poniedziałek, 29 września 2014

Wirus - rozdział 14 (40) - Ratuj

    Zgrzyt ścieranych ostrzy roznosi się po pomieszczeniu głośnym echem. Jeden z walczących dyszy ciężko, ledwo unikając nadchodzących ciosów.
    Bezbłędnie paruje jeden z ataków. Gdyby nie okazało się to podpuchą zwyciężyłby.
    Dziewczyna wyprowadza uderzenie na brzuch, dosłownie milimetr przed ciałem zawijając ostrze i zmieniając jego trajektorię lotu tak, by wykonać cięcie w pierwszą. Jest to natarcie kierowane skosem od góry w lewe ramię i pierś.
    Przeciwnik traci równowagę, jego kolana uginają się, gdy pod wpływem siły uderzenia traci oparcie. Odkasłuje krwią ponownie przybierając pozycję. Tym razem on atakuje niskim pchnięciem. W odpowiedzi szarooka w ostatniej chwili skręca ciało w bok. Wróg nie ma czasu na dostrzeżenie tego ruchu, toteż kończy z unieruchomioną ręką z mieczem i lśniącą, czarną kataną przy szyi. Ma wrażenie, że samym oddechem się na nią nadzieje.
    Ten pojedynek nie był specjalnie wymagający. Średni rangą słudzy to przedszkolaki.

    - Na dziś koniec. - oświadcza Katsumi. Prawa ręka Zerefa i dowódca oddziału Youkai.
    Zabieram katanę i chowam ją do pochwy zaczepionej na plecach. Wypuszczam powietrze z ust delektując się chwilą bezcennego nic-nierobienia. Każda sekunda jest cenna.
    Mój nauczyciel, chociaż w myślach zwę go „trenerkiem” odprawia strażników, służących za worki treningowe. Po ćwiczeniach zawsze wychodzą umazani lekko zeschniętą krwią i porozrywanymi (tudzież porozcinanymi) ubraniami. Od czasu do czasu przełamię któremuś broń, ale w zbrojowni i tak jest ich pod dostatkiem, więc nie zaprzątam sobie tym głowy.
    Katsumi to dwudziesto cztero letni mężczyzna o zabójczo młodym wyglądzie. Większość osób w Królestwie daje mu najwyżej osiemnastkę. Jako jedyny ma oliwkową cerę, gdzie każdy jest tu trupioblady, lub ciemnoskóry. Przydługie blond włosy o dziwo nie przeszkadzają mu w walce. Zielono złotymi oczami potrafi zdziałać więcej niż niejedna osoba. Wystarczy lekkie zmrużenie powiek a rozmówca zaczyna się jąkać i dokonywać prób odwrócenia wzroku. Jedynie na nich kończąc…
    Kolejną niecodzienną rzeczą w Podziemiu jest uśmiech zdobiący twarz dowódcy. Nie dajcie mu się zwieść, o nie. Kiedyś powiedział, iż „ludzie ufają osobom, którzy podadzą im odpowiednią minę”. Ciekawe, czy to z powodu lekkiego wykrzywienia ust oddział Youkai tak chętnie wykonuje wszystkie polecenia. Kapitan przyszedł na świat w Królestwie, od początku obdarzony specjalną uwagą przez Zerefa. Dlaczego? Nie, nie jest Smoczym Zabójcą, ani nawet Zabójcą Bogów. Ma pełną władzę nad żywiołem ziemi. Doskonale rozwinięte umiejętności walki wręcz, mieczem, tropienia i tworzenia strategii odbiły się wysokim stanowiskiem hierarchii. Właściwie to jest na równi ze mną, ale przez niedysponowanie straciłam możliwość pełnienia pieczy nad oddziałem. Bynajmniej tyle powiedział mi Zeref.

    - Shado, nie odchodź. - słyszę, gdy robię krok w kierunku pomieszczenia z prysznicami. Niezły jest, skoro poruszam się bezszelestnie a do tego stoję za jego plecami.
    Katsumi skomentowawszy moją dezorientację rozbawionym spojrzeniem zasiadł na ławeczce, naprzeciw mat służących do treningów. Poklepuje puste miejsce obok.
    Wykonuję niewypowiedziane polecenie a blondyn zaczyna mówić.
    - Co do twojej walki mieczem nie mam żadnych zastrzeżeń. - obwieszcza rzeczowym tonem. No tak przy mnie nie musi udawać miłego, bo i tak się nie boję jego gniewu.  - W niektórych momentach wprowadzasz elementy szermierki.
    - To dobrze? - pytam czując przypiętą do bluzy broń.
    - Wręcz znakomicie. Zawsze byłaś dobra w te klocki, o ile nie najlepsza. - przypomina, chociaż tego nie pamiętam. - Często pokonywałaś mnie natarciami, zasłonami, odpowiedziami na ataki i przeciw-tempem.
    Marszczę brwi na ostatni termin. Będę musiała o nim poczytać.
    - Ale nie kazałeś mi zostać, by wspomnieć o postępach. - zgaduję pochylając się to w przód, to w tył, jak mała dziewczynka na huśtawce.
    - Bogu dzięki nie jesteś mało rozumna. - czy wspominałam już, że Katsumi jest strasznie religijny? Dlatego każdy, kto z nim przegrał jest dobijany przez kogoś innego. Dowódca nigdy nie zabija. Trochę kłóci się to z zadawaniem bólu, ale nie chcę tego roztrząsać. Na początku mówił, żebym nie pytała o nic, kiedy będzie o sobie opowiadał, toteż nie dociekałam.
    - Komplement? - mruczę kładąc nogi na ławeczce i podciągając je pod pierś.
    - Może i tak. - posyła w przestrzeń przelotny uśmiech. - Zostałem zobowiązany do przekazania ci pewnej informacji.
    Zainteresowana zamieniam się w słuch.
    - Przed kilkoma miesiącami pracowałaś nad pewnym zaklęciem.
    - Silnym? - wtrącam nie przejmując się zirytowanym spojrzeniem.
    - Wręcz niszczycielskim. - odpowiada zły, ponieważ ośmielam się przerwać jego wywód. No dobrze, będę grzeczna. - Jest to czar wysokopoziomowy. Bez trudu wskoczyłaś na pierwszy stopień, a pozostałe dwa to nie lada wyzwanie. Przypomnij sobie, o czym mówię.
    - Niby, jak?! - wstaję gwałtownie, gdy Katsumi po kilku sekundach przechodzi przez próg.
    - Normalnie. - odrzeka wywracając oczami. Znów unosi kąciki ust, tym razem w sarkastycznym kontekście. - A kto zdecydował się odzyskać starą naturę?
    Fakt. Niech szlag jasny trafi tę jego podstępną czerwoną aurę! Dlatego nigdy mnie nie oszukuje,  a mówi prosto z mostu.
    - Jak się postarasz, wyskoczymy na randkę! - krzyczy z korytarza grając mi na nerwach.
    - W snach!
    - Oj żebyś ty wiedziała, co w nich robisz…
    Albo mi się wydaje, albo ktoś jest wyjątkowo dobry w grze na nerwach.

    Nareszcie docieram do swojego pokoju. To jedyne miejsce, w którym cały czas pali się światło. Wszechobecny mrok naprawdę mnie przeraża.
    Serio? Ja go uwielbiam! - wtrąca Alter-ego rechocząc szyderczo.
    Puszczam jej uwagę mimo uszu. Odrzucam katanę w pochwie na podłogę. Mój styl walki jest dość śmieszny. Wszyscy myślą, iż wciąż używam szermierki, a tak właściwie to tylko zapożyczam niektóre ruchy. Nie mam floretu, szabli czy szpady używanych do tejże dyscypliny.
    Przechodzę przez skromny pokoik, w którym jedyne, co to łóżko, szafka i komoda. Ach, zapomniałabym o włączniku światła. Kto, by pomyślał, że w takim miejscu, jak to pociągnięto elektryczność?
    Wzdychając łapię za klamkę otwierającą drzwi (prywatnej, a jakże) łazienki. Po chwili przepocone ubrania z cichym szelestem lądują na podłodze. Nie mam na sobie niczego, prócz naszyjnika z zawieszką w kształcie półksiężyca. Znalazłam go podczas przesuwania szafki bliżej łóżka. W pewnym miejscu przekręciła się jedna z płytek podłogi. Odkryłam wtedy małą dziurę a w niej pobrudzoną szmatkę. Rozwijając ją dostrzegłam wisiorek, który od tamtej chwili noszę szczelnie ukryty pod ubraniem. Dlaczego to robię? Wydawał mi się dziwnie znajomy, kojarzący z czymś przyjemnym. Jeżeli wcześniej sama gdzieś go tu ukryłam, to na pewno miałam w tym swój cel.
    Nie no, ja nie mogę! Pani serio jest tak głupia, jak myślałam! Widocznie to mnie przypisano większą część rozumu. Wszystko wyglądało inaczej niż myślisz...

    Wpadam do sypialni głośno tupiąc w podłogę, jakbym chciała się na niej wyżyć za niewinność. Wilson znów prawił te bzdurne wykłady o prawie i sumieniu. A co mnie do tego? Tylko dlatego, że ktoś kiedyś powiedział, co jest właściwe, a co nie mam się teraz powstrzymywać od odebrania życia przeciwnikowi? Nawet podczas treningu jeżeli doprowadzę kogoś przed Stwórcę to tylko i wyłącznie jego problem! Mógł być silniejszy, nie? Na polu walki nikt nie będzie się z nikim cackał. Chodzi o unicestwienie wroga.
    Wyszarpuję spod ubrania prezent, który otrzymałam kiedyś od czarnookiego. Gdy jeszcze potrafiliśmy śmiać się do rozpuku na widok pokaleczonego ciała i wytykać zmarłemu błędy. Dobroci mu się zachciało! Niedorzeczność.
    Za pomocą ukrytego w rękawie nożyka odrywam z podłogi jedną płytkę. Szczelnie owijam naszyjnik w pierwszy lepszy materiał i z obrzydzeniem wrzucam go do dziury. Następnie przykrywam miejsce zbrodni dla pewności dostawiając szafkę.
    Prędzej piekło w moim sercu zamarznie niż po niego sięgnę.
    Tak to było, ale ciii nie wspominajcie o tym Pani.

