poniedziałek, 30 marca 2015

Opętani - rozdział 6 (51) - Senna maszkara + przypomnienie

Jako, że w ankiecie każda z odpowiedzi miała równo po 33% przez chwilę miałam dylemat. Ale dla tej jednej osoby, która zaznaczyła przypomnienie od początku historii proszę, oto jest:

CIENIE - Naszą opowieść rozpoczynamy prologiem, w którym występuje pewna postać z wyznaczoną przez Zerefa misją. W czasie jej podróży zaglądamy w zwyczajne życie magów Fairy Tail. Wszystko tak naprawdę zaczyna się od podpalenia Septentrio i zadania otrzymanego przez drużynę od Makarova. Wtedy też magowie podczas wędrówki spotykają dwie nieznane im osoby, a następnie poznają kapłankę Ayano. Dowiadują się, iż osobą odpowiedzialną za wszystko może być Shado - dawna przyjaciółka Ayano. Po odnalezieniu żółtego klejnotu (który był przedmiotem ich misji) Lucy, Erza, Gray, Natsu i Happy wracają dodatkowo obarczeni prośbą bogini Amaterasu - mają pomóc zagubionej dziewczynie. Niedługo później zdobywają zielony klejnot miasta Meridianus. Niespodziewanie Gray (który wcześniej pokłócił się z przyjaciółmi i sprawił przykrość Juvii) staje się świadkiem walki między Zerefem a Wilonem i Shado (na którą chłopak mówi per "Noemi"). Pomaga on uciec dziewczynie. W gildii okazuje się, iż to ona jest odpowiedzialna za spalenie Septentrio. Jedną z osób okazującej Noe sympatię jest Asuka. Później magowie i Shado udają się na miejsce wcześniejszej walki. Tam spotykają Zerefa, Shado ucieka a Natsu dowiaduje się, iż ma siostrę bliźniaczkę. W międzyczasie Wilson zostaje pojmany, gdy w gildii szukał Noe.

WIRUS - Wszyscy przygotowują się do Jesiennego Festiwalu, jednak w tle wciąż grają im wcześniejsze wydarzenia. Magowie myślą, że Shado to Noe (i odtąd używają jej prawdziwego imienia). Tymczasem dziewczyna zmaga się z własnymi problemami. Owszem nazywa się Noemi, lecz "Shado" to imię żyjącej wewnątrz niej istoty - jej alter-ego powstałego w wyniku nierozważnie rzuconych na nią zaklęć. Do problemów dołączają tajemnicze i złe Cienie, czyli dziwna materia żyjąca własnym życiem. Drużyna Fairy Tail ponownie rusza do Septentrio licząc na zdobycie kilku informacji. Wracając zahaczają o więzienie, skąd odbijają Wilsona i towarzyszącego mu Jellala. Ponownie skupiając się na Festiwalu magowie zapominają o groźbie Zerefa, i gdy mija miesiąc od ich wcześniejszego spotkania Fairy Tail zostaje zainfekowane Wirusem. Twórcą zaklęcia jest Noemi, przez co Natsu zaczyna jej nienawidzić. Tymczasem Zeref odnajduje wystraszoną Noe i zabiera ją do siebie. Dziewczyna otrzymuje kolejne zadanie będące testem na lojalność (sprawdza ją Katsumi - nowa prawa ręka Czarnego Maga). Gdy Noemi kradnie wcześniej zebrane przez Fairy Tail i Sabertooth klejnoty zostaje zauważona przez Natsu. Dochodzi do konfrontacji, w wyniku której dziewczyna traci nad sobą panowanie i ujawnia się Shado przy pomocy Cieni. Sytuację opanowuje Wilson. Noe tknięta krótkim żalem tworzy odtrutkę Wirusa. Odbywa się Jesienny Festiwal, na którym Natsu i Lucy zawierają pewną umowę.

OPĘTANI - Noe i Wilson zamieszkują w Magnolii, dostają również zaproszenie do Fairy Tail, jednak Yasashisa (fałszywe nazwisko Noe) odmawia. Nie chce walczyć, by Shado mogła przejąć nad nią kontrolę. Prawie nikt nie wie o alter-ego. Mimo oziębłości dziewczyny, niektórzy starają się z nią zaprzyjaźnić. Podczas treningu Natsu i Graya, gdy w niebezpieczeństwie jest Gaspar (pupil Wilsona) wkracza Noe. Erza i Lucy proszą ją o trenowanie wcześniej walczących magów. Noemi zmaga się z koszmarami, w których główną rolę odgrywa Shado, a Natsu decyduje się na skok w przeszłość, by odnaleźć bliźniaczkę....

To by było na tyle. Pominęłam wszystkie wątki z paringami, żeby nie wyszło aż tak długo. Przypomniane? No to teraz zapraszam na rodział :)

