niedziela, 26 kwietnia 2015

Pilnie potrzebny urlop!

Hej <w takim troszku smutniejszym tonie> byłam świadoma, że TO się zbliża. Najpierw powoli, później coraz szybciej, aż w końcu muszę to napisać... na jakiś czas biorę "wolne" od pisania.
Przyznam szczerze, że mając wolną chwilę nie chce mi się siadać i patrzeć na literki, czy wymyślać dialogi. Chyba ostatnio też było widać tę niechęć, mam nadzieję, iż nie odbijało się to na rozdziałach. Mam taki zwyczaj, że wieczorami często myślę o fabule, postaciach i innych temu podobnych rzeczach. Zastanawiam się jak połączyć różne wątki i co należy doprecyzować. Trochę to głupie, ale obecnie jestem trochę zmęczona Fairy Tail i światem, który stworzyłam.
Bardzo dziękuję osobom komentującym, bo widząc nową opinię często mam ochotę rzucić wszystko i zacząć pisać, ale.... ale wtedy mam w głowie pustkę.
Może chodzi też o szkołę? Teraz zaczyna się najgorszy okres w całym roku jeżeli chodzi o oceny. I jakby na to nie patrzeć odchodzi mi masa przedmiotów, które będą na świadectwie maturalnym. Dodatkowo zaczęłam biegać (podobno w zdrowym ciele zdrowy duch!) a na to również codziennie schodzi mi minimum godzina. Więc kiedy dodać do siebie szkołę, naukę i pracę domową, biegi, angielski i inne zdarzenia na które nie mam wpływu wychodzi na to, że ok. 18.00-19.00 mam wolny czas i marzę tylko o tym, żeby nie robić niczego, co wymaga myślenia.


Dlatego też przemyślałam chwilowe zawieszenie bloga. Nie mam pojęcia ile ono potrwa. Prawdopodobnie do momentu, aż odzyskam chęci, które miałam jeszcze przed rokiem.
Jakby się nad tym zastanowić często zmieniam wiodące hobby. Bez obaw i tak do wszystkiego wracam, dlatego któregoś dnia powrócę....

Oby z nową siłą, weną i pomysłami.

Mam również nadzieję, że nie zapomnicie o Sercu Smoka i pewnego dnia zajrzycie tu ponownie! Do zobaczenia wszystkim za kilka tygodni!
.
.
.
PS. Ostatnia wycieczka była do studia Twoja Twarz Brzmi Znajomo ;)

sobota, 18 kwietnia 2015

Opętani - rozdział 8 (53) - Czerń i czerwień

* kilkanaście lat wcześniej *
    Tego dnia Fiore zostało porwane do szaleńczego tańca z wichurą. Mimo wczesnej pory wiatr wciąż nie przestawał przybierać na sile i nic nie wskazywało na to, by wkrótce coś miało się zmienić. Raz za razem padało jakieś wiekowe drzewo. To znów przez pola wirowały śmieci. Służby porządkowe Fiore miały ręce pełne roboty przy ratowaniu cywilów. Przeklinając patrzyli z gniewem na nisko zawieszone burzowe chmury, jakby to właśnie one były wszystkiemu winne.
    W sumie to nawet dobrze, że nikt nie znał prawdziwej przyczyny wichury. Każdy, kto poznałby jej tajemnicę nie uszedłby z życiem. W końcu nawet podwładni Zerefa zabierali jego sekrety do grobu (jeżeli zaszła takowa potrzeba, to i sam ich uciszał).
    Wielkie, czarne monstrum zataczało kolejne koła nad niczego nieświadomym państewkiem. Skrzydła przypominające ptasie pióra, co rusz przecinały powietrze, powodując jego niecodzienne zawirowania. Urodzony jako człowiek, przeobrażony w stwora, który powinien być znany wyłącznie z legend. Wielki i potężny Czarny Smok z Księgi Apokalipsy - Acnologia.
    Zeref zająwszy dogodne miejsce na jego ciele pokrytym niemalże pancernymi łuskami zamknął oczy. Myślami przeszukiwał najbliższy teren szukając odpowiedniej ofiary. W końcu Smoczy Zabójcy byli tak niecodziennym zjawiskiem. Zmarszczka na czole maga pogłębiła się, gdy pomyślał o zagładzie populacji Zabójców. Uważał ich za niezwykle interesujące osobniki.
    - Mój pobratymca i dwa insekty. - dzięki doskonale wykształconym zmysłom Acnologia wyczuwał wszystko.
    - Czyli to, czego szukaliśmy. - odparł znużony Zeref, nie ukrywając, że podniebna wycieczka zaczynała już go męczyć.

* obecnie *
    Natsu dostawał już metaforycznego kota. Oczywiście w głowie. Pałętał się wszystkim pod nogami, skomlał i jęczał. A przy okazji dość skutecznie podnosił ciśnienie. Powinien zgłosić się do szpitala, tam z pewnością ktoś wykorzystałby tę umiejętność. Jedyną osobą niewzruszoną jego zachowaniem był Wilson, ale to nic nowego. On i tak zachowywał się wobec każdego, jakby był co najmniej członkiem rodziny królewskiej.
    - Siadaj wreszcie na czterech literach! - warknął poirytowany Gray. Od patrzenia na różową czuprynę łażąco na prawo i lewo dostawał zawrotów głowy.
    - Będę robił, co mi się podoba. - rzekł tonem obrażonego dziecka i wrócił do zaglądania przez ramię Barkley’owi (przypominam: nazwisko W.).
    - Natsu, rozpraszasz Wilsona. - upomniał go Jellal.
    Skruszony chłopak zwiesiwszy głowę w końcu zajął miejsce przy oknie.
    Lucy westchnęła i wyjęła z siatki lawendę, Erza zaś w duchu podziwiała anielską cierpliwość Księżycowego Smoczego Zabójcy.
    Przygotowania miały się już ku końcowi. Obrzędowy krąg emanował własną energią, słońce ustąpiło miejsca księżycowi znajdującemu się w odpowiedniej fazie. Natsu odbierał (a raczej pochłaniał) ostatnie wskazówki, co do podróży w czasie.