    Mruczę czując, jak po karku spływają mi kolejne kropelki ciepłej wody. Mokrą dłonią wodzę po wisiorku, dokładnie badając jego strukturę. Obracając kawałek srebra w palcach na tylnej części dostrzegam maleńkie runy. Czemu one służą?
    Zamykam oczy koncentrując się na swojej mocy. Pozwalam jej bawić się w cieczy, brykać przez gorącą parę. To, co słyszę ponownie zasiewa w mojej duszy ziarno niepewności.
Noemi, wróć do mnie, gdziekolwiek jesteś. Potrzebujemy pomocy.

***
Czas na ogłoszenia!
1) Ciekawostka - Katsumi został dodany zupełnie spontaniczne. Ot, pisząc rozdział zachciało mi się dodać kolejnego bohatera.
2) Katsumi to Toma z anime "Amnesia", które oglądałam, jako jedne z pierwszych.
3) Zaktualizuję rozpiskę rozdziałów na kolejny miesiąc.
4) Za kolejne zamówienie zabieram się w przyszłym tygodniu.
A w przyszłym tygodniu czeka nas walka i obrazek mojego autorstwa! :)

środa, 24 września 2014

Zamówienie nr 3 - dla: Anonimowy

Zamówienie dla: Anonimowy
Paring: Gray x Juvia
Tytuł: Kelnerzyna od siedmiu boleści.

    Słone łzy przepełnione smutkiem i goryczą zostawiają mokre ślady na policzkach zapłakanej dziewczyny. Cały czas drżąc przemyka obok rozdrażnionego maga, aż w końcu znika za progiem drzwi.  Mocno zaciskając usta walczy z szukającym ujścia szlochem.
    W końcu dociera pod próg własnego mieszkania. Na twarzy czuje pierwsze kropelki deszczu. Oby nikt nie domyślił się w jakim jest stanie. Większa część znajomych uważała ją za wariatkę. Z resztą, co się martwić? W wieczornej pogodzie zapowiadano przelotne opady. W Magnolii synoptycy lubią bawić się w wyrocznie do złych uczuć Juvii w przerwie na kawę i ciastko, a końcem pracy.
    Niebieskooka przylgnęła plecami do ściany. Osuwając się wzdłuż ściany może dać upust głęboko skrywanym uczuciom. Nawet największy wulkan zapadłby się pod ziemię ujrzawszy siłę wybuchu kobiecych uczuć.
    - Juvia jest taka głupia. - szepnęła dławiąc się łzami. Ukryła twarz w dłoniach licząc na swoje zniknięcie z powierzchni Ziemi. Gdyby tylko miała przy sobie chusteczki.
    Gray-sama po raz kolejny ją odrzucił. Za każdym kolejnym razem jest coraz zimniejszy i stanowczy. Tak bardzo kłóci się to z czułym wzrokiem, którym ukradkiem ją obdarza. I wredny myśli, że ona tego nie widzi! A potem znów zmienia sposób rozmowy. Odpowiada krótkimi zdaniami, często ograniczając wypowiedzi do „tak” i „nie”. Rzadko patrzy jej w oczy. Częściej wodzi wzrokiem tuż ponad ramieniem.
    Wszyscy nazywali jej miłość obsesyjną, ale ona nie mogła inaczej. Nie wiedziała jak.  Nie została wcześniej uświadomiona, dlatego teraz zagłębia się w ten temat na podstawie metody prób i błędów. Bywały momenty, iż uczucie było tak intensywne. Niemal nie do zniesienia.
    Może powinna odstawić ten narkotyk?
    Zaszklonym wzrokiem spojrzała na list odnaleziony w skrzynce wśród rachunków. Zaproszenie od Lyona na spotkanie.

    - Ale to słodkie! - zapiszczała jedna z magiń entuzjastycznie gestykulując.
    Gray skrzywił się nieznacznie. Słuchając tych babskich gadek chcąc nie chcąc (bardziej to drugie) został przestawiony na odbieranie ultra-wysokich dziewczyńskich dźwięków. Jakim cudem one paplały na tak wysokich częstotliwościach? Przecież to przekracza dopuszczalny limit decybeli! Start samolotu to przy tym pikuś.
    - Juvia jest prawdziwą szczęściarą. - westchnęła kolejna. - Randka z Lyonem!
    Fullbuster przestał zwracać uwagę na rozmarzone chichoty. Zacisnąwszy mocno pięści pozwolił ulecieć z ust cichemu sykowi. Ten podstępny drań! Już dawno nikt samym swoim istnieniem nie doprowadzał go do białej gorączki. Bezczelnie wykorzystał sytuację. Wredna gnida. Po chwili magowi zbielały knykcie. Co się oszukiwał? Gdyby czasem powstrzymał swoje złośliwe komentarze  nie musiałby potem wszystkich przepraszać.

    - Witaj Juvia-chan! Wyglądasz olśniewająco! - Lyon, jak przystało na dżentelmena skłonił się i ucałował dłoń dziewczyny.
    - Miło cię widzieć. - odparła z delikatnym rumieńcem.
    Obejmując towarzyszkę wkroczył do restauracji. Lokal ten słynął z wyjątkowo udanych spotkań w miłej atmosferze. Czyżby mag miał w tym jakiś ukryty cel?
    Wykazując się nienagannymi manierami odsunął niebieskowłosej krzesło. Oczywiście wcześniej odwiesił na specjalnym stojaku jej granatowy płaszcz.
     - Miło nam państwa gościć. - kelner wyrecytowawszy standardową formułkę podał parze menu. - Czy podać gorącą herbatę przed złożeniem zamówienia?
    - Prosimy. - odparł Lyon przejeżdżając wzrokiem po kolejnych pozycjach na karcie.
    Goście nie wiedzieli, iż pracownikiem ubranym w klasyczny uniform był niejaki Gray Fullbuster, który błagając o przyjęcie właściciela został zatrudniony na tenże wieczór. Jego strój roboczy składał się z czarnych spodni zaprasowanych w kant, czerwonej koszuli i białego krawata. Twarz, co jest charakterystyczne w tej restauracji zasłonił srebrną maską ozdobioną ptasim piórem. Tak przebrany mógł udawać kogokolwiek.
   
    Sala, na którą właśnie wszedł została wyremontowana na wzór nowoczesnego stylu. Górowały jasne odcienie z mocnym, aczkolwiek niewielkim barwnym akcentem. Każdy stolik obowiązkowo nakryto śnieżnobiałym obrusem ze wzorkami. Na nich położono szklane wazony ze świeżo ściętymi tulipanami z pobliskiej kwiaciarni. Krzesła obite w miękką skórę sprawiały, iż dłuższe siedzenie nie było bolesne i męczące. Tłem dla sali była puszczona cicho relaksująca muzyka.
    - Herbata. - obwieścił Gray podchodząc z masywną tacką. I o ile przy rozkładaniu filiżanek nic się nie wydarzyło, to później miał miejsce pierwszy incydent.
    Nalewając napar specjalnie musnął dłoń Juvii, która zlękniona zerknęła na kelnera. Nie mógł oprzeć się pokusie puszczenia jej oczka.
    - Co robisz?! - krzyknął zdenerwowany Lyon, gdy poczuł gorącą wodę na swoich udach.
    - Najmocniej przepraszam. - rzekł ze sztuczną skruchą Gray. Z kieszonki koszuli wyciągnął materiałową chusteczkę i podawszy ją poszkodowanemu ponownie skinął głową.
    Vastia nie wahając się przyjął oferowaną pomoc przy tym dusząc w myślach kelnera-łamagę.
    Po doprowadzeniu dolnej części garderoby do jako takiego stanu z drobną ingerencją niebieskowłosej zdecydował się na nieopuszczanie lokalu i złożył zamówienie. Cały czas miał wrażenie, jakby coś parzyło go w nogi.
    - Niekompetentny dzieciak. - mruknął z niesmakiem spoglądając w miejsce, w którym stracił z oczu maga.
    - Juvia myśli, że coś takiego nie może zepsuć nam wieczoru. - rzekła zgodnie z prawdą siląc się na jak najbardziej oczywisty ton.
    Lyon parsknął cicho jednak zaraz zreflektował się.
    - Masz rację, Juvia-chan. - Vastia położył swoją dłoń na ręce dziewczyny. Loxar poczuła dziwny dreszcz zupełnie, jakby robiła coś niewłaściwego. Mimo to nie cofnęła się.
    Gray widząc, co się dzieje z okienka kuchennych drzwi wpadł na iście szatański pomysł godzien niejednego diabła.
    - Szefie, czy zamówienie dla czwórki gotowe? - zagadnął przysuwając się nieznacznie w stronę półek z przyprawami. Jego niewidzialny ogon potworka z piekieł latał to na lewo, to prawo. Czy wiedzieliście, że w pewnym lokalu w pewnym mieście istnieje pewna przyprawa, której nawet wanna pełna wody nie jest w stanie zniwelować ostrego smaku. Nie? To teraz wiecie.
    - Chłopcze, jeszcze minuta. Cierpliwości. - staruszek mający wieloletnie doświadczenie ostrożnie nalewał zupę do misek, by nie uronić ani kropli. - Kuchnia to sztuka, pamiętaj, bo jak przyjdzie ci żyć z dziewczyną, która nie potrafi gotować czeka cię śmierć głodowa.
    - Zawsze tak mówisz. - przypomniał wywracając oczami.
    - To święta prawda! A teraz masz zamówienie i bierz się do roboty zanim wystygnie. - kucharz machnął chochelką i zabrał się za przygotowywanie kolejnego dania.
    Fullbuster cwanie wykorzystawszy sytuację dodał jeszcze jeden składnik, który wypaliłby piękną dziurę w niejednym języku.
    - Tylko nie rozlej, młody. - poradził inny kelner widząc, jak niesione przez Graya zupy kołyszą się niebezpiecznie blisko krawędzi misek.
    - Się wie. - poprawiwszy maskę kopniakiem otworzył drzwi i wymaszerował przez nie, niczym król na audiencję.
    - Oto pierwsze danie. - obwieścił, gdy naczynia brzdęknęły przy stawianiu ich na stoliku. Zręcznie rozłożywszy sztućce dodał na odchodne: - Zazdroszczę tak ślicznej towarzyszki.
    Po standardowym ukłonie wzbogaconym o zawadiacki uśmieszek, który wywołał spojrzenie pełne niedowierzania u Juvii oddalił się, by w spokoju oglądać konsekwencje swojego działania. Wypowiedziane przez niego słowa nie miały pustego wydźwięku. Gray zwrócił szczególną uwagę na wygląd dziewczyny, klnąc w duchu, że to dla Lyona. Raz, po raz wyglądał na salę, by podziwiać Juvię. Chyba sam zaczynał dostawać tej szaleńczej obsesji. O zgrozo i wszyscy bogowie, jacy kiedykolwiek istnieliście, nie dopuście do tego!
    Na dzisiejszy wieczór niebieskooka wybrała biała suknię do ziemi bez rękawów i z rozcięciem rozpoczynającym się od uda w dół. Włosy spięła w koczek, z którego wystawało kilka błękitnych pasm włosów. Twarz nie potrzebowała „udoskonaleń”, ponieważ ciągłe komplementy ze strony Vastii wprawiłyby w zakłopotanie niejedną kobietę, stąd też ciągły rumieniec.
    - Czy tylko Juvii ten kelner wydaje się znajomy? - zapytała po chwili molestowania zupy łyżeczką (aż dało się dosłyszeć: „nie! Błagam! Przestaaań!” oczywiście ze strony dania, cóż za katusze!) łapiąc się na myśleniu o chłopaku.
    - Nie wydaje mi się, bym wcześniej go spotkał. - odparł kosztując wyrobu szefa kuchni. I to był błąd.
    Z początku śmietankowy smak potrawy rozpłynął wręcz rozpływał się w ustach, ach ta mieszanka smaków! Zaraz po tym poczuł, jak w jego ustach wznieca się ogień a on próbuje przełknąć jeden z jego płomieni. Z wielkim trudem nakazał sobie połknięcie płynu.
    - Lyon, wszystko porządku? - rzekła, gdy jej partner dosłownie przyssał się do szklanki z wodą, a później chuchał z otwartymi ustami, jak oszalały.
    - Trochę. - odkaszlnął a na jego twarzy pojawił się wyraz zniesmaczenia. - Trochę ostre. - Już miał dorzucić parę niecenzuralnych słówek, ale nie mógł pokazać się z gorszej strony.
    - Naprawdę? - zdziwiona szerzej otworzyła oczy. - Juvii jest łagodne. Może zaszła pomyłka?
    - Z pewnością. - warknął szukając wzrokiem po sali winowajcy.
    - W takim razie… - niebiesko włosa zamilkła na moment intensywnie o czymś myśląc. - Może zjesz razem z Juvią?
    W tym momencie Lyon poczuł się jak zwycięzca.
    Obserwujący zdarzenie Gray po chwili śmiechu stanął, jak posąg, wyszedł z siebie i stanął obok, widząc dziewczynę dzielącą się z Vastią. Kolejne danie ni było jeszcze gotowe, więc nie miał wystarczająco dobrego pretekstu, by wyjść z kuchni. Mimo wszystko nogi same poniosły go do stolika z numerem czwartym.
    Stanąwszy w cieniu kolumny po prostu zamarł i patrzył. Nie robiąc nic więcej po prostu wbił wzrok w maginie. Za pomocą spojrzenia chciał przekazać jej wszystkie myśli kotłujące się w jego głowie.
    Dokładnie w tym samym momencie Juvia uniosła głowę.

