poniedziałek, 5 maja 2014

Cienie - rozdział 21 - Droga (bez) łez: Natsu

    Byłem wściekły. Normalnie czułem, jak wszystko się we mnie gotuje. Najpierw Erza, teraz Lucy. Zacisnąłem dłonie w pięści, niech no ja tylko dorwę tego, kto to wszystko robi! Byłem bezsilny. Nie mogłem nic zrobić, w dodatku Lucy odpłynęła parę minut temu i przestała reagować na moje wołanie. Choć na razie nic złego się z nią nie dzieje, wiele bym oddał, by móc dowiedzieć się, co właśnie robi…
    Kilkanaście przerażająco długich minut później Lucy zaczęła lśnić. Małe punkciki migotały na jej bladym ciele. Nie mogłem oderwać od niej wzroku.
    W pewnej chwili część blasku długim sznurem przeniosła się Erzę, której rany zaczęły znikać.
    Odetchnąłem z ulgą.

Co zrobisz, gdy nie wszystko będzie dziać się po twojej myśli Natsu Dragneel’u?
    Gwałtownie zaciągnąłem się powietrzem.
    - Natsu, dotarliśmy do Hargeonu! - zawołał Happy stojąc nade mną. - Wstawaj! Wstawaj!
    Zaraz za nim stał konduktor, który mówił coś w rodzaju „Wszystko z nim w porządku?”
    Leżałem z plecakiem na plecach i twarzą przyciśniętą do podłogi. Jak ja nienawidzę pociągów (i w ogóle wszystkiego, co ma kółka i jeździ. Tak to was mówię wy szatańskie stworzenia zła!)!
    - To dla mnie zbyt wiel… - urwałem w połowie zdania. Zaraz przecież to już było! Jak mógłbym zapomnieć o tym dniu? Przecież to właśnie w nim poznałem Lucy.
    Kolejna fala mdłości wstrząsnęła mną a w ustach poczułem okropny smak.
    Happy tymczasem zdążył już wysiąść z wagonu. Mówił coś o informacjach i Salamadrze. Ach tak, wtedy właśnie szukałem Igneela. Zacisnąłem dłonie w pięści. Co się tu do licha dzieje?
    Zwlokłem się z podłogi i oparłem na oknie.
    - Daj mi chwilę. - mruknąłem słabo do Exceeda.
    W tym momencie pociąg znów ruszył.
    - Jak znowu mogłem o tym zapomnieć?! Pomocy! - nikt nie zamierzał wysłuchać moich próśb a pociąg wyruszył w piekielną trasę. Jak Mrożonki nienawidzę i boję się Erzy tak nie przeżyję tego!
    Ciekawe, co wtedy w tym czasie robiła Lucy? Jakoś nigdy się tym nie interesowałem.

    - Dwa razy jechać tym wytworem zła. - mruczałem pod nosem.
    - Bardziej martwiłbym się obiadem. - odpowiedział bezlitośnie Happy.
    - Powiedz, ten Salamander to naprawdę Igneel? - zapytałem wbrew sobie. Zaczynałem tracić kontrolę nad własnym ciałem. Co się dzieje? Dlaczego mówię to, czego nie chcę?
    - Tak tylko, Igneel mógłby otrzymać przydomek Ognistego Smoka.
    Nie! Przestań! To już było kilkanaście lat temu!
    Ty, który mną sterujesz… PRZESTAŃ! - krzyczałem w myślach. 
    W pewnym momencie chcąc nie chcąc dostrzegłem grupkę dziewczyn krzyczących: „Panie Salamandrze”, „Proszę mnie spalić”.
    Teraz pamiętałem wszystko dokładniej. Wtedy szczęśliwy podbiegłem do tłumu licząc na spotkanie z Igneelem. Zamiast tego zobaczyłem oszusta, który manipulował otaczające go wielbicielki. Wśród nich była Lucy. Wbiegłem na maga tym samym oswobadzając późniejszą przyjaciółkę spod wpływu czaru.
    Tym razem nie puściłem się biegiem przed siebie krzycząc „Igneel”. Obojętnie przeszedłem obok tłumu nawet na niego nie patrząc, chociaż chciałem! Kątem oka dostrzegłem jak oszust obejmuje Lucy ramieniem.
    Cały gotowałem się w środku.
    - Natsu, dlaczego nie podszedłeś? - zapytał zdziwiony Happy.
    - To nie mógł być Igneel. - odpowiedziałem ponuro.
    Exceed nic nie powiedział tylko spojrzał przed siebie. Błagam niech on wyczuje, że coś jest nie tak!
    - Urządzam wieczorem przyjęcie na moim statku. Czujcie się zaproszone. - usłyszałem głos maga podającego się za Salamandra. Pamiętałem, że chwilę później odleciał na kolorowym ogniu. Wtedy też Lucy podziękowała mi za ratunek, choć nie wiedziałem, o co jej chodziło.
    - Chodźmy do portu. - powiedziałem wesoło.
    - Aye!
    Muszę coś zrobić nim Lucy wsiądzie na statek i odpłynie. Wtedy nie miała aż tak wielu duchów, jak teraz i nie była silna.

