poniedziałek, 9 czerwca 2014

Cienie - rozdział 26 - Koniec początku

~Shado~
    - Erza!
    Kątem oka dostrzegam czerwonowłosa maginię stojącą na małej polance. Ta ucieszyła się, gdy tylko nas zobaczyła. Chociaż nie, słowo „nas” jest niewłaściwe. Stosując je mówię o grupce magów i sobie, jako całości a takie rozumowanie z pewnością jest błędem.
    - Długo wam zeszło. - zauważa, kiedy docieramy na miejsce.
    - Wszystko przez pewną dwójkę skończonych idiotów. - wyjaśnia Lucy z dezaprobatą spoglądając na magów. Ach, czyli nie tylko mnie irytuje ich zachowanie.
    - Jak zwykle. - Erza wzrusza ramionami.
    - Wypraszamy sobie! - staje we własnej obronie Natsu.
    - Dokładnie! - wtrąca Gray.
    - Tak, tak pogadamy sobie w drodze powrotnej. - ucina Lucy nie chcąc doprowadzić do rozwoju dyskusji a jej aura zmienia kolor na soczystą zieleń. To znak, że jest spokojna i dobrze, w nerwach nie da się nic zrobić.
    - Święta racja. - przyznaje Scarlet. - Zanim się spotkaliśmy zdążyłam dokładnie sprawdzić cały teren.
    - I co takiego zauważyłaś? - pyta wyraźnie zainteresowany mag lodu.
    Rozglądam się wokół jednocześnie słuchając wypowiedzi magini.
    - Na polu znajdują się resztki energii magicznej należące do dwóch osób. Jedna z nich bez wątpienia jest tą Zerefa. - na moment przerywa, by wskazać ciemny okrąg powstały w wyniku magii. - To ślad po Fali Śmierci, o której kiedyś mówiłeś, Natsu.
    Chłopak potakuje.
    - A co z drugą energią? - wtrąca Heartfilia.
    - I tu zaczyna się problem. - przyznaje dziewczyna.
    - Jak to? - Natsu podchodzi do czerwonowłosej i mierzy ją ciekawskim spojrzeniem.
    - Po sprawdzeniu okazało się, że należy ona do Smoczego Zabójcy.
    Wszyscy patrzą na mnie z przerażeniem w oczach. Staram się nie ukazywać żadnych emocji.
    - Kim jest Smoczy Zabójca? - pytam w końcu przerywając ciszę.
    To ty nie wiesz?
    Ze zdziwienia otwieram szeroko oczy. Znów ten głos. Jest tak bardzo podobny do mojego, jednak za każdym razem słyszę w nim nutę pogardy. Boję się go, nie wiem skąd pochodzi.
    - To ktoś, kto został wychowany przez smoka i nauczony ich magii. - Natsu uśmiecha się szeroko. Nie wiem, co o tym myśleć. Jego aura staje się żółta. Chyba mogę mu zaufać.
    - Skąd to wiesz? - dociekam nieświadoma iskierek ciekawości w swoich oczach.
    - Jestem jednym z nich. - oznajmia dumnie.
    Nie odpowiadam. Rzeczywiście, gdyby tak się głębiej nad tym zastanowić energia różowowłosego jest podobna do tej Wilsona, z tym, że ta należąca do mojego przyjaciela jest bardziej mroczna i skryta.
    - Co teraz, skoro już to wszystko wiemy? - mówię odwracając się do pozostałych plecami. - Minęło sporo czasu, nawet ktoś niedoinformowany w kwestiach magii może się domyślić, że ta osadzona, jak kurz może zniknąć.
    - I tu poszukiwania stają w martwym punkcie. - wzdycha cicho Gray. - Jedyne, co możemy stwierdzić to to, że ktoś walczył. Jednak czy umarł?
    - Nigdzie nie widać śladów krwi. - zauważa Lucy.
    Kolejny raz bacznie obserwuje teren walki. Musi tu być coś, co można śmiało nazwać wskazówką. Nagle prosto w twarz zawiał mi zimny wiatr. Niewidzialne, chłodne igiełki boleśnie wbijały się w skórę. Nie mogłam się ruszyć, ani wziąć wdechu. Nie, dopóki Natsu przyszedł z pomocą. Chłopak oplótł mnie w pasie swymi ciepłymi ramionami i przeniósł do Lucy.
    - Hej, wszystko dobrze? - pyta z troską w głosie. Niebieska aura.
    - Spokojnie. - natychmiast wstaję. Kogo ja chce uspokoić? Siebie, czy tę dziewczynę?
    W kłębach pyłu powstałego przez działanie wiatru stoi postać odziana w czarny płaszcz. Słyszę, jak serca i oddechy magów przyspieszają. Sama mrużę oczy starając się dojrzeć aurę tajemniczej osoby. Ma ona barwę ciemnego fioletu i… jest najsilniejszą, jaką miałam dotąd okazję widzieć.
    - Witaj, Shado. - głos mężczyzny paraliżuje mnie.
    - Ty draniu! - Natsu zaciska dłonie w pięści, powietrze wokół niego zaczyna wirować od czerwieni aury dorównującej barwie świeżej krwi. - Zeref!
    Mag zaszczycił Smoczego Zabójcę przelotnym spojrzeniem, po czym znalazł się tuż przy moim boku.
    - Przypomniałaś już sobie gdzie jest twój dom?
    Widzisz, gdybyś była silniejsza, już dawno byś o tym wiedziała.
    - Ja… - jąkam się. Zupełnie nie wiem, co powiedzieć.
    - Więc pozwól, że ci pomogę. - słowa te powodują, iż w moim sercu jednocześnie konkurują dwa silne uczucia. Szczęście i strach.
    Zeref unosi bladą dłoń, po czym kładzie mi ją na czole. Jego oczy wydają się widzieć moją duszę.

