piątek, 27 lutego 2015

Zamówienie nr 7 - dla: Tsukki

Zamówienie dla: Tsukki
Paring: Natsu x Lucy
Tytuł: "Cieszę się, że mogę cię chronić"

    Bezsilność.
    Najbardziej parszywe ze wszystkich znanych mi uczuć. Zresztą pewnie nie tylko ja, ale nikt nienawidzi, gdy okrutna niemoc działania bierze nad nim w górę. Gdy serce rwie się do szlachetnych czynów a ciało uparcie stoi w miejscu i nic go nie ruszy.
    Choć tak bardzo staram się wyprzeć je z pamięci, to wciąż nie mogę zapomnieć widoku twych łez. Ciekłych pereł znaczących mokre ślady na zaczerwienionych policzkach. Spływających po brodzie, szyi i wsiąkających w biały szal. Szal będący jedną z rzeczą, z którą nigdy się nie rozstajesz. Cenniejszą niż dom, willa, wieś, miasto, czy nawet cały świat. To zabawne, jak zwykła rzecz może być tak cennym skarbem. Pamiątką, która wciąż przywraca miłe wspomnienia i jednocześnie rozdrapuje stare rany. W tym zepsutym, zakłamanym, ale i cudownym świecie dla większości ludzi najważniejszy jest ich majątek a nie śmieszna część garderoby. Podziwiam cię, że nigdy nie zmieniłeś hierarchii wartości materialnych przedmiotów. Że nie uległeś pokusom bogactw.
    Możesz wierzyć lub nie, lecz wciąż słyszę twój krzyk rozpaczy. Obija mi się o głowę, wkrada do snów a wtedy budzę się wyjąc z rozpaczy razem z tobą. Przysięgam na wszystko, co wierzę, że nigdy nie słyszałam straszniejszego dźwięku. Zawarłeś w nim część bólu. Szkoda, że nie mogłeś się go pozbyć w tym długim krzyku. Jego część została na zawsze zakopana na dnie serca. Gdy po dłuższej chwili głos uwiązł ci w gardle zamilkłeś. Załkałeś kilka razy a później objąłeś mnie mocno, jakbyś bał się, że również i ja zaraz zniknę.
    Pamiętam, że drżałeś tak mocno. Twoje ciało odmawiało posłuszeństwa trzęsąc się w niekontrolowany sposób. Chciałam cię przytulić i zakryć całego, jednak to ty jesteś tym większym. Czułam gorący żar. Przez chwile zapomniałeś się i mocno mnie ścisnąłeś. Z całej siły starałam się powstrzymać cichy syk bojąc się, iż sprawi ci on więcej przykrości. Może o tym nie wiesz, ale pozostawiłeś po swoim dotyku delikatne zasinienia. Były moim potwierdzeniem na to, że wciąż żyłeś.
    Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętałam z tamtego dnia były twoje oczy. Przepiękne, zielone oczy świecące jak dwa oszlifowane klejnoty. Moje najdroższe kamienie. W tamtej chwili były oknami, przez które mogłam spojrzeć na dno twojej duszy. Widziałam rozpacz, szał, szok, gniew i… bezsilność.
    Dlaczego nie mogłam pomóc ci ulżyć w cierpieniu? Wziąć na swoje barki część bólu, który wypełniał cię całego?
***
    Ukradkiem zerknęłam na zdjęcie, które umieściłam w honorowym miejscu - półce pomiędzy pamiętnikiem a pierwszymi próbami napisania opowieści. Przedstawiało mnie, Natsu i Happiego. Obejmowana przez tę dwójkę uśmiechałam się. Również i oni odwdzięczali się tym samym gestem wyciągając ręce w moim kierunku.
    Brakuje mi was. - pomyślałam i spojrzawszy na wewnętrzny monolog głównej bohaterki, który właśnie pisałam stwierdziłam, że nic z tego. Chciałam napisać bijącą pozytywnym myśleniem historię, a nie tragedię. Jednak, gdy tylko pozwalałam ponieść się fantazji wychodziło z tego odzwierciedlenie moich głęboko ukrytych uczuć.
    - To byłoby dobrym materiałem na podręcznik dla samobójców. - stwierdziłam na głos i zdecydowanym ruchem otworzyłam szufladę, w której trzymałam wszystkie papiery z zamiarem ukrycia kolejnych bezsensownych bazgrołów. Wśród nich był również pewien list…

    - Ale się dziś zmęczyłam! - z głośnym westchnieniem opadłam na łóżko. Trening z Lokim był tak męczący, że nie miałam nawet sił na mruganie.
    Leżąc tak z głową wtuloną do poduszki wsłuchiwałam się w ciszę. Po dniu spędzonym w zgiełku było to miłą odmianą. Miejsce, w którym trenowaliśmy znajdowało się niebezpiecznie blisko siedziby gildii. Nie zgodziłam się na świat duchów, gdyż nie chciałam tracić cennego czasu, który mogłam spędzić z ziemskimi przyjaciółmi. A skoro już o nich mowa…
    Z trudem dźwignęłam się na ramionach i ignorując pulsujący ból rozejrzałam się po mieszkaniu. O tej porze zazwyczaj przychodził Natsu. Co prawda ostatnio często się spóźniał, gdyż na większość dnia gdzieś wsiąkał. Szczerze, martwiłam się o niego. Po stracie Igneela przestał być sobą. Jego zachowanie uległo znacznemu stonowaniu (co w jego przypadku było śmiertelnie niebezpieczne), z oczu zniknęła żywa iskra a na ciele pojawiały się coraz to nowe zadrapania po trudnych ćwiczeniach. Nieraz przychodził i zasypiał oparty o drzwi. Za każdym razem przykrywałam go kocem i zasypiałam w łóżku, a gdy się budziłam gość, jak i przygotowany dla niego wcześniej prowiant znikali.
    - Natsu, Happy - zawołałam, ale bez przekonania.
    Rozglądając się po mieszkaniu znalazłam kremową kopertę a w niej list.

Hej Lucy!
Przepraszam, powinienem być teraz u Ciebie i spać gdzieś w kącie jak ostatni włóczęga. Wiem, że ostatnio coraz bardziej się o Mnie martwisz. Gdy wrócę wszystko Ci wynagrodzę.
Razem z Happym zdecydowaliśmy się wyruszyć na trening, gdzieś dalej, niż w pobliskich lasach. Po ostatnich zniszczeniach chyba powinienem bać się pokazania w gildii. Staruszek zacznie niedługo krzyczeć, więc nie przejmuj się, gdy  usłyszysz jakieś dziwne odgłosy od wschodniej strony Magnolii.
Gdy to czytasz pewnie jesteśmy już w drodze. Proszę, nie szukaj nas. Przysięgam, że za rok zobaczysz mnie całego, zdrowego i silniejszego.

