poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Cienie - rozdział 20 - Droga łez: Lucy

Czy potrafisz znaleźć rozwiązanie z każdej sytuacji Lucy Heartfilio?
    Poczułam nagłe szarpnięcie i chwilę później znajdowałam się w powietrzu. Zanim straciłam kontakt z Natsu usłyszałam jak przerażony chłopak z całych sił wykrzykuje moje imię.  
    Leciałam. Gdy pokonywałam coraz szybciej kolejne odległości tworzył się prąd powietrza, który rozwiewał mi włosy i sprawiał, że ubrania furkotały. Zasłoniłam twarz rękoma. Dokąd powadzi ta podróż?
    W pewnym momencie zatrzymałam się. Ostrożnie otworzyłam zamknięte wcześniej oczy i rozejrzałam się dookoła. Widziałam niebieskie niebo i szarożółte podłoże. Dostrzegłam małą czarną plamkę znajdującą się dokładnie pode mną. Nim zdołałam choćby mrugnąć a zaczęłam spadać w jej kierunku.
    Chciałam krzyczeć, lecz mimo otwartych ust nie wydobywał się z nich żaden dźwięk.
    Widzianą z daleka ciemną plamą okazała się być długa dziura. Gdy leciałam ku jej wnętrzu widziałam, jak skrawek nieba coraz bardziej się oddala, aż w końcu znika.
    Zanim uderzyłam w podłoże jakaś dziwna siła obróciła moim ciałem i wylądowałam miękko na stopach.
    Upewniwszy się, że nie ma tu niczego złego poruszyłam się. Co to ma znaczyć?
Ucieknij
    Jedno słowo wciąż zajmowało moje myśli. Tak, muszę to zrobić! Tylko jak?
    W ciemności jedną ręką sprawdziłam czy wszystkie klucze wciąż znajdują się na swoim miejscu. Odetchnęłam z ulgą. Jeden kłopot mniej. Uniosłam dłonie przed siebie i pod palcami napotkałam dziwną materię. Była ona twarda, chropowata i zimna. Coś jak… żłobienia w skale?
    Spojrzałam w górę. Jedyne, co widziałam to wyjście z długiego tunelu, które przypominało pojedynczą gwiazdę na ciemnym niebie.
    Myśl Lucy, myśl!
    Zimno.
    Nagle zrobiło się zimno. Złapałam się za ramiona starając się ogrzać. Co to za miejsce? Poczułam jak słabnę. Zazwyczaj przeciętny poziom energii magicznej nagle przeskoczył i zmalał. Z tą siłą będę mogła przywołać jedynie jednego ducha. Srebrne klucze raczej mi nie pomogą.
    Przestępując z nogi na nogę zaczęłam rozważać użycie kolejnych duchów.
1)      Capricorn jest stworzony do walki, więc dużo nie zdziała na takim polu
2)      Scorpio mógłby usypać piasek, który podniósłby mnie w górę jednak czy to nie będzie dla niego zbyt duże poświęcenie?
3)      Magia Gemini nic tu nie da chyba, że chcielibyśmy rozwalić coś Uranometrią.
4)      U Aries jest tak jak w przypadku Scorpio.
5)      Loki mógłby, co najwyżej tu poświecić i pobić się ze skałami.
    Gorąco.
    Było ciepło, stanowczo zbyt ciepło. Nie mogłam się skupić. Czułam jak po moim ciele spływają kolejne strużki potu. Wszystko zaczęło wirować, zaczęłam ciężej oddychać. Oparłam się rękoma o kolana.
    To tylko próba. - myślałam gorączkowo. - Coś próbowało mnie rozproszyć.
    Lucy, myśl dalej albo za karę będziesz codziennie kupować ryby dla Happiego!
6)      Sagittarius nie ma do niczego strzelać.
7)      Virgo robi tunele! Ale zaraz, który dziś dzień tygodnia? Oby nie niedziela błagam!*
8)      Cancer będzie zbędny chyba, że w więzieniu liczy się ładna fryzura.
9)      Taurus pomacha toporem i nic dobrego z tego nie wyniknie.
10)   Aquarius albo mnie utopi albo będzie jak w przypadku Scorpio i Virgo. Odpada też, dlatego, że nie ma tu żadnego mokrego miejsca.
    Odetchnęłam głęboko. Którego z nich użyć?
    Wiatr.
    Nagle ogromne masy powietrza zaczęły przyciskać mnie do ziemi. Ciężko się jej oprzeć. Zacisnęłam zęby.
    Nie mogę skorzystać z pomocy żadnego z moich duchów. To niebezpieczne, nie powinnam przecież ich tak narażać!
    Mimo ogromnej siły napierającej na moje ciało zdołałam się podnieść. Z oczu pociekły mi gorące łzy. Czułam ich wędrówkę po policzkach.
    Wiatr ustał. Stałam czekając właściwie nie wiedziałam, na co. Tymczasem zbliżał się kolejny kataklizm. Ziemia powoli się zatrzęsła i z góry zaczęły spadać małe kamyczki.
    Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie! Nie mogę ich użyć. Co z tego, że nie giną tak jak człowiek, lecz nie chcę, by znosili ten ból. Zdecydowałam.
    Kolejne odłamki leciały w moją stronę a ja tylko dumnie stałam.
    Zaczęłam krzyczeć, tylko na to było mnie stać.
    W pewnym momencie poczułam ogromny przypływ mocy. Widziałam wirujące wokół złote wstęgi. Obok pojawiły się wszystkie duchy. Każdy z nich trzymał wyciągniętą ku mnie dłoń.
    Załkałam.
    - Przyjaciele!
    Ogromna siła pchała mnie ku górze. Poddałam się jej. Miażdżyła kolejne spadające kamienie, torowała sobie drogę. Wraz z nią brnęłam do wyjścia, do małej kropki będącej coraz bliżej i bliżej.
Udało ci się.
    Wszystko ustało. Ponownie otworzyłam oczy i znalazłam się w śnieżnobiałym pokoju. Do jednej ze ścian została przykuta czerwonowłosa dziewczyna.
    - Erza! - podbiegłam do Scarlet i chwyciłam za łańcuch, który pod wpływem dotyku rozpadł się na kawałki.
    - Dziękuję Lucy. - szepnęła cicho.

