piątek, 27 lutego 2015

Zamówienie nr 7 - dla: Tsukki

Zamówienie dla: Tsukki
Paring: Natsu x Lucy
Tytuł: "Cieszę się, że mogę cię chronić"

    Bezsilność.
    Najbardziej parszywe ze wszystkich znanych mi uczuć. Zresztą pewnie nie tylko ja, ale nikt nienawidzi, gdy okrutna niemoc działania bierze nad nim w górę. Gdy serce rwie się do szlachetnych czynów a ciało uparcie stoi w miejscu i nic go nie ruszy.
    Choć tak bardzo staram się wyprzeć je z pamięci, to wciąż nie mogę zapomnieć widoku twych łez. Ciekłych pereł znaczących mokre ślady na zaczerwienionych policzkach. Spływających po brodzie, szyi i wsiąkających w biały szal. Szal będący jedną z rzeczą, z którą nigdy się nie rozstajesz. Cenniejszą niż dom, willa, wieś, miasto, czy nawet cały świat. To zabawne, jak zwykła rzecz może być tak cennym skarbem. Pamiątką, która wciąż przywraca miłe wspomnienia i jednocześnie rozdrapuje stare rany. W tym zepsutym, zakłamanym, ale i cudownym świecie dla większości ludzi najważniejszy jest ich majątek a nie śmieszna część garderoby. Podziwiam cię, że nigdy nie zmieniłeś hierarchii wartości materialnych przedmiotów. Że nie uległeś pokusom bogactw.
    Możesz wierzyć lub nie, lecz wciąż słyszę twój krzyk rozpaczy. Obija mi się o głowę, wkrada do snów a wtedy budzę się wyjąc z rozpaczy razem z tobą. Przysięgam na wszystko, co wierzę, że nigdy nie słyszałam straszniejszego dźwięku. Zawarłeś w nim część bólu. Szkoda, że nie mogłeś się go pozbyć w tym długim krzyku. Jego część została na zawsze zakopana na dnie serca. Gdy po dłuższej chwili głos uwiązł ci w gardle zamilkłeś. Załkałeś kilka razy a później objąłeś mnie mocno, jakbyś bał się, że również i ja zaraz zniknę.
    Pamiętam, że drżałeś tak mocno. Twoje ciało odmawiało posłuszeństwa trzęsąc się w niekontrolowany sposób. Chciałam cię przytulić i zakryć całego, jednak to ty jesteś tym większym. Czułam gorący żar. Przez chwile zapomniałeś się i mocno mnie ścisnąłeś. Z całej siły starałam się powstrzymać cichy syk bojąc się, iż sprawi ci on więcej przykrości. Może o tym nie wiesz, ale pozostawiłeś po swoim dotyku delikatne zasinienia. Były moim potwierdzeniem na to, że wciąż żyłeś.
    Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętałam z tamtego dnia były twoje oczy. Przepiękne, zielone oczy świecące jak dwa oszlifowane klejnoty. Moje najdroższe kamienie. W tamtej chwili były oknami, przez które mogłam spojrzeć na dno twojej duszy. Widziałam rozpacz, szał, szok, gniew i… bezsilność.
    Dlaczego nie mogłam pomóc ci ulżyć w cierpieniu? Wziąć na swoje barki część bólu, który wypełniał cię całego?
***
    Ukradkiem zerknęłam na zdjęcie, które umieściłam w honorowym miejscu - półce pomiędzy pamiętnikiem a pierwszymi próbami napisania opowieści. Przedstawiało mnie, Natsu i Happiego. Obejmowana przez tę dwójkę uśmiechałam się. Również i oni odwdzięczali się tym samym gestem wyciągając ręce w moim kierunku.
    Brakuje mi was. - pomyślałam i spojrzawszy na wewnętrzny monolog głównej bohaterki, który właśnie pisałam stwierdziłam, że nic z tego. Chciałam napisać bijącą pozytywnym myśleniem historię, a nie tragedię. Jednak, gdy tylko pozwalałam ponieść się fantazji wychodziło z tego odzwierciedlenie moich głęboko ukrytych uczuć.
