poniedziałek, 6 października 2014

Wirus - rozdział 15 (41) - Moja misja moim życiem

    Ciemność powoli ustępuje rosnącemu światełku. Ciche stąpnięcia rozchodzą się echem po tunelu zahaczając o chropowate ściany.
     Trzydziesty września. Dziś rozpoczynam swą misję. Fairy Tail powinno być w rozsypce. Jedenaście dni - tyle maksymalnie wytrzyma ludzkie ciało pod naporem Wirusa. Został on rozsiany czterdzieści osiem godzin przed astronomiczną jesienią. Zostały dwie doby, by zacząć myśleć o pierwszych ofiarach.
    Docieramy na miejsce. Jest to jedno z trzech możliwych wyjść Podziemnego Królestwa. Zeref oczekuje stuprocentowego powodzenia zadania. Dawniej pewnie rzekłabym coś na wzór: „moja misja moim życiem”, ale teraz nie jestem w stanie położyć na szali własnego życia w zamian za zdobycie czterech kamieni.
    Przynudzasz. Idziesz, siekasz i wracasz.
    Zamilcz.
    Czyżby Pani była dziś nie w sosie? No proszę, proszę. Zabawimy się!
    Po raz kolejny słyszę w głowie ten szyderczy śmiech. Doskonale wiem, że Ona tak robiła, gdy miała nade mną kontrolę…
    O nie, nie. Mylisz się. To On cię wykorzystuje.
    Złowrogi szept też jest kiepską metodą straszenia. Niestety, daje wiele do myślenia.
    - Oczekuję szybkiego powrotu. - mówi Zeref wpatrując się we wschodzący księżyc. Stoi prosto, niczym struna pewien sukcesu.
    Kiwam głową, naciągam kaptur i znikam.
    Dlaczego mam robić to, co mi karze?

    - Ruszaj. - Czarny Mag odrywa wzrok od podwładnej znikającej tuż za horyzontem. To test, który zależy od niedalekiej przyszłości ich wszystkich.
    - Zrozumiałem. - Katsumi skłoniwszy się ruszył za dziewczyną. Nie ufał tej zadufanej w sobie smarkuli. To puste spojrzenie jest czymś, czego należy się obawiać. Próbował wszystkiego, co mógł, lecz nigdy nie zareagowała tak, jak oczekiwał.

    Zamek w oknie nie jest wymagającym przeciwnikiem. A i sama metoda dostawania się do środka woła o pomstę do nieba.
    Skaczę wzrokiem po wszystkich zakamarkach jednak nigdzie nie dostrzegam zagrożenia. Tymczasowo rezygnuję z przygarbionej pozycji zdolnej do szybkiego ataku.
    Deski podłogi skrzypią, gdy tylko wykonuje krok. Przeklinając w duchu architekturę budynku gildii Fairy Tail sunę ku miejscu, w którym przechowywany jest skarb. Nawet i bez odpowiedniego klucza a zwykłym wytrychem otwieram szafkę. Wedle założeń w ciemnościach wyłaniają się kanty małej skrzyneczki.
    Nie. Zbyt łatwo poszło.
    Powstaję z przysiadu i sięgam po ostry nóż trzymany w sakiewce przypiętej do pasa. Wirus powinien wszystkich unieszkodliwić, ale zawsze może zostać ktoś, kto będzie w stanie mu się oprzeć. Wpierw muszę pozbyć się niedobitków, o ile tacy występują.
    Cicho zamykam szafkę i (tym razem przez drzwi) kieruję się do dalszej części budynku.
    Brak jakiegokolwiek dźwięku zupełnie nie pasuje do tego miejsca.
    Staję w cieniu kolumny, skąd mam doskonały widok na cały parter. Tak, jak przypuszczałam wszyscy zostali przykuci do łóżek, gdzie doświadczą swojego końca.
    Wychylam się za balustradę i nie zaprzątając głowy użyciem schodów miękko zeskakuję na podłogę. Nim uniesione nagłym ruchem włosy opadną robię rozeznanie terenu. Nie ma mowy, bym nadziała się na jakiś kant, czy krzesło.
    Cała spięta podchodzę do jednego z łóżek. Usilnie ignoruje narastające poczucie winy. Zagryzam wargę, jakby miało mi to pomoc w pozbyciu się nieprzyjemnego uczucia.
    Stoję prosto, niczym struna ze wzrokiem wbitym w śpiącego Makarova. Jego klatka piersiowa unosi się i opada w nierównym tempie. Na twarzy ozdobionej wypiekami spływają pojedyncze kropelki potu. Ciałem maga, co rusz targają delikatne wstrząsy.
    Moje serce zabiło mocniej. Bezwiednie wyciągam dłoń i przykładam ją do czoła Mistrza. Pod palcami, prócz charakterystycznej starczej zmarszczki czuję zbyt wielkie ciepło, jak na człowieka.
    To nie ja rzuciłam Wirusa, a czuję się winna.
    Dwa syki karzą mi gwałtownie unieść głowę i poszukać zagrożenia.

