poniedziałek, 30 czerwca 2014

Wirus - rozdział 2 (28) - Dwoje i pół

    Wydawać, by się mogło, że miesiąc to naprawdę dużo czasu. Każdy dzień i noc są złożone z wielu chwil. Jednak są ludzie, którym wydaje się, iż przelatują im one niczym piasek przez palce. Tak jest i w przypadku magów z Fairy Tail. Chociaż minął zaledwie tydzień od groźby Zerefa ich praca wciąż stała w miejscu. I nic nie wskazywało na to, by wkrótce miała się ruszyć. Według planu, kluczowym było odnalezienie Shado. Tylko, że dziewczyna zapadła się pod ziemię. Pomimo wielu akcji poszukiwawczych, magowie zawsze wracali ze zwieszonymi głowami. Co działo się więc w ich sercach, że ucieczka Shado odcisnęła się tak dużym śladem w ich duszach? Tego nie wiedzieli. Po prostu czuli się za to po części odpowiedzialni. Może gdyby zachowali się względem niej bardziej przyjaźnie i okazali więcej ciepła nie odeszłaby. Targały nimi wyrzuty sumienia, który motywowały do działania bardziej aniżeli najpiękniejsze słowa. 
    Pozostała jeszcze sprawa siostry Dragneela. Tu nikt nie miał żadnego pomysłu. W końcu na pewno usłyszeliby o różowowłosej dziewczynie siejącej zamęt we Fiore tak, jak jej brat. Nie sposób ominąć takiej ognistej burzy.
    Sam Natsu wykazał się rozsądkiem i zaproponował, by poszukiwania jego rodziny zostawić na później. Według słów Zerefa trwał wyścig. Kto pierwszy, do kogo dotrze. Fairy Tail nie mogło pozwolić mu zwyciężyć. To oznaczałoby klęskę całego kraju.
    I właśnie w ten sposób minął pierwszy tydzień…

    Lucy powoli zbierała się do wyjścia ze swojego mieszkania. W końcu obiecała Natsu i Happy’iemu, że wybierze się z nimi na jakąś misję.
    Dziewczyna pospiesznie przejrzała się w lusterku pokrytym śladami łapek pewnego Exceeda (skutek jednej z odwiedzin) i związała włosy w kucyk. Przed wyjściem wygładziła fałdki powstałe na granatowym sweterku i wyszła na zewnątrz zostawiając mieszkanie samemu sobie.
    Dzień był wyjątkowo chłodny. Wiał lekki wiatr a niebo zostało przesłonięte przez ciężkie, szare chmury. Ludzie na ulicach chodzili owinięci w ciepłe ubrania. Większość z nich mruczała coś pod nosami o „wyjątkowo paskudnej pogodzie”. No cóż, niedługo pierwszy dzień prawowitej jesieni. Nie jest ona tylko mnóstwem kolorowych liści i herbatą, którą pije się w zaciszu własnych czterech ścian. To także chłód, deszcze i parasol przy sobie.
    Po kilkunastu minutach szybkiego marszu Lucy dotarła do budynku gildii. W tłumie magów i przy akompaniamencie ich krzyków odnalazła Natsu siedzącego przy barze. Rozmawiał z Lisanną.
    - Gotowy? - zapytała trącając go lekko w ramię.
    Chłopak zerknął na nią i uśmiechnął się zupełnie ignorując młodszą Strauss.
    - O każdej porze dnia i nocy. Happy zbieraj się, wychodzimy!
    - Natsu, to porozmawiamy później. - mruknęła białowłosa i odeszła, by pomóc w pracy Mirze.
    - Tak, tak. - odpowiedział podchodząc do tablicy z zadaniami, przy której stała Lucy.
    - Wybrałaś już jakieś? - zapytał zerkając na kartkę trzymaną przez blondynkę. Zmarszczył brwi, gdy dokładnie wczytał się w treść.
    - Biblioteka? - w jego głosie pobrzmiewały nuty rozczarowania. Wolał walczyć a nie siedzieć po uszy w książkach.
    - Przydałoby ci się raz na jakiś czas odwiedzić to miejsce. - dziewczyna pomachała kartką w kierunku Miry, która odhaczyła wzięte przez nią zadanie w notatniku.
    - Zanudzę się na śmierć! - bąknął wpatrując się w Lucy wzrokiem zbitego szczeniaczka.
    - Wielkiej straty nie będzie. - zażartowała wychodząc z budynku.
    - Dzięki!
    - Oj, już nie obrażaj się, idziemy!
    - Coś ty dziś taka pełna energii? - zapytał Natsu, gdy dogonił dziewczynę.
    - Mam dobry dzień. - wzruszyła ramionami, zaraz jednak zatrzymała się i rozejrzała wokół jakby czegoś szukała.
    - Co się stało? - chłopak nonszalancko zarzucił ręce za głowę.
    - Mieliśmy iść… - zaczęła uśmiechając się w stronę nadlatującego Exceeda. Wyglądał strasznie, chyba nie spał zbyt dobrze tej nocy.
    - We trójkę. - dokończył Natsu.
    - No właśnie. - potaknęła. - A ponieważ Happy po drodze zgubił pewien niezbędny do życia narząd jest nas dwoje i pół!

    Gray przyglądał się tej całej scenie z udawaną obojętnością. Bynajmniej na zewnątrz. W środku aż cały się gotował. Nie podobała mu się ta zażyłość między Natsu i Lucy. Właściwie to czemu się tak denerwował? W końcu płomyczek jest zbyt tępy do TAKICH spraw. Nie powinien być przeszkodą.
    Fullbuster zataczał kubkiem małe kręgi na stoliku, przez co znajdujący się w nim napój o mało co się nie rozlał. Musiał obmyślić plan działania. Nie chciał wyglądać na nachalnego. Ciężko jednak będzie podejść do blondynki. Musiał znaleźć chwilę czasu, by została zupełnie sama. Wtedy mógłby zagadać i wszystko, by się dalej potoczyło.
    Mag przeniósł wzrok na Lisannę rozmawiającą z Mirą. W jego głowie zaczął kiełkować pewien plan. Zdecydowany wstał i poszedł w kierunku młodszej Strauss starając się ignorować nasilający się kaszel.