    - To byłoby dobrym materiałem na podręcznik dla samobójców. - stwierdziłam na głos i zdecydowanym ruchem otworzyłam szufladę, w której trzymałam wszystkie papiery z zamiarem ukrycia kolejnych bezsensownych bazgrołów. Wśród nich był również pewien list…

    - Ale się dziś zmęczyłam! - z głośnym westchnieniem opadłam na łóżko. Trening z Lokim był tak męczący, że nie miałam nawet sił na mruganie.
    Leżąc tak z głową wtuloną do poduszki wsłuchiwałam się w ciszę. Po dniu spędzonym w zgiełku było to miłą odmianą. Miejsce, w którym trenowaliśmy znajdowało się niebezpiecznie blisko siedziby gildii. Nie zgodziłam się na świat duchów, gdyż nie chciałam tracić cennego czasu, który mogłam spędzić z ziemskimi przyjaciółmi. A skoro już o nich mowa…
    Z trudem dźwignęłam się na ramionach i ignorując pulsujący ból rozejrzałam się po mieszkaniu. O tej porze zazwyczaj przychodził Natsu. Co prawda ostatnio często się spóźniał, gdyż na większość dnia gdzieś wsiąkał. Szczerze, martwiłam się o niego. Po stracie Igneela przestał być sobą. Jego zachowanie uległo znacznemu stonowaniu (co w jego przypadku było śmiertelnie niebezpieczne), z oczu zniknęła żywa iskra a na ciele pojawiały się coraz to nowe zadrapania po trudnych ćwiczeniach. Nieraz przychodził i zasypiał oparty o drzwi. Za każdym razem przykrywałam go kocem i zasypiałam w łóżku, a gdy się budziłam gość, jak i przygotowany dla niego wcześniej prowiant znikali.
    - Natsu, Happy - zawołałam, ale bez przekonania.
    Rozglądając się po mieszkaniu znalazłam kremową kopertę a w niej list.

Hej Lucy!
Przepraszam, powinienem być teraz u Ciebie i spać gdzieś w kącie jak ostatni włóczęga. Wiem, że ostatnio coraz bardziej się o Mnie martwisz. Gdy wrócę wszystko Ci wynagrodzę.
Razem z Happym zdecydowaliśmy się wyruszyć na trening, gdzieś dalej, niż w pobliskich lasach. Po ostatnich zniszczeniach chyba powinienem bać się pokazania w gildii. Staruszek zacznie niedługo krzyczeć, więc nie przejmuj się, gdy  usłyszysz jakieś dziwne odgłosy od wschodniej strony Magnolii.
Gdy to czytasz pewnie jesteśmy już w drodze. Proszę, nie szukaj nas. Przysięgam, że za rok zobaczysz mnie całego, zdrowego i silniejszego.

    Przejechałam opuszkami palców po treści listu. Natsu pisał tak niechlujnie, że w niektórych miejscach ciężko było go rozczytać. Literki były niekształtne i rozmazane a przy ostatnim słowie zrobił dziurę długopisem.
    Na początku nie mogłam mu wybaczyć, że opuścił mnie bez słowa pożegnania. Później jednak po dogłębnej analizie sytuacji odkryłam pewne ukryte przesłanie - Natsu zamierzał zrobić wszystko, by szybko zyskać na sile. Odkryć w sobie nowe pokłady mocy, czego nie mógł zrobić tutaj. Teraz prawdopodobnie pierwszy list, jaki w życiu napisał był moją nadzieją i światełkiem. Rozwiewał wszystkie obawy. W końcu obiecał, że wróci.
***
    - Do gildii przychodzą coraz łatwiejsze zlecenia. - pożaliła się Erza. Na plecach trzymała sporych rozmiarów wór z łupami.
    - Jeżeli jest się silnym, to wszystko wydaje się prostsze. - stwierdziłam.
    Wracałyśmy właśnie z kolejnej banalnie prostej misji, która polegała na rozbiciu grupy przestępczej. Rzeczy zabrane przez Scarlet były kilkoma cennymi błyskotkami. Gdy Tytania się na coś uprze już nie ma odwrotu.
    - Wiesz, co to oznacza?
    Na moment przystanęła, by poprawić tobołek i zaraz wznowiłyśmy wędrówkę. Spakowane przez nią przedmioty zgrzytały przy każdym ruchu.