    - Jesteś inny niż myślałem. - palnął nieświadomie błądzący w myślach Natsu.
    - Jaki miałem być? - zapytał rozbawiony Wilson z czystej ciekawości.
    Magowie nieśli właśnie ze składziku nieużywane szmatki, które zamierzali wykorzystać do zrobienia okładów. Byli ostatnimi, którzy nie ulegli Wirusowi. Nawet Wendy i Porlyusica skapitulowały przytłoczone przez czar.
    Od momentu, gdy Najsilniejsza Drużyna skończyła nieprzytomna wciąż chodził, jak na szpilkach. Jeszcze nigdy się tak nie czuł. Jego emocje przechodziły przez wiele stanów. Od bezsilności, przez strach i po gniew. Ten ostatni skierował w stronę Noemi. Gdyby nie ona, nic by się nie wydarzyło! A teraz są zdani na jej łaskę i niełaskę. To było najbardziej frustrujące.
    - Zły, straszny i żądny walki. - odparł po kilkusekundowym milczeniu.
    Czarnooki roześmiał się cicho. Z lekkiego wymachu kopnął w drzwi prowadzące na główną salę.
    Oboje stanęli, jak wryci widząc pewną dziewczynę pochylającą się nad staruszkiem.
    - Ty! - syknął Natsu. Gwałtownie odrzucił trzymane przedmioty na bok i zapominając o bożym świecie ruszył na Noemi.
    Zaskoczona uniosła głowę w górę. W jej oczach nie dostrzegł jednak krzty emocji. Zobaczywszy magów zwinnie przemknęła między łóżkami i pognała na piętro.
    Chłopcy spojrzeli po sobie. Zasadzka? A może nie? Wiedzieli, że nie przynajmniej jeden z nich musiał zostać na posterunku do czasu, aż przybędą posiłki wezwane z Sabertooth. Natsu nieznacznie obnażywszy zęby wydał z siebie ciche warknięcie i poleciał za szarooką.
    Wilson w skupieniu wpatrywał się w zegar wiszący na ścianie, pozwalając Dragneelowi odejść.
    Różowowłosy dostrzegł dziewczynę w gabinecie Makarova. Oderwane drzwiczki leżą na podłodze a złodziejka umyka skacząc z drugiego piętra budynku. Bez wahania podąża za nią.
    - Zatrzymaj się! - krzyczy. W pobliskich domach zapalają się kolejne światła a ciekawscy lub wyrwani z błogiego stanu snu mieszkańcy wyglądają zza firan.
    Noemi w przelocie zerknęła przez ramię. Mały, skórzany woreczek zręcznie wsunęła do torebki zapiętej w pasie. Nadając biegowi jeszcze większego tempa dosłownie wyfrunęła przez bramę Magnolii a jej kroki zostały stłumione przez ziemię.
    Dyszący ciężko Natsu nie zamierzał odpuścić. Myśl, że ma przed sobą rozwiązanie wszelkich problemów dodawała mu sił. Przy tak dużej prędkości kropelki potu zamiast pozostawić ślad na skórze ulatywały w powietrze przypominając lśniący pył.
    Ta noc była jedną z najciemniejszych, jaka mogła być. Deszczowe chmury przesłoniły księżyc i gwiazdy, odcinając ziemię od dwóch naturalnych źródeł światła. Ten, kto wykorzysta to udogodnienie zostanie zwycięzcą.
     - Ryk Ognistego Smoka! - po pierwszym ataku leśna polana rozbłyska jasnym płomieniem.
    Noemi stała, jakby była posągiem. W ostatniej chwili obróciła się, by uniknąć ataku.
    - To wszystko, co potrafisz? - zapytała kpiącym tonem. Przydługa grzywka przesłoniła jej oczy. Mimo to, nie przestaje koncentrować się na rywalu i jego czerwonej aurze.
    - Nie niedoceniaj mnie! - warknął przybierając pozę godną rozpoczęcia silnej kontry.
    - W takim razie. - urwała oceniając stan psychiczny chłopaka. - Zatańczmy. Zaczniemy od prostych kroków, dobrze?
    - Atak skrzydłem Ognistego Smoka! - zaczął atakiem średnio-dystansowym. Chciał zniknąć w płomieniach i zaatakować płonącym Pazurem.
    Dziewczyna była znacznie szybsza.
    - Nieźle. - przyznała zatrzymując cios samą dłonią. Tuż za nią pierwsze krzewy zmieniały się w popiół.
    Natsu otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Jak ona to zrobiła? W dodatku trzyma go za przedramię.
    Wyszarpnąwszy rękę odskoczył w tył. Drżącą dłonią przejechał po mokrym czole. Niewzruszona  czekała cierpliwie na dalszą akcję.
    - Dlaczego to zrobiłaś? - dzięki dialogowi mógł kupić trochę czasu na przeanalizowanie sytuacji.
    - Nie rozumiem. - przyznała wzruszając ramionami. Nikt tak dobrze nie potrafił udawał obojętności.
    Szczupłe ciało umożliwiało wykonywanie szybkich manewrów. Ugięte nogi pozwalają na dowolny ruch. Zza ciemnego płaszcza tuż ponad lewym ramieniem wystaje rękojeść katany owinięty czarnym bandażem.