***
    - Gray’u Fullbusterze przed tobą stoi wybór życia. - zaczął niemalże grobowym tonem. Wpatrując się w granatowe oczy dostrzegał okropne niezdecydowanie targające magiem. W zacienionym pomieszczeniu ledwie oddzielał tęczówki od czarnej kropki, której fachowej nazwy niestety nie pamiętał.
    Jakie to zabawne.
    - Jeden zły ruch i wszystko przepadnie.
    Dobrze o tym wiedział.
    Chłopak drgnął niespokojnie i przełknąwszy narastającą gulę w gardle, bezradnie spojrzał na trzymane przez siebie rzeczy.
    - Możesz wciąć tylko jedną z nich.
    Spoconymi ze zdenerwowania dłońmi gniótł w palcach kolejne fałdki materiału. Heh, tak tylko pogarsza swoją sytuację, bowiem po powrocie do domu będzie musiał doprowadzić TO do stanu użyteczności. Głupie stresujące zachowania.
    - Więc?
    Gray wydał z siebie cichy warkot. Nałożony przez siły wyższe ogranicznik, bezlitośnie dawał o sobie znać. Gdyby wcześniej nie dał się zwieść słodkiemu lenistwu sytuacja byłaby teraz jasna. Po raz kolejny przeklął w myślach własną głupotę i obiecał sobie wypełnić jedną z najsurowszych pokut.
    - Więc… - szepnął ze wzrokiem wbitym w swoje lustrzane odbicie. Będąc w pomieszczeniu metr na metr nie czuł się zbyt komfortowo. W małym więzieniu tracił zdolność racjonalnego myślenia. Po plecach przebiegł mu zimny dreszcz, gdy usłyszał zniecierpliwione westchnienie zza ściany. No tak, inny więźniowie także musieli zmierzyć się z  p r ó b ą. Za co? Boże czy kto tam siedzi na górze, za co?
    - Gray? - nagle usłyszał ściszony głos Juvii. Kilka razy potrząsnął głową, by upewnić się, iż zmysły nie płatają mu figla. Miał wrażenie, że właśnie doznawał czegoś podobnego do pustynnej fatamorgany.
    Mag niepewnie wysunął głowę za materiał i momentalnie zmrużył oczy. Wielki żyrandol zwisający z sufitu wycelował w niego bolesnym promieniem światła.
    Syknąwszy ostro momentalnie cofnął się w cień, jednak stworzył coś na wzór okienka, by móc spokojnie porozmawiać z dziewczyną.
    - Tak? - spytał rozglądając się. Loxar wpatrywała się w niego wzrokiem pełnym niedowierzania. Z lekko rozchylonych ust wywnioskował, iż chciała coś dodać, lecz chyba straciła zdolność mówienia. Korzystając z chwili, w której się zawahała szybko i sprawnie zlustrował ją od góry do dołu. W ciągu ostatnich tygodni zrobiła się… inna? Pal licho ubranie i makijaż, ale największa zmiana zaszła w zachowaniu. Była bardziej wyważona choć, gdy zachodziła taka potrzeba ukazywała głębsze emocje.
    - Dlaczego gadasz sam do siebie?
    Szlag.
    Szlag.
    Szlag.
    Więc ludzie wszystko słyszeli!
    Czując ciepło ogarniające policzki rozsunął kotarę przymierzalni. Mocno ściskając do piersi dwie koszule unikał zaciekawionych spojrzeń innych klientów. Wizja zakupów zawsze napawała go strachem, który wydostawał się właśnie w powyższy sposób. Poza tym stanowczo zbyt często  zostawał stawiany przed wyborem między dwoma częściami garderoby i żałośnie niskich funduszy. To także działało nader stresująco.
    Ku jego zaskoczeniu dziewczyna uniosła lekko kąciki ust i cichutko parsknęła.
    - Z czego się śmiejesz? - mruknął patrząc na przyszły i niedoszły zakup.
    - Juvia nigdy nie widziała żebyś się tak zachowywał. - wyznała uśmiechnięta.
    Gray wywrócił oczami. Wciąż nie mógł przyzwyczaić się do przejścia na per „ty” z maginią. Może i nie chciał tego sam przed sobą przyznać, ale lubił, gdy mówiła do niego „Paniczu”. Doskonale pamiętał jak wtedy układała pełne usta delikatnie pomalowane pomadką.
    - Ćwiczę. - skłamał.
    - Do?
    - Spektaklu. - wymyślił na poczekaniu. - W przyszłym tygodniu jest przesłuchanie do Romea i Julii.
    Loxar ściągnęła brwi. Oho, czyżby coś się jej nie podobało?
    - Juvia przyjdzie ci pokibicować. - zapewniła i obróciwszy się na pięcie znacząco spojrzała na zegarek. - Muszę już iść. A i weź niebieską koszulę.
    Chłopak mrugnął parę razy, po czym nie wierząc w to, co robi skierował się do kasy z zaproponowaną przez dziewczynę rzeczą.
***
    Noemi uchyliła nieznacznie powieki, gdy po chwili bezczynnego leżenia poczuła, że jest gotowa na starcie z nowym dniem. Wygrzebanie się z ciepłej kołdry było pierwszym z błahszych wyzwań, które na nią czekały. Z innego pomieszczenia słyszała odgłosy krzątaniny, a gdzieś obok leżał mruczący przez sen Gaspar. Zapewne i on niedługo się obudzi, a wtedy będzie łaził wszędzie, gdzie nie trzeba i łaskotał ją puszystym ogonem. Przynajmniej dziś nie chciała dać mu tej satysfakcji.
    Jakież było jej zdziwienie, kiedy chcąc odgarnąć włosy z policzków nawet nie uniosła ręki. Może jeszcze jest odrętwiała po nocy? Ponowiła próbę uniesienia na wpół bezwładnego ciała. Przerażona swym dziwnym stanem wzięła gwałtowny wdech i otworzyła szeroko oczy. Zewsząd dochodziło do niej palące ciepło. Jeszcze raz spróbowała ruszyć którąkolwiek częścią ciała. Bezskutecznie.
    Panika.
    Gdyby mogła, zaczęłaby się wiercić i krzyczeć, lecz głos także uparcie odmawiał posłuszeństwa.
    Co teraz? - myślała gorączkowo.
    Wydawało jej się, że słyszy szum krwi w żyłach, każde uderzenie serca i krążące w płucach powietrze. Poziom adrenaliny gwałtownie skoczył. Ponownie przymknęła oczy a z jej gardła wydobył się zniekształcony dźwięk niebezpiecznie przypominający zduszony szloch. Miała wrażenie, iż zatraca się w nieznanym uczuciu pustki. Jak ktoś rozdrabnia ją na drobne kawałeczki i ponownie składa w złej kolejności.
    Próbując poskładać myśli w miarę spójną całość nieoczekiwanie poczuła znajomy zapach. Nagle zrozumiała. Znajdowała się w Magnolii, konkretniej w domu jej i Wilsona, w jego sypialni. Poduszka pachniała tak, jak on. Może to śmieszne, głupie i dziecinne, ale dzięki temu poczuła się bezpieczniej.
    Tym razem o wiele pewniej ukazała światu szare tęczówki i przygryzając dolną wargę spróbowała odzyskać kontrolę. Teraz wiedziała już, że to sprawka alter-ego. Musiała jej pokazać, że na zabawę czas przyjdzie później.
    Walczyły tak od kilku minut a ciało Yasashisy wciąż leżało nieruchomo. Nagle Shado skupiła całą moc w jednym punkcie. Tym oto sposobem uniosła lewą dłoń i przyłożywszy ją do policzka stworzyła długą, piekącą szramę sięgającą aż do szyi. Noe zagryzając usta do krwi nie pozwoliła sobie na wydanie choćby najmniejszego pisku.
    Nacisk zelżał. Chciała ją tylko nastraszyć.