    Z wściekłością wpatruję się w stojącego przede mną Wilsona. Spojrzenie chłopaka jest takie… ciepłe. To obrzydliwe! Był zbyt słaby i dał ponieść się emocjom. A teraz to ja muszę go niańczyć i siłą zawrócić do Podziemnego Królestwa.
    - Jeżeli wrócisz po dobroci, nie będę musiała brudzić sobie rąk. - mruczę wpatrując się w swoje idealnie wypiłowane paznokcie. Nie na darmo spędziłam nad nimi tyle czasu, by teraz pozwolić im się zniszczyć w walce.
    - Jeżeli uciekniesz ze mną, nie będzie problemu. - odgryza się. Powoli wyciąga dłoń przed siebie licząc, że ją przyjmę. Niedoczekanie.
    Ukradkiem rozglądam się wokół. Jesteśmy właśnie na otwartej przestrzeni. Nie wieje wiatr, nie słychać zwierząt, brakuje tu słońca. Przez Królestwo cała powierzchnia została pozbawiona życia. Piękny widok.
    - Zanim cię trochę uszkodzę powiedz, dlaczego to robisz. - mówię jednocześnie zastanawiając się w jaki sposób wyprowadzić pierwszy atak.
    - Przejrzałem na oczy. Teraz widzę, jak wielkie zło może wyrządzić Zeref. - odpowiada śmiertelnie poważnie. Z jego twarzy zniknął uśmieszek, którym przywitał mnie, gdy go odnalazłam.
    - I mówi to ten, który ponad wszystko miłował naszego Pana? - przypominam mu oddanie jakim obdarzał Czarnego Maga.
    - Popełniłem błąd. - przyznaje ze smutkiem. - Teraz muszę go naprawić.
    - Zrobisz to w drodze do piekiełka.
    Nie waham się. Wilson wkrótce będzie trupem. Zginie z mojej ręki.
    Powoli dobywam katany z pochwy zaczepionej na plecach. Jej stal złowrogo błyszczy, jakby cieszyła się na samą myśl zadania przeciwnikowi ran.
    - Zatańcz ze mną. - mruczę uwodzicielsko.
    - Oczywiście, moja Pani.
    Chwilę później słychać świst powietrza i zgrzyt mieczy. Po zadaniu pierwszego ciosu natychmiast odskakuję i szykuję się do kolejnego ataku.
    - Ryk Czarnego Smoka! - krzyczę i skrywam się wśród zaklęcia. Fala mocy leci ku Wilsonowi, ten kieruje miecz w jej stronę.
    - Ostrze Księżycowego Smoka. - szepcze a jego broń powleka się jasnym światłem.
    Nasze ataki krzyżują się. Czarnowłosy zręcznie odpycha mój Ryk i uskakuje w bok, tym samym chroniąc się przed moim nagłym pojawieniem. Odległość między nami znów się zwiększa. Nie mogę mu dać szansy na ucieczkę, dlatego wciąż napieram.
    - Pięści. - syczę ostrzegawczo a ciemna mgiełka otacza moje zaciśnięte dłonie niczym rękawiczki. Tym razem katana stanowi przedłużenie ramienia. No to teraz dupek ma przechlapane.
