sobota, 18 kwietnia 2015

Opętani - rozdział 8 (53) - Czerń i czerwień

* kilkanaście lat wcześniej *
    Tego dnia Fiore zostało porwane do szaleńczego tańca z wichurą. Mimo wczesnej pory wiatr wciąż nie przestawał przybierać na sile i nic nie wskazywało na to, by wkrótce coś miało się zmienić. Raz za razem padało jakieś wiekowe drzewo. To znów przez pola wirowały śmieci. Służby porządkowe Fiore miały ręce pełne roboty przy ratowaniu cywilów. Przeklinając patrzyli z gniewem na nisko zawieszone burzowe chmury, jakby to właśnie one były wszystkiemu winne.
    W sumie to nawet dobrze, że nikt nie znał prawdziwej przyczyny wichury. Każdy, kto poznałby jej tajemnicę nie uszedłby z życiem. W końcu nawet podwładni Zerefa zabierali jego sekrety do grobu (jeżeli zaszła takowa potrzeba, to i sam ich uciszał).
    Wielkie, czarne monstrum zataczało kolejne koła nad niczego nieświadomym państewkiem. Skrzydła przypominające ptasie pióra, co rusz przecinały powietrze, powodując jego niecodzienne zawirowania. Urodzony jako człowiek, przeobrażony w stwora, który powinien być znany wyłącznie z legend. Wielki i potężny Czarny Smok z Księgi Apokalipsy - Acnologia.
    Zeref zająwszy dogodne miejsce na jego ciele pokrytym niemalże pancernymi łuskami zamknął oczy. Myślami przeszukiwał najbliższy teren szukając odpowiedniej ofiary. W końcu Smoczy Zabójcy byli tak niecodziennym zjawiskiem. Zmarszczka na czole maga pogłębiła się, gdy pomyślał o zagładzie populacji Zabójców. Uważał ich za niezwykle interesujące osobniki.
    - Mój pobratymca i dwa insekty. - dzięki doskonale wykształconym zmysłom Acnologia wyczuwał wszystko.
    - Czyli to, czego szukaliśmy. - odparł znużony Zeref, nie ukrywając, że podniebna wycieczka zaczynała już go męczyć.

* obecnie *
    Natsu dostawał już metaforycznego kota. Oczywiście w głowie. Pałętał się wszystkim pod nogami, skomlał i jęczał. A przy okazji dość skutecznie podnosił ciśnienie. Powinien zgłosić się do szpitala, tam z pewnością ktoś wykorzystałby tę umiejętność. Jedyną osobą niewzruszoną jego zachowaniem był Wilson, ale to nic nowego. On i tak zachowywał się wobec każdego, jakby był co najmniej członkiem rodziny królewskiej.
    - Siadaj wreszcie na czterech literach! - warknął poirytowany Gray. Od patrzenia na różową czuprynę łażąco na prawo i lewo dostawał zawrotów głowy.
    - Będę robił, co mi się podoba. - rzekł tonem obrażonego dziecka i wrócił do zaglądania przez ramię Barkley’owi (przypominam: nazwisko W.).
    - Natsu, rozpraszasz Wilsona. - upomniał go Jellal.
    Skruszony chłopak zwiesiwszy głowę w końcu zajął miejsce przy oknie.
    Lucy westchnęła i wyjęła z siatki lawendę, Erza zaś w duchu podziwiała anielską cierpliwość Księżycowego Smoczego Zabójcy.
    Przygotowania miały się już ku końcowi. Obrzędowy krąg emanował własną energią, słońce ustąpiło miejsca księżycowi znajdującemu się w odpowiedniej fazie. Natsu odbierał (a raczej pochłaniał) ostatnie wskazówki, co do podróży w czasie.