    Kilka minut później dziewczyna schodziła chwiejnym krokiem na śniadanie. Powstanie rany zrzuciła na biednego Gaspara, który już od jakiegoś czasu nie miał przycinanych pazurów.
    - Mocno boli? - spytał troskliwie Wilson. Uzbrojony po zęby w szpitalne akcesoria doprowadzał twarz Noemi do porządku.
    W powietrzu unosił się delikatny aromat kawy. Przez uchylone okna wpadało mroźne powietrze, dzięki któremu mogła się otrząsnąć, nawet za cenę zimnych rąk. W miarę upływu kolejnych niemiłosiernie długich minut miała wrażenie, że to, co stało się zaraz po przebudzeniu było czystą fikcją.
    - Prawie nic nie czuję. - odparła zgodnie z prawdą.
    Młody mężczyzna zmrużył groźnie oczy i najdelikatniej jak potrafił dezynfekował krwawiący policzek. Do głowy mu nawet nie przyszło, że to sprawka złej strony Noe. Myślał, iż uciszył ją raz na zawsze podczas poprzedniego ataku Cieni.
    - Albo się zagoi, albo będzie z tego paskudna blizna.
    - Hańbą dla żołnierza jest zdobyć bliznę gdziekolwiek indziej, niż na polu walki. - stwierdziła dziewczyna i wbrew protestom „doktora” włożyła do ust kawałek rogalika. Świeży wypiek przyjemnie pieścił podniebienie.
    Wilson wzniósł oczy do nieba, ale nie skomentował jej dziecinnego zachowania.
    - Nie powiedziałbym.
    W odpowiedzi Noe pokazała mu język.
    - Spytaj samurajów. Myślisz, że ilu z nich popełniło seppuku po klęsce? A my tu rozprawiamy o małej ranie. Ej gdzie z tym plastrem!
    - Cicho. - burknął mag i zgrabnie zabezpieczył policzek. - Ponoś go przynajmniej do wieczora. Podrażnienia mogą boleć, wiesz?
    - Nie jestem jajkiem, żeby tak się o mnie martwić.
    Smoczy Zabójca posłał jej tak groźne spojrzenie, że na moment zaprzestała przeżuwania rogala. Następnie złożył krótki pocałunek na czole poszkodowanej i wziął się za sprzątanie zostawiając zaskoczoną Noemi samą sobie. W całkiem sprytny sposób uciął dalszą rozmowę.
    - Niedorzeczność. - warknęła cicho.
    - Właściwie to… - mruknął do siebie Wilson. - … m o g ł a by ś  wyjść z domu, bo przeszkodzisz mi w pewnych planach.
***
    - Palant. - burknęła pod nosem Noe. Już blisko od godziny włóczyła się bez celu po mieście. Skutkiem tego działania jest masowe straszenie dzieci w wieku przedszkolnym.
    Co ja na to poradzę, że mam taką twarz? - pomyślała, gdy kolejny mały smark uciekł przed jej wzrokiem w ramiona matki.
    Wzdychając odkleiła opatrunek i wrzuciwszy go do kosza zasłoniła policzek długimi włosami.
    - Noe? - słysząc czyjś piskliwy głos raptownie zatrzymała się w pół kroku. Jego źródłem była…
    - Lucy - rzekła chłodnym i aż nadto formalnym tonem.
    Blondynka uśmiechnąwszy się lekko przestąpiła z nogi na nogę i zacisnęła mocniej palce na rączkach reklamówki. Mimo to nie uciekła - punkt dla niej.
    - Gdziekolwiek nie pójdę, spotykam samych znajomych. - zaśmiała się niezręcznie.
    - Co tam masz? - spytała znudzona spacerem Yasashisa. Ostatnio zaczęła uważać odzywanie się do ludzi za urozmaicenie czasu. Z wyjątkiem Natsu. Nie polubiła go i vice versa. Jego roześmianą mordkę należy unikać szerokim łukiem. Bardzo szerokim.
    - Ach, nic takiego. - odparła szybko. - Muszę coś zszyć a do tego potrzebowałam paru rzeczy.
    Szarooka kiwnęła głową na znak zrozumienia.
    - W którą stronę jest twoje mieszkanie? - spytała bez patrzenia na znajomą. - Mogłybyśmy przejść się kawałek razem.
    Zaskoczona Lucy z początku nie odpowiedziała. Dopiero zauważywszy zniecierpliwione spojrzenie wskazała odpowiedni kierunek. Chyba właśnie zaczynała się tworzyć nowa więź.
***
    - Myślę, że możemy zaczynać.
    Tak, zdecydowanie.
    Pacjent (czyt. miś) leżał już na miękkiej poduszce, która miała być odpowiednikiem szpitalnego łóżka. Na specjalnej podstawce mieściły się przygotowane igły, nici oraz czarne guzikowe oko. Chory został uśpiony za pomocą słodkiego zapachu kwiatowych perfum i odpłynął do świata snów.
    - Na pewno wiesz, co robić? - spytała sceptycznie Noe widząc niezręczne poczynania dziewczyny. - Ręce ci drżą.
    - Nawlekanie nici na igłę z tak małym oczkiem nie jest łatwe, gdy nie ma się superwzroku Smoczych Zabójców.
    Yasashisa tłumiąc ironiczny uśmiech oparła brodę na dłoniach.
    Gdy po kilku próbach narzędzia były odpowiednio ze sobą połączone mogły przystąpić do działań. Lucy nawlekła na czarną nitkę oko… i to by było na tyle. Zamarła zastanawiając się nad odpowiednim kątem rozpoczęcia operacji.
    Znudzona czekaniem Noemi ustawiła palce dziewczyny i zaraz wróciła do poprzedniej pozycji. W odczuciu Lucy miała prawie tak ciepłe ręce jak Natsu.
    - Dziękuję. - rzekła i ostrożnie wbiła ostry koniec igły w mięciutki futropodobny materiał misia. - Aż tak długo nad tym myślałam.
    - Tak. - prawda czasem bywa bezlitosna.
    - Kiedyś dojdę do wpra… Ajć!
    Szarooka posłała Lucy spojrzenie pełne politowania i widząc kropelkę krwi na palcu przejęła dowodzenie nad operacją. Prawdę mówiąc to tylko raz widziała, jak Wilson przyszywa guzik od płaszcza, który przypadkiem oderwała. Odpowiednio modyfikując jego ruchy szybko i sprawnie zakończyła czynność.
    - Dziękuję za pomoc.
    Odważny miś otrzymał naklejkę dzielnego pacjenta z nadrukowanym… misiem. Spocząwszy na półce dumnie ogarniał wzrokiem cały pokój.
    - Twoje samodzielne działanie mogłoby skończyć się katastrofą.
   Lucy westchnęła ciężko, lecz chcąc nie chcąc musiała przyznać jej rację.
    - Powinnam ci się jakoś odwdzięczyć. - mruknęła i w zamyśleniu skrzyżowała ręce na piersi.
    - Niby za co? - Yasashisa spojrzała na nią z zaciekawieniem. Nie takiej reakcji się spodziewała. Chociaż zdążyła już zauważyć, iż blondynka przestała denerwować się jej towarzystwem.
    -  Za powstrzymanie katastrofy.
    By nie wyjść na zbyt miłą Noe wzruszyła lekceważąco ramionami. Musiała dbać o swój wizerunek niedostępnego człowieka.
    - Rób, co chcesz. Nie będę cię powstrzymywać.
    - W takim razie. - w jej oczach błysnęła niebezpiecznie pozytywna iskra. - Otwórz się Bramo Raka! Cancer!
    Pojawieniu się Gwiezdnego Ducha w ich świecie towarzyszył dźwięk zamykanych i otwieranych nożyczek. Nowoprzybyły wprost nie mógł oderwać wzroku od długich i o zgrozo nieco poplątanych włosów Smoczej Zabójczyni. Natychmiast posadził ją na swym fryzjerskim krześle (które podobnie jak reszta ekwipunku pojawiły się dosłownie znikąd).
    - Co to ma być? - spytała niezadowolona dziewczyna.
    - Powiedziałaś, że mogę robić, co chcę. - wyjaśniła Lucy udając niewiniątko. - Więc przywołałam Cancera żeby zmienił ci fryzurę.
    - Jesteś bardziej przebiegła niż myślałam, Heartfilio. - rzekła z nutą pochwały w głosie.
    - Czas na metamorfozę! - wtrącił Rak. Już dawno nie miał okazji nikogo uczesać!