* Virgo może być przywoływana od poniedziałku do soboty.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak więc dobrnęliśmy do 20 rozdziału! Nie wierzę, że udało mi się aż tyle napisać. Przy ostatnim blogu (który już nie istnieje) dobrnęłam zaledwie do 3 ale to tylko taka ciekawostka. 
Według mojej rozpiski za 2 rozdziały powoli będziemy przechodzić do sedna całego bloga. Nie myślcie jednak, że będzie to koniec opowieści o nie! :D (mam materiał na jeszcze ze 4 sagi) 
Co do następnej części myślę, że większość z Was odgadnie już tytuł ;) powiem jedynie, że będzie ona nawiązywać do pewnego odcinka anime. Tak więc Mata ne! Do kolejnego poniedziałku.

niedziela, 20 kwietnia 2014

Cienie - rozdział 19 - Droga łez: Erza

Jeżeli walka z przeciwnikami idzie ci tak dobrze to, co zrobisz, gdy staniesz przeciw sobie Erzo Scarlet…
     Czerwonowłosa raptownie otworzyła oczy. W głowie wciąż rozlegało się jej echo dziwnego głosu. Był on całkiem zniekształcony, więc ciężko było określić, do kogo on należał. Chwilę temu jeszcze spoglądała na wystraszone twarze przyjaciół a teraz znajdowała się sama w ciemnej przestrzeni nie czując gruntu pod stopami.
    Magini rozejrzała się dookoła, jakby chciała odszukać czegoś wzrokiem. Po jej plecach przeszedł dreszcz. Czuła, że zaraz coś się stanie.
    Wtem cienie wokół dziewczyny rozbłysły podłużnymi światłami. Erza zmrużyła na moment oczy a chwilę później ujrzała przed sobą wszystkie swoje miecze. Wiedziała, że posiadała ich całkiem sporo, lecz i tak przeraziła się widokiem narzędzi. Były ich setki.
    Naprzeciw magini zmaterializował się jej sobowtór. Różnica w wyglądzie polegała na tym, że oczy przeciwniczki rozbłysły szkarłatnym blaskiem.
    - Pokaż, na co cię stać, Erzo! - zawołała czerwono oka i jak na rozkaz do jej dłoni podleciał miecz pasujący do zbroi Niebiańskiego Koła. - Dalej!
    Scarlet spięła się jednak po chwili i ona dzierżyła w dłoni broń.
    Dziewczyna sparowała atak przeciwniczki. Przynajmniej tak jej się wydawało, bowiem miecz, który trzymała rozpadł się na drobne kawałeczki pod wpływem nacisku sobowtóra. Prawdziwa Scarlet natychmiast odskoczyła chwytając po drodze kolejną z lewitujących w ciemnościach broni.
    - Coś ci się chyba złamało. - zakpiła czerwono oka z szyderczym uśmiechem.
    - Wypadek przy pracy. - skomentowała starając się nie dać sprowokować.
    Fałszywa Erza ponowiła atak i w tym przypadku doszczętnie niszcząc broń Scarlet. Później jeszcze raz. I kolejny.. a po nim następne.
    Czerwonowłosa odskoczyła ciężko sapiąc. Co to miało niby być? Jakim cudem każdy z jej mieczy obracał się w proch?