    Przejechałam opuszkami palców po treści listu. Natsu pisał tak niechlujnie, że w niektórych miejscach ciężko było go rozczytać. Literki były niekształtne i rozmazane a przy ostatnim słowie zrobił dziurę długopisem.
    Na początku nie mogłam mu wybaczyć, że opuścił mnie bez słowa pożegnania. Później jednak po dogłębnej analizie sytuacji odkryłam pewne ukryte przesłanie - Natsu zamierzał zrobić wszystko, by szybko zyskać na sile. Odkryć w sobie nowe pokłady mocy, czego nie mógł zrobić tutaj. Teraz prawdopodobnie pierwszy list, jaki w życiu napisał był moją nadzieją i światełkiem. Rozwiewał wszystkie obawy. W końcu obiecał, że wróci.
***
    - Do gildii przychodzą coraz łatwiejsze zlecenia. - pożaliła się Erza. Na plecach trzymała sporych rozmiarów wór z łupami.
    - Jeżeli jest się silnym, to wszystko wydaje się prostsze. - stwierdziłam.
    Wracałyśmy właśnie z kolejnej banalnie prostej misji, która polegała na rozbiciu grupy przestępczej. Rzeczy zabrane przez Scarlet były kilkoma cennymi błyskotkami. Gdy Tytania się na coś uprze już nie ma odwrotu.
    - Wiesz, co to oznacza?
    Na moment przystanęła, by poprawić tobołek i zaraz wznowiłyśmy wędrówkę. Spakowane przez nią przedmioty zgrzytały przy każdym ruchu.
    - Że poziom groźności przestępców zaczął spadać?
    - Wręcz przeciwnie! - wykrzyknęła a jej oczy zalśniły. - To my jesteśmy coraz lepsze!
    Roześmiawszy się serdecznie, chcąc nie chcąc musiałam przyznać jej rację. Naszym dobrym humorom sprzyjało nie tylko dobrze wykonane zlecenie, ale też piękna słoneczna pogoda. Od jakiegoś czasu niebo spowijały ciężkie, burzowe chmury, a parasolki stały się nieodłącznymi towarzyszkami społeczeństwa. Nic dziwnego, że nieoczekiwana zmiana warunków atmosferycznych aż tak na nas wpłynęła.
    - Ach, przypomniało mi się! - wykrzyknęła niespodziewanie. - W sobotę jest noc horrorów.
    Udałam, że nie rozumiem aluzji, która brzmiała mniej więcej w stylu: „a ty idziesz ze mną”.
    - I co? - spytałam chcąc poznać więcej szczegółów. Nie było to jeszcze równoznaczne ze zgodą!
    - Puszczają pięć, albo sześć filmów. - zaczęła. Po cichu wyliczała na palcach kolejne tytuły, których zupełnie nie kojarzyłam. - Wyznaczyli dwie sale, w tym tą z czerwonymi siedzeniami!
    Zaśmiałam się słysząc zachwyt w głosie Scarlet. „Czerwonymi siedzeniami” określałyśmy najwygodniejsze miejsca w całym kinie. Żeby się tam dopchać trzeba zaklepywać miejsca w kinie zaraz po włączeniu danego filmu do repertuaru.
    - Trzeba szybko zrobić rezerwację. - mruknęła złowieszczo. Szczerze współczułam kasjerowi, który będzie musiał ją obsłużyć. - Ty oczywiście się z nami wybierasz.
    - Skąd ta pewność, iż nie robię czegoś w sobotni wieczór?
    Erza spojrzała na mnie z politowaniem.
    - Znam twój plan tygodnia na pamięć. Jeżeli myślisz, że pozwolę ci czytać kolejny romans, to grubo się mylisz!
    - Mój ulubiony gatunek. - westchnęłam przypominając sobie ostatnią książkę.
    Podczas podróży zawsze rozmawiałyśmy o wszystkim i niczym. Po uzgodnieniu szczegółów sobotniego wyjścia płynnie zeszłyśmy na temat muzyki. Dowiedziałam się, że ulubiony piosenkarz Erzy będzie miał koncert w sąsiednim mieście. Już zaczęła planować krótką wycieczkę i sposób wtargnięcia za kulisy. Mówiąc o tym miała na twarzy wypieki, co świadczyło o wysokiej randze zdarzenia.
    Będąc blisko Magnolii znienacka usłyszałyśmy ciche przełamanie się gałązki. Po chwili naszym oczom ukazała się trójka mężczyzn w pelerynach z kapturami. Połowy twarzy przesłaniały im maski, toteż mięli odsłonięte tylko oczy. Oczy, które rzucały gromy w naszym kierunku.
    Najwyższy z nich skinął głową i ruszyli.
    Zdążyłam uniknąć pierwszego ciosu, Erza zaś momentalnie dobyła miecza. Drżącymi dłońmi wyciągnęłam klucz Lwa i przywołałam Leo. Szala zwycięstwa przechylała się na naszą stronę dopóki jeden z mężczyzn nie strzelił magicznym pistoletem w niebo. Na ten sygnał dołączyły do nich posiłki.
    Walczyłyśmy z całych sił. Wezwałam Gemini, które skutecznie rozpraszały uwagę napastników i Taurusa, by wymachując swym wielkim toporem pozbył się jak największej liczby przeciwników. Szarpiąc się z magiem o czarnych, jak dwa węgielki oczach nie zauważyłam dziwnego przyrządu, który sprawił, iż duchy zniknęły a mnie nagle opuściły wszystkie siły.
    Zanim opadłam na ziemię zdążyłam usłyszeć rozpaczliwy krzyk Erzy. A później była już tylko ciemność.
***
    Pomimo późnej, wieczornej pory w siedzibie Fairy Tail wciąż znajdowało się wielu magów. Umilając sobie czas grali w różne gry (największą popularnością cieszył się karciany kącik), popijali przygotowane przez Mirę owocowe miksy i śmiali się do rozpuku.
    Wydawać by się mogło, iż po skończonej zabawie wszyscy rozejdą się do domów. I pewnie by tak było, gdyby nie zaskoczyło ich przybycie długo oczekiwanego człowieka.
        Natsu Dragneel bez wątpienia się zmienił. Jego włosy przez rok nieobecności u fryzjera podrosły trochę i teraz często wpadały mu do oczu. Firmowy uśmieszek, którym obdarzał przyjaciół nabrał radośniejszego wyrazu, co rozświetlało zmężniałe rysy twarzy. Do zielonych oczu powróciły dawne iskierki, ale też towarzyszył im cień powagi. Wcześniejszy strój zmienił na ciemne materiałowe spodnie, jasną bluzkę z mocnego materiału i zamknięte buty. Szalik przewiązał w wymyślny sposób wokół głowy, przez który wystawały różowe kosmyki. Na prawym ramieniu, pod znakiem gildii miał obwiązany czerwony kawałek materiału niewiadomego pochodzenia. Jedyną rzeczą łączącą go siebie sprzed roku była różowa czupryna.
    Oczywiście nie zapominajmy o Happym. Exceed minimalnie urósł i teraz nosił żółtą chustę na szyi. Jego ogon chodził wciąż na prawo i lewo. Doskonale odzwierciedlał targające nim emocje.
    Gdy stanęli tak w drzwiach magowie zaniemówili.
    - Czołem wszystkim! - zawołał Natsu i w wojskowym geście przyłożył dwa palce do czoła.
    Członkowie Fairy Tail przez moment nie mogli uwierzyć własnym oczom. Gdy już pokonali barierę ciężkiego szoku, dosłownie rzucili się na Dragneela dając upust swej radości.
    Mag przez dobrą godzinę opowiadał im o przygodach, które go spotkały. Do jego głosu wdarł się ton charakterystyczny dla przywódcy. Wszyscy siedzieli w całkowitej ciszy chłonąc każde słowo. Niektóre wydarzenia wydawały się im tak nieprawdopodobne, że różowowłosy musiał pokazywać im dowody w postaci pamiątek takich jak drogocenne klejnoty, czy rzadkie zioła.
    - Gdzie Lucy i Erza? - zapytał, gdy skończył opowiadać. Od ciągłego mówienia zaschło mu w gardle. - Nigdzie ich nie widzę.
    Tak naprawdę od momentu, w którym przekroczył próg gildii wyszukiwał w tłumie blondwłosej piękności.
    - O ile się nie mylę, to jeszcze na misji. - rzekła Mira. - Powinny niebawem wrócić.
    - No jasne! - zawtórował jej Elfman. - Podczas twojej nieobecności stały się prawdziwymi mężczyznami!
    Na usta Natsu wkradł się szeroki uśmiech.
    - Coś właśnie obiło mi się o uszy.
    Później to pozostali magowie opowiadali przyjacielowi o rzeczach, które miały miejsce od chwili jego zniknięcia. A to Magnolia została całkowicie zalana podczas wykonywania jednego ze zleceń, a to ktoś w wyniku nieszczęśliwego eksperymentu stworzył prawdziwe potwory. Raz nawet na pełną dobę zniknęła największa duma miasta - katedra! I nikt nie wiedział, jakim cudem. Chodzą słuchy, iż było to sprawką obcych… Jednego faktu nie można jednak podważyć, odkąd Natsu wyruszył na trening rachunki gildii drastycznie zmalały.
    Ostatnią informację skwitował jedynie złośliwym chichotem.
    W pewnej chwili do sali wpadła czerwona burza w postaci Tytanii. Magini wyglądała jak nieszczęście. Na skórze miała pełno zadrapań i drobnych ran, we włosach grudki ziemi, miecz został wyszczerbiony a zbroja uszkodzona. Jednocześnie próbowała uspokoić oddech i opowiedzieć kompanom o wcześniejszym zajściu.
    - Co się stało? - zawołał przepychający się przez przyjaciół Natsu.
    Od razu pochwycił roztrzęsioną dziewczynę w ramiona w  p r z y j a c i e l s k i m  geście. Dzięki temu dodał jej otuchy.
    - Erzo?
    - P-porwali Lucy. - wyjąkała, gdy pierwszy szok związany z nagłym widokiem Smoczego Zabójcy minął.
    - Kto? - warknął. We wnętrzu cały się gotował. Chciał już teraz iść i przetrzepać skórę temu, który śmiał tknąć najdroższą mu osobę.
    - Było ich kilku. - usiłowała przypomnieć sobie szczegóły. - Byli ubrani na czarno i mięli maski. Pojawili się znikąd. Szło nam dobrze, dopóki nie wezwali posiłków. Później okazało się, że ich broń wysysa energię, niestety zauważyłyśmy to zbyt późno.
    - Gdzie walczyłyście? - dopytywał.
    - Kilometr przed wschodnim wejściem na jedynej prostej drodze.
    I już go nie było.
***
    Natsu dotarł na wskazane miejsce dopiero po kilku niemiłosiernie długich minutach. Czuł jak rozgrzane nagłym biegiem mięśnie odmawiają dalszej współpracy, jednak kazał im się przymknąć. Rozglądając się bacznie szukał czegokolwiek, co mogłoby być dla niego wskazówką, gdzie szukać tych… przestępców.
    Zdając się na wrażliwy nos rozpoznał dwa znane mu zapachy. Skupiając się na jednym z nich ruszył w dalszą drogę, niczym pies tropiciel.
***
    - Obudź ją nie mamy całego dnia. - usłyszałam. Chwilę później poczułam na ciele strugi lodowatej wody.
    Otworzyłam oczy i już miałam krzyknąć, gdy czyjaś dłoń zamknęła mi usta w mocnym uścisku. Stojący nade mną mężczyzna wpatrywał się we mnie z rozbawieniem. Chciałam wstać, jednak grube łańcuchy skutecznie to uniemożliwiały.
    - Nie szarp się tak złotko, bo będzie boleć. - wyjaśnił i poklepał mnie po policzku. Wziąwszy brudną chustę zrobił  z niej knebel. Nadludzką siłą powstrzymywałam odruch wymiotny.
