Byłem wściekły. Normalnie czułem, jak
wszystko się we mnie gotuje. Najpierw Erza, teraz Lucy. Zacisnąłem dłonie w
pięści, niech no ja tylko dorwę tego, kto to wszystko robi! Byłem bezsilny. Nie mogłem nic zrobić, w dodatku Lucy odpłynęła parę minut temu i
przestała reagować na moje wołanie. Choć na razie nic złego się z nią nie
dzieje, wiele bym oddał, by móc dowiedzieć się, co właśnie robi…
Kilkanaście przerażająco długich minut
później Lucy zaczęła lśnić. Małe punkciki migotały na jej bladym ciele. Nie
mogłem oderwać od niej wzroku.
W pewnej chwili część blasku długim sznurem
przeniosła się Erzę, której rany zaczęły znikać.
Odetchnąłem z ulgą.
Co zrobisz, gdy nie wszystko będzie dziać
się po twojej myśli Natsu Dragneel’u?
Gwałtownie zaciągnąłem się powietrzem.
- Natsu, dotarliśmy do Hargeonu! - zawołał
Happy stojąc nade mną. - Wstawaj! Wstawaj!
Zaraz za nim stał konduktor, który mówił
coś w rodzaju „Wszystko z nim w porządku?”
Leżałem z plecakiem na plecach i twarzą
przyciśniętą do podłogi. Jak ja nienawidzę pociągów (i w ogóle wszystkiego, co
ma kółka i jeździ. Tak to was mówię wy szatańskie stworzenia zła!)!
- To dla mnie zbyt wiel… - urwałem w
połowie zdania. Zaraz przecież to już było! Jak mógłbym zapomnieć o tym dniu?
Przecież to właśnie w nim poznałem Lucy.
Kolejna fala mdłości wstrząsnęła mną a w
ustach poczułem okropny smak.
Happy tymczasem zdążył już wysiąść z
wagonu. Mówił coś o informacjach i Salamadrze. Ach tak, wtedy właśnie szukałem
Igneela. Zacisnąłem dłonie w pięści. Co się tu do licha dzieje?
Zwlokłem się z podłogi i oparłem na oknie.
- Daj mi chwilę. - mruknąłem słabo do
Exceeda.
W tym momencie pociąg znów ruszył.
- Jak znowu mogłem o tym zapomnieć?!
Pomocy! - nikt nie zamierzał wysłuchać moich próśb a pociąg wyruszył w
piekielną trasę. Jak Mrożonki nienawidzę i boję się Erzy tak nie przeżyję tego!
Ciekawe, co wtedy w tym czasie robiła Lucy? Jakoś
nigdy się tym nie interesowałem.
- Dwa razy jechać tym wytworem zła. - mruczałem
pod nosem.
- Bardziej martwiłbym się obiadem. -
odpowiedział bezlitośnie Happy.
- Powiedz, ten Salamander to naprawdę
Igneel? - zapytałem wbrew sobie. Zaczynałem tracić kontrolę nad własnym ciałem.
Co się dzieje? Dlaczego mówię to, czego nie chcę?
- Tak tylko, Igneel mógłby otrzymać
przydomek Ognistego Smoka.
Nie! Przestań! To już było kilkanaście lat
temu!
Ty, który mną sterujesz… PRZESTAŃ! -
krzyczałem w myślach.
W pewnym momencie chcąc nie chcąc
dostrzegłem grupkę dziewczyn krzyczących: „Panie Salamandrze”, „Proszę mnie
spalić”.
Teraz pamiętałem wszystko dokładniej. Wtedy
szczęśliwy podbiegłem do tłumu licząc na spotkanie z Igneelem. Zamiast tego
zobaczyłem oszusta, który manipulował otaczające go wielbicielki. Wśród nich
była Lucy. Wbiegłem na maga tym samym oswobadzając późniejszą przyjaciółkę spod wpływu czaru.
Tym razem nie puściłem się biegiem przed
siebie krzycząc „Igneel”. Obojętnie przeszedłem obok tłumu nawet na niego nie patrząc,
chociaż chciałem! Kątem oka dostrzegłem jak oszust obejmuje Lucy ramieniem.
Cały gotowałem się w środku.
- Natsu, dlaczego nie podszedłeś? - zapytał
zdziwiony Happy.
- To nie mógł być Igneel. - odpowiedziałem
ponuro.
Exceed nic nie powiedział tylko spojrzał
przed siebie. Błagam niech on wyczuje, że coś jest nie tak!
- Urządzam wieczorem przyjęcie na moim
statku. Czujcie się zaproszone. - usłyszałem głos maga podającego się za
Salamandra. Pamiętałem, że chwilę później odleciał na kolorowym ogniu. Wtedy
też Lucy podziękowała mi za ratunek, choć nie wiedziałem, o co jej chodziło.