    - I jak ci się podoba? - spytała Lucy z nadzieją w głosie.
    - Inaczej. - stwierdziła Noe przeglądając się w lustrze. Może i głupio to brzmi, ale nowa fryzura nadała jej znacznie łagodniejszego wyrazu. Szkoda, że potrójna szrama psuła efekt. - Przyzwyczaję się. W każdym razie, zaprowadź mnie do Natsu.
Noemi po zmianie fryzury

***
    Siedzący z otwartymi szeroko ustami Dragneel przeglądał książkę. Chyba już setną tego dnia! Ostatnie trzy doby spędził w bibliotece szukając informacji o podróżach w czasie. Póki co dowiedział się tylko jakie to jest złe, be, fe i tym podobne. Do licha no, chciał się tylko dowiedzieć jak cofnąć się parę lat wstecz! Czy rzeczywiście prosił o tak wiele? Dobrze, że Jellal zaoferował mu swą pomoc, bo już dawno umarłby wsparty o opasłe tomiska pełne wiedzy.
    - Mam dosyć. - wyjęczał, gdy złapał się na czytaniu tego samego zdania czwarty raz z rzędu.
    - Nigdzie się nie pali. - przypomniał mu niebieskowłosy. - Powinieneś zrobić sobie przerwę.
    Natsu odrzucił przejrzaną księgę za siebie i zaraz dobył kolejnej.
    - Serio? Jak świat długi i szeroki gdzieś na pewno jest jakiś pożar.
    - Naprawdę z tobą źle. - szepnął wystraszony Happy.
    Mag posłał mu pytające spojrzenie.
    - Co masz na myśli?
    - To była odzywka w stylu Graya! Nawet powiedziałeś ją tym samym tonem!
    - Proponuję zrobić przerwę. - wtrącił Jellal nie pozwalając chłopakowi na wybuchnięcie histerycznym płaczem.
    Otrzepawszy się z kurzu podszedł do siedzącego na mało stabilnym taborecie towarzysza. Od długiego przeszukiwania ksiąg w jednej pozycji ich ciała zdrętwiały a żołądki zaczęły przeżuwać same siebie od środka. Nie wspominając już o podkrążonych oczach, wysuszonych na wiór gardłach i pokaleczonych od ostrego papieru palcach. Jeszcze chwila i zaraz w trójkę dostaliby kręćka. Pilnie potrzebowali jedzenia i świeżego powietrza bez zapachu staro bibliotecznej stęchlizny.
    - Wyglądacie żałośnie.
    Na dźwięk głosu Noemi momentalnie zamarli. Ich zdziwienie było tym większe, że zawitała do nich w towarzystwie Lucy. Widząc rany na jej policzku Natsu zaczął zastanawiać się, co takiego zrobiła. Wyglądały jak przeciągnięte ostrymi paznokciami.
    - W każdej pracy musi być jakiś umiar. - dodała Heartfilia widząc wycieńczone twarze.
    Yasashisa wzruszyła ramionami.

    - Nic tu dziś po mnie. - rzekła ironicznym tonem i obróciwszy się plecami do pozostałych skierowała się ku drzwiom. - W każdym razie twój i Graya trening, Natsu. Pominę już, że nie mięliście tyle odwagi, by przyjść samodzielnie, ale zgadzam się. Widzę was jutro o wschodzie słońca pod drzwiami katedry.
***
Kolejny rozdział 06.04 a w nim: morderczy trening, podróż i smoki
Plan do kolejnego zamówienia rozpiszę w ciągu dwóch dni i powoli zacznę je pisać.
A i zakładka "SPIS TREŚCI" oficjalnie już działa :)
To tyle! Do następnego!

poniedziałek, 23 marca 2015

Zamówienie nr 8 - dla: Yukki

Zamówienie dla: Yukki
Paring: Gray x Juvia
Tytuł: "Kobiece powody"

