~Shado~
- Erza!
Kątem oka dostrzegam czerwonowłosa maginię
stojącą na małej polance. Ta ucieszyła się, gdy tylko nas zobaczyła. Chociaż
nie, słowo „nas” jest niewłaściwe. Stosując je mówię o grupce magów i sobie,
jako całości a takie rozumowanie z pewnością jest błędem.
- Długo wam zeszło. - zauważa,
kiedy docieramy na miejsce.
- Wszystko przez pewną dwójkę skończonych
idiotów. - wyjaśnia Lucy z dezaprobatą spoglądając na magów. Ach, czyli nie
tylko mnie irytuje ich zachowanie.
- Jak zwykle. - Erza wzrusza ramionami.
- Wypraszamy sobie! - staje we własnej
obronie Natsu.
- Dokładnie! - wtrąca Gray.
- Tak, tak pogadamy sobie w drodze
powrotnej. - ucina Lucy nie chcąc doprowadzić do rozwoju dyskusji a jej aura
zmienia kolor na soczystą zieleń. To znak, że jest spokojna i dobrze, w nerwach
nie da się nic zrobić.
- Święta racja. - przyznaje Scarlet. -
Zanim się spotkaliśmy zdążyłam dokładnie sprawdzić cały teren.
- I co takiego zauważyłaś? - pyta wyraźnie
zainteresowany mag lodu.
Rozglądam się wokół jednocześnie słuchając
wypowiedzi magini.
- Na polu znajdują się resztki energii
magicznej należące do dwóch osób. Jedna z nich bez wątpienia jest tą Zerefa. -
na moment przerywa, by wskazać ciemny okrąg powstały w wyniku magii. - To ślad
po Fali Śmierci, o której kiedyś mówiłeś, Natsu.
Chłopak potakuje.
- A co z drugą energią? - wtrąca
Heartfilia.
- I tu zaczyna się problem. - przyznaje
dziewczyna.
- Jak to? - Natsu podchodzi do
czerwonowłosej i mierzy ją ciekawskim spojrzeniem.
- Po sprawdzeniu okazało się, że należy ona
do Smoczego Zabójcy.
Wszyscy patrzą na mnie z przerażeniem w
oczach. Staram się nie ukazywać żadnych emocji.
- Kim jest Smoczy Zabójca? - pytam w końcu
przerywając ciszę.
To ty nie wiesz?
Ze zdziwienia otwieram szeroko oczy. Znów ten głos. Jest tak
bardzo podobny do mojego, jednak za każdym razem słyszę w nim nutę pogardy. Boję
się go, nie wiem skąd pochodzi.
- To ktoś, kto został wychowany przez smoka
i nauczony ich magii. - Natsu uśmiecha się szeroko. Nie wiem, co o tym myśleć.
Jego aura staje się żółta. Chyba mogę mu zaufać.
- Skąd to wiesz? - dociekam nieświadoma
iskierek ciekawości w swoich oczach.
- Jestem jednym z nich. - oznajmia dumnie.
Nie odpowiadam. Rzeczywiście, gdyby tak się
głębiej nad tym zastanowić energia różowowłosego jest podobna do tej Wilsona, z
tym, że ta należąca do mojego przyjaciela jest bardziej mroczna i skryta.
- Co teraz, skoro już to wszystko wiemy? -
mówię odwracając się do pozostałych plecami. - Minęło sporo czasu, nawet ktoś
niedoinformowany w kwestiach magii może się domyślić, że ta osadzona, jak kurz
może zniknąć.
- I tu poszukiwania stają w martwym
punkcie. - wzdycha cicho Gray. - Jedyne, co możemy stwierdzić to to, że ktoś
walczył. Jednak czy umarł?
- Nigdzie nie widać śladów krwi. - zauważa
Lucy.
Kolejny raz bacznie obserwuje teren walki.