    - Drugie danie. - poinformował ozięble. Najchętniej to naplułby to tych pysznie wyglądających naleśników z owocami, ale to nie podstawówka, prawda? - Pozwolę sobie podkraść Panienkę po godzinach. - rzucił na odchodne a irytacja Lyona wzięła nad nim górę.
    - Czekaj! - krzyknął uderzając otwartymi dłońmi w stół. Wstając odsunął krzesło, które w starciu z podłogą wydało długi pisk.
    Na sali zapanowała cisza. Wszystkie rozmowy ucichły, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Ludzie zawsze są ciekawi cudzych dramatów.
    - Tak, słucham? - Fullbuster zachował się nadzwyczaj powściągliwie, chociaż powstrzymywanie złośliwego uśmieszku nie jest tak proste, na jakie się wydaje.
    - Tolerowałem twoje zagrania wystarczająco długo, Gray! - zarzucił a zdziwiona Juvia ze świstem wciągnęła powietrze.
    - Skąd wiedziałeś, że to ja? - zapytał zdejmując maskę. Jego ciemne oczy lśniły niebezpiecznym blaskiem.
    - Pod koszulką odbija się kształt twojego krzyża. - zauważył skupiając wzrok na klatce piersiowej i nierówności koszuli maga. Ociekający jadem ton głosu nie wskazywał na nic dobrego.
    - Fakt, mogłem go zdjąć. - przyznał niewzruszony. - Ale wtedy nie mógłbym cię podenerwować i…
    - Po co ci to wszystko?! - przerwał zaciskając pięści w zdenerwowaniu. Nieświadomie przybrał postawę ataku.
    - Zaprosiłeś na ten wieczór niewłaściwą osobę. - podpowiedział przy złowieszczym ściąganiu rękawiczek. A jak już powszechnie wiadomo takie akcje przyprawiają biedne kobiety o palpitacje serca.
    - Tą, którą zraniłeś? - odbił piłeczkę.
    Gray momentalnie zatrzymał stopę w powietrzu, tym samym przerywając krok. Otworzył usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Nie był bowiem w stanie wymyśleć riposty na słowa, które były najszczerszą prawdą. Patrząc w oczy samej zainteresowanej dostrzegł ledwo widoczny ból, który starała się zamaskować.
    Wszystko potoczyło się tak szybko.
    Vastia nie mogąc już dłużej powstrzymywać nerwów na wodzy zaatakował. Owszem, szanował Graya jako maga, lecz teraz nie mógł mu tak łatwo popuścić! Cios był na tyle szybki, że zdezorientowany Fullbuster nie zdążył się odsunąć. Głowę miał lekko skrzywioną w bok a z rozciętej wargi po brodzie spływała strużka szkarłatnej krwi.
    Nie mogąc być dłużnym natychmiast zrewanżował się za to uderzenie. Prawy sierpowy wytrącił Lyona z równowagi. Chłopcy z dzikim krzykiem rzucili się sobie do gardeł zupełnie ignorując przerażonych klientów restauracji i właściciela śmiejącego się cicho pod nosem. Przewidział, że Młody długo nie wytrzyma.
    Juvia nie mogąc wytrzymać tego widoku, cicho pisnąwszy wybiegła przez otwarte drzwi.
    Fullbuster dostrzegłszy nieobecność dziewczyny odrzucił przeciwnika pod donicę z kwiatem i popędził za Lockser. Po chwili chaotycznego krzątania odnalazł ją na drodze prowadzącej do jej domu.
    - Już drugi raz doprowadziłem cię do łez. - szepnął tym samym zatrzymując Wodną Kobietę. Jakieś dziwne uczucie nie pozwalało mu podnieść głosu. - Wybacz.
    Wyglądał, jak siódme nieszczęście. Poszarpane i zmięte ubranie, rozczochrane włosy i brudna twarz. Do tego ten wzrok zbitego szczeniaczka.
    - Juvii się tylko pocą oczy. - chlipnęła używając wymówki starej, jak świat. - Nie ma się, o co martwić.
    - Kłamstwa nie brzmią zbyt dobrze w twoich ustach. - dodał delikatnie ścierając dziewczynie z policzków zdradzieckie łzy.
    - To zależy, czy w nie wierzysz. - podpuściła uciekając wzrokiem od twarzy maga.
    - Ani trochę. - odparł ostrożnie zaciskając palce na ramionach dziewczyny. - Zawsze wszystko psuję, może i nie jestem jakimś wielkim romanty…
    - Juvia się cieszy.
    Nie czekając długo Gray złożył na ustach niebieskookiej krótki, słodki pocałunek.

***
Tym razem naprawdę boję się komentarzy... Starałam się, jak mogłam (tak, tak marna wymówka) i wyszło takie coś.

poniedziałek, 22 września 2014

Wirus - rozdział 13 (39) - Na stare śmieci

    <muzyka>
Kroczę między zapracowanymi ludźmi. Każdy gdzieś się spieszy. Nikt nie patrzy, na to, co dzieje się wokół. Tracą tak wiele, nie będąc tego świadomym. Ech, właśnie znajduję kolejną wadę człowieka. Zaślepiony podąża przed siebie, nie bacząc na innych. Czy współpraca pomagająca przetrwać w zamierzchłych odeszła na dalszy plan? A może to ja mam ograniczone pole widzenia? Bardzo wątpliwe…
    Wymijam kolejnych przechodniów. Czarna peleryna z kapturem furkocze na chłodnym, jesiennym wietrze.
    Dokąd właściwie idę?
    Po ostatnim ataku Cieni uciekam od mroku. Jest on tak straszny, że nawet na niewinną wzmiankę o nim dostaję dreszczy.
    I alter-ego doskonale o tym wie. Żyjąc wewnątrz mojej duszy śmieje się do rozpuku z tego lęku.
    Właśnie wpada na mnie jakieś dziecko. Wnioskując po kolorowym tornistrze idzie do szkoły. Chłopczyk ma wielkie oczy zupełnie, jak dwa spodki. Szczerze zdumiony już otwiera usta, by coś powiedzieć, gdy zostaje zawołany przez matkę stojącą kilka kroków dalej.
    Młody uczeń odbiega a ja kontynuuje marsz.
    Szczerze zazdroszczę mu życia. Wszystko ma przed sobą, może dobrowolnie kształtować przyszłość. Robić, to na co ma ochotę. Dążyć do celu.
    Co z tego, że nie pamiętam, kim jestem? Mam na sobie łatkę przeszłości. Alter-ego wie, jaka byłam, ale nie chce mi powiedzieć. Twierdzi, iż obelgą dla niej jest tytułowanie mnie mianem „Shado”.
    Głupia, już ci mówiłam. To MOJE imię. Nie roztrząsaj tego, bo nie mogę skupić się na psuciu ci samopoczucia.
    Więc może powiesz mi chociaż, jak się nazywam?
    Po co? Przecież nienawidzisz tego słowa. - odpowiada kąśliwie. Mimo, że jej nie widzę, po tonie głosu rozpoznaję rozdrażnienie.
    Wyjaśnisz mi łaskawie, dlaczego? - podpuszczam.
    Nie. Tak jest o wiele zabawniej. Lubię, gdy się nad czymś rozczulasz.
    Przed chwilą mówiłaś, że „nie możesz się skupić na psuciu mi samopoczucia”.- przypomniałam marząc z irytacją brwi.
    Ależ słuchanie twoich myśli jest dużo lepsze od niejednej komedii. 
    Czuję, jakby ktoś rozsadzał mi głowę od wewnątrz. Rozmawianie z nią niczego nie da. W zasadzie nie powinnam nawet tego robić.
    Przysiadam na jednej z ławek. Dotarłam do miejsca, w które nie zapuszcza się wiele osób. To dobrze, chwila samotności - tego mi trzeba.
    Ból wciąż narasta. Przed oczami widzę obrazy Tamtej nocy. Wtedy to przejęła nade mną kontrolę. Wciąż nie wiem, jak do tego doszło. Teraz nie potrafię spojrzeć na swoje ręce. Drżące, ubrudzone szkarłatną cieczą ściskające Cień. Tak oto zwyciężyłam. Wyzbywając się człowieczeństwa.
    Otulam się rękoma zaciskając palce na ramionach. Zamykam oczy a kilka kosmyków włosów zakrywa mi twarz, gdy pochylam głowę. Mam ochotę płakać, krzyczeć, bić i szarpać. Wszystko po to, by pozbyć się tego dziwnego uczucia. Jakby serce chciało powiedzieć coś istotnego, a wewnętrzna bariera na to nie pozwala.
    Zagubiona we własnych myślach.
    - Walcz. - słyszę nagle.
    Momentalnie siadam prosto, spinając mięśnie w razie potrzeby obrony.
    Tuż obok siedzi mężczyzna w jasnym płaszczu. Ma kruczoczarne włosy i oczy. Spogląda na mnie, w jego wzroku nie ma śladu obrzydzenia, z którym często się spotykam.