    Gray, Lucy, Erza i Jellal stali pod ścianą przypatrując się stającemu w kręgu Dragneelowi. Jedynie Noemi wróciła do domu sądząc, iż jej parszywy nastrój zniweczy cały plan. No i cóż, miała rację. Obserwatorzy a także wykonujący czar musieli wykazać się niezwykłą czystością ducha.
    - Możemy zaczynać. - Wilson chciał podać Natsu zapałki jednak ten pokiwał głową. Recytując wiersz zapalał kolejne świece własnym płomieniem.
Za jednym dniem drugi dzień - kolejna jednostajna -
    Jego głos był miękki i ciepły. Brzmiał, jakby chciał opowiedzieć bajkę.
nadchodzi i przemija, tej samej treści, barwy.
    Zamknął oczy, pod powiekami widział najprzeróżniejsze obrazy, jednak wcale nie zwracał na nie uwagi. Skupiał się na swoim sercu, które biło nienaturalnie szybkim tempem.
I zdarzą się , i znów się zdarzą te same sprawy,
    Na jego skórę wstąpił pot a dłonie zaczęły niekontrolowanie drżeć. Mimo strachu nie przestał, mówił coraz głośniej i pewniej.
chwile te same znajdują nas i porzucają.
    Rozmyślał nad sensem wiersza. Dlaczego to właśnie on został wybrany na coś tak ważnego, jak inkantacja? Czy zawierał w sobie jakiś głęboki przekaz?
Tydzień przemija, a za nim - nowy tydzień.
    Czuł, jakby w jego piersi obudził się długo więziony ptak. Rozpościerając skrzydła zaczynał szarpać się i szukać drogi ucieczki.
To, co się stanie, przewidzieć łatwo: cienie,
    Pomyślał o przyjaciołach. Wzięło mu się na sentymenty, ale to właśnie dzięki nim zawsze był tak lekki. Podobnie jak i teraz.
światła te same, zawsze to samo brzemię.
    Pomyślał o Lucy. Jej miękkiej skórze, włosach pachnących truskawką. Czekoladowych tęczówkach, które ukradły najpiękniejszy odcień brązu świata. O jej dobroci i wielkim sercu. Pogodnym duchu i uśmiechu, na widok którego zawsze wariował.
Jutro, które już wcale nie jest jutrem, znowu przyjdzie.
    Czy jego siostra również taka będzie?

Odszedł. Dusza oderwała się od ciała.

* przeszłość *
    Niepewnie otworzył oczy. Rozwarł blade usta, jednak nie wziął upragnionego wdechu. Zamiast tego odrętwiałą dłonią złapał się za serce. Przez chwilę myślał, że zginął i przekroczył granice piekła. Nagłe poczucie pustki i nicości wprawiło go w ogromny szok. Dopiero po kilku minutach odzyskał władzę nad duszą i umysłem.
    Spodziewał się wszystkiego. Lewitowania, półprzezroczystej sylwetki a nawet byciem kulką materii. Dlatego tak bardzo się zdziwił i wlepiał wzrok w wyciągniętą przez siebie dłoń, jakby widział ją pierwszy raz w życiu.
    Niepewnie podniósł się z klęczek i chwiejnym krokiem szedł przed siebie. Nie wiedział, że bycie duszą jest takie trudne. Samo poruszanie się sprawiało mu kłopoty.
    Gdy początkowy szok minął, zaczął się rozglądać. Wyglądało na to, że znalazł się w jakieś starej wiosce. Nie wyglądała na szczególnie bogatą. Większość domów została postawiona z wyszczerbionych cegieł i dziurawych desek. Szczerze wątpił, że małe budynki, które mijał miały kiedykolwiek czas swojej świetności. Zupełnie jakby ktoś celowo postawił w tym miejscu ruinę.
    Ludzie szli bardzo szybko i przez to często potykali się o drogę wyłożoną kocimi łbami. Natsu mógł spokojnie przez nich przechodzić i skakać im przed nosami, a i tak nie zwróciliby na niego najmniejszej uwagi. Wszyscy bez wyjątku spieszyli się do swych ubogich chatek chcąc schronić się przed wichurą.
    Co prawda nie czuł siły wiatru, chłodu ani innych rzeczy, lecz widział drzewa, które prawie przytulały się do ziemi. Nie mógł zaprzeczać mając przed oczami tak oczywisty dowód.
    Już zamierzał zacząć się irytować własną bezradnością i upływem czasu, gdy tuż przed nim przebiegła jego miniaturowa wersja. Niewiele myśląc pognał za samym sobą.
    Na oko wydawało się, że miał ze trzy, cztery lata. Biegł nie patrząc na ludzi, toteż często na nich wpadał i piskliwym głosikiem wrzeszczał „przepraszam!”. Jego ubranie złożone z czerwonej bluzki na długi rękaw i szortów furkotało na wietrze. Z tyłu powiewała część szalika, który zawsze nosił opatulony wokół szyi.