    Gray, Lucy, Erza i Jellal stali pod ścianą przypatrując się stającemu w kręgu Dragneelowi. Jedynie Noemi wróciła do domu sądząc, iż jej parszywy nastrój zniweczy cały plan. No i cóż, miała rację. Obserwatorzy a także wykonujący czar musieli wykazać się niezwykłą czystością ducha.
    - Możemy zaczynać. - Wilson chciał podać Natsu zapałki jednak ten pokiwał głową. Recytując wiersz zapalał kolejne świece własnym płomieniem.
Za jednym dniem drugi dzień - kolejna jednostajna -
    Jego głos był miękki i ciepły. Brzmiał, jakby chciał opowiedzieć bajkę.
nadchodzi i przemija, tej samej treści, barwy.
    Zamknął oczy, pod powiekami widział najprzeróżniejsze obrazy, jednak wcale nie zwracał na nie uwagi. Skupiał się na swoim sercu, które biło nienaturalnie szybkim tempem.
I zdarzą się , i znów się zdarzą te same sprawy,
    Na jego skórę wstąpił pot a dłonie zaczęły niekontrolowanie drżeć. Mimo strachu nie przestał, mówił coraz głośniej i pewniej.
chwile te same znajdują nas i porzucają.
    Rozmyślał nad sensem wiersza. Dlaczego to właśnie on został wybrany na coś tak ważnego, jak inkantacja? Czy zawierał w sobie jakiś głęboki przekaz?
Tydzień przemija, a za nim - nowy tydzień.
    Czuł, jakby w jego piersi obudził się długo więziony ptak. Rozpościerając skrzydła zaczynał szarpać się i szukać drogi ucieczki.
To, co się stanie, przewidzieć łatwo: cienie,
    Pomyślał o przyjaciołach. Wzięło mu się na sentymenty, ale to właśnie dzięki nim zawsze był tak lekki. Podobnie jak i teraz.
światła te same, zawsze to samo brzemię.
    Pomyślał o Lucy. Jej miękkiej skórze, włosach pachnących truskawką. Czekoladowych tęczówkach, które ukradły najpiękniejszy odcień brązu świata. O jej dobroci i wielkim sercu. Pogodnym duchu i uśmiechu, na widok którego zawsze wariował.
Jutro, które już wcale nie jest jutrem, znowu przyjdzie.
    Czy jego siostra również taka będzie?

Odszedł. Dusza oderwała się od ciała.

* przeszłość *
    Niepewnie otworzył oczy. Rozwarł blade usta, jednak nie wziął upragnionego wdechu. Zamiast tego odrętwiałą dłonią złapał się za serce. Przez chwilę myślał, że zginął i przekroczył granice piekła. Nagłe poczucie pustki i nicości wprawiło go w ogromny szok. Dopiero po kilku minutach odzyskał władzę nad duszą i umysłem.
    Spodziewał się wszystkiego. Lewitowania, półprzezroczystej sylwetki a nawet byciem kulką materii. Dlatego tak bardzo się zdziwił i wlepiał wzrok w wyciągniętą przez siebie dłoń, jakby widział ją pierwszy raz w życiu.
    Niepewnie podniósł się z klęczek i chwiejnym krokiem szedł przed siebie. Nie wiedział, że bycie duszą jest takie trudne. Samo poruszanie się sprawiało mu kłopoty.
    Gdy początkowy szok minął, zaczął się rozglądać. Wyglądało na to, że znalazł się w jakieś starej wiosce. Nie wyglądała na szczególnie bogatą. Większość domów została postawiona z wyszczerbionych cegieł i dziurawych desek. Szczerze wątpił, że małe budynki, które mijał miały kiedykolwiek czas swojej świetności. Zupełnie jakby ktoś celowo postawił w tym miejscu ruinę.
    Ludzie szli bardzo szybko i przez to często potykali się o drogę wyłożoną kocimi łbami. Natsu mógł spokojnie przez nich przechodzić i skakać im przed nosami, a i tak nie zwróciliby na niego najmniejszej uwagi. Wszyscy bez wyjątku spieszyli się do swych ubogich chatek chcąc schronić się przed wichurą.
    Co prawda nie czuł siły wiatru, chłodu ani innych rzeczy, lecz widział drzewa, które prawie przytulały się do ziemi. Nie mógł zaprzeczać mając przed oczami tak oczywisty dowód.
    Już zamierzał zacząć się irytować własną bezradnością i upływem czasu, gdy tuż przed nim przebiegła jego miniaturowa wersja. Niewiele myśląc pognał za samym sobą.
    Na oko wydawało się, że miał ze trzy, cztery lata. Biegł nie patrząc na ludzi, toteż często na nich wpadał i piskliwym głosikiem wrzeszczał „przepraszam!”. Jego ubranie złożone z czerwonej bluzki na długi rękaw i szortów furkotało na wietrze. Z tyłu powiewała część szalika, który zawsze nosił opatulony wokół szyi.

