poniedziałek, 8 września 2014

Wirus - rozdział 11 (37) - Objawy

    Ach gdyby tylko można było wieść spokojne, pełne harmonii życie, wielu ludzi odetchnęłoby z ulgą i zasiadłszy w fotelu przymknęło zmęczone oczy z błogim uśmiechem na twarzy. Ale, co z tego? W końcu to byłoby strasznie nudne, prawda? Dlatego właśnie ktoś tam na górze zaplanował dla naszych magów niespodziankę, która przysporzy im wiele kłopotów i nieprzespanych nocy.
    - Tak jest dobrze? - upewniła się po raz setny Lisanna pomagając siostrze przy wieszaniu kolorowych serpentyn. W końcu do Jesiennego Festiwalu zostały tylko dwa dni! A wszyscy jakby zapomnieli o groźbie Zerefa...
    - Jasne! Świetnie ci idzie! - okrzyknęła podnosząc głos, ponieważ świszczący w uszach wiatr skutecznie utrudniał komunikację na dalszą odległość.
    - Pani Mirajane, stoisko z zabawami gotowe. - obwieściła niebiesko-włosa dziewczynka oddając niezużyty komplet balonów.
    - Dziękuję za pomoc, Wendy. - odparła przyjaźnie. - Idź odpocząć, nie zostało wiele do zrobienia, poradzimy sobie.
    - Dobrze! - Smocza Zabójczyni uśmiechnąwszy się odeszła w asyście Carli mówiącej coś o potrzebie zaparzenia gorącej herbaty.
    Kawałek dalej Juvii i Grayowi pozostało tylko wypakowanie plastikowych i styropianowych kubeczków, ustawienie torebek z cukrem i odłożenie na półce wojennych zapasów kawy. Dla fanatyków zimna przygotowano całą masę kostek lodu.
    - Skończone. - sapnęła Juvia prostując plecy. Ciągłe nachylanie się i kucanie zdecydowanie nikomu nie służy.
    Fullbuster przytaknął dziewczynie wynosząc na zewnątrz puste pudła.
    - Przynajmniej nie musimy tu siedzieć w dzień Festiwalu. - skwitował rozglądając się po przygotowanej budce.
    - Mira poprosiła biedniejszych mieszkańców o pomoc, więc będą mogli trochę zarobić. - sprostowała zawijając białą chustę wokół szyi.
    Gray spojrzał na Juvię dziękując w myślach za to, że znormalniała i nie kleiła się do niego krzycząc coś o „prawdziwej miłości”. Szkoda tylko, iż nie wiedział o niechęci, jaką zaczęła darzyć go dziewczyna uświadomiwszy sobie o innym obliczu maga. Dotychczas żyła w pięknym przekonaniu, że jest on jej rycerzem bez skazy. Teraz ich relacje są czysto koleżeńskie, bez żadnych niedomówień. Chociaż, kto wie? Wszystko może się jeszcze zmienić.
    - Juvia będzie się zbierać do domu. - rzekła i po chwili zniknęła Grayowi z pola widzenia.
    Brak jej obsesji był dziwniejszy niż ona sama.
    - Ta, na razie. - mruknął bardziej do siebie, niż niebieskookiej.
    Po kilku minutach zamknął budkę i potulnie oddał kluczyk Mirze. W zamian został nagrodzony serdecznym uśmiechem i życzeniem miłego wieczoru. Nie mając nic lepszego do roboty oddalił się w kierunku swego domu, myśląc o przekąszeniu kilku kanapek.
    Krótki spacer okazał się być męczenną drogą.
    Stojąc przed lustrem w holu patrzył na podkrążone i przekrwione oczy, zaczerwienione policzki i cerę bladszą niż u jednego truposza. W dodatku cały czas wydawało mu się, iż słyszy w głowie pisk otępiający zmysły. Nie zdążywszy się przebrać padł na łóżko zasypiając niespokojnym snem, który raz po raz przerywał paskudny kaszel.
Czy powietrze truje?
    - Gray, wyglądasz, jak potwór! - stwierdziła doktor Erza zerknąwszy na maga następnego dnia.
    Ciemnowłosy z trudem otwierał oczy siedząc przy stoliku.
    - Czuję się gorzej niż wyglądam. - burknął ochrypłym głosem.
    - Ty też? - wtrąciła nadchodząca Bisca z kubkiem parujących ziół. - Asuka również nie czuje się najlepiej.
    - Co z nią? - zapytała zszokowana czerwono-włosa. To dziecko zawsze było okazem zdrowia.
    Matka dziewczynki pokiwała ze zrezygnowaniem głową.
    - Nie mamy pojęcia. Jest bardzo osłabiona. Przynieśliśmy ją do skrzydła szpitalnego, a Wendy i Porlyusica próbują ustalić przyczynę choroby. - przerwała na moment, by po chwili obdarzyć maga troskliwym spojrzeniem. - Gray, ty również powinieneś do nich iść.
    - Wystarczy, że zaniosą moje zwłoki. - wymamrotał zwrócony twarzą w blat.
    Bisca pozostawiwszy odpowiedź Fullbustera bez komentarza oddaliła się w kierunku schodów prowadzących na piętro.
    Dotychczas będąca biernym słuchaczem Lucy, pierwszy raz zabrała głos.
    - Chodź do Wendy. - poprosiła a Erza pokiwała twierdząco głową.
