poniedziałek, 12 maja 2014

Cienie - rozdział 22 - Ludzki odruch

~Gray~
- To przecież ona zniszczyła Septentrio! - krzyknął ktoś z tłumu magów zasiadających w głównej sali gildii Fairy Tail. Od dłuższego czasu było w niej tłoczno i duszno. Nieprzyjemną atmosferę można by ciąć nożem i rozdawać na talerzach.
    Sztywno spojrzałem na dziewczynę, którą trzymałem na rękach. Ciężko oddychała a na ubrudzonej twarzy malował się ból.
    Wyglądała tak… niewinnie. Nie powiedziałbym, że jest kimś zdolnym do spalenia całego miasta. W tej chwili była osobą walczącą ze śmiercią a inni nie chcieli nic z tym zrobić! Nawet, jeżeli była wrogiem to utrzymanie jej przy życiu jest dobrym posunięciem! Dzięki niej możemy dowiedzieć się czegoś o Zerefie. Jednakże nie potrafiłbym wykorzystać tak tej całej sytuacji. Nie, gdy wciąż miałem przed oczami jej wystraszoną twarz. Bała się! Tak samo jak normalny człowiek, to zupełne przeciwieństwo bezlitosnej maszyny stworzonej do zabijania.
    - Musimy jej pomóc! - piekliłem się.
    - Dlaczego, Gray? - zapytał nagle Makarov.
    Wszystkie szepty ustały. Każdy mag czekał na dalszy rozwój wydarzeń. To jakaś kiepska telenowela, czy co? O czym oni myślą?
    Nie odpowiedziałem od razu.
    Wciąż przed oczami miałem scenę sprzed kilku godzin. Zaraz po zniknięciu Zerefa puściłem się biegiem w kierunku gildii. Nie spodziewałem się, że reszta ruszy za mną po tym, co zrobiłem. To ja jestem tą świnią. To ja zraniłem Juvię, chociaż tego nie chciałem a teraz wkopuję się w jeszcze większe bagno próbując ratować wroga. Ironia losu.
    - Byłem tam, gdy pojawił się po raz pierwszy. - zacząłem ostrożnie. Magowie posyłali mi najprzeróżniejsze spojrzenia. Od złości i obrzydzenia po szczere zdziwienie. - Jeszcze zanim pojawił się przy was. - przeniosłem wzrok na Natsu, Erzę i Lucy. Oni jedyni czekali z osądem. - Ona nie była sama… chłopak imieniem Wilson został i walczył w jej obronie, by dać nam czas na ucieczkę. Sądzę, że między nimi jest coś na rzeczy! Coś poważniejszego, niż nam się wydaje.
    - Rozumiem. - mruknął cicho Mistrz. - Zanieście ją do skrzydła szpitalnego. Wendy, pomóż im.
    Zaskoczyła mnie jego decyzja. Tak po prostu?

~Shado~
    Rozpadam się. W ostatnim czasie znacznie osłabłam i nie będę temu zaprzeczać. Chciałabym krzyczeć z poirytowania, lecz nawet nie jestem w stanie kiwnąć palcem. Wciąż posiadam świadomość, wiem, co dzieje się wokół. To wszystko jest takie pogmatwane. Raz czuję, że mogłabym zniszczyć wszystko znajdujące się na mojej drodze a już chwilę później mam ochotę uciec, schować się i nigdy, przenigdy nie wychodzić z kryjówki.
    Rezerwami sił zmuszam się do otworzenia oczu. Obraz, który widzę jest całkowixcie zamazany jednak po kilku sekundach ostrość powraca. Znajduję się w małym pokoiku. Jest tu tylko mała szafka, na której stoi szklanka wypełniona do połowy wodą i łóżko, w którym leżę. Okno po mojej lewej jest uchylone a zielone zasłony delikatnie falują pod wpływem wiatru.
    Poruszam palcami, po kilku próbach odzyskuję władzę w rękach. Gdy siadam biała, mokra szmatka spada z mojego czoła. Natychmiast łapię się za głowę próbując stłamsić ból, który towarzyszył mi od czasu, gdy odzyskałam część przytomności. Moje brązowe włosy opadają zasłaniając część twarzy. Po chwili bezczynnego siedzenia wygrzebuję się z puchowej kołdry.
    Ostrożnie stawiam bose stopy na drewnianej podłodze, która zaczęła przeraźliwie skrzypieć. Niepewnie robię pierwszy krok. Upewniwszy się, iż nie stracę przytomności powoli zbliżam się do brązowych drzwi. Wyciągam bladą dłoń przed siebie i delikatnie chwytam za klamkę. Przez chwilę nasłuchuję, czy nikogo nie ma w pobliżu po czym ignorując nasilający się ból otwieram drzwi i przechodzę ich próg.
    Wychodząc na korytarz rozglądam się wokół. W końcu decyduję się zejść schodami prowadzącymi w dół.
    Cicho stąpam po kolejnych stopniach i staram się wychwycić kilka słów z rozmowy prowadzonej przez nieznane mi osoby.
    - Jest niebezpieczna.
    - W takim stanie nie powinna stanowić dla nas żadnego zagrożenia.
    - A jeżeli się już wyleczy?
    Cisza.
    - No właśnie! Nie wiemy, co może się stać!
    - Popieram. Daliśmy schronienie przestępczyni, która spaliła całe miasto!
    Gwałtownie się zatrzymuję. Nie dlatego, że widzę grupę osób z ogromną siłą, ale przez przekonanie, iż mówią o mnie.
    Zasłaniam usta dłonią.
    Co takiego zrobiłam?
    Nie pamiętasz, jak było fajnie?
    Kim jesteś?!
    W mojej głowie rozbrzmiewa szyderczy śmiech.
    Wkrótce się dowiesz…
    Oddech więźnie mi w gardle. A ciało samo idzie na spotkanie z wrogiem.