    - Witaj, Shado. - głos mężczyzny paraliżuje mnie.
    - Ty draniu! - Natsu zaciska dłonie w pięści, powietrze wokół niego zaczyna wirować od czerwieni aury dorównującej barwie świeżej krwi. - Zeref!
    Mag zaszczycił Smoczego Zabójcę przelotnym spojrzeniem, po czym znalazł się tuż przy moim boku.
    - Przypomniałaś już sobie gdzie jest twój dom?

    - Zeref. - szepczę przypomniawszy sobie sytuację sprzed kilku tygodni.
    Mag wygina usta w delikatnym uśmiechu, jego aura ma barwę ciemnego fioletu.
    - Moja mała dziewczynka. - mówi ściągając mi kaptur z głowy, by móc przejechać dłońmi po rozczochranych włosach.
    Zaskoczona nie wiem, co powiedzieć. Odsunąć się? Jego ruchy są delikatne, zupełnie jakby bał się, iż przy mocniejszym dotyku zrobi mi krzywdę.
    - Już nie musisz zaprzątać głowy problemami. - kusi wyciągając ku mnie drugą dłoń, czekając na moją reakcję.
    - Nie? - powtarzam głupio. Nawet alter-ego nie wtrąca złośliwych komentarzy.
    - Przy mnie będziesz bezpieczna. - obiecuje jeszcze bardziej zmniejszając odległość między nami. Wciąż nie poruszyłam się ani o  milimetr. - Zawsze byłaś, pamiętasz?
    Usiłuję przełknąć ogromną gulę, która zagnieździła się w moim gardle. Otwieram usta, lecz nie wydobywa się z nich żaden dźwięk. Ponawiam próbę i po drugiej porażce po prostu kręcę przecząco głową.
    - Pokonasz ciemność własnej duszy. - przerywa, by sprawdzić moją reakcję. Cały czas milczę. - By to zrobić powinnaś pójść ze mną. Zaopiekuję się tobą, dobrze?
    Po moim policzku spływa pojedyncza łza, następnie kolejna. Sekundę później czuję, jak czyjeś silne ramiona otaczają mnie. Opieram czoło o pierś Zerefa. Jest taki wielki i potężny. Jest kimś, kogo potrzebuję…
    Trwamy w uścisku, ciszę przerywa jedynie mój szloch.
    - Dzielna Shado. - szepcze mi do ucha. Po chwili wstaje, bierze mnie pod rękę i odchodzimy.

    Głupia! Głupia! Głupia! Nie ufaj temu czemuś!
    Niech mi ktoś łaskawie wyjaśni dlaczego to ona jest Panią tej duszy. Dobra, fakt faktem ja tu jestem intruzem, ale jak trzeba mieć mały iloraz inteligencji, by dać porwać się jakiemuś podejrzanemu typkowi.
    Poderżnięcie gardła Pani jest tylko i wyłącznie moim zadaniem. To nagroda za męczenie się z nią.
    Do tego czasu nie mogę pozwolić jej zginąć. Przywilej wyniszczenia tej duszy należy do mnie. Zaraz po tym przejmę osłabione ciało i wreszcie zacznie się prawdziwa jazda. Ta niby-krwawa jatka, którą urządziłam ostatnio jest niczym w porównaniu do moich prawdziwych możliwości.
    Skurczybyk zablokował mnie. Przez to nie mogę nawet sprawić Pani drobnego bólu! Ale nie poddam się tak łatwo, o nie.
    To ja tu jestem Shado, natomiast Pani zwie się Noemi.
    Razem tworzymy jedną duszę. Jeżeli ona zginie, oznacza to również mój koniec. A do tego nie mogę dopuścić.
   
    W Podziemnym Królestwie sprzymierzeńcy Ciemności świętują. Z pewnej okazji zapalono wszystkie świece, tak że każdy korytarz, czy pomieszczenie przypominały składzik z pochodniami. Żarzące ogniki pomimo światła tworzyły również ciemniejszy cień niż zazwyczaj.
    - Wiwat!
    - Panienka Yasashisa wróciła!
    Takimi oto okrzykami przywitano Zerefa i Shado. Magowie powolnym i dumnym krokiem zbliżali się, ku swemu domowi. To tu spędzili większość życia młodej Zabójczyni, to tu ją wychowano i nauczono podstaw walki. Szarooka zyskała ogromny respekt poddanych siłą i umysłem. Gdy przechodziła obok sługusy drżały. Niektórzy padali na ziemię przytłoczeni ogromną energią. Co z tego, że wyglądała zupełnie, jak inna osoba, skoro mocy nigdy nie zmienisz? Oszukane oczy widziały to, co chciała dziewczyna. W rzeczywistości nikt z Fairy Tail, by jej nie poznał. Nawet Wilson…
    - Witaj o Pani Pandemonium!
    Z twarzy Noemi zniknęły wszelkie obawy, niepokój i strach. Na powrót zagościł przerażający spokój i obojętność. Powoli stawała się tym, czego tak bardzo się obawiała. Shado.
    Podczas długiej wędrówki Zeref wszystko jej powiedział. A ona mu uwierzyła.
    Ciche kroki rozbrzmiewają w powietrzu. Stukot dwóch par butów jest, jak melodia. Oświetlone blaskiem płomieni oczy nie wyrażają niczego, poza pustką. 

***
Rozdział dodany świeżo po przyjściu do domu! Teraz pozostała... nauka. 
W środę publikacja zamówienia! Nie zapomnijcie spojrzeć!
Pozostałe zamówienia spróbuję zrobić w miarę możliwości, jak najszybciej. Mimo to kolejnym zajmę się nie prędzej niż w weekend.
Powstała nowa zakładka "Bohaterowie dodani" tak gdybyście chcieli przypomnieć sobie kto, jak wygląda.

poniedziałek, 15 września 2014

Wirus - rozdział 12 (38) - Głuchy telefon

    Chaos.
    Według powszechnie znanej definicji stan całkowitego bezładu, zamieszania, zamętu. Ogarniając serce przesłania zdolność logicznego myślenia. Obraz powoli rozmazuje się aż w końcu zostajemy porwani przez nurt ciemności, który nie zważając na nic, nakierowuje nas na tajemnicze czarne ostrze. Czymże ono jest?
    To, co działo się w Fairy Tail wykraczało poza granice zwykłego chaosu.
    Nawet najgorszy wróżbita przepowiedziałby, iż Jesienny Festiwal zostanie przełożony do odwołania… o ile członkowie gildii przeżyją. A w najlepszym wypadku stracą najważniejszą dla nich zdolność używania magii. Bez niej są nikim. Można sobie lekko mówić: „o trochę pożyją i przyzwyczają się”. Otóż, nie. Wilson, gdy tylko usłyszał te słowa z ust Burmistrza (którego wypadało poinformować o sytuacji, by podjął wszelkie kroki ostrożności) posłał mu jedynie piorunujące spojrzenie.
    Dlaczego?
    Przez grzeczność nie nakrzyczał na starszego od niego mężczyznę.
    Mag, który od dzieciństwa dorastał z nadludzką mocą nie wyobraża sobie życia bez niej. Wyobraźcie sobie, że tracicie część siebie. Że nie jesteście w stanie chronić bliskich. Zbędny ciężar - tak oto pomyśli o sobie członek gildii.
    Oczywiście to tylko tok rozumowania Wilsona. Niezwykle trafny, aczkolwiek gdyby ktoś zechciał z nim dyskutować nie mając pojęcia o niczym zostałby wyśmiany. Co innego, gdyby trafił na równego sobie. Osobę, która pogodziła się ze swym losem. Zrozumienie jej jest niezwykle trudne, ale też i nie niemożliwe.
    Fairy Tail nie zamierzało poddać się tak łatwo. Istniały bowiem dwa rozwiązania, do których sprowadza się dzisiejsza opowieść:
1.  Znaleźć rozwiązanie problemu na własną rękę.
2. Skontaktować się z Shado. Wilson zaraz poprawił, by mówiono dziewczynie per Noemi. Ale jak ona, by na to zareagowała?