Musi tu być coś, co można śmiało nazwać wskazówką. Nagle prosto w twarz zawiał
mi zimny wiatr. Niewidzialne, chłodne igiełki boleśnie wbijały się w skórę. Nie
mogłam się ruszyć, ani wziąć wdechu. Nie, dopóki Natsu przyszedł z pomocą.
Chłopak oplótł mnie w pasie swymi ciepłymi ramionami i przeniósł do Lucy.
- Hej, wszystko dobrze? - pyta z troską w
głosie. Niebieska aura.
- Spokojnie. - natychmiast wstaję. Kogo ja
chce uspokoić? Siebie, czy tę dziewczynę?
W kłębach pyłu powstałego przez działanie
wiatru stoi postać odziana w czarny płaszcz. Słyszę, jak serca i oddechy magów
przyspieszają. Sama mrużę oczy starając się dojrzeć aurę tajemniczej osoby. Ma
ona barwę ciemnego fioletu i… jest najsilniejszą, jaką miałam dotąd okazję
widzieć.
- Witaj, Shado. - głos mężczyzny paraliżuje
mnie.
- Ty draniu! - Natsu zaciska dłonie w
pięści, powietrze wokół niego zaczyna wirować od czerwieni aury dorównującej
barwie świeżej krwi. - Zeref!
Mag zaszczycił Smoczego Zabójcę przelotnym
spojrzeniem, po czym znalazł się tuż przy moim boku.
- Przypomniałaś już sobie gdzie jest twój
dom?
Widzisz, gdybyś była silniejsza, już dawno byś o
tym wiedziała.
- Ja… - jąkam się. Zupełnie nie wiem, co powiedzieć.
- Więc pozwól, że ci pomogę. - słowa te
powodują, iż w moim sercu jednocześnie konkurują dwa silne uczucia. Szczęście i
strach.
Zeref unosi bladą dłoń, po czym kładzie mi
ją na czole. Jego oczy wydają się widzieć moją duszę.
Z
wściekłością wpatruję się w stojącego przede mną Wilsona. Spojrzenie chłopaka
jest takie… ciepłe. To obrzydliwe! Był zbyt słaby i dał ponieść się emocjom. A
teraz to ja muszę go niańczyć i siłą zawrócić do Podziemnego Królestwa.
- Jeżeli
wrócisz po dobroci, nie będę musiała brudzić sobie rąk. - mruczę wpatrując się
w swoje idealnie wypiłowane paznokcie. Nie na darmo spędziłam nad nimi tyle
czasu, by teraz pozwolić im się zniszczyć w walce.
- Jeżeli
uciekniesz ze mną, nie będzie problemu. - odgryza się. Powoli wyciąga dłoń
przed siebie licząc, że ją przyjmę. Niedoczekanie.
Ukradkiem
rozglądam się wokół. Jesteśmy właśnie na otwartej przestrzeni. Nie wieje wiatr,
nie słychać zwierząt, brakuje tu słońca. Przez Królestwo cała powierzchnia
została pozbawiona życia. Piękny widok.
- Zanim cię
trochę uszkodzę powiedz, dlaczego to robisz. - mówię jednocześnie zastanawiając
się w jaki sposób wyprowadzić pierwszy atak.
- Przejrzałem
na oczy. Teraz widzę, jak wielkie zło może wyrządzić Zeref. - odpowiada
śmiertelnie poważnie. Z jego twarzy zniknął uśmieszek, którym przywitał mnie,
gdy go odnalazłam.
- I mówi to
ten, który ponad wszystko miłował naszego Pana? - przypominam mu oddanie jakim
obdarzał Czarnego Maga.
- Popełniłem
błąd. - przyznaje ze smutkiem. - Teraz muszę go naprawić.
- Zrobisz to
w drodze do piekiełka.
Nie waham
się. Wilson wkrótce będzie trupem. Zginie z mojej ręki.
Powoli
dobywam katany z pochwy zaczepionej na plecach. Jej stal złowrogo błyszczy,
jakby cieszyła się na samą myśl zadania przeciwnikowi ran.