    Mały Natsu wbiegł do lasu zupełnie nie przejmując się błotem.
    - Wychowałeś się w dziczy a inni oczekują, żebyś zachowywał się jak człowiek! - parsknął do siebie Dragneel. Już wiedział jak będzie tłumaczyć siorbanie herbaty, czy ciągłe kruszenie ciasteczek.
    - Tato! - zawołał Mały i z rozpędu wpadł na leżącego na trawie smoka.
    Igneel prezentował się wspaniale. Natsu długo upajał się chwilą, gdy ujrzał go pierwszy raz od  długiego czasu. Był dokładnie taki, jakim go zapamiętał.
    Czerwone łuski odbijały nikłe promyki słońca. W tamtej chwili miał złożone skrzydła, jednak mag pamiętał obejmujące je żółty kolor. Pazury wydawały się być ostre, jak brzytwy. Otwartymi ślepiami wpatrywał się w nabiegające dziecko. Ale nie jak na obiad, tylko z troską.
    - Natsuś! - zapiszczał znikąd trzeci głos.
    Dragneel wziął głęboki wdech.
    Zza Igneela wybiegła mała dziewczynka. Miała taką samą oliwkową skórę, zielone oczy i wściekle różowe włoski. Nie było mowy o pomyłce! To ona!
    - Noemiś!
    Zamarł.
    Ale jak to? Noemiś?
    Chcąc nie chcąc przywołał w myślach parę szarych oczu należących do pewniej osoby.
    Potrząsnął głową i oprzytomniał. Samo imię wcale niczego nie znaczy. Na świecie żyją miliony ludzi, szansa na powtórzenie się któregoś z imion jest więcej niż prawdopodobna.
    Postanowił poczekać na rozwój sytuacji.
    - Znowu się spóźniłeś! - fuknęła dziewczynka i złożyła ręce na piersi.
    - Saplanowałem to! - zaprotestował.
    Igneel od niechcenia podniósł łeb.
    - Młody, przestań się seplenić, bo ci tak zostanie.
    Mały Natsu pokazał mu język jednocześnie ciągnąc palcem w dół skórę pod okiem.
    - W co się dziś pobawimy? - zapytała „Noemiś”. Podskakując okrążała chłopca i śmiała się głośno.
    Ten chwilę pomyślał, aż w końcu jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech.
    - Berek! - krzyknął trącając siostrę w ramię.
    Gonitwa trwała dobre pół godziny. Poobcierani od upadków i całkowicie zziajani padli na trawę obok smoka. Przez chwilę patrzyli w niebo, szukając dziwnych kształtów chmur.
    - A to świnka. - dziewczynka zachichotała.
    - Nie prawda! - Natsu miał tendencję do zaprzeczania wszystkiemu, co mówiła. - Bo dinozaur! I ma sześć nóg!
    - Tato, a ty co widzisz? - zapytali tym samym włączając Igneela do chmurowej dyskusji.
    Smok powoli wypuścił powietrze z nosa. Pogłowił chwilę, aż w końcu wyznał zniecierpliwionym podopiecznym swoją odpowiedź.
    - Waty cukrowe.
    Oczy czterolatków powiększyły swoje rozmiary.
    - Co to jest?
    - Można to zjeść?
    Nie trzeba chyba tłumaczyć, które z dzieci zadało jakie pytanie.
    Igneel wydał z siebie dźwięk pomiędzy kaszlnięciem a śmiechem. Już zabierał się do wyjaśnień, gdy wichura przybrała na sile. Momentalnie wzbił się w powietrze.
    - Uciekajcie!
    Mali Smoczy Zabójcy stali patrząc na siebie. Cali struchlali, kiedy ujrzeli zbliżającą się czarną sylwetkę. To Natsu wykonał pierwszy krok i łapiąc siostrę za rękę pobiegł przed siebie. Słysząc głośne warczenie za placami nie mógł opanować łez, które spływały po jego zaczerwienionych policzkach.
    - Zastosuj się do mojego żądania, a odejdę.
    Noemi odważyła się spojrzeć przez ramię. Obok ich taty stał ogromny, czarny smok. Nigdy takiego nie widziała. Właśnie ten moment przypieczętował jej los już na zawsze.
    Od widoku groźnych ślepiów obserwująca zajście dusza Natsu chciała uciec. Przełykając głośno ślinę zmusił się do stania w miejscu.
    - Nie waż się ich tknąć. - Igneel zagrodził Acnologii drogę. Ten spojrzał na niego z wyższością.
    - A co jeśli to zrobię?
    Wszystko działo się tak szybko. Smoki zaczęły walczyć w powietrzu, a las płonął. Wiatr wytworzony przez dwie pary skrzydeł przewrócił bliźniaki, które skryte za skałami trzymały się za ręce. Igneel miał przewagę tylko przez chwilę, ponieważ to Acnologia był górą. Starcie nie mogło skończyć się inaczej, niż jego wygraną.
    - Podejdź do mnie dziecko, a zostawię twego brata. - rzekł rozkruszając skały.
    Dziewczynka omiotła wzrokiem powalonego ojca i rozpłakanego Natsu. Zaciskając rączki w drobne piąstki podeszła do Acnologii. Właściwie to nie wiedziała nawet, co robi. Kierowało nią silne przeczucie, iż postępuje słusznie.
    - Chodź ze mną, Shado.
***
Hej! Znowu spóźniona. Już nawet nie będę zrzucać winy na szkołę i zmęczenie, czy własne lenistwo. Jak już wszyscy wiedzą okres od kwietnia do czerwca jest dość ciężki, jeżeli chodzi o oceny. Rozdział z pewnością byłby dłuższy, gdybym nie miała napiętego grafiku testów, prezentacji do wykonania i wycieczki.
Kolejny rozdział przyznam, nie wiem kiedy. Zobaczymy jak to pójdzie.
Tak, pamiętam o zamówieniu! I póki co zamykam możliwość składania zamówień chyba, że mam wyzionąć ducha. ;)
To tyle z mojej strony, mam nadzieję, że Wam się podobało! Do następnego.