    - Znowu coś zepsułaś. - zaśmiał się sobowtór. - Nie mów, że nie potrafisz utrzymać kawałka stali w jednym kawałku?
    - Mów za siebie. - odparła dziewczyna analizując w głowie całą sytuację.
    - Powiedz mi coś.
    Erza nie odpowiedziała.
    - Jeżeli zawsze podczas walki krzyczysz, że pokonasz wroga dla swoich przyjaciół to jesteś w stanie zabić samą siebie przed upływem czasu…
    - Jakiego czasu? - zapytała zszokowana.
    - Och nie wiesz? Jeżeli nie wygrasz ze mną w ciągu kilku następnych minut spadniesz a twój los będzie zależał od kogoś innego.
    Nie ma czasu na myślenie! Trzeba to szybko zakończyć. Mimo, że była na straconej pozycji, to wcale nie zamierzała polec w walce.
    Gestem ręki Scarlet przywołała kolejny ze swych mieczy.
    Ruszyła w kierunku przeciwniczki z największą prędkością na jaką było ją stać. Zadała cios a broń nie zniszczyła się. Zazgrzytały miecze.
    - Hę? Udało ci się? - pełen podziwu sobowtór uśmiechnął się. - Pamiętaj o ich prawdziwym przeznaczeniu. - zagroziła i zaatakowała.
    Erzie nie udało się uskoczyć na czas i poczuła na swoim ciele piekącą ranę. Sięgała od lewego ramienia i ciągnęła się aż po brzuch.
    - Boli? Cóż zaraz nie będziesz czuć już nic. - zapowiedziała unosząc dłonie w górę.
    Wszystkie miecze zwróciły się w kierunku Scarlet, która przerażona cofnęła się jakby chciała uciec przed wszystkimi ostrzami.
    Przez jakiś czas obydwie trwały w pełnej napięcia ciszy. W końcu jedna z walczących odezwała się.
    - Tik tak. Minuta albo śmierć.
    W tym czasie w myślach magini Fairy Tail panował chaos. Co robić! Jak pokonać… samą siebie?
    Sobowtór westchnął gestem ręki przyzwała jedno ze lśniących ostrzy a ono poszybowało prosto do celu boleśnie wbijając się w ramię Erzy.
    - Ile będziesz tak stać?
    Czerwonowłosa spojrzała na siebie.
    - Dlaczego taka jestem? - zapytała ściszonym tonem.
    - To znaczy?
    - Dlaczego gdy stoję twarzą w twarz z kimś innym potrafię wykrzesać z siebie siły a patrząc na ciebie czuję…
    - Ciii już dobrze. - czerwono oka położyła dłoń na włosach dziewczyny. - Powiem ci. - szepnęła pochylając się nad jej uchem. - Nie znasz własnych słabości.
    Sobowtór zaśmiał się gorzko i z całej siły pchnął mieczem w pierś Erzy.
    Czarny świat zaczął pękać. Scarlet straciła z oczu samą siebie i poczuła jak traci równowagę. Wszystko wokół niej zaczęło wirować tak, że nawet nie zauważyła jak zaczęła spadać w ciemną otchłań.
    - Przyjaciele, wybaczcie. - wyszeptała a po jej policzku spłynęła samotna łza.
 