    - To tutaj? - zapytał Natsu taksując wzrokiem okazały budynek biblioteki. Spodziewał się małej, kwadratowej chatki wypełnionej zapachem papieru, a tu taka niespodzianka! Przecież to spokojnie mogłoby uchodzić za willę wielodzietnej rodziny. Bądź, co bądź było jednak wypełnioną po brzegi biblioteką.
    Lucy potaknęła, następnie wspięła się po marmurowych stopniach i pchnęła ciemne drzwi ozdobione starymi żłobieniami.
    Happy wleciał tuż za blondynką a Natsu tylko podrapał się po głowie i wzdychając  cicho w myślach użalał się nad swoją uległością wobec Lucy i jej pomysłami na misje.
    - Um, dzień dobry? - magini uważnie rozejrzała się dookoła. Wnętrze budynku było niesamowite. Podłoga została wyłożona czarno-białymi płytkami układającymi się w skomplikowany wzór. Wysokie kolumny podpierały balkony, na których znajdowały się fotele i stoliki. Całość otoczona była ciemnymi balustradami. Z sufitu zwisały lśniące żyrandole a w niektórych oknach znajdowały się witraże. W tym rejonie na dworze akurat nie było żadnych chmur, więc słońce natrafiając na kolorowe szkiełka rozmazywało ich barwy na posadzce. W schematyczny sposób ustawiono regały wypełnione książkami tak, że do każdego z nich był łatwy dostęp. Zaraz przy wejściu stało skromne biurko, za którym siedziała starsza pani.
    - Witajcie, witajcie. W czym mogę wam pomóc? - kobieta zaskakująco żwawym krokiem podeszła do magów. Ubrana była w jasnoniebieski fartuszek, siwe włosy związała w ciasny kok, jednak kilka kosmyków i tak wyplątało się z fryzury. Na nosie miała okulary w czarnych oprawkach. Całości babcinego wyglądu dopełniały szczery uśmiech i troska widoczna z brązowych oczu.
    - My w sprawie zadania. - Happy pomachał zmiętą kartką zza pleców Natsu.
    Bibliotekarka zamrugała zdziwiona.
    - Bardzo wam dziękuję za przybycie. Wasi poprzednicy polegli przy tym zadaniu.
    - Nie jesteśmy słabi! - zapewnił bojowo nastawiony mag.
    - Nie zamierzam podważać twych słów, chłopcze.
    - Co konkretnie mamy zrobić? - do dyskusji włączyła się stojąca z tyłu Lucy.
    - Proszę, abyście złapali jedną z książek. - zaczęła kobieta poprawiając okulary zsuwające się jej z nosa.
    - Złapać? - zdziwił się Natsu - Jak to?
    - Już wyjaśniam. Jest to magiczna księga. Mają one coś w rodzaju własnego charakteru, który jest zależny od zawartych w nich treści.
    Lucy zamarła w skupieniu tak, że na jej czole pojawiła się mała zmarszczka.
    - Moja córka jest maginią. To właśnie ona podarowała mi tę specjalną książkę, nim ruszyła na kolejną misję. Postanowiłam zostawić ją w bibliotece. Spędzam w niej naprawdę dużo czasu. - babcia zaśmiała się cicho. - Księga okazała się być psotnikiem. Gdy próbowałam ją powstrzymać przed przerzucaniem innych książek za każdym razem znikała. Jestem już za stara, na takie zabawy. Wiem, że młodzi coś wskórają w tej sprawie.
    Happy lekko rozdziawił pyszczek wyobrażając sobie scenę, w której jakiś Wielki Wielki Wędkarz otwiera książkę o rybciach a zamiast widoku upragnionej szprotki widzi opowieść dla nastolatek! Chociaż dorsze też są niezłe…
    - Nie musi się pani martwić! - Natsu jakby ożył. - Złapiemy tę rozrabiakę.
    - Dziękuję wam. Powinniście szybko ją poznać, gdyż jest jedyną książką o zupełnie białej okładce. - bibliotekarka szybko pożegnała magów życząc im powodzenia. Musiała zająć się wchodzącymi do czytelni ludźmi.
    - To, co? Do dzieła!
    - Aleś ty się nagle zrobił chętny. - zauważyła Lucy kręcąc głową na narastający entuzjazm jej przyjaciela.
    - Myślałem, że będzie coś nudniejszego. - Natsu obojętnie wzruszył ramionami po czym uśmiechnął się do Lucy jednym ze swoich zawadiackich uśmieszków. - Zaczynajmy!
    - Będziemy tu siedzieć do jutra. - skwitował Happy, któremu oklapły uszka.
    I tak rozpoczęli swą pracę. Nie trzeba mówić, że po sprawdzeniu kilkunastu półek ich misja stała się nużąca i męcząca. Pracowali w milczeniu po kolei wysuwając książki, sprawdzając je i chowając na miejsce. Nigdzie jednak nie mogli znaleźć takiej w zupełnie białej okładce.
    W końcu, gdy nawet ciche mruczenie pod nosem stało się zbyt monotonne Natsu i Happy urządzili sobie mały konkurs. Ale to nie byle jaki! Założyli się o to, kto jako pierwszy doprowadzi Lucy do białej gorączki…
***
Ohayo! Czarna wita w pierwszy wakacyjny poniedziałek. W każdym razie świadectwo miała przyzwoite i teraz czeka na wyniki rekrutacji do liceum :) A w międzyczasie ćwiczy pisanie wiedząc już gdzie popełnia błędy tak więc pełna zapału rusza do pisania kolejnego rozdziału!
Natsu: Wierszokleta..

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Wirus - rozdział 1 (27) - Poker

    Na dwa dni po przegranej z Zerefem drużyna złożona z Natsu, Erzy, Lucy i Graya została zatrzymana na przymusowej obserwacji w szpitalnym skrzydle gildii. Za parę godzin będą mogli wrócić do swoich domów. Nikomu nie stało się nic poważnego, zostali jedynie potraktowani zaklęciem, które chwilowo odebrało im całą moc. Wystarczyło ją zregenerować, jednak proces ten nie należy do najszybszych. W tym czasie każdy z magów miał wystarczająco dużo czasu, by uporządkować swoje myśli.
    Natsu siedział samotnie przy jednym z okrągłych stolików w gildii. Uważnie obserwował dziewczyny, które zwołały jakąś super naradę dotyczącą Jesiennego Festiwalu mającego odbyć się za niecały miesiąc. Mirajane była w swoim żywiole. Z błyszczącymi oczami i radosnym głosem  gestykulowała żywo i zapisywała coś w swoim tajnym zeszyciku. Zgromadzona wokół niej żeńska część gildii, co chwila wydawała z siebie zadowolone pomruki. Co one tam kombinują? Chociaż nie, cieszył się żyjąc w błogiej nieświadomości szatańskich planów dziewczyn.
    Dragneel odszukał wzrokiem Lucy siedzącą, za Levy. Blondynka uśmiechała się lekko i właśnie odgarniała za ucho kosmyk złotych włosów. Natsu westchnął cicho i rozłożył się na stoliku ze wzrokiem utkwionym w Heartfilii.
    Tyle się na niego na raz zwaliło. W jednej chwili dowiedział się, że ma bliźniaczkę. Prawdziwą rodzinę, o której śnił tyle razy. Wydawało się to nierealne. Dziwnie się czuł wiedząc, iż jest ktoś, z kim dzieli więzy krwi. Gdyby udało mu się odnaleźć Igneela może ten, by o czymś wiedział? Albo i nie. Pozostaje jeszcze sprawa Shado. Może to dziwne jednak Natsu przywiązał się do niej.
    - Płomyczku grasz z nami? - zawołał Gray z sąsiedniego stolika machając talią kart. - A może boisz się porażki?
    - Niedoczekanie twoje! - parsknął z groźnym uśmiechem.
    - Prawdziwi mężczyźni grają w pokera! - dodał Elfman napinając swe mięśnie.
    - Właśnie! - poparł go Natsu. - Rozdawaj ktoś karty, zaraz was rozwalę.
    Partia robiła się coraz bardziej zacięta. Atmosfera wokół stolika była tak napięta, że można było ciąć ją mieczem i smarować na bułkach. Wokół grających magów zebrał się spory tłumek gapiów obstawiający swoich faworytów.
    - 1000 klejnotów na Graya!
    - Co? Chcesz się spłukać? Przecież to oczywiste, że wygra Gajeel!
    I tak dalej, i tak dalej. Dopingującym okrzykom nie było końca.
    Gracze w skupieniu analizowali każdą możliwą sytuację. Obserwowali przeciwników: jak zmienia się ich mimika twarzy i odruchy. Natsu nerwowo przytupywał nogą pod stołem. Ostatnie rozdanie. Albo wygra, albo przegra!
    - Powodzenia. - szepnęła Lucy nachylając się nad różowonosym. Ten przez chwilę wpatrywał się w dziewczynę, jakby zobaczył ją pierwszy raz w życiu, a chwilę później na jego twarzy pojawił się firmowy uśmieszek a’la Dragneel.

    - Dam z siebie wszystko! - zapewnił zaglądając w nowo otrzymane karty. Król wino, walet dzwonek, dziesiątka dzwonek, trójka serce i siódemka serce. Gdyby zamiast ostatnich dwóch pojawiły się dama i dziewiątka miałby tę partię w kieszeni.
    - Panowie. - Laxus jeszcze nie spojrzał w swoje karty. - Może w ostatniej rundzie o coś zagramy?
    - Dobry pomysł. - pochwalił Elfman.
    - Więc, co proponujecie? - Gray uważnie obserwował przeciwników.
    - Może ten, kto przegra będzie siedział w budce z pocałunkami na Jesiennym Festiwalu? - rzuciła któraś z magiń a pozostałe pokiwały głowami z aprobatą. Już zaczęły wyobrażać sobie jednego z nich na różowym krzesełku za ladą otoczoną serduszkami… (Gdybyście chcieli zapytać, co bierze Czarna odpowiedź jest prosta - właśnie podgryzam biszkopty!)
    - Niech wam będzie. - zgodzili się.
    Każdy z graczy zaczął wymieniać karty.
    - Dwie. - mruknął pod nosem Natsu pozbywając się trójki i siódemki.
    Krupierka, w którą bawiła się Levy oddała mu z talii dwie nowe.
    - Pokazujcie. - Gray uśmiechnął się szatańsko.
    Natsu od niechcenia rzucił okiem na swoje karty a jego oczy momentalnie podwoiły swoje rozmiary. Podczas, gdy reszta magów miała pary, trójki i fule on nie trafił nic!
    Gajeel zaśmiał się poklepując zdołowanego Smoczego Zabójcę po ramieniu.
    - Szykuj się na tłum fanek, gihi.
    Piekielna ósemka, która pojawiła się nie w porę!