sobota, 4 kwietnia 2015

Opętani - rozdział 7 (52) - Zaklęcie

    Dziewczyna chuchnęła na zimne powietrze tworząc małe obłoczki. Wpatrując się w znikające chmurki na chwilę zapomniała o zniecierpliwieniu. Późno jesienna a wczesno zimowa temperatura zjeżdżała już poniżej zera, jednak nie przeszkadzała jej. Jak już wcześniej wspominała wolała marznąć, niż topić się w trzydziestostopniowych upałach. Pozostało tylko szczelniej opatulić się grubym płaszczem. Na policzki zdążył już jej wstąpić okazały rumieniec a ciało powoli drętwiało.
    Stojąc w bezruchu wpatrywała się we wschód słońca. Pierwsze promienie rozlały się po niebie, tworząc barwną wstęgę. W harmonijny sposób przeplatały się ze sobą odcienie pomarańczy, czerwieni, a nawet bladego fioletu. Księżyc zaczynał blednąć na błękitnym tle. Nawet jego nieodłączne towarzyszki gwiazdy udały się na zasłużony spoczynek.
    W pewnym momencie dostrzegła zbliżające się ku niej dwie postacie. Jako, że zdążyła przyzwyczaić się do charakteru ich aur, rozpoznanie tych osób nie stanowiło problemu. Wokół Natsu połyskiwała bladożółta otoczka i bynajmniej nie odzwierciedlała ani jednej pozytywnej cechy, która była przypisana tejże barwie. Z kolei Gray ukazywał swoją ambicję mocną pomarańczą.
    - Spóźnieni. - rzekła obrzuciwszy ich niezadowolonym spojrzeniem.
    Fullbuster wskazał na przyjaciela.
    - Jego wina, za bardzo się grzebał.
    Ale Noe nie zamierzała słuchać ich wyjaśnień. Zanim zdążyli się pokłócić, ona schodziła po schodach, mając ich bezsensowną dyskusję w głębokim poważaniu.
    - Dokąd idziemy? - spytał ciemnooki, gdy zrównał z nią krok.
    - Tam, gdzie nie narobimy zbyt wielu szkód.
    - Czyli? - do dyskusji włączył się Natsu. Od ataku Wirusa współczucie do Yasashisy zastąpiła podejrzliwość i nieufność.
    - Z tego, co wiem za miastem jest spora polana. - odparła poprawiając torbę z prowiantem. Oczywiście Wilsonowi załączył się tryb tatusia, więc nie pozwolił jej wyjść bez termosu z gorącym kakao i kanapkami z zieleniną.
    - Jaki mamy plan na dziś? - wtrącił Gray, widząc jak Natsu otwiera usta. Choć nie wiedział, czemu mag darzy dziewczynę anty sympatią, nie zamierzał oddać treningu u tak dobrze wyszkolonej osoby.
    Yasashisa zastanowiła się chwilę nad odpowiednim doborem słów. Od jakiegoś czasu zaczęła stosować technikę „zanim powiesz, pomyśl”. Wbrew pozorom naprawdę działa.
    - Zobaczymy. - odparła zagadkowo. Wyjawienie im teraz niektórych planów byłoby sporym błędem.
    - Czyli niespodzianka. - zaśmiał się Gray.
    Natsu obrzucił go spojrzeniem pełnym niedowierzania. Milczał, przysłuchując się pogawędce przyjaciela z dziewczyną. Jak nigdy zwracał na nią znacznie więcej uwagi.
    Jej odpowiedzi zazwyczaj były krótkie i przemyślane. Nieraz z nutą sarkazmu czy ironii, mimo to Lodowy Mag raz po raz uśmiechał się a nawet dopowiadał zakończenia zdań w podobnym tonie. Trafił swój na swego…
    - Zaraz będziemy. - zakomunikowała, gdy Gray’owi skończyły się pytania odnośnie związku między ćwiczeniami fizycznymi a wytrzymałością ciała. Był naprawdę zdziwiony wiedzą, jaką posiadała.
    - Mogę o coś zapytać? - Natsu zabrał głos pierwszy raz od dłuższego czasu.
    - Jeżeli czujesz taką potrzebę, proszę bardzo.
    - Dlaczego chcesz nam pomóc? - zastanawiał się nad tym, ilekroć na nią spojrzał.
    Noe odpowiedziała zaskakująco szybko. Zupełnie, jakby była przygotowana na takie pytanie.
    - Spełniam prośbę Lucy i Erzy, poza tym mam taką ochotę. - zmrużyła oczy. - Jest w czymś problem?
    Natsu odwrócił wzrok.
    - Nie.
    - W takim razie możecie zacząć przebieżkę wzdłuż linii drzew. - w międzyczasie zdążyli już dotrzeć na miejsce, toteż wskazała im teren, który wybrała po długich namysłach poprzedniego wieczoru. - No już, co tak patrzycie?
    Z wahaniem, ale ruszyli.
    Noemi wodziła za nimi wzrokiem patrząc, jak co rusz potykają się o nierówne podłoże. Tak jak myślała - koordynacja ruchowa całkowicie leży i ani myśli sama się podnieść.
    Przy ich czwartym okrążeniu (każde po mniej więcej kilometr długości) zaczęła myśleć nad pytaniem Natsu „Dlaczego chcesz nam pomóc?”. To, co powiedziała było jak najbardziej zgodne z prawdą. Chociaż decyzję podjęła spontanicznie, mając w rękach zaledwie po kilka powodów „za” i „przeciw”. Gdyby posiedziała nad tym trochę dłużej szala z „przeciw” znacząco by się przechyliła. Duży udział w postanowieniu Noe miała również Lucy. Smocza Zabójczyni poczuła do niej coś w rodzaju sympatii, ostatnio też coraz częściej na siebie wpadały. Chciała poprzez nią oddać przysługę całemu Fairy Tail w zamian za Wirusa - targało nią minimalne poczucie winy. Oprócz tego miała cichą nadzieję, że gdy wyszkoli tych dwóch będą mogli ją powstrzymać w razie napadu Shado. Tak, to był zdecydowanie główny powód.
    Co tam mamroczesz pod nosem, Pani?
    Nic, co powinno cię interesować.
    Mijający ją Gray dyszał ciężko, a na jego koszulce widniała duża, mokra plama potu. Tuż za nim Natsu biegł z językiem wywieszonym do ziemi. Ciekawe czy wciąż miał komplet płuc? Może po drodze wypluł jedno ze zmęczenia?
    Głowę wypełnił jej szyderczy śmiech Shado.
    Są żałośni.
    - Koniec! - krzyknęła ignorując uwagę alter-ego. Nawet jeżeli musiała się z nią zgodzić.
    Magowie wracając do Noe łapczywie brali każdy oddech, jakby bali się, że tlen zaraz się skończy. Na taki widok nic, tylko wzdychać (co też dziewczyna uczyniła).
    - Wasza kondycja jest straszna. - złapała się za głowie nie wierząc w to, co widzi. - To tylko niecałe sześć kilometrów a wyglądacie jakbyście przebiegli co najmniej czterdzieści dwa.
    - Nie mieszajmy - Gray nie mógł skończyć zdania bez dodatkowego wdechu. - w to maratończyków.
    - Marna wymówka. - prychnęła. - A teraz powiedzcie, na czym mam z wami pracować skoro po biegu wyglądacie, jakbyście mięli się zaraz przewrócić?
    - Damy radę. - wysapał Natsu nie chcąc okazywać słabości.
    - Ani mi się waż siadać. - pogroziła widząc, co chłopak zamierza uczynić. - Pochodźcie jeszcze przez chwilę.
    Yasashisa zastanawiała się, jak pokierować trening. Zamierzała teraz sprawdzić ich umiejętność walki wręcz, ale w ich stanie może to graniczyć z cudem. Chociaż… dobrze znać ich możliwości w sytuacjach ekstremalnych.
    - Koniec odpoczynku. - zarządziła, gdy na ich twarze wróciły kolory. Szkoda, że nie mogła powiedzieć o „cudownym powrocie” barw dwóch szarych aur.
    - Już? - Natsu gwałtownie podniósł głowę i wlepił w nią spojrzenie pełne niedowierzania. Nie minęła nawet minuta!
    - A niby ile chcielibyście się lenić? - złożywszy ręce na piersi pomaszerowała na środek polany. - Jesteście rozgrzani, możemy kontynuować.
    Czysto teoretycznie powinna pokazać im parę ćwiczeń rozciągających, ale szczerze wątpiła, iż będą ich używać w obliczu zagrożenia. Najwyżej doprowadziliby przeciwnika do łez.
    Wyjaśniwszy im kolejne zadanie usiadła na trawniku i zaczęła notować.
Natsu
Gray
v  wytrzymałość
v  dynamika
v  precyzja
v  szybkość
v  koordynacja
v  inteligencja!!
v  wytrzymałość
v  dynamika
v  siła
v  praca nóg
v  zwinność
v  gibkość !!