    - Że poziom groźności przestępców zaczął spadać?
    - Wręcz przeciwnie! - wykrzyknęła a jej oczy zalśniły. - To my jesteśmy coraz lepsze!
    Roześmiawszy się serdecznie, chcąc nie chcąc musiałam przyznać jej rację. Naszym dobrym humorom sprzyjało nie tylko dobrze wykonane zlecenie, ale też piękna słoneczna pogoda. Od jakiegoś czasu niebo spowijały ciężkie, burzowe chmury, a parasolki stały się nieodłącznymi towarzyszkami społeczeństwa. Nic dziwnego, że nieoczekiwana zmiana warunków atmosferycznych aż tak na nas wpłynęła.
    - Ach, przypomniało mi się! - wykrzyknęła niespodziewanie. - W sobotę jest noc horrorów.
    Udałam, że nie rozumiem aluzji, która brzmiała mniej więcej w stylu: „a ty idziesz ze mną”.
    - I co? - spytałam chcąc poznać więcej szczegółów. Nie było to jeszcze równoznaczne ze zgodą!
    - Puszczają pięć, albo sześć filmów. - zaczęła. Po cichu wyliczała na palcach kolejne tytuły, których zupełnie nie kojarzyłam. - Wyznaczyli dwie sale, w tym tą z czerwonymi siedzeniami!
    Zaśmiałam się słysząc zachwyt w głosie Scarlet. „Czerwonymi siedzeniami” określałyśmy najwygodniejsze miejsca w całym kinie. Żeby się tam dopchać trzeba zaklepywać miejsca w kinie zaraz po włączeniu danego filmu do repertuaru.
    - Trzeba szybko zrobić rezerwację. - mruknęła złowieszczo. Szczerze współczułam kasjerowi, który będzie musiał ją obsłużyć. - Ty oczywiście się z nami wybierasz.
    - Skąd ta pewność, iż nie robię czegoś w sobotni wieczór?
    Erza spojrzała na mnie z politowaniem.
    - Znam twój plan tygodnia na pamięć. Jeżeli myślisz, że pozwolę ci czytać kolejny romans, to grubo się mylisz!
    - Mój ulubiony gatunek. - westchnęłam przypominając sobie ostatnią książkę.
    Podczas podróży zawsze rozmawiałyśmy o wszystkim i niczym. Po uzgodnieniu szczegółów sobotniego wyjścia płynnie zeszłyśmy na temat muzyki. Dowiedziałam się, że ulubiony piosenkarz Erzy będzie miał koncert w sąsiednim mieście. Już zaczęła planować krótką wycieczkę i sposób wtargnięcia za kulisy. Mówiąc o tym miała na twarzy wypieki, co świadczyło o wysokiej randze zdarzenia.
    Będąc blisko Magnolii znienacka usłyszałyśmy ciche przełamanie się gałązki. Po chwili naszym oczom ukazała się trójka mężczyzn w pelerynach z kapturami. Połowy twarzy przesłaniały im maski, toteż mięli odsłonięte tylko oczy. Oczy, które rzucały gromy w naszym kierunku.
    Najwyższy z nich skinął głową i ruszyli.
    Zdążyłam uniknąć pierwszego ciosu, Erza zaś momentalnie dobyła miecza. Drżącymi dłońmi wyciągnęłam klucz Lwa i przywołałam Leo. Szala zwycięstwa przechylała się na naszą stronę dopóki jeden z mężczyzn nie strzelił magicznym pistoletem w niebo. Na ten sygnał dołączyły do nich posiłki.
    Walczyłyśmy z całych sił. Wezwałam Gemini, które skutecznie rozpraszały uwagę napastników i Taurusa, by wymachując swym wielkim toporem pozbył się jak największej liczby przeciwników. Szarpiąc się z magiem o czarnych, jak dwa węgielki oczach nie zauważyłam dziwnego przyrządu, który sprawił, iż duchy zniknęły a mnie nagle opuściły wszystkie siły.
    Zanim opadłam na ziemię zdążyłam usłyszeć rozpaczliwy krzyk Erzy. A później była już tylko ciemność.