    Do pierwszego zadania wybrano Erzę, Lucy i Levy, które były jednymi z nielicznych osób nieodczuwających Wirusa. Póki, co. Czas naglił a one siedząc w archiwum gildii przekopywały się przez sterty ksiąg i papierów próbując znaleźć choć jedną, małą wskazówkę.
    - Macie coś? - zawołała Heartfilia, gdy kolejna lecznicza książka okazała się niczym innym, jak bezużytecznymi zapiskami.
    - Nic a nic. - przyznała zniechęcona Levy wertując stare notatniki znalezione w jednym z pudeł. Papier był tak stary, że przy mocniejszym nacisku mógł zmienić się w proszek.
    - Jedynie receptury zapisane w starożytnych językach. - Scarlet wskazała na kilka wyrwanych kartek. - Odłożę je na bok, później zajmiemy się ich treścią.
    - W niektórych książkach wyblakł tusz. - stwierdziła niebiesko-włosa usiłując odczytać pismo pełne zawijasów i pętelek. - Potrzebujemy zaklęcia odnawiającego przedmioty.
    - Ktoś z nas to potrafi? - zapytała Lucy wchodząc na drabinkę, by dostać się do położonych wyżej półek.
    Erza westchnąwszy odgarnęła włosy za ucho. Już miała odpowiadać, gdy do archiwum wszedł niespodziewany gość.
    - Jak idzie praca? - po pomieszczeniu rozległ się głos Jellala. Scarlet drgnęła czując na swoich ramionach dłonie maga. Odwracając głowę napotkała podkrążone oczy maga. Mimo to widząc ją uśmiechnął się. Sama obecność dziewczyny sprawiała mu olbrzymią przyjemność. Zamierzał na tym skorzystać, nim znów coś się stanie.
    - Stoimy w miejscu. - odparła z przekąsem.
    - Rozumiem. - mruknął cicho i cały czas śledzony przez parę brązowych tęczówek zasiadł tuż obok Tytanii.
    - Znasz zaklęcie odnawiające? - zagadnęła Lucy wskazując na zniszczone czasem strony ksiąg.
    - Same niszczące. - odpowiedział zgodnie z prawdą, czym zasmucił maginie liczące na pomoc.
    - Czego jeszcze nie sprawdziłyście? - zapytał chcąc podnieść dziewczęta na duchu. - Przejrzę to.
    I tak oto spędzili kolejne godziny. Koniec końców plan pierwszy spalił na panewce, gdyż w księgach nie było żadnych przydatnych informacji, na czym szczególnie zawiodła się Levy wprost ubóstwiająca te przedmioty. Z archiwum wyszli zmęczeni ciągłym siedzeniem. Ból w plecach dawał się we znaki a oczy niemiłosiernie szczypały. Przecieranie ich było najgorszym możliwym odruchem. Głód sprawiał, iż co chwila któryś z pustych brzuchów wydawał z siebie podejrzane dźwięki.
    Do wieczora stan zdecydowanej większości magów znacznie się pogorszył. Nawet najtwardsi nie byli w stanie ustać na nogach. Wendy i Porlyusica, co rusz skakały od łóżka, do łóżka, by tymczasowo uśpić chorych. Za dużo śpiących królewien, za mało książąt.
    Lucy odłączywszy się od grupy ruszyła w stronę kąta, gdzie umieszczono Graya. Chłopak kategorycznie nie wyraził zgody na ponowny nokaut a jedynie odurzającą ilość leków przeciwbólowych. Był jedyną osobą, która otrzymała ten przywilej. Miał niesamowitą siłę woli. Działanie Wirusa zależało indywidualnie od każdej osoby. To wyjaśnia, dlaczego potężny (w sensie wyglądu) Gajeel leżał na łóżku śliniąc się.
    - Jak się czujesz? - zapytała czule zajmując miejsce na stołku obok łóżka.
    Mag wykrzywił usta w bladym uśmiechu.
    - Bywało lepiej. - oznajmił zniekształconym głosem. - Jestem wdzięczny Wilsonowi, że pozwolił mi nie spać.
    Heartfilia napotkawszy wzrok Graya natychmiast skupiła swą uwagę na własnych dłoniach. Tylko przy dwóch osobach czuła się tak dziwnie. Oczywiście nie była tak głupia, by nie rozumieć tego uczucia. Wiedziała, lecz nie chciała się przyznać.
    - Zmienię ci okład. - zaproponowała, gdy krępująca cisza coraz bardziej jej ciążyła.
    - Będę wdzięczny. - zapewnił przerywając dalszą wypowiedź na kaszel.
    Pochłonięta czynnością nie zauważyła badawczego wzroku Fullbustera i maleńkiej zmarszczki na czole wskazującej głębokie zamyślenie.
    - Dlaczego, to robisz? - charknął, gdy na jego czole zagościł chłodny okład.
    - Co takiego? - to pytanie zupełnie ją zaskoczyło.
    - Nie patrzysz mi w oczy. - mruknął powstrzymując odkaszlnięcie. - Cały czas błądzisz po wszystkim, tylko nie mnie. Wybacz, gdy zrobiłem coś, co ci się nie spodobało.
    Wyglądał, jak przestraszone małe zwierzątko. Zaczerwienienie twarzy potęgowało widoczny strach. Patrząc na niego w takim stanie, nie mogła pojąć, jak może się o nią tak martwić podczas, gdy stoi niemalże na krawędzi! Czuła potworne wyrzuty sumienia. Momentalnie przypomniała sobie dzień, w którym próbował ją pocałować. A ona uciekła, jak mogła?
    - Gray ja.. - drżący głos zdradzał wszystko, co próbowała ukryć. - .. to ja powinnam przeprosić.
    - Lucy! - przerwał usiłując podnieść się do siadu.
    - Nie powinieneś wstawać! - spanikowana wyciągnęła ręce w przód, by w razie czego móc złapać przyjaciela.
    Chłopak korzystając z okazji przyciągnął zdezorientowaną Heartfilię do siebie i mocno ją przytulił.
    - Obwinianie się o takie błahostki jest czystą głupotą. - szepnął doskonale wiedząc o czym myślała, a biała szmatka chłodząca czoło opadła na kołdrę. - Proszę, bądź przy mnie.
    - Kiedy… - nie mogła znaleźć w głowie odpowiednich słów.
    - O Lucy tu jesteś! - zawołał Natsu przesadnie miłym tonem. - Wszędzie cię szukałem! Musimy porozmawiać. - pojawiając się tuż za blondynką odciągnął ją od maga, który usiłował powiedzieć coś jeszcze. - A ty leż i odpoczywaj.
    Różwowo-włosy oddaliwszy się na bezpieczną odległość, gdzie nikogo nie było przerwał chód. Stał plecami do blondynki, mimo to było widać, że jest spięty.
    - Natsu, co ci odbiło! - fuknęła obdarzając maga gniewnym spojrzeniem.
    Ten obrócił się beznamiętnie. Usta miał zaciśnięte w cienką linkę.
    - Zupełnie nic. - odparł sarkastycznie. Nie omieszkał znacząco wywrócić oczami.
    - Nie byłabym taka pewna. - Lucy przeniosła ciężar ciała z jednej nogi na drugą, tym samym nachylając się ku Dragneelowi. Był zły. Wręcz emanował wrogim nastawieniem do świata. Nie zamierzała ugiąć się pod naporem jego świdrującego spojrzenia.
    - Posłuchaj. - wycedził. - Wilson poprosił, bym zebrał wszystkich, którzy mają jeszcze siłę. Wszedłem do sali, zauważyłem cię i to wszystko.
    - Ale zachowujesz się nie jak ty. - zarzuciła nie chcąc odpuścić. Chciał, czy też nie, musiał powiedzieć, co jest grane.
    - To jak powinienem się zachowywać, według ciebie? - drążył powoli rozluźniając się. Właśnie z pewnym opóźnieniem dotarła jego głupota. Nie mógł doprowadzić do rozwoju bezsensownej kłótni potrzebnej, jak piąte koło u wozu. Póki, co spasuje. Jeszcze palnie coś głupiego i dopiero się porobi.
    Heartfilia wyczuwszy nutę spokoju zyskała na pewności.
    - Tak, jak zawsze. - rzekła z nadzieją, że jej słowa coś zmienią.
    Natsu westchnąwszy przyciągnął do siebie zdezorientowaną Lucy i szepnął jej na ucho:
    - Dziękuję. Za dużo tego wszystkiego. Tylko proszę, nie wpakuj się w coś, czego będziesz żałować.
    Wiedział, jak bardzo to z jego strony samolubne.

