poniedziałek, 26 maja 2014

Cienie - rozdział 24 - Wspomnienia

~Shado~
    Wzdycham przeciągle, gdy ponownie staję przed wszystkimi magami. Staram się ignorować fakt, iż słyszę ich nerwowe przełykanie śliny, czy też przyspieszone bicie serca. Skończeni idioci, którzy mimo strachu wciąż posyłają mi zawistne spojrzenia.
    Potrząsam głową a kilka pasm jasno brązowych włosów odgradza mnie od innych. Stary Makarov odszedł do swojego gabinetu razem z tą kobietą z różowymi włosami. Powiedział, bym zeszła do głównej sali gildii i poznała kogoś. Niedorzeczność, kto chciałby bratać się z dziwakiem?
    Wzdycham cicho uświadamiając sobie beznadziejność sytuacji, w której się znalazłam. Nie wiem, co mam o niej myśleć. Może ten staruszek naprawdę chce mi pomóc? A jeżeli chodzi im o wykorzystanie i porzucenie mnie? Co wtedy zrobię. Jest jeszcze inna sprawa… mianowicie te dwa zaklęcia. Jeżeli wszystko pójdzie po mojej myśli wkrótce odzyskam pamięć. To chyba dobrze, nie?
    Zrezygnowana siadam przy barku na wysokim krześle oddalonym jak najbardziej od reszty. Magowie wrócili do przerwanych rozmów. Tyle dobrego, że przestali zawracać sobie mną głowy.
    - Witaj. - słyszę czyjś pogodny głos. Podnoszę głowę i widzę białowłosą maginię o niebieskich oczach.
    Mamroczę coś, na wzór przywitania.
    - Jestem Mirajane, a ty to Shado, tak?
    Potakuję cicho.
    - Może podać ci coś do picia? - posyłam jej zdziwione spojrzenie. Dlaczego miałaby to robić? - Jestem odpowiedzialna za barek w gildii. Coś jakby kelnerka. Poczekaj chwilę, zaraz przygotuję ci mój specjalny napój. - posyła mi oczko i odchodzi.
    Splatam palce i wbijam wzrok w ladę. Ludzie są tak sprzeczni. Dlaczego ona jest dla mnie miła? Czyżby udawała?
    - Proszę. - przede mną ląduje kubek wypełniony po brzegi pomarańczowym płynem. W środku jest jasny a w miejscu styku ze szkłem kolor staje się bardziej intensywny. Zupełnie jak…
    - Dziękuję.
    … aura.
   
    - Nie mogę! - piszczę zrezygnowana.
    - Wkrótce ci wyjdzie. - zapewnia mnie mężczyzna. - Z resztą jak na ośmiolatkę i tak wszystko szybko pojmujesz.
    Prycham oburzona.
    - Gdzie tam! Wcale a wcale!
    - Wyczuwanie aury nie jest takie proste jak ci się wydaje. - czarnowłosy podnosi się z trawy i podaje mi dłoń, którą zaraz chwytam. - Poza tym próbujesz pierwszy raz. Nie spodziewaj się cudów.
    Przez chwilę koncentruję się na dotyku chłodnej skóry maga. Przymykam oczy i biorę głębszy wdech.
    - Ale Zeref! - protestuję jednak natychmiast zostaję uciszona gestem dłoni.
    - Aura jest bardzo pomocna w poznawaniu ludzi. Nie można jej sfałszować, więc pokaże ci prawdę. Objawia się jako poświata wokół człowieka. Jej kolor zależy od nastroju osoby, na którą patrzysz. Natężenie zaś oznacza siłę życiową. - słowa te powtarza już któryś raz z rzędu.
    - Wiem o tym. - staram się nie patrzeć w ciemne oczy maga. W końcu jestem obrażona!
    - Rozwinięcie potężnych umiejętności wymaga dużej ilości czasu.
    Zaciskam palce na bladej dłoni Zerefa. Idziemy właśnie przez ogromną polanę, na której codziennie ćwiczę. Wiatr delikatnie wieje rozwiewając moje i tak już potargane włosy. To niesprawiedliwe! Wilson znowu będzie się ze mnie śmiał.
    - Nie smuć się. - mówi niespodziewanie mag.
    - Skąd wiesz?
    - Jesteś cała szara.