    - Pomogliśmy ci! A ty nas zdradzasz! - mówił układając w myślach plan.
    - Po prostu szukam czegoś. - westchnąwszy przeniosła wzrok na niebo. To szansa!
    Mag momentalnie doskoczył do przeciwniczki z zamiarem wyprowadzenia ciosu zapaloną pięścią w brzuch, ale.. ale uderza w powietrze! W akompaniamencie świtu wykorzystuje siłę, która wypycha jego ciało i cały czas naciera na dziewczynę.
    Pole walki zmienia się nie do poznania. Niegdyś prosty teren zdobią teraz głębokie dziury a w powietrzu wiruje szary pył. Bitwa na szybkość nie przynosi żadnych rezultatów.
    - Nie powinieneś atakować, gdy mówię. - poucza Noe i silnym kopnięciem sprawia, iż Natsu odlatuje na drzewo, które łamie się w pół z głośnym trzaskiem.
    Dragneel wygrzebuje się z gałęzi. We włosach ma pełno grudek ziemi a ubrania mają dziury w kilku miejscach.
   - Co da ci walka ze mną? - szarooka daje magowi pstryczka w czoło a ten ponownie rozkłada się, jak długi na podłożu.
   - Wszystko! - z tymże okrzykiem wypuszcza z siebie ognisty oddech, który dezorientuje przeciwniczkę. Wykorzystując chwilę zawahania tworzy świecącą kulę i ciska nią w Noemi. Yasashisa chcąc uniknąć ataku musi przenieść się na środek „areny” mimo, że dotąd stała na uboczu.
    Natsu z głośnym okrzykiem zadaje, co raz to szybsze uderzenia. Nie wszystkich można uniknąć, dlatego dziewczyna paruje ciosy własnym ciałem. Uciekające z ciała maga iskry tworzą okrąg wokół walczących.
    W pewnym momencie oboje atakują. Jedno w nogi, drugie mostek. Akcja kończy się nadpalonymi damskimi spodniami i brakiem tchu maga.
    Różowowłosy zatoczył się w tył. Mimo to, jest pewny zwycięstwa.
    - To koniec. - obwieścił dysząc ciężko.
    Noemi z lekkim rozbawieniem obserwowała scenerię. Nawet nie czuła, że kiedykolwiek ruszała się z miejsca. Zdecydowała. Połączy ciemność z wojną na wyczerpanie.
    - Myślisz, że mnie przechytrzyłeś? - jej głos wciąż jest cichy i spokojny. Mocniejszy podmuch wiatru mógłby ją zagłuszyć.
    - Odciąłem cię od cieni! Nie użyjesz swojej magii. - mówi z triumfem.
    Yasashisa skupiła wzrok na małych płomyczkach oświetlających polanę. Po chwili głośny śmiech rozwiał ciszę.
    - I myślisz, że ci się udało? Nic bardziej mylnego. - dzięki temu światłu jest silniejsza. - Naucz się rozróżniać słowa. Nie jestem  C i e n i s t y m  Smoczym Zabójcą a  C z a r n y m. - Z szaleńczym uśmiechem na ustach rusza w kierunku zdezorientowanego maga. Nim ten zdąży zareagować obrywa pięścią wzmocnioną o ciemną otoczkę energii. Moc przylgnęła do ciała dziewczyny.
    Natsu splunął na ziemię krwią. Nie tego się spodziewał.
    - Nigdy nie lekceważę przeciwnika. Szkoda, że każdy, kto staje ze mną do pojedynku kończy dwa metry pod ziemią! - Noemi dobyła katany i już po chwili naznaczyła przeciwnika raną długą na cały tors. Czerwona ciecz plamiła jej dłonie.
    Aura maga zaczęła barwić się na szaro.
    Różowowłosy odkaszlnąwszy nie bacząc na nic, w napadzie szału rzuca się na dziewczynę.
    - Szkarłatny Lotos: Pięść ognistego Smoka! - każdy kolejny cios powoduje eksplozję. Potężne fale mocy sprawiają, iż ziemia drży. Żaden z walczących nie chce oddać przewagi. Chociaż, to właściwie zbyt mocne słowa. Noemi bawi się z chłopakiem używając zaledwie ułamka swojej siły podczas, gdy ten zmierza na kraniec możliwości. Zamazujący się przed oczami obraz wcale nie pomaga w utrzymaniu koncentracji.
    - Coś tam jednak umiesz, ale to za mało. - zaszydziła, gdy pięść zamiast twarzy spotkała pustkę. To zbyt proste. W porównaniu do niej jest zwykłą muszką!
    Wcześniej wydawał się silniejszy…
    Jeżeli teraz czegoś nie zrobi, będzie wąchał kwiatki od spodu i hasał na chmurkach z aureolką nad głową.
Mistrzu painta! :O
***
Dziś troszkę później, niż zwykle. Ostatnio pojawiły się u mnie problemy. Prawdopodobnie za jakieś 2 tygodnie będę pisać równo ze wstawianiem. W mojej głowie kiełkuje już pewien pomysł na zaradzenie temu, ale wymaga głębszego dopracowania. Jeżeli nadal nie będę mogła się zdecydować wstawię ankietę :) 
I maleńka prośba. Jako, że walki nie są dla mnie dobrym gruntem i ślizgam się po nim powiedzcie, czy takie coś Wam odpowiada. 