    Do wieczora siedziałem na kamiennym murku myśląc. Może to właśnie bym robił, gdybym nie wleciał w tłum dziewczyn, jak za pierwszym razem? W sumie to dobrze, że byłem wtedy aż tak porywczy. Dzięki temu poznałem pewną blondynkę…
    - Nie martw się Natsu! Znajdziemy go.
    - Mam nadzieję.
    - Aye!
    Zamknąłem oczy.
    Ile czasu zamierzasz się tu lenić, hę? - czyjś głos rozbrzmiał w mojej głowie. - Nie mam tyle chęci i sił żeby wszystko ci tłumaczyć. W skrócie wszystko, co teraz się dzieje jest iluzją. Musisz zakłócić przebieg mocy tego, kto ją stworzył swoją własną. Stawka jest zbyt wysoka byś mógł się wylegiwać.
    Ostatnie słowa podziałały na mnie jak zimna woda. W uszach słyszałem szum własnej krwi. Nie miałem pojęcia, kto i po co mi pomógł. Wiedziałem tylko, że głos należał do kobiety.
    Gwałtownie wstałem. Na oceanie widać było odpływający statek oszusta. Nie mogłem się teraz na tym skupić. Będąca na nim Lucy nie była MOJĄ Lucy! Fałszywa - oto, co mogę o niej powiedzieć.
    Zebrałem w sobie całą moc, jaką posiadałem.
    Krzyczałem tak długo aż obraz, który widziałem nie rozpadł się na małe kawałki.
    Happy widząc to zaśmiał się i powiedział:
    - Gratulacje, zdałeś.

~w tym samym czasie~
    Wiem, że nie powinnam. Jednakże wtedy ten chłopak nie miałby szans na pokonanie złudzenia. Jego serce nie jest jeszcze wystarczająco silne. Potrzebował mojej pomocy. Co teraz ze mną będzie? Wilson zakazał mi ingerować w sprawy innych. Nawet muszę do niego mówić „Max” na wypadek gdyby ktoś nas zobaczył. Martwię się. Czy to, dlatego, że myśli w mojej głowie są tak pogmatwane nie mogę normalnie funkcjonować?
    Wzdycham cicho.
    Mam na imię Noe. Bynajmniej tak mówi do mnie Wilson. Jestem teraz zupełnie inna niż wcześniej a on pomaga mi odkryć siebie. Gdy pytam go o to, jaka byłam zawsze odpowiada milczeniem, później zaś uśmiecha się smutno i przeprasza. Żyje w przekonaniu, iż wszystko jest jego winą. Nie wiem. To jedyna osoba, której ufam. Więc dlaczego postąpiłam wbrew wszystkiemu?
    Nie mogę się ujawnić, nie dopóki… dopóki, co?
    - Wilson, boję się. - szepczę a po policzku spływa mi pojedyncza łza. Czuję Go. Wiem, że się zbliża. Jego moc to jedyna rzecz, jaką pamiętam.
    - Wszystko będzie dobrze. - odpowiada chłopak trzymając mnie w silnym uścisku. - Obronię cię.
    Czuję jego zapach.
    Zaciągam się powietrzem.
    - Dlaczego to robisz? - łkam cicho chowając twarz przy piersi chłopaka.
    - Jesteś dla mnie ważna. Czy ludzie nie chronią tego, na czym im zależy? - mówi pewnie.
    - Nie wiesz, kim jestem, ja nie wiem, kim jestem! - duszę w sobie krzyk.
    - To nie ma znaczenia. Ważne, że pamiętam ciebie sprzed lat. Zobaczysz naprawię swój błąd.
    - Błąd? - pytam spoglądając na twarz chłopaka. Jego czarne oczy spoglądają na mnie uważnie. Dostrzegam czający się w nich smutek.
    - Przeze mnie jesteś teraz w takiej sytuacji. Ja pomogłem zrobić z ciebie zabójczą maszynę bez uczuć!
    - Wilson. - szepczę nie wiedząc, co powiedzieć.
    Trwamy w uścisku przez kilka sekund. Przyswajam myśli. Byłam niebezpieczna? Co takiego mogłam zrobić?
    Urywam w połowie wdech.
    - Jest tu. - mówi Wilson odsuwając mnie od siebie.
    Widzę go. Maga z czarnymi włosami, czarnymi oczami i czarnym stroju. Wciąż pamiętam jego imię, poza tym nie wiem o nim niczego.
    - Zeref. - syczy Wilson wymawiając imię przybysza jak bluźnierstwo.
    - Nie przyszedłem do ciebie. - odpowiada chłopakowi patrząc wprost na mnie.
    Trzęsę się. Nie jestem w stanie nad sobą zapanować.
    - Co on z tobą zrobił? - kontynuuje. - Silna, władcza, lojalna… Czyżbyś namieszał jej we wspomnieniach? Rozumiem, chciałeś, by zapomniała o swej p r a w d z i w e j stronie. Zamiast tego jednak sprawiłeś, iż nie wie kim jest.
    - To dla jej dobra. - odpowiada ponuro chłopak.
    - Nie wydaję mi się. Czy przywłaszczenie jej sobie nie jest twoją zachcianką? Egoizmem?
    Wilson zaciska usta w cienką linię. Widzę jak zaciska pięści, zbiera moc.
    - Rozumiem, czyli nie zamierzasz zaprzestać swych haniebnych czynów bez walki. Dobrze więc, będzie tak, jak tego chcesz.
    Wszystko dzieje się tak szybko. Mrugam a mój jedyny przyjaciel leży sponiewierany na ziemi. Z ust leci mu strużka krwi.
    Upadam przytłoczona otaczającą mnie energią. Zdążam jeszcze zarejestrować ostatnią scenę.
    - Ty tam za drzewami, nie chowaj się! - krzyczy do ciemnowłosego maga resztką sił. - Zabierz ją w bezpieczne miejsce a ja go powstrzymam. - Wilson podnosi się. Ciężko dyszy.
    Mężczyzna, do którego mówił jest chłodny. Nie ma na sobie koszulki, dlatego też nim zapadam w sen rejestruję niebieski znak gildii.