    Uśmiecham się delikatnie. Miłe wspomnienie. Nie wiem dlaczego wcześniej dostrzeżenie aury było dla mnie tak wielkim wyzwaniem. Teraz to łatwizna. Jednak zamiast odpowiedzi dostaję kolejne pytanie. Ten cały Zeref wydawał się być… dobry.
    Podnoszę wzrok znad napoju i kieruję go na Mirajane. Koncentruję się chwilę a po chwili kobieta rozbłyska różową poświatą. Z zachwytem rozglądam się po całej gildii. Tyle kolorów, ile emocji.
    - Hej ty. - słyszę znany mi już głos Graya. Otacza go zielona mgiełka, którą interpretuje jako spokój. - Siedząc tak nikogo nie poznasz, chodź. - rzuca przez ramię.
    Wstaję z kilkusekundowym opóźnieniem. Chłopak prowadzi mnie do stolika, przy którym siedzi trójka dorosłych magów i dziecko.
    - Poznaj Reedusa, Biscę, Alzacka i ich córkę Asukę.
    - Miło cię widzieć! - piszczy dziewczynka podbiegając do mnie. Przez moment zszokowana wpatruję się w małą istotkę jednak chwilę później pozwalam jej złapać się za rękę.
    - Witaj. - mówią pozostali. Widać, że walczą z żółtym niezdecydowaniem.
    - Um cześć. - jak powinnam zachować się względem nich?
    - Zobacz jak Reedus maluje! - Asuka wskazuje na szkicownik maga nie dając mi czasu na przemyślenie sytuacji.
    Gdy nachylam się nad rysunkiem widzę wydarzenie sprzed kilku dni. Było to wtedy, gdy chciałam ruszyć na pomoc Wilsonowi. Na obrazku dumnie stoję przy schodach a w moich oczach odbija się mnóstwo różnych emocji. Widać, że mówię coś szokującego, inni zaś przybierając zdziwione miny zamierają zasłuchani.
    - Dlaczego to zrobiłeś? - pytam wciąż wpatrzona w rysunek. Opuszkami palców delikatnie przejeżdżam po papierze dokładnie badając jego gładką fakturę.
    - Zawsze dokumentuję ważne wydarzenia. - mag śmieje się a jego niebieska aura rozbłyska.
    - Dzięki Reedusowi cała nasza historia zostanie zapamiętana. - dodaje zielonowłosa kobieta uśmiechając się ciepło.
    Gray cały czas patrzy na mnie troskliwym wzrokiem, czy on myśli, że o tym nie wiem?
    - A ty umiesz rysować? - pyta znienacka dziewczynka śmiesznie ściągając brewki.
    - Cóż, nie wiem. - odpowiadam powoli. - Nie pamiętam.
    - Może chcesz spróbować? - wtrąca Reedus wskazując na wszystkie swoje przybory.
    Wzdycham cicho i już mam odmówić jednak widząc smutny wzrok Asuki postanawiam spróbować.
    - No dobrze.

    - To tam. - mówi Zeref wskazując na miasteczko ukryte wśród lasu. - Septentrio.
    Wodzę wzrokiem za jego palcami. Kilkadziesiąt domków i ogromna świątynia nie zrobiły na mnie jakiegoś piorunującego wrażenia. Co innego aura, którą poczułam.
    - Przesycone energią. - mruczę upajając się mocą. Jest tak intensywna, że czuję jej zapach choć nie powinno być to możliwe. To jakby chłodna morska bryza pieściła moje ciało.
    - Właśnie dlatego tam też w przyszłości będzie nasza posiadłość.
    - A co w związku z tym? - dociekam.
   
~Natsu~
    Jeszcze trochę! Mały kawałeczek dzieli mnie od celu - okna Lucy. Zręcznie chwyciłem się parapetu i po odepchnięciu od ściany w stylu smoka wpadłem do mieszkania przez otwarte na szerz okno.
    - Natsu! - jęknęła Lucy posyłając mi spojrzenie mówiące: „jesteś kompletnym idiotą”. - Czy ty nigdy nie nauczysz pukać?
    - Ani be ani dzień dobry, tylko od razu pretensje. - udałem obrażonego wyciągając przed siebie siatkę z owocami i sokiem.
    Lucy westchnęła ciężko, po czym zabrała ode mnie pakunek i zniknęła w kuchni.
    - Happy! - zawołałem półszeptem wyglądając przez okno.
    - Melduję się!
    - Mam dla ciebie zadanie. Pilnuj żeby Lucy nie weszła tu zbyt szybko.
    - Aye! - Exceed wleciał do pomieszczenia i chyba w coś uderzył, bo chwilę później usłyszałem głuchy huk.
    Nie zastanawiając się długo wyciągnąłem z kieszeni mały woreczek, który otrzymałem od staruszka z targu. Ostrożnie rozwiązałem go i uśmiechnąłem się na widok małych kuleczek. Nie czekając długo wziąłem porządny zamach a zawartość materiałowej szmatki natychmiast znalazła się na suficie.
    - Natsu, co ty robisz? - zapytała znienacka Lucy zastając mnie w dziwnej pozycji. Tuż za nią stał skruszony Happy z plasterkiem na głowie.
    - Nie widzisz? - ożywiony zacząłem machać rękami. - Rozciągam się! Podobno to bardo ważne w ciągu dnia. Chyba nie chcesz żebym dostał kontuzji?
    - Tobie to raczej nie grozi. - dziewczyna odstawiła trzymane w dłoni szklanki na stół. - Chodź.
    Uśmiechnąłem się do siebie i zająłem miejsce naprzeciwko dziewczyny.
    - Pychota! - westchnąłem rozmarzonym tonem.
    Lucy zaśmiała się cicho.
    - To tylko zwykłe naleśniki z owocami. Nie rozumiem dlaczego tak się tym zachwycasz.
    - Bo ty je zrobiłaś. - palnąłem nim zdążyłem ugryźć się w język. - Eee znaczy się ja nie potrafię i wolałbym nie próbować. - plątałem się w słowach.
    - Idziemy do gildii? - dziewczyna przypięła swój pasek z kluczami. - Musimy wziąć jakąś misję, niedługo nie będzie mnie stać na mieszkanie tu.
    Energicznie potaknąłem i porywając po drodze leżącego Happiego wybiegłem z mieszkania za dziewczyną.
  