I dziękuję Ci Sandra-chan, zawsze się denerwuję po wstawieniu, więc chociaż jedno krótkie zdanie pod rozdziałem wprawia mnie w euforię. :D

2 komentarze:

  1. Nie masz za co dziękować ,po prostu uwielbiam twoją fantazję i twórczość , podziwiam ludzi którzy piszą właśnie na takie tematy jak np. Fairy Tail czy Naruto kiedyś też chciałam napisać takiego bloga o przygodach ,Moich z postaciami Bleach jednak pisanie niezbyt mi idzie dlatego wolę czytać to bardzo dobrze wpływa na moją fantazje jak i przemyślenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Raczej nie zabijesz Natsu, nie? Choć mimo wszystko to wcale nie oznacza, że on wygra, bo Noemi może się nad nim zlitować. Chyba. Albo i nie.
    No i wszystkich wirus rozłożył D:
    A odnośnie walk - sama ich pisać nie umiem, więc do porad się kiepsko nadaję, ale jednak niezależnie od tego co się opisuje obowiązuje zasada, żeby się trzymać jednego czasu, a ty chwilami lawirowałaś między teraźniejszym i przeszłym... Ale mimo to rozdział bardzo mi się podobał i walka też ci nieźle wyszła ;3
    Życzę powodzenia przy radzeniu sobie z tymi problemami, bo to bardzo niefajne bestie są :I
    Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń

Po ilu komentarzach Czarna się uśmiechnie? :3