    Płakałam. Cały czas. Nie mogłam się ruszyć choćbym nawet i chciała. Jakaś magiczna siła kazała mi stać w bezruchu. Dlatego mogłam tylko patrzeć jak na ciele Erzy pojawiają się kolejne rany. Co z nami teraz będzie?
    - Natsu. - mój głos drżał. - Boję się.
    - Nie martw się. Wydostanę nas stąd.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Czarna:1 nauka do egzaminu:0 = rozdział! :D
A dzięki 3000 wyświetleń rozdział w niedzielę a nie poniedziałek.
Cieszę się, że ktoś czyta to, co piszę. Dziękuję również za Waszą motywacją w postaci komentarzy!
<3

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Cienie - rozdział 18 - Meridianus

    W Magnolii budzi się kolejny dzień. Miniona noc odeszła w zapomnienie. Jedni dobrze bawili się w swoim towarzystwie przez długi czas, drudzy zaś starali się opanować narastający gniew..
    - Tym razem na serio przesadził! - zdenerwowany Natsu uderzył dłonią w stół w gildii.
    Westchnęłam cicho. Widziałam pod stołem jak Erzie trzęsły się dłonie. Ona również nie była zachwycona zachowaniem Lodowego Maga.
    - Jeden problem za drugim. - mruknęłam pociągając łyk soku ze szklanki, którą trzymałam w dłoniach.
    - Ty również dałeś ciała. - prychnęła Erza.
    - Zaskoczył mnie! - usprawiedliwił się mag.
    - Trzeba było myśleć. - zasugerowałam tłumiąc ziewanie. Rany, po wczorajszym dniu byłam wykończona.
    - Łatwo ci mówić. - Natsu udał obrażonego.
    - Musimy go znaleźć. - powiedziała Erza. - Zanim zrobi coś głupiego.
    - Gdzie się pobiliście? - zapytałam cicho.
    - Kawałek za południową granicą Magnolii. - burknął kwasząc się na wspomnienie porażki.
    Posłałam mu spojrzenie pełne współczucia. Natsu naprawdę się denerwował. Oczywiście na dwa sposoby. Pierwszy: przegrana ze swoim odwiecznym wrogiem i drugi: dziwne zachowanie i odejście przyjaciela nie wiadomo dokąd.
    - Czy w tamtym kierunku znajduje się jakieś miasto? - zapytała Erza.
    - Owszem. - odparł niespodziewanie Makarov. - A teraz proszę za mną.

    Zdziwieni staliśmy w gabinecie Mistrza. Miał on poważną minę, co nie sugerowało niczego dobrego.
    - Cóż nie tak miało być. - powiedział pod nosem. - Nie mamy czasu, by czekać. Wyruszacie zaraz w okrojonym składzie.
    - Dokąd? - zapytałam zaskoczona.
    - Dzięki pomocy kapłanki Ayano z Septentrio dowiedzieliśmy się o precyzyjnym miejscu, gdzie możemy znaleźć drugi klucz.
    - Pomogła nam? - zapytał ucieszony Natsu. - Super!
    - A jak idzie Sabertooth? - wtrąciła Erza.
    - Znaleźli już obydwa w pozostałych miejscach.
    - Tak szybko? - nie to niemożliwe.
    - Zgarnęli dwa za jednym razem. - odparł Makarov. - Wstrzymajcie się póki co z pytaniami. - dodał widząc, że otwieram usta, by coś powiedzieć. - Mamy już na koncie trzy klucze. Wszystkie występują pod postacią klejnotów. Żółty, niebieski i czerwony. Wyruszacie do ruin zamku Meridianus położonego na południe od Magnolii. Został on opuszczony ponad czterysta lat temu, więc jeszcze przed uzyskaniem nieśmiertelności przez Zerefa. Uważajcie.
    Posłusznie skinęliśmy głowami.
    - Ayano kazała wam być ostrożnymi. To rejony przepełnione magią, niekoniecznie dobrą.
    Poczułam jak po plecach przechodził mi zimny dreszcz.
    - Damy radę. - odparł Natsu nie mogąc usiedzieć w jednym miejscu. - Kiedy wyruszamy?
    - Natychmiast.

