Chaos.
Według powszechnie znanej definicji stan
całkowitego bezładu, zamieszania, zamętu. Ogarniając serce przesłania zdolność
logicznego myślenia. Obraz powoli
rozmazuje się aż w końcu zostajemy porwani przez nurt ciemności, który nie
zważając na nic, nakierowuje nas na tajemnicze czarne ostrze. Czymże ono jest?
To, co działo się w Fairy
Tail wykraczało poza granice zwykłego chaosu.
Nawet najgorszy wróżbita przepowiedziałby,
iż Jesienny Festiwal zostanie przełożony do odwołania… o ile członkowie gildii
przeżyją. A w najlepszym wypadku stracą najważniejszą dla nich zdolność używania
magii. Bez niej są nikim. Można sobie lekko mówić: „o trochę pożyją i
przyzwyczają się”. Otóż, nie. Wilson, gdy tylko usłyszał te słowa z ust
Burmistrza (którego wypadało poinformować o sytuacji, by podjął wszelkie kroki
ostrożności) posłał mu jedynie piorunujące spojrzenie.
Dlaczego?
Przez grzeczność nie nakrzyczał na
starszego od niego mężczyznę.
Mag, który od dzieciństwa dorastał z
nadludzką mocą nie wyobraża sobie życia bez niej. Wyobraźcie sobie, że tracicie
część siebie. Że nie jesteście w stanie chronić bliskich. Zbędny ciężar - tak
oto pomyśli o sobie członek gildii.
Oczywiście to tylko tok rozumowania
Wilsona. Niezwykle trafny, aczkolwiek gdyby ktoś zechciał z nim dyskutować nie
mając pojęcia o niczym zostałby wyśmiany. Co innego, gdyby trafił na równego
sobie. Osobę, która pogodziła się ze swym losem. Zrozumienie jej jest niezwykle
trudne, ale też i nie niemożliwe.
Fairy Tail nie zamierzało poddać się tak
łatwo. Istniały bowiem dwa rozwiązania, do których sprowadza się dzisiejsza
opowieść:
1. Znaleźć rozwiązanie problemu na własną rękę.
2. Skontaktować się z Shado. Wilson
zaraz poprawił, by mówiono dziewczynie per Noemi. Ale jak ona, by na to
zareagowała?
Do pierwszego zadania wybrano Erzę, Lucy i
Levy, które były jednymi z nielicznych osób nieodczuwających Wirusa. Póki, co.
Czas naglił a one siedząc w archiwum gildii przekopywały się przez sterty ksiąg
i papierów próbując znaleźć choć jedną, małą wskazówkę.
- Macie coś? - zawołała Heartfilia, gdy
kolejna lecznicza książka okazała się niczym innym, jak bezużytecznymi
zapiskami.
- Nic a nic. - przyznała zniechęcona Levy
wertując stare notatniki znalezione w jednym z pudeł. Papier był tak stary, że
przy mocniejszym nacisku mógł zmienić się w proszek.
- Jedynie receptury zapisane w starożytnych
językach. - Scarlet wskazała na kilka wyrwanych kartek. - Odłożę je na bok,
później zajmiemy się ich treścią.
- W niektórych książkach wyblakł tusz. -
stwierdziła niebiesko-włosa usiłując odczytać pismo pełne zawijasów i pętelek.
- Potrzebujemy zaklęcia odnawiającego przedmioty.
- Ktoś z nas to potrafi? - zapytała Lucy
wchodząc na drabinkę, by dostać się do położonych wyżej półek.
Erza westchnąwszy odgarnęła włosy za ucho.
Już miała odpowiadać, gdy do archiwum wszedł niespodziewany gość.
- Jak idzie praca? - po pomieszczeniu
rozległ się głos Jellala. Scarlet drgnęła czując na swoich ramionach dłonie
maga. Odwracając głowę napotkała podkrążone oczy maga. Mimo to widząc ją
uśmiechnął się. Sama obecność dziewczyny sprawiała mu olbrzymią przyjemność.
Zamierzał na tym skorzystać, nim znów coś się stanie.
- Stoimy w miejscu. - odparła z przekąsem.