~Lucy~
    - Jakoś tak spokojnie. - pomyślałam na głos.
    - Rzeczywiście. - Natsu zatrzymał się przed wejściem do budynku gildii. - Trzeba to sprawdzić. - silnym uderzeniem otworzył drzwi i od razu zaczął krzyczeć, jak to miał w zwyczaju. - Co siedzicie jakby był pogrzeb?!
    Uśmiechając się pod nosem weszłam za chłopakiem. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało tak samo, jak zwykle. Magowie siedzieli zbici w małe grupki i popijali napoje rozmawiając. Wokół roznosił się przyciszony gwar.
    - Idioto, musisz zawsze krzyczeć? - zapytał wściekły Gray z przeciwległego końca sali. Siedział przy stoliku obok Reedusa, Asuki i… Shado.
    - Po to żyję! - odgryzł się Natsu jakby nie zauważając dziewczyny.
    - Umrzyj. - mruknął cicho lodowy mag odwracając się do nas plecami.
    Razem z Natsu podeszliśmy bliżej. Różowowłosy dąsał się jeszcze chwilę i mruczał o czymś pod nosem. Ja tymczasem spojrzałam na to, co robiła Shado. Dziewczyna w skupieniu malowała. Przypatrywałam się jej dokładnym ruchom, gdy nakładała kolejny kolor na swój obrazek. Z początku nie wiedziałam, na co patrzę jednak po chwili krajobraz z rysunku wydał mi się znajomy - Septentrio.
    Dziewczyna odłożyła pędzel na miejsce i zimnym wzrokiem zlustrowała swoje dzieło. Z jej twarzy nie można było nic odczytać.
    - Jeeej jakie śliczne! - Asuka z zachwytem zerknęła na Shado, która widocznie nad czymś myślała. - A mówiłaś, że nie umiesz!
    - Chyba nie miałam racji. - chłodny głos dziewczyny rozniósł się szeptem wśród nas.
    - No, no Reedus masz konkurencję. - zaśmiał się Natsu klepiąc maga po ramieniu.
    - Narysuj coś jeszcze. - poprosiła Asuka zwracając się do brązowowłosej.
    - Później. - zabrzmiało to niemal groźnie. Dziewczynka zrobiła smutną minę i prędko zabrała rysunek ze stolika biegnąc ku swoim rodzicom.
    - Ach wybacz zapomniałem się przedstawić. Natsu Dragneel. - chłopak przypomniał sobie o zasadach dobrego wychowania i wyciągnął dłoń w kierunku Shado. - A to Lucy Heartfilia. - tu skinął na mnie.
    Szarooka mierzyła nas chłodnym spojrzeniem. W jej oczach malowała się zupełna pustka, zupełnie jakby była wyprana z wszelkich uczuć. Chciałam się cofnąć, jednak nie mogłam na to sobie pozwolić. Czułam, jak coś oplatało moje ciało nie pozwalając mu się ruszyć.
    - Shado. - rzuciła krótko odwracając wzrok.
    - Dobrze, że jesteście razem. - Makarov znienacka pojawił się między magami. - Musimy porozmawiać.
***
No to za nami kolejny rozdział Cieni. Już niedługo przepowiadam katastrofę jednak póki co mała informacja. Mianowicie Czarna w niedzielę i poniedziałek będzie na wycieczce klasowej, później środa kolejny wyjazd, więc nie wiem jak będzie z rozdziałem. Postaram się coś napisać i wstawić w poniedziałek, gdy wrócę. Jeżeli nie to pozostaje wtorek wieczór. 
MSC (Mroczna Strona Czarnej): Weź już tyle nie gadaj tylko zajmij się pracą. 
C (Czarna): <z rezygnacją w głosie> : Tak, tak.
MSC: Co jest?
C: Jakoś nie mam motywacji.... <mówi ze skruchą>
MSC: Już ja ci zaraz pomogę <złowieszczy śmiech> A i przypominam o wyrażeniu swojej opinii odnośnie rozdziału
Mata ne! ^^

poniedziałek, 19 maja 2014

Cienie - rozdział 23 - Pogawędki

~Natsu~
    Pojawienie się Shado wywołało niemałe zamieszanie w gildii. No… nareszcie coś się działo! Ale wracając do tematu, to cały czas bacznie obserwowałem dziewczynę. Czułem od niej coś znajomego, jednak na tyle przytłumionego, że stwierdzenie, czym była ta „rzecz” graniczyło z cudem. Nie uchodziła od niej żadna magia, co podsycało moją ciekawość. Była trochę dziwna jak na wysłannika Zerefa. Taka… zagubiona? Tak, to chyba dobre określenie.
    Zaśmiałem się w duchu. Bardzo zły i niedobry wróg przybywa do Fary Tail a ja myślę o nim bez martwienia się o moich przyjaciół.
    - Co cię tak bawi? - zapytała znienacka Lucy. Jej brązowe oczy przyglądały mi się badawczo.
    Razem z blondynką wracaliśmy z gildii. Było już dosyć późno więc nie pozwoliłem jej iść samotnie. Jeszcze ktoś, by ją napadł i co wtedy? Musiałbym mu zafundować wizytę w szpitalu. I po co marnować miejsca na oddziale dla takich ludzi?
    - Właściwie to nic takiego. - odparłem uśmiechając się. - Myślę, że teraz będzie ciekawiej.
    - Ach tak. - dziewczyna zerknęła na rozgwieżdżone niebo. - Piękne. Czasami chciałabym mieć jedną z nich dla siebie. - mowa tu o oczywiście o migających punkcikach na czarnym tle.
    - Wszystko da się załatwić. - powiedziałem cicho do siebie. Lucy prawdopodobnie usłyszała tylko zniekształcony pomruk.
    Jak to zwykle w nocy bywa zaczął wiać chłodny wiatr. Dziewczyna złapała się za ramiona chcąc się ogrzać.
    Nie namyślając się długo objąłem ją ramieniem i przyciągnąłem do siebie.
    - Co ty robisz? - szkoda, że nie widziała swojej zdziwionej miny.
    - Ogrzewam cię. - odpowiedziałem jak gdyby nigdy nic. - Chyba zrobiło ci się zimno, nie?
    Lucy zachichotała cicho a ja starałem się zapamiętać ten dźwięk. Szkoda, że nie robiła tego zbyt często.
    - Więc od tej pory mianuję cię swoim osobistym grzejnikiem!
    - Do usług, madam. - starałem się zachować powagę, lecz uśmiech sam cisnął mi się na usta.
    Chłonąłem słodki zapach Lucy. Był naprawdę przyjemny, mógłbym tak ją trzymać chociażby i całą noc!
    - Chodź Gwiazdko jesteśmy już blisko. - kątem oka obserwowałem reakcję przyjaciółki. Momentalnie zamknęła usta a nawet nie zdążyła nic powiedzieć. Na jej policzkach wykwitł rumieniec. Chcąc nie chcąc byłem z siebie dumny doprowadzając Lucy do takiego stanu.
    Kilka minut później dotarliśmy do drewnianych drzwi. Dziewczyna wyciągnęła połyskujący klucz i przekręcając go w zamku otworzyła małe mieszkanko.
    - Dzięki za odprowadzenie. - zaczęła nieśmiało. Cały czas błądziła wzrokiem jakby bała się spojrzeć mi w oczy. - Może w ramach rekompensaty wpadniesz jutro na śniadanie?
    Na mojej twarzy pojawił się najszerszy uśmiech na jaki było mnie stać. Tymczasem skłoniłem się nisko i starając się zachować głęboki ton głosu powiedziałem:
    - Będzie mi niezmiernie miło. Dobranoc panienko.
    Nim Lucy zamknęła drzwi zobaczyłem, że jej twarz przypomina kolorem dorodnego pomidora.
    Zaśmiałem się cicho.