    - Otwieram rozprawę przed Sądem Magnoliańskim. - rzekł Makarov Dreyar ubrany w togę z fioletowym żabotem charakterystycznym dla sędziów. Na szyi przewieszony miał gruby, pozłacany łańcuch, końcu na którego spoczywał znak Fairy Tail. Dzięki tak obfitemu ekwipunkowi było go słychać przy każdym kroku.
    Wypełniona dotąd szeptami sala rozpraw natychmiastowo umilkła. Widzowie postępowania spięli się i z lekkim podenerwowaniem łypali to na Makarova, to na oskarżonego. Natsu poprawiwszy różową muszkę poszedł śladem pozostałych obserwatorów. Miał się zachowywać i później zdać relację do lokalnej gazety. Wyszukiwanie świeżych plotek było jego zadaniem.
    - Będzie rozpoznana sprawa Gray’a Fullbuster’a. - obwieścił Dreyar udając, że nie słyszy cichych stęknięć ze strony publiki. - Stawił się oskarżony.
    Ciemnowłosy chłopak wstał. Ubrany w drogi garnitur nie prezentował się, jak typowy przestępca doprowadzony z aresztu. Patrząc w blat ławy unikał przeszywających spojrzeń. Sam stresował się tysiące razy bardziej, niż wszyscy zebrani tu ludzie. W końcu był niewinny! Nerwowo przełknął ślinę.
    - Lat dziewiętnaście, zamieszkały w Magnolii, członek gildii magów Fairy Tail. - mówił kolejno sędzia, a każde z tych słów brzmiało, niczym ostry sztylet przewinienia. Zupełnie jakby obwiniano go o urodzenie się.
    - Oskarżam Graya Fullbustera o to, że w przeciągu całego swojego życia odmawiał przyznania się do najoczywistszego faktu na Ziemi i reszcie układu słonecznego. - teraz pałeczkę przejął pan wredny prokuratorek, który niebezpiecznie przypominał Gildartsa. - Za ten czyn grozi mu dożywotnie pozbawienie wolności.
    - Czy zrozumiał pan treść odczytanego zarzutu? - spytał Dreyar ostrym tonem. Czego tu nie ogarniać? W końcu był prosty i przejrzysty.
    Gray ściągnął brwi starając się zrozumieć, w co takiego znowu się wplątał. Gdy jego blondwłosa obrończyni szturchnęła go w bok niepewnie pokiwał głową.
    - Przyznaje się pan do dokonania winy? - ciągnął Makarov, najwyraźniej znudzony zadawaniem po raz trzeci tego samego zestawu pytań. Wcześniej przez salę sądową przewinął się Alzack za napaść z bronią w ręku oraz Gajeel za kradzież i spowodowanie uszczerbku na zdrowiu trwającego ponad siedem dni.
    - Oczywiście, że nie! - warknął odzyskawszy zdolność mówienia. Na zmianę zaciskał i rozprostowywał palce dając upust swojej złości. Został wkręcony! Ale nikogo to nie interesowało.
    - Pouczam, że przysługuje panu prawo do odmowy składania wyjaśnień. Może pan również odmówić odpowiedzi na poszczególne pytania.
    - Tak, wiem o tym. - ton, którego użył był zaskakująco grzeczny.
    - W takim razie jakie jest pańskie stanowisko?
    - Będę się bronić. - rzekł czując nagły przypływ pewności. Nie zamierzał jej zmarnować, gdyż prawdopodobnie mogła zniknąć tak szybko, jak się pojawiła.
    - Słuchamy. - Dreyar oddał mu prawo głosu i umościł się wygodnie na swoim siedzeniu. To była jego ulubiona część postępowania, w której mógł jedynie wysłuchiwać cudzych lamentów i uspokajać podburzonych świadków. Szczerze żałował, że wnoszenie popcornu na salę było niedozwolone, gdyż niektórym sprawom należała się conajmniej nominacja do Oscara.
    - Jestem niewinny. - szkoda, że te dwa słowa nie załatwią sprawy.
    - Dlaczego tak pan sądzi? - pytanie zostało skierowane ze strony Gildartsa. Mężczyzna nie wyglądał na kogoś w dobrym humorze, a wręcz przeciwnie.
    W pewnym momencie na jego biurku tuż obok opasłych tomisk o prawie Gray dostrzegł tabliczkę z napisem: „Gildarts Clive - Strażnik kobiecych serc”.
    Chyba rzeczywiście wpadł jak przysłowiowa śliwka w kompot.
    - Znalazłem się tu nie wiem jak i nie wiem za co.
    - To może ja panu przypomnę. - a wstając dodał - Wnoszę o ukazanie materiału dowodowego numer jeden.
    - Zarządzam odtworzenie nagrania. - Makarov jedynie machnął lekceważąco ręką.
    Wtem zgasło światło a z sufitu wysunął się projektor. Na całkowicie białym kawałku ściany wyświetlono krótki filmik, który w sporym skrócie przedstawiał zwyczajny dzień Graya, ale..! No właśnie ale! Gdyby tak dobrze się przyjrzeć na większości kadrów znajdowała się śledząca chłopaka Juvia. Mało tego, film został tak skonstruowany, by móc posądzić go o jej ignorowanie! Kiedy nawet nie wiedział, że jest gdzieś w pobliżu!
