poniedziałek, 27 października 2014

Wirus - rozdział 18 (44) - Przyjdę ci z odsieczą

    Czy wierzycie, że zaledwie w ciągu kilkunastu minut świat może wywrócić się do góry nogami? No cóż, Natsu owszem.
    To, co się teraz działo przypominało powstanie ludzi, którzy przeżyli starcie z klęskami żywiołowymi. Otrząsając głowy z popiołów unosili pewne spojrzenia ponad wszystko. Jakby świadomość przezwyciężenia śmierci dała im niezwykłą siłę do działań. Teraz pozostało tylko odbudowanie zniszczeń. Patrząc na całą sytuację to pestka. Podobnie magowie Fairy Tail musieli jedynie odzyskać stracone siły.
    Wystarczyło trochę zbawiennego płynu, by sennie otworzyli oczy i przywitali pozbawioną bólu rzeczywistość.
    Radosne chichoty ocuconych przerwał krzyk przerażenia Graya.
    - Co ty tu robisz?! - szczerze zdumiony uniósł ciężkie ciało do siadu. - Tak blisko!
    - Budzę się. - warknęła nieprzyjemnie Loxar odgarniając z czoła pojedyncze kosmyki niebieskich włosów. Na twarzy wciąż miała delikatny rumieniec i skórę mokrą od potu. - Nie widać?
    Krótko mówiąc Fullbastera przytkało. Pół przytomny nie spodziewał się słyszeć takiej wrogości w głosie dziewczyny.
    Wystarczyła jednak krótka chwila, by magini roześmiała się promiennie.
    - Juvia tylko żartowała. - unosząc dłonie w obronnym geście powstrzymywała cisnący na usta śmiech. - Gray, szkoda, że nie widziałeś swojej miny!
    - Śmieszka. - parsknął a jego kąciki ust uniosły się ku górze. Drżącymi dłońmi zacisnął palce na śnieżnobiałej kołdrze i przymknął powieki. Czuł jakby zbudził się z długiego snu. Wracał do cudownej rzeczywistości.
    Z kolei gdzieś w innej części sali do powstawali do życia kolejni członkowie gildii. Przeciągając i rozmasowując zesztywniałe mięśnie sprawdzali swą zdolność ruchu. Nie było nawet tak źle. Po krótkim czasie powinna wrócić im dawna sprawność.
    - Levyś, cieszę się, że cię widzę! - załkał Doroy a w kącikach oczu pojawiły mu się łzy.
    - Ja bardziej! - sprostował Jet próbujący stanąć o własnych siłach.
    Osaczona McGarden tylko potakiwała głową i mętnym wzrokiem jeździła po wszystkich łóżkach. Przez moment zatrzymała się na Gajeelu, któremu ktoś wlewał do ust jakiś napój, nim pozbawiona sił opadła na poduszki i wydała z siebie zduszony jęk.
    Alzack nie wierząc szczęściu zamknął żonę i córkę w żelaznym uścisku, jakby chciał własnymi ramionami obronić je przed całym złem tego świata. Czuł łomoczące mu w piersi serce, gdy słyszał ciche chichoty dwóch najbliższych mu kobiet.
    Elfman chcąc udowodnić swą wartość, jako prawdziwy mężczyzna usiłował wstać, lecz skończyło się to głośnym upadkiem na podłogę. Gdyby nie fakt, że pociągnął za sobą Lisannę i Evergreen nie byłoby większych ofiar w ludziach. Podniesienie takiej ilości kości i mięśni z dziewcząt zajęło Stingowi i reszty kompanii trochę czasu. Omal nie zapomnieli o podaniu lekarstwa Mistrzowi. Nie chcąc otrzymać reprymendy ogłosili, by nikt nie puścił pary z ust i jak najszybciej zapomnieli o drobnej wpadce.
    Erza i Jellal niemalże w jednakowym czasie zaczerpnęli pierwszego, głębszego wdechu. Gdzieś między migoczącymi gwiazdkami i rozmytym wzrokiem dostrzegli siebie nawzajem. Splatając swoje palce w ciepłym uścisku promiennie przywitali nowy dzień. Po tej przygodzie przekonali się o pewnej rzeczy. Jeżeli w najbliższym czasie nie zaczną żyć teraźniejszością to będzie ich rychły koniec. Pora zostawić przeszłość w tyle, obnażyć tajemnice i ukazać uczucia.
    Gdzieś wśród zgiełku, okrzyków radości i wołań, przy jednym z łóżek siedziała czyjaś zgarbiona sylweta. To Natsu delikatnie rozwierając usta Lucy podawał jej odtrutkę. Zbłąkana kropla płynu utworzyła mokry ślad przemieszczając się po brodzie dziewczyny. Muskając sine wargi dziewczyny czuł swego rodzaju ekscytację.
    Różowowłosy wziął głęboki wdech. Od dłuższego czasu mocno zaciskał ręce na kruchej dłoni Heartfilii. W pewnym momencie Lucy poruszyła nieznacznie powiekami a jej palce zadrżały. Po chwili świat ujrzał zamglone, brązowe tęczówki.
    Chłopak ze świstem wypuścił trzymane w płucach powietrze i uśmiechnął się promiennie.
    - Wstajemy, śpiąca królewno. - szepnął z radością oglądając przebudzenie się dziewczyny.
    - Natsu? - zapytała sennie. Wolną ręką przetarła oczy i spróbowała zmienić pozycje. Przeszkodziły jej w tym silne ramiona.
    - Masz odpoczywać. - zarządził układając przyjaciółkę na poduszce. - Ani drgnij.
    - Udało się. - wymamrotała pod nosem, gdy przypomniała sobie o ostatnich wydarzeniach. - Sprowadziliście Noemi, prawda?
   Mówiła to z taką nadzieją w głosie. Ciekawskimi oczami błądziła po sali aż w końcu zatrzymała się na przeciwległej ścianie.
    Natsu z zaciśniętymi zębami spojrzał w to samo miejsce. Między krzątającymi się magami dostrzegł Wilsona opatrującego zakrwawiony bok szarookiej. Ach to ta rana dzięki, której wróciła „do żywych”. Yasashisa z grymasem niezadowolenia zaciskała dłonie na ramionach Smoczego Zabójcy, gdy ten w skupieniu przemywał jej skórę wodą utlenioną. Na szafeczce obok leżało kilka bandaży i zapinki.
    Nagle Lucy przeniosła wzrok na lewą dłoń trzymaną w żelaznym uścisku przez Dragneela. Zaśmiawszy się niezręcznie poruszyła palcami.
    Natsu jak oparzony puścił dziewczynę.
    - Przepraszam. - wymamrotał czerwieniąc się.
    Wdzięczny śmiech Heartfilii został przerwany przez nadchodzącego Wilsona. Najwyraźniej uporał się już z nerwową pacjentką.
    - Możemy porozmawiać? - zagadnął kiwając głową w kierunku gabinetu Makarova.
    - Jasne. - odparł lekko. Powoli wstając z miejsca nie omieszkał dopowiedzieć: - A ty się nie wierć. Zaraz wracam.
    Magowie prędko pokonali odległość dzielącą ich od schodów. Po drodze zdążyli pociągnąć Noemi za ramię i zmusić ją do pójścia z nimi. Co prawda niechętnie, ale powlokła się za magami. Pionowa zmarszczka na jej czole świadczyła o głębokim zamyśleniu.
    Po dotarciu na miejsce zastali pusty gabinet. Na podłodze wciąż leżały oderwane od szafki drzwiczki. Szarooka dyskretnie odwróciła wzrok jednocześnie zagryzając dolną wargę. Był to odruch, do którego przywykła w ostatnim czasie.
    Tymczasem Wilson wyjął z tylnej kieszeni spodni woreczek z klejnotami. Ostrożnie odłożył uprzednio odebrane dziewczynie przedmioty i odłożył je na właściwe miejsce.
    - Zaczekacie chwilę? - zapytał, po naprawieniu mebla. - Sprawdzę, co z resztą i sprowadzę Mistrza ze Stingiem.
    Magowie przytaknęli.
    - Natsu. - zaczęła niepewnie, gdy tylko usłyszeli ciche kliknięcie towarzyszące zamykaniu drzwi. - Wiem, że nie powinnam, ale mam prośbę.
    - Co jest? - niby to obojętnie i chłodno, lecz zerknął przelotnie na rozmówczynię. Z samych oczu nie mógł dostrzec niczego, co pomogłoby w odczytaniu jej zamiarów. Jedyną oznaką zdenerwowania, jaką przejawiała było przestępowanie z nogi na nogę.
    - Czy mógłbyś nie mówić nikomu, co się ze mną działo? - wyszeptała po chwili wahania. Spodziewała się niemal wszystkiego. Krzyków, wyzwisk i złości. Zamiast tego usłyszała skoncentrowane:
    - Ale czemu? - Natsu przejechał dłonią po zmierzwionych włosach. Nawet nie zauważył, gdy zmienił swą postawę i rozluźnił mięśnie. Czy powinien czuć się przy niej tak swobodnie?
    - Nie chcę, by bali się mnie bardziej niż na początku. - wyjawiła obawy, którymi zadręczała się od dłuższego czasu. Momentalnie przypomniała sobie o wrogich spojrzeniach spowodowanych strachem.
    - Rozumiem. - różowowłosy zatrzymał cisnące mu się na usta parskniecie. Jednak nie pełne pogardy a zdziwienia. W końcu jakiemu złemu charakterowi zależy, aby podrzędne jednostki trzęsły portkami na jego widok? Ano każdemu. Ona pragnie tego uniknąć. - A co z Wilsonem?
    - Powiedział, że wszystko zależy od ciebie. - odpowiedziała szybko. Tym razem odwróciła twarz od otwartego okna, przez które wpadało zimne powietrze. Z kamiennym wyrazem twarzy oczekiwała odpowiedzi.
    - Ech, nie cierpię podejmowania takich decyzji. - westchnąwszy ciężko machnął lekceważąco dłonią. Mimo to w myślach rozważał wszystkie „za” i „przeciw”. Czy jego nierozważna decyzja może mieć jakieś przykre konsekwencje? - Nie zrozum mnie źle, ale wciąż nie wiem, czego można się po tobie spodziewać.
    - To tak jak ja. - rzekła z rozbrajającą szczerością. Natsu mógł przysiąc, że przez krótką chwilę, gdy zrobiła krok w przód wyglądała niczym mała dziewczynka.
    - Zawsze mogę cię obserwować. - myślał na głos. Aby dodać chwili dramatyzmu przyłożył palec do brody i pocierał nim zupełnie jak Happy, gdy intensywnie nad czymś myślał.
    - Cały czas? - zapytała z lekką obawą. Żeby zrobić coś z rękami splotła palce.
    - Obserwować, gdy będziesz w pobliżu! - sprecyzował pozwalając sobie na lekki uśmiech.
    Kącik ust Noemi uniosły się nieznacznie w górę. Niezwykły widok.
    - Niech będzie. Nie wygadam się. - zdecydował po chwili namysłu. Na potwierdzenie słów udał, że zamyka usta na klucz i wyrzuca go za siebie. - Ale nic za darmo, mam pytanie.
    - Zamieniam się w słuch. - jak powiedziała, tak zrobiła. Gdyby ktoś organizowałby konkurs na stawanie się posągiem z pewnością rozniosłaby konkurencję w proch.
    - Jak zrobiłaś odtrutkę Wirusa? - na wszelki wypadek wolał wiedzieć. Skupiony do granic możliwości właśnie miał poznać straszną tajemnicę.
    - Istnieją różne podstawy dla tworzenia czarów. - zaczęła, ku lekkiemu zdziwieniu maga. Miała podać mu sekret swojego zaklęcia po prostu od tak? I całą listę, jaką ułożył, by przekonać Yasashisę do wygadania się szlag jasny trafił. Marnotrawstwo czasu jest straszne!
    Natsu pomimo wszelkich prób nie mógł zrozumieć sensu pierwszego zdania.
    Szarooka pokiwała głową z politowaniem. Wzięła głęboki wdech i biorąc pod uwagę marne umiejętności dedukcji maga rozpoczęła tłumaczenie. Jej ściszony ton głosu idealnie pasował do długich wypowiedzi. Miał w sobie coś, co nakazywało milknąć adresatowi i w skupieniu chłonąć każde słowo.
    - Na jakim żywiole opierają się twoje ataki? - zapytała, by zacząć budować podstawę wyjaśnień.
    - Głupie pytanie. - Natsu ściągnął brwi a na jego czole pojawiła się pionowa zmarszczka. - Ognia.
    Dziewczyna przytaknęła.
    - Każdy mag bazuje na własnym rodzaju magii. - kontynuowała. Wolnym krokiem krążyła po pokoju. Opuszkami palców dokładnie badała fakturę dotykanych przedmiotów. - Ktoś inny niż ty może używać tylko i wyłącznie wody, jeszcze inna osoba przyzywa przedmioty.
    - Jak Erza! - palnął. Był to znak, iż w miarę kojarzy fakty.
    - Wiesz, że można łączyć ich poszczególne rodzaje? - zastygając w jednej pozycji w końcu przeniosła wzrok na rozmówcę.
    - Jakbym miał ogień i coś jeszcze? - myślał na głos.
    - Dokładnie. - pochwaliła wracając do ruchu. Czucie na sobie czyjegoś wzroku nie było zbyt komfortowe, ale postanowiła przemilczeć tenże fakt. - Wymaga to czasu i odpowiednich umiejętności.
    Tym razem nie doczekała kolejnego wtrącenia się maga, toteż mówiła dalej:
    - Ale tu nie roznosi się tylko o łączenie. Chciałam, być zrozumiał, że jedna osoba może korzystać z różnych żywiołów magii.
    - Po co? -dociekał. Nieświadomie złożył ręce na piersi, przez co wyglądał na nieco rozjuszonego.
    - Jestem Czarnym Smoczym Zabójcą. - obwieściła dobitnie i obojętnym wzrokiem zerknęła na Dragneela. A Wirus jest czarem bazującym na Czerni i Krwi.
    - Zaraz, zaraz! - trybiki w głowie Natsu zaczęły się niebezpiecznie poruszać. - Jakim cudem używasz Czerni?! To tak jakbym powiedział, że strzelam żółtymi promieniami!
    - Prędzej różowymi. - uściśliła patrząc na rozczochraną czuprynę. - Jeden z tych obcych, którzy tu przyszli…
    - Masz na myśli Sabertooth? - spytał opadając ciężko na drewniane krzesło Makarova. Wyglądało na wygodniejsze niż w rzeczywistości.
    Wzruszyła ramionami.
    - Od jednego z nich wyczułam magię Cieni…
    - Rogue!
    - Próbuję ci coś wyjaśnić, więc z łaski swojej stul dziób i słuchaj! - warknęła nieprzyjemnie a huśtający się na krześle mag zamarł.
    Yasashisa ze świstem wypuściła powietrze z ust. Żyłka na jej czole zaczęła niebezpiecznie pulsować.
    - Cienie zawierają się w Czerni. Ten cały Rogue, o którego imię się tak gorączkujesz posiada jedynie cząstkę mocy, jaką władam ja.
    Natsu otworzył usta ze zdziwienia, ale ostry wzrok dziewczyny powstrzymał go przed wypowiedzeniem choćby jednej sylaby.
    - Czerń to cień, który widzisz wieczorami. To noc. To negatywne emocje. To wszystko, co kojarzy się ze słabościami i chorobą. Czy pojmujesz jej potęgę?
    Chłopak skinął głową.
    - Wirus w większej części to czerń. Do nadania mu zabójczych właściwości potrzebuje paliwa.
    - Czyli krwi. - szepnął skoncentrowany.
    - No proszę, jak chcesz to potrafisz. - gdyby nie obojętny ton, słowa te miałyby znacznie milszy wydźwięk.
    - Starałem się. - rzekł zgodnie z prawdą. - Kontrola nad Czernią nie jest trudna?
    Noe pokręciła przecząco głową.
    - Po części jestem z nią związana. I mogę stwierdzić, że jest o wiele przyjemniejsza, niż mogłoby się wydawać.
    Natsu odchylił się i bezwiednie spojrzał w sufit. Zbyt wiele informacji na raz zawsze go przytłaczało. Póki, co nie interesowało go samo zaklęcie a osoba, która je stworzyła. Zaczynał wierzyć, iż otoczka obojętności Yasashisy jest pewnego rodzaju ochroną. Nie dopuszcza do siebie nikogo, więc omijają ją nieprzyjemności związane z kłótniami, czy też odejściem bliskich. Ale nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele przez to traci.
    Dragneel z charakterystycznym dla siebie uśmiechem już miał obrócić wszystko w denny żart, lecz spostrzegł czające się za Noemi ciemne macki. Te dziwne bezkształtne plamy zbliżały się do dziewczyny.
    - Uważaj! - wrzasnął i podrywając się z krzesła, które wylądowało z hukiem na ziemi popędził w stronę szarookiej.