    Tak więc kolejny raz udajemy się nie wiadomo na jak niebezpieczną misję. Chociaż ostatnio zbyt mocno panikowałam.
     - Jak myślicie, co nas czeka? - zapytałam chcąc przerwać nieprzyjemną ciszę towarzyszącą nam od momentu wyjścia z gildii.
    - Mam nadzieję, że dużo walki! - zaśmiał się Natsu. - Ostatnio wiało nudą.
    - A ty jak zwykle tylko o jednym. - powiedziała Erza uśmiechając się.
    - W końcu jestem magiem prawda?
    - Taka twoja natura panie ognisty. - rzuciłam wesoło w stronę chłopaka, na co ten odpowiedział mi jednym ze swoich uśmiechów.
    - Czyżby? - spytał mrużąc śmiesznie oczy.
    - Tak!
    - Przecież potrafię być spokojny!
    - Przez trzy minuty. - odparłam zgodnie z prawdą.
    - Nie prawda! - zaprotestował.
    - Prawda. - wtrąciła Erza.
    - W takim razie mogę się z wami założyć!
    - O co? - zapytałyśmy z czerwonowłosa zainteresowane ofertą.
    - Jeżeli do końca misji będę spokojny nie licząc ewentualnej walki zrobicie, co będę chciał!
    - W drugą stronę też to działa? - zainteresowałam się.
    - Oczywiście!
    - Erza, co o tym sądzisz? - zapytałam przyjaciółki.
    - Myślę, że możemy się zgodzić. - odparła z szatańską iskierką w oku. Aż strach pomyśleć o czym sobie pomyślała.
    Byliśmy już niedaleko od naszego celu. Tymczasem rozmawialiśmy o wielu różnych rzeczach typu: ciasto truskawkowe, treningi, walki pomijając jednak temat Graya. Przyznam, że niespecjalnie o nim myślałam w tej chwili, ponieważ zajęta byłam graniem w słówka z Natsu i Erzą. Różowowłosy był naprawdę śmieszny, gdy przegrywał kolejną partię z kolei. Przez chwilę naburmuszony szedł za nami, by potem przykleić się tak blisko, że czułam jego ciepło obok siebie.
    Kilka minut później minęliśmy się z jakąś parą ludzi. Obydwoje mięli zasłonięte twarze. Prawdopodobnie osobą z apaszką była kobieta a kapturem mężczyzna. Wydawało się, że gdzieś się spieszą, poruszali się szybko i bezdźwięcznie. Właśnie tym wzbudzili moje podejrzenia. Ciągle pamiętałam moment, w którym wraz z Natsu w drodze do Septentrio pewnej nocy zauważyliśmy dwie osoby. O ile pamięć mnie nie myli chłopak miał na imię Wilson…
    - Max. - szepnęła dziewczyna, gdy mijaliśmy się z nimi.
    - Tak, wiem są blisko. - odpowiedział przerażony.
    Zerknęłam na moich przyjaciół jednak ci pogrążeni byli w rozmowie.
    Gdy doszliśmy na sam szczyt ostatniego wzgórza naszym oczom ukazało się coś niesamowitego. Chodziło o stary zamek. Ciężko opisać to słowami. W końcu na słowa „ruiny zamku” większość ludzi reaguje wzruszeniem ramionami. Inaczej jest gdy widzi się coś na własne oczy.
    Okazała budowla stała skąpana w blasku zachodzącego słońca na krańcu klifu uniemożliwiającego przejście na drugą stronę. Była przeogromna. Chociaż lata świetności miała już dawno za sobą nadal pozostawała w dobrym stanie.
    - Ciekawe co tam jest. - mruknęła cicho Erza.
    - Sprawdźmy to. - zasugerował Natsu.
    - Ale ty idziesz przodem. - powiedziałam śmiejąc się.
    - Pewnie, zróbcie ze mnie tarczę. - chłopak udał płacz.
    - Skąd. - zaprotestowałam. - Dajemy ci okazję wykazania się!