    Wilson stara się odpierać wszystkie ataki, jednak co jakiś czas wyprowadzam taki, którego nie da rady sparować. Zadaję szybkie, silne i dość skuteczne cięcia łukowe z nadgarstka. Tym sposobem czarnooki ma już kilka drobnych aczkolwiek głębokich ran na ciele.
    Chłopak wykonuje pewną zasłonę i już po chwili kontratakuje wydając cięcie w piątą część ciała, czyli biodro. Odskakuje miękko w tył.
    - Nie zamierzasz używać magii? - pyta, gdy widzi, jak ponownie unoszę broń w górę.
    - Szkoda mi ją marnować na takiego słabeusza. - cóż prawda boli.
    - Nie doceniasz mnie, Noemi.
    - Zamilcz, psie! - warczę groźnie słysząc swoje prawdziwe imię. - Znaj swoje miejsce!
    Nacieram na Wilsona najszybszym cięciem bezpośrednim skierowanym w pierś tuż pod mostkiem. Chłopak niespodziewanie wykonuje pasttę-sotto, czyli unik do niskiego wypadu z podparciem i pochyloną głową. Mimo, że na mnie nie patrzy, zadaje bezbłędny cios w brzuch.
    Celowo zwiększam dystans między nami. Czuję lekkie pieczenie w miejscu rany. Nie przejmuję się nim i ze zdenerwowania zaciskam zęby. Że też tak łatwo dałam się dźgnąć!
    - Nie chcę z tobą walczyć. - karci mnie niczym małe dziecko.
    - Przykro mi, jeszcze nie skończyliśmy tańca. - biorę płytki wdech i uspokajam się. Podczas walki należy myśleć trzeźwo.
    Zgrabnie doskakuję do przeciwnika i szybko go atakuję. Tak jak się spodziewam, ten blokuje każde cięcie. W pewnym momencie gwałtownie szarpię kataną w górę tym samym pozbawiając Wilsona broni. Natychmiast wykonuję szybkie pchnięcie pod żebra.
    Czarnooki zaczyna kaszleć krwią. Ta sama czerwona ciecz ścieka z końca katany, która przebiła chłopaka na wylot. Czuję na sobie wzrok przeciwnika.
    - Dlaczego nie stworzyłeś klona. - mówię i boleśnie wyciągam broń z jego ciała.
    Wilson nie odpowiada. Cały czas patrzy na mnie tymi swoimi czarnymi oczami. Widzę w nich emocję, których nie potrafię nazwać.
    - Prosiłaś o taniec ze mną, nie fałszywką. - odpowiada a po jego brodzie spływa strużka krwi, która kontrastuje z bladą twarzą.
    - I właśnie dlatego jesteś głupcem. - mieszam go z błotem chowając katanę do pochwy. - Prędzej, czy później zginiesz, jednak zanim zawlokę cię do Zerefa powiedz jeszcze raz dlaczego odchodzisz.
    - Przebywanie przy nim zatruwa. Powietrze jest już tak ciężkie, że ledwo mogę przy nim oddychać. - mówi z trudem a jego aura zaczyna czernieć.
    - Stałeś się słaby. - szydzę przydeptując leżącego przede mną maga.
 
