Zamówienie dla: Tsukki
Paring: Natsu x Lucy
Tytuł: "Cieszę się, że mogę cię chronić"
Bezsilność.
Najbardziej parszywe ze wszystkich znanych
mi uczuć. Zresztą pewnie nie tylko ja, ale nikt nienawidzi, gdy okrutna niemoc
działania bierze nad nim w górę. Gdy serce rwie się do szlachetnych czynów a
ciało uparcie stoi w miejscu i nic go nie ruszy.
Choć tak bardzo staram się wyprzeć je z
pamięci, to wciąż nie mogę zapomnieć widoku twych łez. Ciekłych pereł
znaczących mokre ślady na zaczerwienionych policzkach. Spływających po brodzie,
szyi i wsiąkających w biały szal. Szal będący jedną z rzeczą, z którą nigdy się
nie rozstajesz. Cenniejszą niż dom, willa, wieś, miasto, czy nawet cały świat.
To zabawne, jak zwykła rzecz może być tak cennym skarbem. Pamiątką, która wciąż
przywraca miłe wspomnienia i jednocześnie rozdrapuje stare rany. W tym
zepsutym, zakłamanym, ale i cudownym świecie dla większości ludzi najważniejszy
jest ich majątek a nie śmieszna część garderoby. Podziwiam cię, że nigdy nie
zmieniłeś hierarchii wartości materialnych przedmiotów. Że nie uległeś pokusom
bogactw.
Możesz wierzyć lub nie, lecz wciąż słyszę
twój krzyk rozpaczy. Obija mi się o głowę, wkrada do snów a wtedy budzę się
wyjąc z rozpaczy razem z tobą. Przysięgam na wszystko, co wierzę, że nigdy nie
słyszałam straszniejszego dźwięku. Zawarłeś w nim część bólu. Szkoda, że nie
mogłeś się go pozbyć w tym długim krzyku. Jego część została na zawsze zakopana
na dnie serca. Gdy po dłuższej chwili głos uwiązł ci w gardle zamilkłeś.
Załkałeś kilka razy a później objąłeś mnie mocno, jakbyś bał się, że również i
ja zaraz zniknę.
Pamiętam, że drżałeś tak mocno. Twoje ciało
odmawiało posłuszeństwa trzęsąc się w niekontrolowany sposób. Chciałam cię
przytulić i zakryć całego, jednak to ty jesteś tym większym. Czułam gorący żar.
Przez chwile zapomniałeś się i mocno mnie ścisnąłeś. Z całej siły starałam się
powstrzymać cichy syk bojąc się, iż sprawi ci on więcej przykrości. Może o tym
nie wiesz, ale pozostawiłeś po swoim dotyku delikatne zasinienia. Były moim
potwierdzeniem na to, że wciąż żyłeś.
Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętałam z
tamtego dnia były twoje oczy. Przepiękne, zielone oczy świecące jak dwa
oszlifowane klejnoty. Moje najdroższe kamienie. W tamtej chwili były oknami,
przez które mogłam spojrzeć na dno twojej duszy. Widziałam rozpacz, szał, szok,
gniew i… bezsilność.
Dlaczego nie mogłam pomóc ci ulżyć w
cierpieniu? Wziąć na swoje barki część bólu, który wypełniał cię całego?
***
Ukradkiem zerknęłam na zdjęcie, które
umieściłam w honorowym miejscu - półce pomiędzy pamiętnikiem a pierwszymi
próbami napisania opowieści. Przedstawiało mnie, Natsu i Happiego. Obejmowana
przez tę dwójkę uśmiechałam się. Również i oni odwdzięczali się tym samym
gestem wyciągając ręce w moim kierunku.
Brakuje mi was. - pomyślałam i spojrzawszy
na wewnętrzny monolog głównej bohaterki, który właśnie pisałam stwierdziłam, że
nic z tego. Chciałam napisać bijącą pozytywnym myśleniem historię, a nie
tragedię. Jednak, gdy tylko pozwalałam ponieść się fantazji wychodziło z tego
odzwierciedlenie moich głęboko ukrytych uczuć.