    Byłam obolała, ale w obliczu niebezpieczeństwa wyparłam to uczucie ze świadomości. Rozglądałam się po miejscu, do którego zostałam zabrana. Prawdopodobnie znajdowaliśmy się w jednej z podziemnych jaskiń a w niej znajdowało się wiele dziwnych, naukowych sprzętów. Prawdopodobnie spojrzałam na nie z przestrachem, bo napastnik uśmiechnął się szeroko i zaczął wyjaśnienia:
    - Masz niepowtarzalną okazję być naszym króliczkiem doświadczalnym. - widok jego obleśnej twarzy przyprawiał mnie o mdłości. - Niestety jest to nielegalne działanie, więc nie możemy cię stąd wypuścić i już nigdy nie ujrzysz światła dziennego.
    Podkurczyłam nogi przypominając sobie podstawowe techniki samoobrony. Jednak patrząc z taktycznej strony było ich ponad dziesięciu a ja sama. I mimo, że pozostali nie patrzyli w naszą stronę wiedziałam, iż jestem pod stałą obserwacją.
    - Nie radził bym tego próbować. - mężczyzna wyczuł mój zamiar i nałożył mi na nogę dziwną bransoletę. Po chwili zrobiłam się niebezpiecznie śpiąca. Ich zabawki były niebezpieczne.
    Ledwo przytomna obserwowałam dalsze poczynania porywaczy. Usilnie ignorowałam uczucie ciężkości w głowie i zamazujący się przed oczami obraz. Nie mogłam sobie pozwolić na utratę świadomości.
    Po chwili poczułam lekkie ukłucie w okolicach ramienia. Z początku nic się nie działo, lecz w miarę upływu czasu raz czułam palące gorąco, raz przeraźliwy chłód. Nie miałam pojęcia czy to wyobraźnia płatała mi okrutne figle, a może miało z tym związek wcześniejsze ukłucie? W każdym razie jednego byłam pewna - trzęsienia ziemi na pewno sobie nie ubzdurałam!
    - Wyłaźcie tchórze! - chyba miałam dziwne przesłyszenia, bowiem rozpoznałam głos Natsu.
    Wewnątrz kryjówki zaczynało robić się nieciekawie. Naokowcy-przestępcy biegali usiłując opanować niszczące jaskinię drżenia. Czerwone kontrolki nakazywały im wstrzymanie eksperymentów i usunięcie intruza. Z marnie zabezpieczonego sufitu zaczęły spadać pierwsze kamyczki. To była moja szansa.
    Zdążyłam zregenerować wystarczająco dużo sił na wezwanie Virgo, która uwolniła mnie z kajdan a później zniknęła w iskrzących obłoczkach. Zdecydowanym ruchem wyrwałam z ręki igłę. Bladoniebieski płyn zaczął rozlewać się po podłodze a jeden z mężczyzn spostrzegłszy moje działania odszedł od zalanego czerwienią ekranu i… padł.
    Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. W wirującym obrazie dostrzegłam różową czuprynę a już po chwili zostałam zamknięta w silnym uścisku ciepłych ramion. Jak na złość podobnie, podobnie jak przy porwaniu jedyne, co zapamiętałam to: „Lucy”.
***
    Było mi ciepło. Ani za gorąco, ani za zimno. Przyjemny, wręcz błogi stan, z którego nie chciałabym się już nigdy obudzić. Gdzieś w tle słyszałam przytłumione głosy, ale nie przejmowałam się nimi. Pomyśleć by można, iż specjalnie próbowałam wyprzeć je ze świadomości. Zamiast przysłuchiwać się kilku rozpraszającym dźwiękom, skupiłam swą uwagę na jednym. Ciche, regularne uderzenia napawały spokojem. Przypominały sekretną melodię, której nie rozszyfrował jeszcze żaden muzyk. Melodię, którą każdy nosił w sobie, a żeby ją poznać wystarczyło pobyć w absolutnej ciszy.
    - Ile zamierzasz jeszcze tak leżeć? - zapytał czyjś głos. Miałam wrażenie, czy wyczułam w nim uśmiech?
    Uniosłam powieki… i to był błąd. Oślepiona jasnym snopem natychmiast zasłoniłam twarz rękami. Moja reakcja przypominała wyjście na światło dzienne wampirów. Teraz wiem, dlaczego w książkach zawsze krzyczą „palię się”. Taki atak naprawdę boli!
    Głośny śmiech tuż obok zwabił do pokoju kilka innych osób (jeśli wierzyć głośnemu stukotowi butów).
    - Natsu! - rozpoznałam głos Erzy. - Przestań się tak głośno rechotać, bo zaraz cię wyrzucę!
    - Prze-przepraszam. - wykrztusił próbując się opanować.
    Rozchyliłam palce.
    - O Lucy, nie śpisz już.
    Tym razem przemówił Gray.
    Wydałam z siebie westchnienie pełne rozgoryczenia i zerknęłam w stronę winowajcy, który wyrwał mnie z wcześniejszego, pięknego stanu.
    Powinno to dotrzeć do mnie wcześniej, jednak dopiero teraz rozpoznałam jednego ze swoich przyjaciół - Natsu Dragneela. Wrócił. Nim zdążyłam pomyśleć, co robię wtuliłam się w jego tors. W tym czasie najwyraźniej Erza dała Grayowi jakiś dyskretny znak, bo gdy już się od niego oderwałam zniknęli.
    Tęskniłam za jego uśmiechem.
    Tęskniłam za jego zielonymi oczami.
    Tęskniłam za jego ciepłem.
    - Tęskniłam. - załkałam nie mogąc opanować cisnących się do oczu łez.
    Za nim całym.
***
    - Natsu! - krzyknęłam zdenerwowana. - Nie sądzisz, że dodatkowe zamki to lekka przesada? Chcesz przerobić moje mieszkanie na więzienie?
    Tego było już za wiele. Od jego powrotu minęło zaledwie parę dni a już zdążył zużyć nagromadzone przeze mnie zapasy cierpliwości (oczywiście nie obyło się bez pomocy ze strony niewyparzonego języka Happiego). Co się stało? Po wyjściu z mini-szpitala gildii Natsu wspaniałomyślnie obiecał się mną zająć. Skutek? Proszę bardzo: nie mogę niczego kroić, bo nóż jest ostry i jeszcze się skaleczę. Nie mogę sprzątać, bo jeszcze upadnę na coś i się połamię. Nie mogę wyjść z domu, bo jeszcze ktoś mnie porwie. I wiele, wiele innych. Dobrze, że jeszcze nie zakazał mi samodzielnej kąpieli, nie daj Panie a się utopię w wannie.
    - Nie. - odparł pewien swej racji. - To dla bezpieczeństwa. Czytałem o tej firmie, ich zamki są naprawdę solidne i nikt nie powin…
    - Skończ! - przerwałam mu, nim zdążyłby rozgadać się na temat kolejnego super produktu, który zabezpieczy dom nawet od zniszczenia świata przez ufoludkowy laser. - Chcę wyjść. Teraz.
    - Lucy, nie możesz.
    - Niby to czemu? - naburmuszyłam się. On ewidentnie traktował mnie jak dziecko!
    - Na zewnątrz czyha wiele niebezpieczeństw, tu przynajmniej wiem, że nic ci się nie stanie.
    Wywróciłam oczami. O nie, tym razem nie zamierzałam się tak łatwo poddać. Słysząc to zdanie kilka razy dziennie każdy na moim miejscu już dawno dostałby nerwicy.
    - Przesadzasz! Są granice między opieką a osaczeniem. I tak, wiem ,że oba te słowa zaczynają się na „o”, ale wbrew pozorom nie oznaczają tego samego. Wręcz przeciwnie. - fuknęłam.
     Różowowłosy zacisnął usta w wąską linkę. Starał się nie wybuchnąć, lecz przychodziło mu to z wyraźnym trudem.
    - Robię to dla ciebie. - wysyczał. Zaciskał pięści tak mocno, że pobielały mu knykcie.
    - Przez rok twojej nieobecności musiałam sobie jakoś radzić i nie narzekałam! - wrzasnęłam i nim zdążył zaprotestować wybiegłam z domu.
    Dopiero później zrozumiałam, jak musiał odebrać te słowa. Prawdopodobnie poczuł się niepotrzebny. Może pomyślał o sobie jako zbędnym balaście i ponownie stanie się człowiekiem bez życia? Co ja narobiłam?
    Kopnęłam napotkany kamień, jakby to on był winny wcześniejszej sytuacji. Szkoda, że znalazłam go zbyt małym, żebym mogła wyładować na nim całą swoją frustrację. Byłam zła. Na siebie i Natsu.
    Przykucnęłam na pierwszym stopniu altanki znajdującej się w jednym z magnolijskich parków. Słońce już powoli zachodziło, więc większość ludzi została w domach. Przez pierwsze pół godziny minęły mnie dwie, może trzy osoby, nie wiem.
    Głowę zaprzątała mi masa myśli. Wspominałam życie w wielkim domu, gdy miałam u swego boku matkę i ojca. Następnie przyszła pora na pierwsze spotkanie Natsu a niedługo później pozostałych członków gildii. Spędzony z nimi czas był i nadal jest najcudowniejszy w moim życiu. Wyjątek stanowi roczna dziura, w której czułam dziwną pustkę.
    Uśmiechnęłam się.
    Był to wymuszony odruch ukazujący beznadziejność sytuacji. Spotkałam kiedyś pewną dziewczynę, której imię i twarz dawno okryły się kurzem, lecz wciąż pamiętałam jej słowa: „najlepszym lekiem na smutek jest uśmiech. Nie pomoże od razu, ale jeżeli będziesz go odpowiednio często dawkować podniesie cię na duchu, a jeżeli kogoś spotkasz to być może i on odwdzięczy się tym samym”. Sama wtedy przyznała, iż to trudne, ale nie zaszkodzi spróbować.
    Tak pochłonęło mnie użalanie się nad swoją beznadziejnością, że nie usłyszałam cichego tupotu i podskoczyłam z zaskoczenia słysząc męski głos.
    - Mogę się dosiąść? - spytał Natsu.
    Nie zaszczycając go spojrzeniem kiwnęłam głową i wróciłam do bezcelowego wpatrywania się w przestrzeń.
    Po kilku minutach siedzenia w ciszy zdecydował się na pierwszy krok.
    - Przepraszam. - jego głos drżał. - Nie powinienem był cię więzić we własnym domu.
    Westchnęłam ciężko. Wiejący wiatr prawdopodobnie podzielał moje uczucia, bo jego niespodziewany podmuch rozwiał nasze włosy na wszystkie strony.
    - Ja też nie jestem bez winy. Rozumiem, że się martwisz. Nie powinnam tak na ciebie naskakiwać.
    Natsu pokręcił głową.
    - Powiedziałaś prawdę. - rzekł a przez jego twarz przebiegł grymas bólu. - Zostawiłem cię zostawiając tylko list.
    - Chciałeś stać się silniejszy. - usprawiedliwiłam go. Złość powoli mijała i mogłam trzeźwo ocenić sytuację.
    - Zachowałem się jak dzieciak.
    - A kiedy nim nie byłeś?
    Zaśmialiśmy się. Dobrze znaliśmy odpowiedź.
    - Uratowałeś mnie. - przypomniałam. - Jeszcze nie zdążyłam ci podziękować.
    Natsu uśmiechnął się niezdarnie. Widocznie nie spodziewał się usłyszeć takich słów.
    - Jesteś najcenniejszą osobą, która została mi po Igneelu. - wyznał. Jego policzki lekko się zaróżowiły i odwrócił wzrok.
    - A co z Happym? - spytałam zaciekawiona.
    - Jest jedną setną niżej od ciebie
    Zachichotałam pod nosem.
    - Nie powiem mu tego, bo będzie zazdrosny.
    Wiatr zawiał tak mocno, że aż się skuliłam. Natsu dostrzegł to i wstał mówiąc:
    - Wracajmy, jeżeli się przeziębisz to będzie w stu procentach twoja wina.
    Chwyciłam wystawioną dłoń i wolnym krokiem szliśmy do mojego domu. Byłam szczęśliwa, że mogłam ją trzymać. Wtedy i teraz po dwudziestu latach później również…
***
„Cieszę się, że mogę cię chronić” - wyjawił w dniu, w którym wkładał mi na palec złotą obrączkę.
***