    - Kiedy to naprawdę jest śmieszne! - Lucy podskakiwała niczym mała dziewczynka w drodze do domu.
    - To nie ciebie będą molestować. - żalił się Natsu. Nie mógł uwierzyć, że przegrał! Gdyby nie ta przeklęta karta miałby pokera a gościem od całowania zostałby Elfman z tą swoją zakichaną parą dwójek!
    Blondynka zachichotała pod nosem a chłopak blado się uśmiechnął.
    - Nie przeżyję tego. - niemrawo przebierał nogami odprowadzając przyjaciółkę do mieszkania.
    - Dasz radę! Ty wielki Smoczy Zabójca czegoś nie zrobisz? - zakpiła przybliżając się do maga.
    - Mogę spróbować, jeśli będziesz pierwsza w kolejce. - nie wiedział, czym ryzykował wypowiadając te słowa.
    Lucy na moment zamilkła a na jej twarzy wykwitł najczerwieńszy rumieniec, jaki kiedykolwiek miała.
    - Głupek! Zboczeniec! - blondynka przyspieszyła kroku. Zacisnęła pięści i lekko przygryzła dolną wargę. Jak on mógł się z niej tak śmiać?! Jest niepoważnym kretynem! Z drugiej strony sama zachowywała się jak głupiutka nastolatka reagująca na chłopaka, w którym się zakochała.
    Lucy wiedziała, że Natsu idzie za nią. Cały czas słyszała jego kroki jednak nie zamierzała się odwracać. O nie! Byli już coraz bliżej jej mieszkania. Na dworze zaczęło się ściemniać. Wieczorne niebo zalało się odcieniami dnia i nocy. Szkoda tylko, że było mnóstwo chmur, przez nie nie będzie widać gwiazd.
    W końcu blondynka zdecydowała się zerknąć za siebie coraz głośniej słysząc osobę, która za nią podążała. Odwróciła się szybko i… nikogo za sobą nie zobaczyła.
    - Ładnie to tak się na mnie obrażać? - szepnął Natsu tuż nad uchem Lucy, która natychmiast zesztywniała.
    - Ładnie to tak kogoś śledzić? - odgryzła się odwracając twarz od różowowłosego.
    - I co? - zaczął rozbawiony. - Jak długo zamierzasz tak stać?
    - Dopóki sobie nie pójdziesz. - odfuknęła odpędzając od siebie chęć spojrzenia na Natsu.
    - Doprawdy? - chłopak uniósł pytająco brew. - Przeziębisz się.
    - No i trudno. - burknęła niezadowolona. Nie zdawała sobie sprawy, że zaczęła nerwowo przytupywać nogą, co nie uszło uwadze Natsu.
    - Nie chcę mieć cię na sumieniu. - Różowowłosy ponownie nachylił się niebezpiecznie blisko blondynki. - Dobranoc Lucy. - jego ciepły oddech przez moment połaskotał policzek dziewczyny i zniknął tak szybko, jak się pojawił.
    Magini wzięła głęboki wdech i ignorując własne szaleńczo bijące serce z udawanym spokojem wkroczyła do mieszkania. Natychmiast jednak stanęła jak wryta jednocześnie zduszając okrzyk zdumienia. Bowiem cały sufit jej mieszkania przypominał rozgwieżdżone niebo. Maleńkie punkciki przypominające miniaturowe diamenty migotały dumnie, jakby uśmiechając się do swej nowej właścicielki. Lucy doskonale wiedziała, czyja to zasługa.
    - Dziękuję, głupku. - wyszeptała z oczarowaniem wpatrując się w jej prywatny skrawek nieba. Nie wiedziała jednak, że per „głupek” słyszał to, co powiedziała i pogwizdując wesoło odszedł w kierunku własnego domu, gdzie czekał na niego Happy.
***
Ohayo! Dziś na szybko, ponieważ Czarna ma ważną sprawę do załatwienia. Mata ne! Do poniedziałku.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Wirus - prolog

    <muzyka>
    Biegnę.
    Pędzę niczym wiatr przed siebie.
    Uciekam.
    Ale, przed czym?
    Prawdą.
    Przedzieram się przez leśne zarośla. Na dworze zapadła czarna noc. Wokół słychać groźne pohukiwanie sowy i piski nietoperzy. Nie podoba im się obcy organizm poruszający się po ich terenie.
    Przeskakuję nad jednym korzeniem, za to potykam się o następny i jeszcze kilka kolejnych. Jestem już zmęczona, jednak nie przerywam biegu. Z całych sił staram się ignorować fakt, że nogi od łydek w dół mam całe odrapane od leśnych chaszczy.
    Mam problem z wzięciem porządnego wdechu. Ten cały czas urywa się w połowie, przez co zachłannie biorę kolejny licząc, iż dostarczy on płucom wystarczającą ilość tlenu. Mylę się jednak. Cały czas płaczę. Wydaję z siebie zduszone szlochy połączone ze spazmatycznym oddychaniem. Dławię się przez słone łzy ciurkiem spływające po moich brudnych policzkach.
    Chcę jak najszybciej opuścić to straszne miejsce. Cały czas czuję się obserwowana. Wiem, że gdyby było to możliwe ciemność nocy już dawno, by mnie pochłonęła nie pozostawiając żadnych śladów.
    Trzęsę się, jak wystraszone zwierzątko gonione przez o wiele silniejszego drapieżnika. Jestem bezbronna. Stanowię łatwy cel, mimo to wciąż uparcie dążę przed siebie. Gdzieś musi być koniec tego koszmaru.
    Coś przelatuje mi nad głową, obok pęka gałązka a moje serce na moment staje z przerażenia. Później adrenalina robi swoje i zmuszając obolałe mięśnie do nadludzkiego wysiłku przyspieszam nie zważając na rozrywający ból w klatce piersiowej.
    W końcu między drzewami dostrzegam łunę światła. Gorące łzy znów goszczą na mej twarzy. Chcę krzyczeć. Zarówno ze szczęścia jak i przerażenia. Mam wrażenie, że cienie spowijające kory i gałęzie drzew chcą mnie dopaść.
   Wyję cicho wybiegając na wzgórze i opadam na kolana tuż przy sporych rozmiarów skale. Obejmuje siebie ramionami jakbym chciała sama sobie dodać otuchy. Staram się uspokoić oddech. Czuję, jak pulsuje całe moje ciało od stóp, po koniuszki palców u rąk.
    Wciąż się trzęsąc usiłuję stanąć na równe nogi. Wydaję z siebie zduszony jęk rozpoznając miejsce, do którego dotarłam. Doskonale znałam to wzgórze. Od tego miejsca wszystko się zaczęło - Septentrio.
nie uciekniesz przed ciemnością
nie uciekniesz przede mną
nie uciekniesz przed sobą
choć tak bardzo tego pragniesz

***
Ohayo! Za nami króciutki prolog. Zamiast typowej gadaniny mam dla Was dwa pytania... czego oczekujecie po tej sadze? I z czym kojarzy się jej tytuł?
Mata ne! Do poniedziałku ^^

sobota, 14 czerwca 2014

One Shot: Uderz w stół a Natsu się odezwie.

    Zastanawialiście się kiedykolwiek jakby to było, gdyby postacie z opowiadań mogły sobie z nich swobodnie wychodzić? Ja nie. Zawsze to marzyłam o staniu się ważnym elementem jakieś historii. Wiecie, chodzi mi o bohaterkę, która pojawia się znikąd i ratuje sytuację. Fajnie byłoby mieć siłę, jak magowie z Fairy Tail, chakrę jak w Naruto, czy być Shinigami z Bleach’a a także posiadać zdolności z innych mang czy też anime. <tu śmieje się cicho> Szkoda, że to tylko marzenia. W końcu zwykli ludzie nie mogą mieć supermocy, prawda?...