    Wszystkie informacje, jakie uzyskała z obserwacji zapisała w skrócie w postaci tabeli. Już widziała ręce pełne roboty. Lista poprawek była dość długa… Dobrze, że niektóre podpunkty powtarzały się w dwóch rubryczkach.
    - Podejdźcie! - zawołała, tym samym przerywając ostateczne ciosy. Walka wręcz pozostała nierozstrzygnięta.
    Magowie szli o chwiejnych nogach i wycierali czoła o koszulki. Ciężko stwierdzić, co było bardziej mokre. Ich skóra czy bluzki.
    Noe nakazała im gestem, by usiedli a następnie rzuciła im po dwie bułki. Spojrzeli na nią z mniejszą lub większą, ale jednak wdzięcznością.
    - Uratowaliście swoją godność, nie była to aż taka kicha jak myślałam. - zaczęła. Chłopcy byli zbyt zajęci pałaszowaniem jedzenia, by obronić swe umiejętności. - Do wspólnej poprawki mamy wytrzymałość i dynamikę. Pierwszego nie trzeba komentować. Wystarczy, że spojrzycie po sobie i macie odpowiedź. A teraz drugie. Czy wiecie, co składa się na dynamikę? I bynajmniej nie w sensie zagadnień fizyki.
    Natsu siedział z wypchanymi policzkami i spojrzeniem mówiącym „mnie nie pytaj”, natomiast Gray głowił się przez dłuższą chwilę.
    - Szybkość? - rzekł z wahaniem.
    - Owszem. Natsu, poprawienie jej to twoja działka.
    - Hę? - zdziwił się. - Czemu?
    - Ruszasz się jak mucha w smole, a nawet gorzej. - odparła bez cienia litości. - A ty Gray, się tak nie ciesz. Drugą rzeczą składającą się na dynamikę jest siła. I jak pewnie się już domyślasz będziesz nad nią pracował.
    Mag aczkolwiek niechętnie, to jednak skinął głową na znak zgody.
    - A skoro już jesteśmy przy tobie. - zerknęła na uwagi przy notatkach. - Praca nóg, zwinność i gibkość. Przykro mi to mówić, ale ruszasz się, jakbyś miał wetknięty kij, tam gdzie światło nie dochodzi. Podsumowując: jesteś jak deska.
    Natsu zachichotał widząc minę ciemnookiego. Trochę nie w porę, bo zaraz sam został zasypany lawiną zarzutów.
    - Precyzja, koordynacja i inteligencja. - wymieniła, specjalnie akcentując ostatnie słowo. - Krótko mówiąc zachowujesz się jak ślimak. Wyobraź sobie, że nie trzeba przyjmować każdego ciosu na klatę, a można zrobić unik. No ale, kiedy jest się taką ślamazarą ciężko, prawda?
    - A jeżeli lubię tak walczyć?
    - To masz skłonności masochistyczne. Tu ci nie pomogę, szukaj lekarza na własną rękę. - jednym spojrzeniem ucięła dalsze protesty. - Dalej, inteligencja. Mam nadzieję, że słyszałeś o czymś takim. Z pewnością ci jej nie wpoję do głowy, ale dobrze byłoby gdybyś walcząc nie uderzał w co popadnie, tylko trochę myślał.
    - Wypadliśmy tragicznie. - skrzywił się Gray a Natsu fuknął cicho pod nosem. Powoli wzbierała w nim złość.
    Noe wstała i otrzepała się z ziemi.
    - Nie zaprzeczę. Przyjdźcie jutro na miejsce zbiórki o tej samej godzinie, która MIAŁA BYĆ dziś.
    - I co będziemy robić? - spytał sceptycznie Dragneel.
    Dziewczyna przyjrzała mu się badawczo.
    - Zanim zaczniemy udoskonalać waszą magię musimy skupić się na samych ciałach. Chyba nie chcecie ich przeciążyć żadnym zaklęciem?
    Chłopcy zwiesiwszy głowy zastanowili się nad swoim dotychczasowym treningiem. Fakt, nigdy nie myśleli o ćwiczeniach fizycznych. Zawsze szli ślepo wierząc w zasadę, że im silniejsza magia tym lepiej. Cóż, przeliczyli się.
    - Och, jeszcze jedno. - Noe spojrzała na różowowłosego przez ramię. - Natsu, czego szukałeś w bibliotece? Lucy mówiła, że unikasz tego miejsca, jak lodu.
    Mag zacisnął usta w cienką linkę. Nie ufał jej.
    - Rozumiem. - rzekła znikając wśród drzew.
***
    - I jak było? - spytał Wilson odrywając wzrok znad lektury. Zaznaczając odpowiednią stronę kolorową karteczką wstał. Na jego miejscu natychmiast znalazł się Gaspar, korzystając z ugrzanego posłania.
    - A jak miało być? - miękką chustę odłożyła na półce. - Oczywiście, że źle.
    Mężczyzna odebrał od niej torbę i wyjął opróżniony do połowy termos.
    - Nie zmarzłaś? - spytał troskliwie. Na szczęście porzucił dość niewygodny temat treningu.
    - Daj spokój, na dworze jest przecież całkiem znośnie. Dramatyzujesz.
    Uniósł ręce w obronnym geście, a Noe wyminęła go i usiadła na jednym z wysokich barowych stołków.
    - Możesz tak mówić, ale tylko do chwili, gdy będziesz leżeć w łóżku z gorączką. - oczami wyobraźni już widział tę sytuację. Odkąd tylko pamiętał chora Noemi = upierdliwa Noemi.