- To byłoby dobrym materiałem na podręcznik
dla samobójców. - stwierdziłam na głos i zdecydowanym ruchem otworzyłam
szufladę, w której trzymałam wszystkie papiery z zamiarem ukrycia kolejnych
bezsensownych bazgrołów. Wśród nich był również pewien list…
- Ale się dziś zmęczyłam! - z
głośnym westchnieniem opadłam na łóżko. Trening z Lokim był tak męczący, że nie
miałam nawet sił na mruganie.
Leżąc tak z głową wtuloną do
poduszki wsłuchiwałam się w ciszę. Po dniu spędzonym w zgiełku było to miłą
odmianą. Miejsce, w którym trenowaliśmy znajdowało się niebezpiecznie blisko
siedziby gildii. Nie zgodziłam się na świat duchów, gdyż nie chciałam tracić
cennego czasu, który mogłam spędzić z ziemskimi przyjaciółmi. A skoro już o
nich mowa…
Z trudem dźwignęłam się na
ramionach i ignorując pulsujący ból rozejrzałam się po mieszkaniu. O tej porze
zazwyczaj przychodził Natsu. Co prawda ostatnio często się spóźniał, gdyż na
większość dnia gdzieś wsiąkał. Szczerze, martwiłam się o niego. Po stracie Igneela
przestał być sobą. Jego zachowanie uległo znacznemu stonowaniu (co w jego
przypadku było śmiertelnie niebezpieczne), z oczu zniknęła żywa iskra a na
ciele pojawiały się coraz to nowe zadrapania po trudnych ćwiczeniach. Nieraz
przychodził i zasypiał oparty o drzwi. Za każdym razem przykrywałam go kocem i
zasypiałam w łóżku, a gdy się budziłam gość, jak i przygotowany dla niego
wcześniej prowiant znikali.
- Natsu, Happy - zawołałam,
ale bez przekonania.
Rozglądając się po mieszkaniu
znalazłam kremową kopertę a w niej list.
Hej Lucy!
Przepraszam, powinienem być
teraz u Ciebie i spać gdzieś w kącie jak ostatni włóczęga. Wiem, że ostatnio
coraz bardziej się o Mnie martwisz. Gdy wrócę wszystko Ci wynagrodzę.
Razem z Happym zdecydowaliśmy
się wyruszyć na trening, gdzieś dalej, niż w pobliskich lasach. Po ostatnich
zniszczeniach chyba powinienem bać się pokazania w gildii. Staruszek zacznie
niedługo krzyczeć, więc nie przejmuj się, gdy
usłyszysz jakieś dziwne odgłosy od wschodniej strony Magnolii.
Gdy to czytasz pewnie jesteśmy
już w drodze. Proszę, nie szukaj nas. Przysięgam, że za rok zobaczysz mnie
całego, zdrowego i silniejszego.
Przejechałam opuszkami palców po treści
listu. Natsu pisał tak niechlujnie, że w niektórych miejscach ciężko było go
rozczytać. Literki były niekształtne i rozmazane a przy ostatnim słowie zrobił
dziurę długopisem.
Na początku nie mogłam mu wybaczyć, że
opuścił mnie bez słowa pożegnania. Później jednak po dogłębnej analizie
sytuacji odkryłam pewne ukryte przesłanie - Natsu zamierzał zrobić wszystko, by
szybko zyskać na sile. Odkryć w sobie nowe pokłady mocy, czego nie mógł zrobić
tutaj. Teraz prawdopodobnie pierwszy list, jaki w życiu napisał był moją
nadzieją i światełkiem. Rozwiewał wszystkie obawy. W końcu obiecał, że wróci.
***
- Do gildii przychodzą coraz łatwiejsze
zlecenia. - pożaliła się Erza. Na plecach trzymała sporych rozmiarów wór z
łupami.
- Jeżeli jest się silnym, to wszystko
wydaje się prostsze. - stwierdziłam.
Wracałyśmy właśnie z kolejnej banalnie
prostej misji, która polegała na rozbiciu grupy przestępczej. Rzeczy zabrane
przez Scarlet były kilkoma cennymi błyskotkami. Gdy Tytania się na coś uprze
już nie ma odwrotu.
- Wiesz, co to oznacza?