- Rozumiem. - mruknął cicho i cały czas
śledzony przez parę brązowych tęczówek zasiadł tuż obok Tytanii.
- Znasz zaklęcie odnawiające? - zagadnęła
Lucy wskazując na zniszczone czasem strony ksiąg.
- Same niszczące. - odpowiedział zgodnie z
prawdą, czym zasmucił maginie liczące na pomoc.
- Czego jeszcze nie sprawdziłyście? -
zapytał chcąc podnieść dziewczęta na duchu. - Przejrzę to.
I tak oto spędzili kolejne godziny. Koniec
końców plan pierwszy spalił na panewce, gdyż w księgach nie było żadnych
przydatnych informacji, na czym szczególnie zawiodła się Levy wprost
ubóstwiająca te przedmioty. Z archiwum wyszli zmęczeni ciągłym siedzeniem. Ból
w plecach dawał się we znaki a oczy niemiłosiernie szczypały. Przecieranie ich
było najgorszym możliwym odruchem. Głód sprawiał, iż co chwila któryś z pustych
brzuchów wydawał z siebie podejrzane dźwięki.
Do wieczora stan zdecydowanej większości
magów znacznie się pogorszył. Nawet najtwardsi nie byli w stanie ustać na nogach.
Wendy i Porlyusica, co rusz skakały od łóżka, do łóżka, by tymczasowo uśpić
chorych. Za dużo śpiących królewien, za mało książąt.
Lucy odłączywszy się od grupy ruszyła w
stronę kąta, gdzie umieszczono Graya. Chłopak kategorycznie nie wyraził zgody
na ponowny nokaut a jedynie odurzającą ilość leków przeciwbólowych. Był jedyną
osobą, która otrzymała ten przywilej. Miał niesamowitą siłę woli. Działanie
Wirusa zależało indywidualnie od każdej osoby. To wyjaśnia, dlaczego potężny (w
sensie wyglądu) Gajeel leżał na łóżku śliniąc się.
- Jak się czujesz? - zapytała czule
zajmując miejsce na stołku obok łóżka.
Mag wykrzywił usta w bladym uśmiechu.
- Bywało lepiej. - oznajmił zniekształconym
głosem. - Jestem wdzięczny Wilsonowi, że pozwolił mi nie spać.
Heartfilia napotkawszy wzrok Graya
natychmiast skupiła swą uwagę na własnych dłoniach. Tylko przy dwóch osobach
czuła się tak dziwnie. Oczywiście nie była tak głupia, by nie rozumieć tego
uczucia. Wiedziała, lecz nie chciała się przyznać.
- Zmienię ci okład. - zaproponowała, gdy
krępująca cisza coraz bardziej jej ciążyła.
- Będę wdzięczny. - zapewnił przerywając
dalszą wypowiedź na kaszel.
Pochłonięta czynnością nie zauważyła
badawczego wzroku Fullbustera i maleńkiej zmarszczki na czole wskazującej
głębokie zamyślenie.
- Dlaczego, to robisz? - charknął, gdy na
jego czole zagościł chłodny okład.
- Co takiego? - to pytanie zupełnie ją
zaskoczyło.
- Nie patrzysz mi w oczy. - mruknął
powstrzymując odkaszlnięcie. - Cały czas błądzisz po wszystkim, tylko nie mnie.
Wybacz, gdy zrobiłem coś, co ci się nie spodobało.
Wyglądał, jak przestraszone małe
zwierzątko. Zaczerwienienie twarzy potęgowało widoczny strach. Patrząc na niego
w takim stanie, nie mogła pojąć, jak może się o nią tak martwić podczas, gdy
stoi niemalże na krawędzi! Czuła potworne wyrzuty sumienia. Momentalnie
przypomniała sobie dzień, w którym próbował ją pocałować. A ona uciekła, jak
mogła?
- Gray ja.. - drżący głos zdradzał
wszystko, co próbowała ukryć. - .. to ja powinnam przeprosić.
- Lucy! - przerwał usiłując podnieść się do
siadu.
- Nie powinieneś wstawać! - spanikowana
wyciągnęła ręce w przód, by w razie czego móc złapać przyjaciela.