***
    Pomimo późnej, wieczornej pory w siedzibie Fairy Tail wciąż znajdowało się wielu magów. Umilając sobie czas grali w różne gry (największą popularnością cieszył się karciany kącik), popijali przygotowane przez Mirę owocowe miksy i śmiali się do rozpuku.
    Wydawać by się mogło, iż po skończonej zabawie wszyscy rozejdą się do domów. I pewnie by tak było, gdyby nie zaskoczyło ich przybycie długo oczekiwanego człowieka.
        Natsu Dragneel bez wątpienia się zmienił. Jego włosy przez rok nieobecności u fryzjera podrosły trochę i teraz często wpadały mu do oczu. Firmowy uśmieszek, którym obdarzał przyjaciół nabrał radośniejszego wyrazu, co rozświetlało zmężniałe rysy twarzy. Do zielonych oczu powróciły dawne iskierki, ale też towarzyszył im cień powagi. Wcześniejszy strój zmienił na ciemne materiałowe spodnie, jasną bluzkę z mocnego materiału i zamknięte buty. Szalik przewiązał w wymyślny sposób wokół głowy, przez który wystawały różowe kosmyki. Na prawym ramieniu, pod znakiem gildii miał obwiązany czerwony kawałek materiału niewiadomego pochodzenia. Jedyną rzeczą łączącą go siebie sprzed roku była różowa czupryna.
    Oczywiście nie zapominajmy o Happym. Exceed minimalnie urósł i teraz nosił żółtą chustę na szyi. Jego ogon chodził wciąż na prawo i lewo. Doskonale odzwierciedlał targające nim emocje.
    Gdy stanęli tak w drzwiach magowie zaniemówili.
    - Czołem wszystkim! - zawołał Natsu i w wojskowym geście przyłożył dwa palce do czoła.
    Członkowie Fairy Tail przez moment nie mogli uwierzyć własnym oczom. Gdy już pokonali barierę ciężkiego szoku, dosłownie rzucili się na Dragneela dając upust swej radości.
    Mag przez dobrą godzinę opowiadał im o przygodach, które go spotkały. Do jego głosu wdarł się ton charakterystyczny dla przywódcy. Wszyscy siedzieli w całkowitej ciszy chłonąc każde słowo. Niektóre wydarzenia wydawały się im tak nieprawdopodobne, że różowowłosy musiał pokazywać im dowody w postaci pamiątek takich jak drogocenne klejnoty, czy rzadkie zioła.
    - Gdzie Lucy i Erza? - zapytał, gdy skończył opowiadać. Od ciągłego mówienia zaschło mu w gardle. - Nigdzie ich nie widzę.
    Tak naprawdę od momentu, w którym przekroczył próg gildii wyszukiwał w tłumie blondwłosej piękności.
    - O ile się nie mylę, to jeszcze na misji. - rzekła Mira. - Powinny niebawem wrócić.
    - No jasne! - zawtórował jej Elfman. - Podczas twojej nieobecności stały się prawdziwymi mężczyznami!
    Na usta Natsu wkradł się szeroki uśmiech.
    - Coś właśnie obiło mi się o uszy.
    Później to pozostali magowie opowiadali przyjacielowi o rzeczach, które miały miejsce od chwili jego zniknięcia. A to Magnolia została całkowicie zalana podczas wykonywania jednego ze zleceń, a to ktoś w wyniku nieszczęśliwego eksperymentu stworzył prawdziwe potwory. Raz nawet na pełną dobę zniknęła największa duma miasta - katedra! I nikt nie wiedział, jakim cudem. Chodzą słuchy, iż było to sprawką obcych… Jednego faktu nie można jednak podważyć, odkąd Natsu wyruszył na trening rachunki gildii drastycznie zmalały.
    Ostatnią informację skwitował jedynie złośliwym chichotem.
    W pewnej chwili do sali wpadła czerwona burza w postaci Tytanii. Magini wyglądała jak nieszczęście. Na skórze miała pełno zadrapań i drobnych ran, we włosach grudki ziemi, miecz został wyszczerbiony a zbroja uszkodzona. Jednocześnie próbowała uspokoić oddech i opowiedzieć kompanom o wcześniejszym zajściu.