    Obserwujący wszystko Katsumi uśmiechnął się szaleńczo na widok dwóch leżących bez ruchu ciał. Przymknąwszy puszkę, z której wypuścił zebrane wcześniej cienie przykucnął na parapecie. Po kilku minutach bezczynnego siedzenia bezszelestnie wszedł przez uchylone okno.
    Dziewczyna leżała przyciśnięta ciężarem maga. Bladą twarz wykrzywił grymas bólu. Kapitan oddziału Youkai przejechał dłońmi po całej długości jej talii. Gdyby był tu Wilson to pewnie  skończyłby pod ziemią.

    Natsu poczuwszy nagłe szarpnięcie momentalnie otworzył oczy. A bynajmniej tak się mu wydawało, bo chociaż rozwarł szeroko powieki, to nie widział niczego. Dla pewności pomachał przed twarzą otwartą dłonią, lecz nie był w stanie dostrzec nawet zarysu palców. Dopiero po dłuższym czasie przyzwyczaił wzrok do otoczenia.
    Jedyną rzeczą, której był pewien to dźwięk. Odkąd tylko się przebudził wciąż słyszał piękny dźwięk. Nie znał się na instrumentach, ale rozpoznał przesuwanie smyczka po strunach skrzypiec i poruszane klawiszami trybiki fortepianu. I chociaż wygrywana przez niewidzialne przedmioty melodia była mu kompletnie nieznana to wiedział, że może się za nią rzucić w otchłań.
    Chciał poruszać się, wirować… żyć!
    - O przestań podniecać się, jak stary pryk, bo zaraz będziesz mieć problem w spodniach.
    Dragneel zamarł. Powoli i niepewnie obrócił się w kierunku, z którego usłyszał nienaturalnie wysoki sopran. Pośród wszechobecnej ciemności dostrzegł, coś dziwnego. Kawałek dalej unosiła się szara chmura przypominająca kształtem ludzką sylwetkę. Owa istota była półprzezroczystym dymem. Jedyną cechą, która upodabniała ją do człowieka były zielone tęczówki. Jedyna barwna część ciała.
    - Co się gapisz? Mam ci wydłubać oczy? - zadrwiła.
    - Czym jesteś? - warknął Natsu przybierając pozę do ataku.
    - Sito masz w tym pustym łbie? A może znowu mam trochę podręczyć Panią?
    - Shado? - przypominając sobie imię owego „ducha” poczuł zimny dreszcz przebiegający po plecach. Bacznie rozglądał się wokół wierząc, iż wpadł w pułapkę.
    - Jeżeli przyszedłeś mnie zabawić, to w samą porę. Właśnie umierałam z nudów! - mówiąc to wystrzeliła niczym strzała i stanęła twarzą w twarz z różowowłosym. W zielonych oczach dostrzegł czyste szaleństwo, żądzę walki. Gdzieś już widział ten kolor. Tak pięknie znajomy.
    Spinając wszystkie mięśnie przygotował się na nadejście pierwszego ciosu. Od zapachu duchowej formy alter-ego Noemi czuł, jak płoną mu płuca. Ta woń miała w sobie część żrących właściwości siarki. Przy akompaniamencie niewidocznych skrzypiec rozpoczęli walkę.
    - Zrób mi tę przyjemność i nie zdychaj od razu, dobrze? - poprosiła ociekającym jadem głosem. W tej samej chwili wyprowadziła uderzenie na uda maga.
    - Nie jestem słabeuszem! - odkrzyknął unikając ataku. Mimo, że został jedynie muśnięty jego spodnie wyglądały, jak potraktowane kwasem. W materiale pojawiła się skwiercząca na obrzeżach dziura. Aż strach pomyśleć, jak na ten dotyk zareaguje skóra…
    - Wyglądasz, jak ostatni dureń, wiesz? Ten róż jest niezwykle męski.
    - Wara od włosów! - oburzył się. Nie zamierzał odpowiadać na słowne gierki.
    Shado z błyszczącymi z podekscytowania oczami dzięki swej obecnej formie okręciła się wokół maga. Pętając go rozciągliwym dymem zadawała kolejne rany. Miała znaczącą przewagę wynikającą z miejsca walki.
    Wnętrze duszy Noemi miało specyficzne właściwości. Żadne obce ciało nie mogło korzystać ze swojej magii. Wyjątkowość Shado polegała na tym, że była częścią Yasashisy. Jej małym, prywatnym Wirusem, który uodpornił się na każdy lek. I tak prędko wcale nie zamierzał opuszczać cudzego ciała.
    Natsu skoczył w górę, gdy przeciwniczka próbowała podciąć mu nogi wymachem z półobrotu. Następnie polegając jedynie na sile fizycznej (pamiętając o właściwym ułożeniu palców podczas formowania pięści) próbował zdominować walkę. Wirując w przestrzeni z Shado uderzał, kopał, parował i kontrował. Nigdy nie pozostawał w jednej pozycji dłużej niż sekundę. Spinając mięśnie przyjmował niektóre ataki, by oddać celny strzał w pustą już przestrzeń.
    Mimo tak wspaniałej reakcji i szybkości jego walka wręcz miała znaczącą wadę uniemożliwiającą zwycięstwo. Styl poruszania się Dragneela był zbyt mechaniczny. Niski poziom płynności ruchów sprawiał, iż nie mógł wykonywać niespodziewanych ataków. Kopiąc za każdym razem wracał do pierwotnej pozycji, nim oddał olejny cios.
    - Nuda! - obwieściła Shado po kilku minutach nieprzerwanej walki. Zawiedziona marnymi umiejętnościami partnera postanowiła odesłać go z powrotem do realnego świata. Tak żałosnej pchełki, aż żal zabijać. A niech żyje z przeświadczeniem, że znajduje się na szarym końcu pod względem umiejętności.
    Chcąc podejść maga dmuchnęła mu w twarz siarkowym oddechem. Zaskoczony Natsu zasłonił dłonią szeroko otwarte oczy, które wręcz zaczęły go palić. Zawył boleśnie i szamocząc się został brutalnie ugodzony w samo serce.
    Przebudzony Dragneel poderwał się do siadu i złapał za pierś. Jakież było jego dziwienie, gdy nie ujrzał żadnej rany. Dysząc ciężko przejechał drżącą dłonią po mokrym czole. Z ciężkim westchnieniem spojrzał na leżącą na ziemi nieprzytomną Noemi.