    Mały Natsu wbiegł do lasu zupełnie nie przejmując się błotem.
    - Wychowałeś się w dziczy a inni oczekują, żebyś zachowywał się jak człowiek! - parsknął do siebie Dragneel. Już wiedział jak będzie tłumaczyć siorbanie herbaty, czy ciągłe kruszenie ciasteczek.
    - Tato! - zawołał Mały i z rozpędu wpadł na leżącego na trawie smoka.
    Igneel prezentował się wspaniale. Natsu długo upajał się chwilą, gdy ujrzał go pierwszy raz od  długiego czasu. Był dokładnie taki, jakim go zapamiętał.
    Czerwone łuski odbijały nikłe promyki słońca. W tamtej chwili miał złożone skrzydła, jednak mag pamiętał obejmujące je żółty kolor. Pazury wydawały się być ostre, jak brzytwy. Otwartymi ślepiami wpatrywał się w nabiegające dziecko. Ale nie jak na obiad, tylko z troską.
    - Natsuś! - zapiszczał znikąd trzeci głos.
    Dragneel wziął głęboki wdech.
    Zza Igneela wybiegła mała dziewczynka. Miała taką samą oliwkową skórę, zielone oczy i wściekle różowe włoski. Nie było mowy o pomyłce! To ona!
    - Noemiś!
    Zamarł.
    Ale jak to? Noemiś?
    Chcąc nie chcąc przywołał w myślach parę szarych oczu należących do pewniej osoby.
    Potrząsnął głową i oprzytomniał. Samo imię wcale niczego nie znaczy. Na świecie żyją miliony ludzi, szansa na powtórzenie się któregoś z imion jest więcej niż prawdopodobna.
    Postanowił poczekać na rozwój sytuacji.
    - Znowu się spóźniłeś! - fuknęła dziewczynka i złożyła ręce na piersi.
    - Saplanowałem to! - zaprotestował.
    Igneel od niechcenia podniósł łeb.
    - Młody, przestań się seplenić, bo ci tak zostanie.
    Mały Natsu pokazał mu język jednocześnie ciągnąc palcem w dół skórę pod okiem.
    - W co się dziś pobawimy? - zapytała „Noemiś”. Podskakując okrążała chłopca i śmiała się głośno.
    Ten chwilę pomyślał, aż w końcu jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech.
    - Berek! - krzyknął trącając siostrę w ramię.
    Gonitwa trwała dobre pół godziny. Poobcierani od upadków i całkowicie zziajani padli na trawę obok smoka. Przez chwilę patrzyli w niebo, szukając dziwnych kształtów chmur.
    - A to świnka. - dziewczynka zachichotała.
    - Nie prawda! - Natsu miał tendencję do zaprzeczania wszystkiemu, co mówiła. - Bo dinozaur! I ma sześć nóg!
    - Tato, a ty co widzisz? - zapytali tym samym włączając Igneela do chmurowej dyskusji.
    Smok powoli wypuścił powietrze z nosa. Pogłowił chwilę, aż w końcu wyznał zniecierpliwionym podopiecznym swoją odpowiedź.
    - Waty cukrowe.
    Oczy czterolatków powiększyły swoje rozmiary.
    - Co to jest?
    - Można to zjeść?
    Nie trzeba chyba tłumaczyć, które z dzieci zadało jakie pytanie.
    Igneel wydał z siebie dźwięk pomiędzy kaszlnięciem a śmiechem. Już zabierał się do wyjaśnień, gdy wichura przybrała na sile. Momentalnie wzbił się w powietrze.
    - Uciekajcie!
    Mali Smoczy Zabójcy stali patrząc na siebie. Cali struchlali, kiedy ujrzeli zbliżającą się czarną sylwetkę. To Natsu wykonał pierwszy krok i łapiąc siostrę za rękę pobiegł przed siebie. Słysząc głośne warczenie za placami nie mógł opanować łez, które spływały po jego zaczerwienionych policzkach.
    - Zastosuj się do mojego żądania, a odejdę.
    Noemi odważyła się spojrzeć przez ramię. Obok ich taty stał ogromny, czarny smok. Nigdy takiego nie widziała. Właśnie ten moment przypieczętował jej los już na zawsze.
    Od widoku groźnych ślepiów obserwująca zajście dusza Natsu chciała uciec. Przełykając głośno ślinę zmusił się do stania w miejscu.
    - Nie waż się ich tknąć. - Igneel zagrodził Acnologii drogę. Ten spojrzał na niego z wyższością.
    - A co jeśli to zrobię?
    Wszystko działo się tak szybko. Smoki zaczęły walczyć w powietrzu, a las płonął. Wiatr wytworzony przez dwie pary skrzydeł przewrócił bliźniaki, które skryte za skałami trzymały się za ręce. Igneel miał przewagę tylko przez chwilę, ponieważ to Acnologia był górą. Starcie nie mogło skończyć się inaczej, niż jego wygraną.
    - Podejdź do mnie dziecko, a zostawię twego brata. - rzekł rozkruszając skały.
    Dziewczynka omiotła wzrokiem powalonego ojca i rozpłakanego Natsu. Zaciskając rączki w drobne piąstki podeszła do Acnologii. Właściwie to nie wiedziała nawet, co robi. Kierowało nią silne przeczucie, iż postępuje słusznie.
    - Chodź ze mną, Shado.
***
Hej! Znowu spóźniona. Już nawet nie będę zrzucać winy na szkołę i zmęczenie, czy własne lenistwo. Jak już wszyscy wiedzą okres od kwietnia do czerwca jest dość ciężki, jeżeli chodzi o oceny. Rozdział z pewnością byłby dłuższy, gdybym nie miała napiętego grafiku testów, prezentacji do wykonania i wycieczki.
Kolejny rozdział przyznam, nie wiem kiedy. Zobaczymy jak to pójdzie.
Tak, pamiętam o zamówieniu! I póki co zamykam możliwość składania zamówień chyba, że mam wyzionąć ducha. ;)
To tyle z mojej strony, mam nadzieję, że Wam się podobało! Do następnego.

