W pomieszczeniu zapanowała cisza.
Zgromadzeni magowie zamarli w bezruchu przypominając posągi o ludzkich
kształtach. Nikt nie ośmielił się na wzięcie głębszego wdechu. Wszyscy bez
wyjątku wpatrywali się w Wilsona i Noemi, do których skierowano wcześniejsze
pytanie. Młody mężczyzna wyglądał na zaskoczonego natomiast na dziewczynie
propozycja nie wywarła żadnego szczególnego wrażenia. Równie dobrze mogłaby
zostać zapytana o pogodę.
Ale jak doszło do tej sytuacji? Otóż początek wielkich zmian w życiu dawnych podwładnych Zerefa rozpoczął się jakże niepozornym porankiem.
Ale jak doszło do tej sytuacji? Otóż początek wielkich zmian w życiu dawnych podwładnych Zerefa rozpoczął się jakże niepozornym porankiem.
- Mogę wiedzieć dlaczego ciągasz mnie po całym mieście? - fuknęła Noe, gdy po raz kolejny zderzyła się z przechodniami na wąskiej uliczce. - Czy wyglądam jak bagaż?
Wilson z trudem powstrzymywał uśmiech. Pomimo, że Yasashisa dla większości ludzi wciąż była oziębła to jednak zgodziła się na poranny spacer i wycieczkę magnolio znawczą z Erzą i Jellalem. Chociaż wtedy także była milcząca. Mimo wszystko to i tak mały kroczek w kierunku komunikacji z ludźmi.
- Jeszcze kawałek. - zapewnił ściskając klucze, które starannie ukrywał w kieszeni blisko od tygodnia.
- Ty i twoje pomysły. - skwitowała. Idąc zgrabnie manewrowała między kałużami.
W tym duecie to szarooka była „twardszą”. Kategorycznie odmawiała zapięcia cienkiej kurtki czy chociażby założenia szalika. Nie mówiąc już nic o czymś tak abstrakcyjnym jak rękawiczki. Dla niej pięć stopni na termometrze to środek lata. Jesień była dobrą porą roku, ale i tak przegrywała z kretesem stając pod potęgą zimy - ulubionego okresu Noemi.
Zaraz obok dumnie kroczył Wilson opatulony od stóp do głów. Nie przepadał za chłodem, ale też nie darzył lata szczególną sympatią. Tak z piętnaście stopni to bajka.
Gdy kłótnia o najlepszą temperaturę nabierała tempa Wilson niespodziewanie zatrzymał się przy małym, starym domku.
Bardzo, ale to bardzo powoli obracam się na pięcie i od niechcenia patrzę na uśmiechniętego chłopaka. Ten gestem nakazuje mi podejść do siebie. Z kieszeni spodni wyjął dwa błyszczące klucze zawieszone na specjalnym kółeczku. Z głośnym brzdękiem zakręca przedmiotami na palcu. Coraz mniej mi się to podoba.
- Pozwól, że pokażę ci nasz nowy dom! - obwieszcza pełen entuzjazmu. Z lśniącymi oczami skacze naprzemiennie wzrokiem po mnie i wcześniej wspomnianym budynku.
- Co? - pytam niezbyt inteligentnie. Na szczęście brzmi to w typowym dla mnie obojętnym tonie.
Czarnooki chichocze i wręcza mi klucz. Jest taki ciężki, wydaje się jakby swoim ciepłem miał zaraz wypalić mi dziurę w dłoni.
Wolnym krokiem kieruję się w stronę drzwi. Nie wiem, co o tym myśleć, ale żółta aura z różowymi plankami przyjaciela mówi sama za siebie.
Nasze (!) nowe miejsce zamieszkania to mały, niepozorny domek położony kilka minut drogi piechotą od centrum miasta. Wygląda jak wyrwana chatka z bajki. Zewnętrzne ściany wykonano z ciemnych cegiełek o nieregularnej fakturze. Każda kolejna minimalnie różniła się barwą od poprzedniej. Okna lśniły odbijając promienie słońca. Miały niespotykany, fikuśny kształt, który ciężko opisać słowami. Górę każdego z nich zwieńczały nachodzące się na siebie falki. Pomalowane na biało okiennice zostały szeroko otwarte. Dach był niski i położony nieco pod kontem.
Przez chwilę pomyślałam, że wchodzenie na
niego stanie się moim ulubionym zajęciem.
