poniedziałek, 27 października 2014

Wirus - rozdział 18 (44) - Przyjdę ci z odsieczą

    Czy wierzycie, że zaledwie w ciągu kilkunastu minut świat może wywrócić się do góry nogami? No cóż, Natsu owszem.
    To, co się teraz działo przypominało powstanie ludzi, którzy przeżyli starcie z klęskami żywiołowymi. Otrząsając głowy z popiołów unosili pewne spojrzenia ponad wszystko. Jakby świadomość przezwyciężenia śmierci dała im niezwykłą siłę do działań. Teraz pozostało tylko odbudowanie zniszczeń. Patrząc na całą sytuację to pestka. Podobnie magowie Fairy Tail musieli jedynie odzyskać stracone siły.
    Wystarczyło trochę zbawiennego płynu, by sennie otworzyli oczy i przywitali pozbawioną bólu rzeczywistość.
    Radosne chichoty ocuconych przerwał krzyk przerażenia Graya.
    - Co ty tu robisz?! - szczerze zdumiony uniósł ciężkie ciało do siadu. - Tak blisko!
    - Budzę się. - warknęła nieprzyjemnie Loxar odgarniając z czoła pojedyncze kosmyki niebieskich włosów. Na twarzy wciąż miała delikatny rumieniec i skórę mokrą od potu. - Nie widać?
    Krótko mówiąc Fullbastera przytkało. Pół przytomny nie spodziewał się słyszeć takiej wrogości w głosie dziewczyny.
    Wystarczyła jednak krótka chwila, by magini roześmiała się promiennie.
    - Juvia tylko żartowała. - unosząc dłonie w obronnym geście powstrzymywała cisnący na usta śmiech. - Gray, szkoda, że nie widziałeś swojej miny!
    - Śmieszka. - parsknął a jego kąciki ust uniosły się ku górze. Drżącymi dłońmi zacisnął palce na śnieżnobiałej kołdrze i przymknął powieki. Czuł jakby zbudził się z długiego snu. Wracał do cudownej rzeczywistości.
    Z kolei gdzieś w innej części sali do powstawali do życia kolejni członkowie gildii. Przeciągając i rozmasowując zesztywniałe mięśnie sprawdzali swą zdolność ruchu. Nie było nawet tak źle. Po krótkim czasie powinna wrócić im dawna sprawność.
    - Levyś, cieszę się, że cię widzę! - załkał Doroy a w kącikach oczu pojawiły mu się łzy.
    - Ja bardziej! - sprostował Jet próbujący stanąć o własnych siłach.
    Osaczona McGarden tylko potakiwała głową i mętnym wzrokiem jeździła po wszystkich łóżkach. Przez moment zatrzymała się na Gajeelu, któremu ktoś wlewał do ust jakiś napój, nim pozbawiona sił opadła na poduszki i wydała z siebie zduszony jęk.
    Alzack nie wierząc szczęściu zamknął żonę i córkę w żelaznym uścisku, jakby chciał własnymi ramionami obronić je przed całym złem tego świata. Czuł łomoczące mu w piersi serce, gdy słyszał ciche chichoty dwóch najbliższych mu kobiet.
    Elfman chcąc udowodnić swą wartość, jako prawdziwy mężczyzna usiłował wstać, lecz skończyło się to głośnym upadkiem na podłogę. Gdyby nie fakt, że pociągnął za sobą Lisannę i Evergreen nie byłoby większych ofiar w ludziach. Podniesienie takiej ilości kości i mięśni z dziewcząt zajęło Stingowi i reszty kompanii trochę czasu. Omal nie zapomnieli o podaniu lekarstwa Mistrzowi. Nie chcąc otrzymać reprymendy ogłosili, by nikt nie puścił pary z ust i jak najszybciej zapomnieli o drobnej wpadce.
    Erza i Jellal niemalże w jednakowym czasie zaczerpnęli pierwszego, głębszego wdechu. Gdzieś między migoczącymi gwiazdkami i rozmytym wzrokiem dostrzegli siebie nawzajem. Splatając swoje palce w ciepłym uścisku promiennie przywitali nowy dzień. Po tej przygodzie przekonali się o pewnej rzeczy. Jeżeli w najbliższym czasie nie zaczną żyć teraźniejszością to będzie ich rychły koniec. Pora zostawić przeszłość w tyle, obnażyć tajemnice i ukazać uczucia.
