Jeżeli walka z przeciwnikami idzie ci tak
dobrze to, co zrobisz, gdy staniesz przeciw sobie Erzo Scarlet…
Czerwonowłosa raptownie otworzyła oczy. W
głowie wciąż rozlegało się jej echo dziwnego głosu. Był on całkiem zniekształcony,
więc ciężko było określić, do kogo on należał. Chwilę temu jeszcze spoglądała
na wystraszone twarze przyjaciół a teraz znajdowała się sama w ciemnej
przestrzeni nie czując gruntu pod stopami.
Magini rozejrzała się dookoła, jakby chciała
odszukać czegoś wzrokiem. Po jej plecach przeszedł dreszcz. Czuła, że zaraz coś
się stanie.
Wtem cienie wokół dziewczyny rozbłysły
podłużnymi światłami. Erza zmrużyła na moment oczy a chwilę później ujrzała
przed sobą wszystkie swoje miecze. Wiedziała, że posiadała ich całkiem sporo,
lecz i tak przeraziła się widokiem narzędzi. Były ich setki.
Naprzeciw magini zmaterializował się jej
sobowtór. Różnica w wyglądzie polegała na tym, że oczy przeciwniczki rozbłysły
szkarłatnym blaskiem.
- Pokaż, na co cię stać, Erzo! - zawołała czerwono
oka i jak na rozkaz do jej dłoni podleciał miecz pasujący do zbroi
Niebiańskiego Koła. - Dalej!
Scarlet spięła się jednak po chwili i ona
dzierżyła w dłoni broń.
Dziewczyna sparowała atak przeciwniczki.
Przynajmniej tak jej się wydawało, bowiem miecz, który trzymała rozpadł się na
drobne kawałeczki pod wpływem nacisku sobowtóra. Prawdziwa Scarlet natychmiast
odskoczyła chwytając po drodze kolejną z lewitujących w ciemnościach broni.
- Coś ci się chyba złamało. - zakpiła czerwono
oka z szyderczym uśmiechem.
- Wypadek przy pracy. - skomentowała starając
się nie dać sprowokować.
Fałszywa Erza ponowiła atak i w tym
przypadku doszczętnie niszcząc broń Scarlet. Później jeszcze raz. I kolejny.. a
po nim następne.
Czerwonowłosa odskoczyła ciężko sapiąc. Co
to miało niby być? Jakim cudem każdy z jej mieczy obracał się w proch?
- Znowu coś zepsułaś. - zaśmiał się
sobowtór. - Nie mów, że nie potrafisz utrzymać kawałka stali w jednym kawałku?
- Mów za siebie. - odparła dziewczyna
analizując w głowie całą sytuację.
- Powiedz mi coś.
Erza nie odpowiedziała.
- Jeżeli zawsze podczas walki krzyczysz, że
pokonasz wroga dla swoich przyjaciół to jesteś w stanie zabić samą siebie przed
upływem czasu…
- Jakiego czasu? - zapytała zszokowana.
- Och nie wiesz? Jeżeli nie wygrasz ze mną
w ciągu kilku następnych minut spadniesz a twój los będzie zależał od kogoś
innego.
Nie ma czasu na myślenie! Trzeba to szybko
zakończyć. Mimo, że była na straconej pozycji, to wcale nie zamierzała polec w
walce.
Gestem ręki Scarlet przywołała kolejny ze
swych mieczy.
Ruszyła w kierunku przeciwniczki z
największą prędkością na jaką było ją stać. Zadała cios a broń nie zniszczyła
się. Zazgrzytały miecze.
- Hę? Udało ci się? - pełen podziwu
sobowtór uśmiechnął się. - Pamiętaj o ich prawdziwym przeznaczeniu. - zagroziła
i zaatakowała.
Erzie nie udało się uskoczyć na czas i
poczuła na swoim ciele piekącą ranę. Sięgała od lewego ramienia i ciągnęła się aż
po brzuch.