    Oddycham ciężko starając się zrozumieć to, co właśnie zobaczyłam. Wilson jest zdrajcą? A może to Zeref…
    Przenoszę wzrok na swoje trzęsące się dłonie. Głośno przełykam ślinę, serce bije mi jak oszalałe a w głowie słyszę szum własnej krwi.  Zaledwie sekundę temu ubrudzone były szkarłatną cieczą. Co to znaczy? Kim jestem?!
    Zabójcą.

~Natsu~
    - Odsuń się od nich! - krzyknąłem i poderwałem się do przodu, by zabrać Lucy i Shado od tego szaleńca. Nie wiedziałem, co takiego pokazał szarookiej, lecz ta była teraz cała roztrzęsiona, ciągle otwierała usta, jakby chciała coś powiedzieć i zaraz potem je zamykała.
    - Zajmij się nią. - poprosiłem blondynkę nim odwróciłem się w stronę Zerefa. - Zaraz cię skopię!
    - Natsu, uspokój się! - krzyknęła Erza. I tak jej teraz nie słuchałem. 
    - Osłaniajcie mnie. - mruknąłem nim natarłem na Czarnego Maga.
    Poderwałem się do biegu zapalając pięści. Gray podążał za mną wykonując jakiś czar Lodowego Tworzenia a Erza dobyła miecza. Krzycząc ze złości raz po raz atakowaliśmy Zerefa. On jedynie uchylał się od naszych ciosów. Nawet nie musiał nas dotykać ale nie zniechęcaliśmy się. Wręcz przeciwnie, dawaliśmy z siebie jeszcze więcej.
    - Ryk… - zebrałem w ustach odrobinę magii…
    - Nie chcę używać przeciw wam siły. - zaczął Zeref unosząc dłoń. - Lecz skoro nie zamierzacie wysłuchać tego, co mam wam do powiedzenia pozostając w bezruchu będę musiał was do tego zmusić, jakkolwiek nie byłoby to dla mnie przykre. - mag wykonał skomplikowany ruch dłonią i po chwili wszyscy zwijaliśmy się z bólu leżąc na ziemi. Czułem jak coś wypalało mnie od środka. Jedyną osobą, która nie została poddana czarowi była Shado. Widziałem, jak wpatruje się we mnie szarymi oczami wypełnionymi strachem. Po chwili przeniosła wzrok na Zerefa, poderwała się z miejsca i… uciekła.
    - Za-zaczekaj. -Gray usiłował się podnieść. Zaraz jednak został ponownie przygwożdżony do podłoża przez niewidzialną siłę i cicho syknął.
    - Nie uważacie, że powinniśmy zostawić ją na jakiś czas w spokoju? Musi uporządkować swoje myśli.
    - Co jej zrobiłeś? - wysapała Lucy starając się unieść głowę.
    - Pokazałem fragment pewnego wspomnienia. - odpowiedział świdrując nas wzrokiem.
    - Draniu! - Zeref zdawał się nie zauważyć mojej obelgi. Zamiast tego wpatrywał się w miejsce, w którym Shado zniknęła z pola widzenia.
    - Fairy Tail mam dla was pewną propozycję.
    - Czego chcesz. - oczy Erzy płonęły czystą nienawiścią. Byłem pewien, że gdyby mogła tak jak ja rozszarpałaby maga na kawałki.
    - Dam wam miesiąc. - zaczął ze stoickim spokojem. - Zobaczymy, kto do kogo dotrze pierwszy. Ja do Shado, czy wy - siostry bliźniaczki Natsu Dragneela.
    Omal nie zachłysnąłem się powietrzem.
    - Miłych snów. - powiedział na odchodne. Moje powieki stawały się coraz cięższe. Walczyłem z całych sił, by ich nie zamknąć jednak widząc omdlewających przyjaciół sam osunąłem się na ziemię.