2 komentarze:

  1. Zaraz, zaraz, zaraz.......... czyli, że siostrą Natsu od samego początku była Noemi?!! Ta dziewczyna, która jest dla niego taka wredna?!!! Łał, tego sie nie spodziewałam. Pozdrawiam Makta

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja właśnie trochę podejrzewałam, że to Noemi, ale zgrzytały mi różnice w wyglądzie xD Bo niby bliźnięta mogą się trochę różnić, noale.
    No i miło, bliźnięta, spotkanie po latach... Nie przepadają za sobą.
    Czekam na reakcje innych xD Przede wszystkim właśnie Noemi, bo wygląda na to, że tak wczesnego dzieciństwa nie pamięta (co się dziwić, nie znam właściwie nikogo, kto pamięta, co robił, jak miał trzy lata). Poza tym kto wie, czy potem tych wspomnień jej ktoś magią nie przemieszał, więc no.
    Btw, mówiłam ci już kiedyś, że uwielbiam twoje opisy? <3
    Powodzenia na testach i w walce o oceny życzę! I fajnej wycieczki, gdzie jedziesz? ;D Że się tak pochwalę, mnie się Berlin trafił :3 W każdym razie, rozumiem zabieganie, czekam na następny rozdział niecierpliwie, ale nie popędzam ;D
    Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń

Po ilu komentarzach Czarna się uśmiechnie? :3