Na moment przystanęła, by poprawić tobołek
i zaraz wznowiłyśmy wędrówkę. Spakowane przez nią przedmioty zgrzytały przy
każdym ruchu.
- Że poziom groźności przestępców zaczął
spadać?
- Wręcz przeciwnie! - wykrzyknęła a jej
oczy zalśniły. - To my jesteśmy coraz lepsze!
Roześmiawszy się serdecznie, chcąc nie
chcąc musiałam przyznać jej rację. Naszym dobrym humorom sprzyjało nie tylko
dobrze wykonane zlecenie, ale też piękna słoneczna pogoda. Od jakiegoś czasu
niebo spowijały ciężkie, burzowe chmury, a parasolki stały się nieodłącznymi
towarzyszkami społeczeństwa. Nic dziwnego, że nieoczekiwana zmiana warunków
atmosferycznych aż tak na nas wpłynęła.
- Ach, przypomniało mi się! - wykrzyknęła
niespodziewanie. - W sobotę jest noc horrorów.
Udałam, że nie rozumiem aluzji, która
brzmiała mniej więcej w stylu: „a ty idziesz ze mną”.
- I co? - spytałam chcąc poznać więcej
szczegółów. Nie było to jeszcze równoznaczne ze zgodą!
- Puszczają pięć, albo sześć filmów. -
zaczęła. Po cichu wyliczała na palcach kolejne tytuły, których zupełnie nie
kojarzyłam. - Wyznaczyli dwie sale, w tym tą z czerwonymi siedzeniami!
Zaśmiałam się słysząc zachwyt w głosie
Scarlet. „Czerwonymi siedzeniami” określałyśmy najwygodniejsze miejsca w całym
kinie. Żeby się tam dopchać trzeba zaklepywać miejsca w kinie zaraz po
włączeniu danego filmu do repertuaru.
- Trzeba szybko zrobić rezerwację. -
mruknęła złowieszczo. Szczerze współczułam kasjerowi, który będzie musiał ją
obsłużyć. - Ty oczywiście się z nami wybierasz.
- Skąd ta pewność, iż nie robię czegoś w
sobotni wieczór?
Erza spojrzała na mnie z politowaniem.
- Znam twój plan tygodnia na pamięć. Jeżeli
myślisz, że pozwolę ci czytać kolejny romans, to grubo się mylisz!
- Mój ulubiony gatunek. - westchnęłam
przypominając sobie ostatnią książkę.
Podczas podróży zawsze rozmawiałyśmy o
wszystkim i niczym. Po uzgodnieniu szczegółów sobotniego wyjścia płynnie
zeszłyśmy na temat muzyki. Dowiedziałam się, że ulubiony piosenkarz Erzy będzie
miał koncert w sąsiednim mieście. Już zaczęła planować krótką wycieczkę i
sposób wtargnięcia za kulisy. Mówiąc o tym miała na twarzy wypieki, co
świadczyło o wysokiej randze zdarzenia.
Będąc blisko Magnolii znienacka
usłyszałyśmy ciche przełamanie się gałązki. Po chwili naszym oczom ukazała się
trójka mężczyzn w pelerynach z kapturami. Połowy twarzy przesłaniały im maski,
toteż mięli odsłonięte tylko oczy. Oczy, które rzucały gromy w naszym kierunku.
Najwyższy z nich skinął głową i ruszyli.
Zdążyłam uniknąć pierwszego ciosu, Erza zaś
momentalnie dobyła miecza. Drżącymi dłońmi wyciągnęłam klucz Lwa i przywołałam
Leo. Szala zwycięstwa przechylała się na naszą stronę dopóki jeden z mężczyzn
nie strzelił magicznym pistoletem w niebo. Na ten sygnał dołączyły do nich
posiłki.
Walczyłyśmy z całych sił. Wezwałam Gemini,
które skutecznie rozpraszały uwagę napastników i Taurusa, by wymachując swym
wielkim toporem pozbył się jak największej liczby przeciwników. Szarpiąc się z
magiem o czarnych, jak dwa węgielki oczach nie zauważyłam dziwnego przyrządu,
który sprawił, iż duchy zniknęły a mnie nagle opuściły wszystkie siły.