    Po porażce planu pierwszego przyszedł czas na wypróbowanie rozwiązania numer dwa.
    W tym właśnie celu Wilson nakazał, by wszyscy, u których Wirus jeszcze nie zdołał się uaktywnić przyszli do gabinetu Makarova. Przyszła zaledwie garstka osób, bo: Natsu, Lucy, Erza, Jellal, Levy i sam Mistrz gildii. Pozostali byli pół-trupami doglądanymi przez dwie tymczasowe pielęgniarki.
    - Kilka lat temu stworzyłem zaklęcie pozwalające porozumiewać się z drugą osobą na długie odległości. - zaczął tłumaczenie podczas, gdy pozostali zgodnie z instrukcją rozrysowywali na podłodze starożytne runy. - Jest jeden warunek.
    - Trudny? - wtrąciła zatroskana McGarden.
    - Banalny. - zaprzeczył wyjmując zza koszuli wisiorek z zawieszką w kształcie płomienia. - Wystarczy, że każda ze stron będzie mieć coś należącego do przeciwnej.
    - To Noemi? - wskazała na biżuterię Erza. Magini zaczęła odczuwać bóle głowy, pomimo których wciąż posłusznie odtwarzała znaki.
    Jellal spojrzał z przestrachem na Wilsona, który ledwo zauważalnie skinął głową. Fernandes widząc sygnał subtelnie zbliżył się do Scarlet.
    - Zgadza się. - potwierdził, po czym zamilknął na moment. W rzeczywistości krótka pauza miała na celu sprawdzenie, czy pozostali nie wykazują oznak zainfekowania.
    - Nie ma haczyka? - zdziwiła się Lucy przerywając malowania czarnego zawijasa sproszkowanym węglem.
    - Owszem, jest. - potwierdził podnosząc się z klęczek, gdy skończył ostatni symbol. - Musimy założyć, iż Noe wciąż nosi naszyjnik ode mnie.
    - Jeżeli nie, to nie zadziała? - zgadywał Natsu.
    Czarnooki skinął głową.
    Magowie przygotowawszy runy odsunęli się pod ścianę. Znaki przypominały trzy okręgi poprzecinane prostymi liniami rozchodzącymi ku dołowi. Gdyby nie pomoc zajęłoby mu to o wiele dłużej. A w tej grze przede wszystkim liczył się czas.
    Erza kaszlnęła.
    Jellal natychmiast nachylił się ku niej. Dziewczyna jedynie uniosła dłoń w górę na znak, że wszystko w porządku uśmiechając się blado.
    - Zaczynam.
    Stanąwszy w środku najmniejszego koła Wilson zdjął z szyi podarunek. Smoczy Zabójca zamknął oczy jednocześnie rozpoczynając recytację zaklęcia składającego się z niezrozumiałych nikomu słów. Po chwili niektóre z symboli rozbłysły świetlistym blaskiem i ulatując w górę ściśle otoczyły chłopaka. Na początku unosząc się niewinnie delikatnie drżały w powietrzu. Z czasem zaklęcie nabierając mocy (co było słychać po podniesionym tonie głosu Wilsona) sprawiło, iż znaki poruszyły się nieznacznie aż w końcu były tak szybkie, że pozostawiały za sobą ciemną smugę. Zjawisko to wywoływało narastający, piskliwy dźwięk.
    Magowie uważnie obserwowali to niecodzienne zjawisko, szczególnie Makarov milczał chcąc rozszyfrować czar.
    Płomyk zawieszony na łańcuszku przez ułamek sekundy zmienił się w prawdziwy płomień a wszystko ucichło. Runy zniknęły z sykiem sygnalizując, iż wezwanie zostało wysłane.
    - Już koniec? - szepnęła Levy kryjąca się za ramieniem Lucy.
    Wilson pokiwał głową. W tym samym czasie Erza omdlała i gdyby nie szybka reakcja Jellala z głuchym tąpnięciem uderzyłaby o ziemię.
***
A teraz tradycyjnie ogłoszenia parafialne:
1) Muszę przyznać swą porażkę w korekcie zamówienia, więc ukaże się dopiero w przyszłym tygodniu. Nie ma mowy, bym teraz zdążyła.
2) W razie poślizgu (co jest też kolejną przyczyną nieprzepisania zamówienia) napisałam akcję 2 rozdziały w przód. Gdybym nie mogła czegoś napisać, bo miałabym na głowie naukę/bycie padniętą po całym dniu to i tak nie jesteśmy stratni z akcją.
3) Na 100% wypadają mi 2 dni z pisania, ponieważ żądna wiedzy zapisałam się na 1.5h dodatkowego angielskiego + ok 45 min na dojazd w obie strony. Będąc w domu po 19 nie będę marzyć o niczym więcej, jak spaniu.

I kwintesencja moich dzisiejszych rozmyśleń:
Czy autobus może zepsuć się na wjeździe do mostu będącym jednocześnie zakrętem? Oczywiście! 
Hitem był mężczyzna, który przejechał przez wysepkę pomiędzy drugim wjazdem na most z przyczepą pełną drewna. Kurtyna...

poniedziałek, 8 września 2014

Wirus - rozdział 11 (37) - Objawy

    Ach gdyby tylko można było wieść spokojne, pełne harmonii życie, wielu ludzi odetchnęłoby z ulgą i zasiadłszy w fotelu przymknęło zmęczone oczy z błogim uśmiechem na twarzy. Ale, co z tego? W końcu to byłoby strasznie nudne, prawda? Dlatego właśnie ktoś tam na górze zaplanował dla naszych magów niespodziankę, która przysporzy im wiele kłopotów i nieprzespanych nocy.
    - Tak jest dobrze? - upewniła się po raz setny Lisanna pomagając siostrze przy wieszaniu kolorowych serpentyn. W końcu do Jesiennego Festiwalu zostały tylko dwa dni! A wszyscy jakby zapomnieli o groźbie Zerefa...
    - Jasne! Świetnie ci idzie! - okrzyknęła podnosząc głos, ponieważ świszczący w uszach wiatr skutecznie utrudniał komunikację na dalszą odległość.
    - Pani Mirajane, stoisko z zabawami gotowe. - obwieściła niebiesko-włosa dziewczynka oddając niezużyty komplet balonów.
    - Dziękuję za pomoc, Wendy. - odparła przyjaźnie. - Idź odpocząć, nie zostało wiele do zrobienia, poradzimy sobie.
    - Dobrze! - Smocza Zabójczyni uśmiechnąwszy się odeszła w asyście Carli mówiącej coś o potrzebie zaparzenia gorącej herbaty.
    Kawałek dalej Juvii i Grayowi pozostało tylko wypakowanie plastikowych i styropianowych kubeczków, ustawienie torebek z cukrem i odłożenie na półce wojennych zapasów kawy. Dla fanatyków zimna przygotowano całą masę kostek lodu.
    - Skończone. - sapnęła Juvia prostując plecy. Ciągłe nachylanie się i kucanie zdecydowanie nikomu nie służy.
    Fullbuster przytaknął dziewczynie wynosząc na zewnątrz puste pudła.
    - Przynajmniej nie musimy tu siedzieć w dzień Festiwalu. - skwitował rozglądając się po przygotowanej budce.
    - Mira poprosiła biedniejszych mieszkańców o pomoc, więc będą mogli trochę zarobić. - sprostowała zawijając białą chustę wokół szyi.
    Gray spojrzał na Juvię dziękując w myślach za to, że znormalniała i nie kleiła się do niego krzycząc coś o „prawdziwej miłości”. Szkoda tylko, iż nie wiedział o niechęci, jaką zaczęła darzyć go dziewczyna uświadomiwszy sobie o innym obliczu maga. Dotychczas żyła w pięknym przekonaniu, że jest on jej rycerzem bez skazy. Teraz ich relacje są czysto koleżeńskie, bez żadnych niedomówień. Chociaż, kto wie? Wszystko może się jeszcze zmienić.
    - Juvia będzie się zbierać do domu. - rzekła i po chwili zniknęła Grayowi z pola widzenia.
    Brak jej obsesji był dziwniejszy niż ona sama.
    - Ta, na razie. - mruknął bardziej do siebie, niż niebieskookiej.
    Po kilku minutach zamknął budkę i potulnie oddał kluczyk Mirze. W zamian został nagrodzony serdecznym uśmiechem i życzeniem miłego wieczoru. Nie mając nic lepszego do roboty oddalił się w kierunku swego domu, myśląc o przekąszeniu kilku kanapek.
    Krótki spacer okazał się być męczenną drogą.
    Stojąc przed lustrem w holu patrzył na podkrążone i przekrwione oczy, zaczerwienione policzki i cerę bladszą niż u jednego truposza. W dodatku cały czas wydawało mu się, iż słyszy w głowie pisk otępiający zmysły. Nie zdążywszy się przebrać padł na łóżko zasypiając niespokojnym snem, który raz po raz przerywał paskudny kaszel.
Czy powietrze truje?
    - Gray, wyglądasz, jak potwór! - stwierdziła doktor Erza zerknąwszy na maga następnego dnia.
    Ciemnowłosy z trudem otwierał oczy siedząc przy stoliku.
    - Czuję się gorzej niż wyglądam. - burknął ochrypłym głosem.
    - Ty też? - wtrąciła nadchodząca Bisca z kubkiem parujących ziół. - Asuka również nie czuje się najlepiej.
    - Co z nią? - zapytała zszokowana czerwono-włosa. To dziecko zawsze było okazem zdrowia.
    Matka dziewczynki pokiwała ze zrezygnowaniem głową.
    - Nie mamy pojęcia. Jest bardzo osłabiona. Przynieśliśmy ją do skrzydła szpitalnego, a Wendy i Porlyusica próbują ustalić przyczynę choroby. - przerwała na moment, by po chwili obdarzyć maga troskliwym spojrzeniem. - Gray, ty również powinieneś do nich iść.
    - Wystarczy, że zaniosą moje zwłoki. - wymamrotał zwrócony twarzą w blat.
    Bisca pozostawiwszy odpowiedź Fullbustera bez komentarza oddaliła się w kierunku schodów prowadzących na piętro.
    Dotychczas będąca biernym słuchaczem Lucy, pierwszy raz zabrała głos.
    - Chodź do Wendy. - poprosiła a Erza pokiwała twierdząco głową.
    - A jeżeli… - wycharczał przerywając wypowiedź kaszlem. - jeżeli zginę na schodach?
    - Odprawimy ci ładny pogrzeb. - skwitowała przykładając dłoń do czoła maga (któremu spodobał się ten gest). - Zbyt ciepłe.
    - Witaj Wilson. - Scarlet przywitała przechodzącego nieopodal maga. - Widziałeś może Jellala?
    - Witaj. - młody mężczyzna skłoniwszy się lekko odpowiedział - Jest razem z Natsu, rozmawiają z Mirajane.
    - Ach, tak. - mruknęła do siebie wyraźnie niepocieszona. - Nie będę im przeszkadzać.
    - Jeśli można zapytać, co się tu dzieje? - czarnooki zaniepokoił się stanem maga.
    - Najwidoczniej choroba. - odparła Lucy krzywiąc się, gdy Gray ponownie zakaszlał. Tym razem po jego brodzie poleciała brudno-szkarłatna cieć.
    Wilson wziął głęboki wdech po czym z nadludzką szybkością pozbawił maga przytomności.
    - Co robisz? - dziewczyny równocześnie poderwały się z miejsc.
    - To dla jego dobra. - tłumaczył pospiesznie skacząc wzrokiem po wszystkich magach. - Potrzeba łóżek. Zaraz wszyscy będą padać, jak muszki!
    Wedle przepowiedni do południa główna sala gildii została przerobiona na mini-szpital. Z każdą chwilą przybywało coraz więcej niezdolnych do funkcjonowania magów, których specjalnie usypiano, by nie czuli rozdzierającego bólu.
    Wilson przekazał Porlyusici wskazówki, jak zajmować się chorymi.
    - Co się tu dzieje? - wykrzyknął Makarov, gdy po wejściu do gildii zastał jeden wielki harmider.
    Czarnooki zabrawszy ze sobą Lucy i Erzę udał się z Mistrzem w oddzielone od wszelkich uszu miejsce.
    - Jest źle. - stwierdził na początku. - Bardzo źle.
    - Możesz sprecyzować? - dociekał staruszek. Cały aż trząsł się na myśl, że jego podopieczni są w niebezpieczeństwie.
    Wziąwszy głęboki wdech mag wyjaśnił wszystko najprościej, jak potrafił.
    - Choroba wszystkich leżących na sali wcale nie jest tym, o czym myślicie. - widząc pytające spojrzenie rozmówców kontynuował. - Za wszystkim stoi zaklęcie zwane Wirusem.
    - Czekaj, czekaj. - przerwała Erza. - Skąd o tym wiesz?
    - Byłem obecny przy jego tworzeniu. - wyznał.
    - Więc masz pomysł, jak je zatrzymać? - zgadywała Lucy usiłując poskładać elementy układanki w całość.
    Chłopak pokiwał przecząco głową.
    - Niestety, nie. Nigdy nie poznałem receptury odtrutki. - przyznał skruszony, zupełnie jakby całe to zamieszanie było jego winą. - Zna je jedynie twórca.
    - Kto nim jest? - zapytali pozostali niemal równocześnie.
    Wilson milczał. Słowo, które miał wypowiedzieć wcale nie chciało przejść mu przez gardło.
     - Noemi.
    Dziewczyny zamarły a Makarov spojrzał na nie pytającym wzrokiem.
    - Chodzi o Shado? - nie uzyskawszy przeczącej odpowiedzi uznał, iż trafił w samo sedno.
    - Mogłaby kogoś zainfekować? - zapytała szeptem Lucy. Tajemnicza siła ściskająca jej struny głosowe nie pozwalała na wydobycie głośniejszego dźwięku.
    Czarnooki drgnął, jak rażony prądem.
    - Nie! - tłumaczył szybko. - Na pewno nie. Wątpię, by pamiętała Wirusa.
    - Więc, kto za tym wszystkim stoi? - Scarlet skrzyżowała ręce na piersi. I chodź gest ten mógłby zostać odebrany, jako atak tak naprawdę magini chciała pocieszyć samą siebie.
    - Jestem pewien, że Zeref. - stwierdził staruszek gotując się ze złości. - Chłopcze, na czym polega to zaklęcie? Może będziemy w stanie mu zapobiec?
    - Każda osoba korzystająca z magicznej mocy „budzi” w swojej krwi pewne.. pewne - mimowolnie zerknął w górę, jakby odpowiednie słowo było wypisane na suficie. - cząsteczki. Inaczej tego nie można nazwać. Od czasu ich uwolnienia krążą po całym krwiobiegu stając się składnikiem niezbędnym do funkcjonowania. Wirus atakuje jedynie słabe ciała, stąd też skoki temperatury, osłabienie, kaszel i ból.
    - Nieprzytomny zainfekowany nie odczuwa „choroby”. - mruknęła Heartfilia bezbłędnie interpretując słowa Wilsona.
    - Dokładnie. Cząsteczki magii nie mają żadnej barwy a gdy dojdzie do ich rozpadu zmieniają kolor na ciemny brąz. Uszkodzone są trucizną samą w sobie. Krążąc swobodnie po dłuższym okresie czasu powodują..
    Nie musiał kończyć. Wszyscy doskonale rozumieli, w jakiej znaleźli się sytuacji. 
***
Hej, hej, jak widzicie powoli przechodzimy już do samego sedna "Wirusa". 

