Pełna pomysłów i gotowa do pracy zasiadam
przed laptopem i tworzę kolejny plik z rozdziałem. Parująca herbata, włączone
lampki choinkowe i zmierzch tworzą idealny nastrój. Już zaczynam, gdy nagle
czuję delikatne szturchanie w rękę.
- Czarna, nie żeby coś, ale to ja jestem
głównym bohaterem a nie Noe z Wilsonem, więc domagam się więcej czasu
antenowego!
Kurtyna.
***
Siedzący przy prowizorycznym biurku
(złożonym z dwóch wielkich kartonów) Natsu to doprawdy zabawny widok. Wytężanie
myśli i bycie kreatywnym jest naprawdę trudnym zadaniem. Niech to a myślał, że
wszystko załatwi znacznie szybciej.
- Dasz radę, Natsu! - wierny Happy, jak
zwykle zachęcał przyjaciela do ciężkiej pracy. Oczywiście sam nie przyłożył do
niej nawet łapki. Był przekonany, że jego mentalne wsparcie będzie jak
najbardziej wystarczające.
- Do kitu z tym! - warknął poirytowany, gdy
kolejny plan okazał się jeszcze badziewniejszy, niż pozostałe.
W akcie złości zgniótł zapisaną od góry do
dołu kartkę i rzucił ją za siebie. Tym sposobem przykrył cały dywan tą dziwną
mozaiką pogniecionego papieru. Przypominał artystę, który nie mógł przelać swej
wizji na płótno.
Happy widząc starania i zachowanie chłopaka
przez chwilę stał bez ruchu i z nadmuchanymi policzkami przez chwilę
intensywnie myślał. Po chwili do głowy wpadł mu genialny pomysł, który miałby
uchronić Magnolię od gniewu Smoczego Zabójcy.
W ten oto sposób przed ich domem stanęła
tabliczka z napisem: „Wchodząc ryzykujesz własnym życiem, bez kija nawet nie
podchodź”. Skutkiem było całe stadko zapłakanych dzieci, które omijały budynek
szerokim łukiem wierząc, że zamieszkał w nim straszliwy potwór pożerający ludzi.
- Mam dość. - jęknął zmęczony Natsu i
teatralnie opadł na podłogę. Zakrywszy oczy dłonią leżał w bezruchu. Nie mógł
przyznać się do porażki.
- Już koniec? - spytał ciekawsko Happy. W
łapkach trzymał szklankę z wodą i bez wahania podał ją Dragneelowi, na co ten
odpowiedział wdzięcznym uśmiechem.
- Nie mam żadnego dobrego pomysłu. -
przyznał mamrotając niechętnie z ustami przytkniętymi do szkła.
Różowowłosy od samego ranka kłopotał się z
wymyśleniem planu perfekcyjnego spotkania z Lucy. Na wszelki wypadek zapisywał
wszystko na kartkach, ale gdy spojrzał na swoje wypociny po pewnym czasie
stwierdzał, że są żałośnie przewidywalnie. Nie chciał zabierać jej na typowy
romantyczny film, kolację czy spacer. Wolał coś specjalniejszego, lecz jak na
złość do głowy przychodziły mu same proste myśli.
- Więc może zrób tak jak zawsze? -
zaproponował Happy.
- Czyli? - mruknął Natsu wracając do
poprzedniej pozycji. Ze znużeniem w oczach brał kolejną kartkę i ołówek.
- Bądź spontaniczny! - obwieścił krzyżując
łapki. Z podekscytowania ogon chodził mu na prawo i lewo.
Zielone oczy maga dwukrotnie zwiększyły swój
rozmiar. Uśmiechnął się szeroko ukazując światu komplet białych, ostrych zębów.
- Jesteś genialny!
Dotarłszy pod odpowiedni budynek Natsu
uśmiechnął się szeroko. Wierzchem dłoni otarł z czoła kropelki potu. W końcu
pędził całą drogę bladym rankiem, jakby go zezłoszczona Erza goniła.