    - A jeżeli… - wycharczał przerywając wypowiedź kaszlem. - jeżeli zginę na schodach?
    - Odprawimy ci ładny pogrzeb. - skwitowała przykładając dłoń do czoła maga (któremu spodobał się ten gest). - Zbyt ciepłe.
    - Witaj Wilson. - Scarlet przywitała przechodzącego nieopodal maga. - Widziałeś może Jellala?
    - Witaj. - młody mężczyzna skłoniwszy się lekko odpowiedział - Jest razem z Natsu, rozmawiają z Mirajane.
    - Ach, tak. - mruknęła do siebie wyraźnie niepocieszona. - Nie będę im przeszkadzać.
    - Jeśli można zapytać, co się tu dzieje? - czarnooki zaniepokoił się stanem maga.
    - Najwidoczniej choroba. - odparła Lucy krzywiąc się, gdy Gray ponownie zakaszlał. Tym razem po jego brodzie poleciała brudno-szkarłatna cieć.
    Wilson wziął głęboki wdech po czym z nadludzką szybkością pozbawił maga przytomności.
    - Co robisz? - dziewczyny równocześnie poderwały się z miejsc.
    - To dla jego dobra. - tłumaczył pospiesznie skacząc wzrokiem po wszystkich magach. - Potrzeba łóżek. Zaraz wszyscy będą padać, jak muszki!
    Wedle przepowiedni do południa główna sala gildii została przerobiona na mini-szpital. Z każdą chwilą przybywało coraz więcej niezdolnych do funkcjonowania magów, których specjalnie usypiano, by nie czuli rozdzierającego bólu.
    Wilson przekazał Porlyusici wskazówki, jak zajmować się chorymi.
    - Co się tu dzieje? - wykrzyknął Makarov, gdy po wejściu do gildii zastał jeden wielki harmider.
    Czarnooki zabrawszy ze sobą Lucy i Erzę udał się z Mistrzem w oddzielone od wszelkich uszu miejsce.
    - Jest źle. - stwierdził na początku. - Bardzo źle.
    - Możesz sprecyzować? - dociekał staruszek. Cały aż trząsł się na myśl, że jego podopieczni są w niebezpieczeństwie.
    Wziąwszy głęboki wdech mag wyjaśnił wszystko najprościej, jak potrafił.
    - Choroba wszystkich leżących na sali wcale nie jest tym, o czym myślicie. - widząc pytające spojrzenie rozmówców kontynuował. - Za wszystkim stoi zaklęcie zwane Wirusem.
    - Czekaj, czekaj. - przerwała Erza. - Skąd o tym wiesz?
    - Byłem obecny przy jego tworzeniu. - wyznał.
    - Więc masz pomysł, jak je zatrzymać? - zgadywała Lucy usiłując poskładać elementy układanki w całość.
    Chłopak pokiwał przecząco głową.
    - Niestety, nie. Nigdy nie poznałem receptury odtrutki. - przyznał skruszony, zupełnie jakby całe to zamieszanie było jego winą. - Zna je jedynie twórca.
    - Kto nim jest? - zapytali pozostali niemal równocześnie.
    Wilson milczał. Słowo, które miał wypowiedzieć wcale nie chciało przejść mu przez gardło.
     - Noemi.
    Dziewczyny zamarły a Makarov spojrzał na nie pytającym wzrokiem.
    - Chodzi o Shado? - nie uzyskawszy przeczącej odpowiedzi uznał, iż trafił w samo sedno.
    - Mogłaby kogoś zainfekować? - zapytała szeptem Lucy. Tajemnicza siła ściskająca jej struny głosowe nie pozwalała na wydobycie głośniejszego dźwięku.
    Czarnooki drgnął, jak rażony prądem.
    - Nie! - tłumaczył szybko. - Na pewno nie. Wątpię, by pamiętała Wirusa.
    - Więc, kto za tym wszystkim stoi? - Scarlet skrzyżowała ręce na piersi. I chodź gest ten mógłby zostać odebrany, jako atak tak naprawdę magini chciała pocieszyć samą siebie.
    - Jestem pewien, że Zeref. - stwierdził staruszek gotując się ze złości. - Chłopcze, na czym polega to zaklęcie? Może będziemy w stanie mu zapobiec?
    - Każda osoba korzystająca z magicznej mocy „budzi” w swojej krwi pewne.. pewne - mimowolnie zerknął w górę, jakby odpowiednie słowo było wypisane na suficie. - cząsteczki. Inaczej tego nie można nazwać. Od czasu ich uwolnienia krążą po całym krwiobiegu stając się składnikiem niezbędnym do funkcjonowania. Wirus atakuje jedynie słabe ciała, stąd też skoki temperatury, osłabienie, kaszel i ból.
    - Nieprzytomny zainfekowany nie odczuwa „choroby”. - mruknęła Heartfilia bezbłędnie interpretując słowa Wilsona.
    - Dokładnie. Cząsteczki magii nie mają żadnej barwy a gdy dojdzie do ich rozpadu zmieniają kolor na ciemny brąz. Uszkodzone są trucizną samą w sobie. Krążąc swobodnie po dłuższym okresie czasu powodują..
    Nie musiał kończyć. Wszyscy doskonale rozumieli, w jakiej znaleźli się sytuacji. 
***
Hej, hej, jak widzicie powoli przechodzimy już do samego sedna "Wirusa". 