Nawiązanie do komentarza Arisy64: Dziękuję, że powiedziałaś czego Ci brakuje. Oczywiście zmiany w fabule zostały już wprowadzone.

Widzę również, iż spodobało się Wam paringowanie Shado :P 
Pierwsze wg listy zamówienie mam już napisane w swoim magicznym zeszyciku. W napiętym grafiku przepiszę je na komputer i opublikuję prawdopodobnie w przyszłą środę.

środa, 3 września 2014

Zamówienie nr 2 - dla: Anonimowy

Zamówienie dla: Anonimowy
Paring: Natsu x Shado
Tytuł: Choć jeden taniec

Bohaterowie One-shota nie znają tu prawdziwego imienia Shado, stąd też nie jest ono używane. Brak również Wilsona i Jellala.

Należąc do Fairy Tail magowie przeżywają niezliczoną ilość imprez, wypraw, przygód i wiele innych. Dziś skupimy naszą uwagę na tych pierwszych.

    Wraz z opadnięciem na ziemię pierwszego płatka śniegu rozpoczyna się Zimowy Bal będący zaledwie przedsmakiem świętowania późniejszej Wigilii. Cechuje go elegancki, wyrafinowany styl. Żadnych walk (oczywiście w miarę możliwości), ot złożona z wielu członków rodzina spotyka się w jednym dniu, by porozmawiać, zatańczyć na parkiecie i miło spędzić wspólny czas. Warunek jest jeden - obecność obowiązkowa każdej osoby połączonej silnymi więzami z Fairy Tail.

    - Już przecież mówiłem! Pytałem tyle razy, że nie mogę policzyć a ona się nie zgodziła! - Dragneel z rezygnacją oparł czoło o ścianę.
    - To znaczy dwa? - rzekł kąśliwie Gray.
    Obydwoje stali tak i kłócili się od dłuższego czasu. Obowiązkowo wystrojeni w drogie garnitury i oblani od stóp do głów czymś, co sprawiało, że stawali się istnym zapachowym wabikiem na kobiety. Przedstawicielki płci żeńskiej wzdychały rozmarzone, gdy tylko dostrzegły jednego z nich.
    - Stul dziób. - warknął prostując się nagle. Odetchnąwszy przejechał dłonią po wysmarowanych żelem włosach, który i tak prawie niczego nie dawał. Różowe kosmyki sterczały na wszystkie strony świata nie wyobrażając sobie perfekcyjnego przylizania. Nawet krawat, w tym samym odcieniu, co włosy podzielał ich zdanie i cały czas przekrzywiał się to w jedną, to drugą stronę.
    - Jak to właściwie było? - Gray uprzejmie nalał aż dwie szklanki kolorowego ponczu. Jedną z nich oddał niepocieszonemu Natsu, którego twarz rozświetlił pełen wdzięczności uśmiech.
    - Więc…

    Stałem i kwitnąłem pod tymi drzwiami chyba kilka wieków zanim w drzwiach ujrzałem znudzoną twarz Shado. Chyba przerwałem jej w malowaniu, bo na policzku miała białą plamę farby rozmazaną aż do oka.
    - Czego szukasz? - zapytała opierając się o framugę drzwi.
    Zamrugałem dwa razy a w mojej głowie pojawiła się idealna odpowiedź.
    - Szczęścia!
    - W takim razie pomyliłeś adresy. Żegnam. - Yasashisa już zamykała drzwi, ale powstrzymałem ją wpychając stopę, póki szczelina była na tyle duża, bym mógł swobodnie ją zablokować.
    - Zaczekaj chwilę! - poprosiłem nie chcąc tracić szansy. Takowa zdarza się jedna na milion.
    - Przez ciebie wpada mi zimno do domu. - westchnęła zrezygnowana. - Streszczaj się, mam masę pracy.
    W duchu dziękując wszystkim bóstwom jakie znałem za to, że zostałem obdarowany chwilą cennego czasu dziewczyny wypaliłem:
    - Pójdziesz ze mną na Zimowy Bal?
    Trzaśnięcie drzwi było o wiele bardziej wymowne aniżeli głośne „nie”.

    Marszczę ze złości brwi i chwytam porzucony pędzel. Kilka kropel farby zdążyło już skapnąć na szafkę, więc ścieram je, nim zdążą zaschnąć.
    Co to niby miało być? Jeżeli chce porobić sobie ze mnie żarty to proszę bardzo, jak będę w lepszym humorze.
    Mieszam ze sobą dwie brązowe farby chcąc uzyskać odcień pewnego budynku. Zerkam na obraz i wpatruję się w niego przez kilka sekund. Już sama nie wiem. Śmiać się, czy płakać?

    - Nie wygląda to za wesoło. - przyznał Fullbuster. - Wyrzuciła cię na zbity pysk. Sam lepiej bym tego nie zrobił.
    - Masz rację. - po chwili jego mózg pracując na najwyższych obrotach przeanalizował pozostałe słowa. - Ej!
    Gray wzruszył ramionami.
    - Nie jestem od tego, żeby cię rozpieszczać i pocieszać klepaniem po ramieniu. - wyjaśnił jednocześnie poprawiając muszkę pod szyją, gdy tuż obok przechodziła jedna z najładniejszych magiń.
    - Dzięki! Sam nie zdałbym sobie z tego sprawy. - burknął obrażony, nieświadomie zaciskając pięści.
    - Widzisz? Robię to wszystko dla twojego dobra. - wyznał puszczając różowowłosemu dość silną sójkę w bok.
    - O jak ty o mnie dbasz. - mruknął sarkastycznie. - Może…
    - Tu jesteście! - zawołała Mira. - Szukam was od dłuższego czasu. Natsu, co to za mina?
    - Dziewczyna go olała. - przyznał od razu Lodowy Mag, przez co został wręcz zabity wzrokiem błyszczących z wściekłości zielonych oczu Natsu.
    Mirajane przyciągnęła Dragneela do siebie i mocno go uścisnęła. Na dzisiejszy wieczór wybrała zieloną kreację, która nie gniotła się przy najmniejszym dotyku. Włosy spięła w kok a po bokach głowy zostawiła swobodnie kosmyki włosów.
    - Biedaczku. - zaczęła tonem zatroskanej rodzicielki. - Która ci odmówiła?
    - Shado. - burknął wpatrzony w czubki lśniących, czarnych butów, jakby co najmniej miał tam wymalowany portret Yasashisy.
    Białowłosa magini aż zachłysnęła się powietrzem.
    - Co jak, co, ale tego nie przewidziałam! - oznajmiła radośnie klaszcząc w dłonie. - Musisz się postarać!
    Szkoda, że Natsu nie podzielał entuzjazmu Strauss.
    - Tylko, jak mam ją tu zaprosić? - przypomniał o najważniejszej kwestii.
    - Czekoladki. - zadowolony z własnego pomysłu Gray uderzył pięścią w otwartą dłoń. - Dziewczyny lubią słodycze.