Jak zwykle chłopak nawet nie obdarzył drzwi
wejściowych choćby minimalnym zainteresowaniem i pewnie chwycił się nierównych
cegiełek, z których wykonano zewnętrzne ściany mieszkania. Ta szorstkość pod
palcami należała już do codzienności. Czucie jej było zwykłą przyjemnością.
- Czołem Lucy! - krzyknął wpadając przez
uchylone okno. Heartfilia od pewnego czasu nie domykała go całkowicie wiedząc,
że tak czy siak posłuży jako wejście pewnego nierozważnego maga.
- Nie tak głośno… - jęknęła przeciągle
dziewczyna i naciągnęła kołdrę tak, że widać było tylko czubek głowy i kilka
rozrzuconych po poduszce blond kosmyków.
Zdezorientowany Natsu mrugnął kilka razy i
nawet przetarł oczy. Trwając w bezruchu przez kilka sekund starał się ogarnąć
zmiany, jakie nastały w pokoju.
Dotychczas stojące pod oknem łóżko zostało
przepchnięte pod przeciwną ścianę, na której zamontowano kilka półek.
Przeniesiono tam takie rzeczy jak książki, zdjęcia czy figurki zdobiące
wcześniej komodę. Na wolne miejsce wstawiono niski stolik, który zdobił
pojedynczy kwiat w szklanym wazonie. Oczywiście nie mogło braknąć trzech
nieziemsko wygodnych krzeseł. Pobliski sklep z ręcznie robionymi meblami był
pełen cudotwórców. Reszta szafek i toaletka zostały na swoich starych
miejscach.
- Co tu się stało? - spytał uważnie rozglądając
się wokół. W tym momencie przypominał wystraszone zwierzątko, które przypadkiem
zawędrowało na nieznany teren.
Odpowiedziało mu jedynie niezrozumiałe
mruknięcie.
Natsu westchnąwszy ciężko przemaszerował
przez pokój. Stojąc jak kołek zastanawiał się nad lepszą metodą wyciągnięcia
dziewczyny z łóżka. Pamiętając o silnym prawym sierpowym Heartfilii postawił
wszystko na delikatne ściągnięcie kołdry.
- Oddaj. - jęknęła głośniej Lucy. Jej głos
brzmiał stanowczo zbyt nisko i chrapliwie.
Było już za późno. Nawet różowowłosy tuman
potrafi rozpoznać podstawowe objawy przeziębienia.
Z każdą chwilą spojrzenie zielonych
tęczówek nabierało nienaturalnego chłodu.
Jego przyjaciółka była znacznie bledsza niż
zazwyczaj. Dodatkowo na jej twarzy pojawił się nader czerwony rumieniec i
pojedyncze kropelki potu. Brązowe oczu wyglądały, jak zakryte mgłą.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej. -
fuknął i ponownie opatulił chorą kołdrą aż po samą szyję.
- Nie chciałam, żebyś się ze mną męczył. -
wyznała ze wzrokiem utkwionym w punkt ponad jego ramieniem. - Poza tym nie
lubisz długo przebywać w jednym miejscu.
Natsu w akcie zażenowania uderzył sobie
otwartą dłonią w twarz.
- Dlaczego kobiety są takie uparte. -
wysyczał. Ze zdenerwowania zrobiło mu się gorąco. Właśnie!
Dragneel zdał sobie sprawę, że zostawił
okno otwarte na oścież, przez które wpadało chłodne, jesienne powietrze. Jak
oparzony w dwóch skokach pokonał dzielącą go od celu odległość i z głośnym
hukiem zatrzasnął źródło zimna.
- Ty! - zaczął wskazując palcem na skuloną
w łóżku dziewczynę. - Masz odpoczywać i ani mi kiwnąć palcem dopóki nie
przyniosę ci gorącej herbaty, zrozumiano?!
Zgrzytając zębami czekał, aż woda w
czajniku zacznie się gotować. Żeby zająć czymś ręce bawił się sznurkiem od
saszetki machając nią na prawo i lewo.