    Gdzieś wśród zgiełku, okrzyków radości i wołań, przy jednym z łóżek siedziała czyjaś zgarbiona sylweta. To Natsu delikatnie rozwierając usta Lucy podawał jej odtrutkę. Zbłąkana kropla płynu utworzyła mokry ślad przemieszczając się po brodzie dziewczyny. Muskając sine wargi dziewczyny czuł swego rodzaju ekscytację.
    Różowowłosy wziął głęboki wdech. Od dłuższego czasu mocno zaciskał ręce na kruchej dłoni Heartfilii. W pewnym momencie Lucy poruszyła nieznacznie powiekami a jej palce zadrżały. Po chwili świat ujrzał zamglone, brązowe tęczówki.
    Chłopak ze świstem wypuścił trzymane w płucach powietrze i uśmiechnął się promiennie.
    - Wstajemy, śpiąca królewno. - szepnął z radością oglądając przebudzenie się dziewczyny.
    - Natsu? - zapytała sennie. Wolną ręką przetarła oczy i spróbowała zmienić pozycje. Przeszkodziły jej w tym silne ramiona.
    - Masz odpoczywać. - zarządził układając przyjaciółkę na poduszce. - Ani drgnij.
    - Udało się. - wymamrotała pod nosem, gdy przypomniała sobie o ostatnich wydarzeniach. - Sprowadziliście Noemi, prawda?
   Mówiła to z taką nadzieją w głosie. Ciekawskimi oczami błądziła po sali aż w końcu zatrzymała się na przeciwległej ścianie.
    Natsu z zaciśniętymi zębami spojrzał w to samo miejsce. Między krzątającymi się magami dostrzegł Wilsona opatrującego zakrwawiony bok szarookiej. Ach to ta rana dzięki, której wróciła „do żywych”. Yasashisa z grymasem niezadowolenia zaciskała dłonie na ramionach Smoczego Zabójcy, gdy ten w skupieniu przemywał jej skórę wodą utlenioną. Na szafeczce obok leżało kilka bandaży i zapinki.
    Nagle Lucy przeniosła wzrok na lewą dłoń trzymaną w żelaznym uścisku przez Dragneela. Zaśmiawszy się niezręcznie poruszyła palcami.
    Natsu jak oparzony puścił dziewczynę.
    - Przepraszam. - wymamrotał czerwieniąc się.
    Wdzięczny śmiech Heartfilii został przerwany przez nadchodzącego Wilsona. Najwyraźniej uporał się już z nerwową pacjentką.
    - Możemy porozmawiać? - zagadnął kiwając głową w kierunku gabinetu Makarova.
    - Jasne. - odparł lekko. Powoli wstając z miejsca nie omieszkał dopowiedzieć: - A ty się nie wierć. Zaraz wracam.
    Magowie prędko pokonali odległość dzielącą ich od schodów. Po drodze zdążyli pociągnąć Noemi za ramię i zmusić ją do pójścia z nimi. Co prawda niechętnie, ale powlokła się za magami. Pionowa zmarszczka na jej czole świadczyła o głębokim zamyśleniu.
    Po dotarciu na miejsce zastali pusty gabinet. Na podłodze wciąż leżały oderwane od szafki drzwiczki. Szarooka dyskretnie odwróciła wzrok jednocześnie zagryzając dolną wargę. Był to odruch, do którego przywykła w ostatnim czasie.
    Tymczasem Wilson wyjął z tylnej kieszeni spodni woreczek z klejnotami. Ostrożnie odłożył uprzednio odebrane dziewczynie przedmioty i odłożył je na właściwe miejsce.
    - Zaczekacie chwilę? - zapytał, po naprawieniu mebla. - Sprawdzę, co z resztą i sprowadzę Mistrza ze Stingiem.
    Magowie przytaknęli.
    - Natsu. - zaczęła niepewnie, gdy tylko usłyszeli ciche kliknięcie towarzyszące zamykaniu drzwi. - Wiem, że nie powinnam, ale mam prośbę.
    - Co jest? - niby to obojętnie i chłodno, lecz zerknął przelotnie na rozmówczynię. Z samych oczu nie mógł dostrzec niczego, co pomogłoby w odczytaniu jej zamiarów. Jedyną oznaką zdenerwowania, jaką przejawiała było przestępowanie z nogi na nogę.