<Magnolia>
    - Otwieram posiedzenie Tajnych Sił Do Spraw Weny Czarnej! - Erza uderzyła otwartą dłonią w stół, przy którym siedzieli pozostali członkowie organizacji, czyli Natsu, Gray, Happy i Lucy. Ich siedziba mieściła się… w domu blondynki.
    - Dlaczego akurat u mnie?! - zaprotestowała brązowooka magini.
    - Masz najwięcej miejsca! - Happy jakby dla potwierdzenia swych słów wzleciał pod sam sufit i niczym orzeł zatoczył nad głowami zgromadzonych kilka okręgów.
    - Akurat. - prychnęła cicho pod nosem. - Chyba nie widzieliście mieszkania Erzy.
    - Mnie tam się podoba. - Natsu wygodnie rozłożył się na łóżku.
    - Zdejmuj buty! - nakazała blondynka nim śnieżnobiała pościel miała zostać zabrudzona bóg-jeden-wie-czym z podeszw chłopaka.
    - Nie żebym chciał wam przeszkadzać, czy coś ale po co się tak właściwie zebraliśmy? - Gray pociągnął łyk herbaty z porcelanowej filiżanki ozdobionej malunkami kwiatów.
    - Ostatnio zarejestrowaliśmy spadek aktywności twórczej autorki tego opowiadania. - przyznała ze smutkiem Erza.
    - Co?! Jak to! - Natsu zerwał się z miejsca i zaczął krążyć po pokoju.
    - Normalnie. - fuknęła Lucy, która wcześniej zapoznała się z aktami sprawy. - Siadaj na tyłku i posłuchaj reszty. - dziewczyna brutalnie pociągnęła chłopaka za nogawkę spodni, przez co ten runął jak długi tuż obok niej.
    - Masz smaczny dywan. - stwierdził odklejając swoją twarz od podłoża i mlasnął kilka razy chcąc pozbyć się nitek z ust.
    Blondynka westchnęła cicho. Niby powinna być przyzwyczajona do zachowania Natsu, jednak ten ostatnio chyba zaczął cofać się w rozwoju.
    - Mogę kontynuować? - Erza dobitnie przypomniała wszystkim o swojej obecności a nie widząc oznak sprzeciwu po krótkiej pauzie ponownie zabrała głos. - Nasza jednostka wywiadowcza stwierdziła nagły napad chandry i brak chęci do życia.
    - Wygląda dość poważnie. - Gray odstawił pity napar na stół. Na jego twarzy malowały się skupienie i powaga. - Co możemy zrobić?
    - Wysłać jednego z nas do Prawdziwego Świata. - oświadczyła czerwonowłosa krzyżując ramiona na piersi.
    Spojrzenia trzech magów i Exceeda powędrowały w kierunku Natsu usiłującego wyczyścić swój język.

<Prawdziwy Świat>
    Jeden, dwa, trzy… szesnaście kroków.
    Drzwi mojego pokoju nieznacznie się uchyliły. Natychmiast zdjęłam założone na biurku nogi i wyprostowałam się.
    - Idziecie już? - zapytałam podchodząc do stojącego w futrynie ojca.
    - Tak, tylko pamiętaj grzecznie mi tu. - tato zmierzwił mi włosy ręką i zaśmiał się cicho. - Wrócimy wieczorem.
    - Jasne. Wiem. - zamknęłam białe drzwi i przez chwilkę stałam w bezruchu na środku pokoju.
    Znów szesnaście kroków, szesnaście stopni schodów następnie trzaśnięcie drzwiami, tymi od holu i wejściowymi. Wreszcie szczęk zamykanego zamka.
    Westchnęłam cicho i opadłam na łóżko. Przymknęłam zmęczone oczy i zaczęłam liczyć.
    Sto trzydzieści dwa wdechy, sto trzydzieści jeden wydechów.
    Leżałam w zupełnej ciszy. Uświadamiając sobie, iż nie słyszę nic prócz kosiarki sąsiadów i od czasu do czasu przejeżdżających za oknem aut zwlokłam się z posłania i wolnym krokiem podeszłam do leżącego na biurku laptopa. W specjalnej zakładce wyszukałam muzykę i włączyłam pierwszy lepszy utwór, który napatoczył mi się pod kursor. Wybór padł na „Movin!!” Takacha’ki. W sumie to nawet dobrze, że nic smętnego. Oszalałabym.
   Przez chwilę wpatrywałam się w pulpit, po czym mój wzrok padł na kolekcję książek, jakie udało mi się do tej pory uzbierać (bagatela 51!). Przez moment zastanawiałam się, którą wybrać. Gdy chciałam sięgnąć po jedną z nich zatrzymała mnie czyjaś dłoń.
    Przerażona pisnęłam i odskoczyłam na drugi koniec pokoju.
    - Ty! - palnęłam inteligentnie celując palcem w stojącego przede mną Natsu. - Co ty tu robisz?
    - Stoję. - odparł jakby nagłe pojawienie się bohatera jednego z oglądanych przeze mnie anime było codziennością.
    Złapałam się za głowę i zaśmiałam histerycznie.
    - Ja chyba wariuję. Moja wyobraźnia tym razem przesadziła.
    - Dobrze, że jeszcze mnie widzisz. - powiedział uśmiechając się słodko.
    - Co masz przez to na myśli? - odważyłam się spojrzeć na różowowłosego. Wyglądał na żywcem wyjętego z mangi. Narysowany piękną kreską groteskowo wyróżniał się na tle innych REALNYCH rzeczy.
    - Dlaczego nie zaczęłaś jeszcze kolejnej sagi? - zapytał oburzony celując we mnie palcem. Jego pytanie zbiło mnie z pantałyku.
    - Oszalałam. - mruknęłam do siebie i wyszłam z pokoju.

    - Kiedy w końcu uwierzysz, że jestem prawdziwy! - zniecierpliwiony Natsu nadymał policzki i uderzając palcami w blat biurka wystukiwał nieznaną mi melodię.
    Od godziny wspaniałomyślnie udawałam, że nie widzę maga.
    - Jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni. - mruknęłam niechętnie podnosząc wzrok znad lektury.
    Natsu jedynie parsknął.
    - Zawsze byłaś taka nieprzyjemna? - zapytał starając się patrzeć nie na mnie a przeze mnie. - Przypominasz mi Shado. Też jest taka oschła.
    - Nie powiedziałabym. - nieświadoma, że moje usta ustawiły się w nieśmiały uśmiech zerknęłam na maga.
    - No nareszcie! - różowowłosy wydał z siebie stłumiony okrzyk. - Myślałem, że nigdy go nie zobaczę!
    - Czego? - zmarszczyłam brwi jednocześnie odkładając książkę na bok, uprzednio wkładając zakładkę między odpowiednie kartki.
    - Twojego uśmiechu!
    Pokiwałam głową z politowaniem.