Chłopak korzystając z okazji przyciągnął
zdezorientowaną Heartfilię do siebie i mocno ją przytulił.
- Obwinianie się o takie błahostki jest
czystą głupotą. - szepnął doskonale wiedząc o czym myślała, a biała szmatka
chłodząca czoło opadła na kołdrę. - Proszę, bądź przy mnie.
- Kiedy… - nie mogła znaleźć w głowie
odpowiednich słów.
- O Lucy tu jesteś! - zawołał Natsu
przesadnie miłym tonem. - Wszędzie cię szukałem! Musimy porozmawiać. - pojawiając
się tuż za blondynką odciągnął ją od maga, który usiłował powiedzieć coś
jeszcze. - A ty leż i odpoczywaj.
Różwowo-włosy oddaliwszy się na bezpieczną
odległość, gdzie nikogo nie było przerwał chód. Stał plecami do blondynki, mimo
to było widać, że jest spięty.
- Natsu, co ci odbiło! - fuknęła obdarzając
maga gniewnym spojrzeniem.
Ten obrócił się beznamiętnie. Usta miał
zaciśnięte w cienką linkę.
- Zupełnie nic. - odparł sarkastycznie. Nie
omieszkał znacząco wywrócić oczami.
- Nie byłabym taka pewna. - Lucy przeniosła
ciężar ciała z jednej nogi na drugą, tym samym nachylając się ku Dragneelowi.
Był zły. Wręcz emanował wrogim nastawieniem do świata. Nie zamierzała ugiąć się
pod naporem jego świdrującego spojrzenia.
- Posłuchaj. - wycedził. - Wilson poprosił,
bym zebrał wszystkich, którzy mają jeszcze siłę. Wszedłem do sali, zauważyłem
cię i to wszystko.
- Ale zachowujesz się nie jak ty. -
zarzuciła nie chcąc odpuścić. Chciał, czy też nie, musiał powiedzieć, co jest
grane.
- To jak powinienem się zachowywać, według
ciebie? - drążył powoli rozluźniając się. Właśnie z pewnym opóźnieniem dotarła
jego głupota. Nie mógł doprowadzić do rozwoju bezsensownej kłótni potrzebnej,
jak piąte koło u wozu. Póki, co spasuje. Jeszcze palnie coś głupiego i dopiero
się porobi.
Heartfilia wyczuwszy nutę spokoju zyskała
na pewności.
- Tak, jak zawsze. - rzekła z nadzieją, że
jej słowa coś zmienią.
Natsu westchnąwszy przyciągnął do siebie
zdezorientowaną Lucy i szepnął jej na ucho:
- Dziękuję. Za dużo tego wszystkiego. Tylko
proszę, nie wpakuj się w coś, czego będziesz żałować.
Wiedział, jak bardzo to z jego strony
samolubne.
Po porażce planu pierwszego przyszedł czas
na wypróbowanie rozwiązania numer dwa.
W tym właśnie celu Wilson nakazał, by
wszyscy, u których Wirus jeszcze nie zdołał się uaktywnić przyszli do gabinetu
Makarova. Przyszła zaledwie garstka osób, bo: Natsu, Lucy, Erza, Jellal, Levy i
sam Mistrz gildii. Pozostali byli pół-trupami doglądanymi przez dwie tymczasowe
pielęgniarki.
- Kilka lat temu stworzyłem zaklęcie
pozwalające porozumiewać się z drugą osobą na długie odległości. - zaczął
tłumaczenie podczas, gdy pozostali zgodnie z instrukcją rozrysowywali na
podłodze starożytne runy. - Jest jeden warunek.
- Trudny? - wtrąciła zatroskana McGarden.
- Banalny. - zaprzeczył wyjmując zza
koszuli wisiorek z zawieszką w kształcie płomienia. - Wystarczy, że każda ze
stron będzie mieć coś należącego do przeciwnej.
- To Noemi? - wskazała na biżuterię Erza.
Magini zaczęła odczuwać bóle głowy, pomimo których wciąż posłusznie odtwarzała
znaki.
Jellal spojrzał z przestrachem na Wilsona,
który ledwo zauważalnie skinął głową. Fernandes widząc sygnał subtelnie zbliżył
się do Scarlet.