Zanim opadłam na ziemię zdążyłam usłyszeć
rozpaczliwy krzyk Erzy. A później była już tylko ciemność.
***
Pomimo późnej, wieczornej pory w siedzibie
Fairy Tail wciąż znajdowało się wielu magów. Umilając sobie czas grali w różne
gry (największą popularnością cieszył się karciany kącik), popijali
przygotowane przez Mirę owocowe miksy i śmiali się do rozpuku.
Wydawać by się mogło, iż po skończonej zabawie
wszyscy rozejdą się do domów. I pewnie by tak było, gdyby nie zaskoczyło ich
przybycie długo oczekiwanego człowieka.
Natsu Dragneel bez wątpienia się
zmienił. Jego włosy przez rok nieobecności u fryzjera podrosły trochę i teraz
często wpadały mu do oczu. Firmowy uśmieszek, którym obdarzał przyjaciół nabrał
radośniejszego wyrazu, co rozświetlało zmężniałe rysy twarzy. Do zielonych oczu
powróciły dawne iskierki, ale też towarzyszył im cień powagi. Wcześniejszy
strój zmienił na ciemne materiałowe spodnie, jasną bluzkę z mocnego materiału i
zamknięte buty. Szalik przewiązał w wymyślny sposób wokół głowy, przez który
wystawały różowe kosmyki. Na prawym ramieniu, pod znakiem gildii miał obwiązany
czerwony kawałek materiału niewiadomego pochodzenia. Jedyną rzeczą łączącą go
siebie sprzed roku była różowa czupryna.
Oczywiście nie zapominajmy o Happym. Exceed
minimalnie urósł i teraz nosił żółtą chustę na szyi. Jego ogon chodził wciąż na
prawo i lewo. Doskonale odzwierciedlał targające nim emocje.
Gdy stanęli tak w drzwiach magowie
zaniemówili.
- Czołem wszystkim! - zawołał Natsu i w
wojskowym geście przyłożył dwa palce do czoła.
Członkowie Fairy Tail przez moment nie
mogli uwierzyć własnym oczom. Gdy już pokonali barierę ciężkiego szoku,
dosłownie rzucili się na Dragneela dając upust swej radości.
Mag przez dobrą godzinę opowiadał im o
przygodach, które go spotkały. Do jego głosu wdarł się ton charakterystyczny
dla przywódcy. Wszyscy siedzieli w całkowitej ciszy chłonąc każde słowo.
Niektóre wydarzenia wydawały się im tak nieprawdopodobne, że różowowłosy musiał
pokazywać im dowody w postaci pamiątek takich jak drogocenne klejnoty, czy
rzadkie zioła.
- Gdzie Lucy i Erza? - zapytał, gdy
skończył opowiadać. Od ciągłego mówienia zaschło mu w gardle. - Nigdzie ich nie
widzę.
Tak naprawdę od momentu, w którym
przekroczył próg gildii wyszukiwał w tłumie blondwłosej piękności.
- O ile się nie mylę, to jeszcze na misji.
- rzekła Mira. - Powinny niebawem wrócić.
- No jasne! - zawtórował jej Elfman. -
Podczas twojej nieobecności stały się prawdziwymi mężczyznami!
Na usta Natsu wkradł się szeroki uśmiech.
- Coś właśnie obiło mi się o uszy.
Później to pozostali magowie opowiadali
przyjacielowi o rzeczach, które miały miejsce od chwili jego zniknięcia. A to
Magnolia została całkowicie zalana podczas wykonywania jednego ze zleceń, a to
ktoś w wyniku nieszczęśliwego eksperymentu stworzył prawdziwe potwory. Raz nawet
na pełną dobę zniknęła największa duma miasta - katedra! I nikt nie wiedział,
jakim cudem. Chodzą słuchy, iż było to sprawką obcych… Jednego faktu nie można
jednak podważyć, odkąd Natsu wyruszył na trening rachunki gildii drastycznie
zmalały.
Ostatnią informację skwitował jedynie
złośliwym chichotem.
W pewnej chwili do sali wpadła czerwona
burza w postaci Tytanii. Magini wyglądała jak nieszczęście. Na skórze miała
pełno zadrapań i drobnych ran, we włosach grudki ziemi, miecz został wyszczerbiony
a zbroja uszkodzona. Jednocześnie próbowała uspokoić oddech i opowiedzieć
kompanom o wcześniejszym zajściu.