    Gdy dotarłem do domu wciąż uśmiechałem się jak idiota. W ciemnościach wymacałem na ścianie włącznik światła. Moim oczom ukazał się niebieski Exceed skulony na hamaku.
    - Wybacz, że ostatnio cię zaniedbuję Happy.
    Mój przyjaciel mruknął coś niezrozumiale przez sen i przekręcił się na drugi bok. Ja tymczasem cicho prześlizgnąłem się do łazienki, by wziąć prysznic. Nie wiem, co jest w tych kropelkach wody ale są naprawdę relaksujące.
    Po kilkunastu minutach cały w skowronkach z mokrymi włosami położyłem się spać. Kto, by pomyślał, że w łazience przychodzą do głowy najlepsze pomysły.

~w tym samym czasie~
    Środek nocy. Nie mogłeś wybrać lepszej pory na przeprosiny. Jesteś geniuszem Gray. W najłagodniejszej wersji zostanę odrzucony przez strumień wody na drugi koniec miasta. Gdyby nie sumienie w życiu bym tu nie przyszedł jednak siedzenie w gildii, gdzie wszyscy patrzą na mnie wilkiem nie jest zbyt przyjemne.
    Dotarłszy do odpowiedniego mieszkania ostrożnie uniosłem dłoń w górę jakbym bał się, że coś mnie poparzy.
    Westchnąłem cicho.
    Wóz albo przewóz, nie ma odwrotu.
    No i zapukałem.
    Stałem pod tymi drzwiami czekając jak na ścięcie. Przez kilka minut sterczałem w kompletnej ciszy. Czego ja oczekiwałem w porze, o której każdy normalny człowiek śpi? Z drugiej strony, gdybym został tak potraktowany i w nocy zobaczyłbym tę osobę w wizjerze nie rzuciłbym się w jej ramiona… nawet jeżeli sam też ponosiłbym winę.
    W końcu po długim czasie, który wydawał się być wiecznością usłyszałem szczęk klucza przekręcanego w zamku. Wziąłem głęboki oddech.
    - Hej Juvia. - wybełkotałem. No, no niezły początek, jeszcze pomyśli, że jesteś pijany.
    Magini zmierzyła mnie chłodnym spojrzeniem, od którego ciarki przeszły mi po plecach.
    - Co cię sprowadza tak późno w nocy, Gray? - nie użyła przyrostka „-sama”. No to nieźle sobie nagrabiłem.
    - Jaa um - zająknąłem się. - Chciałbym cię przeprosić. Zachowałem się jak skończony idiota.
    - Juvia wiedziała, że przyjdziesz. - dziewczyna uniosła lekko kąciki ust jednak jednocześnie zacisnęła palce na framudze drzwi, co nie uszło mojej uwadze.  - Nie musisz się tłumaczyć, było minęło. Po części to też wina Juvii nie ma, co nad tym płakać. - niebieskie oczy obserwowały mnie uważnie.
    - I tak chciałbym wszystko naprawić. - wyznałem cicho.
    - Wszystko? Pokój na świecie też przywrócisz? - zauważyła złośliwie.
    Uśmiechnąłem się przepraszająco.
    - Żeby odzyskać stracone zaufanie potrzeba czasu. - kontynuowała. - Na siłę nic nie zdziałasz.
    - Bez wątpliwości. - odparłem skruszony.
    Magini uśmiechnęła się lekko i zaczęła znikać za drzwiami.
    - Dobranoc. - szepnęła nim straciłem ją z oczu.
    - Żegnaj, jeszcze raz przepraszam.
    Zostałem sam na ulicy nieoświetlonej przez żadną latarnię. Czułem jakby ktoś zdjął z moich barków ogromny ciężar, który cały czas przygniatał mnie do ziemi. Może jeszcze uda mi się odpokutować grzechy.