    - Czy mógłbyś nie mówić nikomu, co się ze mną działo? - wyszeptała po chwili wahania. Spodziewała się niemal wszystkiego. Krzyków, wyzwisk i złości. Zamiast tego usłyszała skoncentrowane:
    - Ale czemu? - Natsu przejechał dłonią po zmierzwionych włosach. Nawet nie zauważył, gdy zmienił swą postawę i rozluźnił mięśnie. Czy powinien czuć się przy niej tak swobodnie?
    - Nie chcę, by bali się mnie bardziej niż na początku. - wyjawiła obawy, którymi zadręczała się od dłuższego czasu. Momentalnie przypomniała sobie o wrogich spojrzeniach spowodowanych strachem.
    - Rozumiem. - różowowłosy zatrzymał cisnące mu się na usta parskniecie. Jednak nie pełne pogardy a zdziwienia. W końcu jakiemu złemu charakterowi zależy, aby podrzędne jednostki trzęsły portkami na jego widok? Ano każdemu. Ona pragnie tego uniknąć. - A co z Wilsonem?
    - Powiedział, że wszystko zależy od ciebie. - odpowiedziała szybko. Tym razem odwróciła twarz od otwartego okna, przez które wpadało zimne powietrze. Z kamiennym wyrazem twarzy oczekiwała odpowiedzi.
    - Ech, nie cierpię podejmowania takich decyzji. - westchnąwszy ciężko machnął lekceważąco dłonią. Mimo to w myślach rozważał wszystkie „za” i „przeciw”. Czy jego nierozważna decyzja może mieć jakieś przykre konsekwencje? - Nie zrozum mnie źle, ale wciąż nie wiem, czego można się po tobie spodziewać.
    - To tak jak ja. - rzekła z rozbrajającą szczerością. Natsu mógł przysiąc, że przez krótką chwilę, gdy zrobiła krok w przód wyglądała niczym mała dziewczynka.
    - Zawsze mogę cię obserwować. - myślał na głos. Aby dodać chwili dramatyzmu przyłożył palec do brody i pocierał nim zupełnie jak Happy, gdy intensywnie nad czymś myślał.
    - Cały czas? - zapytała z lekką obawą. Żeby zrobić coś z rękami splotła palce.
    - Obserwować, gdy będziesz w pobliżu! - sprecyzował pozwalając sobie na lekki uśmiech.
    Kącik ust Noemi uniosły się nieznacznie w górę. Niezwykły widok.
    - Niech będzie. Nie wygadam się. - zdecydował po chwili namysłu. Na potwierdzenie słów udał, że zamyka usta na klucz i wyrzuca go za siebie. - Ale nic za darmo, mam pytanie.
    - Zamieniam się w słuch. - jak powiedziała, tak zrobiła. Gdyby ktoś organizowałby konkurs na stawanie się posągiem z pewnością rozniosłaby konkurencję w proch.
    - Jak zrobiłaś odtrutkę Wirusa? - na wszelki wypadek wolał wiedzieć. Skupiony do granic możliwości właśnie miał poznać straszną tajemnicę.
    - Istnieją różne podstawy dla tworzenia czarów. - zaczęła, ku lekkiemu zdziwieniu maga. Miała podać mu sekret swojego zaklęcia po prostu od tak? I całą listę, jaką ułożył, by przekonać Yasashisę do wygadania się szlag jasny trafił. Marnotrawstwo czasu jest straszne!
    Natsu pomimo wszelkich prób nie mógł zrozumieć sensu pierwszego zdania.
    Szarooka pokiwała głową z politowaniem. Wzięła głęboki wdech i biorąc pod uwagę marne umiejętności dedukcji maga rozpoczęła tłumaczenie. Jej ściszony ton głosu idealnie pasował do długich wypowiedzi. Miał w sobie coś, co nakazywało milknąć adresatowi i w skupieniu chłonąć każde słowo.
    - Na jakim żywiole opierają się twoje ataki? - zapytała, by zacząć budować podstawę wyjaśnień.
    - Głupie pytanie. - Natsu ściągnął brwi a na jego czole pojawiła się pionowa zmarszczka. - Ognia.
    Dziewczyna przytaknęła.
    - Każdy mag bazuje na własnym rodzaju magii. - kontynuowała. Wolnym krokiem krążyła po pokoju. Opuszkami palców dokładnie badała fakturę dotykanych przedmiotów. - Ktoś inny niż ty może używać tylko i wyłącznie wody, jeszcze inna osoba przyzywa przedmioty.