    - Co się stało? - zawołał przepychający się przez przyjaciół Natsu.
    Od razu pochwycił roztrzęsioną dziewczynę w ramiona w  p r z y j a c i e l s k i m  geście. Dzięki temu dodał jej otuchy.
    - Erzo?
    - P-porwali Lucy. - wyjąkała, gdy pierwszy szok związany z nagłym widokiem Smoczego Zabójcy minął.
    - Kto? - warknął. We wnętrzu cały się gotował. Chciał już teraz iść i przetrzepać skórę temu, który śmiał tknąć najdroższą mu osobę.
    - Było ich kilku. - usiłowała przypomnieć sobie szczegóły. - Byli ubrani na czarno i mięli maski. Pojawili się znikąd. Szło nam dobrze, dopóki nie wezwali posiłków. Później okazało się, że ich broń wysysa energię, niestety zauważyłyśmy to zbyt późno.
    - Gdzie walczyłyście? - dopytywał.
    - Kilometr przed wschodnim wejściem na jedynej prostej drodze.
    I już go nie było.
***
    Natsu dotarł na wskazane miejsce dopiero po kilku niemiłosiernie długich minutach. Czuł jak rozgrzane nagłym biegiem mięśnie odmawiają dalszej współpracy, jednak kazał im się przymknąć. Rozglądając się bacznie szukał czegokolwiek, co mogłoby być dla niego wskazówką, gdzie szukać tych… przestępców.
    Zdając się na wrażliwy nos rozpoznał dwa znane mu zapachy. Skupiając się na jednym z nich ruszył w dalszą drogę, niczym pies tropiciel.
***
    - Obudź ją nie mamy całego dnia. - usłyszałam. Chwilę później poczułam na ciele strugi lodowatej wody.
    Otworzyłam oczy i już miałam krzyknąć, gdy czyjaś dłoń zamknęła mi usta w mocnym uścisku. Stojący nade mną mężczyzna wpatrywał się we mnie z rozbawieniem. Chciałam wstać, jednak grube łańcuchy skutecznie to uniemożliwiały.
    - Nie szarp się tak złotko, bo będzie boleć. - wyjaśnił i poklepał mnie po policzku. Wziąwszy brudną chustę zrobił  z niej knebel. Nadludzką siłą powstrzymywałam odruch wymiotny.
    Byłam obolała, ale w obliczu niebezpieczeństwa wyparłam to uczucie ze świadomości. Rozglądałam się po miejscu, do którego zostałam zabrana. Prawdopodobnie znajdowaliśmy się w jednej z podziemnych jaskiń a w niej znajdowało się wiele dziwnych, naukowych sprzętów. Prawdopodobnie spojrzałam na nie z przestrachem, bo napastnik uśmiechnął się szeroko i zaczął wyjaśnienia:
    - Masz niepowtarzalną okazję być naszym króliczkiem doświadczalnym. - widok jego obleśnej twarzy przyprawiał mnie o mdłości. - Niestety jest to nielegalne działanie, więc nie możemy cię stąd wypuścić i już nigdy nie ujrzysz światła dziennego.
    Podkurczyłam nogi przypominając sobie podstawowe techniki samoobrony. Jednak patrząc z taktycznej strony było ich ponad dziesięciu a ja sama. I mimo, że pozostali nie patrzyli w naszą stronę wiedziałam, iż jestem pod stałą obserwacją.
    - Nie radził bym tego próbować. - mężczyzna wyczuł mój zamiar i nałożył mi na nogę dziwną bransoletę. Po chwili zrobiłam się niebezpiecznie śpiąca. Ich zabawki były niebezpieczne.
    Ledwo przytomna obserwowałam dalsze poczynania porywaczy. Usilnie ignorowałam uczucie ciężkości w głowie i zamazujący się przed oczami obraz. Nie mogłam sobie pozwolić na utratę świadomości.
    Po chwili poczułam lekkie ukłucie w okolicach ramienia. Z początku nic się nie działo, lecz w miarę upływu czasu raz czułam palące gorąco, raz przeraźliwy chłód. Nie miałam pojęcia czy to wyobraźnia płatała mi okrutne figle, a może miało z tym związek wcześniejsze ukłucie? W każdym razie jednego byłam pewna - trzęsienia ziemi na pewno sobie nie ubzdurałam!