    - Jak nam pan to wyjaśni? - spytał Clive, a jego głos spowodował ciarki na plecach większości zgromadzonych.
    Gray zaciskał zęby próbując opanować gniew. Niech on tylko ją zobaczy, to ta nieszczęsna niewiasta pozna znaczenie słów „mścić się”.
    - Zostałem wrobiony. - potrząsnął głową, jakby próbował pozbyć się z głowy wcześniejszych obrazów. - To wszystko nie tak! Przecież ona mnie cały czas śledzi!
    - A więc teraz chce pan zrzucić winę na bezbronne dziewczę? - prokurator zinterpretował słowa Graya tak, żeby mógł dalej go oskarżać.
    Publiczność zabuczała.
    - Bezbronne? - Fullbuster parsknął. - Jest groźniejsza niż niejeden smok.
    - Śmiałe stwierdzenie. - Gildarts oparł się wygodniej na krześle i opuszkiem palca gładził brodę. - Czy mogę prosić o jego potwierdzenie?
    W tym momencie wstała obrończyni Graya, najlepsza prawniczka w Magnolii - Lucy Heartfilia.
    Prokurator nie lubił się z nią mierzyć, gdyż jej argumenty były niezwykle trafne a poza tym jest jedną z przyjaciółek jego ukochanej córeczki. Tych hojnie obdarzonych przez naturę przyjaciółek.
    Blondynka wyjęła z koperty plik zdjęć i pokazała je zgromadzonym. Fotografie przedstawiały: ołtarzyk miłości poszkodowanej znajdujący się w ukrytym pokoju jej domu, ukradzione przedmioty, których wcześniejszym właścicielem był Gray, burzowe chmury nad Magnolią wywołane samą emocjonalnością Juvii oraz zniszczenia, jakie wywołała po jednej z misji. Ostatnie zdjęcie mogło by być obrazkiem do historycznych podręczników przedstawiający antyczne ruiny, a nie fragment współczesnego miasta.
    - Pani Loxar posiada odpowiednią siłę, by kogoś skutecznie uciszyć. - zaczęła Lucy. - Prócz tego, jak widzimy ma pewne zaburzenia psychiczne i wymaga profesjonalnej opieki medycznej. Pozostawiona sama sobie może spowodować potężne szkody. Jest kobietą, a to oznacza, że może mierzyć się z nią tylko ktoś identycznej płci. Mężczyzna zaraz by został oskarżony o podniesienie ręki na kruchą istotę. Czyż nie, panie Clive?
    Mężczyzna poczerwieniał i odwrócił wzrok.
    - Zapewniam, że zachowywałaby się inaczej, gdyby oskarżony TEGO sobie nie uświadomił. - wymamrotał czując, jak kolejne argumenty wylatują mu z rąk.
    - Czego? - spytał Gray, nim zdążył ugryźć się w język.
    Dziwił się, że po spojrzeniu jakim został obdarowany mógł swobodnie oddychać.
    - Że kochasz Juvię.
***
    - Dobra! - wrzasnął szamocząc się w łóżku. - Poddaje się! Tak macie rację!
    Obudził się dopiero, gdy dzięki sile grawitacji runął na twardą podłogę. Kołdra plącząca się między kończynami wcale nie ułatwiała podniesienia się.
    Przez pierwszych kilka minut po prostu leżał nie mogąc opanować oddechu i serca, które biło w nienaturalnie szybkim rytmem. Oczami wyobraźni widział jeszcze salę sądową i akt oskarżenia. Zaraz, zaraz o czym on był? Wykroczenie? E nie, przecież Gray nie działa na szkodę społeczną. Przestępstwo? No to już bardziej realne, ale jakie konkretnie? To było coś głupiego i naprawdę oczywistego, co robił cały czas. Jak to się nazywało?
    - Miłość. - szepnął ukrywając twarz w dłoniach. Rozmasowując obolałe ramiona zastanawiał się, jak mógł byś takim idiotą. Żeby dopiero własna podświadomość pokazała ci prawdę, musisz spaść wyjątkowo nisko.
    Rzuciwszy kołdrę na łóżko ruszył w kierunku łazienki licząc na to, że zimny prysznic wystarczająco go rozbudzi
***
    Dzień był przepiękny! Ptaki ćwierkały, słonko przyjemnie grzało i nawet uliczny grajek przestał fałszować.
    Gray uwielbiał takie dni, w których mógł oddychać pełną piersią i czuł, że żyje. Zazwyczaj objawiało się to szerokim uśmiechem, zdobiącym jego ponurą twarz i sprężystym chodem. Raźnym krokiem zmierzał w kierunku domu Juvii, by podzielić się z nią radosną nowiną. W międzyczasie pomógł staruszce z zakupami, zrobił pamiątkowe zdjęcie zakochanej parze i pozbierał wysypane owoce sprzedawczyni z okolicznego warzywniaka. Swoją pozytywną energią dzielił się ze światem, a jego dobry humor świecił jaśniej niż słońce.
    Docierając do odpowiedniego budynku przystanął. Poprawiwszy fryzurę, marynarkę i kupione wcześniej kwiatki nie zapukał, póki nie wziął uspokajającego wdechu.
    Czekał.
    No i czekał dalej.
    Niecierpliwie zastukał stopą o podłoże.
    Czekał jeszcze troszeczkę dłużej.
    Kilka minut później przełknął nerwowo ślinę i spojrzał na uchylone okno.
    Wciąż nikt nie otwierał.