    - Jak Erza! - palnął. Był to znak, iż w miarę kojarzy fakty.
    - Wiesz, że można łączyć ich poszczególne rodzaje? - zastygając w jednej pozycji w końcu przeniosła wzrok na rozmówcę.
    - Jakbym miał ogień i coś jeszcze? - myślał na głos.
    - Dokładnie. - pochwaliła wracając do ruchu. Czucie na sobie czyjegoś wzroku nie było zbyt komfortowe, ale postanowiła przemilczeć tenże fakt. - Wymaga to czasu i odpowiednich umiejętności.
    Tym razem nie doczekała kolejnego wtrącenia się maga, toteż mówiła dalej:
    - Ale tu nie roznosi się tylko o łączenie. Chciałam, być zrozumiał, że jedna osoba może korzystać z różnych żywiołów magii.
    - Po co? -dociekał. Nieświadomie złożył ręce na piersi, przez co wyglądał na nieco rozjuszonego.
    - Jestem Czarnym Smoczym Zabójcą. - obwieściła dobitnie i obojętnym wzrokiem zerknęła na Dragneela. A Wirus jest czarem bazującym na Czerni i Krwi.
    - Zaraz, zaraz! - trybiki w głowie Natsu zaczęły się niebezpiecznie poruszać. - Jakim cudem używasz Czerni?! To tak jakbym powiedział, że strzelam żółtymi promieniami!
    - Prędzej różowymi. - uściśliła patrząc na rozczochraną czuprynę. - Jeden z tych obcych, którzy tu przyszli…
    - Masz na myśli Sabertooth? - spytał opadając ciężko na drewniane krzesło Makarova. Wyglądało na wygodniejsze niż w rzeczywistości.
    Wzruszyła ramionami.
    - Od jednego z nich wyczułam magię Cieni…
    - Rogue!
    - Próbuję ci coś wyjaśnić, więc z łaski swojej stul dziób i słuchaj! - warknęła nieprzyjemnie a huśtający się na krześle mag zamarł.
    Yasashisa ze świstem wypuściła powietrze z ust. Żyłka na jej czole zaczęła niebezpiecznie pulsować.
    - Cienie zawierają się w Czerni. Ten cały Rogue, o którego imię się tak gorączkujesz posiada jedynie cząstkę mocy, jaką władam ja.
    Natsu otworzył usta ze zdziwienia, ale ostry wzrok dziewczyny powstrzymał go przed wypowiedzeniem choćby jednej sylaby.
    - Czerń to cień, który widzisz wieczorami. To noc. To negatywne emocje. To wszystko, co kojarzy się ze słabościami i chorobą. Czy pojmujesz jej potęgę?
    Chłopak skinął głową.
    - Wirus w większej części to czerń. Do nadania mu zabójczych właściwości potrzebuje paliwa.
    - Czyli krwi. - szepnął skoncentrowany.
    - No proszę, jak chcesz to potrafisz. - gdyby nie obojętny ton, słowa te miałyby znacznie milszy wydźwięk.
    - Starałem się. - rzekł zgodnie z prawdą. - Kontrola nad Czernią nie jest trudna?
    Noe pokręciła przecząco głową.
    - Po części jestem z nią związana. I mogę stwierdzić, że jest o wiele przyjemniejsza, niż mogłoby się wydawać.
    Natsu odchylił się i bezwiednie spojrzał w sufit. Zbyt wiele informacji na raz zawsze go przytłaczało. Póki, co nie interesowało go samo zaklęcie a osoba, która je stworzyła. Zaczynał wierzyć, iż otoczka obojętności Yasashisy jest pewnego rodzaju ochroną. Nie dopuszcza do siebie nikogo, więc omijają ją nieprzyjemności związane z kłótniami, czy też odejściem bliskich. Ale nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele przez to traci.
    Dragneel z charakterystycznym dla siebie uśmiechem już miał obrócić wszystko w denny żart, lecz spostrzegł czające się za Noemi ciemne macki. Te dziwne bezkształtne plamy zbliżały się do dziewczyny.
    - Uważaj! - wrzasnął i podrywając się z krzesła, które wylądowało z hukiem na ziemi popędził w stronę szarookiej.