    - Kim jesteś? - spytał szeptem jakby sam do siebie.
***
Przypadkowo mamy poniedziałek i rozdział! Po skończeniu regulaminowej trzeciej strony rozdziału stwierdziłam, że mam do zrobienia prezentację na przedmiot zwany wiedzą o kulturze, toteż część weekendu diabli wezmą. A żeby nie zostawiać Was bez notki część 18 podzieliłam na 2 części. Kolejna może (???) w niedzielę.

Jeżeli ktoś nie widział jeszcze zamówienia z paringiem Natsu x Noemi zapraszam do archiwum po prawej stronie. 

W menu macie również kontakt do mnie, gdybyście mieli jakieś specjalne prośby, co do głównego opowiadania, czy też inne sprawy śmiało piszcie. 

Oliwio Natsuki i Twoja nalu-obsesjo (jak to nazwałam w myślach) :P przypomniałyście mi o budce, którą obiecałam! Praktycznie wyleciało mi to z głowy. Stokrotne podziękowania!


piątek, 24 października 2014

Zamówienie nr 4 - dla: Sandra-chan

Zamówienie dla: Sandra-chan
Paring: Natsu x Shado Noemi
Tytuł: Przebieranki

    Nadszedł już czas na odkrycie kolejnej karty z jednoczęściowych perypetii Fairy Tail. Dziś przeczytacie o kolejnym zwyczaju - przyjęciu karnawałowym. Jak i w innych wypadkach, tak tu obowiązują pewne reguły.
Przychodząc do gildii w tym szczególnym dniu, musisz mieć przebranie nie pozwalające na rozpoznanie cię.
Dopiero, gdy wybije dzwon obwieszczający północ możesz poznać tożsamość pozostałych gości.
     Cała zabawa polega na tym, że rozmawiasz i nie wiesz z kim! To gotowi? W takim razie przenieśmy się do Magnolii, gdzie dzieje się akcja.
    Jako, że głównym bohaterem tejże historii jest niejaki Natsu Dragneel pozwolę sobie opisać jego wygląd. Przebrany za zombie-pirato-koszykarza siał ogólny postrach przeplatany salwami śmiechu. Na swój genialny pomysł wpadł, gdy zachciało mu się  k o n i e c z n i e  założyć czarną przepaskę na oko. A, co do reszty to… w radiu leciał wywiad z jakimś powszechnie znanym i lubianym koszykarzem. Żeby nie było nudno i  mało oryginalnie dodał do tego zombie. Dlaczego? Bo fajnie brzmi. I voilà! Po zmiksowaniu wszystkich pomysłów wyszło COŚ! Żeby nie został posądzony o bycie sobą, Natsu przefarbował (bez obaw, zmywalnym specyfikiem po konsultacji z lekarzem) włosy na niebiesko. Do tego jedno oko zasłonił piracką przepaską a na drugie nałożył soczewkę o czarnym kolorze. Ciało przyozdobił zgniło zielonym pudrem i włożył pożyczony fioletowy strój drużyny koszykarskiej. Efekt tejże barwnej pracy budził ogólne zainteresowanie, bowiem nikt nie był w stanie nawet po głosie poznać maga.
    Łażąc bez celu po sali Natsu spotkał już wilka, dwóch rycerzy (żeby było śmiesznie skrajnie różnych tuszą) pilnujących księżniczki-żaby, napakowanego boksera z włosami ułożony na kształt błyskawicy, kuszącą pielęgniarkę i masę innych dziwactw. Doprawdy, domyślenie się, kto jest kim to nie lada wyzwanie!
    Po pokręceniu głową i wydaniu z siebie kilku bliżej nieokreślonych dźwięków Dragneel postanowił podeprzeć ścianę. W końcu była taka samotna! Wręcz błagała, by oparł się o nią plecami. Poza tym stąd miał doskonały widok na tańczące stworki.
    - Nie widziałeś wilka? - zapytał znienacka czyjś głos. Brzmiał zbyt wysoko, jak na kobiecy, ale też przypominał dobrze znany Natsu zniekształcony ton Mrożonki. Oczywiście to tylko domysły.
    Chłopak odwrócił się powoli chcąc nadać swoim ruchom charakterystyczną dla zombie ślamazarność. Obok niego stał (a może stała, kto wie?) Czerwony Kapturek. Miał stanowczo zbyt masywne i owłosione nogi, jak na dziewczynę. Również ciasno opinająca tors biała bluzka ukazywała muskularnie wyrzeźbioną sylwetkę. Żeby było śmieszniej Kapturek przesłonił twarz za maską w kształcie wilka.
    - A ty nim nie jesteś? - odparł zachowując śmiertelną powagę.
    Ktosiek westchnął przeciągle i z rezygnacją wbił wzrok w podłogę.
    - Wszyscy mi to mówią! - zaczął zbolałym tonem. Chcąc nadać chwili grozy ściszył głos do szeptu. -Ale ja im nie ufam.
    Natsu pokiwał głową ze zrozumieniem i w przyjacielskim geście położył nieznajomemu dłoń na ramieniu. Pod palcami w okolicach obojczyka poczuł gruby łańcuch.
    - Mnie wkręcają, że nie mam oka. - wyznał chwilowy niebiesko włosy.
    - Więc wiesz o czym mówię! - Kapturko-wilk z nadzieją ścisnął dłonie powstałego z martwych koszykarza.
    - Siedzimy w tym razem.
    I nasz bohater mógłby dalej trwać w tejże bezsensownej rozmowie. Jednak los pokrzyżował mu plany, gdy ponad ramieniem rozmówcy dostrzegł pewną muszkieterkę nieśmiało rozglądającą się po sali. Ów dziewczyna założyła sukienkę z dala przypominającą zbroję a w pasie zapięła pochwę ze sztucznym mieczem. Brązowe włosy spięła w wysoki koczek przewiązany białą wstążką. Przesłonięta skrzącą maską z piórami wyglądała na niedostępną wojowniczkę. Szarymi oczami uważnie przypatrywała się innym.
    O ile Natsu domyślił się imion większości osób poprzez rozmowę z nimi i ich charakterystyczne nawyki, to teraz zupełnie stracił głowę.
    - Na razie Kapturku! Radź sobie sam. - rzucił na pożegnanie i począł przeciskać się przez tłum roztańczonych przebierańców.
    Boleśnie pchnięty przez czyjś łokieć z głośnym plaskiem wylądował twarzą na ścianie. Usłyszawszy serdeczny chichot momentalnie odsunął się i chwiejnie usiłował złapać równowagę. Pomogły mu w tym delikatne ręce Noemi (ale ciii, to tajemnica).
    - Nie wiedziałam, że tacy jak ty lubią zabawy z procentami. - uśmiech, którym został obdarowany Natsu uwolnił tryb „motylków w brzuchu”.
    - Nie zgodzę się. - zaprzeczył unosząc dłonie w obronnym geście. - Ten tłum jest straszniejszy, niż się wydaje.
    Muszkieterka sprzedała rozmówcy sójkę w bok. Natsu nie chcąc pozostać dłużnym zaczepki spróbował przesunąć jej maskę, lecz zdołał tylko musnąć błyszczącą, chropowatą powierzchnię.
    Noemi momentalnie chwyciła dłoń maga i lekko ją ścisnęła. Była naprawdę ciepła. Nie to, co jej. Wolnym palcem pomachała przed zielonym nosem Dragneela.
    - Tak się nie bawimy. - przypomniała ostro. - Zasady, to zasady.
    Natsu nie mógł powstrzymać cichego parsknięcia na widok poważnych szarych oczu i wygiętych w podkówkę ust. Wyglądała jak małe, obrażone dziecko.
    Wtem Yasashisa obróciła się na pięcie tak, że przejechała włosami po twarzy chłopaka i rytmicznym krokiem ruszyła w tłum. Idąc zerknęła zalotnie przez ramię i machnęła w swoją stronę otwartą dłonią.
    Podążając za pięknością musiał przypominać wiernego psiaka z wywieszonym językiem, śliniącym wszystko i wszystkich. Niczym zwierzak ze zniewalająco maślanymi oczami przeszukiwał wzrokiem salę. Nie spodziewał się, że zostanie porwany przez roztańczoną falę.
    - Jedzie pociąg z daleka! - ryknęli rozbawieni magowie ustawiając się jeden za drugim w długi wężyk. Wedle zasady trzymali się nawzajem za ramiona i radośnie przestępowali z nogi na nogę brnąc przed siebie.
    - Na nikogo nie czeka! - zaciekawiony utworem Natsu był coraz bliższy przypomnienia sobie dalszych słów. Gdyby tylko blond kłaki idącej przed nim mitycznej bogini (prawdopodobnie Afrodyty, ale licho wie) nie machały na prawo i lewo mógłby się lepiej skupić. Ach, wiele by dał, by móc dotknąć miękkich włosów muszkieterki. To zupełnie inna sprawa!
    - Konduktorze łaskawy! - chwila, chwila…
    Nie! Za jakie grzechy! Tylko nie ta tandetna piosenka śpiewana przez dzieciaki w parkach. No tak, co taki stary chłopak, jak Natsu może mieć do kilku słów i chwytliwej melodyjki. Ano, gdy słyszysz ją setny raz z rzędu idealnie pod oknem swojego domu brzmi, jak hymn piekieł.
    - Byle nie do…
   Nie do końca! - myślał nieświadom grymasu niezadowolenia na swej twarzy. Teraz ucharakteryzowany na zombie wyglądał przerażająco.
    - …Warszawy! - tłum magów zatrzymał się, by wydać z siebie okrzyk radości i wznieść ręce, ku górze.
    Korzystając z okazji prędko opuścił kolejkę i usunął się w bok. Przebierańcy wznowiwszy marsz kontynuowali śpiewy. Wytężając sokoli wzrok usiłował odszukać dziewczynę. Gapił się jak sroka w gnat, lecz uparcie wyszukiwał tej jedynej osoby. Zniecierpliwiony stukał butem o podłogę i założył ręce za głowę. W tej pozycji nijak nie mógł obronić się przed kuksańcem pod odsłonięte żebra.
    - Ty! - warknął, ale gdy zobaczył osobę, która go dźgnęła zamilkł.
    - Tak? - zapytała przeciągle. Chichrająca się muszkieterka to doprawdy ciekawy widok.
    Zombie-koszykarzo-pirat westchnąwszy przeciągle rozmasował obolałe miejsce.
    - Jesteś z siebie dumna? - jęknął przeciągle.
    - Oczywiście. - perlisty śmiech mimowolnie wywołał na twarzy chłopaka uśmiech.
    Natsu powoli przestawał się kontrolować. W tamtej chwili jego ciało robiło, co chciało. On nie miał mu nic do powiedzenia. Zanim zdążyłby choćby zastanowić się nad konsekwencjami uczynku nachylił się i przelotnie cmoknął dziewczynę prosto w usta.