~Gray~
    - Ta dyskusja nie ma żadnego sensu. - powtórzyłem po raz któryś. - Wyjaśnimy wszystko, gdy tylko się obudzi.
    Odkryłem kolejną rzecz, z której mogą być dumni magowie Fairy Tail. Zawziętość inaczej tłumaczoną jako ośli upór. Człowiek mówi takim, żeby chwilę poczekali to nie! Po co? Lepiej kłapać jadaczką na wszystkie strony.
    Westchnąłem poirytowany i upiłem duży łyk gorzkiego napoju ze swojego kubka.
    Rozglądałem się po gildii obserwując inne osoby. Płomyczek o dziwo siedział w kącie i jakby nad czymś myślał (z marnym skutkiem). Kawałek dalej Lucy rozmawiała z Levy cały czas gestykulując. Zatrzymałem wzrok na blondynce i uśmiechnąłem się. Erza jadła któryś z kolei kawałek ciasta zdając raport Smoczym Zabójcom. Wendy i Mira wertowały księgi szukając zaklęcia przywracającego siły.
    - Popieram. Daliśmy schronienie przestępczyni, która spaliła całe miasto! - usłyszałem zza swoich pleców.
    - Jet, Doroy! Zamkniecie się wreszcie, czy mam wam pomóc? - krzyknąłem z hukiem odstawiając kubek na ladę.
    Zrobiło się cicho.
    Wszyscy zgromadzeni wlepili wzrok w jeden punkt. U podnóży schodów stała Shado. Dłonią zasłaniała usta. Widziałem, jak cała drżała.
    - G..gdzie jest Wilson? - zapytała słabym głosem wpatrując się w podłogę. Bała się spojrzeć na nas.
    - Nie powinna pani wstawać. - Wendy jako pierwsza przecisnęła się przez tłum magów i podeszła do Shado.
    - Wybacz. - na twarzy „wroga” zagościł smutek. - Powiedz, czy on jest tu?
    - Nie widzieliśmy nikogo oprócz ciebie. - do dyskusji wtrąciła się Lucy. Blondynka starała się być jak najbardziej delikatna.
    - Muszę do niego iść! - stan Shado uległ zmianie. Nagle spoważniała. - Przepuśćcie mnie.
    - Nie może pani nigdzie iść, nie odzyskując sił. - zauważyła Wendy.
    Dziewczyna spojrzała na Smoczą Zabójczynię. Elfman stojący przede mną spiął się, by być gotowym na niespodziewany atak jednak to, co zrobiła Shado zaskoczyło nas wszystkich.
    - Czy zostawiłabyś przyjaciela w rękach wroga? Osobę, której najbardziej ufasz? Wilson jest dla mnie kimś ważnym. On… on pomaga mi i martwi się o mnie. Zupełnie jak człowiek. - w szarych oczach widać błysk smutku. Na twarz dziewczyny wstępuje pot. Gdy robi krok w przód jej nogi uginają się jednak w sali gildii wciąż słychać szept. - Czy nie byłoby ludzkim odruchem gdybym poszła go ratować? - po tych słowach traci przytomność głucho opadając na ziemię.
***
Zadanie dla wszystkich, którzy przeczytali!
Podaj 3 słowa, które Twoim zdaniem określają Shado :D

3 komentarze:

  1. Rozdwojenie jaźni (?), tajemnicza, szczera :D Bardzo ciekawy rozdział ;) Ciekawa jestem jak to wszystko się potoczy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapatrzona w siebie, przeceniająca swoje siły i zagubiona. Wiem, wiem tak źle oceniać, ale ja po prostu nie lubię wymyślonych postaci w fanfikach, bo (prawie) zawsze są one najładniejsze, pokonują bez problemu najsilniejszych bohaterów i są związane z jakąś tajemnicą, do której są kluczem (nie wiem czy to ostatnie zrozumiałaś, bo pisałam dość nieskładnie) no, a już szczytem jest to kiedy okazują się one czymś rodzeństwem i wtedy wszystkie paringi mogą się pójść jebać. No ale to jest moje zdane w twoim opowiadaniu dobre jest to że wymyślone postacie nie wychodzą na pierwszy plan.

    OdpowiedzUsuń

Po ilu komentarzach Czarna się uśmiechnie? :3