Idąc po wysypanej kamieniami ścieżce podziwiałam ogród. Chociaż szczerze mówiąc nie było się tu za wiele czym zachwycać. Wszystkie drzewa straciły swoje liście a inne roślinki zapadły w długi sen.
- Może otworzysz? - przypomina Wilson najwidoczniej rozbawiony moim skoncentrowaniem.
W odpowiedzi burczę niezrozumiałe słowa.
Gdy usiłuję trafić w dolny zamek drzwi przeszkadzają mi drżące dłonie. Czarnooki parska cicho, lecz jego ciepła ręka przykrywa moją i wspólnie przekręcamy zamek.
Tylko się tak nie ekscytuj...
Naszym oczom ukazuje się przytulne wnętrze. Nawet nie reaguje, gdy zostaję delikatnie pchnięta w głąb salonu. Pierwsze co rzucało się w oczy to jasność i wszechstronność pomieszczenia. Więc to nazywają złudzeniem optycznym.
Drobnymi krokami krążę po pokoju chłonąc każdy możliwy szczegół. Meble wykonane zostały w starym stylu z ciemnego drewna. Puste przestrzenie zapełniono kwiatami w kolorowych doniczkach. Na komodach i półkach stoi wiele pudełeczek i innych pomniejszych ozdób. W pewnej chwili dostrzegam nawet pustą ramkę na zdjęcia.
Muskając pomarańczową poduszkę leżącą na fotelu ukradkiem zerkam na Wilsona. Z zamkniętymi oczami cicho przytupuje stopą o podłogę. Ma skrzyżowane ręce a na jego twarzy pojawił się grymas świadczący o zadowoleniu. Przypomina mi psa, który przyniósł kij swojemu panu.
Dopatrzywszy się każdego znanego mi odcienia brązu i beżu kończę wstępne oględziny salonu.
- Skąd miałeś fundusze na to wszystko? - dopytuję. Co jak co ale mieszkanie w ukradzionym domu średnio mi odpowiada.
- Zawsze miałem coś odłożone na czarną godzinę. - wzruszając ramionami całkowicie zbywa mój groźny wzrok. - Poza tym nie możemy cały czas zajmować pokoi w gildii.
Idąc po wysypanej kamieniami ścieżce podziwiałam ogród. Chociaż szczerze mówiąc nie było się tu za wiele czym zachwycać. Wszystkie drzewa straciły swoje liście a inne roślinki zapadły w długi sen.
- Może otworzysz? - przypomina Wilson najwidoczniej rozbawiony moim skoncentrowaniem.
W odpowiedzi burczę niezrozumiałe słowa.
Gdy usiłuję trafić w dolny zamek drzwi przeszkadzają mi drżące dłonie. Czarnooki parska cicho, lecz jego ciepła ręka przykrywa moją i wspólnie przekręcamy zamek.
Tylko się tak nie ekscytuj...
Naszym oczom ukazuje się przytulne wnętrze. Nawet nie reaguje, gdy zostaję delikatnie pchnięta w głąb salonu. Pierwsze co rzucało się w oczy to jasność i wszechstronność pomieszczenia. Więc to nazywają złudzeniem optycznym.
Drobnymi krokami krążę po pokoju chłonąc każdy możliwy szczegół. Meble wykonane zostały w starym stylu z ciemnego drewna. Puste przestrzenie zapełniono kwiatami w kolorowych doniczkach. Na komodach i półkach stoi wiele pudełeczek i innych pomniejszych ozdób. W pewnej chwili dostrzegam nawet pustą ramkę na zdjęcia.
Muskając pomarańczową poduszkę leżącą na fotelu ukradkiem zerkam na Wilsona. Z zamkniętymi oczami cicho przytupuje stopą o podłogę. Ma skrzyżowane ręce a na jego twarzy pojawił się grymas świadczący o zadowoleniu. Przypomina mi psa, który przyniósł kij swojemu panu.
Dopatrzywszy się każdego znanego mi odcienia brązu i beżu kończę wstępne oględziny salonu.
- Skąd miałeś fundusze na to wszystko? - dopytuję. Co jak co ale mieszkanie w ukradzionym domu średnio mi odpowiada.
- Zawsze miałem coś odłożone na czarną godzinę. - wzruszając ramionami całkowicie zbywa mój groźny wzrok. - Poza tym nie możemy cały czas zajmować pokoi w gildii.
Fakt.