    Obserwujący wszystko Katsumi uśmiechnął się szaleńczo na widok dwóch leżących bez ruchu ciał. Przymknąwszy puszkę, z której wypuścił zebrane wcześniej cienie przykucnął na parapecie. Po kilku minutach bezczynnego siedzenia bezszelestnie wszedł przez uchylone okno.
    Dziewczyna leżała przyciśnięta ciężarem maga. Bladą twarz wykrzywił grymas bólu. Kapitan oddziału Youkai przejechał dłońmi po całej długości jej talii. Gdyby był tu Wilson to pewnie  skończyłby pod ziemią.

    Natsu poczuwszy nagłe szarpnięcie momentalnie otworzył oczy. A bynajmniej tak się mu wydawało, bo chociaż rozwarł szeroko powieki, to nie widział niczego. Dla pewności pomachał przed twarzą otwartą dłonią, lecz nie był w stanie dostrzec nawet zarysu palców. Dopiero po dłuższym czasie przyzwyczaił wzrok do otoczenia.
    Jedyną rzeczą, której był pewien to dźwięk. Odkąd tylko się przebudził wciąż słyszał piękny dźwięk. Nie znał się na instrumentach, ale rozpoznał przesuwanie smyczka po strunach skrzypiec i poruszane klawiszami trybiki fortepianu. I chociaż wygrywana przez niewidzialne przedmioty melodia była mu kompletnie nieznana to wiedział, że może się za nią rzucić w otchłań.
    Chciał poruszać się, wirować… żyć!
    - O przestań podniecać się, jak stary pryk, bo zaraz będziesz mieć problem w spodniach.
    Dragneel zamarł. Powoli i niepewnie obrócił się w kierunku, z którego usłyszał nienaturalnie wysoki sopran. Pośród wszechobecnej ciemności dostrzegł, coś dziwnego. Kawałek dalej unosiła się szara chmura przypominająca kształtem ludzką sylwetkę. Owa istota była półprzezroczystym dymem. Jedyną cechą, która upodabniała ją do człowieka były zielone tęczówki. Jedyna barwna część ciała.
    - Co się gapisz? Mam ci wydłubać oczy? - zadrwiła.
    - Czym jesteś? - warknął Natsu przybierając pozę do ataku.
    - Sito masz w tym pustym łbie? A może znowu mam trochę podręczyć Panią?
    - Shado? - przypominając sobie imię owego „ducha” poczuł zimny dreszcz przebiegający po plecach. Bacznie rozglądał się wokół wierząc, iż wpadł w pułapkę.
    - Jeżeli przyszedłeś mnie zabawić, to w samą porę. Właśnie umierałam z nudów! - mówiąc to wystrzeliła niczym strzała i stanęła twarzą w twarz z różowowłosym. W zielonych oczach dostrzegł czyste szaleństwo, żądzę walki. Gdzieś już widział ten kolor. Tak pięknie znajomy.
    Spinając wszystkie mięśnie przygotował się na nadejście pierwszego ciosu. Od zapachu duchowej formy alter-ego Noemi czuł, jak płoną mu płuca. Ta woń miała w sobie część żrących właściwości siarki. Przy akompaniamencie niewidocznych skrzypiec rozpoczęli walkę.
    - Zrób mi tę przyjemność i nie zdychaj od razu, dobrze? - poprosiła ociekającym jadem głosem. W tej samej chwili wyprowadziła uderzenie na uda maga.
    - Nie jestem słabeuszem! - odkrzyknął unikając ataku. Mimo, że został jedynie muśnięty jego spodnie wyglądały, jak potraktowane kwasem. W materiale pojawiła się skwiercząca na obrzeżach dziura. Aż strach pomyśleć, jak na ten dotyk zareaguje skóra…
    - Wyglądasz, jak ostatni dureń, wiesz? Ten róż jest niezwykle męski.
    - Wara od włosów! - oburzył się. Nie zamierzał odpowiadać na słowne gierki.
    Shado z błyszczącymi z podekscytowania oczami dzięki swej obecnej formie okręciła się wokół maga. Pętając go rozciągliwym dymem zadawała kolejne rany. Miała znaczącą przewagę wynikającą z miejsca walki.
    Wnętrze duszy Noemi miało specyficzne właściwości. Żadne obce ciało nie mogło korzystać ze swojej magii. Wyjątkowość Shado polegała na tym, że była częścią Yasashisy. Jej małym, prywatnym Wirusem, który uodpornił się na każdy lek. I tak prędko wcale nie zamierzał opuszczać cudzego ciała.
    Natsu skoczył w górę, gdy przeciwniczka próbowała podciąć mu nogi wymachem z półobrotu. Następnie polegając jedynie na sile fizycznej (pamiętając o właściwym ułożeniu palców podczas formowania pięści) próbował zdominować walkę. Wirując w przestrzeni z Shado uderzał, kopał, parował i kontrował. Nigdy nie pozostawał w jednej pozycji dłużej niż sekundę. Spinając mięśnie przyjmował niektóre ataki, by oddać celny strzał w pustą już przestrzeń.
    Mimo tak wspaniałej reakcji i szybkości jego walka wręcz miała znaczącą wadę uniemożliwiającą zwycięstwo. Styl poruszania się Dragneela był zbyt mechaniczny. Niski poziom płynności ruchów sprawiał, iż nie mógł wykonywać niespodziewanych ataków. Kopiąc za każdym razem wracał do pierwotnej pozycji, nim oddał olejny cios.
    - Nuda! - obwieściła Shado po kilku minutach nieprzerwanej walki. Zawiedziona marnymi umiejętnościami partnera postanowiła odesłać go z powrotem do realnego świata. Tak żałosnej pchełki, aż żal zabijać. A niech żyje z przeświadczeniem, że znajduje się na szarym końcu pod względem umiejętności.
    Chcąc podejść maga dmuchnęła mu w twarz siarkowym oddechem. Zaskoczony Natsu zasłonił dłonią szeroko otwarte oczy, które wręcz zaczęły go palić. Zawył boleśnie i szamocząc się został brutalnie ugodzony w samo serce.
    Przebudzony Dragneel poderwał się do siadu i złapał za pierś. Jakież było jego dziwienie, gdy nie ujrzał żadnej rany. Dysząc ciężko przejechał drżącą dłonią po mokrym czole. Z ciężkim westchnieniem spojrzał na leżącą na ziemi nieprzytomną Noemi.