~Natsu~
    Słysząc budzik natychmiast zerwałem się z miejsca tak gwałtownie, że wylądowałem twarzą na podłodze.
    - I jak Natsu? Smakuje ci kurz? - Happy podśmiewał się cicho machając stópkami.
    - A jak! - zacząłem zbierać się z ziemi. - Nie słyszałeś, że dobrze działa na futerko?
    - Jesteś testerem?
    - Nie. Po prostu spadłem z wyrka. - westchnąłem poirytowany swoimi (nie) zgrabnymi ruchami. - Mniejsza o to, zaraz wychodzimy!
    Rozejrzałem się po pokoju szukając jakiś czystych ciuchów, co okazało się dość trudnym zadaniem. Po pomieszczeniu walało się zbyt wiele rzeczy. Burdel - tak określiłaby to Lucy. Pamiętam, jak podczas pierwszej niezapowiedzianej wizyty brud dosłownie zwalił ją z nóg. Musiałem biedaczkę cucić. Happy chciał wylać na nią kubełek zimnej wody chociaż myślę, że wystawienie przyjaciółki na świeże powietrze było znacznie lepszym pomysłem. Od teraz zawsze, gdy przychodzi wrzucam wszystko do szafy.
    W końcu porwałem z krzesła spodnie a w szafie znalazła się samotna kamizelka.
    - Dokąd idziemy? - zainteresował się Happy, gdy zamykałem dom.
    - Na śniadanie do Lucy.
    - Natsu! - Exceed zawisł z powietrzu zdziwiony.
    - Co?
    - Nie spodziewałem się tego po tobie. - udał, że łapką ociera łezkę z pyszczka. - Ale czemu idziemy tak wcześnie?
    - Musimy odwiedzić pewne miejsce. - odparłem zagadkowo.
    Idąc pogwizdywałem cicho. Dawno tego nie robiłem. Happy patrzył na mnie szczęśliwy i co chwila chichotał.
    - Pokaż to Lucy!
    - Hę? Po co?
    - Będzie zachwycona!
    W końcu dotarliśmy do najdalszej części Magnolii. Znajdował się tam mały targ. Od razu poszedłem w pewne miejsce a po drodze zgarnąłem siatkę owoców i sok pomarańczowy. No bo jak to iść do kogoś się najeść a samemu niczego nie przynieść?
    - Cześć dziadku! Dawnośmy się nie widzieli. - zawołałem od progu wchodząc do małego pomieszczenia.
    Staruszek siedzący za ladą uśmiechnął się. Ostatni raz widział mnie podczas misji.
    - Czego ci trzeba Natsu?

~Shado~
    Znów zamknęli mnie w tym pokoju. Przez większość czasu po prostu leżę lub wyglądam przez okno. Siły powracają jednak zbyt powoli bym mogła opuścić to miejsce. Wilson, przykro mi. Będziesz musiał trochę zaczekać.
    Słyszę kroki a po chwili do pokoiku wchodzi mały dziadek i starsza kobieta o różowych włosach z posępną miną.
    -Wiemy, co ci jest. - zaczyna staruszek a ja zamieniam się w słuch. - Rzucono na ciebie dwa zaklęcia. Pierwsze spowodowało całkowity zanik pamięci. Nie znam jego nazwy jednak jak mówi stara opowieść rzucane jest na tego, kto zgrzeszył w życiu lecz może zacząć od początku. Innymi słowy czyści pamięć, jego ofiara zapomina kim była, wszystkie wspomnienia są jakby przytłumione. Jest to czar wysoko poziomowy, ciężki do zdjęcia.
    Potakuję, by kontynuował.
    - Drugi natomiast jest zupełnym przeciwieństwem pierwszego. To tak, jak lek na chorobę. Wypala złe bakterie jednak pozostawia po sobie ślad. Nie wiemy jeszcze, jaki jest jego skutek. W każdym razie w miarę upływu czasu dzięki drugiemu zaklęciu powinnaś odzyskać pamięć jednak przebieg tego procesu wciąż pozostaje tajemnicą.
    Kiwam głową na znak zrozumienia.
    - Dlaczego mi pomagacie? - pytam po chwili milczenia.
    - Jesteś jedynym ogniwem, który może nam pomóc dowiedzieć się czegoś o Zerefie.
    - Liczymy na twoją pomoc. - wtrąciła kobieta.
    Chcą cię wykorzystać!
    - Rozumiem. - szepczę zaciskając palce na śnieżnobiałej pościeli. - Boję się.
    - Co cię trapi? - pyta troskliwie dziadek.
    - To, kim naprawdę jestem.
    Wzdycham cicho rozluźniając się. Nie wiem, jak mam się zachować.
    - Bez względu na to, kim się okażesz zawsze możesz liczyć na pomoc Fairy Tail.
    Podnoszę głowę zszokowana jego słowami.
    - Może chcesz poznać resztę gildii?
    Nie czekając zanim zwątpienie przejmie nade mną kontrolę biorę głęboki wdech i wstaje z łóżka.
***
Po przeczytaniu i zapoznaniu z treścią rozdziału zostaw po sobie ślad :)