- Co się stało? - zawołał przepychający się
przez przyjaciół Natsu.
Od razu pochwycił roztrzęsioną dziewczynę w
ramiona w p r z y j a c i e l s k i
m geście. Dzięki temu dodał jej otuchy.
- Erzo?
- P-porwali Lucy. - wyjąkała, gdy pierwszy
szok związany z nagłym widokiem Smoczego Zabójcy minął.
- Kto? - warknął. We wnętrzu cały się
gotował. Chciał już teraz iść i przetrzepać skórę temu, który śmiał tknąć
najdroższą mu osobę.
- Było ich kilku. - usiłowała przypomnieć
sobie szczegóły. - Byli ubrani na czarno i mięli maski. Pojawili się znikąd.
Szło nam dobrze, dopóki nie wezwali posiłków. Później okazało się, że ich broń
wysysa energię, niestety zauważyłyśmy to zbyt późno.
- Gdzie walczyłyście? - dopytywał.
- Kilometr przed wschodnim wejściem na jedynej
prostej drodze.
I już go nie było.
I już go nie było.
***
Natsu dotarł na wskazane miejsce dopiero po
kilku niemiłosiernie długich minutach. Czuł jak rozgrzane nagłym biegiem
mięśnie odmawiają dalszej współpracy, jednak kazał im się przymknąć.
Rozglądając się bacznie szukał czegokolwiek, co mogłoby być dla niego wskazówką,
gdzie szukać tych… przestępców.
Zdając się na wrażliwy nos rozpoznał dwa
znane mu zapachy. Skupiając się na jednym z nich ruszył w dalszą drogę, niczym
pies tropiciel.
***
- Obudź ją nie mamy całego dnia. -
usłyszałam. Chwilę później poczułam na ciele strugi lodowatej wody.
Otworzyłam oczy i już miałam krzyknąć, gdy
czyjaś dłoń zamknęła mi usta w mocnym uścisku. Stojący nade mną mężczyzna
wpatrywał się we mnie z rozbawieniem. Chciałam wstać, jednak grube łańcuchy
skutecznie to uniemożliwiały.
- Nie szarp się tak złotko, bo będzie
boleć. - wyjaśnił i poklepał mnie po policzku. Wziąwszy brudną chustę zrobił z niej knebel. Nadludzką siłą powstrzymywałam odruch
wymiotny.
Byłam obolała, ale w obliczu
niebezpieczeństwa wyparłam to uczucie ze świadomości. Rozglądałam się po
miejscu, do którego zostałam zabrana. Prawdopodobnie znajdowaliśmy się w jednej
z podziemnych jaskiń a w niej znajdowało się wiele dziwnych, naukowych
sprzętów. Prawdopodobnie spojrzałam na nie z przestrachem, bo napastnik
uśmiechnął się szeroko i zaczął wyjaśnienia:
- Masz niepowtarzalną okazję być
naszym króliczkiem doświadczalnym. - widok jego obleśnej twarzy przyprawiał
mnie o mdłości. - Niestety jest to nielegalne działanie, więc nie możemy cię
stąd wypuścić i już nigdy nie ujrzysz światła dziennego.
Podkurczyłam nogi przypominając sobie podstawowe
techniki samoobrony. Jednak patrząc z taktycznej strony było ich ponad
dziesięciu a ja sama. I mimo, że pozostali nie patrzyli w naszą stronę
wiedziałam, iż jestem pod stałą obserwacją.
- Nie radził bym tego próbować. - mężczyzna
wyczuł mój zamiar i nałożył mi na nogę dziwną bransoletę. Po chwili zrobiłam
się niebezpiecznie śpiąca. Ich zabawki były niebezpieczne.
Ledwo przytomna obserwowałam dalsze
poczynania porywaczy. Usilnie ignorowałam uczucie ciężkości w głowie i
zamazujący się przed oczami obraz. Nie mogłam sobie pozwolić na utratę
świadomości.