    Gdy po upływie kolejnych dwóch godzin gość z Magnolii wciąż nie znikał a wzięta przeze mnie tabletka na głowę niewiele dała zdecydowałam się wysłuchać chłopaka.
    - Więc, mów, co jest na rzeczy. - zażądałam parząc herbatę w swoim ulubionym kubku z napisem: „mów mi milordzie”. Tradycyjnie zamiast dwóch łyżeczek cukru użyłam miodu. Zamieszałam napar  rzucając Natsu zniecierpliwione spojrzenie, gdy ten wciąż nic nie mówił.
    - Masz naprawdę fajny dom. - zaczął rozglądając się wokół.
    Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam. Widząc moją niezadowoloną minę Natsu zaśmiał się, przeczesał palcami po różowych kosmykach i wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk.
    Zgrabnie manewrując kubkiem z herbatą wyminęłam go i zasiadłam w salonie na brązowo kremowej sofie.
    - Chyba nie po to fatygowałeś się z innego świata, żeby mówić o takich rzeczach. - zauważyłam trafnie.
    Natsu chyba zrozumiał, że tak łatwo nie uda mu się mnie udobruchać, więc porzucił ten pomysł i od razu przeszedł do sedna sprawy.
    - Razem z resztą.. - tu zrobił krótką pauzę, by posłać mi ciepłe spojrzenie. - ..martwimy się o ciebie.
    Myślałam, że się przesłyszałam.
    - Jak to? - odrzuciłam średniej długości włosy na plecy, poprawiłam okulary na nosie i nachyliłam się bliżej chłopaka. Moja wybujała wyobraźnia martwi się o mnie? No ładne rzeczy się dzieją, powinni mnie wywieźć do psychiatryka, zawinąć w biały kaftan i wsadzić do pokoju otoczonego ze wszystkich stron gumą tak, bym nie mogła sobie niczego nie uszkodzić.
    - Kiedy ostatni raz pisałaś? - zapytał rzeczowym tonem, jakby był jakimś doktorem mającym wybadać chorobę, której w rzeczywistości nie ma.
    - Czy ja wiem? Chyba z tydzień temu. - zamyśliłam się, i co było dla mnie charakterystycznym przymrużyłam nieco oczy i splotłam palce. - Tak, na pewno.
    - Zawsze kiedy robisz sobie przerwę trwa ona do dwóch dni! Potem planujesz dalszą akcję opowiadania. - powiedział cały czas badawczo mi się przyglądając.
    - I co w związku z tym? - odpiłam piłeczkę, nie mówiąc niczego konkretnego.
    - Ostatnio nie zrobiłaś zupełnie nic. - zarzucił. Ostrożnie wstał i podszedł do mnie, następnie przyklęknął na jednym kolanem tak, by nasze twarze były mniej więcej na jednakowej wysokości.
    - Coś cię gryzie? - zapytał a w jego głosie wychwyciłam troskę.
    - A widzisz tego swojego cosia wbijającego we mnie swoje ząbki? - zaśmiałam się nerwowo i nieznacznie odsunęłam od różowowłosego.
    - Może jest niewidzialny?
    - Co sugerujesz? - miałam już powoli dość tej rozmowy. Czułam się jak na komisariacie, oskarżona o popełnienie jakiegoś strasznego czynu.
    - Miałaś wypadek. - stwierdził spoglądając na mnie ukradkiem.
    - Jestem cała. - stwierdziłam zgodnie z prawdą. Ostatnio udaje mi się uciekać od stłuczeń.
    - Tutaj. - Natsu wskazał palcem na miejsce, w którym znajduje się serce. - Coś cię blokuje i dlatego nie możesz się na niczym skupić.
    Zdziwiona otworzyłam usta. Skurczybyk mnie rozgryzł.
    - Mam rację? - zapytał chichocząc.
    W odpowiedzi nieznacznie pokiwałam głową.
    - Ostatnio czytasz mnóstwo fanficków. Martwisz się, że twoje nie są tak dobre. - wyjaśniał a moja twarz przybierała kolor dorodnego pomidora, za którymi nie przepadałam.
    - Nieprawda! - zaprzeczyłam szybko i nadzwyczaj energicznie.
    - I tak wiem swoje. - Natsu zaśmiał się cicho i tak jak tata rano zmierzwił mi włosy. Czułam ciepło jego dłoni i przymknęłam powieki.
    Gdy ponownie otworzyłam oczy zobaczyłam, jak ciało chłopaka zaczyna znikać.
    - Co się dzieje? - zapytałam spanikowana.
    - Mój czas w tym świecie dobiega końca. Muszę wracać do siebie. - powiedział smutniejąc. - Szkoda, chciałem lepiej cię poznać. Wygląda na to, że trzeba się pożegnać.
    W osłupieniu wpatrywałam się w rozpływające się kolejno części ciała Natsu.
    - Nie odchodź! - załkałam wyciągając ręce przed siebie, by go dotknąć.
    - Spokojnie. - zaczął bawiąc się moimi włosami. - Zawszę będę w twojej głowie i sercu. Tak przecież powstała historia, której jestem bohaterem.
    Przytaknęłam posłusznie.
    - Zanim całkowicie zniknę powiedz mi, jaki będzie tytuł kolejnej sagi? - Natsu uśmiechnął się po raz kolejny.
    - Wirus. - szepnęłam nim całkowicie rozpłynął się w powietrzu.

    Znów zostałam sama z parującą z kubka herbatą.

***
Ohayo! Mam nadzieję, że nie padliście z nudów podczas czytania (gratulacje dla tych, którzy dotrwali do końca - jest w ogóle ktoś taki?). To było coś w rodzaju fillera, jak w anime ;) Ale zaraz, zaraz... jest sobota a miało być w poniedziałek... co się dzieje? Otóż to... teraz będę pisać na zapas i w terminarzu po prawej podawać daty notek. Radzę często sprawdzać :D Powiedzcie tylko czy chcecie zapowiedzi z tytułami czy bez! <w duchu modli się, by ktoś napisał> 
Mata ne! ^^ do następnego rozdziału. 

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Cienie - rozdział 26 - Koniec początku

~Shado~
    - Erza!
    Kątem oka dostrzegam czerwonowłosa maginię stojącą na małej polance. Ta ucieszyła się, gdy tylko nas zobaczyła. Chociaż nie, słowo „nas” jest niewłaściwe. Stosując je mówię o grupce magów i sobie, jako całości a takie rozumowanie z pewnością jest błędem.
    - Długo wam zeszło. - zauważa, kiedy docieramy na miejsce.
    - Wszystko przez pewną dwójkę skończonych idiotów. - wyjaśnia Lucy z dezaprobatą spoglądając na magów. Ach, czyli nie tylko mnie irytuje ich zachowanie.
    - Jak zwykle. - Erza wzrusza ramionami.
    - Wypraszamy sobie! - staje we własnej obronie Natsu.
    - Dokładnie! - wtrąca Gray.
    - Tak, tak pogadamy sobie w drodze powrotnej. - ucina Lucy nie chcąc doprowadzić do rozwoju dyskusji a jej aura zmienia kolor na soczystą zieleń. To znak, że jest spokojna i dobrze, w nerwach nie da się nic zrobić.
    - Święta racja. - przyznaje Scarlet. - Zanim się spotkaliśmy zdążyłam dokładnie sprawdzić cały teren.
    - I co takiego zauważyłaś? - pyta wyraźnie zainteresowany mag lodu.
    Rozglądam się wokół jednocześnie słuchając wypowiedzi magini.
    - Na polu znajdują się resztki energii magicznej należące do dwóch osób. Jedna z nich bez wątpienia jest tą Zerefa. - na moment przerywa, by wskazać ciemny okrąg powstały w wyniku magii. - To ślad po Fali Śmierci, o której kiedyś mówiłeś, Natsu.
    Chłopak potakuje.
    - A co z drugą energią? - wtrąca Heartfilia.
    - I tu zaczyna się problem. - przyznaje dziewczyna.
    - Jak to? - Natsu podchodzi do czerwonowłosej i mierzy ją ciekawskim spojrzeniem.
    - Po sprawdzeniu okazało się, że należy ona do Smoczego Zabójcy.
    Wszyscy patrzą na mnie z przerażeniem w oczach. Staram się nie ukazywać żadnych emocji.
    - Kim jest Smoczy Zabójca? - pytam w końcu przerywając ciszę.
    To ty nie wiesz?
    Ze zdziwienia otwieram szeroko oczy. Znów ten głos. Jest tak bardzo podobny do mojego, jednak za każdym razem słyszę w nim nutę pogardy. Boję się go, nie wiem skąd pochodzi.
    - To ktoś, kto został wychowany przez smoka i nauczony ich magii. - Natsu uśmiecha się szeroko. Nie wiem, co o tym myśleć. Jego aura staje się żółta. Chyba mogę mu zaufać.
    - Skąd to wiesz? - dociekam nieświadoma iskierek ciekawości w swoich oczach.
    - Jestem jednym z nich. - oznajmia dumnie.
    Nie odpowiadam. Rzeczywiście, gdyby tak się głębiej nad tym zastanowić energia różowowłosego jest podobna do tej Wilsona, z tym, że ta należąca do mojego przyjaciela jest bardziej mroczna i skryta.
    - Co teraz, skoro już to wszystko wiemy? - mówię odwracając się do pozostałych plecami. - Minęło sporo czasu, nawet ktoś niedoinformowany w kwestiach magii może się domyślić, że ta osadzona, jak kurz może zniknąć.
    - I tu poszukiwania stają w martwym punkcie. - wzdycha cicho Gray. - Jedyne, co możemy stwierdzić to to, że ktoś walczył. Jednak czy umarł?
    - Nigdzie nie widać śladów krwi. - zauważa Lucy.
    Kolejny raz bacznie obserwuje teren walki. Musi tu być coś, co można śmiało nazwać wskazówką. Nagle prosto w twarz zawiał mi zimny wiatr. Niewidzialne, chłodne igiełki boleśnie wbijały się w skórę. Nie mogłam się ruszyć, ani wziąć wdechu. Nie, dopóki Natsu przyszedł z pomocą. Chłopak oplótł mnie w pasie swymi ciepłymi ramionami i przeniósł do Lucy.
    - Hej, wszystko dobrze? - pyta z troską w głosie. Niebieska aura.
    - Spokojnie. - natychmiast wstaję. Kogo ja chce uspokoić? Siebie, czy tę dziewczynę?
    W kłębach pyłu powstałego przez działanie wiatru stoi postać odziana w czarny płaszcz. Słyszę, jak serca i oddechy magów przyspieszają. Sama mrużę oczy starając się dojrzeć aurę tajemniczej osoby. Ma ona barwę ciemnego fioletu i… jest najsilniejszą, jaką miałam dotąd okazję widzieć.
    - Witaj, Shado. - głos mężczyzny paraliżuje mnie.
    - Ty draniu! - Natsu zaciska dłonie w pięści, powietrze wokół niego zaczyna wirować od czerwieni aury dorównującej barwie świeżej krwi. - Zeref!
    Mag zaszczycił Smoczego Zabójcę przelotnym spojrzeniem, po czym znalazł się tuż przy moim boku.
    - Przypomniałaś już sobie gdzie jest twój dom?
    Widzisz, gdybyś była silniejsza, już dawno byś o tym wiedziała.
    - Ja… - jąkam się. Zupełnie nie wiem, co powiedzieć.
    - Więc pozwól, że ci pomogę. - słowa te powodują, iż w moim sercu jednocześnie konkurują dwa silne uczucia. Szczęście i strach.
    Zeref unosi bladą dłoń, po czym kładzie mi ją na czole. Jego oczy wydają się widzieć moją duszę.