~w tym samym czasie gildia Fairy Tail~
    Makarov po raz kolejny wertował te same papiery. Nie chciał niczego pominąć. Z lubością przesunął palcem po zaskakująco małym do zapłacenia rachunku. Ostatnimi czasy magowie powstrzymywali się od niszczenia wszystkiego na swojej drodze. Czyżby zmądrzeli? Nie.. stanęli przed wyborem: zorganizować jesienny festyn, czy pokryć koszty naprawy jakiegoś miasta. Proste.
    Staruszek zamknął teczkę z wydatkami i wsadził ją do szuflady biurka. Z niepokojem wpatrywał się w zegarek. Za zaledwie piętnaście minut miała zjawić się wizytacja z Rady Magii. Niby nic wielkiego, zwykła coroczna kontrola. W sumie to Dreyar cieszył się, że wysłał z Shado najhałaśliwszą drużynę Fairy Tail. Musiałby się grubo tłumaczyć z obecności szarookiej. Właściwie to jakie miał o niej zdanie? Bez wątpienia była ważnym elementem potrzebnym do pokonania Zerefa. Problem stanowiła jej pamięć. Ktoś manipuluje umysłem dziewczyny, pokazuje tylko to, w co ma wierzyć. Makarov obrał sobie za cel pokazania Shado właściwej drogi nim będzie zbyt późno. Nie chciał, by Magnolia została zniszczona tak, jak w przypadku Septentrio. Jeżeli wzbudziłby w dziewczynie pozytywne uczucia w momencie przebudzenia się jej prawdziwej natury potrafiłaby z nią walczyć. I zwyciężyłaby.
    Jednak to tylko domysły…

    Tymczasem przed gildią zjawiła się kolejna niezapowiedziana postać. Dwudziestoletni młody mężczyzna pojawił się w kłębach dymu. Jego ubrania były w strzępach, ze śnieżnobiałej koszuli pozostało kilka szarych zwisających pasm materiału. Przez pierś nieznajomego przebiegała długa szrama wokół, której znajdował się wymyślny wzór utworzony z zakrzepłej krwi. Po policzkach spływały pojedyncze krople potu. Czarne włosy pozostały w nieładzie i częściowo zasłaniały równie ciemne oczy. Mężczyzna miał jeden cel. Musiał odzyskać Noemi. Nie spodziewał się, że przeżyje walkę z Zerefem… miał szczęście, iż ten szybko znudził się dawnym poddanym.
    - Kim jesteś? - ze środka gildii zaczęli wybiegać magowie. Każdy z nich gotów był do użycia siły.
    Wilson przymknął zmęczone oczy. Nie miał już sił na walkę.
    - Oddajcie mi Noe. - wycharczał zbierając w sobie resztki magii.
    - Nie wiemy, o kim mówisz! - w chłopaku wzbierał gniew. Czuł resztki energii jego przyjaciółki a oni bezczelnie go okłamywali!
    - Co się tu dzieje? - spomiędzy magów wyszedł Makarov.
    - Dobre pytanie. - za Wilsonem znikąd pojawił się Lahar, Dowódca Czwartego Oddziału Aresztowań z Magicznej Rady.
    Zaskoczony chłopak używając resztek sił starał się odskoczyć jak najdalej od przybywającej armii jednak nim dotarł na bezpieczną odległość został obezwładniony.
    - Zostajesz zatrzymany za utrzymywanie kontaktów z magiem o imieniu Zeref. - oznajmił Lahar i uderzył Wilsona tak, że ten stracił przytomność. Jedyne, co zdążył zarejestrować przed całkowitym odpłynięciem to ruch warg Makarova składający się w słowo „wybacz”.
    - Dobra robota Fairy Tail, pomogliście w ujęciu groźnego przestępcy.