poniedziałek, 12 maja 2014

Cienie - rozdział 22 - Ludzki odruch

~Gray~
- To przecież ona zniszczyła Septentrio! - krzyknął ktoś z tłumu magów zasiadających w głównej sali gildii Fairy Tail. Od dłuższego czasu było w niej tłoczno i duszno. Nieprzyjemną atmosferę można by ciąć nożem i rozdawać na talerzach.
    Sztywno spojrzałem na dziewczynę, którą trzymałem na rękach. Ciężko oddychała a na ubrudzonej twarzy malował się ból.
    Wyglądała tak… niewinnie. Nie powiedziałbym, że jest kimś zdolnym do spalenia całego miasta. W tej chwili była osobą walczącą ze śmiercią a inni nie chcieli nic z tym zrobić! Nawet, jeżeli była wrogiem to utrzymanie jej przy życiu jest dobrym posunięciem! Dzięki niej możemy dowiedzieć się czegoś o Zerefie. Jednakże nie potrafiłbym wykorzystać tak tej całej sytuacji. Nie, gdy wciąż miałem przed oczami jej wystraszoną twarz. Bała się! Tak samo jak normalny człowiek, to zupełne przeciwieństwo bezlitosnej maszyny stworzonej do zabijania.
    - Musimy jej pomóc! - piekliłem się.
    - Dlaczego, Gray? - zapytał nagle Makarov.
    Wszystkie szepty ustały. Każdy mag czekał na dalszy rozwój wydarzeń. To jakaś kiepska telenowela, czy co? O czym oni myślą?
    Nie odpowiedziałem od razu.
    Wciąż przed oczami miałem scenę sprzed kilku godzin. Zaraz po zniknięciu Zerefa puściłem się biegiem w kierunku gildii. Nie spodziewałem się, że reszta ruszy za mną po tym, co zrobiłem. To ja jestem tą świnią. To ja zraniłem Juvię, chociaż tego nie chciałem a teraz wkopuję się w jeszcze większe bagno próbując ratować wroga. Ironia losu.
    - Byłem tam, gdy pojawił się po raz pierwszy. - zacząłem ostrożnie. Magowie posyłali mi najprzeróżniejsze spojrzenia. Od złości i obrzydzenia po szczere zdziwienie. - Jeszcze zanim pojawił się przy was. - przeniosłem wzrok na Natsu, Erzę i Lucy. Oni jedyni czekali z osądem. - Ona nie była sama… chłopak imieniem Wilson został i walczył w jej obronie, by dać nam czas na ucieczkę. Sądzę, że między nimi jest coś na rzeczy! Coś poważniejszego, niż nam się wydaje.
    - Rozumiem. - mruknął cicho Mistrz. - Zanieście ją do skrzydła szpitalnego. Wendy, pomóż im.
    Zaskoczyła mnie jego decyzja. Tak po prostu?

~Shado~
    Rozpadam się. W ostatnim czasie znacznie osłabłam i nie będę temu zaprzeczać. Chciałabym krzyczeć z poirytowania, lecz nawet nie jestem w stanie kiwnąć palcem. Wciąż posiadam świadomość, wiem, co dzieje się wokół. To wszystko jest takie pogmatwane. Raz czuję, że mogłabym zniszczyć wszystko znajdujące się na mojej drodze a już chwilę później mam ochotę uciec, schować się i nigdy, przenigdy nie wychodzić z kryjówki.
    Rezerwami sił zmuszam się do otworzenia oczu. Obraz, który widzę jest całkowixcie zamazany jednak po kilku sekundach ostrość powraca. Znajduję się w małym pokoiku. Jest tu tylko mała szafka, na której stoi szklanka wypełniona do połowy wodą i łóżko, w którym leżę. Okno po mojej lewej jest uchylone a zielone zasłony delikatnie falują pod wpływem wiatru.
    Poruszam palcami, po kilku próbach odzyskuję władzę w rękach. Gdy siadam biała, mokra szmatka spada z mojego czoła. Natychmiast łapię się za głowę próbując stłamsić ból, który towarzyszył mi od czasu, gdy odzyskałam część przytomności. Moje brązowe włosy opadają zasłaniając część twarzy. Po chwili bezczynnego siedzenia wygrzebuję się z puchowej kołdry.
    Ostrożnie stawiam bose stopy na drewnianej podłodze, która zaczęła przeraźliwie skrzypieć. Niepewnie robię pierwszy krok. Upewniwszy się, iż nie stracę przytomności powoli zbliżam się do brązowych drzwi. Wyciągam bladą dłoń przed siebie i delikatnie chwytam za klamkę. Przez chwilę nasłuchuję, czy nikogo nie ma w pobliżu po czym ignorując nasilający się ból otwieram drzwi i przechodzę ich próg.
    Wychodząc na korytarz rozglądam się wokół. W końcu decyduję się zejść schodami prowadzącymi w dół.
    Cicho stąpam po kolejnych stopniach i staram się wychwycić kilka słów z rozmowy prowadzonej przez nieznane mi osoby.
    - Jest niebezpieczna.
    - W takim stanie nie powinna stanowić dla nas żadnego zagrożenia.
    - A jeżeli się już wyleczy?
    Cisza.
    - No właśnie! Nie wiemy, co może się stać!
    - Popieram. Daliśmy schronienie przestępczyni, która spaliła całe miasto!
    Gwałtownie się zatrzymuję. Nie dlatego, że widzę grupę osób z ogromną siłą, ale przez przekonanie, iż mówią o mnie.
    Zasłaniam usta dłonią.
    Co takiego zrobiłam?
    Nie pamiętasz, jak było fajnie?
    Kim jesteś?!
    W mojej głowie rozbrzmiewa szyderczy śmiech.
    Wkrótce się dowiesz…
    Oddech więźnie mi w gardle. A ciało samo idzie na spotkanie z wrogiem.