Wzdychając ciężko opadam na puszysty dywan. Ze skrzyżowanymi nogami i brodą wspartą na dłoniach od razu lepiej się myśli.
- Chcesz tu zostać. - stwierdzam po przeanalizowaniu kilku faktów.
- Tak. - odpowiada zajmując miejsce naprzeciwko. - Czas coś zmienić.
- Nie wydaje mi się żeby to był dobry pomysł. - mówię przeciągając się.
- Może masz rację. - przyznaje mi bez bicia. - Mimo wszystko chciałbym zacząć żyć normalnie.
Wzdychając ciężko opadam na puszysty dywan. Ze skrzyżowanymi nogami i brodą wspartą na dłoniach od razu lepiej się myśli.
- Chcesz tu zostać. - stwierdzam po przeanalizowaniu kilku faktów.
- Tak. - odpowiada zajmując miejsce naprzeciwko. - Czas coś zmienić.
- Nie wydaje mi się żeby to był dobry pomysł. - mówię przeciągając się.
- Może masz rację. - przyznaje mi bez bicia. - Mimo wszystko chciałbym zacząć żyć normalnie.
Prycham.
- To niemożliwe. - uśmiechając się kpiąco zakrywam twarz dłonią.
- Dlaczego? - pozornie proste pytanie a nad odpowiedzią myślę kilka minut.
- Nie wymażesz śladów przeszłości. Myślisz, że pozwoli nam uciec? - zrobiłam krótką pauzę, by poukładać w głowie kolejne słowa. - Czeka jeszcze tyle problemów. Wiem, że to samolubne, ale nie poradzę sobie.
- Noemi. - szepcze usiłując odgadnąć moje pokręcone myśli.
- Najchętniej uciekłabym od tego! Z tym, że nie mogę. Wykorzystałam już swój życiowy restart.
- Znam cię na tyle długo, by przekonać się, iż jesteś silna. Nie tylko w sensie fizycznym, ale i psychicznym. - mówi krzyżując ręce na piersi.
- Mam ci zaufać? - pytam krzywiąc się.
Głośny śmiech przeciął ciszę.
- Co niby cię tak bawi?
- Już mi ufasz. - ludzie no trzymajcie mnie bo wyjdę z siebie i stanę obok!
- To niemożliwe. - uśmiechając się kpiąco zakrywam twarz dłonią.
- Dlaczego? - pozornie proste pytanie a nad odpowiedzią myślę kilka minut.
- Nie wymażesz śladów przeszłości. Myślisz, że pozwoli nam uciec? - zrobiłam krótką pauzę, by poukładać w głowie kolejne słowa. - Czeka jeszcze tyle problemów. Wiem, że to samolubne, ale nie poradzę sobie.
- Noemi. - szepcze usiłując odgadnąć moje pokręcone myśli.
- Najchętniej uciekłabym od tego! Z tym, że nie mogę. Wykorzystałam już swój życiowy restart.
- Znam cię na tyle długo, by przekonać się, iż jesteś silna. Nie tylko w sensie fizycznym, ale i psychicznym. - mówi krzyżując ręce na piersi.
- Mam ci zaufać? - pytam krzywiąc się.
Głośny śmiech przeciął ciszę.
- Co niby cię tak bawi?
- Już mi ufasz. - ludzie no trzymajcie mnie bo wyjdę z siebie i stanę obok!
Ha, ha...
Szkoda, że nie rozwiałeś wszystkich moich
wątpliwości.
Po kilkunastu minutach cały dom został przepenetrowany wzdłuż i wszerz. Od kuchni przez skromną jadalnię po gabinet wypełniony od góry do dołu książkami i łazienkę.
Najlepsze na koniec.
- Jeszcze jeden pokój. - rzekł podekscytowany Wilson. Niespodzianki w niespodziankach uwielbiał najbardziej.
- Co pominęłam? - Noe omiotła pomieszczenie znużonym wzrokiem.
- Tajemnicę. - odparł niecnie. Korzystając (a raczej w pełni wykorzystując) z sytuacji ujął dłoń dziewczyny i poprowadził ją w kierunku małego korytarza przy drzwiach wejściowych.
Czarnooki z łatwością uderzył otwartą dłonią w sufit a ten zaczął niebezpiecznie drgać na małym obszarze. Po kilku sekundach magicznie pojawiła się drabinka prowadząca w górę.
- Panie przodem. - skłoniwszy się szarmancko wskazał odpowiedni kierunek.