Hejka, oto jest świeżo skończone zamówienie.
Kolejna notka 14.03, czyli zamówienie dla Yukki
Prace nad czytaniem moich wypocin idą dość topornie, miałam ostatnio parę innych spraw, ale w ciągu 2-3 tygodni postaram się wrócić do głównej fabuły.
A tak z innej beczki: czytając jeden z rozdziałów Cieni byłam szczerze zaskoczona użytą przeze mnie narracją: pierwszoosobowa, trzecioosobowa i do tego czas teraźniejszy... Ja się zastanawiam jakim cudem ktoś to przeczytał. :O
No nic, widzimy się przy następnej notce :)

sobota, 21 lutego 2015

Propozycja

WAŻNY KOMUNIKAT!

Po skończeniu kolejnego rozdziału Opętanych doszłam do wniosku, że im dłużej piszę, tym bardziej zacierają mi się wcześniejsze fakty np. głowiłam się, czy Wilson wie o Shado wewnątrz Noe, czy nie?
W związku z tym chciałabym przeczytać wszystko, co należy do głównej historii i spróbować wyprostować parę wątków typu nieufność Natsu do Noe. Chciałabym spisać sobie kluczowe sytuacje dla rozwoju dalszej fabuły, gdyż mam wrażenie, iż jest w niej parę dziur.
Dlatego też mam dla Was propozycję:
Póki co nie będę pisać dalszych rozdziałów. Mam 4 zamówienia i to one będą wychodzić prawdopodobnie co 2 tyg a w międzyczasie będę robić "plan wydarzeń" głównej fabuły. Gdy się z nimi uporam wszystko wróci do wcześniejszego trybu.
Szczerze to boję się zajrzeć na początek swych zmagań z pisaniem, gdyż nigdy wcześniej nie pisałam żadnego dłuższego opowiadania. Pewnie poczuję ostrą amatorszczyznę :) Ale skoro ktoś (czyli Wy) wcześniej to czytał, to chyba nie mam AŻ takich powodów do obaw, prawda?

Dajcie mi znać w komentarzach, jak oceniacie zaistniałą sytuację.
Ach i jestem świadoma, że gdybym zrobiła tak długą przerwę, to niektórzy pewnie zapomnieliby o czym w ogóle jest ta historia :P bez obaw wtedy na pewno zrobiłabym Wam małe przypomnienie.
Tak więc z niecierpliwością czekam na Wasze opinie.
Shado: Pewnie i tak nikt się nie odezwie.
Natsu: Wypluj te słowa diable!

sobota, 14 lutego 2015

Opętani - rozdział 5 (50) - Zdeterminowany

    - Chciałbym zobaczyć tą minę jeszcze raz! - zaśmiał się Natsu, który właśnie przywoływał w myślach wyraz twarzy Graya, gdy ten dowiedział się, iż różowowłosy ma z Lucy dużo więcej wspólnego niż on. Nie potrafił dokładnie nazwać tego uczucia, ale kazało mu ono szczerzyć się od ucha do ucha i podskakiwać co kilka kroków.
    Heartfilia posłała mu sójkę w bok.
    - Nie ładnie tak naśmiewać się z ludzi. - przypomniała słodkim głosikiem, chociaż sama nie mogła ukryć lekkiego uśmiechu. Teraz, kiedy wszystko mu wyjaśniła czuła się… lżej? Tak, to dobre określenie. Silna intuicja (i kilka innych faktów) podpowiadała jej, że liczył na coś więcej niż przyjacielskie relacje. Dlatego też z całych sił starała się udawać głupią, pustą blondynkę, która nie zauważała oczywistych sygnałów.
    - Raz na jakiś czas można. - odparł wesoło Natsu i pokazał dziewczynie język. Nie omieszkał przy tym wydać dziecinnego dźwięku.
    - Zawsze na wszystko masz wytłumaczenie, co? - Lucy westchnąwszy ciężko wstała z łóżka i przeciągając się podeszła do szafki, w której trzymała filmy. - Co dziś oglądamy?
    Natsu nadął zabawnie policzki i podrapał się za głową.
    - Mój przyjaciel Hachiko!* - zaproponował wreszcie. - Założyłem się z Erzą, że nie będę ryczeć.
    - No tak, przecież jesteś taki męski. - zauważyła nieco ironicznie Heartfilia.
    Gdy parę minut później przydreptał Happy z miską popcornu (tak, dostał bardzo odpowiedzialne zadanie) mogli zacząć wieczorny seans.

    Stop! Uprzejmie proszę o wybaczenie. Zanim przejdziemy do kolejnej części może już czas rzucić nieco światła dziennego na tajemniczą umowę między dwójką protagonistów? Chyba wyjaśnienie jej było wystarczająco długo odwlekane.
    Dobrze więc, tłumaczenie rozpocznę od przytoczenia pewnej sytuacji…
    - Właściwie to chciałbym zaproponować ci pewien układ.
    Różowowłosy nachylił się nad uchem dziewczyny. Mówił bardzo szybko a jego usta niemalże muskały policzek Lucy. Pomimo zawrotnej prędkości wszystko było zrozumiałe. Z jego ściszonego głosu dało się wyczytać całą gamę uczuć.
    Blondynka odwróciła wzrok. Właśnie powtarzała w myślach to, co usłyszała. W jednej chwili zrzucono na nią masę szczęścia i związanych z nim obaw. Zaryzykować? A może pójść na łatwiznę i odmówić. Czy będzie żałować swojej decyzji? Jakie będą jej skutki?
    - Jaa - zaczęła cicho po dłuższym czasie spędzonym w absolutnej ciszy. Splatając drżące palce wzięła głęboki wdech. - Myślę, że możemy zobaczyć, co się stanie.
    Natsu otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Pierwszy fajerwerk rozświetlił ciemne niebo.
    A teraz rozszerzmy nieco ten wątek:
    - Właściwie to chciałbym zaproponować ci pewien układ. - zaczął niemalże grobowym tonem. Pomyślałby kto, iż właśnie ma zamiar zapytać o wspólne rozkopywanie grobów przy pełni księżyca. Ach, to przecież takie romantyczne! Kto przy zdrowych zmysłach nie wymyśliłby równie fantastycznej propozycji?
    Różowowłosy nachylił się nad uchem dziewczyny.
    - Szczerze to nie za bardzo wiem od czego mam zacząć. I proszę nie przerywaj zanim nie skończę, dobrze? - Mówił bardzo szybko a jego usta niemalże muskały policzek Lucy, która nagle przestała czuć wszystko poza ciepłym oddechem.
    Heartfilia niepewnie skinęła głową na znak zrozumienia.
    - Od jakiegoś czasu dziwnie się czułem. - zaczął cicho. - Spędziłem kilka nocy, by zrozumieć to, co się ze mną wtedy działo. I wiesz co zauważyłem? Za każdym razem, gdy byłaś blisko towarzyszył mi ból. Bardzo przyjemny ból w sercu. Za każdym razem, gdy dotykał cię ktoś inny niż ja czułem zazdrość. Zazdrość, która zdawała się wypalać mnie od środka na drobny popiół. Za każdym razem, gdy uśmiechałaś się do ludzi byłem smutny. Smutny, ale nie dlatego, że nie cieszyłem się twoim szczęściem. Po prostu przypominałem sobie, że ten uśmiech nie jest tylko mój.
    Pomimo zawrotnej prędkości wypowiadanych słów wszystko było zrozumiałe. Z jego ściszonego głosu dało się wyczytać całą gamę uczuć. Oto otwierał się przed jedną z najważniejszych osób w jego życiu. I pomimo piekących z zażenowania policzków nie przerywał. Wręcz przeciwnie - dawało mu to nową siłę do działania.
    - Wydaje mi się, że wiem już co mi było i jest nadal. - stwierdził powoli kończąc swój wywód, chociaż mógłby tak opisywać wszystkie dolegliwości godzinami. - Kocham cię, wiesz?
    Natsu wyczuł, że dziewczyna ruszyła się niespokojnie, więc zamknął ją w szczelnym uścisku.
    - Jeszcze nie. - ponownie wrócił do szeptu. - Obiecałaś, że mi nie przerwiesz zanim nie skończę, prawda? Kocham cię, - powtórzył - Jednak ani ty, ani ja na razie nie wiemy, co ty czujesz do mnie. Więc wymyśliłem, jak możemy rozwiązać tę sytuację. Zawrzyjmy układ, bądźmy razem przez pewien czas i przetestujmy to. Dajmy sobie chwilę nim mi odpowiesz, co ty na to?
    Blondynka odwróciła wzrok. Właśnie powtarzała w myślach to, co usłyszała. W jednej chwili zrzucono na nią masę szczęścia i związanych z nim obaw. Zaryzykować? A może pójść na łatwiznę i odmówić. Czy będzie żałować swojej decyzji? Jakie będą jej skutki?
    Pierwszy raz od dłuższej chwili spojrzała na chłopaka. W jego oczach odbijała się ogromna nadzieja. Mimo to wiedziała, że nie poczułaby wyrzutów sumienia, gdyby teraz nawrzeszczałaby na niego za składanie tak bzdurnych propozycji. Dlaczego? Bo nie potrafiłaby tego zrobić. Jej serce, choć wciąż niezdecydowane gorąco pragnęło zaakceptować uczucie Dragneela.
    - Jaa - zaczęła cicho po dłuższym czasie spędzonym w absolutnej ciszy. Splatając drżące palce wzięła głęboki wdech. - Myślę, że możemy zobaczyć, co się stanie.
    Powiedziała to. Przypieczętowała ich los, od teraz mięli zacząć balansować na granicy przyjacielskich relacji i wspólnego związku. Jeżeli jakimś cudem to miałoby nie wypalić, oboje skończyliby ze złamanymi sercami.
    Natsu otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Pierwszy fajerwerk rozświetlił ciemne niebo a w raz z nim dwa uśmiechy. Jeden pełen zadowolenia i szczęścia, drugi zaś nieco nieśmiały, ale równie szczery.

    Gdy w pewnym momencie po policzku różowowłosego zaczęły spływać pojedyncze łzy Lucy zachichotała cicho. Proszę, a tak się zarzekał, że pozostanie twardy do samego końca. Prawdę mówiąc blondynka chciała zobaczyć jego minę wzruszenia. Wedle filozofii magiń Fairy Tail żaden mężczyzna nie ma prawa siebie nim nazywać, jeżeli nie popłacze się na historii o wiernym psie Hachiko.
    Śpiący Happy pochrapywał cicho wtulony w miękką poduszkę przyciskając do siebie pluszowego misia, który został okrutnie okaleczony przez los. Stracił bowiem jedno guzikowe oko. Heartfilia odnotowała w myślach, by zajść do pobliskiej pasmanterii i przywrócić zabawkę do pierwotnego stanu.
    Aby zapobiec powodzi w małym mieszkanku dziewczyna raz po raz podawała Natsu chusteczki, a nawet sama otarła mu mokre policzki. Po krótkiej chwili namysłu zdecydowała się potrzymać go za dłoń. Gest ten nie spotkał się z żadnym oporem a cichym mruknięciem aprobaty.