    Z wściekłością wpatruję się w stojącego przede mną Wilsona. Spojrzenie chłopaka jest takie… ciepłe. To obrzydliwe! Był zbyt słaby i dał ponieść się emocjom. A teraz to ja muszę go niańczyć i siłą zawrócić do Podziemnego Królestwa.
    - Jeżeli wrócisz po dobroci, nie będę musiała brudzić sobie rąk. - mruczę wpatrując się w swoje idealnie wypiłowane paznokcie. Nie na darmo spędziłam nad nimi tyle czasu, by teraz pozwolić im się zniszczyć w walce.
    - Jeżeli uciekniesz ze mną, nie będzie problemu. - odgryza się. Powoli wyciąga dłoń przed siebie licząc, że ją przyjmę. Niedoczekanie.
    Ukradkiem rozglądam się wokół. Jesteśmy właśnie na otwartej przestrzeni. Nie wieje wiatr, nie słychać zwierząt, brakuje tu słońca. Przez Królestwo cała powierzchnia została pozbawiona życia. Piękny widok.
    - Zanim cię trochę uszkodzę powiedz, dlaczego to robisz. - mówię jednocześnie zastanawiając się w jaki sposób wyprowadzić pierwszy atak.
    - Przejrzałem na oczy. Teraz widzę, jak wielkie zło może wyrządzić Zeref. - odpowiada śmiertelnie poważnie. Z jego twarzy zniknął uśmieszek, którym przywitał mnie, gdy go odnalazłam.
    - I mówi to ten, który ponad wszystko miłował naszego Pana? - przypominam mu oddanie jakim obdarzał Czarnego Maga.
    - Popełniłem błąd. - przyznaje ze smutkiem. - Teraz muszę go naprawić.
    - Zrobisz to w drodze do piekiełka.
    Nie waham się. Wilson wkrótce będzie trupem. Zginie z mojej ręki.
    Powoli dobywam katany z pochwy zaczepionej na plecach. Jej stal złowrogo błyszczy, jakby cieszyła się na samą myśl zadania przeciwnikowi ran.
    - Zatańcz ze mną. - mruczę uwodzicielsko.
    - Oczywiście, moja Pani.
    Chwilę później słychać świst powietrza i zgrzyt mieczy. Po zadaniu pierwszego ciosu natychmiast odskakuję i szykuję się do kolejnego ataku.
    - Ryk Czarnego Smoka! - krzyczę i skrywam się wśród zaklęcia. Fala mocy leci ku Wilsonowi, ten kieruje miecz w jej stronę.
    - Ostrze Księżycowego Smoka. - szepcze a jego broń powleka się jasnym światłem.
    Nasze ataki krzyżują się. Czarnowłosy zręcznie odpycha mój Ryk i uskakuje w bok, tym samym chroniąc się przed moim nagłym pojawieniem. Odległość między nami znów się zwiększa. Nie mogę mu dać szansy na ucieczkę, dlatego wciąż napieram.
    - Pięści. - syczę ostrzegawczo a ciemna mgiełka otacza moje zaciśnięte dłonie niczym rękawiczki. Tym razem katana stanowi przedłużenie ramienia. No to teraz dupek ma przechlapane.
    Wilson stara się odpierać wszystkie ataki, jednak co jakiś czas wyprowadzam taki, którego nie da rady sparować. Zadaję szybkie, silne i dość skuteczne cięcia łukowe z nadgarstka. Tym sposobem czarnooki ma już kilka drobnych aczkolwiek głębokich ran na ciele.
    Chłopak wykonuje pewną zasłonę i już po chwili kontratakuje wydając cięcie w piątą część ciała, czyli biodro. Odskakuje miękko w tył.
    - Nie zamierzasz używać magii? - pyta, gdy widzi, jak ponownie unoszę broń w górę.
    - Szkoda mi ją marnować na takiego słabeusza. - cóż prawda boli.
    - Nie doceniasz mnie, Noemi.
    - Zamilcz, psie! - warczę groźnie słysząc swoje prawdziwe imię. - Znaj swoje miejsce!
    Nacieram na Wilsona najszybszym cięciem bezpośrednim skierowanym w pierś tuż pod mostkiem. Chłopak niespodziewanie wykonuje pasttę-sotto, czyli unik do niskiego wypadu z podparciem i pochyloną głową. Mimo, że na mnie nie patrzy, zadaje bezbłędny cios w brzuch.
    Celowo zwiększam dystans między nami. Czuję lekkie pieczenie w miejscu rany. Nie przejmuję się nim i ze zdenerwowania zaciskam zęby. Że też tak łatwo dałam się dźgnąć!
    - Nie chcę z tobą walczyć. - karci mnie niczym małe dziecko.
    - Przykro mi, jeszcze nie skończyliśmy tańca. - biorę płytki wdech i uspokajam się. Podczas walki należy myśleć trzeźwo.
    Zgrabnie doskakuję do przeciwnika i szybko go atakuję. Tak jak się spodziewam, ten blokuje każde cięcie. W pewnym momencie gwałtownie szarpię kataną w górę tym samym pozbawiając Wilsona broni. Natychmiast wykonuję szybkie pchnięcie pod żebra.
    Czarnooki zaczyna kaszleć krwią. Ta sama czerwona ciecz ścieka z końca katany, która przebiła chłopaka na wylot. Czuję na sobie wzrok przeciwnika.
    - Dlaczego nie stworzyłeś klona. - mówię i boleśnie wyciągam broń z jego ciała.
    Wilson nie odpowiada. Cały czas patrzy na mnie tymi swoimi czarnymi oczami. Widzę w nich emocję, których nie potrafię nazwać.
    - Prosiłaś o taniec ze mną, nie fałszywką. - odpowiada a po jego brodzie spływa strużka krwi, która kontrastuje z bladą twarzą.
    - I właśnie dlatego jesteś głupcem. - mieszam go z błotem chowając katanę do pochwy. - Prędzej, czy później zginiesz, jednak zanim zawlokę cię do Zerefa powiedz jeszcze raz dlaczego odchodzisz.
    - Przebywanie przy nim zatruwa. Powietrze jest już tak ciężkie, że ledwo mogę przy nim oddychać. - mówi z trudem a jego aura zaczyna czernieć.
    - Stałeś się słaby. - szydzę przydeptując leżącego przede mną maga.
 
    Oddycham ciężko starając się zrozumieć to, co właśnie zobaczyłam. Wilson jest zdrajcą? A może to Zeref…
    Przenoszę wzrok na swoje trzęsące się dłonie. Głośno przełykam ślinę, serce bije mi jak oszalałe a w głowie słyszę szum własnej krwi.  Zaledwie sekundę temu ubrudzone były szkarłatną cieczą. Co to znaczy? Kim jestem?!
    Zabójcą.