Gdy gniew spowodowany niewiedzą o chorobie
dziewczyny opadł zaczął poważniej zastanawiać się nad różnymi możliwościami
pomocy. Po pierwsze i najważniejsze powinien dać jej jakieś tabletki na przeziębienie.
Przeszukując kolejne szafki w skromnej
kuchni znalazł jedynie opakowanie pastylek na ból gardła. Cóż, lepsze to niż
nic. Następnym razem zabierze apteczkę, którą otrzymał na urodziny od
przyjaciół. Jeszcze wtedy perfidnie śmiali mu się w twarz widząc kolejne
zadrapania. Bynajmniej nie musiał narzekać na niepraktyczność podarunku. Taka
ilość leków wychodziła grubo ponad przeciętną. Był pewien, że nawet znalazłby w
niej smoka, gdyby zaszła potrzeba.
Zaniósłszy Lucy gorący napój i pastylkę
postanowił, że wyjdzie do domu tylko na moment, by zaraz wrócić. Będzie tu
koczować ile trzeba.
- Dziękuję. - rzekła trzymając mocno kubek.
Natsu nie zamierzał przymknąć oka na to, że
próbuje ukryć przed nim dreszcze. Zwinnym ruchem wskoczył na posłanie i
usadowił się za plecami blondynki. Silnym ramieniem przyciągnął ją do siebie.
- P-przestań. - szepnęła wstydliwie.
- Chcesz pogardzić przyjemnym ciepełkiem mojego
ciałka? - spytał powoli z przenikliwym wzrokiem.
- To takie.. - przerwała na moment, by
spróbować wiercenia się.
- I coś narobiła? - burknął zaskakująco
łagodnie. - Poplamiłaś bluzkę.
- Wszystko twoja wina! - stwierdziła
wojowniczo nastawiona. Jednak choroba robiła swoje i mimo zwykłego wybuchu Lucy
straciła część codziennego wigoru.
- Osoby w takim stanie jak ty nie powinny
przebywać same w tak małym mieszkaniu. - oświadczył patrząc na dziewczynę
krytycznym wzrokiem. - Na mocy naszego układu przypominam, że mam prawo do
ochrony twojej osoby!
- Przed zarazkami? - spytała unosząc lekko
kąciki ust.
- Nawet tymi najzwyklejszymi. - zapewnił
uspokajająco.
Heartfilia wypuściła długo uwięziony w
płucach wdech i z większą pewnością oparła się o tors Natsu. Musiała przyznać,
że jego wysoka temperatura była bardzo przydatna. Szczególnie w takich
sytuacjach, jak ta.
Rozpromieniony Dragneel zajął dziewczynę
miłą rozmową dopóki ta nie wypiła herbaty, aż do ostatniej kropli. Złapał ją
nawet na celowym przedłużaniu chwili, ale udawał, że niczego nie dostrzegł.
Niechcący pokazał się z tej samolubnej strony.
- Tak właściwie, to jak udało ci się
przesunąć te wszystkie rzeczy? - zastanowił się głośno. - Meble nie są wcale
takie lekkie.
Lucy zmieszała się lekko i odwróciła wzrok.
- Gray tu dziś był. - wyznała skruszona
zupełnie jakby popełniła jedno z najgorszych przestępstw. - Uparł się, że nie
powinnam spać pod oknem i pozmieniał tu wszystko.
- Oh, tak? - mruknął sam do siebie.
Trzeba będzie mu się jakoś odwdzięczyć. W
zanadrzu zawsze znajdzie się jakiś plan.
- Witaj najlepszy, najinteligentniejszy i najatrakcyjniejszy przyjacielu na świecie! - zaszczebiotał Natsu i uwiesił się na ramieniu Graya.
- Planujesz coś odnośnie tego ostatniego? - spytał posyłając chłopakowi spojrzenie pełne politowania. - Zmieniłeś orientację, czy jak?
- Fuj, nie! - poprawił się szybko. Gwałtownie machając rękoma pokazywał, jak bardzo wypierał się swoich poprzednich słów. - Dwa razy na nie! A nawet trzy!