- Zatańcz ze
mną. - mruczę uwodzicielsko.
- Oczywiście,
moja Pani.
Chwilę
później słychać świst powietrza i zgrzyt mieczy. Po zadaniu pierwszego ciosu
natychmiast odskakuję i szykuję się do kolejnego ataku.
- Ryk
Czarnego Smoka! - krzyczę i skrywam się wśród zaklęcia. Fala mocy leci ku
Wilsonowi, ten kieruje miecz w jej stronę.
- Ostrze
Księżycowego Smoka. - szepcze a jego broń powleka się jasnym światłem.
Nasze ataki
krzyżują się. Czarnowłosy zręcznie odpycha mój Ryk i uskakuje w bok, tym samym
chroniąc się przed moim nagłym pojawieniem. Odległość między nami znów się
zwiększa. Nie mogę mu dać szansy na ucieczkę, dlatego wciąż napieram.
- Pięści. -
syczę ostrzegawczo a ciemna mgiełka otacza moje zaciśnięte dłonie niczym
rękawiczki. Tym razem katana stanowi przedłużenie ramienia. No to teraz dupek
ma przechlapane.
Wilson stara
się odpierać wszystkie ataki, jednak co jakiś czas wyprowadzam taki, którego
nie da rady sparować. Zadaję szybkie, silne i dość skuteczne cięcia łukowe z
nadgarstka. Tym sposobem czarnooki ma już kilka drobnych aczkolwiek głębokich
ran na ciele.
Chłopak
wykonuje pewną zasłonę i już po chwili kontratakuje wydając cięcie w piątą
część ciała, czyli biodro. Odskakuje miękko w tył.
- Nie
zamierzasz używać magii? - pyta, gdy widzi, jak ponownie unoszę broń w górę.
- Szkoda mi
ją marnować na takiego słabeusza. - cóż prawda boli.
- Nie
doceniasz mnie, Noemi.
- Zamilcz,
psie! - warczę groźnie słysząc swoje prawdziwe imię. - Znaj swoje miejsce!
Nacieram na
Wilsona najszybszym cięciem bezpośrednim skierowanym w pierś tuż pod mostkiem.
Chłopak niespodziewanie wykonuje pasttę-sotto, czyli unik do niskiego wypadu z
podparciem i pochyloną głową. Mimo, że na mnie nie patrzy, zadaje bezbłędny
cios w brzuch.
Celowo
zwiększam dystans między nami. Czuję lekkie pieczenie w miejscu rany. Nie
przejmuję się nim i ze zdenerwowania zaciskam zęby. Że też tak łatwo dałam się
dźgnąć!
- Nie chcę z
tobą walczyć. - karci mnie niczym małe dziecko.
- Przykro mi,
jeszcze nie skończyliśmy tańca. - biorę płytki wdech i uspokajam się. Podczas
walki należy myśleć trzeźwo.
Zgrabnie
doskakuję do przeciwnika i szybko go atakuję. Tak jak się spodziewam, ten blokuje
każde cięcie. W pewnym momencie gwałtownie szarpię kataną w górę tym samym pozbawiając Wilsona broni. Natychmiast wykonuję szybkie pchnięcie pod żebra.
Czarnooki
zaczyna kaszleć krwią. Ta sama czerwona ciecz ścieka z końca katany, która
przebiła chłopaka na wylot. Czuję na sobie wzrok przeciwnika.
- Dlaczego
nie stworzyłeś klona. - mówię i boleśnie wyciągam broń z jego ciała.
Wilson nie
odpowiada. Cały czas patrzy na mnie tymi swoimi czarnymi oczami. Widzę w nich
emocję, których nie potrafię nazwać.
- Prosiłaś o
taniec ze mną, nie fałszywką. - odpowiada a po jego brodzie spływa strużka
krwi, która kontrastuje z bladą twarzą.
- I właśnie
dlatego jesteś głupcem. - mieszam go z błotem chowając katanę do pochwy. -
Prędzej, czy później zginiesz, jednak zanim zawlokę cię do Zerefa powiedz
jeszcze raz dlaczego odchodzisz.