    Przeklinając w duchu obcisłe spodnie zrobił to, o co w życiu by siebie nie posądził.
    Wszedł do środka w stylu Natsu.
    Gray rozejrzał się po pomieszczeniu. Zawołał dziewczynę kilka razy, ale odpowiedziała mu jedynie cisza. Do głowy przychodziły mu same najczarniejsze scenariusze. Może ktoś ją porwał? Albo wywabił z mieszkania i właśnie torturuje?
    - Głupek. - parsknął uderzając się otwartą dłonią w czoło. - Pewnie gdzieś wyszła, niedługo wróci.
    W tamtej chwili powinien grzecznie wyjść, zająć się swoimi sprawami i wrócić późnym wieczorem. No cóż, niestety dał ponieść się jednej z najgorszych ludzkich pokus - ciekawości. Dlatego zamiast posłuchać głosu zdrowego rozsądku zachował się niczym rasowy złodziej i rozpoczął przeszukiwanie.
    Mieszkanie… jak mieszkanie. Kuchnia, sypialnia, salon, łazienka. Trochę bałaganu tu i ówdzie. Gdzieś podłogę zdobiły ścinki papieru i brokat, nierówno poukładane pudełka wyglądały jakby miały zaraz runąć, na parapecie powoli zbierał się kurz. Nic nadzwyczajnego.
    Gray miał właśnie wychodzić, gdy w pewnym momencie dostrzegł ukryte za wysokim kwiatem małe drzwiczki. Skądś je kojarzył. Miały może metr wysokości, więc musiał się nieźle nagimnastykować, by sprawdzić co takiego ukrywają. Widok, jaki zobaczył przyprawił go o dreszcze.
    Pomalowane na soczysty róż ściany to jeszcze nic, pikuś wobec innych „ciekawych” rzeczy. Pierwszym, co rzucało się w oczy był ołtarzyk w całości poświęcony Fullbusterowi. Wśród przyczepionych do tablicy korkowej zdjęć znalazł te, które zobaczył w filmie w swoim śnie. Lekko zniesmaczony powiódł wzrokiem po innych przedmiotach. Nawet znalazł swoją ulubioną koszulę, którą zgubił jakiś miesiąc temu. Przytykając nos do materiału zaciągnął się jego nowym, miętowym zapachem. Zarumieniony odłożył odnalezioną część garderoby i przełykając ciężko ślinę wyszedł z pokoju.
***
    - To już jest koniec, nie ma już nic… - zanuciła wesoło przestępując z nogi na nogę.
Wiatr figlarnie rozwiewał jej niebieskie włosy a słońce sprawiało, iż oczy przypominały fragment nieba. Na zarumienionej twarzy malował się tajemniczy uśmiech. Żółta sukienka falowała ukazując wszystkie możliwe walory szczupłej sylwetki. Gdy tak szła mijając innych ludzi mężczyźni oglądali się za nią a ich partnerki fukały z zazdrości, starając się odwrócić uwagę samców od nieznajomej piękności.
    - … jesteśmy wolni, możemy iść… - spomiędzy pomalowanych błyszczykiem ust wydobywał się słodki dźwięk. Gdyby można go zmaterializować przypominałby kolorowy dym. Z każdym słowem zmieniałby swoją barwę i iskrzył w słońcu.
    - … to już jest koniec, możemy iść, jesteśmy wolni, bo nie ma już nic.
***
    - Coś taki nie w sosie, Gray? - spytała Mira, gdy po raz kolejny nakryła maga na odstraszaniu przyjaciół przez minę godną seryjnego mordercy. - Rozluźnij się.
    Westchnąwszy przeciągle oparł czoło o blat barku i zamknął oczy.
    - Mam dość czekania. - wyznał głosem strudzonego życiem człowieka. Brzmiał jak jakiś staruszek a nie pełen sił młodzieniec.
    - Huh? Na co? - podpuściła go chcąc zdobyć więcej informacji.
    - Aż Juvia wróci z misji. - wyjawił, jednak wciąż nie podniósł głowy. - Akurat, gdy muszę z nią pogadać.
    - Nie brała żadnego zlecenia. - zdziwiona Mira na wszelki wypadek przewertowała gruby zeszyt z zapisanymi zadaniami. Ostatnią wzmianką o Loxar był grupowy pościg w zeszłym miesiącu.
    - Jak mogła zapaść się pod ziemię? - warknął zirytowany Gray. Mało brakowało a zacząłby się wyżywać na i tak będącym już w opłakanym stanie długopisie.
    - Gdy widziałam ją ostatnim razem zachowywała się normalnie. - zastanowiła się na głos. Odgarnąwszy za ucho biały kosmyk przysiadła się do maga.
    - Nie mam pojęcia, co mogło się stać.
    - W dodatku praktycznie z dnia na dzień. - zauważyła.
    - Znasz może jakiegoś Holmesa? - spytał ironicznie.
    Odpowiedział mu blady uśmiech.
    - Wybacz, ale jedynie książkowego.
    W międzyczasie przez gildię przewinęło się mnóstwo osób. Niestety, jak wynikło ze specjalnie przeprowadzonego wywiadu żadna z nich nie miała pojęcia o miejscu pobytu Juvii, czy też jej planach na najbliższy czas.
    Mirajane mogła przysiąc, że pod koniec dnia kilka włosów z ciemnej czupryny Graya poszarzało.