~Gray~
    - Ta dyskusja nie ma żadnego sensu. - powtórzyłem po raz któryś. - Wyjaśnimy wszystko, gdy tylko się obudzi.
    Odkryłem kolejną rzecz, z której mogą być dumni magowie Fairy Tail. Zawziętość inaczej tłumaczoną jako ośli upór. Człowiek mówi takim, żeby chwilę poczekali to nie! Po co? Lepiej kłapać jadaczką na wszystkie strony.
    Westchnąłem poirytowany i upiłem duży łyk gorzkiego napoju ze swojego kubka.
    Rozglądałem się po gildii obserwując inne osoby. Płomyczek o dziwo siedział w kącie i jakby nad czymś myślał (z marnym skutkiem). Kawałek dalej Lucy rozmawiała z Levy cały czas gestykulując. Zatrzymałem wzrok na blondynce i uśmiechnąłem się. Erza jadła któryś z kolei kawałek ciasta zdając raport Smoczym Zabójcom. Wendy i Mira wertowały księgi szukając zaklęcia przywracającego siły.
    - Popieram. Daliśmy schronienie przestępczyni, która spaliła całe miasto! - usłyszałem zza swoich pleców.
    - Jet, Doroy! Zamkniecie się wreszcie, czy mam wam pomóc? - krzyknąłem z hukiem odstawiając kubek na ladę.
    Zrobiło się cicho.
    Wszyscy zgromadzeni wlepili wzrok w jeden punkt. U podnóży schodów stała Shado. Dłonią zasłaniała usta. Widziałem, jak cała drżała.
    - G..gdzie jest Wilson? - zapytała słabym głosem wpatrując się w podłogę. Bała się spojrzeć na nas.
    - Nie powinna pani wstawać. - Wendy jako pierwsza przecisnęła się przez tłum magów i podeszła do Shado.
    - Wybacz. - na twarzy „wroga” zagościł smutek. - Powiedz, czy on jest tu?
    - Nie widzieliśmy nikogo oprócz ciebie. - do dyskusji wtrąciła się Lucy. Blondynka starała się być jak najbardziej delikatna.
    - Muszę do niego iść! - stan Shado uległ zmianie. Nagle spoważniała. - Przepuśćcie mnie.
    - Nie może pani nigdzie iść, nie odzyskując sił. - zauważyła Wendy.
    Dziewczyna spojrzała na Smoczą Zabójczynię. Elfman stojący przede mną spiął się, by być gotowym na niespodziewany atak jednak to, co zrobiła Shado zaskoczyło nas wszystkich.
    - Czy zostawiłabyś przyjaciela w rękach wroga? Osobę, której najbardziej ufasz? Wilson jest dla mnie kimś ważnym. On… on pomaga mi i martwi się o mnie. Zupełnie jak człowiek. - w szarych oczach widać błysk smutku. Na twarz dziewczyny wstępuje pot. Gdy robi krok w przód jej nogi uginają się jednak w sali gildii wciąż słychać szept. - Czy nie byłoby ludzkim odruchem gdybym poszła go ratować? - po tych słowach traci przytomność głucho opadając na ziemię.
***
Zadanie dla wszystkich, którzy przeczytali!
Podaj 3 słowa, które Twoim zdaniem określają Shado :D

poniedziałek, 5 maja 2014

Cienie - rozdział 21 - Droga (bez) łez: Natsu

    Byłem wściekły. Normalnie czułem, jak wszystko się we mnie gotuje. Najpierw Erza, teraz Lucy. Zacisnąłem dłonie w pięści, niech no ja tylko dorwę tego, kto to wszystko robi! Byłem bezsilny. Nie mogłem nic zrobić, w dodatku Lucy odpłynęła parę minut temu i przestała reagować na moje wołanie. Choć na razie nic złego się z nią nie dzieje, wiele bym oddał, by móc dowiedzieć się, co właśnie robi…
    Kilkanaście przerażająco długich minut później Lucy zaczęła lśnić. Małe punkciki migotały na jej bladym ciele. Nie mogłem oderwać od niej wzroku.
    W pewnej chwili część blasku długim sznurem przeniosła się Erzę, której rany zaczęły znikać.
    Odetchnąłem z ulgą.

Co zrobisz, gdy nie wszystko będzie dziać się po twojej myśli Natsu Dragneel’u?
    Gwałtownie zaciągnąłem się powietrzem.
    - Natsu, dotarliśmy do Hargeonu! - zawołał Happy stojąc nade mną. - Wstawaj! Wstawaj!
    Zaraz za nim stał konduktor, który mówił coś w rodzaju „Wszystko z nim w porządku?”
    Leżałem z plecakiem na plecach i twarzą przyciśniętą do podłogi. Jak ja nienawidzę pociągów (i w ogóle wszystkiego, co ma kółka i jeździ. Tak to was mówię wy szatańskie stworzenia zła!)!
    - To dla mnie zbyt wiel… - urwałem w połowie zdania. Zaraz przecież to już było! Jak mógłbym zapomnieć o tym dniu? Przecież to właśnie w nim poznałem Lucy.
    Kolejna fala mdłości wstrząsnęła mną a w ustach poczułem okropny smak.
    Happy tymczasem zdążył już wysiąść z wagonu. Mówił coś o informacjach i Salamadrze. Ach tak, wtedy właśnie szukałem Igneela. Zacisnąłem dłonie w pięści. Co się tu do licha dzieje?
    Zwlokłem się z podłogi i oparłem na oknie.
    - Daj mi chwilę. - mruknąłem słabo do Exceeda.
    W tym momencie pociąg znów ruszył.
    - Jak znowu mogłem o tym zapomnieć?! Pomocy! - nikt nie zamierzał wysłuchać moich próśb a pociąg wyruszył w piekielną trasę. Jak Mrożonki nienawidzę i boję się Erzy tak nie przeżyję tego!
    Ciekawe, co wtedy w tym czasie robiła Lucy? Jakoś nigdy się tym nie interesowałem.