- Przebywanie
przy nim zatruwa. Powietrze jest już tak ciężkie, że ledwo mogę przy nim
oddychać. - mówi z trudem a jego aura zaczyna czernieć.
- Stałeś się
słaby. - szydzę przydeptując leżącego przede mną maga.
Oddycham ciężko starając się zrozumieć to,
co właśnie zobaczyłam. Wilson jest zdrajcą? A może to Zeref…
Przenoszę wzrok na swoje trzęsące się
dłonie. Głośno przełykam ślinę, serce bije mi jak oszalałe a w głowie słyszę
szum własnej krwi. Zaledwie sekundę temu
ubrudzone były szkarłatną cieczą. Co to znaczy? Kim jestem?!
Zabójcą.
~Natsu~
- Odsuń się od nich! - krzyknąłem i
poderwałem się do przodu, by zabrać Lucy i Shado od tego szaleńca. Nie
wiedziałem, co takiego pokazał szarookiej, lecz ta była teraz cała roztrzęsiona,
ciągle otwierała usta, jakby chciała coś powiedzieć i zaraz potem je zamykała.
- Zajmij się nią. - poprosiłem blondynkę
nim odwróciłem się w stronę Zerefa. - Zaraz cię skopię!
- Natsu, uspokój się! - krzyknęła Erza. I
tak jej teraz nie słuchałem.
- Osłaniajcie mnie. - mruknąłem nim natarłem na Czarnego Maga.
Poderwałem się do biegu zapalając pięści.
Gray podążał za mną wykonując jakiś czar Lodowego Tworzenia a Erza dobyła
miecza. Krzycząc ze złości raz po raz atakowaliśmy Zerefa. On jedynie uchylał
się od naszych ciosów. Nawet nie musiał nas dotykać ale nie zniechęcaliśmy się.
Wręcz przeciwnie, dawaliśmy z siebie jeszcze więcej.
- Ryk… - zebrałem w ustach odrobinę magii…
- Nie chcę używać przeciw wam siły. -
zaczął Zeref unosząc dłoń. - Lecz skoro nie zamierzacie wysłuchać tego, co mam
wam do powiedzenia pozostając w bezruchu będę musiał was do tego zmusić,
jakkolwiek nie byłoby to dla mnie przykre. - mag wykonał skomplikowany ruch
dłonią i po chwili wszyscy zwijaliśmy się z bólu leżąc na ziemi. Czułem jak coś
wypalało mnie od środka. Jedyną osobą, która nie została poddana czarowi była
Shado. Widziałem, jak wpatruje się we mnie szarymi oczami wypełnionymi
strachem. Po chwili przeniosła wzrok na Zerefa, poderwała się z miejsca i…
uciekła.
- Za-zaczekaj. -Gray usiłował się podnieść.
Zaraz jednak został ponownie przygwożdżony do podłoża przez niewidzialną siłę i
cicho syknął.
- Nie uważacie, że powinniśmy zostawić ją
na jakiś czas w spokoju? Musi uporządkować swoje myśli.
- Co jej zrobiłeś? - wysapała Lucy starając
się unieść głowę.
- Pokazałem fragment pewnego wspomnienia. -
odpowiedział świdrując nas wzrokiem.
- Draniu! - Zeref zdawał się nie zauważyć
mojej obelgi. Zamiast tego wpatrywał się w miejsce, w którym Shado zniknęła z
pola widzenia.
- Fairy Tail mam dla was pewną propozycję.
- Czego chcesz. - oczy Erzy płonęły czystą
nienawiścią. Byłem pewien, że gdyby mogła tak jak ja rozszarpałaby maga na
kawałki.
- Dam wam miesiąc. - zaczął ze stoickim
spokojem. - Zobaczymy, kto do kogo dotrze pierwszy. Ja do Shado, czy wy -
siostry bliźniaczki Natsu Dragneela.