    - Nie dam się jakimś bakteriom. - fuknęła z głową wspartą na rękach.
    - Nigdy nie mów hop...
    - ... póki nie przeskoczysz. - przerwała mu. - Tak, tak znam to.
    Wilson uśmiechnął się z politowaniem.
    - Mamy może jakiś pusty notatnik i długopis? - spytała nagle. Ze złośliwymi iskierkami w oczach wodziła palcem po świeżo wyczyszczonej powierzchni blatu.
    - Oszczędź ich trochę, kacie. - chłopak puszczając jej oczko wyjął przedmioty, o które prosiła.
    - Dużo ćwiczeń i mało powtórzeń, czy mało ćwiczeń i dużo powtórzeń? - spytała zapisując na pierwszej stronie nagłówek "rozgrzewka".
    - Tyle, żeby przeżyli resztę. - rzekł Wilson. W myślach układał listę zakupów na jutrzejszy trening. Kto wie, może pójdzie pooglądać?
    - Doobra. - mruknęła wysuwając zabawnie język.
    Chłopak pokręcił głową i poszedł się ubrać w coś adekwatnego do pogody. Gdy wrócił odziany w zimową kurtkę dziewczyna żywo zapisywała kolejną kartkę.
    - Jakieś specjalne zamówienia? - spytał pochylając się nad jej ramieniem. W jego głowie kiełkował niecny plan.
    Noe przyłożyła długopis do ust i mruknęła przeciągle.
    - Czekolada z orzechami i sok pomarańczowy.
    - Nie ma sprawy. - zanim odszedł szybko cmoknął jej policzek.
***
    - Jestem taki zmęczony! - westchnął Natsu przeciągając obolałe mięśnie. - Jeszcze nikt nigdy nie dał mi takiego wycisku.
    Lucy pokiwała głową. Już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale została uprzedzona przez chłopaka.
    - Zanim zapytasz, czy muszę siedzieć akurat u ciebie odpowiedź brzmi "tak". W końcu półoficjalnie jesteśmy ze sobą, więc mam prawo tu siedzieć!
    Blondynka parsknęła cicho.
    - Chciałam tylko zaproponować ci coś do jedzenia, ale skoro nie chcesz... - z całych sił powstrzymywała cisnący się na usta uśmiech.
    Natsu zerwał się z łóżka jak rażony prądem.
    - Odwołuję wszystko, co mówiłem! Chcę jeść!
    Niczym wierny piesek podreptał za swoją panią do kuchni. Czatując przy lodówce bacznie przyglądał się zgrabnym ruchom swojej pół-dziewczyny. Wymyślił to określenie któregoś wieczora.
    - W bibliotece wciąż cisza. - rzekła podstawiając wygłodniałemu Natsu talerz ze stosem kanapek.
    - Znając życie odpowiednie zaklęcie będzie w ostatniej księdze. - westchnął opierając głowę o ścianę. Oczywiście nie przerwał konsumpcji, więc okruszki spadały na podłogę ku niezadowoleniu Lucy.
    - Ważne, że w ogóle się znajdzie, prawda? - zauważyła optymistycznie.
    - Niby tak. - jęknął nieprzekonany. - Wolałbym załatwić wszystko teraz.
    Heartfilia wzruszyła ramionami.
    - Po kolei. Na wszystko przyjdzie czas.
    Włożywszy do ust ostatni kęs kanapki podszedł do magini. Pewnym ruchem oplótł ręce wokół talii Lucy i uniósł ją w górę. Kręcąc się tak słuchał jej radosnego śmiechu.
    - No proszę, trafić na tak mądrą kobietę. - pokręcił głową z udawanym niedowierzaniem. - Jak to mówią, głupi ma szczęście!
***
    Kolejne dni mijały Natsu niemalże tak samo. Zebranie pod katedrą, trening, biblioteka, mieszkanie Lucy, sen. I tak w kółko. Czuł, że jeżeli szybko nie wprowadzi jakiegoś urozmaicenia, to oszaleje.
    Niestety pogoda nie rozpieszczała i co jakiś czas z nieba spadały pojedyncze płatki śniegu. Na dworze było jednak zbyt ciepło, by mogły ostać się na dłuższą chwilę. I pomyśleć, że niedawno bawili się na Jesiennym Festiwalu a tu niedługo przyjdzie im świętować Boże Narodzenie.
    Treningi, mimo że z piekła rodem to jednak spełniały swoją rolę. W przeciągu tygodnia znacznie się poprawił (podobnie jak Gray). Największym tego dowodem były pełne aprobaty skinienia głowy Yasashisy. Nadal jej nie ufał, ale miała w sobie coś, co go do niej ciągnęło (nie pod względem romantycznym, absolutnie!). Mieszane zdanie o dziewczynie nie pozwalało mu przemóc się i zapytać jej o zaklęcia podróży w czasie. Tak, poszukiwania nie przynosiły pożądanych skutków.
    A jedynym lekiem na jego zbolałe serce były wieczory spędzane w domu Lucy/gronie przyjaciół.
***
    - Byłam ciekawa kiedy o to zapytasz. - dłoń Noe ześlizgnęła się z klamki, gdy została zatrzymana przez Wilsona.
    - Zostawiasz mnie samego, aż do popołudnia.- wywrócił oczami. W tamtej chwili przypominał zazdrosnego chłopczyka. - Dziś idę popatrzeć.
    Yasashisa wzruszyła ramionami. Nie miała czasu na udobruchanie zielonej otoczki.
    - A rób, co chcesz.