    - Wiecie może dlaczego was wezwałem?
    Ubrany w wojskowy mundur Gray nerwowo przechadzał się to w jedną to w drugą stronę. Trójka magów zaprzeczyła kiwając głowami.
    - No jasne. - rzekł wodząc po ich zdumionych twarzach surowym wzrokiem. - Przecież wam nie mówiłem, więc skąd macie wiedzieć?
    - Chcesz żebyśmy pomogli ci szukać twojej piątej klepki? - Natsu przewrócił oczami.
    - Dzieci i szeregowi głosu nie mają.
    Różowowłosy pomachał mu pięścią przed nosem.
    - Zaraz nie będziesz miał twarzy!
    Erza, której zaczęła już pulsować żyłka na czole poważnie zaczęła zastanawiać się nad wysupłaniem kilku groszy i zakupem knebli. Ile można ich tak słuchać?
    - Może po prostu wyjaśnisz nam o co chodzi? - zasugerowała Lucy obawiając się rękoczynów.
    Gray prychnął na nią, co dodatkowo rozwścieczyło Natsu.
    - Jak ty się zwracasz do kobiety, wsioku?!
    - Normalnie? - spytał rozmasowując obolałe skronie. No jak w przedszkolu, możesz tłumaczyć tysiące razy a i tak zrozumie zaledwie kilka słów. - A teraz  p r o s z ę posłuchajcie. Potrzebuję waszej pomocy w szukaniu Juvii.
    Brew Erzy wystrzeliła w górę. Z żywym zainteresowaniem wsłuchiwała się w prośbę rozbudowaną o dodatkowe szczegóły. Choć plan miał kilka usterek, ku widocznemu niezadowoleniu Natsu na koniec  skinęła głową.
    - W dniu dzisiejszym powołuję Komitet Poszukiwawczy Loxar ze mną na czele!
    - Matole nie mówi się „w dniu dzisiejszym”. - ale pochłonięty własnymi myślami Fullbuster nawet nie zwrócił uwagi na poprawkę różowowłosego.
***
    - Zachodnia część pusta. - zakomunikowała Lucy. Otrzymawszy od dowódcy specjalny (i dość obcisły) czarny strój biegała po mieście szukając znajomej dziewczyny. Niestety ta zapadła się jak kamień w wodę. Doprawdy, cóż za ironiczne stwierdzenie.
    Gray zbył ją machnięciem ręki i odznaczył kolejny obszar na mapie, która zajęła centralną część ściany w jego salonie. W ogóle cały dom w mgnieniu oka przerobił na bazę wojskową. Wszędzie walały się papiery z masą niepotrzebnych informacji, wywiadów i spisem mieszkańców.
    Szukał jej wszędzie. Znaczy się sam siedział na tyłku i nie ruszał się z pokoju. Bazując na zebranych przez członków KPL informacjach opracowywał i analizował wszystkie możliwe zdarzenia.
    W pewnym momencie na jego biurku wylądował papierowy samolocik. Jak się okazało wiadomość nadała Erza pisząc w niej o tym, że pewne starsze małżeństwo widziało Juvię przy nowo otwartym centrum handlowym… kilka dni temu.
    Gray w przypływie złości zerwał z głowy swój śmieszny berecik i rzucił nim o ziemię.
    - Kawy! - zawołał odgarniając przydługie włosy ze spoconego czoła.
    Kilka chwil później do pomieszczenia wleciał Happy. Czarny uniform krępował jego ruchy i boleśnie wpijał się w ciało. Lucy widząc go po raz pierwszy ledwo powstrzymywała śmiech. „Chcesz być piękny, to cierp!” podsumowała wychodząc na obchód. Szkoda tylko, że exceed wolał siedzieć w błocie, aniżeli nosić na sobie to gumowe coś.
    Happy chciał oddać filiżankę tak szybko, jakby przenosiła ona jakąś zakaźną chorobę. Do tego potwornie trzęsły mu się łapki, więc nic dziwnego, że oddając napój spowodował nieszczęście.
    - No i co narobiłeś?! - ryknął zdenerwowany Gray. Na jego nowej ulubionej koszuli (w końcu wcześniejsza została skradziona) widniała ciemna, mokra i gorąca plama. Mag tupiąc głośno przemierzył pokój i narzuciwszy na plecy płaszcz wyszedł z domu nic nie mówiąc.
    A się w nim gotowało! Gdyby właśnie padało, kropelki wody z pewnością parowałyby stykając się z jego skórą.
    Trzymając zaciśnięte pięści w kieszeniach szedł przed siebie szukając dobrego sposobu na pozbycie się kipiącej frustracji. Nawet nie patrząc przed siebie, jakby wiedziony instynktem dotarł pod wspomniane wcześniej centrum handlowe. Korzystając z okazji wszedł do pierwszego lepszego sklepu, by wymienić górą część stroju.
    Przemierzając kolejne półki z ubraniami przypominał wrak człowieka. Z podkrążonymi oczami i lekko rozchylonymi, spękanymi ustami odstraszał od siebie wszystkie sprzedawczynie, toteż mógł wybierać koszulę w spokoju.
    Nagle przy stojakach z wywieszonymi na wieszakach ubraniami coś drgnęło. Gray używając znacznie więcej sił, niż normalnie w końcu rozsunął ciuchy a jego oczom ukazała się wątłej postury postać zwinięta w kłębek.
    Jego oczy wyglądały jak dwa spodki. Mechanicznie, przypominając robota znokautował osobę, którą odnalazł między materiałami i przerzucając ją sobie przez ramię opuścił sklep. Oczywiście został odprowadzony przez liczne, zdziwione spojrzenia klientów.
***
    Dziewczyna obróciła się na drugi bok i słodko chrapnęła. „Słodko” według Fullbustera, który już od dobrej godziny siedział w bezruchu i wpatrywał się w Juvię, jakby była jakimś bóstwem. Wcześniej oddelegował prywatną armię KPL do domu z krótką informacją, że wszystko jest już w porządku. Teraz pozostało mu czekać.
    Tymczasem leżąca na kanapie magini tylko symulowała głęboki sen. Tak naprawdę delektowała się obecnością chłopaka. Wciąż czuła na sobie jego lodowaty dotyk i nawet puściła w niepamięć to, że niósł ją jak worek ziemniaków, a nie damę. Bała się otworzyć oczy, bo było jej trochę głupio. Bała się reakcji ciemnowłosego.
    Nagle została zaatakowana i poczuwszy na policzkach chłodne palce otworzyła oczy.
    Patrzyli tak na siebie dłuższą chwilę, zupełnie nie wiedząc, co powiedzieć. Żadne z nich się nie poruszyło choćby o milimetr.
    - Paniczu Gray.
    - Juvia.
    Fullbuster kiwnął głową na znak, by mówiła pierwsza.
    - Juvia przeprasza. - odwróciwszy wzrok poczuła, jak na policzki wkrada się jej rumieniec. - Naprawdę nie chciała panicza unikać.
    - Unikać? - powtórzył kręcąc głową z niedowierzaniem. To on wylewał z siebie siódme poty i wypruwał żyły martwiąc się o jej bezpieczeństwo, a ona robiła to wszystko specjalnie?
    Dziewczyna skinęła niepewnie głową.
    - Dlaczego? - tonem głosu starał się ją zachęcić do dalszych zeznań.
    - Bo po części to i wina panicza.
    Gray westchnął przeciągle.
    - Co takiego znowu zrobiłem? - Oho, zaraz usłyszy jeden z tych głupich babskich powodów, z których powstają fochy. Był przekonany, że zaraz zostanie przez niego zwalony z nóg.
    Trzy.
    Dwa.
    Jeden.
    - Panicz przekroczył limit spotkań z innymi kobietami. - wyznała podnosząc wzrok. Wyglądała na śmiertelnie poważną.
    Gray’owi drgnęły kąciki ust. Chwilę później pomieszczenie wypełnił jego głośny śmiech.
    - C-co tak bawi? - burknęła dziewczyna. Pomimo najszczerszych chęci nie była w stanie zrozumieć jego zachowania.
    Fullbuster położył jej rękę na głowie i delikatnie zmierzwił włosy. Przygryzł wargi, by jego szeroki uśmiech nie ujrzał światła dziennego.
    - A można to jakoś wyzerować? - w jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia.
    Dziewczyna zastanowiła się chwilę.
    - To Juvia proponuje tak: jeden buziak to jeden dzień bez limitu.

    - Niech będzie! - przystanął ochoczo. Postanowił natychmiast zacząć nadrabiać zaległości, by już nigdy nie musieć jej szukać.

***
Hejka! W końcu się udało! Jest i oto zamówienie :)
Mam nadzieję, że mi wyszło. Jak widać odbiło się na tym czego uczyłam się na test - mięliśmy na wosie dział z jakże dumnym tytułem - "prawo".
No to jedziemy z planem: do 29.03 sprawdzę resztę opowiadania a 30.03 wstawiam kolejny rozdział Opętanych (na 100% bo jest już napisany :P) Od przyszłego tygodnia mam chyba z 8 dni wolnych, więc będę chciała napisać tyle rzeczy, ile się da.

I serdeczne pozdrowienia dla nowej czytelniczki!
<jak również dla tych, którzy jeszcze się nie ujawnili>

PONIŻEJ ZNAJDUJE SIĘ ANKIETA!
PRZYPOMINAM, ŻE NIE GRYZIE!

To do poczytania!