- Chodźmy do portu. - powiedziałem wesoło.
- Aye!
Muszę coś zrobić nim Lucy wsiądzie na
statek i odpłynie. Wtedy nie miała aż tak wielu duchów, jak teraz i nie była
silna.
Do wieczora siedziałem na kamiennym murku
myśląc. Może to właśnie bym robił, gdybym nie wleciał w tłum dziewczyn, jak za
pierwszym razem? W sumie to dobrze, że byłem wtedy aż tak porywczy. Dzięki temu
poznałem pewną blondynkę…
- Nie martw się Natsu! Znajdziemy go.
- Mam nadzieję.
- Aye!
Zamknąłem oczy.
Ile
czasu zamierzasz się tu lenić, hę? - czyjś głos rozbrzmiał w mojej głowie.
- Nie mam tyle chęci i sił żeby wszystko
ci tłumaczyć. W skrócie wszystko, co teraz się dzieje jest iluzją. Musisz
zakłócić przebieg mocy tego, kto ją stworzył swoją własną. Stawka jest zbyt
wysoka byś mógł się wylegiwać.
Ostatnie słowa podziałały
na mnie jak zimna woda. W uszach słyszałem szum własnej krwi. Nie miałem
pojęcia, kto i po co mi pomógł. Wiedziałem tylko, że głos należał do kobiety.
Gwałtownie wstałem. Na oceanie widać było
odpływający statek oszusta. Nie mogłem się teraz na tym skupić. Będąca na nim
Lucy nie była MOJĄ Lucy! Fałszywa - oto, co mogę o niej powiedzieć.
Zebrałem w sobie całą moc, jaką posiadałem.
Krzyczałem tak długo aż obraz, który
widziałem nie rozpadł się na małe kawałki.
Happy widząc to zaśmiał się i powiedział:
- Gratulacje, zdałeś.
~w
tym samym czasie~
Wiem, że nie powinnam. Jednakże wtedy ten
chłopak nie miałby szans na pokonanie złudzenia. Jego serce nie jest jeszcze
wystarczająco silne. Potrzebował mojej pomocy. Co teraz ze mną będzie? Wilson
zakazał mi ingerować w sprawy innych. Nawet muszę do niego mówić „Max” na
wypadek gdyby ktoś nas zobaczył. Martwię się. Czy to, dlatego, że myśli w mojej
głowie są tak pogmatwane nie mogę normalnie funkcjonować?
Wzdycham cicho.
Mam na imię Noe. Bynajmniej tak mówi do
mnie Wilson. Jestem teraz zupełnie inna niż wcześniej a on pomaga mi odkryć
siebie. Gdy pytam go o to, jaka byłam zawsze odpowiada milczeniem, później zaś
uśmiecha się smutno i przeprasza. Żyje w przekonaniu, iż wszystko jest jego
winą. Nie wiem. To jedyna osoba, której ufam. Więc dlaczego postąpiłam wbrew
wszystkiemu?
Nie mogę się ujawnić, nie dopóki… dopóki,
co?
- Wilson, boję się. - szepczę a po policzku
spływa mi pojedyncza łza. Czuję Go. Wiem, że się zbliża. Jego moc to jedyna
rzecz, jaką pamiętam.
- Wszystko będzie dobrze. - odpowiada
chłopak trzymając mnie w silnym uścisku. - Obronię cię.
Czuję jego zapach.
Zaciągam się powietrzem.
- Dlaczego to robisz? - łkam cicho chowając twarz przy piersi chłopaka.
- Dlaczego to robisz? - łkam cicho chowając twarz przy piersi chłopaka.
- Jesteś dla mnie ważna. Czy ludzie nie
chronią tego, na czym im zależy? - mówi pewnie.
- Nie wiesz, kim jestem, ja nie wiem, kim
jestem! - duszę w sobie krzyk.
- To nie ma znaczenia. Ważne, że pamiętam
ciebie sprzed lat. Zobaczysz naprawię swój błąd.
- Błąd? - pytam spoglądając na twarz
chłopaka. Jego czarne oczy spoglądają na mnie uważnie. Dostrzegam czający się w
nich smutek.
- Przeze mnie jesteś teraz w takiej
sytuacji. Ja pomogłem zrobić z ciebie zabójczą maszynę bez uczuć!
- Wilson. - szepczę nie wiedząc, co
powiedzieć.
Trwamy w uścisku przez kilka sekund.
Przyswajam myśli. Byłam niebezpieczna? Co takiego mogłam zrobić?
Urywam w połowie wdech.
- Jest tu. - mówi Wilson odsuwając mnie od
siebie.