    Yasashisa patrzyła na niego tymi swoimi szarymi oczami, jak na szaleńca. Nie będąc w stanie wymyślić czegoś w miarę sensownego obróciła się na pięcie i stanęła plecami do maga.
    Hm nie oberwałem w twarz, ani inne części ciała. - myślał pocierając podbródek. - Dlaczego, by nie pójść krok dalej?
    Dlaczego? Po prostu poczuł przemożną chęć poznania smaku ust dziewczyny. Po tymże wybryku stwierdził, iż aby utwierdzić się w swym przekonaniu spróbuje jeszcze raz.
    I akurat nadarzyła się ku temu dobra okazja, gdyż usłyszał nową piosenkę.
    Podawszy milczącej Noemi dłoń poprowadził ją na środek parkietu. Po chwili tanecznym krokiem przesuwali się po parkiecie wprawiając innych w zachwyt i zdumienie. Momentalnie wszyscy usunęli się pod ściany, by podziwiać tańczącą parę.
    Natsu przepisowo trzymał się standardowego chwytu partnerki na plecach i za dłoń, chociaż ręka aż go paliła, aby przesunąć ją przynajmniej centymetr w dół. Zauważył, że od dobrych kilkudziesięciu sekund muszkieterka unikała jego spojrzenia.
    Okręciwszy Yasashisę wokół własnej osi na powrót chwycił ją w żelazny uścisk. Tym razem ich ciała były jeszcze bliżej i momentami ścierały się ze sobą.
    - Spójrz na mnie. - poprosił łagodnie podczas obrotu.
    Partnerka przygryzła wargę a z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk.
    Muzyka przyspieszyła, więc Natsu zmienił dotychczasowy algorytm tańca. Teraz na przemian oddalali się i przybliżali drobnymi, skocznymi kroczkami. Podczas jednego z nich dostrzegł, iż szarooka dorzuca do tego ruch biodrami, przez co całość wydawała się nadzwyczaj płynna. A to stawiało go w gorszym świetle.
    Podczas obrotów Natsu zmieniał za plecami dłoń, którą prowadził partnerkę. W pewnej chwili schylił się pod ramieniem dziewczyny trzymając ją jedną ręką. Podmieniając prawą na lewą pojawił się bokiem do szarookiej, która zanim zdołała mrugnąć została ponownie obrócona a następnie sam zmienił swoje położenie o trzysta sześćdziesiąt stopni.
    Noemi nie mogąc pozostać dłużną z zadziornym uśmiechem dodała krótkie, niespodziewane ruchy takie, jak delikatne wymachy, czy robienie pełniejszych kółek przy ruchu biodrami. Tymi sposobami oczarowywała męską część widowni, dostającej ślinotoku.
    Uwalniając się od partnera skocznie odeszła na kilka kroków. Poruszając kuso ramionami zapraszała do siebie oszalałego Natsu. Zawsze gdy ten podchodził dziewczyna odwracała się tak, że oboje wykonali koło wokół całej sali, nim wrócili do siebie na samym środku.
    - Nie będziesz taki chętny do rozmowy, jeśli dowiesz się, kim jestem. - stwierdziła cicho, gdy ich ręce na powrót się spotkały i wrócili do początkowego oddalania i zbliżania się do siebie.
    Dragneel błyskawicznie stanął plecami przed partnerką i schylając się dał jej niemy znak, by raźnie zatoczyła wokół niego pętle.
    - Jak możesz być tego taka pewna? - dociekał czując przyjemne mrowienie, kiedy ich ciała stykały się ze sobą. Zapach Yasashisy był lepszy od niejednego narkotyku.
    Gdy dźwięk muzyki został wyciszony a parę otoczyły gromkie oklaski posłał muszkieterce oczko i niczym prawdziwy dżentelmen odprowadził ją do stolika i poczęstował zimnym płynem.
    Noemi sączyła napój powoli, dokładnie zastanawiając się nad odpowiedzią.
    - Kontakt z ludźmi robi swoje. - rzekła po chwili milczenia. Pomalowanymi na biało paznokciami wybijała o przezroczystą szklankę tylko sobie znany rytm. Wciąż unikając kontaktu wzrokowego ze zdenerwowaniem przenosiła ciężar ciała z palców na pięty i odwrotnie.
    Natsu spojrzał na nią spod zmrużonych oczu. Z hukiem odstawił trzymany napój.
    - Od każdej reguły jest wyjątek! - zaprzeczył stanowczo.
    - Jeżeli ich dużo to automatycznie tracą swoją unikatowość. - odbiła piłeczkę. Chłodny ton nie wskazywał niczego dobrego.
    - A wtedy powstaje grupa ludzi, której można zaufać! - przekonywał. Wykonując gwałtowny ruch ręką omal nie zdzielił w twarz przechodzącego obok supermana. Punkt za szybkie reagowanie dla owego jegomościa. Można by przysiąc, iż w jego oczach pojawiły się elektryczne iskry.
    - Wtedy pojedyncza jednostka zmieni zdanie i zniszczy grupę. - dopowiedziała wzdychając ciężko.
    - Ale zawsze pozostanie ktoś, kto przestrzega swojej wiary. - wyjaśniał próbując wytłumaczyć dziewczynie potęgę swego przekonania.
    - Jako eksponat w muzeum? - zadrwiła krzyżując ręce na piersi. Do jej głosu wkradł się zirytowany ton.
    - Nie rozumiem cię kobieto! Masz dwa wyjścia! - Warknął przygważdżając Noemi do ściany. Dzięki silnym ramionom tworzył zaporę nie do przejścia. Jego wzrok był tak intensywny, że patrząc w zdziwione szare oczy mógł swobodnie podziwiać duszę dziewczyny.
    - Zamieniam się w słuch. - prychnęła niezadowolona z sytuacji, w jakiej się znalazła.
    - Pierwsze! - zaczął z mocą. - Zaufać mi!
    - A drugie? - zapytała wywracając oczami. W myślach skreśliła przedstawione wcześniej rozwiązanie problemu.
    - Przestać mi nie ufać. - dokończył ponuro. Powoli hamował emocje i zabierał ręce, którymi zatrzymywał muszkieterkę.
    - Wychodzi na to samo. - stwierdziła kwaśno. Zastosowując starą sztuczkę polegającą na wpatrywaniu się w punkt tuż za rozmówcą uniosła opuszczoną dotąd głowę.
    - Więc nie masz wyjścia. - podpowiedział szeptem.
    W ciszy ujął dłoń Noe i zaprowadził ją do wyjścia z gildii. Kilku natrętnych magów zainteresowanych ich krótką sprzeczką stanęło zasłuchanych. Jeszcze czego! To żaden dramat rodzinny, czy rozwodowy. W dzisiejszych czasach nie można rozmawiać głośniej, niż przewiduje to norma. Proszę, przykład hien zapewniających sobie rozrywkę cudzym kosztem.
    - Dokąd idziemy? - zapytała, gdy poczuła na skórze chłodny, nocny wiatr.
    - Z dala od ciekawskich straszydeł. - wyjaśnił kierując się do ogrodu za budynkiem.
    Szli w całkowitej ciszy. Nawet ze swoimi wyczulonymi zmysłami nie mogli usłyszeć oddechu drugiej osoby. Jedyną rzeczą potwierdzającą ich bliskość były splecione dłonie, od których biło nienaturalne  gorąco.
    - Zbliża się północ. - powiedział niby to przypadkiem, gdy znaleźli się już w altance wykonanej z kamienia, z której mogli podziwiać zarówno skryte w ciemności kwiaty, jak i lśniące na niebie gwiazdy.
    - I tak się nie dowiesz. - przypomniała brutalnie Noe. Mimo swej postawy nie pogardziła ciepłym ciałem towarzysza, więc przysunęła się do niego o krok.
    - Muszkieterka zamierza złamać zasadę? - zamruczał nachylony nad głową dziewczyny. W jego głowie kiełkował nieprzyzwoity plan.
    - To tylko przebranie. - bąknęła czując, jak na jej twarzy pojawia się żar towarzyszący rumieńcom. Nie mogła dać się złamać! Jeszcze czego. Do reszty nie zwariowała.
    - Ale piękne. Tak jak właścicielka. - mówił dalej z tym, że teraz śmiało oplótł szczupłą talię Noemi i bezkarnie przygryzał jej płatek ucha.
    Atmosfera robiła się coraz gęstsza. Zaskoczona tymże gestem dziewczyna pogubiła się w myślach toteż stała prosto. Pragnienie przyjemności było silniejsze niż głos zdrowego rozsądku.
    - Przesadzasz. - jęknęła czując zaciskające się na jej ciele palce. Natsu śmiało przesunął usta dalej i teraz zajmował się gładką skórą w okolicach szyi. To nadal nie była rzecz, której chciał, ale powoli. Na wszystko przyjdzie czas. Póki co upajał się miłym zapachem Yasashisy, który z wonią kwiatów tworzył oszałamiającą mieszankę.
    - Ja tylko stwierdzam fakt. - czując, jak opór dziewczyny maleje dopuszczał do siebie myśl małego triumfu.
    - Tego brakuje, by ślepiec oceniał dzieło sztuki. - rzekła wywracając oczami. Ciarki, które czuła, gdy Dragneel wodził palcami po jej nagim ramieniu doprowadzały ją do szaleństwa. Siłą powstrzymywała westchnienie przyjemności.
    - Zawsze może poznać je dotykiem, prawda? - korzystając z okazji obrócił dziewczynę przodem do siebie.
    - Nie widzi kolorów. - mruknęła wlepiając w maga szare tęczówki. Ten odkrył w nich iskierki szczęścia.
    - Od czego ma wyobraźnię? - zapytał z zawadiackim uśmiechem.
    - Co nią widzisz? - dociekała zainteresowana odpowiedzią.
    - Ciebie.
    W tamtej chwili Natsu wziął szybki zamach. Idealnie, gdy dzwony wybiły północ pozbawił zszokowaną muszkieterkę maski. Nie dał jej nawet chwili na ucieczkę. Jakby od tego zależało życie pokoleń złączył jej wargi ze swoimi. Wolną dłonią gładził zaczerwieniony policzek Noemi. Pozwalając ponieść się uczuciom przygryzł dolną wargę szarookiej, która w odpowiedzi rozchyliła szerzej usta. Ten smak był dla niego lekiem na wszystko. Chciałby całować ją w dni radosne, smutne, pełne nadziei, zwycięstw i porażek. Po prostu zapragnął mieć ją obok siebie w chwili, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się po raz pierwszy.
    - Nie robiłbym tego wszystkiego, gdybym nie znał twojego imienia, Noemi. - szepnął a słysząc cichy chichot pozwolił sobie na szeroki uśmiech.
    Trwającą w uścisku parę obserwowała leżąca w trawie błyszcząca maska. 