    Przenieśmy się teraz na przeciwną stronę miasta.
    Pośród ogłuszającej ciszy w niemalże egipskich ciemnościach leżała Noemi. Owinięta kołdrą, nakryta kocem i z głową ukrytą w miękkiej poduszce. Gdyby ktoś teraz wszedł do pokoju nie zapalając światła pomyślałby, że właścicielka łóżka wyszła gdzieś zostawiając całą pościel zwiniętą w jeden wielki kłębek.
    Dziewczyna oddychała ciężko a na każdy dźwięk dochodzący zza oka reagowała gwałtowniej niż przeciętny człowiek. Przed samym zaśnięciem nie wiedziała, czy bardziej drażni ją muzyka dobiegająca z radia, czy też jej brak i dziwny pisk w głowie. Leżała zaciskając powieki tak mocno, jakby już nigdy nie chciała ujrzeć świata. Ze zwiiniętymi w pięści dłońmi kurczowo trzymała się fałdek świeżo wypranego koca, który wciąż miał słodkawy zapach płynu. Wciąż nie opuszczało jej wrażenie, iż ktoś cały czas stoi nad łóżkiem gotowy pozbawić jej życia, gdy tylko się poruszy. Dlatego też zasypianie było dla niej prawdziwą katorgą. Zdecydowanie wolała majaczyć przez brak snu, aniżeli spędzić kolejne przerażające minuty na udanie się w objęcia Morfeusza.
    Jeżeli jakimś cudem odpłynęła i udała się za bramę snów przechodziła kolejną próbę strachu. Mowa tu oczywiście o koszmarze, którego „mądra” definicja prezentuje się mniej więcej tak:  „długotrwałe, wywołujące przerażenie marzenie senne , których treść przedstawia wydarzenia zagrażające życiu, bezpieczeństwu czy własnej integralności; ich wystąpienie przerywa sen.”. Yasashisa często budziła się zalana potem, gdy spadała w niekończącą się przepaść, topiła w bezkresnym oceanie, czy uciekała przed nieobliczalnymi siłami przyrody. Nie miała też wątpliwości, kto odpowiadał za ten stan.
    W co się dziś zabawimy moja Pani?
    Noe zadrżała. Miała wrażenie, że głos Shado muska jej skórę i zostawia po sobie lodowaty dotyk. Tej nocy znajdowała się na nocnym sklepieniu niebieskim, więc jedyne, co widziała to jasne punkciki rozsypane po całym nieboskłonie.
    Tutaj jestem.
    Dziewczyna otworzyła szeroko oczy, kiedy poczuła obcą dłoń na ramieniu.
    - Czego chcesz. - warknęła ostrzegawczo. Nie brzmiało to jednak, jakby kiedykolwiek chciała poznać odpowiedź.
    - Dobrze wiesz. - odparła wibrującym tonem i zachodząc Smoczą Zabójczynie od tyłu oplotła ręce wokół jej talii i oparła głowę w zagłębieniu szyi.
    Prawowita właścicielka ciała nie chciała patrzeć w przerażająco zielone oczy sobowtóra. Zmusiła się też, by nie okazywać żadnych oznak zdenerwowania, takich jak przestępowanie z nogi na nogę, czy nienaturalnie częste przełykanie śliny.
    - Dobrze wiesz co powiem. - odgryzła się krótko.
    - Jeżeli wolisz boleśniejszy sposób, proszę bardzo. - z tonu głosu dało się wyczytać sarkastyczny uśmiech. - Jesteś dla mnie zbyt łaskawa, Pani.
    - Skończ z tym. - burknęła dostrzegając kątem oka czerwoną aurę alter-ego. - To niedorzeczne.
    - Co takiego? - spytała z udawanym zaskoczeniem. - Nazywanie cię swoją Panią a może raczej mój niecny plan przejęcia władzy.
    - Dwa z dwóch. - zdecydowanym szarpnięciem wyrwała się z palącego uścisku Shado. Wolnym krokiem szła przed siebie po niebie. Nawet nie zauważyła, kiedy gwiazdy zaczęły wirować tworząc za sobą coś w rodzaju świetlistych ogonów.
    - Pokazuję ci tylko jak mam być później traktowana. - za plecami Noe zielonooka wzruszyła ramionami i przecinającym na wskroś wzrokiem wpatrywała się w odchodzącą dziewczynę. W odróżnieniu do niej nie widziała aur ludzi a płomień ich woli życia. I musiała przyznać, że z tego, co widziała Pani nie zamierzała się tak łatwo poddać. To tylko wzmagało dziką radość i niezdrowe podniecenie Shado.
    - Nigdy nie zniżę się do twojego poziomu. - syknęła złowrogo.
    Twarz alter-ego zamarła w kpiącym uśmiechu. Wystarczyło tylko jedno pchnięcie, by spadła ze szczytu góry lodowej.
    Ja tu rządzę, nie zapominaj o tym.
    Gdy Noe zamierzała postawić kolejny śmiały krok niespodziewanie straciła grunt pod nogami. Nie krzyczała. Z doświadczenia wiedziała już, iż walka z bezdenną przepaścią była bezcelowa. Do realnego świata odprowadził ją zamrażający krew w żyłach śmiech Shado, która wprost uwielbiała ich krótkie rozmówki.
    Szarooka gwałtownie usiadła na łóżku. Po sennej przygodzie była cała zalana potem. Drżącą dłoń przyłożyła do twarzy i wzięła parę głębokich wdechów. W ciszy słuchała nierównego bicia własnego serca. A kiedy już uspokoiła ciało i duszę prychnęła pogardliwie pod nosem.
    Po wygrzebaniu się z rozgrzanej kołdry chwiejnym krokiem przemierzyła mały korytarzyk. Ciche pukanie do drzwi rozeszło się po całym domu, a gdy usłyszała nieco zaspane „proszę” śmiało nacisnęła klamkę.
    Pokój Wilsona skupiał w sobie całe sacrum** mieszkania. Był miejscem, w którym senne maszkary należały do innego świata, nie miały miejsca bytu. Miejscem napawającym poczuciem bezpieczeństwa.
    Przez uchyloną firanę wpadało światło pochodzące od ulicznej latarni. Dzięki temu Noe nie miała problemu ze zlokalizowaniem stojących na drodze przedmiotów. Z resztą nawet, gdyby miała się potknąć to chyba tylko o własną głupotę. Czarnooki we własnym kącie utrzymywał niemal pedantyczny porządek.
    Yasashisa nie mówiąc niczego wpatrywała się w ciemne tęczówki młodego mężczyzny. Wyczytała z nich szczere współczucie. Mag zrobił jej trochę miejsca na łóżku i wyciągnął zapraszająco ramię. Chwilę później trzymał już lodowatą dziewczynę w swych ramionach. Przedtem dokładnie opatulił ją większą częścią kołdry a gdy upewnił się, iż będzie mogła spokojnie zasnąć położył głowę na poduszce. Noe oparta na jego torsie delikatnie objęła go trzęsącą się ręką. Słysząc już tylko nucącego uspokajające melodie Wilsona odpłynęła.

    Kolejny późno jesienny dzień został przywitany przez Natsu z bolącymi plecami. Ot, skutki spania na twardej kanapie. Przy trzecim z rzędu filmie, który oglądali patrząc na śpiącą twarz maga Lucy stwierdziła, iż nie da rady przenieść jego wielkiego ciała, więc okrutnie zostawiła go w takim stanie w jakim zasnął.
    - Pychota! - rzekł uradowany Dragneel i w dwóch kęsach pożarł kanapkę wielkości dłoni dorosłego mężczyzny.
    - Nie tak szybko. - upomniała go dziewczyna. - Jedzenie ci nie ucieknie.
    Mimo wszystko widząc wypełnione jak u chomika policzki nie mogła powstrzymać śmiechu. Och, i jeszcze ta czerwona plamka z dżemu ma nosie!
    - A może dostanie nóżek, co? - odparł z pełnymi ustami a przełknąwszy kontynuował. - Wiesz, że przyśniło mi się dziś rozwiązanie problemu?
    - Jakiego? - spytała łypiąc na niego podejrzliwym wzrokiem znad kubka gorącej kawy.
    - Odnalezienia mojej siostry! - odpowiedział jak gdyby nigdy nic.
    No fakt, zagrożenie ze strony Noe i Zerefa jako tako na moment ucichło, więc mógł zając się własnymi sprawami.
    Lucy westchnęła ciężko. Coś czarno widziała ich najbliższą przyszłość podczas realizacji tego planu.
    - Jak zamierzasz to zrobić? - pragnęła choć trochę pokazać mu, jak trudne zadanie sobie wybrał.
    - Przeniosę się do przeszłości, gdy jeszcze mogliśmy być razem, czy to nie oczywiste?
    Tak, bardzo.

*"Mój przyjaciel Hachiko" - film, przy którym zarzekałam się, że nie uronię ani jednej łzy a i tak nic z tego nie wyszło
** sacrum - miejsce "święte", coś nie dostępnego dla przeciętnego człowieka - w wolnym tłumaczeniu Czarnej

Kolejny rozdział 28.02.2015 a w nim: troszku pewnej parki, słowo o poczynaniach Natsu i wielka akcja ratunkowa misia w wykonaniu Lucy i jej asystent(a/ki)
***
No i wedle obietnicy jestem :)
I jak zwykle czas na mój mały wywód: cieszę się, że zamówienie przypadło Wam do gustu - pomijając parszywe zakończenie, którym każdy z Was mógł pokierować wedle własnego uznania (w moim odpowiedź Lucy była twierdząca :P)
Widzę, że już mam aż 4 zamówienia do zrobienia - yay ktoś lubi czytać moje wypociny!
A i Sandra-chan! Proszę sprecyzuj paring:
Natsu x Shado - Shado w domyśle jako złe alter-ego
Natsu x Noemi - Noemi, która kiedyś była znana pod imieniem Shado
To do następnego!