    Było strasznie zimno. Z bliska ruiny wydawały się być straszne, wszędzie widziałam tyle cienia, który jakby tylko czekał, by całkowicie nas pochłonąć. Meridianus miejsce pobierające swoją siłę z mroku.
    - Coś mi tu nie gra. - Natsu idący na czele zatrzymał się raptownie.
    - Co konkretnie? - zapytała skupiona Erza.
    - Stare zamczysko jest, późna pora jest ale walki nie ma! - oświadczył bulwersując się.
    Jak na zawołanie ziemia pod naszymi stopami zaczęła się trząść. Przerażona przylgnęłam do chłopaka, który oplótł mnie swoimi ramionami.
    - Jeżeli jesteście na tyle odważni, by wejść do Meridianus ukażcie mi swoją wartość…
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiadomości:
1)      Na 21 kwietnia mogę nie wyrobić się z napisaniem rozdziału. Mam egzaminy i cóż ostrzej przygotować się trzeba ;)

2)      Czy NaLu jest: za dużo/za mało/lepiej wcale. Proszę odpowiedzcie, muszę dostosować Waszą decyzję do dalszego rozwoju fabuły.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Cienie - rozdział 17 - Komplikacje

    - Kod niebieski! - zarządziła Erza.
    Wszystko działo się tak szybko. Mirajane zabrała gdzieś Juvię, Cana i Levy wybiegły a Erza złapała mnie za rękę.
    - Chodź! - krzyknęła w stronę Natsu.
    Biegliśmy do mojego domu. Już pamiętam. Kod niebieski to inaczej odwracanie uwagi. W tym wypadku pewnie zajmiemy się Juvią aż do czasu, gdy nie uda nam się jej uspokoić. Na dworze ciągle padało, chociaż mniej niż chwilę temu.
    - Natsu, poszukasz Graya i pójdziesz z nim na jakąś misję. - zapowiedziała czerwonowłosa.
    - Dobra. - przytaknął, na co zdziwiłam się. - Długo to potrwa?
    - Może jedną noc.
    - Nie podoba mi się to. - westchnął zrezygnowany.
    - Później ci to jakoś wynagrodzimy. - zapewniła Erza a w oczach Natsu zabłysły iskierki.
    - Coś wymyślę. - chłopak uśmiechnął się patrząc na mnie. - To idę poszukać Mrożonki.
    - Dziwnie się zachował. - wysapałam między kolejnymi wdechami.
    - Zbyt szybko się zgodził. - przyznała.
    - Musi być w tym drugie dno. - mruknęłam ledwo zrozumiale.
    W końcu dotarłyśmy do drzwi mojego mieszkania. Drżącą dłonią wyciągnęłam klucz, włożyłam go do zamka i przekręciłam. Ze środka poczułam przyjemne ciepło.