    Wierciłem się dzierżąc w dłoniach bombonierkę ozdobioną wielką czerwoną kokardą. Ostatni wydech i…
    Zapukałem głośno.
    Przełknąłem ślinę przejeżdżając dłonią po rozczochranych włosach (żel przegrał walkę). Tym razem musi się udać.
    Stałem tam, jak kołek kilkanaście minut, zanim usłyszałem ciche kroki. Najwyraźniej Shado zatrzymawszy się pod drzwiami myślała nad wpuszczeniem mnie do środka. W końcu uchyliła lekko drzwi obdarzywszy moją osobę chłodnym spojrzeniem.
    Zaśmiałem się niezręcznie, co było do mnie niepodobne.
    - Co tu robisz? - była szczerze zdziwiona moją obecnością. - Znowu?
    - Proszę. - szybkim ruchem wyciągnąłem przed siebie pudełko z czekoladkami. - To dla ciebie.
    Shado zerknąwszy na bombonierkę zapytała uważnie obserwując moją reakcję:
    - A co jeżeli nie lubię słodyczy?
    - Nie jesteś dziewczyną. - palnąłem głupio, nim zdążyłem ugryźć się w język.
    - Że, co proszę? - fuknęła zaciskając palce na framudze.
    Miałem mało czasu.
    - Ten idiota Mrożonek powiedział, że dziewczyny lubią słodycze! - tłumaczyłem wciąż machając pudełkiem.
    - Ty mu zaufałeś. - było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
    - Noo, tak jakby, tak. - wymamrotałem odwracając wzrok.
    - Nie rób tego więcej. - odpowiedziała zamykając drzwi.

    Uwolniwszy się od pewnego natręta wracam do salonu. Skończony obraz sechł oparty na gazecie.
    Zerkam za okno widząc odchodzącego ze spuszczoną głową Natsu. Kiedy on zrozumie, iż nie mam ochoty nigdzie wychodzić? Chociaż trzeba mu przyznać, jest odważny przychodząc tu po raz drugi.
    Na moich ustach błąka się delikatny uśmiech.
    Nie mówiłam, że nie lubię słodyczy. To było pytanie, ciekawiła mnie jego odpowiedź i cóż, krótko mówiąc wygłupił się. Miał doprawdy śmieszną minę.
    Chucham w zmarznięte ręce i ruszam w kierunku kuchni, by zrobić kubek kakao.

    - Spaliłeś temat po całości. - przyznał Fullbuster kiwając głową.
    - Ty.. - zaczął z zamiarem utłuczenia maga i sponiewierania jego zwłok. - To twoja wina!
    - Od każdej reguły w końcu jest wyjątek, nie? - rzekł tonem wysoko postawionego biznesmena znającego się na swojej robocie.
    - Szkoda, że muszę pocieszyć się jedynie duszeniem cię w myślach. - warknął wyobrażając sobie ogniste dłonie zaciśnięte na szyi Graya.
    - O co znów poszło? - wtrąciła Lucy, którą zwabiły podniesione głosy przyjaciół. Blondynka miała na sobie bladoróżową sukienkę do połowy ud, dopasowane do niej buty na wysokim obcasie i jasne sweterkowate coś, czego Natsu nie umiał nazwać.
    - Nic takiego. - Lodowy Mag lekceważąco machnął ręką. Subtelnie powiódł wzrokiem po stroju Lucy i uśmiechnął się przebiegle.
    Dragneel wyglądał, jak czerwony ze złości chomik z nadmuchanymi policzkami, któremu ktoś zabrał poidełko.
    - Dla ciebie. - burknął obrażony na cały świat. Z całych sił starał się wymyślić coś, dzięki czemu sprowadzi Shado na Bal.
    - Lucy. - Gray widocznie wpadł pewien pomysł. - Co lubią dostawać dziewczyny?
    Heartfilia w zamyśleniu przyłożyła dłoń do podbródka.
    - Kwiaty. - odparła po chwili namysłu. - Po co wam taka wiedza? - zerkając na magów zaciekawionym spojrzeniem zastanawiała się nad powodem wcześniejszego pytania.
    W odpowiedzi ciemnowłosy szturchnął zaskoczonego Natsu w bok.
    - I co się tak patrzysz, jak sroka w gnat? Zasuwaj do kwiaciarni w podskokach!

    Głupi to jednak ma szczęście! Zdążyłem przed samym zamknięciem. Pędziłem na złamanie karku i udało się. Bukiet, który przygotowano ledwo mieścił mi się w rękach i zasłaniał ponad połowę twarzy. Postawiłem na białe róże. Dziewczyna pracująca w kwiaciarni dodała tu i ówdzie parę ozdóbek i listków, całość zwieńczając kokardą.
    Nie czekając, aż rozmyślenie weźmie nade mną w górę energicznie zapukałem.
    Przestępując z nogi na nogę i chuchając na zimowe powietrze czekałem.
    - Ile razy będziesz tu jeszcze przychodził? - zabrzmiał dobrze znany mi głos, gdy bawiłem się butem w śniegu.
    - Aż do skutku. - odpowiedziałem natychmiastowo a na mojej twarzy, jak za dotknięciem magicznej różdżki pojawił się szeroki uśmiech.
    Shado wywróciła oczami jednak zaraz potem przybrała obojętną maskę.
    - To dla ciebie. - kiwnąłem głową na bukiet.
    Szarooka wpatrywała się w białe róże. Czyżbym źle wybrał? Może ich za dużo? Za mało? Złe ozdoby? Nie mam zielonego pojęcia! Co te baby mają w głowach?
    - Dziękuję.
    Tym mnie zaskoczyła.
    Shado odsunęła się kawałek, na tyle bym mógł położyć bukiet, ale samemu nie wejść.
    - Pójdziesz ze mną na bal? - zapytałem z nadzieją. Musiałem wtedy wyglądać, jak zbity szczeniaczek, bo dostrzegłem ledwie zauważalną różnicę w mimice twarzy rozmówczyni.
    - Przykro mi, ponownie muszę ci odmówić.
    Znów zostałem sam stojąc, jak ten domokrążca pod drzwiami oprószony śniegiem.
    Niech to szlag jasny trafi!

    Z wahaniem podnoszę bukiet i wkładam go do przygotowanego dzbanuszka z wodą. Zastanawiam się, co takiego chodzi temu Natsu po głowie? Czy dane będzie mi usłyszeć jeszcze jedno pukanie tego wieczoru?
    I choć cały czas temu przeczę, gdzieś głęboko chcę… a z resztą nieważne.
    Muskam biały płatek róży, po czym zdecydowanie odwracam się i szybkim krokiem wparowuję do sypialni.

    - Te spacery nawet ci służą! - stwierdził Gray naśmiewając się z Natsu, który po raz kolejny wrócił z niczym (a ściślej mówiąc nikim).
    - Ale wzięła kwiaty! - sprostował.
    Mira i Lucy pokiwały zgodnie głowami.
    - To już musi coś znaczyć.
    Różowowłosy chciał, by nadzieja nie była iluzją.
    - Może powinienem.. - zaczął zmieszany.
    - Powinieneś przysiąść się do nas na męską kolejkę! - krzyknął Elfman widząc smętny wyraz twarzy Dragneela.
    Gray potakując popchnął przyjaciela i sam zasiadł na krześle obok.
    Pili tak już od pół godziny. Co chwila któryś z magów z brzdękiem odstawiał pustą szklankę, a ta niemalże natychmiast zostawała napełniana. Mimo takiego sposobu poprawy humoru Natsu wciąż dręczyły dziwne wyrzuty sumienia. Jakieś dziwne uczucie kazało mu natychmiast wstać i udać się do domu Shado.
    Jak pomyślał, tak też uczynił.

    Na miejsce dotarł zupełnie wypruty z sił. To był chyba jego najszybszy bieg. Poruszał się tak szybko, jakby od tego, czy dotrze na miejsce zależały losy całej Magnolii.
    Drżącą dłonią uderzył w drewniane drzwi. Chyba będzie musiał zacząć ćwiczyć, bo od pokonania odległości lekko ponad kilometra dostał niezłej zadyszki.
    - Długo kazałeś na siebie czekać. - usłyszał Jej głos. Ale nie taki, jak zawsze. Ton, którym go przywitała miał w sobie nutę łagodności zazwyczaj trzymaną w szczelnym zamknięciu.
    Mag spojrzał na dziewczynę i oniemiał z wrażenia.
    Shado miała na sobie błękitną sukienkę sięgającą kolan. Rękawy kreacji ściśle przylegały do łokci. Wykrojony okrągły dekolt pozwalał na zapięcie łańcuszka ze śnieżynką tak, by nie został przez nic zasłonięty. Materiał ściśle przylegał do szczupłego ciała a od talii swobodnie spływał ku dołowi. Brązowe włosy dziewczyny zazwyczaj proste tym razem układały się w lśniące fale. Dragneel nie mógł spamiętać wszystkich szczegółów, ba przez ułamek sekundy nawet nie mógł dokładnie przyjrzeć się dziewczynie. Wiedział tylko jedno. Zwycięstwo.
     - Proszę panienkę o wybaczenie. - skłoniwszy się nisko nadstawił ramię a Shado (niezwykle) ochoczo wyszła z domu.
    - Pomyślę nad tym, Natsu. - zapewniła a magowi od usłyszenia własnego imienia zakręciło się w głowie.

    Poruszali się wolno, w rytm muzyki. Przywitani gromkimi oklaskami zostali zaprowadzeni na środek parkietu. Wokół nich wirowały inne pary. Dragneel ostrożnie trzymał Shado w dłoniach. Widocznie bał się, że jest ona tylko bańką mydlaną, która w każdej chwili może pęknąć. Albo, co gorsza. Małą porcelanową laleczką daną w ręce małemu dziecku.
    Przy jednym z obrotów Shado zbliżyła się do Natsu wdychając jego zapach.
    Dragneel uśmiechnąwszy się wzmocnił uścisk.
    - Skąd wiedziałaś, że przyjdę? - zapytał szeptem.
    - Miałeś różową aurę. - odpowiedziała zagadkowo…

… w myślach dodając: szkoda, że moja jest całkowicie szara.

***
Po cichu liczę, że sprostałam zadaniu :)
Przepraszam, że tak długo zajęło mi pisanie tego, były sytuacje, na które nie miałam wpływu i za to mi głupio.

Jeżeli ktoś chce pod tym postem można złożyć własne zamówienie wg schematu paring/krótki opis.
Jako, że wrzesień praca będzie szła powoli, gdyż zawsze muszę dokończyć pisać obecny rozdział.
Tymczasem idę przejrzeć notatki z matematyki. Po prawej stronie dodałam czat jeżeli chcecie wiedzieć, co aktualnie piszę/robię/macie pytanie/inne piszcie śmiało!!!