- Więc dlaczego napadasz na mnie podczas spaceru. - westchnął do siebie. Nie zabrzmiało to na pytanie a smutne stwierdzenie faktu.
- Chciałem ci zaproponować męski sparing. - wyznał tajemniczo. Ukradkiem rozejrzał się jakby miał właśnie przekazać jeden z detektywistycznych sekretów swojemu wspólnikowi.
- Taki męski, męski? - Gray podłapawszy atmosferę zaczął mówić ściszonym głosem. Na jego twarzy pojawił się bojowy uśmiech.
- Jak najbardziej męski. - zapewnił tonem podobnym do sprzedawczyni zza roku. Sprytna kobieta potrafiłaby wcisnąć człowiekowi zwykły kamień, który rzekomo posiadałby magiczne właściwości. Oczywiście Natsu nigdy się na to nie złapał! No może raz…
- Wreszcie mówisz jak facet. - rzekł zadowolony Fullbuster i przyjacielsko klepnął różowowłosego w ramię. - Poza tym nie wierzę, że tylko mi zardzewiały kości.
Dragneel wydał w duchu cichy okrzyk zwycięstwa. Nie dość, że w końcu sobie powalczy, to jeszcze odegra się za wizytę w domu Lucy! Chociaż wedle niej samej do niczego specjalnego nie doszło. Nazwała to „przyjacielską pomocą”. Chcąc nie chcąc musiał jej uwierzyć a to doprowadziło do wewnętrznych przemyśleń. Wniosek był jeden: ostatnimi czasy bardzo zaniedbał relacje z Grayem. I jakby nie patrzeć wypadałoby je nieco podreperować.
Powodem ich małego sporu w życiu uczuciowym była Lucy. Poza tym mogli pluć sobie nawzajem w twarz, gryźć się i kłócić a i tak pierwsi spędziliby pełen przygód dzień.
Dużo łatwiej byłoby, gdyby Fullbuster znalazł sobie inny obiekt westchnień. Jedyną deską ratunku była Juvia, ale ta przestała pałać jakimkolwiek zainteresowaniem do maga. Będzie musiał to niedługo zmienić…
Wydawali się by być dobrą parą. Zimny chłopak i czuła dziewczyna, która roztopi jego serce… niech to szlag! Wszystko brzmi jak scenariusz kiepskiej książki! Czy magiczna siła wymyślająca tę historię nie mogłaby bardziej się postarać?
Ten moment był dla Natsu, niczym grom z jasnego nieba. Czas zabawić się w swatkę!
Zanim wszyscy i wszystko wróciło do swego naturalnego rytmu kalendarz informował o nadejściu kolejnego miesiąca, czyli listopada. Właśnie pierwszego dnia Natsu i Gray mięli rozpocząć swój trening, gdyż oboje musieli w tym czasie wybrać się na kilka misji, co by załatać dziury w budżetach.
Jesień zawitała już na dobre a deszcz wpisał się do codzienności każdego mieszkańca Magnolii. Ulice zyskały wiele ciekawych barw, dzięki różnorodnym wzorom parasolek.
Erza i Lucy szły właśnie przez sam środek chodnika. Trzymające się pod ręce maginie promieniały światłem, które rekompensowało ukryte za ciężkimi chmurami słońce. Do życia każdej z nich wkradali się mężczyźni. O ile tak można nazwać nieprzewidywalnych chłopców…
- Dawno nie spędzałyśmy razem tyle czasu, prawda? - rzekła Erza odgarnąwszy za ucho kosmyk czerwonych włosów.
- O tak. - westchnęła Lucy. - Mam być zazdrosna?
Scarlet posłała przyjaciółce zdezorientowane spojrzenie.
- Jellal. - dziewczyna z pokiwała głową. - Cały czas gdzieś razem wychodzicie. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz poszłyśmy na miasto, czy misję.
- Przepraszam. - na twarzy winowajczyni pojawił się rumieniec wstydu. - Wybacz, że was zanie..