    Podczas gdy przebierałam się w suche ubrania Erza tylko podmieniła swoją zbroję na piżamę w małe miecze. Przyglądałam się jej z niemałym zdziwieniem.
    - Chodź musimy zrobić tu miejsce. - powiedziała rozglądając się po pomieszczeniu.
    Wspólnymi siłami poprzesuwałyśmy wszystkie meble w rogi. Na ziemię rzuciłyśmy poduszki i poustawiałyśmy puste miski i kubki na stoliku pod ścianą.
    - Prawie gotowe. - Erza wyglądała na usatysfakcjonowaną.
     W tym czasie rozległ się dzwonek. Pobiegłam otworzyć a w progu stały przemoknięte Cana i Levy. Każda z nich trzymała po dwie siatki wypełnione napojami, owocami i przekąskami.
    - Zaraz będą. - powiedziała przebrana Cana zaplatając na włosach kitkę.
    W międzyczasie omówiłyśmy plan działania. Nie był on zbyt trudny. Polegał na nie mówieniu o Grayu. Jego imię należało do słów zakazanych kojarzących się z tymże magiem. Przede wszystkim jednak miałyśmy dobrze się bawić mając nadzieję, że atmosfera udzieli się Juvii.
    Niecałe pół godziny później dołączyły do nas Mira i zapłakana wodna kobieta. Łzy leciały jej po policzkach i wsiąkały opadając na błękitną bluzkę.
    Po przygotowaniu wszystkiego za oknem zaczęło się ściemniać.
    - Która chętna na popcorn? - zawołała Erza wychylając się zza progu kuchni.
    - Ja! - odpowiedziała każda z nas. No może z jednym wyjątkiem.
    - Juvia a ty nie zjesz? - zapytała Levy wpatrując się troskliwym wzrokiem w przyjaciółkę.
    - Juvia nie jest głodna. - odparła ponuro magini.
    Zaczęłam rozlewać sok pomarańczowy do szklanek i rozdałam je dziewczynom siedzącym w okręgu. W tym czasie pootwierały wszystkie przekąski i postawiły je w środku koła.
    Wodna magini wciąż siedziała przygnębiona. Jakby to siebie obwiniała o całe zło tego świata.
    - Juvia, wyjaśnisz nam co się stało? - zapytała łagodnie Erza. Nagle zmieniła taktykę.
     - Razem coś poradzimy na twój smutek. - zapewniła Cana patrząc w stronę przemyconej przez siebie butelki sake, która została jej odebrana i odłożona na komodę.
    - Bo Juvia… bo panicz Gray powiedział Juvii… i… - zachlipała i podałam jej chusteczkę. - i wyszło tak, że on ma dosyć Juvii i ma dać mu spokój. - wyznała cicho po czym dodała już w pierwszej osobie. - Nakrzyczał na mnie.
    - Nie martw się. - powiedziała Erza.
    - Właśnie! Nie ten to inny. - Cana pomachała przyjaciółce przed nosem miską z owocami. - Zjedz coś.
    Dziewczyna niepewnie wzięła czerwone jabłko i odgryzła jego mały kawałek.
    - I co bolało?
    - Nie.
    - Juvia. - zaczęła Mira zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych. - Masz nas wszystkie. Jeżeli coś się stanie przyjdź do nas a my obijemy tyłek twojemu problemowi. - puściła oczko w kierunku przyjaciółki.
    - Proponuję toast za dzisiejsze spotkanie. - powiedziała Levy wznosząc swoją szklankę.
    - I za nas. - dodałam uśmiechając się.
    Cana, Erza i Mira również uniosły swoje kubki. Kąciki ust Juvii uniosły się lekko w górę.
    - Dziękuję.
    Później otworzyłyśmy „magiczną butelkę Cany” i się zaczęło. Przypominałyśmy sobie wszystkie zabawne sytuacje naszych przyjaciół z gildii (prócz jednego) podgryzając popcorn. Włączyłyśmy muzykę i zaczęłyśmy tańczyć na tyle, ile pozwalało moje małe mieszkanko. W końcu wszystkie jak jeden mąż opadłyśmy na podłogę śmiejąc się jak opętane. Rozmawiałyśmy prawie o wszystkim, pomijając tematy chłopaków. Nie chciałyśmy, by Juvia źle się poczuła. Magini zaczęła się do nas przekonywać i mówiła coraz więcej. Wieczór można zaliczyć do udanych.
    W końcu zasnęłyśmy każda tuląc się do swojej poduszki.
*** Natsu ***
    Co za idiota! Pewnie znowu coś palnął i teraz mam latać za nim jak jakaś niańka. Mógł trzymać język za zębami i nie byłoby sprawy.
    Deszcz zaczynał słabnąć. Dobre chociaż tyle, że dziewczynom udało uspokoić się Juvię.