***
Świeże zamówienie, dopiero napisane! 
Autorka zadowolona a czytelnicy? :)

PS. Nijak nie mogę pozbyć się białego tła na literkach.

poniedziałek, 20 października 2014

Wirus - rozdział 17 (43) - Zielone oczy w głowie

    Pod rozdziałem ważna informacja!

    Świt. Oto zza widnokręgu wychyla się jasna plamka w postaci słońca zwiastująca nowy dzień. Na owianej porannym blaskiem polanie znajdują się trzy postacie.
    Różowowłosy chłopak to zaciska, to rozluźnia pięści i oddycha głęboko. Starając się opanować panujący mu w głowie mętlik, nieprzerwanie od kilku minut maszeruje we wszystkich możliwych kierunkach. Klęczący przy winowajczyni zdarzenia Wilson delikatnie pochyla się nad drżącą dziewczyną.
    Noemi nie może powstrzymać cisnących się jej do oczu łez. Bezradnie obejmując się ramionami, odgradza do siebie dostęp. Przemarznięta do szpiku kości, tkwi skulona pozwalając, by twarz przesłoniły jej skołtunione, brązowe włosy. W ten sposób może ukryć rumieniec wstydu. Nic nie wskazuje na to, aby wkrótce podniosła się z klęczek.
    - Przepraszam. - szepnęła drżącym głosem, po raz setny. Mówiła to jedno słowo, od chwili, gdy ocknęła się z transu.
    Wilson omiótł troskliwym wzrokiem ciało dziewczyny. Do tej pory po prostu stał obok. Jednak milcząc niczego nie wskóra. Sprawa była na tyle poważna, że nie można jej zbagatelizować. W tej walce nie chodziło o rany fizyczne, a psychiczne…
    Mówiąc o ranach dziwił się, iż szarooka nie straciła przytomności zważywszy na jej stan wyczerpania.
    - Noe. - w jego ustach zabrzmiało to, jak imię starożytnej bogini. W jednym słowie zawarł uczucia, jakimi darzył dziewczynę. - Nie możemy tu zostać.
    Delikatnie położył blade dłonie na ramionach przyjaciółki. Przyciągnąwszy ją do siebie, resztkami sił uniósł ich w górę.
    Czując na sobie intensywny wzrok szarych tęczówek, siłą powstrzymywał się od uśmiechu. Zadrżały mu jedynie kąciki ust.
    - Dlaczego to robisz? - spytała słabo. Nieświadomie przysunęła się do Wilsona. Syknęła cicho, gdy poczuła pieczącą ranę na brzuchu. Powoli przesunęła ku niej palce jednak będąc prawie na miejscu zatrzymała się i opuściła dłoń.
    Natsu miał wrażenie, jakby patrzył na zupełnie inną osobę. Ta mała, wątła dziewczyna nie mogła wywołać takich zniszczeń! A jednak… Wyglądała najgorzej z całej trójki. Trzęsła się i rozbieganym wzrokiem chłonęła, jak najwięcej szczegółów. Pierwszy raz na jej twarzy zagościł prawdziwy szok.
    Pole ich walki było poorane we wszystkich możliwych miejscach. Pomyślałby kto, że przeszedł tu huragan rzucający skałami na boki.
    Wilson przyciągnął do siebie dziewczynę, gdy tylko pierwsza łza przecięła jej policzek. Poddając się wyższym emocjom schowała twarz w zagłębieniu jego szyi. Chlipiąc cicho zdawała sobie sprawę, do czego właśnie doszło. Była potworem, najprawdziwszym potworem!
    Uświadomiwszy to sobie chciała odskoczyć, by nikogo nie dotykać, by nie zadać komuś bólu. Czarnooki jedynie zacieśnił uścisk nie pozwalając Noe się z niego wyrwać, która w tym momencie potrzebowała bliskości drugiej osoby.
    Delikatnie przeniósł dłoń i ostrożnie położył ją na policzku szarookiej. Zaczął wykonywać małe kółeczka kciukiem, starając się uspokoić roztrzęsioną dziewczynę. To był pierwszy raz, gdy tak otwarcie jej dotykał. Zawsze mógł o tym, co najwyżej pomarzyć. Teraz widział, jak na niego reaguje. Niezręcznie odwrócony wzrok Yasashisy i czerwone policzki utwierdzały go w tym przekonaniu.
    Noemi rozchyliła lekko usta. Wilson delikatnie musnął palcem ich kącik. Zbliżył się do niej na niebezpieczną odległość, bez wątpienia naruszającą zasadę prywatnej przestrzeni. W szarych oczach, niegdyś będących zielonymi odszukał tak wiele uczuć. Przerażenie, bezradność, szok.
    - Pamiętasz, kiedyś mówiłem ci o pewnym uczuciu. - zaczął niepewnie. Skinięcie głowy dziewczyny zachęciło go do kontynuowania. - Chciałbym żebyś je poznała.
     Yasashisa otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. Już chciała zaprzeczyć tym słowom, lecz nagle straciła grunt pod nogami i ujrzała ciemność.
    Złapał ją w ostatniej chwili.
    - Rzeczywiście jest taka, jak mówiłeś. - stwierdził kwaśno Natsu.
    Wilson wziął Noe na ręce i kiwnięciem głowy wskazał kierunek, w którym znajdowała się gildia.
    - Mogę cię o coś prosić? - spytał po kilku minutach marszu.
    - A jest to wykonalne? - odparł Dragneel ze słabym uśmiechem. Czuł, jakby z jego barków zdjęto olbrzymie brzemię, przez które szedł z nosem przy ziemi.
    - Przebacz jej. - rzekł wpatrując się w twarz nieprzytomnej.
    Zdumiony Natsu przystanął. Ten szaleniec chciał co?
    - Musimy ją naprowadzić na właściwą ścieżkę. - kontynuował nie przerywając chodu. - Po obudzeniu będzie czuć się winna. Wtedy zrobi to, co uważa za stosowne.
    - Czego możemy się spodziewać? - różowowłosy nagle ożył. Podekscytowany zacisnął dłonie w pięści. Na jego twarzy pojawił się dawno zapomniany, żywy grymas.
    - Pomocy.

    Po odejściu Smoczych Zabójców Katsumi nie próżnował. Upewniwszy się, iż nie ma nikogo w pobliżu wyszedł z kryjówki. Po obejrzeniu walki miał więcej pytań niż odpowiedzi. Czym jest Shado i w jaki sposób funkcjonuje? Tak, myślał o niej, jak o rzeczy. Bezwzględnej maszynie, która dała niezły popis. I właśnie zdobył paliwo napędzające broń.
    Wiele ryzykował pozwalając, by Cienie dotknęły jego nadstawionej dłoni. Osłabiona po walce Moc zachowywała się, niczym słaby kociak łaszący się do ręki. Czarne macki oplotły całe przedramię tworząc coś w rodzaju siatki. Dowódca Youkai po kilku sekundach poczuł nagły spadek energii.
    - Stworzyłeś silne ostrze, Wszechmogący. - szepnął wpatrzony w karmiące się jego siłą Cienie.

    - Patrzcie, wracają! - wykrzyknął uradowany Sting widząc trzy postacie ze swojego posterunku przy oknie.
    Rouge jedynie skinął głową i wrócił do pracy.
    Sabertooth otrzymawszy wezwanie natychmiast stawiło się do siedziby Fairy Tail. Eucliffe osobiście  zorganizował grupę pomocniczą i stanął na jej czele. Jak nikt inny potrafił doskonale rozdzielić zadania tak, by nikt nikomu nie przeszkadzał, a nawiązała się nić współpracy.
    Kto, by pomyślał, że przychodząc zastali ogromny bałagan i stojącego w środku niego czarnookiego maga. Ten widząc przybycie drugiej gildii natychmiast wybiegł rzucając krótkie „liczymy na was”. Oczywiście członkowie Sabertooth orientowali się w sytuacji dzięki listowi dostarczonemu przez exceedy Fairy Tail. Byli szybsi niż gołębie pocztowe. Powinni zacząć pracować w tym fachu.
    - Jesteśmy. - obwieścił Natsu otwierając drzwi nadzwyczaj energicznym kopniakiem.
    Blisko dwudziestu magów stanęło, jak wrytych a po chwili padło sobie nawzajem do ramion ciesząc się z powrotu różowowłosego i pozostałej dwójki.
    Rouge zerknął na Noemi wyczuwając  w jej magii znajomy mrok, z którym sam się borykał w czasie Wielkich Igrzysk Magicznych. Szybko potrząsnął głową chcąc pozbyć się nieprzyjemnych wspomnień.
    Tymczasem stojąca już o własnych siłach dziewczyna podwinęła strzępki rękawów i wydała kolejne polecenia.
    - Obudźcie wszystkich. - Natsu zdziwił się słysząc władczą nutę w głosie Noe. Później przeniósł wzrok na zatroskanego Wilsona i sam to dostrzegł. Blisko ponad wszystkich członków gildii, mało czasu i drżące ze zmęczenia ciało brązowowłosej. - Przygotujcie tyle wrzątku, by dla każdej osoby starczyło po ćwiartce dwudziesto pięcio mililitrowego kubeczka.
    Noemi oderwawszy dość długi kawałek materiału od bluzki związała nim włosy w kucyk tak, by żaden niesforny kosmyk nie przeszkadzał w dalszych czynnościach.
    Wilson pozwolił dziewczynie działać toteż odsunął gapiów pod ściany. Uważnie obserwował każdy jej ruch i grymas niezadowolenia, gdy poruszała się tym samym rozdrażniając ranę na brzuchu.
    W tym czasie Rufus i Sting wnieśli ogromną misę wypełnioną po brzegi gorącą, parującą cieczą.
    - Możecie odejść. - poinstruowała. Wykonując kolejny krok przyłożyła dłonie do wody i przymknęła powieki. Starając się zignorować buchające na ręce ciepło odpłynęła myślami gdzieś daleko i pozwoliła sobie na działanie pod wpływem błogiej pół świadomości.
    Po kilku sekundach bezruchu Noe splotła palce i pochyliła głowę. Z daleka przypominało to cichą modlitwę. Ten, kto podszedłby bliżej ujrzałby usta zaciśnięte w cienką linę tak, by nie wydostało się z nich żadne słowo.
    Jakby w zwolnionym tempie Yasashisa ponownie wyprostowała się. W tym czasie przejechała ostrymi paznokciami po wewnętrznej części przedramion. Ignorując syknięcie bólu i pojawienie się dwóch szkarłatnych kresek prędko zanurzyła ręce w wodzie, która momentalnie zmieniła swój kolor.
    Teraz unosząc dłonie ku górze szeptała cicho a z jej ust wydobywał się czarny dym. Skapujące z łokci krople wody lądowały na podłodze. Ciecz całkowicie zmieniła swą konsystencję a całą salę wypełnił uderzająco słodki zapach.
    Noemi podniosła się z klęczek i nic nie mówiąc podeszła do zesztywniałego Natsu. Dopiero stojąc z nim twarzą w twarz zabrała głos.
    - Jeżeli podacie im ten płyn wyzdrowieją. - wytłumaczyła zerkając przez ramię. Kilku magów za niemym nakazem Rouga doskoczyło do misy. 