Po chwili poczułam lekkie ukłucie w
okolicach ramienia. Z początku nic się nie działo, lecz w miarę upływu czasu
raz czułam palące gorąco, raz przeraźliwy chłód. Nie miałam pojęcia czy to
wyobraźnia płatała mi okrutne figle, a może miało z tym związek wcześniejsze
ukłucie? W każdym razie jednego byłam pewna - trzęsienia ziemi na pewno sobie
nie ubzdurałam!
- Wyłaźcie tchórze! - chyba miałam dziwne przesłyszenia,
bowiem rozpoznałam głos Natsu.
Wewnątrz kryjówki zaczynało robić się
nieciekawie. Naokowcy-przestępcy biegali usiłując opanować niszczące jaskinię
drżenia. Czerwone kontrolki nakazywały im wstrzymanie eksperymentów i usunięcie
intruza. Z marnie zabezpieczonego sufitu zaczęły spadać pierwsze kamyczki. To
była moja szansa.
Zdążyłam zregenerować wystarczająco dużo
sił na wezwanie Virgo, która uwolniła mnie z kajdan a później zniknęła w
iskrzących obłoczkach. Zdecydowanym ruchem wyrwałam z ręki igłę. Bladoniebieski
płyn zaczął rozlewać się po podłodze a jeden z mężczyzn spostrzegłszy moje
działania odszedł od zalanego czerwienią ekranu i… padł.
Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. W
wirującym obrazie dostrzegłam różową czuprynę a już po chwili zostałam
zamknięta w silnym uścisku ciepłych ramion. Jak na złość podobnie, podobnie jak
przy porwaniu jedyne, co zapamiętałam to: „Lucy”.
***
Było mi ciepło. Ani za gorąco, ani za
zimno. Przyjemny, wręcz błogi stan, z którego nie chciałabym się już nigdy
obudzić. Gdzieś w tle słyszałam przytłumione głosy, ale nie przejmowałam się
nimi. Pomyśleć by można, iż specjalnie próbowałam wyprzeć je ze świadomości.
Zamiast przysłuchiwać się kilku rozpraszającym dźwiękom, skupiłam swą uwagę na
jednym. Ciche, regularne uderzenia napawały spokojem. Przypominały sekretną
melodię, której nie rozszyfrował jeszcze żaden muzyk. Melodię, którą każdy
nosił w sobie, a żeby ją poznać wystarczyło pobyć w absolutnej ciszy.
- Ile zamierzasz jeszcze tak leżeć? -
zapytał czyjś głos. Miałam wrażenie, czy wyczułam w nim uśmiech?
Uniosłam powieki… i to był błąd. Oślepiona
jasnym snopem natychmiast zasłoniłam twarz rękami. Moja reakcja przypominała
wyjście na światło dzienne wampirów. Teraz wiem, dlaczego w książkach zawsze
krzyczą „palię się”. Taki atak naprawdę boli!
Głośny śmiech tuż obok zwabił do pokoju
kilka innych osób (jeśli wierzyć głośnemu stukotowi butów).
- Natsu! - rozpoznałam głos Erzy. -
Przestań się tak głośno rechotać, bo zaraz cię wyrzucę!
- Prze-przepraszam. - wykrztusił próbując
się opanować.
Rozchyliłam palce.
- O Lucy, nie śpisz już.
Tym razem przemówił Gray.
Wydałam z siebie westchnienie pełne
rozgoryczenia i zerknęłam w stronę winowajcy, który wyrwał mnie z wcześniejszego,
pięknego stanu.
Powinno to dotrzeć do mnie wcześniej,
jednak dopiero teraz rozpoznałam jednego ze swoich przyjaciół - Natsu
Dragneela. Wrócił. Nim zdążyłam pomyśleć, co robię wtuliłam się w jego tors. W
tym czasie najwyraźniej Erza dała Grayowi jakiś dyskretny znak, bo gdy już się
od niego oderwałam zniknęli.
Tęskniłam za jego uśmiechem.
Tęskniłam za jego zielonymi oczami.
Tęskniłam za jego ciepłem.
- Tęskniłam. - załkałam nie mogąc opanować
cisnących się do oczu łez.
Za nim całym.