    Biegłem ulicami Magnolii. Na co ja się zgodziłem? Miałem dobrowolnie pójść sam na sam na misję z Gołodupcem. Obym po drodze znalazł Happiego, to nie będzie tak źle.
    Przebiegając wzdłuż granicy Magnolii dostrzegłem samotnego maga siedzącego pod drzewem.
    - Tu jesteś Mrożonko! - krzyknąłem zdenerwowany.
    - Musisz tak wrzeszczeć? - zapytał bezczelnie nie zaszczycając mnie spojrzeniem.
    Zacisnąłem mocniej pięści.
    - Szukałem cię! Bo zachciało ci się gdzieś poleźć! - wygarnąłem mu.
    - A miałem patrzeć jak Juvia ryczy?
    - To twoja wina! Ty jej czegoś nagadałeś! - powoli puszczały mi nerwy.
    - Bo jest irytująca. - odpowiedział przeszywając mnie zimnym spojrzeniem.
    - Zmieniłeś się. - zarzuciłem.
    - Czyli?
    - Gdzie jest stary Gołodupiec! Ten, który miał na uwadze uczucia innych?!
    - A co ty taki miłosierny?
    - Przestań zadawać głupie pytania! Idziemy na misję jak powiedziała Erza.
    - Nigdzie z tobą nie pójdę.
    - Pójdziesz choćbym miał cię zawlec na miejsce.
    Gray wstał z miejsca.
    - Teraz pójdziesz przeprosić Juvię. - nakazałem wciąż trzęsąc się ze złości.
    - Nie. - warknął.
    - Albo wiesz co, lepiej nie spotykaj się z nikim z gildii. - rzuciłem grobowym tonem.
    Gołodupiec parsknął.
    - A niby dlaczego?
    - Jeżeli masz ranić wszystkich po kolei daruj sobie.
    - Będę robić co tylko zechcę i nikt mi tego nie zabroni.
    Gray zrobił krok w przód i złączył dłonie do wykonywania swojej magii.
    - Nie rób tego. To nie jest czas na walkę.
    - Boisz się?
    Zapaliłem jedną z pięści.
    - Ciebie? W życiu.
    - Lodowe Tworzenie: Lodowy Excalibur.
    Gray utworzył ogromny miecz. Natychmiast ruszyłem ku niemu wrzeszcząc ile sił w płucach:
    - Stalowe Pięści Ognistego Smoka!
    Nasze ataki zderzyły się. Z całej siły parłem na miecz Mrożonki chcąc go odepchnąć. Nic to nie dało, skurczybyk serio był twardy. Odskoczyłem na moment i zebrałem część magii.
    - Ryk Ognistego Smoka!
    - Lodowe Tworzenie: Bryła!
    Fala ognia obiła się o ścianę rozbijając ją na drobne kawałeczki, jednak Gray zniknął.
    - Gdzie jesteś tchórzu?! Jak mam przemówić ci do rozsądku skoro nie chcesz pogadać!
    - Patrz za siebie! Lodowe Tworzenie: Młot!
    Ledwo odskoczyłem i usłyszałem za sobą świst powietrza a później ziemię rozpryskującą się we wszystkich stronach. Nie czekałem na wyprowadzenie kontrataku.
    - Ostrze Rogu Ognistego Smoka! - Zapaliłem całe swoje ciało i mocno zamachnąłem się głową w kierunku maga, ten obrywając rozpadł się ma małe kawałki.
    - Kurczę! - mruknąłem cicho. Manekin.
    - Lodowe Tworzenie Strzały! - krzyknął Gray wyskakując nagle z łukiem w rękach a w moim kierunku posypały się lodowe brzytwy.
    - Pazur Ognistego Smoka! - warknąłem i zbiłem większość strzał jednak jedna wbiła mi się w lewe udo.
    - I co teraz płomyczku? Czyżbyś oberwał? - zaszydził ciemnowłosy.
    - Mów za siebie! Płomienny Łokieć Ognistego Smoka! - z większą szybkością niż dotychczas rzuciłem się na zdziwionego rywala zadając mu kilka obrażeń.
    - Dość tego! - krzyknął Gray. - Teraz cię załatwię! Lodowe Tworzenie Podłoga!
    Zachwiałem się stojąc na lodzie. Gołodupiec w tym momencie doskoczył do mnie i wepchnął do stworzonej przez siebie klatki.
    - Ty przeklęty dupku! - zawyłem uderzając o kraty. - Dokąd teraz idziesz?!
    - Daleko od ciebie. - warknął chłopak odwracając się i odchodząc w siną dal.
    Przegrany uderzyłem czołem o klatkę. Jak ja się teraz wytłumaczę Erzie?

***
Dawno nie było perspektywy kogoś innego niż Lucy więc proszę! :D Macie też namiastkę walki, oceńcie jak poszło czy coś dodać/zmienić. Muzyka, do której podałam Wam linki może według Was nie pasować jednak to przy niej powstawał rozdział. Czekam na zetknięcie z Waszą krytyką.