- Zgadza się. - potwierdził, po czym
zamilknął na moment. W rzeczywistości krótka pauza miała na celu sprawdzenie,
czy pozostali nie wykazują oznak zainfekowania.
- Nie ma haczyka? - zdziwiła się Lucy
przerywając malowania czarnego zawijasa sproszkowanym węglem.
- Owszem, jest. - potwierdził podnosząc się
z klęczek, gdy skończył ostatni symbol. - Musimy założyć, iż Noe wciąż nosi
naszyjnik ode mnie.
- Jeżeli nie, to nie zadziała? - zgadywał
Natsu.
Czarnooki skinął głową.
Magowie przygotowawszy runy odsunęli się
pod ścianę. Znaki przypominały trzy okręgi poprzecinane prostymi liniami
rozchodzącymi ku dołowi. Gdyby nie pomoc zajęłoby mu to o wiele dłużej. A w tej
grze przede wszystkim liczył się czas.
Erza kaszlnęła.
Jellal natychmiast nachylił się ku niej.
Dziewczyna jedynie uniosła dłoń w górę na znak, że wszystko w porządku
uśmiechając się blado.
- Zaczynam.
Stanąwszy w środku najmniejszego koła
Wilson zdjął z szyi podarunek. Smoczy Zabójca zamknął oczy jednocześnie
rozpoczynając recytację zaklęcia składającego się z niezrozumiałych nikomu
słów. Po chwili niektóre z symboli rozbłysły świetlistym blaskiem i ulatując w
górę ściśle otoczyły chłopaka. Na początku unosząc się niewinnie delikatnie
drżały w powietrzu. Z czasem zaklęcie nabierając mocy (co było słychać po
podniesionym tonie głosu Wilsona) sprawiło, iż znaki poruszyły się nieznacznie
aż w końcu były tak szybkie, że pozostawiały za sobą ciemną smugę. Zjawisko to
wywoływało narastający, piskliwy dźwięk.
Magowie uważnie obserwowali to niecodzienne
zjawisko, szczególnie Makarov milczał chcąc rozszyfrować czar.
Płomyk zawieszony na łańcuszku przez ułamek
sekundy zmienił się w prawdziwy płomień a wszystko ucichło. Runy zniknęły z
sykiem sygnalizując, iż wezwanie zostało wysłane.
- Już koniec? - szepnęła Levy kryjąca się
za ramieniem Lucy.
Wilson pokiwał głową. W tym samym czasie
Erza omdlała i gdyby nie szybka reakcja Jellala z głuchym tąpnięciem uderzyłaby
o ziemię.
***
A teraz tradycyjnie ogłoszenia parafialne:
1) Muszę przyznać swą porażkę w korekcie zamówienia, więc ukaże się dopiero w przyszłym tygodniu. Nie ma mowy, bym teraz zdążyła.
2) W razie poślizgu (co jest też kolejną przyczyną nieprzepisania zamówienia) napisałam akcję 2 rozdziały w przód. Gdybym nie mogła czegoś napisać, bo miałabym na głowie naukę/bycie padniętą po całym dniu to i tak nie jesteśmy stratni z akcją.
3) Na 100% wypadają mi 2 dni z pisania, ponieważ żądna wiedzy zapisałam się na 1.5h dodatkowego angielskiego + ok 45 min na dojazd w obie strony. Będąc w domu po 19 nie będę marzyć o niczym więcej, jak spaniu.
I kwintesencja moich dzisiejszych rozmyśleń:
Czy autobus może zepsuć się na wjeździe do mostu będącym jednocześnie zakrętem? Oczywiście!
Hitem był mężczyzna, który przejechał przez wysepkę pomiędzy drugim wjazdem na most z przyczepą pełną drewna. Kurtyna...
Rozdział jest super! Biedna Erza. Akurat teraz musiała się zarazić? Yyyy... Nie spodobało mi się co Gray robił Lucy, niech jej nie podrywa!!! XD A potem blondynka musiała się pokłócić z Natsu... brak mi słów. Mam nadzieje, że za tydzień wszystko wróci do normy i będzie festiwal. Ja tak nie mogę się go do czekać....
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny ;)