~Natsu~
    - Odsuń się od nich! - krzyknąłem i poderwałem się do przodu, by zabrać Lucy i Shado od tego szaleńca. Nie wiedziałem, co takiego pokazał szarookiej, lecz ta była teraz cała roztrzęsiona, ciągle otwierała usta, jakby chciała coś powiedzieć i zaraz potem je zamykała.
    - Zajmij się nią. - poprosiłem blondynkę nim odwróciłem się w stronę Zerefa. - Zaraz cię skopię!
    - Natsu, uspokój się! - krzyknęła Erza. I tak jej teraz nie słuchałem. 
    - Osłaniajcie mnie. - mruknąłem nim natarłem na Czarnego Maga.
    Poderwałem się do biegu zapalając pięści. Gray podążał za mną wykonując jakiś czar Lodowego Tworzenia a Erza dobyła miecza. Krzycząc ze złości raz po raz atakowaliśmy Zerefa. On jedynie uchylał się od naszych ciosów. Nawet nie musiał nas dotykać ale nie zniechęcaliśmy się. Wręcz przeciwnie, dawaliśmy z siebie jeszcze więcej.
    - Ryk… - zebrałem w ustach odrobinę magii…
    - Nie chcę używać przeciw wam siły. - zaczął Zeref unosząc dłoń. - Lecz skoro nie zamierzacie wysłuchać tego, co mam wam do powiedzenia pozostając w bezruchu będę musiał was do tego zmusić, jakkolwiek nie byłoby to dla mnie przykre. - mag wykonał skomplikowany ruch dłonią i po chwili wszyscy zwijaliśmy się z bólu leżąc na ziemi. Czułem jak coś wypalało mnie od środka. Jedyną osobą, która nie została poddana czarowi była Shado. Widziałem, jak wpatruje się we mnie szarymi oczami wypełnionymi strachem. Po chwili przeniosła wzrok na Zerefa, poderwała się z miejsca i… uciekła.
    - Za-zaczekaj. -Gray usiłował się podnieść. Zaraz jednak został ponownie przygwożdżony do podłoża przez niewidzialną siłę i cicho syknął.
    - Nie uważacie, że powinniśmy zostawić ją na jakiś czas w spokoju? Musi uporządkować swoje myśli.
    - Co jej zrobiłeś? - wysapała Lucy starając się unieść głowę.
    - Pokazałem fragment pewnego wspomnienia. - odpowiedział świdrując nas wzrokiem.
    - Draniu! - Zeref zdawał się nie zauważyć mojej obelgi. Zamiast tego wpatrywał się w miejsce, w którym Shado zniknęła z pola widzenia.
    - Fairy Tail mam dla was pewną propozycję.
    - Czego chcesz. - oczy Erzy płonęły czystą nienawiścią. Byłem pewien, że gdyby mogła tak jak ja rozszarpałaby maga na kawałki.
    - Dam wam miesiąc. - zaczął ze stoickim spokojem. - Zobaczymy, kto do kogo dotrze pierwszy. Ja do Shado, czy wy - siostry bliźniaczki Natsu Dragneela.
    Omal nie zachłysnąłem się powietrzem.
    - Miłych snów. - powiedział na odchodne. Moje powieki stawały się coraz cięższe. Walczyłem z całych sił, by ich nie zamknąć jednak widząc omdlewających przyjaciół sam osunąłem się na ziemię.

~w tym samym czasie gildia Fairy Tail~
    Makarov po raz kolejny wertował te same papiery. Nie chciał niczego pominąć. Z lubością przesunął palcem po zaskakująco małym do zapłacenia rachunku. Ostatnimi czasy magowie powstrzymywali się od niszczenia wszystkiego na swojej drodze. Czyżby zmądrzeli? Nie.. stanęli przed wyborem: zorganizować jesienny festyn, czy pokryć koszty naprawy jakiegoś miasta. Proste.
    Staruszek zamknął teczkę z wydatkami i wsadził ją do szuflady biurka. Z niepokojem wpatrywał się w zegarek. Za zaledwie piętnaście minut miała zjawić się wizytacja z Rady Magii. Niby nic wielkiego, zwykła coroczna kontrola. W sumie to Dreyar cieszył się, że wysłał z Shado najhałaśliwszą drużynę Fairy Tail. Musiałby się grubo tłumaczyć z obecności szarookiej. Właściwie to jakie miał o niej zdanie? Bez wątpienia była ważnym elementem potrzebnym do pokonania Zerefa. Problem stanowiła jej pamięć. Ktoś manipuluje umysłem dziewczyny, pokazuje tylko to, w co ma wierzyć. Makarov obrał sobie za cel pokazania Shado właściwej drogi nim będzie zbyt późno. Nie chciał, by Magnolia została zniszczona tak, jak w przypadku Septentrio. Jeżeli wzbudziłby w dziewczynie pozytywne uczucia w momencie przebudzenia się jej prawdziwej natury potrafiłaby z nią walczyć. I zwyciężyłaby.
    Jednak to tylko domysły…

    Tymczasem przed gildią zjawiła się kolejna niezapowiedziana postać. Dwudziestoletni młody mężczyzna pojawił się w kłębach dymu. Jego ubrania były w strzępach, ze śnieżnobiałej koszuli pozostało kilka szarych zwisających pasm materiału. Przez pierś nieznajomego przebiegała długa szrama wokół, której znajdował się wymyślny wzór utworzony z zakrzepłej krwi. Po policzkach spływały pojedyncze krople potu. Czarne włosy pozostały w nieładzie i częściowo zasłaniały równie ciemne oczy. Mężczyzna miał jeden cel. Musiał odzyskać Noemi. Nie spodziewał się, że przeżyje walkę z Zerefem… miał szczęście, iż ten szybko znudził się dawnym poddanym.
    - Kim jesteś? - ze środka gildii zaczęli wybiegać magowie. Każdy z nich gotów był do użycia siły.
    Wilson przymknął zmęczone oczy. Nie miał już sił na walkę.
    - Oddajcie mi Noe. - wycharczał zbierając w sobie resztki magii.
    - Nie wiemy, o kim mówisz! - w chłopaku wzbierał gniew. Czuł resztki energii jego przyjaciółki a oni bezczelnie go okłamywali!
    - Co się tu dzieje? - spomiędzy magów wyszedł Makarov.
    - Dobre pytanie. - za Wilsonem znikąd pojawił się Lahar, Dowódca Czwartego Oddziału Aresztowań z Magicznej Rady.
    Zaskoczony chłopak używając resztek sił starał się odskoczyć jak najdalej od przybywającej armii jednak nim dotarł na bezpieczną odległość został obezwładniony.
    - Zostajesz zatrzymany za utrzymywanie kontaktów z magiem o imieniu Zeref. - oznajmił Lahar i uderzył Wilsona tak, że ten stracił przytomność. Jedyne, co zdążył zarejestrować przed całkowitym odpłynięciem to ruch warg Makarova składający się w słowo „wybacz”.
    - Dobra robota Fairy Tail, pomogliście w ujęciu groźnego przestępcy.

    Strażnicy rzucają czarnookim niczym śmieciem, po chwili zamykają klatkę z kryształów wiążących magię i odchodzą zanosząc się głośnym śmiechem.
    Wilson powoli podnosi się w duchu klnąc na siebie i brak sił. Rozglądając się dookoła napotyka spojrzenie brązowych oczu.
    - Widzę, że przyprowadzili mi towarzystwo. - usta mężczyzny układają się w delikatny uśmiech.
    - Kim jesteś? - pyta czarnooki podnosząc się do siadu i rozmasowując skroń.
    - Nazywam się Jellal Fernandes*.
* A dlaczego Jellal siedzi w więzieniu? O tym później.