Widzę go. Maga z czarnymi włosami, czarnymi
oczami i czarnym stroju. Wciąż pamiętam jego imię, poza tym nie wiem o nim
niczego.
- Zeref. - syczy Wilson wymawiając imię
przybysza jak bluźnierstwo.
- Nie przyszedłem do ciebie. - odpowiada
chłopakowi patrząc wprost na mnie.
Trzęsę się. Nie jestem w stanie nad sobą
zapanować.
- Co on z tobą zrobił? - kontynuuje. -
Silna, władcza, lojalna… Czyżbyś namieszał jej we wspomnieniach? Rozumiem,
chciałeś, by zapomniała o swej p r a w d z i w e j stronie. Zamiast tego jednak
sprawiłeś, iż nie wie kim jest.
- To dla jej dobra. - odpowiada ponuro
chłopak.
- Nie wydaję mi się. Czy przywłaszczenie
jej sobie nie jest twoją zachcianką? Egoizmem?
Wilson zaciska usta w cienką linię. Widzę
jak zaciska pięści, zbiera moc.
- Rozumiem, czyli nie zamierzasz zaprzestać
swych haniebnych czynów bez walki. Dobrze więc, będzie tak, jak tego chcesz.
Wszystko dzieje się tak szybko. Mrugam a
mój jedyny przyjaciel leży sponiewierany na ziemi. Z ust leci mu strużka krwi.
Upadam przytłoczona otaczającą mnie
energią. Zdążam jeszcze zarejestrować ostatnią scenę.
- Ty tam za drzewami, nie chowaj się! - krzyczy do
ciemnowłosego maga resztką sił. - Zabierz ją w bezpieczne miejsce a ja go
powstrzymam. - Wilson podnosi się. Ciężko dyszy.
Mężczyzna, do którego mówił jest chłodny.
Nie ma na sobie koszulki, dlatego też nim zapadam w sen rejestruję niebieski
znak gildii.
~Natsu~
- Nareszcie, mamy go! - krzyknąłem
podskakując. W dłoni trzymałem zielony klejnot i machałem nim we wszystkie
strony.
- Oddawaj, bo zgubisz! - ryknęła Erza bijąc
mnie po głowie.
Lucy westchnęła cicho.
- Widzę, że siły wam dopisują.
- A jak! - zaśmiałem się.
Właśnie wracaliśmy z ruin Meridianus. Gdy
tylko zniszczyłem iluzję wszystko wróciło do normy. Stare zamczysko powróciło,
po tajemniczym głosie nie było nawet śladu. Za to na statuetce pojawiła się
mała poduszeczka a na nim nasza piękna, zielona nagroda.
- Więc został tylko jeden. - powiedziała
Erza uśmiechając się.
Ochoczo przytaknąłem jej.
Wybuch.
Ujrzeliśmy przed sobą ogromną, czarną kulę
energii, która natychmiast się rozproszyła. Kilka sekund później podmuch wiatru
zgiął nas wpół.
- Co się dzieje? - krzyknęła Lucy
osłaniając twarz.
- Nie mam pojęcia. - odpowiedziała czerwonowłosa.
- Bądźcie przygotowani na atak wroga!
Natychmiast cały się spiąłem.
Kłęby dymu wywołane wybuchem powoli
opadały. Wśród nich dostrzegłem biegnącą naprzeciw postać. Była coraz bliżej,
miała dziwne kształty… zupełnie jakby jedna osoba trzymała drugą.
Z ciemności wybiegł Gray.
- Co on tu robi?! - krzyknąłem zdziwiony.
Mag niósł na rękach nieprzytomną
dziewczynę.
- Uciekajcie! - wrzeszczał. - Tu jest
niebezpiecznie!
- Żartujesz sobie? - warknęła Erza. - Kto
to jest?
Zdyszany mag dobiegłszy do nas przysiadł na
jednym kolanie wciąż trzymając tajemniczą dziewczynę.
- Nie mam pojęcia. - powiedział ciężko
oddychając.
Wtedy go poczuliśmy. Ciarki przebiegły mi
po plecach. Zeref.
- Niedługo do mnie wrócisz, moja mała
Shado. - chwilę później nachylił się nad dziewczyną i przyłożył dłoń do jej
czoła, następnie zniknął.
***
Uwierzycie, że napisanie powyższego rozdziału zajęło mi 4 kartki w Wordzie? Sukces! (zwłaszcza, że zawsze piszę ok 2) I pytanie dnia: Co drużyna FT zrobi z Shado? :D
ooo To było genialne!
OdpowiedzUsuńTa próba Natsu...
Nawet nie wiem co powiedzieć.
Przez cały czs miałam banana na gębie!
A no i szacuneczek za długość ;)