    - Wyłaźcie tchórze! - chyba miałam dziwne przesłyszenia, bowiem rozpoznałam głos Natsu.
    Wewnątrz kryjówki zaczynało robić się nieciekawie. Naokowcy-przestępcy biegali usiłując opanować niszczące jaskinię drżenia. Czerwone kontrolki nakazywały im wstrzymanie eksperymentów i usunięcie intruza. Z marnie zabezpieczonego sufitu zaczęły spadać pierwsze kamyczki. To była moja szansa.
    Zdążyłam zregenerować wystarczająco dużo sił na wezwanie Virgo, która uwolniła mnie z kajdan a później zniknęła w iskrzących obłoczkach. Zdecydowanym ruchem wyrwałam z ręki igłę. Bladoniebieski płyn zaczął rozlewać się po podłodze a jeden z mężczyzn spostrzegłszy moje działania odszedł od zalanego czerwienią ekranu i… padł.
    Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. W wirującym obrazie dostrzegłam różową czuprynę a już po chwili zostałam zamknięta w silnym uścisku ciepłych ramion. Jak na złość podobnie, podobnie jak przy porwaniu jedyne, co zapamiętałam to: „Lucy”.
***
    Było mi ciepło. Ani za gorąco, ani za zimno. Przyjemny, wręcz błogi stan, z którego nie chciałabym się już nigdy obudzić. Gdzieś w tle słyszałam przytłumione głosy, ale nie przejmowałam się nimi. Pomyśleć by można, iż specjalnie próbowałam wyprzeć je ze świadomości. Zamiast przysłuchiwać się kilku rozpraszającym dźwiękom, skupiłam swą uwagę na jednym. Ciche, regularne uderzenia napawały spokojem. Przypominały sekretną melodię, której nie rozszyfrował jeszcze żaden muzyk. Melodię, którą każdy nosił w sobie, a żeby ją poznać wystarczyło pobyć w absolutnej ciszy.
    - Ile zamierzasz jeszcze tak leżeć? - zapytał czyjś głos. Miałam wrażenie, czy wyczułam w nim uśmiech?
    Uniosłam powieki… i to był błąd. Oślepiona jasnym snopem natychmiast zasłoniłam twarz rękami. Moja reakcja przypominała wyjście na światło dzienne wampirów. Teraz wiem, dlaczego w książkach zawsze krzyczą „palię się”. Taki atak naprawdę boli!
    Głośny śmiech tuż obok zwabił do pokoju kilka innych osób (jeśli wierzyć głośnemu stukotowi butów).
    - Natsu! - rozpoznałam głos Erzy. - Przestań się tak głośno rechotać, bo zaraz cię wyrzucę!
    - Prze-przepraszam. - wykrztusił próbując się opanować.
    Rozchyliłam palce.
    - O Lucy, nie śpisz już.
    Tym razem przemówił Gray.
    Wydałam z siebie westchnienie pełne rozgoryczenia i zerknęłam w stronę winowajcy, który wyrwał mnie z wcześniejszego, pięknego stanu.
    Powinno to dotrzeć do mnie wcześniej, jednak dopiero teraz rozpoznałam jednego ze swoich przyjaciół - Natsu Dragneela. Wrócił. Nim zdążyłam pomyśleć, co robię wtuliłam się w jego tors. W tym czasie najwyraźniej Erza dała Grayowi jakiś dyskretny znak, bo gdy już się od niego oderwałam zniknęli.
    Tęskniłam za jego uśmiechem.
    Tęskniłam za jego zielonymi oczami.
    Tęskniłam za jego ciepłem.
    - Tęskniłam. - załkałam nie mogąc opanować cisnących się do oczu łez.
    Za nim całym.
***
    - Natsu! - krzyknęłam zdenerwowana. - Nie sądzisz, że dodatkowe zamki to lekka przesada? Chcesz przerobić moje mieszkanie na więzienie?