    Gray sparował kolejny cios przeciwnika, a następnie sam wyprowadził kolejny. Poruszał się lekko i zwinnie, całkowicie podporządkował sobie własne ciało. Bywały momenty, w których myślał, że jest w stanie zrobić wszystko, lecz zazwyczaj jego entuzjazm zostawał gaszony przez Noe.
    Natsu nie zniechęcił się blokadą. Spychając zmęczenie na dalszy plan nie przestawał atakować. W ostatnim czasie jego pięści przestawały wyłącznie przecinać powietrze.
    - Przerwijcie. - nakazała dziewczyna i gestem przywołała ich do siebie.
    - Nieźle. - szepnął czarnooki.
    - Jest lepiej. - dziewczyna puściła uwagę Wilsona mimo uszu. - Ale żebyście za bardzo nie przyzwyczaili się do jednego przeciwnika powalczycie sobie teraz z kimś innym.
    Dzięki treningowi oboje bez wątpienia poprawili swe umiejętności. Czas sprawdzić je na Wilsonie, którego przyjście było jej w tym momencie na rękę. Przynajmniej sama nie musiała ich sprawdzać.
    Na pierwszy ogień poszedł Natsu. Udało mu się unikać zaskakująco sporej ilości ciosów, jednak wciąż uwielbiał się nadstawiać, by potem atakować z zaskoczenia. Po dłuższym namyśle Yasashisa przestała zaprzątać sobie głowę pozbycia się tego nawyku. Bez wątpienia stanowił część unikatowego stylu Dragneela. Nieco chaotycznego, ale i pełnego siły.
    - W porządku. - mruknęła zapisując efekty w notatniku. - Gray, twoja kolej.
    Kiedy Fullbuster mierzył się z Wilsonem Natsu myślał, jak zacząć rozmowę.
    - Wyduś to w końcu z siebie. - rzekła w pewnym momencie. Nawet nie musiała odrywać wzroku od walczących, by dostrzec zmianę aury Dragneela. Cytrynowa żółć aż biła po oczach.
    - Znasz może jakieś zaklęcia służące do podróży w czasie?
    Pierwsze miejsce jej uwagi zajmowało oglądanie walki, toteż nie odpowiedziała od razu.
    - Nigdy mnie to jakoś szczególnie nie interesowało...
    Natsu zwiesił głowę a jego aura zaczęła zmieniać barwę na bladoszarą.
    - ...Ale może Wilson będzie coś wiedział. - dokończyła a niezdrowy kolor aury zniknął jak ręką odjął.
    Po skończonych walkach czwórka magów przysiadła na prowizorycznych ławka z okazałych gałęzi drzew.
    - Widać poprawę. - oświadczyła prowadząca trening i upiła łyk kawy z termosu.
    - Tego chcieliśmy. - rzekł Gray, po czym zwrócił się do Wilsona. - Dzięki za sparing.
    - Cała przyjemność po mojej stronie. - odparł grzecznie.
    - Noemi, dlaczego ty z nami nie walczyłaś? - spytał kierowany czystą ciekawością.
    No właśnie, czemu?
    - Powiedziałam tylko, że będę was trenować. - szybko wymigała się od właściwej odpowiedzi. - Nie wspominałam nic o wspólnych potyczkach.
    Dragneel zmrużył podejrzliwe oczy. Mimowolnie przypomniał sobie o ataku Cieni...
    - O właśnie! - czarnooki uderzył pięścią w otwartą dłoń. - Chciałeś o coś zapytać, prawda Natsu?
    Zaskoczony spojrzał na Noe, jednak ta właśnie chowała swój Notatnik Śmiertelnych Ćwiczeń do torby. Kiedy ona zdążyła mu o tym powiedzieć?
    - Um, tak. - nie wiedząc, co ze sobą począć, splótł palce.
    - W takim razie słucham. Może będę mógł ci pomóc.
    - Potrzebuję zaklęcia, które umożliwi mi podróż w czasie.
    Wilson przeczesał dłonią zmierzwione włosy. W ciszy przeszukiwał każdy zakamarek pamięci. Przypominało to subtelne muskanie wspomnień i wyciąganie z nich najistotniejszych faktów.
    - Chyba wiem, gdzie można je znaleźć. - stwierdził po dłuższej chwili. - O ile księga, w której jest zapisane  się znajdzie nie powinno być większego problemu.
    Natsu poczuł jakby właśnie spadł mu z ramion wielki ciężar. Ile to czasu poświęcał śniąc o swojej siostrze? Podświadomie wybierał jej odpowiednie cechy: dobra, troskliwa, odrobinę szalona… a żeby nie było zbyt idealnie myślał o niej jako spóźnialskiej, roztrzepanej dziewczynie. Lekkość ducha brała się z tego, że cień szansy na odnalezienie jej powiększał się.
    Marzył o siostrze tak długo, dopóki nie poczuł czyjegoś łokcia, który nagle boleśnie wbił mu się w ramię.
    Z zaskoczenia wydał z siebie dziwny dźwięk pomiędzy zduszonym krzykiem a babskim piśnięciem.
    - Halo, ziemia do Płomyczka. - Gray pomachał mu ręką przed nosem. - Nie odpływaj w połowie zdania!
    Natsu mrugnął kilka razy.
    - Przepraszam. - bąknął pod nosem. - Jakie było pytanie?
    - Do czego potrzebne ci tak trudne zaklęcie? - powtórzyła zniecierpliwiona Yasashisa.
    - Muszę kogoś odnaleźć. - odparł stanowczym tonem.
***
    Lucy odłożyła na półkę magiczne okulary, które umożliwiały błyskawiczne czytanie. Przetarłszy zmęczone długą pracą oczy skierowała swe kroki do kuchni.
    - Tylko kofeina cię uratuje. - mruknęła zalewając kawę wrzącą wodą.
    Od kilku dni pomagała w bibliotecznych poszukiwaniach. Właściwie nie tylko ona, ale znaczna część gildii włączyła się do „zabawy”. Niektórzy nawet nie pytali, co jest im potrzebne. Po prostu siadali wertując grube księgi. Heartfilia miała dziwne wrażenie, że w ostatnim czasie Fairy Tail skupia się wyłącznie na przeszukiwaniu ksiąg. Może wyjdzie im to na dobre? W końcu, gdy zajdzie taka potrzeba będą wiedzieć, co gdzie zostało zapisane.
    Tym razem jednak nie nadwyrężała wzroku, by przyczynić się do odnalezienia zaklęcia czasu, ani dobrnąć do końca świetnej opowieści. Zamknięta we własnych czterech ścianach przeglądała stare przepisy.
    Czytając instrukcję przyrządzenia kurczaka z ryżem i sosem curry usłyszała dzwonek do drzwi.
    - Już idę! - zawołała tłumiąc ziewnięcie.
    W progu stali goście, których kompletnie się nie spodziewała.
    - Lucy, błagam powiedz, że jeszcze masz tą magiczną księgę z naszej misji. - Natsu zacisnął palce na ramionach zszokowanej dziewczyny i potrząsnął nią. - Masz ją, prawda?
    Mag zaraz został odciągnięty za przysłowiowe fraki przez Noemi i Graya.
    - Zachowuj się trochę. - fuknął wywracając oczami.
    - Za grosz kultury. - dodała.
    - Wybacz nam to najście. - Wilson przywitawszy się uprzejmie delikatnie wepchnął magów do środka.
    Natsu niemal natychmiast znalazł się przy odpowiedniej półce.
    - Tutaj. - gestem dłoni przywołała pozostałych.
    Lucy wyciągnęła odpowiedni karton ukryty na dnie szuflady. Otworzyła wieczko i wyjęła kilka wrzuconych luzem kartek. Sekundę później z pudełka wyfrunęła biała jak śnieg księga i zatoczyła kilka kółek nad głowami zgromadzonych. W końcu zawisła nad zdziwioną Noe i pozwoliła się jej złapać.
    Dziewczyna szybko przekazała przedmiot siedzącemu obok Wilsonowi, jakby miał ją zaraz poparzyć.
    - Jak chcesz ją otworzyć? - spytał Gray widząc potężny zamek przymocowany do okładki.
    - Wszystko jedno, byleby jak najszybciej! - wtrącił podekscytowany Natsu, który ledwie mógł usiedzieć w miejscu.
    Mężczyzna położył księgę na podłodze. Dotykając jej opuszkami palców wyszeptał:
    - Mocy księżyca oświetl mroczny znak.
    Dzięki słowom, które okazały się kluczem książka zadrżała. Na okładce ujawniła pełne imię i nazwisko swego twórcy.
Wilson Lucas Barkley
    - Jakby nie patrzeć to nigdy się wam w pełni nie przedstawiłem. - zaśmiał się własnego gapiostwa.
    - Ty ją stworzyłeś? - Lucy spojrzała na niego z podziwem.
    - Stary, jesteś świetny! - również i Natsu nie mógł powstrzymać się z wyrażeniem uznania.
    Twórca księgi wzruszył ramionami.
    - Nigdy nie uważałem tego za coś specjalnego. - długimi palcami zaczął wertować kolejne strony. - Któregoś razu ją zgubiłem, więc zamiast jej szukać, po prostu zrobiłem kolejną. Proszę, tego szukałeś.
    Natsu drżącymi dłońmi wziął księgę.