niedziela, 8 lutego 2015

Zamówienie nr 6 - dla: Makty

Zamówienie dla: Makty
Paring: Natsu x Lucy
Tytuł: Do trzech razy sztuka 

    Możecie go znać lub nie, ale gość ze zdjęcia to Natsu Dragneel. Najbardziej znany członek Fairy Tail. Burza z różowymi włosami, która opętała całą Magnolię. I choć można by pomyśleć, że jako młody (w dodatku przystojny) mężczyzna powinien być w miarę ogarnięty, to wciąż chodził z głową w chmurach i zawadiackim uśmieszkiem.
    - Ej ty! Autorka od siedmiu boleści! - warknął. Dla podkreślenia dramaturgii momentu nerwowo przestępował z nogi na nogę.
    - Mogę wiedzieć dlaczego wcinasz mi się w narrację? - odpowiedział Głos. Cała ta śmieszna sytuacja przypominała rozmowę wiernego z bóstwem.
    - Przedstawiasz mnie w złym świetle! - zauważył rozeźlony. - Przecież zdążyłem się już zmienić! Wspomniałabyś o tym.
    Osoba w "realnym" świecie fuknęła cicho. Wybijając palcami znany tylko sobie rytm usiłowała opanować nerwy.
    Nagle na jej twarzy pojawił się szatański uśmiech.
    - W takim razie zaprezentuj się sam a ja skoczę po herbatę. Widzimy się później.
    - Coś za łatwo się poddała. - wymamrotał pod nosem. - W każdym razie pozwólcie mi się przedstawić. Z tej strony Natsu Dragneel, mag Fairy Tail. Dwudziestokilkuletni kawał ognia. Tak na marginesie to jeszcze kawaler. Moim ojcem jest powszechnie znany Igneel. Jestem jednym z najinteligentniejszych magów. Oczywiście mam wiele zalet, ale ta najważniejsza polega na tym, że jestem świetnym grzejnikiem. Wiecie silne umięśnione ciało, zadziorny uśmiech, odpowiedni fryz i achh ten charakter. A jeszcze jedno! Kocham Lucy.
    Chodzący dotąd w kółko Natsu zatrzymał się raptownie. Zdziwiony własnymi słowami zamrugał.
No tak ich "umowa" nadal obowiązywała, ale on coraz bardziej się do niej przywiązywał. I wcale nie zamierzał kończyć tego dziwnego związku.
    - Co ja się będę oszukiwać? - wzniósłszy oczy ku niebu pogładził trzymane w dłoni małe pudełeczko.
W swoim wnętrzu ukrywało najcenniejszy przedmiot w jego życiu. Zdobycie go nie było proste. W końcu mówimy o setkach, jak nie tysiącach modeli, które przejrzał!
    Mowa tu oczywiście o pierścionku zaręczynowym, na który Natsu długo nie mógł się zdecydować. Spędził u jubilera ponad godzinę wybierając między jednym pierścionkiem z iskrzącym w świetle brylantem a złotym z wygrawerowanym napisem "kocham". W końcu zrobił dziecięcą wyliczankę i padło na ten drugi.
    Jeszcze tylko przyjrzał się swemu odbiciu w lustrze. Rozbawione zielone oczy obserwowały uważnie każdy ruch.
    Ostatnią rzeczą, jaką zrobił zanim wyszedł z domu było wygładzenie fałdek na koszuli.
    Głęboki wdech i jedziemy!
    Dobrze, że dzień wcześniej umówił się z Lucy w ich ulubionej kawiarni. Inaczej błądziłby spanikowany po mieście szukając blondwłosej dziewczyny.
    Natsu czuł się... dziwnie. Było mu nienaturalnie gorąco, podczas oddychania płuca odmawiały współpracy, więc nie był wstanie wziąć choćby jednego głębszego wdechu. Jego żołądek wydawał się tańczyć i podskakiwać nie bacząc na inne organy. Drżące dłonie oblewały się potem i nawet częste wycieranie ich o spodnie nie zdawało egzaminu. Chyba właśnie to ludzie nazywają zdenerwowaniem.
    Po kilku minutach spaceru (a raczej jego znacznie przyspieszonej wersji) dotarł pod właściwy lokal.
Od wejścia uderzyła go oszałamiająca woń kawy. Zaciągnąwszy się przyjemnym zapachem usiadł przy jednym z dwuosobowych stolików i gdy podeszła do niego kelnerka złożył zamówienie.
    Wnętrze CafeMag było wyjątkowe. Ściany pomalowano na błękitno brązowe kolory. Meble wykonane w starym stylu idealnie oddawały dawne klimaty. Udział w tym też miała muzyka klasyczna, która powoli sączyła się ze sprytnie ukrytych za kwiatami głośników.
    Ludzie przychodzili tu odpocząć. Nie było lepszego miejsca do myślenia. Wszystko przychodziło jakby łatwiej i naturalniej. Było to także jedno z nielicznych miejsc, w których zachowywano kulturę osobistą.

    Po drugiej stronie świata Czarna wróciła na swoje miejsce. Krytycznym wzrokiem omiotła wesołą twórczość Natsu. Może i nawet pozwoliłaby mu dokończyć tę historię, ale nie mogła tak łatwo odpuścić mu wcześniejszego wtargnięcia do opowieści. Płać za swoje błędy marna istoto!

    Natsu westchnąwszy przeciągle wyjął pudełeczko. Dokładnie zbadał każdy jego kant obracając je pod różnymi kątami. Nagle coś go tchnęło, by jeszcze raz spojrzeć na pierścionek. Po otwarciu podarunku ujrzał... pustkę.
    Jak oparzony zerwał się z miejsca i całkowitym przypadkiem stanął oko w oko z promiennie uśmiechniętą Lucy.
    - Ja ekmem, ja.. - jąkał się usiłując wybrnąć z problemu z twarzą. Nerwowymi gestami raz po raz przeczesywał różową czuprynę. - Zostawiłem czajnik na gazie! Zaraz wracam! Czekaj tu!
    I już go nie było. Zdziwiona Heartfilia zamrugała kilka razy, by upewnić się, że wzrok jej nie myli. Po chwili z wyraźnym wahaniem zajęła miejsce i wyciągnęła książkę. To i przepyszna kawa (przyniesiona przez kelnerkę) było idealnym sposobem na zabicie czasu. Po chwili zaczęła nawet zastanawiać się nad zamówieniem swojego ulubionego ciastka...
    W tym czasie Natsu pędził jak oszalały. Wydawać by się mogło, iż lata a jego stopy ledwie muskają ziemię.
    Podczas biegu klął w myślach na swoją głupotę i tajemnicze siły nadprzyrodzone.
    Przechodnie oglądali się za nim z żywym zainteresowaniem. Niektórzy poświęcili cenną sekundę życia, by zastanowić się nad zachowaniem mężczyzny, inni zaś spoglądali na niego z politowaniem. Wyglądał, jakby wyrwał się z innego świata.
    - Natsu! - będąc niecałe pięć minut drogi od domu usłyszał piskliwy głosik Happiego. Exceed wymachiwał bardzo malutkim pakunkiem.
    Dragneel zawył zwycięsko i wpadł z całym impetem na przyjaciela, który przez siłę uderzenia zrobił kilka imponujących fikołków w powietrzu i wylądował na ziemi.
    - Widzę, widzę. - bełkotał a zamazany obraz wcale nie pomagał mu się otrząsnąć. - Gwiazdy widzę!
    - Wybacz, Happy! - rzucił szybko i drżącymi dłońmi odebrał ów rzecz, którą chciał przekazać mu przyjaciel.
    Rozwiązując woreczek liczył na coś innego niż plastikową zabawkę...
    - Zapomniałeś - odpowiedział widząc niedowierzające spojrzenie Natsu. - Szczęśliwej rybki.
    Różowowłosy przygryzł wargę i ponownie ruszył jak strzała wypuszczona z łuku. Nie zapomniał również o exceedzie, którego ciągnął za sobą. Biedaczek przypominał wywieszone na wiatr ubranie.
Wpadając do domu omal nie wyrwał z zawiasów drzwi. Wraz z ich głośnym hukiem rzucił się do poszukiwań. W tym momencie przeklinał swoje okropne niechlujstwo. Nie było mowy, by znalazł cokolwiek w tym bajzlu! Pamiętajcie artystyczny nieład to i tak zwykły burdel (jak to nazywa Lucy nieporządek).
    Przerażony nie na żarty rękoma odgarniał kolejne rzeczy. Znalazł skarpetkę, której szukał w zeszłym tygodniu, kilka długopisów, brudny widelec i nawet ubrudzoną dżemem szmatkę. Po pierścionku nie było nawet śladu! Może rozpłynął się w powietrzu? A może cała ta śmieszna sytuacja była koszmarem, z którego miał się niebawem obudzić?
    - Czego szukasz? - spytał Happy. Najwidoczniej zdołał wrócić do siebie po wcześniejszym spotkaniu z gorącym ciałem maga. Do diaska on był twardszy niż skała!
    - Pierścionka. - wymamrotał rozeźlony nie przerywając czynności.
    - Tego dla Lucy? - zdziwiony przekrzywił łepek. - Przecież leży na blacie w kuchni pod garnkiem. Sam go tam dziś wsadziłeś.
    Natsu zamarł. Po chwili z całej siły uderzył się otwartą dłonią w twarz. Jego bezradność i idiotyzm znacznie przekraczały względne normy.
    Sekundę później w mało elegancki sposób wyrwał Happiemu pierścionek i już go nie było. Tym razem to pogoda postanowiła się z nim trochę podroczyć.
    Błękitne niebo zostało całkowicie ukryte za zasłoną chmur. Mieszkańcy Magnolii mogli jedynie podziwiać ciemno szary, abstrakcyjny obraz.
    Początkowo Natsu zbagatelizował spadające kropelki. Dopiero, gdy zaczęło się robić ich podejrzanie dużo a jego misternie wyprasowana koszula zyskała kilka mokrych plam z wyrzutem spojrzał w niebo.
    - I co jeszcze?! - wrzasnął do niewidzialnej osoby. W myślach słyszał jej cichy, złośliwy chichot.
    W odpowiedzi do załamania pogody dodano kilka przerażających grzmotów i błyskawic. Jeżeli przed dotarciem do CafeMag nie zejdzie przez nie na zawał będzie dobrze.