    Tego było już za wiele. Od jego powrotu minęło zaledwie parę dni a już zdążył zużyć nagromadzone przeze mnie zapasy cierpliwości (oczywiście nie obyło się bez pomocy ze strony niewyparzonego języka Happiego). Co się stało? Po wyjściu z mini-szpitala gildii Natsu wspaniałomyślnie obiecał się mną zająć. Skutek? Proszę bardzo: nie mogę niczego kroić, bo nóż jest ostry i jeszcze się skaleczę. Nie mogę sprzątać, bo jeszcze upadnę na coś i się połamię. Nie mogę wyjść z domu, bo jeszcze ktoś mnie porwie. I wiele, wiele innych. Dobrze, że jeszcze nie zakazał mi samodzielnej kąpieli, nie daj Panie a się utopię w wannie.
    - Nie. - odparł pewien swej racji. - To dla bezpieczeństwa. Czytałem o tej firmie, ich zamki są naprawdę solidne i nikt nie powin…
    - Skończ! - przerwałam mu, nim zdążyłby rozgadać się na temat kolejnego super produktu, który zabezpieczy dom nawet od zniszczenia świata przez ufoludkowy laser. - Chcę wyjść. Teraz.
    - Lucy, nie możesz.
    - Niby to czemu? - naburmuszyłam się. On ewidentnie traktował mnie jak dziecko!
    - Na zewnątrz czyha wiele niebezpieczeństw, tu przynajmniej wiem, że nic ci się nie stanie.
    Wywróciłam oczami. O nie, tym razem nie zamierzałam się tak łatwo poddać. Słysząc to zdanie kilka razy dziennie każdy na moim miejscu już dawno dostałby nerwicy.
    - Przesadzasz! Są granice między opieką a osaczeniem. I tak, wiem ,że oba te słowa zaczynają się na „o”, ale wbrew pozorom nie oznaczają tego samego. Wręcz przeciwnie. - fuknęłam.
     Różowowłosy zacisnął usta w wąską linkę. Starał się nie wybuchnąć, lecz przychodziło mu to z wyraźnym trudem.
    - Robię to dla ciebie. - wysyczał. Zaciskał pięści tak mocno, że pobielały mu knykcie.
    - Przez rok twojej nieobecności musiałam sobie jakoś radzić i nie narzekałam! - wrzasnęłam i nim zdążył zaprotestować wybiegłam z domu.
    Dopiero później zrozumiałam, jak musiał odebrać te słowa. Prawdopodobnie poczuł się niepotrzebny. Może pomyślał o sobie jako zbędnym balaście i ponownie stanie się człowiekiem bez życia? Co ja narobiłam?
    Kopnęłam napotkany kamień, jakby to on był winny wcześniejszej sytuacji. Szkoda, że znalazłam go zbyt małym, żebym mogła wyładować na nim całą swoją frustrację. Byłam zła. Na siebie i Natsu.
    Przykucnęłam na pierwszym stopniu altanki znajdującej się w jednym z magnolijskich parków. Słońce już powoli zachodziło, więc większość ludzi została w domach. Przez pierwsze pół godziny minęły mnie dwie, może trzy osoby, nie wiem.
    Głowę zaprzątała mi masa myśli. Wspominałam życie w wielkim domu, gdy miałam u swego boku matkę i ojca. Następnie przyszła pora na pierwsze spotkanie Natsu a niedługo później pozostałych członków gildii. Spędzony z nimi czas był i nadal jest najcudowniejszy w moim życiu. Wyjątek stanowi roczna dziura, w której czułam dziwną pustkę.
    Uśmiechnęłam się.
    Był to wymuszony odruch ukazujący beznadziejność sytuacji. Spotkałam kiedyś pewną dziewczynę, której imię i twarz dawno okryły się kurzem, lecz wciąż pamiętałam jej słowa: „najlepszym lekiem na smutek jest uśmiech. Nie pomoże od razu, ale jeżeli będziesz go odpowiednio często dawkować podniesie cię na duchu, a jeżeli kogoś spotkasz to być może i on odwdzięczy się tym samym”. Sama wtedy przyznała, iż to trudne, ale nie zaszkodzi spróbować.
    Tak pochłonęło mnie użalanie się nad swoją beznadziejnością, że nie usłyszałam cichego tupotu i podskoczyłam z zaskoczenia słysząc męski głos.