KONIEC SAGI „CIENIE”

***
Ohayo ^^ ! Jak głosi napis powyżej dotarliśmy do końca pierwszej sagi. Chciałabym podziękować Wam za czytanie i komentowanie całego opowiadania (bez tego nie byłoby sensu go pisać). Myślę, że ten rozdział wynagradza długością za poprzedni. Mam nadzieję, iż udało mi się Was zaciekawić i ze zniecierpliwieniem będziecie czekać na kolejną sagę, której tytuł pojawi się w one-shocie za tydzień. Co do samego shota, to będzie to moje luźne pisanie bez konkretnego celu w fabule. 
Jedyne, co mogę teraz powiedzieć to mata ne! I do następnego poniedziałku!

wtorek, 3 czerwca 2014

Cienie - rozdział 25 - Ostatnia wyprawa

~Lucy~
    - O co chodzi dziadku? - zapytał Natsu, gdy tylko zamknęłam za nami drzwi gabinetu.
    Nie wiedziałam, co myśleć o tej całej sytuacji. Ciągle byliśmy zwoływani na tajne zebrania. Chyba wdepnęliśmy w niezłe bagno.
    Niepewnie zerknęłam na Shado, ta stała prosta niczym struna z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W jej oczach nie odbijały się żadne emocje, zupełnie jakby stała przed nami figurka, nie żywy człowiek.
    - Zaraz wszystko wam wyjaśnię. - zapewnił podchodząc do starej szafeczki w kącie pokoju.
    - Oby już ostatni raz. - westchnął nieco zirytowany Gray.
    Makarow otworzył jedną z szuflad, po czym wyjął jej dno (świetna skrytka nie ma co :D) i wyciągnął małą szkatułkę. Może i wyglądała ona na zwykłe pudełeczko, jednak została zabezpieczona odpowiednim zaklęciem w razie gdyby komuś zachciało się machać rączkami tam, gdzie nie trzeba.
    Staruszek wykonał nad szkatułką kilka skomplikowanych znaków aż nie usłyszeliśmy cichego kliknięcia. Mimowolnie nachyliłam się w przód chcąc wiedzieć, co znajduje się w środku. Zawartością okazały się być cztery klejnoty. Dwa z nich - zielony i żółty zostały zdobyte przez Fairy Tail, pozostałe zaś: czerwony i niebieski - Sabertooth. Emanował od nich delikatny blask. Leżały spokojnie na aksamitnej poduszeczce widocznie na coś czekając.
    - Poznajesz je? - Shado, do której zostało zadane pytanie jakby od niechcenia zerknęła na drogocenne klejnoty.
     - Nie mam pojęcia, czym są ani do czego służą. - odpowiedziała bez zająknięcia. Czyżby kłamała?
    Brązowowłosa na moment przeniosła wzrok na mnie, po czym wypowiedziała jedno słowo: „szary”. Co to do licha znaczy? (czytelnicy sprawdzają w tabeli i zgadują)
    - Słucham? - Makarov nie dosłyszał ostatniego słowa, jednak nie doczekał się powtórki.
    - Dziadku, po co ci te klejnoty? - Natsu był nad wyraz poważny.
    - W swoim posiadaniu mamy cztery z pięciu. Było prawdopodobnym, że Shado wie, gdzie się znajduje.
    - Na pewno nie wiesz? - wtrącił Gray zwracając się do dziewczyny.
    - Chyba już mówiłam. Trzeba było uważnie słuchać. - chociaż słowa wyglądały na karcące w tonie głosu nie dało się dosłyszeć złości.
    Makarov westchnął cicho. Jeżeli mag lodu zdenerwuje Shado możemy spodziewać się wszystkiego.
    - W tym temacie nie ma już nic do gadania. - powiedziałam widząc jak Gray otwiera usta. - Myślę, że lepiej będzie zaczekać na dalszy rozwój spraw.
    - Dobrze mówisz, Lucy! - pochwalił Smoczy Zabójca uśmiechając się.
    - Masz rację. - przytaknął Mistrz odkładając pudełeczko na biurko. - Tymczasem daję wam do wykonania ostatnie zadanie.
    - Jakie? - Natsu widocznie ożywił się.
    - Udacie się do Erzy, która obecnie znajduje się w miejscu, gdzie ostatni raz widzieliśmy Zerefa. - wyjaśnił spokojnie patrząc na każdego z osobna.
    Shado drgnęła.
    Drogę na miejsce pokonywaliśmy w zupełnej ciszy. Wiecznie rozgadany Natsu widocznie nad czymś myślał. Na jego twarzy raz po raz pojawiał się tajemniczy uśmiech. Chyba ma nadzieję na jakąś walkę. Wolałabym abyśmy nikogo nie spotkali, a tym bardziej pewnego mrocznego maga posługującego się czarną magią, która jest w stanie uśmiercić nas nim zdążylibyśmy choćby pisnąć.
    Na czele grupy szedł Gray. Ciężko było cokolwiek powiedzieć o jego nastawieniu do naszego ostatniego zadania. Widziałam jedynie plecy chłopaka, który wydawał się być spięty. Nic dziwnego.
    Tuż za Fullbusterem podążała Shado. Nadal nie wiedziałam o co chodziło jej z „szarym”. Przeanalizowałam mnóstwo możliwości jednak żadna z nich wydawała się być realną. Czyżby widziała przyszłą śmierć? A może chodziło o zły wygląd? Nie mam pojęcia.
    - Jesteśmy blisko. - oznajmił Gray spoglądając na nas przez ramię.
    - Mrożonko… - zaczął złowrogo Natsu. - … wytłumacz mi jakim prawem idziesz pierwszy?
    - Przywódcą powinien być ktoś rozgarnięty. Jeszcze wyprowadziłbyś nas w pole zamiast las. - zakpił.
    - Idąc prostą ścieżką?! - różowowłosy niedowierzał. Nawet machał ręką wskazując kierunek, ku któremu podążaliśmy.
    - Nie zdziwiłbym się gdybyś zabłądził.
    - Parszywy drań! - prowokacja Graya działała na maga. Natsu cicho prychał pod nosem.
    - Podobno dzieci i ryby głosu nie mają.
    - A ty to niby syrenka?
    - Uważaj, co mówisz. - Fullbuster stworzył w dłoni ostry kawałek lodu.
    - Pomachaj ogonkiem rybciu! - Natsu zbytnio nie przejął się groźbą. Skoro ktoś rzucił mu wyzwanie, grzechem byłoby go nie przyjąć.
    Skończeni idioci. Wolałam nie wtrącać się do ich dyskusji. Rzadko kiedy mnie słuchali. Że też nie widzieli jak sami siebie nakręcają.
    - W twoich zimnych snach, płomyczku.
    - Hę? Zimnych? A to co, zamierzasz przerobić się na paluszki rybne i wsadzić do zamrażarki, gdy będę spał? Happiego czeka niezła wyżerka, chociaż czy ja wiem… Jesteś lekkostrawny, prawda?
    Gray zatrzymał się z rządzą mordu w oczach. To znak, że Natsu przegiął.     
    - Ty różowy…
    - Czy bylibyście tak uprzejmi, by z łaski swojej zamknąć mordy? - Shado raptownie zatrzymała się i zacisnęła dłonie w pięści.
    Magowie natychmiast ucichli.
    - Widzicie? Jak chcecie, to potraficie. - mruknęła wznawiając wędrówkę.
    Spoglądałam to na Natsu, to na Graya. Obydwoje mięli szok wypisany na twarzach. Podobnie jak i ja nie spodziewali się wtrącenia Shado.
    - Idziecie, czy zamierzacie tak stać do jutra? - zapytała bezbarwnym głosem, gdy spostrzegła, że nie ruszyliśmy się ani o centymetr.
    - Już idziemy. - z całej siły pchnęłam stojących przede mną magów w przód.
    Między nami zapadła nienaturalna cisza. Widocznie Natsu i Gray bali się pisnąć nawet słówko. Nie spodziewaliśmy się usłyszeć tych słów. Wszyscy byli przyzwyczajeni do ciągłych kłótni, gdy Erzy nie było w pobliżu. A skoro już o czerwonowłosej mowa, to dostrzegłam ją machającą nam z małej polanki.
***
No to teraz Czarna sobie pogada z Wami ;) Po pierwsze wybaczcie za tak krótki i ziejący nudą rozdział (jedynie 2 kartki) pisałam go dziś na przemian robiąc album na historię. Nie chciałam odkładać pisania na jutro, ponieważ czeka mnie kolejna wycieczka. To, co miałam zamiar jeszcze napisać w tym rozdziale  przerzuciłam do następnej części. Chciałam napisać Wam one shota jednak po napisaniu samego wstępu wyszły z tego 4 strony mojego maczkowego pisma na kartce A4. Mi to się szykuje na kolejną dłuższą historię jednak jest ona tak niedoprecyzowana, że zamiar założenia kolejnego bloga zszedł na dalszy plan... za to podczas dzisiejszego 4 kilometrowego maratonu wpadłam na inny pomysł, o którym przekonacie się.. <odchrząka nerwowo> ... za dwa tygodnie. (co nie zmienia faktu, że kolejna notka w poniedziałek)
Więc mata ne, do następnego tygodnia!