    Po nieuważnym wpadaniu w każdą napotkaną kałużę Natsu dotarł na miejsce zły, mokry i ogólnie nieszczęśliwy. Jego depresyjny nastrój prysnął jak bańka mydlana, gdy tylko zobaczył delektującą się napojem Lucy.
    - Wybacz, że tak późno. - wysapał i teatralnie złapał się za serce.
Heartfilia zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem od stóp do głowy. Z różowej czupryny skapały krople wody.
    - Trzeba było poczekać, aż się rozpogodzi. - zasugerowała łagodnie. Tonem przypominała matkę dającą upomnienie niesfornemu dziecku.
    - Nie chciałem zostawiać cię samej. - wyznał szczerze skruszony. Może metoda udobruchania jej na biedne zwierzątko zadziała?
    - Poradziłabym sobie. - fuknęła cicho. - Poza tym jeżeli tak bardzo chcesz mnie uszczęśliwić, to postaraj się nie rozchorować.
    - Tak jest! - niczym rasowy dżentelmen obdarował ją czarującym uśmiechem i niskim ukłonem.
    Wszystko później potoczyło by się pięknie, wręcz bajkowo, gdyby do pary nie podeszła rozeźlona kelnerka. Jej szare oczy ciskały gromy.
    - Przepraszam. - zaczęła z widocznie wymuszonym uśmiechem. - Czy mógłby pan wyjść?
    Ręka, którą chciał wyciągnąć pudełeczko momentalnie zamarła.
    - Co? - spytał mądrze, tym samym prezentując swą małą inteligencję.
    - Nie rozumie pan, co mówię, czy jak? - warknęła ostrzegawczo. - Proszę opuścić lokal.
    - Z jakiej niby racji? - zacisnąwszy mocno pięści starał się nie wybuchnąć. A tak niewiele brakowało, by zrobił kolejny krok w związku z Lucy! Ta jedynie z lekkim niedowierzaniem i rozbawieniem obserwowała rozwój sytuacji.
    - Może takiej, że dzięki panu podłoga jest cała zalana? - zasugerowała uprzejmie. Najwidoczniej zza lady była obserwowana przez szefa, co skutecznie uniemożliwiało jej podniesienie głosu.
    Jednak rozdrażniony Natsu wcale nie zamierzał ustąpić.
    - To chyba normalne, gdy się zmoknie? - z całych sił powstrzymywał cisnący się na usta uśmiech, gdy usłyszał ciche parsknięcie blondynki.
    - Ale to mnie przyjdzie zaszczyt sprzątania. - kelnerka mówiła coraz niższym, mroczniejszy tonem.
Prychnięcie "przecież to twoja praca!" byłaby tu nie na miejscu. Wyczytał to z mimiki twarzy Lucy. Ta zdawała się mówić "tylko nie palnij czegoś głupiego". I tak oto musiał dać za wygraną. Bądź, co bądź sam nie chciałby zostać potraktowany jak tania siła robocza.
    Czy ustępstwa zawsze są takie trudne?
    - Przepraszamy. - rzuciła Heartfilia, gdy mijaliśmy szarooką. Młoda dziewczyna jedynie skinęła głową i wróciła do pracy. Wkrótce po błotnistym śladzie nie zostało nawet śladu. A jej szef szczęśliwie olał sytuację i nie wlepił jej upomnienia za wyproszenie klientów.
    W międzyczasie magicznie przestało padać/
    - Kto wie, może wysuszysz się dzięki spacerowi? - zastanowiła się na głos Lucy.
    - Ja jestem gorący i na dworze jest gorąco, więc daj mi kilka minut. - zaśmiawszy się ostrożnie ujął dłoń towarzyszki i ścisnął ją lekko.
    - Właśnie! - przypomniała sobie o pytaniu, które miała zadać na sam początku ich spotkania.
    - Tak? - zamruczał przeciągle. Dreptający w pobliżu Gaspar nadstawił czujnie uszka, wyszukując źródła znajomego dźwięku. Jednak po chwili, jak to miał w zwyczaju zawinął ogon i wrócił do tajemniczych kocich spraw.
    - Co ci się stało, że założyłeś koszulę? - pani detektyw oskarżycielsko wskazała na niecodzienną część ubioru maga. - Jakaś specjalna okazja?
    Natsu podrapał się po głowie licząc, że dzięki temu wpadnie na jakąś sensowną odpowiedź. No przecież nie wyskoczy nagle z oświadczynami! Nawet on wiedział, iż obecna chwila jest nieodpowiednia na takie niespodzianki.
    - Erm, przecież mówiłaś, żebym sobie jakąś kupił. - odparł wymijająco. - Więc to zrobiłem i teraz ją testuję.
    Tak, bardzo sensowne, bardzo.

    Natsu dygotał. Ale to nie tak, że było mu zimno czy coś, o nie. Po prostu tak się denerwował. Na jego szczęście Lucy odebrała ten stan jako następstwo chłodu i skutek przemoczonych ubrań.
    Jak na złość jakiś czas temu zaczęło się rozpogadzać a popołudniowe słońce przywitało mieszkańców Magnolii. Dragneel z całego serca przeklinał przyczynę nagłej zmiany pogody. Był święcie przekonany, że majstrowała przy tym jakaś przeklęta siła.
    Ale kto by się tam przejmował drobnym niepowodzeniem? Pierwsze koty za płoty czas na próbę numer dwa!
    Natsu próbując ukryć wewnętrzne zażenowanie zaczął cicho gwizdać. Powoli i niepozornie zbliżył się do idącej obok Lucy. Na dziewczynę ten dźwięk działał wyjątkowo kojąco. Chłopak cały czas obserwował ją kątem oka. Serce biło mu jak szalone a słysząc jego dźwięk przełknął nerwowo ślinę.
Niczym czający się drapieżnik na swoją ofiarę działał ostrożnie, by nie spłoszyć Heartfilii. Najpierw niby to przypadkiem musnął jej dłoń podczas wspólnego spaceru. Później zagadując o różne głupoty celowo uśpił czujność blondynki. Gdy przyszedł odpowiedni moment przejechał delikatnie palcem po jej dłoni. Nie usłyszawszy głosu sprzeciwu kontynuował, aż nie splótł ich palców we wspólnym uścisku.
    Odnotowawszy w głowie mały sukces szedł całkowicie ignorując inne dziewczyny, które dosłownie przewiercały ich na wskroś błyszczącymi od zazdrości oczami.
    - H-hej Lucy. - zająknął się. Nagle stracił zdolność sklecenia porządnego zdania.
    - Tak? - spytała pogodnym tonem. W jej głosie dało się dosłyszeć radosną nutę.
    - Miałabyś coś przeciwko, gdybym odprowadził cię do domu dłuższą drogą? - zaryzykował. Postawił wszystko na jedną kartę.
    - Czemu nie? - odparła zagadkowo. - Przekonajmy się
    Natsu odetchnął w duchu. Wolną ręką przejechał po kieszeni, w której schował pudełeczko. Teraz już nic nie mogło go powstrzymać!

Nie drażnij smoka… w sumie to miałam dać ci spokój, ale mogę jeszcze trochę pomieszać.

    Ich trasa wiodła przez miniaturowy park. Było to miejsce idealne na wyjście z dzieckiem, randkę, czy też... oświadczyny.
    Zanim zdecydował się na odpowiedni moment dokładnie zbadał otaczający ich teren. Jeden z jego kumpli dał mu tę cenną radę, gdyż sam w TYM momencie przyklęknął wprost na psią niespodziankę.
    Złapawszy dziewczynę za obie ręce spojrzał w jej czekoladowe oczy. Ach, te oczy od zawsze mu się podobały. Mógł zobaczyć w nich całą masę uczuć. Strach i determinację podczas walki, radość i smutek, gdy coś osiągała lub wręcz przeciwnie. Czasem widział niezdecydowanie, czasem irytację i mógłby tak wymieniać aż po głębokie zamyślenie. Jednak najważniejszą rzeczą, którą w nich widział była miłość. I mógł z dumą oraz pewną dozą satysfakcji stwierdzić, iż była ona przeznaczona właśnie dla niego.
    - Lucy. - powiedział pewnym tonem. Pudełeczko z pierścionkiem już znalazło się w jego zamkniętej dłoni.
    Właśnie otwierał usta, by powiedzieć standardową formułkę "czy wyjdziesz za mnie", gdy napotkał kolejne komplikacje.
    - Braciszek Natsu! - zapiszczała niespodziewanie Asuka.
    Zdziwieni magowie obrócili się w stronę źródła dźwięku. Ku nim szła rodzina Connellów
    - Alzack, Bisca! - zawołała Lucy, Natsu przeklął głośno w myślach. Owszem lubił ich, ale ludzie kochani nie w takiej chwili!
    - Wy też korzystacie z pogody? - spytał czarnowłosy.
    - Jak widać. - różowowłosy mówił przez zaciśnięte zęby. Żeby nie było starał się być uprzejmy.
    Alzack zaśmiał się cicho i przeniósł wzrok na córkę.
   - Właściwie to szukamy kogoś, kto zająłby się małą na chwilę. - wyznała Bisca gładząc Asukę po głowie. - Mamy parę spraw do załatwienia.
    - Możecie na nas liczyć. - zapewniła gorąco blondynka a Natsu jęknął w duchu.
    Małżeństwo spojrzało na parę z wdzięcznością i ulgą. Tak oto nasi bohaterowie wkręcili się w bycie tymczasowymi rodzicami!
    - A tu jest przedpokój. - mruknęła z wystawionym językiem. Ze skupieniem w pełni oddawała się wykonywanej czynności. - A tu kuchnia.
    Lucy potakiwała widząc, jak dziewczynka rysuje patykiem na ziemi kontury ich wspólnego „mieszkania”. Natsu zaś zdążył już ochłonąć po drugiej porażce. Ta niestety odbiła się na jego słabnącej pewności siebie.
    - Gotowe! - pisnęła i z podekscytowaniem w oczach wpatrywała się w swoje dzieło. - Możemy zaczynać!
    - Co chcesz robić? - spytał zdziwiony Dragneel, który nie mógł znaleźć związku między narysowanymi kwadratami i prostokątami.
    - Bawić się w dom. - wyjaśniła, po czym nadęła śmiesznie policzki. - Ja będę córeczką a wy rodzicami!
    - Coś m tu nie gra. - szepnął konspiracyjnie Natsu tak, by ich chwilowa podopieczna niczego nie usłyszała. - Mam wrażenie, czy ona nam rozkazuje?
    - Rób co ci mówi. - odparła ściszonym głosem Heartfilia.
    - Wszystko? - jęknął udając przerażenie.
    - Wszystko.