***
- Natsu! - krzyknęłam zdenerwowana. - Nie
sądzisz, że dodatkowe zamki to lekka przesada? Chcesz przerobić moje mieszkanie
na więzienie?
Tego było już za wiele. Od jego powrotu minęło zaledwie parę dni a już zdążył zużyć nagromadzone przeze mnie zapasy cierpliwości (oczywiście nie obyło się bez pomocy ze strony niewyparzonego języka Happiego). Co się stało? Po wyjściu z mini-szpitala gildii Natsu wspaniałomyślnie obiecał się mną zająć. Skutek? Proszę bardzo: nie mogę niczego kroić, bo nóż jest ostry i jeszcze się skaleczę. Nie mogę sprzątać, bo jeszcze upadnę na coś i się połamię. Nie mogę wyjść z domu, bo jeszcze ktoś mnie porwie. I wiele, wiele innych. Dobrze, że jeszcze nie zakazał mi samodzielnej kąpieli, nie daj Panie a się utopię w wannie.
Tego było już za wiele. Od jego powrotu minęło zaledwie parę dni a już zdążył zużyć nagromadzone przeze mnie zapasy cierpliwości (oczywiście nie obyło się bez pomocy ze strony niewyparzonego języka Happiego). Co się stało? Po wyjściu z mini-szpitala gildii Natsu wspaniałomyślnie obiecał się mną zająć. Skutek? Proszę bardzo: nie mogę niczego kroić, bo nóż jest ostry i jeszcze się skaleczę. Nie mogę sprzątać, bo jeszcze upadnę na coś i się połamię. Nie mogę wyjść z domu, bo jeszcze ktoś mnie porwie. I wiele, wiele innych. Dobrze, że jeszcze nie zakazał mi samodzielnej kąpieli, nie daj Panie a się utopię w wannie.
- Nie. - odparł pewien swej racji. - To dla
bezpieczeństwa. Czytałem o tej firmie, ich zamki są naprawdę solidne i nikt nie
powin…
- Skończ! - przerwałam mu, nim zdążyłby
rozgadać się na temat kolejnego super produktu, który zabezpieczy dom nawet od
zniszczenia świata przez ufoludkowy laser. - Chcę wyjść. Teraz.
- Lucy, nie możesz.
- Niby to czemu? - naburmuszyłam się. On
ewidentnie traktował mnie jak dziecko!
- Na zewnątrz czyha wiele niebezpieczeństw,
tu przynajmniej wiem, że nic ci się nie stanie.
Wywróciłam oczami. O nie, tym razem nie
zamierzałam się tak łatwo poddać. Słysząc to zdanie kilka razy dziennie każdy
na moim miejscu już dawno dostałby nerwicy.
- Przesadzasz! Są granice między opieką a
osaczeniem. I tak, wiem ,że oba te słowa zaczynają się na „o”, ale wbrew
pozorom nie oznaczają tego samego. Wręcz przeciwnie. - fuknęłam.
Różowowłosy zacisnął usta w wąską linkę.
Starał się nie wybuchnąć, lecz przychodziło mu to z wyraźnym trudem.
- Robię to dla ciebie. - wysyczał. Zaciskał
pięści tak mocno, że pobielały mu knykcie.
- Przez rok twojej nieobecności musiałam
sobie jakoś radzić i nie narzekałam! - wrzasnęłam i nim zdążył zaprotestować
wybiegłam z domu.
Dopiero później zrozumiałam, jak musiał
odebrać te słowa. Prawdopodobnie poczuł się niepotrzebny. Może pomyślał o sobie
jako zbędnym balaście i ponownie stanie się człowiekiem bez życia? Co ja
narobiłam?
Kopnęłam napotkany kamień, jakby to on był
winny wcześniejszej sytuacji. Szkoda, że znalazłam go zbyt małym, żebym mogła
wyładować na nim całą swoją frustrację. Byłam zła. Na siebie i Natsu.
Przykucnęłam na pierwszym stopniu altanki
znajdującej się w jednym z magnolijskich parków. Słońce już powoli zachodziło,
więc większość ludzi została w domach. Przez pierwsze pół godziny minęły mnie
dwie, może trzy osoby, nie wiem.