    - Mogę się dosiąść? - spytał Natsu.
    Nie zaszczycając go spojrzeniem kiwnęłam głową i wróciłam do bezcelowego wpatrywania się w przestrzeń.
    Po kilku minutach siedzenia w ciszy zdecydował się na pierwszy krok.
    - Przepraszam. - jego głos drżał. - Nie powinienem był cię więzić we własnym domu.
    Westchnęłam ciężko. Wiejący wiatr prawdopodobnie podzielał moje uczucia, bo jego niespodziewany podmuch rozwiał nasze włosy na wszystkie strony.
    - Ja też nie jestem bez winy. Rozumiem, że się martwisz. Nie powinnam tak na ciebie naskakiwać.
    Natsu pokręcił głową.
    - Powiedziałaś prawdę. - rzekł a przez jego twarz przebiegł grymas bólu. - Zostawiłem cię zostawiając tylko list.
    - Chciałeś stać się silniejszy. - usprawiedliwiłam go. Złość powoli mijała i mogłam trzeźwo ocenić sytuację.
    - Zachowałem się jak dzieciak.
    - A kiedy nim nie byłeś?
    Zaśmialiśmy się. Dobrze znaliśmy odpowiedź.
    - Uratowałeś mnie. - przypomniałam. - Jeszcze nie zdążyłam ci podziękować.
    Natsu uśmiechnął się niezdarnie. Widocznie nie spodziewał się usłyszeć takich słów.
    - Jesteś najcenniejszą osobą, która została mi po Igneelu. - wyznał. Jego policzki lekko się zaróżowiły i odwrócił wzrok.
    - A co z Happym? - spytałam zaciekawiona.
    - Jest jedną setną niżej od ciebie
    Zachichotałam pod nosem.
    - Nie powiem mu tego, bo będzie zazdrosny.
    Wiatr zawiał tak mocno, że aż się skuliłam. Natsu dostrzegł to i wstał mówiąc:
    - Wracajmy, jeżeli się przeziębisz to będzie w stu procentach twoja wina.
    Chwyciłam wystawioną dłoń i wolnym krokiem szliśmy do mojego domu. Byłam szczęśliwa, że mogłam ją trzymać. Wtedy i teraz po dwudziestu latach później również…
***
„Cieszę się, że mogę cię chronić” - wyjawił w dniu, w którym wkładał mi na palec złotą obrączkę.
***

Hejka, oto jest świeżo skończone zamówienie.
Kolejna notka 14.03, czyli zamówienie dla Yukki
Prace nad czytaniem moich wypocin idą dość topornie, miałam ostatnio parę innych spraw, ale w ciągu 2-3 tygodni postaram się wrócić do głównej fabuły.
A tak z innej beczki: czytając jeden z rozdziałów Cieni byłam szczerze zaskoczona użytą przeze mnie narracją: pierwszoosobowa, trzecioosobowa i do tego czas teraźniejszy... Ja się zastanawiam jakim cudem ktoś to przeczytał. :O
No nic, widzimy się przy następnej notce :)

3 komentarze:

  1. Ten one-shot jest cudny. Tak przyjemnie się go czytało, że odcięłam się od rzeczywistości. A końcówka była taka słodka *.*
    Biedny Happy, jest niżej od Lucy :D
    Fajnie opisałaś zmiany, które zaszły w Natsu po tym roku treningu. I ten przywódczy ton :) Pomyślałam sobie wtedy o tym, że mógłby zostać mistrzem gildii, a skoro minęło 20 lat, to nigdy nie wiadomo...
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne nic dodać nic ująć.
    Życze weny.
    Tsukki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam! Jestem nową czytelniczką i naprawdę żałuję, że dopiero teraz znalazłam twój
    blog. Wszystkie rozdziały przeczytałam jednym tchem i wciąż nie mam dość. A co do samego zamówienia... co tu dużo mówić, po prostu wspaniały. Czekam na następne i pooooozdrawiam *.*
    Jull.
    (Nie wiem po ilu komentarzach się uśmiechniesz, ale mama nadzieję, że mój sprawił ci choć trochę przyjemności ;))

    OdpowiedzUsuń

Po ilu komentarzach Czarna się uśmiechnie? :3