    - A teraz tatuś wraca do domu po pracy! - zakomunikowała mała spryciara. Wcześniej nakazała stanąć Lucy w miejscu, które miało imitować kuchenkę. Dziewczyna przygotowywała już rodzinny obiad złożony z liści, patyków i płatków kwiatów.
    Natsu choć z początku był przeciwny całej sytuacji to teraz w pełni oddawał się zabawie. Jak widać jego wewnętrzna dziecinność dawała się we znaki. Teraz udawał, że otwiera drzwi i wchodzi do przedpokoju.
    - Jestem! - zawołał niby to zmęczonym tonem.
    Asuka usłyszawszy głos Dragneela odrzuciła wymyślone zabawki  i pobiegła na spotkanie z „ojcem”. Trzeba przyznać, że jej widok wpadającej w ramiona mężczyzny rozczulał nawet największych twardzieli.
    Młoda Connell ucałowała nowo przybyłego i uśmiechnęła się szeroko tym samym ukazując rządek równych, białych ząbków.
    - I mamusia wychodzi z kuchni, żeby go przywitać. - poinstruowała dalej lekko zniecierpliwiona dotychczasową nieobecnością Lucy.
    - Oh, kochanie wróciłeś. - udała szczerze zaskoczoną.
    Natsu przełknął ciężko ślinę. Kochanie?
    - Jak widać. - rzekł i lekko podrzucił w ramionach trzymaną dziewczynkę. - Miałem dziś ciężki dzień.
    - W takim razie mamusia musi dać tatusiowi całusa, żeby się rozweselił! - zapiszczała wesoło Asuka. W jej oczach pojawiły się drobne iskierki.
    Lucy biorąc wszystko za część zabawy podeszła i ochoczo nadstawiła policzek.
    Różowowłosy zamarł na moment a potem ani się obejrzał jego usta delikatnie musnęły twarz blondynki.
    - Nie, nie, nie! - krzyknęła mała. - Robicie to źle! Mamusię całuje się w usta. Jeszcze raz!

    - Mamy nadzieje, że nie sprawiła wam żadnych problemów. - rzekła Bisca, gdy wraz z mężem przyszła w umówione miejsce po córkę.
    - Ależ skąd. -zapewniła Lucy. - Fajnie się razem bawiliśmy, prawda?
    Asuka pokiwała z zadowoleniem głową.
    - W takim razie idziemy dalej. - wtrącił czujący w powietrzu zapach babskich plotek Alzack. - Jeszcze raz dziękujemy.
    - Tak. - mruknął pod nosem Natsu. Z jego twarzy od dobrych kilkudziesięciu minut nie schodził czerwony rumieniec. - My również.
   
    Mag był wyraźnie niepocieszony. Raz to jeszcze można zrozumieć, ale dwa? Dwa razy ponieść klęskę na tym samym gruncie? No bez przesady. W każdym razie już postanowił. Będzie działał wedle zasady do trzech razy sztuka. I ani jednej próby więcej, o nie! Jego zszargane nerwy więcej już nie wytrzymają.
    - Wybacz, że cię tak ciągam po mieście. - zaczęła Lucy chcąc przerwać ciszę. - Ale moglibyśmy przejść się jeszcze do gildii? Podobno Mira zostawiła dla mnie zadanie.
    Natsu westchnął ciężko jednak skinął głową.
    - Dobrze się czujesz? - spytała lekko zaniepokojona stanem przyjaciela. Był zdecydowanie zbyt przygnębiony, jak na kogoś, kto zwykle wręcz tryska energią.
    - Chyba. - burknął ze wzrokiem wlepionym w czubki butów. - Próbowałaś kiedyś coś zrobić i to ci nie wyszło?
    - Tak. - odparła szybko. - Jest wiele rzeczy, których nie zrobisz za pierwszym razem.
    - Na przykład co? - drążył. Tym razem uniósł zwieszoną dotąd głowę i ciekawsko wpatrywał się w dziewczynę. Brało się to stąd, że lubił słuchać, gdy coś mówi.
    - Nigdy nie udało mi się ułożyć kostki Rubika. - odpowiedziała po chwili namysłu.
    Różowowłosy zaśmiał się cicho.
    - Jesteś lepsza ode mnie. - wyznał rozbawiony. - Ja nawet nie próbowałem.
    - W takim razie musimy to zmienić. - zaproponowała.
    - Chcesz się pośmiać, czy ocenić moją inteligencję? - udał obrażonego.
    - Skąd. - zaprzeczyła wywracając oczami. - Po prostu łączę przyjemne z zabawnym.
    Natsu zamilkł a na jego czole pojawiła się lekko dostrzegalna zmarszczka. Z rozchylonymi ustami i nieprzytomnymi oczami przypominał umarłego. Pomyślałby kto, że gdyby wyciągnął ręce w przód mógłby spokojnie pracować na planie horroru, jako zarażony jakąś chorobą człowiek. Tak się zamyślił, że nawet nie zauważył, gdy Lucy po raz trzeci pytała go o plany na jutrzejszy dzień. Ale co tak zaprzątało jego pustą głowę? Ano, żeby sam to wiedział…
    - Hę? Mówiłaś coś? - spytał nieco rozkojarzony.
    Heartfilia pokiwała głową.
    - Gdzie byłeś przez ostatnią minutę? - mruknęła z wyrzutem.
    Dragneel już otwierał usta, by palnąć jedną z największych głupot w swoim życiu (nie trudno wywnioskować z poprzednich sytuacji jaką), gdy nagle usłyszał głos Erzy.
    - Dobrze, że cię widzę. - zwróciła się do zaskoczonej magini. - Niniejszym zostajesz porwana na babską imprezę. Na razie Natsu!
    Różowowłosy stał tak jeszcze dobre kilka minut, zanim zrozumiał, co się tak naprawdę stało.
    - Niech to szlag! - krzyczał łapiąc się za głowę. W akcie rozpaczy padł na kolana i wyrywał włosy z głowy. - Kurna!

    - Wyglądasz jak posąg. - stwierdził Gray pukając przyjaciela w czoło. Ten siedział nieruchomo a na jego ramionach zdążyło usiąść już kilka ptaków.
    W odpowiedzi usłyszał jedynie niezrozumiały bełkot. Jedno ze słów brzmiało niemal identycznie, jak „porażka”
    - Chodź, ciamajdo. -westchnął zarzucając na siebie bezwładne ciało. - Zaraz dostaniesz środek rozweselający i poczujesz się lepiej.

    - I tak to się skończyło! - warknął Natsu. Odłożona przez niego pusta szklanka zabrzęczała niebezpiecznie.
    - Walczy ze złoczyńcami, ciągle niszczy miasto - wyliczał w odpowiedzi Fullbuster. - A nie potrafi podejść do kobiety i zapytać prosto z mostu, czy zostanie jego żoną. Z której choinki się urwałeś?
   - Wielkanocnej. - odparł biorąc kolejny łyk procentowego płynu. W miarę picia alkoholu robiło mu się coraz goręcej. Głośna muzyka z klubu odbijała się echem w jego głowie. Ta niebezpieczna kombinacja nie mogła się dobrze skończyć.
    - Przystopuj. - ostrzegł Gray widząc bezradne poczynania Natsu. - Nie mam zamiaru po tobie sprzątać.
    - I ty Brutusie przeciwko mnie? - jęknął wznosząc oczy ku niebu.
    - To powiedzonko nie pasuje do sytuacji. - rzekł i korzystając z nieuwagi maga zamienił ich szklanki w ten sposób, że to zielonooki miał przed sobą tę pustą. Zapewne będzie niepocieszony, ale później mu podziękuje.
    - Och, nie mądruj się. - kolejną niebezpieczną rzeczą, jaką zaczął robić było huśtanie się na krzesełku. - Tak w ogóle to, co u Juvii?
    - Wyszła na wieczorek. - odparł kwaśno. Dobrze znał konsekwencję wypadów magiń. Za każdym razem zastawał swoją żonę w innym stanie. Raz nawet wyglądała, jakby urwała się z wybiegu, kiedy z domu wyszła ubrana w ciepły sweter i spodnie.
   Natsu z poważną miną położył dłoń na ramieniu przyjaciela.
    - Siedzimy w tym samym bagnie, Fullbuster.
    - Co ty nie powiesz, Dragneel?

    Parę minut później do klubu weszło kilka kobiet. Ale za to jakich kobiet! Efekty długich przygotowań do przyjścia były aż nadto widoczne. Każda z nich świetnie wyglądała w swoim stroju i niewątpliwie wszystkie prezentowały się oryginalnie. Oczywiście w dobrym znaczeniu tego słowa. Maginie już po krótkiej chwili zdominowały dotychczasowe towarzystwo i zaczęły prowadzić zabawę.
    Trzeba przyznać, że Natsu dość długo wpatrywał się w tańczącą Lucy z otwartymi oczami, nim został brutalnie pchnięty przez Graya. Jego wymowne spojrzenie mówiło znacznie więcej niż powinno. Jednak mimo oczekiwań niebieskookiego, Dragneel niespodziewanie udał się w stronę wyjścia.
     Chłodne powietrze było tym, czego w tej chwili potrzebował. Idąc kopał leżące na ziemi kamyki, jakby to właśnie one były winne dzisiejszemu pasma niepowodzeń. Zdążył już stracić wszelką nadzieję na założenie szczęśliwej rodziny. Teraz została mu tylko świadomość, że będzie kawalerem do końca życia.
    - Natsu! - wysapała nagle Lucy. Widać, iż biegła próbując zatrzymać mężczyznę. - Zaczekaj.
    To, jak dogoniła go mając na nogach buty na wysokich obcasach niech pozostanie słodką tajemnicą kobiet.
    - Zachowujesz się dziś dziwnie. - oskarżycielsko wyciągnięty palec bezlitośnie wskazywał winnego. - Co z tobą?
    - Nie ważne. - bąknął przenosząc wzrok na nocne niebo.
    - Jak to? - oburzyła się blondynka. - Chodzisz jedną nogą w innym świecie i to jest nie ważne?
    Różowowłosy jedynie skinął głową.
    - Coś się stało? - dopytywała. - Wpadłeś w jakieś kłopoty? Chcesz o coś zapytać? A może ci pomóc.
    Na chwilę zapadła między nimi niezręczna cisza.
    - Właściwie.. - zaczął wahając się. - Boli mnie.
    - Gdzie. - spytała bacznie obserwując ciało maga. Jednak nie znalazłszy żadnych skaleczeń posłała mu pytające spojrzenie.
    - Tutaj. - odparł wskazując na klatkę piersiową.
    - Tutaj. - powtórzyła delikatnie muskając palcami odpowiednie miejsce.
    - Jest jedna osoba, która może mi pomóc. - powiedział przenosząc wzrok na zaniepokojone oczy Heartfilii.
    - Kto taki? - zapytała nerwowo przestępując nogami.
    - Ty. - rzekł pewnie, po czym przyklęknął nisko na jedno kolano.
Czy zostaniesz moją Panią Dragneel?

***
Nareszcie je skoczyłam! Uff udało mi się wyrobić przed upływem czasu.
Bardzo, ale to bardzo zachęcam wszystkich do komentowania powyżej jednopartówki.
A już w szczególności Ciebie Makta. :)