Podróż w czasie
v  Lawenda
v  Biała szałwia
v  Świece
v  Ogień

Zaklęcie należy wykonywać miedzy pełnią a nowiem. Lawendę i świece ułożyć na kształt koła. Zapaloną białą szałwia dokładnie okadzić przestrzeń, na której wykonywany będzie czar. Następnie osoba, która pragnie ujrzeć przeszłość powinna stanąć w kręgu i po kolei zapalić wszystkie świece. Kiedy skupi magiczną moc równomiernie wewnątrz ciała, wypowiada inkantację. W tym czasie jego dusza przygotowuje się do podróży. Od momentu ukończenia inkantacji mag ma do dyspozycji pełna dobę, nim powróci do rzeczywistego ciała.

Za jednym dniem drugi dzień - kolejna jednostajna -
nadchodzi i przemija, tej samej treści, barwy.
I zdarza sie, i znów sie zdarza te same sprawy,
chwile te same znajdują nas i porzucają.
Tydzień przemija, a za nim - nowy tydzień.
To, co sie stanie, przewidzieć łatwo: cienie,
światła te same, zawsze to samo brzemię.
Jutro, które juz wcale nie jest jutrem, znowu przyjdzie.

    - Nadal lubisz wykorzystywać wiersze do swoich czarów. - stwierdziła Noe, gdy uradowany Natsu rzucał się do drzwi, by jak najszybciej odnaleźć kobietę, która codziennie sprzedaje zioła na targu.
    - Mam do nich słabość. - przyznał z uśmiechem.
    Natychmiastowo został zgromiony wzrokiem.
    - Dlaczego mu to w ogóle pokazujesz? - głowiła się nad tym przez całą drogę.
    - Ach, to wyjaśnia czemu byłaś taka milcząca. - chichocząc zmierzwił jej włosy. - Chciałem tylko pomóc.
    - Masz zdecydowanie zbyt dobre serce. - fuknęła. Już nawet nie próbowała strząsnąć jego ręki.
    - Noemi. - z jego tonu nagle zniknęła cała wesołość. - Zachowuje się tak, jak każdy normalny człowiek. I kto jak kto, ale właśnie ty powinnaś spróbować być bardziej ludzka. Chyba, że chcesz pozwolić Shado wygrać.
    Yasashisa przygryzła wargę.
    - To moje życie i nie masz prawa się wtrącać! - warknęła i dostrzegając otwarte na szerz okno użyła go jako drogę ucieczki.
    Obserwujący kłótnię magowie zamilkli. Chociaż ta dwójka większą część rozmowy prowadziła szeptem, to usłyszeli o Shado i życiu. Zaniepokojeni nie chcieli powiedzieć niczego, co by pogłębiło konflikt.
    - Przejdzie jej. - oświadczył Wilson ze stoickim spokojem.
    - Przepraszamy. - zaczęła Lucy. - Powinniśmy byli wyjść.
   Czarnooki pokręcił głową.
    - Nawet nie czujcie się winni. - zabrał księgę z podłogi i oddał go Heartfilii. - Proszę, teraz ty jesteś jej właścicielką.
    - Ale ja nie mogę jej przyjąć! - zaprotestowała. Bezskutecznie próbowała na siłę wepchnąć mu ją do rąk.
    - Potraktuj to jako prezent.
    - Za co? - zdziwiła się.
    - Opiekujesz się Noe, dziękuję ci. - tym oczom nie sposób było odmówić.
    Do akcji wkroczył Natsu, który wręcz palił się do wykonania zaklęcia.
    - Skoro prawie wszystko dobrze się skończyło możemy już wychodzić?
    Odpowiedziały mu trzy głośne śmiechy.
 ***
Hejka, jak zwykle mała zmiana planów... przy podawaniu daty publikacji dzisiejszego rozdziału zupełnie zapomniałam o świętach. A, że najbliższe dni spędzę poza domem to zrobiłam małą przerzutkę.
Inkantacja zaklęcia to wiersz Kawafisa - Monotonia
Szeherezada wybacz, smoki będą w kolejnej notce! Mam nadzieję, że tak długi rozdział (10 stron - wow, naprawdę się postarałam!) wszystko wynagradza.
Makta twoje zamówienie zostało wpisane na listę :)
O i co obecnego zamówienia, stoję w miejscu, gdyż nie mogę logicznie wytłumaczyć pewnych wydarzeń między Fairy Tail a Zerefem. Niedługo pewnie coś się ruszy.
Kolejny rozdział 14.04