***
Jak napisałam na początku zajdzie tu istotna zmiana.
Mianowicie:
Rozdziały wracają do swej początkowej nieregularności.
Czyli w wolnym tłumaczeniu. Idąc systemem tygodniowym miałam trochę czasu na pisanie. Ano nic bardziej mylnego. Głównie przez szkołę i dodatkowe zajęcia prawdopodobnie nie byłabym w stanie wyrabiać się z terminami. 
Od dziś, gdy coś skończę od razu to opublikuję. Różnica? Jeden rozdział jest powiedzmy w poniedziałek a kolejny środę przyszłego tygodnia. Chcę uniknąć mówienia, że "napiszę to na ten dzień" a później wstawiać informację o opóźnieniu. Chociaż jeżeli wykorzystam cztery wolne dni w listopadzie może i być odstęp powiedzmy dwóch dni. Ale nic nie obiecuję. 

Do końca "Wirusa" mamy dwa rozdziały i epilog. Kolejna seria już zaplanowana. :)
Podawać Wam jej tytuł, czy nie... hmm

poniedziałek, 13 października 2014

Wirus - rozdział 16 (42) - Ostatnie słowa

    Nadchodząca burza nie wróżyła niczego dobrego. Wszechobecna ciemność nadawała spowitej we wstęgach nocy Magnolii, filmowej grozy. Choć to niemożliwe, wydaje się, iż zaraz spod łóżka wyskoczy przerażający stwór. Ale to tylko dziecinne wyobrażenia, prawda?
    Tymczasem kawałek od miasta, gdzieś między drzewami, pod kopułą chmur miał miejsce pewien pojedynek.
    Skryty w cieniach Katsumi uważnie obserwował zagrania walczących. Stał prosto, niczym słup. Nawet poruszana świszczącym wiatrem zieleń miała więcej „życia”, aniżeli on. Oddychał krótko i płytko. Jego klatka piersiowa ledwie się unosiła. Oczy kapitana oddziału Youkai lśniły z podekscytowania. Odbijający się od tęczówek blask przypominał wzrok dzikiego kota. Usta mężczyzny drgały, unosząc się w coraz szerszym uśmiechu. Jak dotąd dokładnie śledził i analizował ruchy walczących. Widok ten napawał go niezdrowym podnieceniem.
    Złożywszy dłonie do modlitwy, wyszeptał:
    - Oby Wszechmogący miał cię w opiece, Natsu.

    - Już się poddajesz? - zagadnęła wpatrując się w nieruchome ciało maga.
    Dragneel zacisnął dłonie w pięści i zmuszając swe ciało do powstania zaczął podnosić się z klęczek. Wyglądał jak siódme nieszczęście. We włosach pełno grudek ziemi, ubranie w kawałkach. Pół odsłonięta pierś wyglądała, jak pomalowana szkarłatną farbą. Czerwone kropelki spadając na glebę, wsiąkały w nią. Tak, jak deszcz.
    - Nigdy. - wykrztusił, ocierając kąciki ust wierzchem dłoni. Ledwo, co stał na nogach. Bestialsko poturbowany przez potwora.
    - Jak, dotąd nie zadowala mnie twój taniec. - parsknęła Noemi znacząco tupiąc nogą.
    Natsu spojrzał z wściekłością na dziewczynę. To nie jej siła doprowadzała go do białej gorączki. Doskonale pamiętał, gdy wypytywał o nią Wilsona. Właśnie!
    - Wybacz. Kontynuujmy. - poderwawszy się z impetem wykonał kolejny zamach podpaloną pięścią. - Wiesz, że podczas tańca można rozmawiać?
    - Doprawdy? - brązowowłosa zmrużyła oczy. Prowadzenie dialogu nie przeszkadzało jej w parowaniu uderzeń.
    Noemi odskoczyła w tył i odbiwszy się od skały natarła na przeciwnika używając więcej mocy, niż dotychczas. Ten, nie spodziewając się tak silnego ataku zachwiał się, lecz nie stracił równowagi, a osunął ryjąc ziemię stopami.
    Jej magia była niesamowita. Oczywiście, nie biorąc pod uwagę wybornego fechtunku. Z tego, co zaobserwował mogła swobodnie tworzyć coś na wzór skorupy wokół własnego ciała. Była niezwykle twarda, a w dodatku wzmacniała odbicia. Pewnie potrafiła również Ryk i parę innych ataków charakterystycznych dla Smoczych Zabójców.
    - Słyszałem o tobie. - rzekł szalenie wirując wśród maleńkich płomyczków, będących resztkami po ognistych atakach. Co rusz wykorzystywał nowe kombinacje kończące się fiaskiem.
    - Co takiego? - zainteresowana nie zwróciła uwagi na Atak Skrzydłem, gdy tylko odległość między walczącymi uległa powiększeniu. W ten oto sposób oberwała skoncentrowaną magią po plecach.
    Dziewczyna syknęła niezadowolona z własnego gapiostwa.
    - Wilson mówił wiele ciekawych rzeczy. O twoim okrucieństwie, obojętności, chłodzie…
    - Och, pochlebiasz mi. - zamruczała uderzając znienacka w uda Natsu.
    - I nie rozumiem jednej rzeczy! - wrzasnął tak, że dziewczyna na moment zawahała się. - Gdzie jest ta Noemi, którą spotkaliśmy w gildii! Która mogła być naszą przyjaciółką! Towarzyszką!
    Wszystko potoczyło się szybciej, aniżeli ktoś zdążyłby mrugnąć.
    Smocza Zabójczyni padła na kolana i trzymając głowę szamotała się na boki, jęcząc w agonii. Ciężko łapała oddech. Nie mogła uspokoić drżenia, które brało nad nią w górę. Dodając do tego pulsujący ból głowy otrzymamy…  Shado.
    - Nie podchodź! - zaskomlała widząc, jak Dragneel robi ku niej krok. - Uciekaj!
    - Dlaczego! - spytał zdezorientowany. Jego serce biło na najwyższych obrotach. Otwierając szerzej oczy w szoku przyglądał się scenie. Żywy teatr lalek.
    - To niebezpieczne! - wydzierając się w niebogłosy sprawiła, iż niejednemu truposzowi włosy stanęłyby dęba.
    Wtem raptownie podniosła się z klęczek i z zabójczą precyzją wbiła katanę w lewy bok Natsu. Dragneel odkaszlnął krwią. Nie mógł nic zrobić. Po prostu wpatrywał się w ostrze.
    - J-już nie m-mog-ę jej powst-rzymać. - wyszeptała drżącym głosem. - Giń śmieciu!
    Świst broni.
    Zgrzyt ścierających się ze sobą ostrzy.
    Śmiech Shado.
    Dyszący Natsu.
    Walczący Wilson.
    Czarnooki przybył w ostatniej chwili. Zgrabnymi ruchami sparował zadany na ślepo atak i odskoczył razem z trzymanym pod ramię magiem.
    - Dzięki. - stęknął nabierając powietrza w płuca.
    Towarzysz skinął lekko głową i pospiesznie ocenił sytuację. Będzie musiał dać chwilę Natsu, by mógł się pozbierać. Nie wierzył, że po takim ciosie nie miał ciemnych plamek przed oczami i zawrotów głowy. Z drugiej strony samotna walka z rozjuszoną Shado nie będzie należała do łatwiejszych.
    - I czego się gapicie, gnojki? - warknęła i przytknęła zakrwawioną katanę do ust. Bez wahania zebrała koniuszkiem języka kroplę czerwonej cieczy. - Czas na zabawę. - obwieściła niskim szeptem i przybrawszy odpowiednią pozę ruszyła.
    Jej ataki były szybkie i silne. Celowała głównie w najważniejsze narządy wewnętrzne, ale też nie omieszkała zadać kilku głębszych lub płytszych ran.
    Osłupiały Natsu, który został usadzony pod drzewem z otwartymi ustami przypatrywał się walce. Oboje poruszali się z nadludzką prędkością. Okazało się, że Wilson również radzi sobie z mieczem.
    Starając się opanować oddech próbował obmyślić plan. Dostał wskazówkę. A brzmiała ona tak: „Noemi jest gdzieś tam w środku, musimy do niej dotrzeć.” Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić.
    Teraz, gdy Ciemna Yasashisa doszła do władzy, schemat ataków przewrócił się do góry nogami. Ciosy, jakie zadawała były chaotyczne i trudne do przewidzenia. Śmiała się do rozpuku zadając Wilsonowi ból.