Omal nie zachłysnąłem się powietrzem.
- Miłych snów. - powiedział na odchodne.
Moje powieki stawały się coraz cięższe. Walczyłem z całych sił, by ich nie
zamknąć jednak widząc omdlewających przyjaciół sam osunąłem się na ziemię.
~w
tym samym czasie gildia Fairy Tail~
Makarov po raz kolejny wertował te same
papiery. Nie chciał niczego pominąć. Z lubością przesunął palcem po zaskakująco
małym do zapłacenia rachunku. Ostatnimi czasy magowie powstrzymywali się od
niszczenia wszystkiego na swojej drodze. Czyżby zmądrzeli? Nie.. stanęli przed
wyborem: zorganizować jesienny festyn, czy pokryć koszty naprawy jakiegoś
miasta. Proste.
Staruszek zamknął teczkę z wydatkami i
wsadził ją do szuflady biurka. Z niepokojem wpatrywał się w zegarek. Za
zaledwie piętnaście minut miała zjawić się wizytacja z Rady Magii. Niby nic
wielkiego, zwykła coroczna kontrola. W sumie to Dreyar cieszył się, że wysłał z
Shado najhałaśliwszą drużynę Fairy Tail. Musiałby się grubo tłumaczyć z
obecności szarookiej. Właściwie to jakie miał o niej zdanie? Bez wątpienia była
ważnym elementem potrzebnym do pokonania Zerefa. Problem stanowiła jej pamięć.
Ktoś manipuluje umysłem dziewczyny, pokazuje tylko to, w co ma wierzyć. Makarov
obrał sobie za cel pokazania Shado właściwej drogi nim będzie zbyt późno. Nie
chciał, by Magnolia została zniszczona tak, jak w przypadku Septentrio. Jeżeli
wzbudziłby w dziewczynie pozytywne uczucia w momencie przebudzenia się jej
prawdziwej natury potrafiłaby z nią walczyć. I zwyciężyłaby.
Jednak to tylko domysły…
Tymczasem przed gildią zjawiła się kolejna
niezapowiedziana postać. Dwudziestoletni młody mężczyzna pojawił się w kłębach
dymu. Jego ubrania były w strzępach, ze śnieżnobiałej koszuli pozostało kilka
szarych zwisających pasm materiału. Przez pierś nieznajomego przebiegała długa
szrama wokół, której znajdował się wymyślny wzór utworzony z zakrzepłej krwi.
Po policzkach spływały pojedyncze krople potu. Czarne włosy pozostały w nieładzie
i częściowo zasłaniały równie ciemne oczy. Mężczyzna miał jeden cel. Musiał
odzyskać Noemi. Nie spodziewał się, że przeżyje walkę z Zerefem… miał
szczęście, iż ten szybko znudził się dawnym poddanym.
- Kim jesteś? - ze środka gildii zaczęli
wybiegać magowie. Każdy z nich gotów był do użycia siły.
Wilson przymknął zmęczone oczy. Nie miał
już sił na walkę.
- Oddajcie mi Noe. - wycharczał zbierając w
sobie resztki magii.
- Nie wiemy, o kim mówisz! - w chłopaku
wzbierał gniew. Czuł resztki energii jego przyjaciółki a oni bezczelnie go
okłamywali!
- Co się tu dzieje? - spomiędzy magów
wyszedł Makarov.
- Dobre pytanie. - za Wilsonem znikąd
pojawił się Lahar, Dowódca Czwartego Oddziału Aresztowań z Magicznej Rady.
Zaskoczony chłopak używając resztek sił
starał się odskoczyć jak najdalej od przybywającej armii jednak nim dotarł na
bezpieczną odległość został obezwładniony.
- Zostajesz zatrzymany za utrzymywanie
kontaktów z magiem o imieniu Zeref. - oznajmił Lahar i uderzył Wilsona tak, że
ten stracił przytomność. Jedyne, co zdążył zarejestrować przed całkowitym
odpłynięciem to ruch warg Makarova składający się w słowo „wybacz”.