    Strażnicy rzucają czarnookim niczym śmieciem, po chwili zamykają klatkę z kryształów wiążących magię i odchodzą zanosząc się głośnym śmiechem.
    Wilson powoli podnosi się w duchu klnąc na siebie i brak sił. Rozglądając się dookoła napotyka spojrzenie brązowych oczu.
    - Widzę, że przyprowadzili mi towarzystwo. - usta mężczyzny układają się w delikatny uśmiech.
    - Kim jesteś? - pyta czarnooki podnosząc się do siadu i rozmasowując skroń.
    - Nazywam się Jellal Fernandes*.
* A dlaczego Jellal siedzi w więzieniu? O tym później.

KONIEC SAGI „CIENIE”

***
Ohayo ^^ ! Jak głosi napis powyżej dotarliśmy do końca pierwszej sagi. Chciałabym podziękować Wam za czytanie i komentowanie całego opowiadania (bez tego nie byłoby sensu go pisać). Myślę, że ten rozdział wynagradza długością za poprzedni. Mam nadzieję, iż udało mi się Was zaciekawić i ze zniecierpliwieniem będziecie czekać na kolejną sagę, której tytuł pojawi się w one-shocie za tydzień. Co do samego shota, to będzie to moje luźne pisanie bez konkretnego celu w fabule. 
Jedyne, co mogę teraz powiedzieć to mata ne! I do następnego poniedziałku!

4 komentarze:

  1. Pierwsza ^.^. Ta teraz bierzemy się za czytanko xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Kya! Podoba mi się *.*
    Mai: Tobie teraz wszystko się podoba, bo jest noc, a Ci odbija...
    Nie prafda *foch*
    Mai: Ech...
    A tak wgl. Natsu ma siostrę bliźniaczkę D:
    Mai: Shoc...
    Zamknij się
    Mai: Myślałam, że się do mnie nie odzywasz...
    *odchodzę do kąta*
    Mai: *hihihihi* Skojarzyło mi się z wczoraj.
    *koniec focha* Dobra... A więc rozdział zafejlisty, ale... no niech wreszcie się wyjaśi do czego te kulki na suficie u Lu. Mai: Dziewczyno... Cierpliwości...
    Bosze daj mi cierpliwości, bo jak dasz mi siłe to ich pozabijam...
    Mai: Co ty z tym tak nagle wyskoczyłaś?
    A jakoś tak... Dobra idę spać
    Mai: *wskakuje do mojego łóżka*
    *zrzucam ją z łóżka* Kochana ty śpisz na dole*otwiera szufladę*
    Mai: Grrr...

    Wysyłam kontenery weny i czekamy na następny rozdział.
    Pozdro Neko Echia i Mai Musicrose

    OdpowiedzUsuń
  3. Nowy rozdział, a ja znowu się kapnęłam po kilku dniach -,-
    Laxus: Wiesz to twoja wina trzeba zaglądać na bloga, a nie czekać na nie wiadomo co.
    Oj tak bywa. W każdym bądź razie rozdział zajebisty, a do tego jeszcze dowiedziałam się, że nasz kochany Natsu ma siostrę bliźniaczkę.
    Laxus: Ciekawe czy jest taka tępa jak jej brat.
    Wiesz co nie ładnie tak wyzywać tego różowowłosego idioty.
    Laxus: Wiesz sama to robisz.
    Wiem wiem ^^
    Laxus: Nie ogarniam cię.
    Bo mnie nie da się ogarnąć ani sercem ani umysłem xD
    Laxus: Okej widzę, że ci odwala więc ja sobie pójdę.
    Ok ok. Życzymy weny i jeszcze raz weny!
    Malinq & Laxus
    Laxus: A nie kazałaś się przypadkiem nazywać Minako?
    Co? Nie...może kiedyś...dawno to było nie ważne. Mata ne Czarna :)

    OdpowiedzUsuń

Po ilu komentarzach Czarna się uśmiechnie? :3