    - Kim jesteś? - spytał szeptem jakby sam do siebie.
***
Przypadkowo mamy poniedziałek i rozdział! Po skończeniu regulaminowej trzeciej strony rozdziału stwierdziłam, że mam do zrobienia prezentację na przedmiot zwany wiedzą o kulturze, toteż część weekendu diabli wezmą. A żeby nie zostawiać Was bez notki część 18 podzieliłam na 2 części. Kolejna może (???) w niedzielę.

Jeżeli ktoś nie widział jeszcze zamówienia z paringiem Natsu x Noemi zapraszam do archiwum po prawej stronie. 

W menu macie również kontakt do mnie, gdybyście mieli jakieś specjalne prośby, co do głównego opowiadania, czy też inne sprawy śmiało piszcie. 

Oliwio Natsuki i Twoja nalu-obsesjo (jak to nazwałam w myślach) :P przypomniałyście mi o budce, którą obiecałam! Praktycznie wyleciało mi to z głowy. Stokrotne podziękowania!


1 komentarz:

  1. W końcu koniec problemów! :D Jestem zadowolona :D Rozdział mi się przyjemnie czytało, więc czekam na następny.
    Pozdrawiam i przesyłam wenę ;)
    PS. Wybacz, że takie krótkie komentarze daję, ale nie umiem pisać długich :/

    OdpowiedzUsuń

Po ilu komentarzach Czarna się uśmiechnie? :3