- Dobra robota Fairy Tail, pomogliście w
ujęciu groźnego przestępcy.
Strażnicy rzucają czarnookim niczym
śmieciem, po chwili zamykają klatkę z kryształów wiążących magię i odchodzą
zanosząc się głośnym śmiechem.
Wilson powoli podnosi się w duchu klnąc na
siebie i brak sił. Rozglądając się dookoła napotyka spojrzenie brązowych oczu.
- Widzę, że przyprowadzili mi towarzystwo.
- usta mężczyzny układają się w delikatny uśmiech.
- Kim jesteś? - pyta czarnooki podnosząc
się do siadu i rozmasowując skroń.
- Nazywam się Jellal Fernandes*.
* A dlaczego Jellal siedzi w więzieniu? O tym później.
KONIEC SAGI „CIENIE”
***
Ohayo ^^ ! Jak głosi napis powyżej dotarliśmy do końca pierwszej sagi. Chciałabym podziękować Wam za czytanie i komentowanie całego opowiadania (bez tego nie byłoby sensu go pisać). Myślę, że ten rozdział wynagradza długością za poprzedni. Mam nadzieję, iż udało mi się Was zaciekawić i ze zniecierpliwieniem będziecie czekać na kolejną sagę, której tytuł pojawi się w one-shocie za tydzień. Co do samego shota, to będzie to moje luźne pisanie bez konkretnego celu w fabule.
Jedyne, co mogę teraz powiedzieć to mata ne! I do następnego poniedziałku!
Pierwsza ^.^. Ta teraz bierzemy się za czytanko xD
OdpowiedzUsuńKya! Podoba mi się *.*
OdpowiedzUsuńMai: Tobie teraz wszystko się podoba, bo jest noc, a Ci odbija...
Nie prafda *foch*
Mai: Ech...
A tak wgl. Natsu ma siostrę bliźniaczkę D:
Mai: Shoc...
Zamknij się
Mai: Myślałam, że się do mnie nie odzywasz...
*odchodzę do kąta*
Mai: *hihihihi* Skojarzyło mi się z wczoraj.
*koniec focha* Dobra... A więc rozdział zafejlisty, ale... no niech wreszcie się wyjaśi do czego te kulki na suficie u Lu. Mai: Dziewczyno... Cierpliwości...
Bosze daj mi cierpliwości, bo jak dasz mi siłe to ich pozabijam...
Mai: Co ty z tym tak nagle wyskoczyłaś?
A jakoś tak... Dobra idę spać
Mai: *wskakuje do mojego łóżka*
*zrzucam ją z łóżka* Kochana ty śpisz na dole*otwiera szufladę*
Mai: Grrr...
Wysyłam kontenery weny i czekamy na następny rozdział.
Pozdro Neko Echia i Mai Musicrose
Popieram Mai! Cierpliwości :D
UsuńNowy rozdział, a ja znowu się kapnęłam po kilku dniach -,-
OdpowiedzUsuńLaxus: Wiesz to twoja wina trzeba zaglądać na bloga, a nie czekać na nie wiadomo co.
Oj tak bywa. W każdym bądź razie rozdział zajebisty, a do tego jeszcze dowiedziałam się, że nasz kochany Natsu ma siostrę bliźniaczkę.
Laxus: Ciekawe czy jest taka tępa jak jej brat.
Wiesz co nie ładnie tak wyzywać tego różowowłosego idioty.
Laxus: Wiesz sama to robisz.
Wiem wiem ^^
Laxus: Nie ogarniam cię.
Bo mnie nie da się ogarnąć ani sercem ani umysłem xD
Laxus: Okej widzę, że ci odwala więc ja sobie pójdę.
Ok ok. Życzymy weny i jeszcze raz weny!
Malinq & Laxus
Laxus: A nie kazałaś się przypadkiem nazywać Minako?
Co? Nie...może kiedyś...dawno to było nie ważne. Mata ne Czarna :)