- Nie przepraszaj. - przerwała jej, nim zaczęłaby swój półgodzinny wywód przepełniony skruchą. - Jesteś szczęśliwa i o to chodzi. Ale nie możesz o nas zapomnieć.
Podobno łagodne reprymendy wypowiedziane delikatnym tonem z uśmiechem na ustach są najbardziej trafne. Oczywiście dla osób takich jak Erza.
- Muszę wam to jakoś wynagrodzić. - przyrzekła bardziej sobie, niż rozmówczyni. - Wiem! Zapraszam cię jutro na jedenastoodcinkowy maraton „No.6”! Cz: kochaam
- Co tam znowu znalazłaś? - spytała podejrzliwie Lucy. Ich ostatni wieczór filmowy skończył się niekontrolowanym atakiem śmiechu. To całkiem zrozumiałe jeżeli mówimy o komedii, ale tylko mordercy rechoczą się bez opamiętania na horrorze. Dość brutalnym horrorze.
- Nie mam pojęcia. - wyznała Erza i w wyrobionym już odruchu przejechała sobie palcami po policzku. - Ostatnio trafiłam na to w wypożyczalni. Pracownica zarzekała się, że jest świetne.
Lucy wzruszyła ramionami.
- Nie pozostaje nam nic innego, jak przekonać się o tym na własnej skórze.
Maginie zachichotały zgodnie i zaczęły układać listę przekąsek. Co to za babski wieczór filmowy bez odpowiedniej ilości niezdrowego jedzenia?
- To tu? - spytała Heartfilia, gdy jej przyjaciółka zatrzymała się pod bardzo ładnym budynkiem.
Erza skinęła głową i zadzwoniła do drzwi.
Z wnętrza domu dało się usłyszeć cichą melodię. Parę przygłuszonych kroków później ktoś po drugiej stronie przekręcał klucz w zamku.
W drzwiach pojawiła się Noemi. Z jej twarzy jak zwykle nie dało się wiele odczytać. Oczywiście poza brutalną wręcz obojętnością.
- Jeżeli szukacie Wilsona, to wyszedł parę minut temu. - rzekła obojętnym tonem. Świetnie nadawałaby się na krytyka teatralnego. Z pewnością siałaby postrach wśród wszystkich aktorów.
Lucy uśmiechnąwszy się nieśmiało wyjawiła powód ich wizyty.
- Przyszłyśmy do ciebie.
- Mnie? - nawet jeżeli była zaskoczona, nie dała tego po sobie poznać. - Dlaczego?
- Natsu ma pewną prośbę. - zaczęła Scarlet.
W tym czasie między nogami Yasashisy pojawił się Gaspar. Czarny futrzak z lubością ocierał się o nogi swej pani i nieświadomie ją ogrzewał.
- Powinien sam przyjść. - zauważyła celnie. Jako, że pogoda na zewnątrz nie była zachwycająca to weszła w głąb mieszkania. Kiwnąwszy głową na maginie dała im znak, żeby weszły do przedpokoju.
Gaspar fuknął cicho i odszedł w stronę kuchni z dumnie uniesionym ogonem. Najwyraźniej goście nie byli dla niego aż tak interesujący jak miska z kocimi przysmakami.
Noe posłała zwierzakowi ostrzegawcze spojrzenie, gdy ten się obudził. Nie ma tak dobrze, by ostro przytył i zamiast normalnie chodzić turlał się po podłodze.
Lucy przyznała gospodyni rację.
- Jest zbyt uparty, żeby to zrobić. - rzekła ze smutkiem w oczach. - Mówił, że chce cię polubić a jednocześnie ma jakiś uraz.
- I niby kobiety są skomplikowane? - parsknęła między salwami gorzkiego śmiechu. - Czego miała dotyczyć rzekoma prośba?
- Treningu. - odpowiedziała Erza, która rozpinała płaszcz. - Natsu i Graya.
- Graya? - Noemi zmrużyła oczy.
- Fullbustera. - sprostowała blondynka.
- Ach, już pamiętam. - mruknęła przypominając sobie odpowiedniego maga. - To ten, co wygląda jakby miał kija w czterech literach?