    - Tylko na tyle cię stać? Żałosne. Pomyśl, gdy tylko wychodzę Pani przechodzi katusze. - zachichotała swobodnie machając dłonią, w której dzierżyła ostrze.
    Wilson wydał z siebie przeciągły syk. Był w kropce. Nie mógł przecież zranić przyjaciółki (a bynajmniej jej ciała).
    - Noemi! - zawołał zupełnie ignorując wcześniejszą wypowiedź Shado. - Wiem, że tam jesteś! Trzymaj się!
    - Trzymać? Raczej boki ze śmiechu.
    Ruszyli.
    Walka miała się już ku końcowi. Nikt nie chciał oddać nawet chwilowej przewagi nad przeciwnikiem. Monotonny zgrzyt ścieranych ostrzy stał się czymś podobnym do powietrza. Niby o nim nie myślisz a wciąż jest. Po kilku wyczerpujących minutach ciągłego ruchu oboje dyszeli ciężko, z trudem łapiąc oddech. Ból fizyczny był niczym. Co tam rwanie w ścięgnach, poobijane mięśnie, czy złamane kości? Tak długo, jak będziesz silny psychicznie - zwyciężysz.
    - Nudzisz mnie. - warknęła nieprzyjemnie Shado, gdy po raz kolejny jej cios został zablokowany. - Chyba czas zmienić reguły gry.
    Odsunąwszy się wbiła katanę w ziemię. Rozkładając ręce niczym do modlitwy, z błogością odchyliła głowę w tył. Na jej twarzy pojawiła się psychopatyczna wersja uśmiechu. Wtem trzasnął piorun rozświetlający polanę. Spośród drzew, niczym macki sunęły po ziemi Cienie, gotowe do wykonania rozkazu. Natsu wzdrygnął się, gdy niezidentyfikowana materia zostawiła na jego łydce chłodny ślad po dotyku.
    Wilson nie dał się sprowokować tym pokazem siły. Co prawda nie wiedział, jak walczyć z cudami nocy, ale nie mógł przecież bezczynnie stać.
    - Koniec odpoczynku. - zarządził doskakując do towarzysza, który odzyskał już nieco koloru na twarzy.
    - Racja. - Natsu, ku zdziwieniu czarnookiego wyszczerzył się. - Teraz się napaliłem, nie przegramy!
    Stanowili niezwykły duet.
    Dragneel, co rusz niszczył pełznące Cienie swoim ogniem. W tym czasie stojący za jego plecami Wilson nadawał właściwy tor ich walecznego marszu. Epicentrum tego zamieszania wykazywało pewnego rodzaju podziw.
    - No, no jeszcze was nie zżarły? Musicie nieźle śmierdzieć. - Shado w lubieżnym geście oblizała usta. Zrobiwszy krok w przód przesądziła o wyniku bitwy.
    Krzyczący magowie przedzierali się przez kolejne wytwory Mocy. Nawzajem osłaniali swoje plecy, przez co nie musieli myśleć o ataku z tyłu. Nagle Cienie zatrzymały się, jakby otrzymały niemy rozkaz i zniknęły. Jak się okazało wszystkie, bez wyjątku przylgnęły do ciała Yasashisy tworząc coś w rodzaju zbroi.

    Kap.
    Znów nie mogę jej powstrzymać.
    Kap.
    Jak mogłam popełnić tak straszliwy błąd?
    Kap.
    Dlaczego w ogóle tu przyszłam?
    Kap.
    No tak, rozkaz.
    Moja misja, moim życiem, prawda?
    Heh, to nawet nie jest zabawne, a mimo to podśmiewuję się w własnej głupoty.
    Moje ciało jest całkowicie sparaliżowane. Nie mogę nim poruszyć. Czuję, jak oplatają mnie ciemne nici boleśnie wżynające się w ramiona, nogi i brzuch. Z każdym kolejnym ciosem, jaki zostaje zadany Alter-ego pojawia się na mnie cienka, szkarłatna linka. Teraz, gdy Cienie robią to, co robią, moja naga skóra wygląda, jak czerwona suknia. To tak bardzo parzy. Żywy ogień.
    Kap.
    Dlaczego płaczę?
    Czy to jest smutek? Ostatkiem sił unoszę głowę w górę i oczyma Shado widzę pojedynek z Natsu i Wilsonem. Wstyd, który odczuwam niejednego zmieniłby w popiół.
    Kap.
    Kolejna łza koczy swą wędrówkę po policzku i zatrzymując się na linii szczęki, po chwili bezgłośnie opada w dół.
    - Kap. - szepczę. Mój głos to jedyne źródło dźwięku. Co prawda zniekształcony, ale mój własny, mój jedyny.
    - Noemi! - słyszę. Oni… wołają. Zdzierając gardła wciąż i wciąż mówią moje imię. Moje plugawe, grzeszne imię.
    Chcę zrobić krok, ale nie mogę.
    Chcę pomóc, ale nie mogę.
    Chcę wrócić, ale…

    - Chcecie to potraficie! - huknęła Shado odpierając równoczesny atak magów. Jeden odleciał na kilka metrów, ryjąc plecami ścieżkę, drugi zaś boleśnie obił się o skały, aż całe powietrze uleciało z jego płuc.
    W pewnym momencie Alter-ego poczuła szarpnięcie. Och, czyżby Pani domagała się swych praw? Może by tak z nią porozmawiać?
    - Ryk Ognistego Smoka! - zdeterminowany, jak nigdy dotąd Natsu dzielnie wstawał. Nauczył się już unikać poszczególnych ciosów i sam wychodził z inicjatywą zadawania kolejnych. Za jeden własny atak, obrywał dwoma.
    - Z paszczy ci jedzie. Mógłbyś przestać zionąć, Smrodku? - zakpiła, jak zwykle przenosząc środek ciężkości podczas ataku.
    - Ryk Księżycowego Smoka! - Wilson posłał w kierunku Shado strumień energii, tym samym nie pozwalając jej wykonać pełnego kroku. Z uniesioną nogą zupełnie nie spodziewała się oberwania kolejną ognistą falą. W zasadzie nic nie czuła dzięki zbroi, ale sam fakt dostania atakiem takiego słabeusza był nader irytujący.
    Wrzeszcząc przeraźliwie wyszarpnęła się z zasięgu ataku. Tym samym wpadła w zasadzkę i już po chwili została skrępowana Księżycowymi Nićmi czarnookiego maga.
   - Mówiłaś coś o moim oddechu? - zapytał udający niewiniątko Natsu. W rzeczywistości łapczywie wciągał powietrze.
    - Jakim cudem mnie dorwaliście? - zagrzmiała zniekształconym głosem.
    - Noemi nigdy nie pozwoliłaby komuś, na odkrycie algorytmu swoich ruchów. - wyjaśnił Wilson.
    Shado z niedowierzaniem mierzyła go srogim spojrzeniem szarych oczu.
    - Specjalnie daliście się poturbować. - warknęła. Że też tego nie dostrzegła! Szło jej z nimi zdecydowanie zbyt łatwo. - Ale wiecie. Nie odejdę tak łatwo.
    Szyderczy śmiech Yasashisy został urwany przez czarną katanę. Cienista zbroja rozpadła się na kawałki.
    - Tyy.. - charknęła krztusząc się krwią. Ten lowelas przebił ją na wylot.
    - To koniec. - obwieścił Wilson poruszając bronią, by pogłębić ranę.
    Ryk przegranej rozniósł się po całym świecie. 
***
Koniec dwuczęściowej walki! Tym razem uważałam podczas pisania na używane czasy. Myślę, że to przez to, iż gdy opisuję perspektywę Noemi zastosowuję narrację pierwszoosobową. Dziwny nawyk.
Rozpoczęłam już pisanie zamówienia, mam ułożony plan. Jutro wolne, toteż... sami wiecie, co :D

poniedziałek, 6 października 2014

Wirus - rozdział 15 (41) - Moja misja moim życiem

    Ciemność powoli ustępuje rosnącemu światełku. Ciche stąpnięcia rozchodzą się echem po tunelu zahaczając o chropowate ściany.
     Trzydziesty września. Dziś rozpoczynam swą misję. Fairy Tail powinno być w rozsypce. Jedenaście dni - tyle maksymalnie wytrzyma ludzkie ciało pod naporem Wirusa. Został on rozsiany czterdzieści osiem godzin przed astronomiczną jesienią. Zostały dwie doby, by zacząć myśleć o pierwszych ofiarach.
    Docieramy na miejsce. Jest to jedno z trzech możliwych wyjść Podziemnego Królestwa. Zeref oczekuje stuprocentowego powodzenia zadania. Dawniej pewnie rzekłabym coś na wzór: „moja misja moim życiem”, ale teraz nie jestem w stanie położyć na szali własnego życia w zamian za zdobycie czterech kamieni.
    Przynudzasz. Idziesz, siekasz i wracasz.
    Zamilcz.
    Czyżby Pani była dziś nie w sosie? No proszę, proszę. Zabawimy się!
    Po raz kolejny słyszę w głowie ten szyderczy śmiech. Doskonale wiem, że Ona tak robiła, gdy miała nade mną kontrolę…
    O nie, nie. Mylisz się. To On cię wykorzystuje.
    Złowrogi szept też jest kiepską metodą straszenia. Niestety, daje wiele do myślenia.
    - Oczekuję szybkiego powrotu. - mówi Zeref wpatrując się we wschodzący księżyc. Stoi prosto, niczym struna pewien sukcesu.
    Kiwam głową, naciągam kaptur i znikam.
    Dlaczego mam robić to, co mi karze?

    - Ruszaj. - Czarny Mag odrywa wzrok od podwładnej znikającej tuż za horyzontem. To test, który zależy od niedalekiej przyszłości ich wszystkich.
    - Zrozumiałem. - Katsumi skłoniwszy się ruszył za dziewczyną. Nie ufał tej zadufanej w sobie smarkuli. To puste spojrzenie jest czymś, czego należy się obawiać. Próbował wszystkiego, co mógł, lecz nigdy nie zareagowała tak, jak oczekiwał.

    Zamek w oknie nie jest wymagającym przeciwnikiem. A i sama metoda dostawania się do środka woła o pomstę do nieba.
    Skaczę wzrokiem po wszystkich zakamarkach jednak nigdzie nie dostrzegam zagrożenia. Tymczasowo rezygnuję z przygarbionej pozycji zdolnej do szybkiego ataku.
    Deski podłogi skrzypią, gdy tylko wykonuje krok. Przeklinając w duchu architekturę budynku gildii Fairy Tail sunę ku miejscu, w którym przechowywany jest skarb. Nawet i bez odpowiedniego klucza a zwykłym wytrychem otwieram szafkę. Wedle założeń w ciemnościach wyłaniają się kanty małej skrzyneczki.
    Nie. Zbyt łatwo poszło.
    Powstaję z przysiadu i sięgam po ostry nóż trzymany w sakiewce przypiętej do pasa. Wirus powinien wszystkich unieszkodliwić, ale zawsze może zostać ktoś, kto będzie w stanie mu się oprzeć. Wpierw muszę pozbyć się niedobitków, o ile tacy występują.
    Cicho zamykam szafkę i (tym razem przez drzwi) kieruję się do dalszej części budynku.
    Brak jakiegokolwiek dźwięku zupełnie nie pasuje do tego miejsca.
    Staję w cieniu kolumny, skąd mam doskonały widok na cały parter. Tak, jak przypuszczałam wszyscy zostali przykuci do łóżek, gdzie doświadczą swojego końca.
    Wychylam się za balustradę i nie zaprzątając głowy użyciem schodów miękko zeskakuję na podłogę. Nim uniesione nagłym ruchem włosy opadną robię rozeznanie terenu. Nie ma mowy, bym nadziała się na jakiś kant, czy krzesło.
    Cała spięta podchodzę do jednego z łóżek. Usilnie ignoruje narastające poczucie winy. Zagryzam wargę, jakby miało mi to pomoc w pozbyciu się nieprzyjemnego uczucia.
    Stoję prosto, niczym struna ze wzrokiem wbitym w śpiącego Makarova. Jego klatka piersiowa unosi się i opada w nierównym tempie. Na twarzy ozdobionej wypiekami spływają pojedyncze kropelki potu. Ciałem maga, co rusz targają delikatne wstrząsy.
    Moje serce zabiło mocniej. Bezwiednie wyciągam dłoń i przykładam ją do czoła Mistrza. Pod palcami, prócz charakterystycznej starczej zmarszczki czuję zbyt wielkie ciepło, jak na człowieka.
    To nie ja rzuciłam Wirusa, a czuję się winna.
    Dwa syki karzą mi gwałtownie unieść głowę i poszukać zagrożenia.