~Natsu~
    - Nareszcie, mamy go! - krzyknąłem podskakując. W dłoni trzymałem zielony klejnot i machałem nim we wszystkie strony.
    - Oddawaj, bo zgubisz! - ryknęła Erza bijąc mnie po głowie.
    Lucy westchnęła cicho.
    - Widzę, że siły wam dopisują.
    - A jak! - zaśmiałem się.
    Właśnie wracaliśmy z ruin Meridianus. Gdy tylko zniszczyłem iluzję wszystko wróciło do normy. Stare zamczysko powróciło, po tajemniczym głosie nie było nawet śladu. Za to na statuetce pojawiła się mała poduszeczka a na nim nasza piękna, zielona nagroda.
    - Więc został tylko jeden. - powiedziała Erza uśmiechając się.
    Ochoczo przytaknąłem jej.
    Wybuch.
    Ujrzeliśmy przed sobą ogromną, czarną kulę energii, która natychmiast się rozproszyła. Kilka sekund później podmuch wiatru zgiął nas wpół.
    - Co się dzieje? - krzyknęła Lucy osłaniając twarz.
    - Nie mam pojęcia. - odpowiedziała czerwonowłosa. - Bądźcie przygotowani na atak wroga!
    Natychmiast cały się spiąłem.
    Kłęby dymu wywołane wybuchem powoli opadały. Wśród nich dostrzegłem biegnącą naprzeciw postać. Była coraz bliżej, miała dziwne kształty… zupełnie jakby jedna osoba trzymała drugą.
    Z ciemności wybiegł Gray.
    - Co on tu robi?! - krzyknąłem zdziwiony.
    Mag niósł na rękach nieprzytomną dziewczynę.
    - Uciekajcie! - wrzeszczał. - Tu jest niebezpiecznie!
    - Żartujesz sobie? - warknęła Erza. - Kto to jest?
    Zdyszany mag dobiegłszy do nas przysiadł na jednym kolanie wciąż trzymając tajemniczą dziewczynę.
    - Nie mam pojęcia. - powiedział ciężko oddychając.
    Wtedy go poczuliśmy. Ciarki przebiegły mi po plecach. Zeref.
    - Niedługo do mnie wrócisz, moja mała Shado. - chwilę później nachylił się nad dziewczyną i przyłożył dłoń do jej czoła, następnie zniknął.
***
Uwierzycie, że napisanie powyższego rozdziału zajęło mi 4 kartki w Wordzie? Sukces! (zwłaszcza, że zawsze piszę ok 2) I pytanie dnia: Co drużyna FT zrobi z Shado? :D 

1 komentarz:

  1. ooo To było genialne!
    Ta próba Natsu...
    Nawet nie wiem co powiedzieć.
    Przez cały czs miałam banana na gębie!
    A no i szacuneczek za długość ;)

    OdpowiedzUsuń

Po ilu komentarzach Czarna się uśmiechnie? :3