Noe obojętnie wspięła się, jakby nagłe pojawienie się przejścia nie było niczym dziwnym. Ba, nawet można by pokusić się o stwierdzenie, że spodziewała się jakiegoś wybryku.
- Jakim cudem ukryłeś tu tak dużą przestrzeń? - spytała szczerze zdziwiona.
- Ma się sposoby. - odparł poprawiając fałdkę na kamizelce.
Ukryte pomieszczenie było cóż... krótko mówiąc niesamowite.
Wyłożone drewnem od wewnątrz, oświetlone barwnymi lakrymami wprawiało w osłupienie. Znajdowało się tu tak wiele sprzecznych ze sobą przedmiotów.
Po prawej stronie od wejścia w kącie stał czarny fortepian przygotowany do gry. Obok znajdowała się półka z segregatorami. Prawdopodobnie schowano w nich nuty. Kawałek dalej na ziemi leżała olbrzymia poduszka służąca do siedzenia. Koło niej ustawiono wysoką lampę a w ścianach wykonano wgłębienia wypełnione magicznymi książkami.
Po przeciwległej stronie za to znajdowała się... zbrojownia! Na specjalnych podstawach ułożono miecze (w tym te typowo szermiercze), ochraniacze i wiele innych przedmiotów przydatnych do walki. W kufrach zapewne ukryto ciemne peleryny i inne maskujące ubrania.
Metale, z których wykonano bronie lśniły
zapraszająco.
Noemi nie wydała z siebie nic poza zduszonym jęknięciem.
- Mam rozumieć, że się podoba? - zagadnął czarnooki szturchając ramieniem dziewczynę.
- Jest - ciężko było jej znaleźć odpowiednie słowo. - Idealnie.
Noemi nie wydała z siebie nic poza zduszonym jęknięciem.
- Mam rozumieć, że się podoba? - zagadnął czarnooki szturchając ramieniem dziewczynę.
- Jest - ciężko było jej znaleźć odpowiednie słowo. - Idealnie.
- Spóźniają się. - jęknął Natsu, któremu
bezczynne czekanie w gildii wychodziło bokiem.
- Mają ważną sprawę do załatwienia. -
przypomniała Erza. Oczami fantazji widziała Noemi i Wilsona w ich wspólnym
mieszkaniu (notabene pomagała je umeblować i zapięła wszystko na ostatni guzik).
Zachód słońca wprowadził ich w romantyczny nastrój, poszli obejrzeć sypialnię…
Oh nie! Zbereźniku przestań o tym myśleć!
Scarlet uderzyła się dłońmi w policzki, co
różowowłosy skwitował pełnym politowania spojrzeniem.
- Jeszcze zdążysz pójść do Lucy. - magini
zastosowała swój przenikliwy wzrok. - Spokojnie, jak kocha to poczeka.
- Skąd wiedziałaś, że do nie…
- Wybaczcie za zwłokę! - sapnął Wilson,
który wpadł jak wicher do sali ciągnąc za sobą rozdrażnioną dziewczynę.
Erza mimowolnie patrzyła na ich garderobę
szukając oznak pospiesznego ubioru. Niestety najwidoczniej do niczego nie
doszło. Naprawdę przez wzgląd na czarnookiego, którego miała okazję lepiej
poznać zapragnęła jego szczęścia. Oczywiście, jako przyjaciółka.
- Nic się nie stało. - zapewnił Natsu
posyłając nowo przybyłym swój firmowy uśmiech. - To tylko krótkie pytanie.
Załatwimy sprawę szybko i bezboleśnie.
Dragneel wciąż czuł się nieswojo czując na
sobie wzrok szarych oczu, jednak usilnie ignorował ten fakt.
- Więc o co chodzi? - spytał zaciekawiony
Wilson.
-
Chcecie dołączyć do gildii?
***
Hejka! Jak widzicie nową sagę zaczynamy z rozmachem. A koniec roku to można zaszaleć. :D
Hmm.......nowa saga zapowiada się bardzo ciekawie xD I jeszcze ten tekst Erzy -''Jak kocha to poczeka''........ po prostu EPIC!! W dodatku Natsu nie zaprzeczył (w duchu tańczy taniec radości) xD Pozdrawiam serdecznie i przy okazji życzę wesołych, spędzonych w miłej, rodzinnej atmosferze świąt Bożego Narodzenia Makta
OdpowiedzUsuń