Dziewczyny zachichotały zgodnie.
- Tak, to ten sam. Jedyny i niepowtarzalny.
- Co do treningu - zaczęła szarooka. Trzymając ręce skrzyżowane na piersi nie wyglądała na zbyt przyjaźnie nastawioną. - Nie zgadzam się.
Och, dlaczego o Pani?
- Jest jakiś powód? - spytała Lucy przygnębionym tonem.
No właśnie?
Yasashisa skrzywiła się na dźwięk słyszalnego tylko dla niej głosu. Słowa alter-ego ociekały jadem. A gdzie jad tam i niebezpieczeństwo.
- Są zbyt roztrzepani i dziecinni. - wyjawiła, choć nie tylko ten czynnik zaważył na decyzji. Akurat on był najmniej istotni.
- W prawdziwej walce dają z siebie wszystko. - zapewniła Erza. Prawdopodobnie ze stresu bawiła się palcami.
- Załóżmy, że tak. - niechętnie, ale przyznała im częściową rację. Przemierzywszy pół salonu w końcu zasiadła na kanapie, by z niej kontynuować rozmowę. - Czemu zwracacie się właśnie do mnie?
Na czole Noe pojawiła się małą zmarszczka wynikająca z głębokiego zamyślenia. Przecież nie miały zielonego pojęcia o jej utracie kontroli.
- Natsu wspominał o waszej wspólnej sparingowej walce. - rzekła Lucy przestępując z nogi na nogę.
Sparingowej! Ha!
Szarooka otwierała usta, by podać kolejny powód dzięki, któremu będzie miała święty spokój, gdy poczuła nikłą magię. Z początku pomyślała o Cieniach jednak zaraz odrzuciła tę opcję. Czyli ktoś walczył. A aura jednej z tych osób była zaskakująco gorąca.
Jeszcze raz omiotła wzrokiem maginie. Ostatnio coraz częściej je spotykała. Za każdym razem przyklejały się do niej jak rzep, by zamienić kilka słów. I o dziwo nie było to fałszywe. Różowe aury zawsze lśniły zdrowym blaskiem. Może właśnie to, a może ich determinacja widoczna na pierwszy rzut oka nakazała Noe wstać i udać się w kierunku pola bitwy? Może…
***
Oto jeden z przypadków, w których nie wiem kiedy skończyłabym rozdział i muszę go podzielić. Święta świętami, nowy rok też, ale i szkoła coraz bliżej, a co za tym idzie sprawdziany, brr.
Jak zauważyliście (ciężko nie) szablon został zmieniony. Czas na małe zmiany a ten z miejsca przypadł mi do gustu, mimo żadnych znaków związanych z FT.
A i zaczęłam pisanie pierwszego rozdziału bloga o Bleachu. Niebawem powinnam go skończyć i przy następnej notce podam jego link. :)
Wybacz, że tak późno komentuję ^^"
OdpowiedzUsuńW każdym razie - Happy dopingujący Natsu, ale nic poza tym: taki Happy'owaty, taki uroczy <3 No i sam fakt, że Natsu próbował coś konkretniejszego wymyślić... I ostateczna decyzja - spontan zawsze najlepszy xD
No i opieka nad przeziębioną Lucy <3 A przemeblowanie... Tak nie cierpię GrayLu, jako brotp okej, ale jako pairing - tak bardzo nie... I niby mogę to podciągnąć pod tę przyjaźń tylko, ale jednak... no kurde, Czarna, tak bardzo grasz na moich uczuciach, podczas gdy tak bardzo chcę NaLu! xD Ale będę cierpliwa :3 No, postaram się. No, nie obiecuję, ale spróbuję się postarać być cierpliwa xD
Ogólnie rozdział uroczy ;3
Wena i w ogóle!
Pozdrowionka! c:
I ten. Tak bardzo rozumiem twój ból ze szkołą. A jeszcze mam wrednie - w poniedziałek idę, a we wtorek nie, bo Trzech Króli, jakby poniedziałku też nie mogli zrobić wolnego :c