    - Jesteś inny niż myślałem. - palnął nieświadomie błądzący w myślach Natsu.
    - Jaki miałem być? - zapytał rozbawiony Wilson z czystej ciekawości.
    Magowie nieśli właśnie ze składziku nieużywane szmatki, które zamierzali wykorzystać do zrobienia okładów. Byli ostatnimi, którzy nie ulegli Wirusowi. Nawet Wendy i Porlyusica skapitulowały przytłoczone przez czar.
    Od momentu, gdy Najsilniejsza Drużyna skończyła nieprzytomna wciąż chodził, jak na szpilkach. Jeszcze nigdy się tak nie czuł. Jego emocje przechodziły przez wiele stanów. Od bezsilności, przez strach i po gniew. Ten ostatni skierował w stronę Noemi. Gdyby nie ona, nic by się nie wydarzyło! A teraz są zdani na jej łaskę i niełaskę. To było najbardziej frustrujące.
    - Zły, straszny i żądny walki. - odparł po kilkusekundowym milczeniu.
    Czarnooki roześmiał się cicho. Z lekkiego wymachu kopnął w drzwi prowadzące na główną salę.
    Oboje stanęli, jak wryci widząc pewną dziewczynę pochylającą się nad staruszkiem.
    - Ty! - syknął Natsu. Gwałtownie odrzucił trzymane przedmioty na bok i zapominając o bożym świecie ruszył na Noemi.
    Zaskoczona uniosła głowę w górę. W jej oczach nie dostrzegł jednak krzty emocji. Zobaczywszy magów zwinnie przemknęła między łóżkami i pognała na piętro.
    Chłopcy spojrzeli po sobie. Zasadzka? A może nie? Wiedzieli, że nie przynajmniej jeden z nich musiał zostać na posterunku do czasu, aż przybędą posiłki wezwane z Sabertooth. Natsu nieznacznie obnażywszy zęby wydał z siebie ciche warknięcie i poleciał za szarooką.
    Wilson w skupieniu wpatrywał się w zegar wiszący na ścianie, pozwalając Dragneelowi odejść.
    Różowowłosy dostrzegł dziewczynę w gabinecie Makarova. Oderwane drzwiczki leżą na podłodze a złodziejka umyka skacząc z drugiego piętra budynku. Bez wahania podąża za nią.
    - Zatrzymaj się! - krzyczy. W pobliskich domach zapalają się kolejne światła a ciekawscy lub wyrwani z błogiego stanu snu mieszkańcy wyglądają zza firan.
    Noemi w przelocie zerknęła przez ramię. Mały, skórzany woreczek zręcznie wsunęła do torebki zapiętej w pasie. Nadając biegowi jeszcze większego tempa dosłownie wyfrunęła przez bramę Magnolii a jej kroki zostały stłumione przez ziemię.
    Dyszący ciężko Natsu nie zamierzał odpuścić. Myśl, że ma przed sobą rozwiązanie wszelkich problemów dodawała mu sił. Przy tak dużej prędkości kropelki potu zamiast pozostawić ślad na skórze ulatywały w powietrze przypominając lśniący pył.
    Ta noc była jedną z najciemniejszych, jaka mogła być. Deszczowe chmury przesłoniły księżyc i gwiazdy, odcinając ziemię od dwóch naturalnych źródeł światła. Ten, kto wykorzysta to udogodnienie zostanie zwycięzcą.
     - Ryk Ognistego Smoka! - po pierwszym ataku leśna polana rozbłyska jasnym płomieniem.
    Noemi stała, jakby była posągiem. W ostatniej chwili obróciła się, by uniknąć ataku.
    - To wszystko, co potrafisz? - zapytała kpiącym tonem. Przydługa grzywka przesłoniła jej oczy. Mimo to, nie przestaje koncentrować się na rywalu i jego czerwonej aurze.
    - Nie niedoceniaj mnie! - warknął przybierając pozę godną rozpoczęcia silnej kontry.
    - W takim razie. - urwała oceniając stan psychiczny chłopaka. - Zatańczmy. Zaczniemy od prostych kroków, dobrze?
    - Atak skrzydłem Ognistego Smoka! - zaczął atakiem średnio-dystansowym. Chciał zniknąć w płomieniach i zaatakować płonącym Pazurem.
    Dziewczyna była znacznie szybsza.
    - Nieźle. - przyznała zatrzymując cios samą dłonią. Tuż za nią pierwsze krzewy zmieniały się w popiół.
    Natsu otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Jak ona to zrobiła? W dodatku trzyma go za przedramię.
    Wyszarpnąwszy rękę odskoczył w tył. Drżącą dłonią przejechał po mokrym czole. Niewzruszona  czekała cierpliwie na dalszą akcję.
    - Dlaczego to zrobiłaś? - dzięki dialogowi mógł kupić trochę czasu na przeanalizowanie sytuacji.
    - Nie rozumiem. - przyznała wzruszając ramionami. Nikt tak dobrze nie potrafił udawał obojętności.
    Szczupłe ciało umożliwiało wykonywanie szybkich manewrów. Ugięte nogi pozwalają na dowolny ruch. Zza ciemnego płaszcza tuż ponad lewym ramieniem wystaje rękojeść katany owinięty czarnym bandażem.
    - Pomogliśmy ci! A ty nas zdradzasz! - mówił układając w myślach plan.
    - Po prostu szukam czegoś. - westchnąwszy przeniosła wzrok na niebo. To szansa!
    Mag momentalnie doskoczył do przeciwniczki z zamiarem wyprowadzenia ciosu zapaloną pięścią w brzuch, ale.. ale uderza w powietrze! W akompaniamencie świtu wykorzystuje siłę, która wypycha jego ciało i cały czas naciera na dziewczynę.
    Pole walki zmienia się nie do poznania. Niegdyś prosty teren zdobią teraz głębokie dziury a w powietrzu wiruje szary pył. Bitwa na szybkość nie przynosi żadnych rezultatów.
    - Nie powinieneś atakować, gdy mówię. - poucza Noe i silnym kopnięciem sprawia, iż Natsu odlatuje na drzewo, które łamie się w pół z głośnym trzaskiem.
    Dragneel wygrzebuje się z gałęzi. We włosach ma pełno grudek ziemi a ubrania mają dziury w kilku miejscach.
   - Co da ci walka ze mną? - szarooka daje magowi pstryczka w czoło a ten ponownie rozkłada się, jak długi na podłożu.
   - Wszystko! - z tymże okrzykiem wypuszcza z siebie ognisty oddech, który dezorientuje przeciwniczkę. Wykorzystując chwilę zawahania tworzy świecącą kulę i ciska nią w Noemi. Yasashisa chcąc uniknąć ataku musi przenieść się na środek „areny” mimo, że dotąd stała na uboczu.
    Natsu z głośnym okrzykiem zadaje, co raz to szybsze uderzenia. Nie wszystkich można uniknąć, dlatego dziewczyna paruje ciosy własnym ciałem. Uciekające z ciała maga iskry tworzą okrąg wokół walczących.
    W pewnym momencie oboje atakują. Jedno w nogi, drugie mostek. Akcja kończy się nadpalonymi damskimi spodniami i brakiem tchu maga.
    Różowowłosy zatoczył się w tył. Mimo to, jest pewny zwycięstwa.
    - To koniec. - obwieścił dysząc ciężko.
    Noemi z lekkim rozbawieniem obserwowała scenerię. Nawet nie czuła, że kiedykolwiek ruszała się z miejsca. Zdecydowała. Połączy ciemność z wojną na wyczerpanie.
    - Myślisz, że mnie przechytrzyłeś? - jej głos wciąż jest cichy i spokojny. Mocniejszy podmuch wiatru mógłby ją zagłuszyć.
    - Odciąłem cię od cieni! Nie użyjesz swojej magii. - mówi z triumfem.
    Yasashisa skupiła wzrok na małych płomyczkach oświetlających polanę. Po chwili głośny śmiech rozwiał ciszę.
    - I myślisz, że ci się udało? Nic bardziej mylnego. - dzięki temu światłu jest silniejsza. - Naucz się rozróżniać słowa. Nie jestem  C i e n i s t y m  Smoczym Zabójcą a  C z a r n y m. - Z szaleńczym uśmiechem na ustach rusza w kierunku zdezorientowanego maga. Nim ten zdąży zareagować obrywa pięścią wzmocnioną o ciemną otoczkę energii. Moc przylgnęła do ciała dziewczyny.
    Natsu splunął na ziemię krwią. Nie tego się spodziewał.
    - Nigdy nie lekceważę przeciwnika. Szkoda, że każdy, kto staje ze mną do pojedynku kończy dwa metry pod ziemią! - Noemi dobyła katany i już po chwili naznaczyła przeciwnika raną długą na cały tors. Czerwona ciecz plamiła jej dłonie.
    Aura maga zaczęła barwić się na szaro.
    Różowowłosy odkaszlnąwszy nie bacząc na nic, w napadzie szału rzuca się na dziewczynę.
    - Szkarłatny Lotos: Pięść ognistego Smoka! - każdy kolejny cios powoduje eksplozję. Potężne fale mocy sprawiają, iż ziemia drży. Żaden z walczących nie chce oddać przewagi. Chociaż, to właściwie zbyt mocne słowa. Noemi bawi się z chłopakiem używając zaledwie ułamka swojej siły podczas, gdy ten zmierza na kraniec możliwości. Zamazujący się przed oczami obraz wcale nie pomaga w utrzymaniu koncentracji.
    - Coś tam jednak umiesz, ale to za mało. - zaszydziła, gdy pięść zamiast twarzy spotkała pustkę. To zbyt proste. W porównaniu do niej jest zwykłą muszką!
    Wcześniej wydawał się silniejszy…
    Jeżeli teraz czegoś nie zrobi, będzie wąchał kwiatki od spodu i hasał na chmurkach z aureolką nad głową.
Mistrzu painta! :O
***
Dziś troszkę później, niż zwykle. Ostatnio pojawiły się u mnie problemy. Prawdopodobnie za jakieś 2 tygodnie będę pisać równo ze wstawianiem. W mojej głowie kiełkuje już pewien pomysł na zaradzenie temu, ale wymaga głębszego dopracowania. Jeżeli nadal nie będę mogła się zdecydować wstawię ankietę :) 
I maleńka prośba. Jako, że walki nie są dla mnie dobrym gruntem i ślizgam się po nim powiedzcie, czy takie coś Wam odpowiada. 

I dziękuję Ci Sandra-chan, zawsze się denerwuję po wstawieniu, więc chociaż jedno krótkie zdanie pod rozdziałem wprawia mnie w euforię. :D