Nawiązanie do komentarza Arisy64: Dziękuję, że powiedziałaś czego Ci brakuje. Oczywiście zmiany w fabule zostały już wprowadzone.

Widzę również, iż spodobało się Wam paringowanie Shado :P 
Pierwsze wg listy zamówienie mam już napisane w swoim magicznym zeszyciku. W napiętym grafiku przepiszę je na komputer i opublikuję prawdopodobnie w przyszłą środę.

4 komentarze:

  1. Od czego by tu zacząć.......rozdział świetny jak zwykle i przy okazji dziękuję ci,że pomimo pierwszej klasy liceum i mnóstwa zadań z tym związanych podjęłaś się napisania mojego zamówienia o Gruvii.Życzę mnóstwa weny xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Normalnie UWIELBIAM CIĘ a i dziękuję że podjęłaś się napisania o parce Natsu x Shado :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego?! Dlaczego?! Juvia zachowuje się jakoś dziwnie, ale dlaczego? Dlaczego nienawidzi Graya T_T i jeszcze ta choroba. NIEEEEEE
    Zniszczyła wszystko, ale mam nadzieje, że wszystko dobrze się skończy. :D
    A potem: Festiwal! JEDZENIE!!! ZABAWA!!! i..... CAŁUŚNA BUDKA Z NATSU <3 <3 <3
    Mam nadzieje, że Lucy spełni ten warunek, który postawił jej Natsu
    Oby
    Oby
    Oby! <3 <3
    Rozdział fajny, chociaż myślałam, że już będzie festiwal i ta cała romantyczna akcja.... a ja tylko o tym XD No nic :D
    Zauważyłam, że stworzyłaś one-shota. :D Wybacz, ale nie przeczytam, chociaż ;)
    Żartuję :P Przeczytam przeczytam :)
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. ...sytuacja się zrobiła poważna. Mam nadzieję, że wszystko się dobrze skończy (jeszcze by nie, to Cię znajdę i... no, wtedy zobaczymy co dalej xD). Chociaż moja sadystyczna strona mówi, że mogą sobie w gruncie rzeczy trochę pocierpieć :'D
    No i trza znaleźć Shado. Chociaż skoro pewnie nie pamięta już tego zaklęcia, to nie pamięta też odtrutki :I
    No i kto im tam został ze zdrowych magów? o:
    No czekam, czekam ^^
    Także ten - wena!
    I pozdrowionka!
    P.S. Jestem trochę jakby w trakcie pisania opowiadania z FT (a "jakby", bo równolegle piszę jeszcze dwa albo trzy inne fiki, a na razie ogarniam jeszcze nową szkołę też i aktualnie mi praca w ogóle stoi xD) właśnie z motywem choroby. Jestem w trakcie pisania już jakiś czas, ale jak zobaczyłam, że masz sagę zatytułowaną "Wirus", to stwierdziłam, że poczekam aż się u Ciebie akcja trochę rozwinie, zobaczę co wymyśliłaś, jak rozwiniesz wydarzenia, żeby jakbyś miała podobny pomysł, nie wyszło, że splagiatowałam, czy coś. Ale jednak (przynajmniej na razie) umyśliłam sobie inaczej ;) Tak w ogóle to chciałam tę część komentarza teraz jakoś ładnie zakończyć, ale nie mam pojęcia jak i już sama nie wiem, po co tego PeeSa właściwie piszę... Więc w sumie nevermind xD
    Jeszcze raz pozdrowionka! ^^

    OdpowiedzUsuń

Po ilu komentarzach Czarna się uśmiechnie? :3