat wstecz! Czy rzeczywiście prosił o tak wiele?
Dobrze, że Jellal zaoferował mu swą pomoc, bo już dawno umarłby wsparty o
opasłe tomiska pełne wiedzy.
- Mam dosyć. - wyjęczał, gdy złapał się na
czytaniu tego samego zdania czwarty raz z rzędu.
- Nigdzie się nie pali. - przypomniał mu
niebieskowłosy. - Powinieneś zrobić sobie przerwę.
Natsu odrzucił przejrzaną księgę za siebie
i zaraz dobył kolejnej.
- Serio? Jak świat długi i szeroki gdzieś
na pewno jest jakiś pożar.
- Naprawdę z tobą źle. - szepnął
wystraszony Happy.
Mag posłał mu pytające spojrzenie.
- Co masz na myśli?
- To była odzywka w stylu Graya! Nawet
powiedziałeś ją tym samym tonem!
- Proponuję zrobić przerwę. - wtrącił
Jellal nie pozwalając chłopakowi na wybuchnięcie histerycznym płaczem.
Otrzepawszy się z kurzu podszedł do
siedzącego na mało stabilnym taborecie towarzysza. Od długiego przeszukiwania
ksiąg w jednej pozycji ich ciała zdrętwiały a żołądki zaczęły przeżuwać same
siebie od środka. Nie wspominając już o podkrążonych oczach, wysuszonych na
wiór gardłach i pokaleczonych od ostrego papieru palcach. Jeszcze chwila i
zaraz w trójkę dostaliby kręćka. Pilnie potrzebowali jedzenia i świeżego
powietrza bez zapachu staro bibliotecznej stęchlizny.
- Wyglądacie żałośnie.
Na dźwięk głosu Noemi momentalnie zamarli.
Ich zdziwienie było tym większe, że zawitała do nich w towarzystwie Lucy.
Widząc rany na jej policzku Natsu zaczął zastanawiać się, co takiego zrobiła.
Wyglądały jak przeciągnięte ostrymi paznokciami.
- W każdej pracy musi być jakiś umiar. -
dodała Heartfilia widząc wycieńczone twarze.
Yasashisa wzruszyła ramionami.
- Nic tu dziś po mnie. - rzekła ironicznym
tonem i obróciwszy się plecami do pozostałych skierowała się ku drzwiom. - W
każdym razie twój i Graya trening, Natsu. Pominę już, że nie mięliście tyle
odwagi, by przyjść samodzielnie, ale zgadzam się. Widzę was jutro o wschodzie
słońca pod drzwiami katedry.
***
Kolejny rozdział 06.04 a w nim: morderczy trening, podróż i smoki
Plan do kolejnego zamówienia rozpiszę w ciągu dwóch dni i powoli zacznę je pisać.
A i zakładka "SPIS TREŚCI" oficjalnie już działa :)
To tyle! Do następnego!