Głowę zaprzątała mi masa myśli. Wspominałam
życie w wielkim domu, gdy miałam u swego boku matkę i ojca. Następnie przyszła
pora na pierwsze spotkanie Natsu a niedługo później pozostałych członków
gildii. Spędzony z nimi czas był i nadal jest najcudowniejszy w moim życiu.
Wyjątek stanowi roczna dziura, w której czułam dziwną pustkę.
Uśmiechnęłam się.
Był to wymuszony odruch ukazujący beznadziejność
sytuacji. Spotkałam kiedyś pewną dziewczynę, której imię i twarz dawno okryły
się kurzem, lecz wciąż pamiętałam jej słowa: „najlepszym lekiem na smutek jest
uśmiech. Nie pomoże od razu, ale jeżeli będziesz go odpowiednio często dawkować
podniesie cię na duchu, a jeżeli kogoś spotkasz to być może i on odwdzięczy się
tym samym”. Sama wtedy przyznała, iż to trudne, ale nie zaszkodzi spróbować.
Tak pochłonęło mnie użalanie się nad swoją
beznadziejnością, że nie usłyszałam cichego tupotu i podskoczyłam z zaskoczenia
słysząc męski głos.
- Mogę się dosiąść? - spytał Natsu.
Nie zaszczycając go spojrzeniem kiwnęłam
głową i wróciłam do bezcelowego wpatrywania się w przestrzeń.
Po kilku minutach siedzenia w ciszy
zdecydował się na pierwszy krok.
- Przepraszam. - jego głos drżał. - Nie
powinienem był cię więzić we własnym domu.
Westchnęłam ciężko. Wiejący wiatr
prawdopodobnie podzielał moje uczucia, bo jego niespodziewany podmuch rozwiał
nasze włosy na wszystkie strony.
- Ja
też nie jestem bez winy. Rozumiem, że się martwisz. Nie powinnam tak na ciebie
naskakiwać.
Natsu pokręcił głową.
- Powiedziałaś prawdę. - rzekł a przez jego
twarz przebiegł grymas bólu. - Zostawiłem cię zostawiając tylko list.
- Chciałeś stać się silniejszy. - usprawiedliwiłam
go. Złość powoli mijała i mogłam trzeźwo ocenić sytuację.
- Zachowałem się jak dzieciak.
- A kiedy nim nie byłeś?
Zaśmialiśmy się. Dobrze znaliśmy odpowiedź.
- Uratowałeś mnie. - przypomniałam. -
Jeszcze nie zdążyłam ci podziękować.
Natsu uśmiechnął się niezdarnie. Widocznie nie
spodziewał się usłyszeć takich słów.
- Jesteś najcenniejszą osobą, która została
mi po Igneelu. - wyznał. Jego policzki lekko się zaróżowiły i odwrócił wzrok.
- A co z Happym? - spytałam zaciekawiona.
- Jest jedną setną niżej od ciebie
Zachichotałam pod nosem.
- Nie powiem mu tego, bo będzie zazdrosny.
Wiatr zawiał tak mocno, że aż się skuliłam.
Natsu dostrzegł to i wstał mówiąc:
- Wracajmy, jeżeli się przeziębisz to będzie
w stu procentach twoja wina.
Chwyciłam wystawioną dłoń i wolnym krokiem
szliśmy do mojego domu. Byłam szczęśliwa, że mogłam ją trzymać. Wtedy i teraz
po dwudziestu latach później również…
***
„Cieszę
się, że mogę cię chronić” - wyjawił w dniu, w którym wkładał mi na palec złotą
obrączkę.
***
***
Hejka, oto jest świeżo skończone zamówienie.
Kolejna notka 14.03, czyli zamówienie dla Yukki
Prace nad czytaniem moich wypocin idą dość topornie, miałam ostatnio parę innych spraw, ale w ciągu 2-3 tygodni postaram się wrócić do głównej fabuły.
A tak z innej beczki: czytając jeden z rozdziałów Cieni byłam szczerze zaskoczona użytą przeze mnie narracją: pierwszoosobowa, trzecioosobowa i do tego czas teraźniejszy... Ja się zastanawiam jakim cudem ktoś to przeczytał. :O
No nic, widzimy się przy następnej notce :)