- Boli? Cóż zaraz nie będziesz czuć już
nic. - zapowiedziała unosząc dłonie w górę.
Wszystkie miecze zwróciły się w kierunku
Scarlet, która przerażona cofnęła się jakby chciała uciec przed wszystkimi
ostrzami.
Przez jakiś czas obydwie trwały w pełnej
napięcia ciszy. W końcu jedna z walczących odezwała się.
- Tik tak. Minuta albo śmierć.
W tym czasie w myślach magini Fairy Tail
panował chaos. Co robić! Jak pokonać… samą siebie?
Sobowtór westchnął gestem ręki przyzwała
jedno ze lśniących ostrzy a ono poszybowało prosto do celu boleśnie wbijając
się w ramię Erzy.
- Ile będziesz tak stać?
Czerwonowłosa spojrzała na siebie.
- Dlaczego taka jestem? - zapytała
ściszonym tonem.
- To znaczy?
- Dlaczego gdy stoję twarzą w twarz z kimś
innym potrafię wykrzesać z siebie siły a patrząc na ciebie czuję…
- Ciii już dobrze. - czerwono oka położyła
dłoń na włosach dziewczyny. - Powiem ci. - szepnęła pochylając się nad jej
uchem. - Nie znasz własnych słabości.
Sobowtór zaśmiał się gorzko i z całej siły
pchnął mieczem w pierś Erzy.
Czarny świat zaczął pękać. Scarlet straciła
z oczu samą siebie i poczuła jak traci równowagę. Wszystko wokół niej zaczęło wirować
tak, że nawet nie zauważyła jak zaczęła spadać w ciemną otchłań.
- Przyjaciele, wybaczcie. - wyszeptała a po
jej policzku spłynęła samotna łza.
Płakałam. Cały czas. Nie mogłam się ruszyć
choćbym nawet i chciała. Jakaś magiczna siła kazała mi stać w bezruchu. Dlatego
mogłam tylko patrzeć jak na ciele Erzy pojawiają się kolejne rany. Co z nami
teraz będzie?
- Natsu. - mój głos drżał. - Boję się.
- Nie martw się. Wydostanę nas stąd.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czarna:1 nauka do egzaminu:0 = rozdział! :D
A dzięki 3000 wyświetleń rozdział w niedzielę a nie poniedziałek.
Cieszę się, że ktoś czyta to, co piszę. Dziękuję również za Waszą motywacją w postaci komentarzy!
<3
A dzięki 3000 wyświetleń rozdział w niedzielę a nie poniedziałek.
Cieszę się, że ktoś czyta to, co piszę. Dziękuję również za Waszą motywacją w postaci komentarzy!
<3
UUUUUU.... Rozdział boski! Co tam że krótki! Ekscytujący! Mam nadzieję,że częściej będziesz wygrywać z nauką! ;-)
OdpowiedzUsuńNo po prostu cudny rozdział choć krótki. Ale czekaj...Jak Erza mogła przegrać?! T.T Jak ty wygrałaś z Erzą ty sobowtórze jeden! Zabije cię! *idzie do podróby*
OdpowiedzUsuńLaxus: *łapie za ramię* Gdzie ty się wybierasz?
Idę zabić sobowtóra Erzy!
Laxus: O nie. Teraz lecisz do Narni! *wrzuca do szafy*
Hej!!! Laxus otwieraj! Ja muszę iść ją zabic!!
Laxus: Nie. Jak skończę komentować to cię wypuszczę.
A żeby cię piorun trzasnął.
Laxus: *przewraca oczami*No o czym to ja.. A tak bardzo fajny choć też nie rozumiem czemu Erza przegrała ze sobą. No ale cóż mam nadzieje, że w następnym rozdziale nikt nie przegra, bo z Malinq to już chyba sam sobie nie poradzę.
Życzymy weny i do nastepnego~
Laxus&Malinq