    - Dwa razy jechać tym wytworem zła. - mruczałem pod nosem.
    - Bardziej martwiłbym się obiadem. - odpowiedział bezlitośnie Happy.
    - Powiedz, ten Salamander to naprawdę Igneel? - zapytałem wbrew sobie. Zaczynałem tracić kontrolę nad własnym ciałem. Co się dzieje? Dlaczego mówię to, czego nie chcę?
    - Tak tylko, Igneel mógłby otrzymać przydomek Ognistego Smoka.
    Nie! Przestań! To już było kilkanaście lat temu!
    Ty, który mną sterujesz… PRZESTAŃ! - krzyczałem w myślach. 
    W pewnym momencie chcąc nie chcąc dostrzegłem grupkę dziewczyn krzyczących: „Panie Salamandrze”, „Proszę mnie spalić”.
    Teraz pamiętałem wszystko dokładniej. Wtedy szczęśliwy podbiegłem do tłumu licząc na spotkanie z Igneelem. Zamiast tego zobaczyłem oszusta, który manipulował otaczające go wielbicielki. Wśród nich była Lucy. Wbiegłem na maga tym samym oswobadzając późniejszą przyjaciółkę spod wpływu czaru.
    Tym razem nie puściłem się biegiem przed siebie krzycząc „Igneel”. Obojętnie przeszedłem obok tłumu nawet na niego nie patrząc, chociaż chciałem! Kątem oka dostrzegłem jak oszust obejmuje Lucy ramieniem.
    Cały gotowałem się w środku.
    - Natsu, dlaczego nie podszedłeś? - zapytał zdziwiony Happy.
    - To nie mógł być Igneel. - odpowiedziałem ponuro.
    Exceed nic nie powiedział tylko spojrzał przed siebie. Błagam niech on wyczuje, że coś jest nie tak!
    - Urządzam wieczorem przyjęcie na moim statku. Czujcie się zaproszone. - usłyszałem głos maga podającego się za Salamandra. Pamiętałem, że chwilę później odleciał na kolorowym ogniu. Wtedy też Lucy podziękowała mi za ratunek, choć nie wiedziałem, o co jej chodziło.
    - Chodźmy do portu. - powiedziałem wesoło.
    - Aye!
    Muszę coś zrobić nim Lucy wsiądzie na statek i odpłynie. Wtedy nie miała aż tak wielu duchów, jak teraz i nie była silna.

    Do wieczora siedziałem na kamiennym murku myśląc. Może to właśnie bym robił, gdybym nie wleciał w tłum dziewczyn, jak za pierwszym razem? W sumie to dobrze, że byłem wtedy aż tak porywczy. Dzięki temu poznałem pewną blondynkę…
    - Nie martw się Natsu! Znajdziemy go.
    - Mam nadzieję.
    - Aye!
    Zamknąłem oczy.
    Ile czasu zamierzasz się tu lenić, hę? - czyjś głos rozbrzmiał w mojej głowie. - Nie mam tyle chęci i sił żeby wszystko ci tłumaczyć. W skrócie wszystko, co teraz się dzieje jest iluzją. Musisz zakłócić przebieg mocy tego, kto ją stworzył swoją własną. Stawka jest zbyt wysoka byś mógł się wylegiwać.
    Ostatnie słowa podziałały na mnie jak zimna woda. W uszach słyszałem szum własnej krwi. Nie miałem pojęcia, kto i po co mi pomógł. Wiedziałem tylko, że głos należał do kobiety.
    Gwałtownie wstałem. Na oceanie widać było odpływający statek oszusta. Nie mogłem się teraz na tym skupić. Będąca na nim Lucy nie była MOJĄ Lucy! Fałszywa - oto, co mogę o niej powiedzieć.
    Zebrałem w sobie całą moc, jaką posiadałem.
    Krzyczałem tak długo aż obraz, który widziałem nie rozpadł się na małe kawałki.
    Happy widząc to zaśmiał się i powiedział:
    - Gratulacje, zdałeś.

~w tym samym czasie~
    Wiem, że nie powinnam. Jednakże wtedy ten chłopak nie miałby szans na pokonanie złudzenia. Jego serce nie jest jeszcze wystarczająco silne. Potrzebował mojej pomocy. Co teraz ze mną będzie? Wilson zakazał mi ingerować w sprawy innych. Nawet muszę do niego mówić „Max” na wypadek gdyby ktoś nas zobaczył. Martwię się. Czy to, dlatego, że myśli w mojej głowie są tak pogmatwane nie mogę normalnie funkcjonować?
    Wzdycham cicho.
    Mam na imię Noe. Bynajmniej tak mówi do mnie Wilson. Jestem teraz zupełnie inna niż wcześniej a on pomaga mi odkryć siebie. Gdy pytam go o to, jaka byłam zawsze odpowiada milczeniem, później zaś uśmiecha się smutno i przeprasza. Żyje w przekonaniu, iż wszystko jest jego winą. Nie wiem. To jedyna osoba, której ufam. Więc dlaczego postąpiłam wbrew wszystkiemu?
    Nie mogę się ujawnić, nie dopóki… dopóki, co?
    - Wilson, boję się. - szepczę a po policzku spływa mi pojedyncza łza. Czuję Go. Wiem, że się zbliża. Jego moc to jedyna rzecz, jaką pamiętam.
    - Wszystko będzie dobrze. - odpowiada chłopak trzymając mnie w silnym uścisku. - Obronię cię.
    Czuję jego zapach.
    Zaciągam się powietrzem.
    - Dlaczego to robisz? - łkam cicho chowając twarz przy piersi chłopaka.
    - Jesteś dla mnie ważna. Czy ludzie nie chronią tego, na czym im zależy? - mówi pewnie.
    - Nie wiesz, kim jestem, ja nie wiem, kim jestem! - duszę w sobie krzyk.
    - To nie ma znaczenia. Ważne, że pamiętam ciebie sprzed lat. Zobaczysz naprawię swój błąd.
    - Błąd? - pytam spoglądając na twarz chłopaka. Jego czarne oczy spoglądają na mnie uważnie. Dostrzegam czający się w nich smutek.
    - Przeze mnie jesteś teraz w takiej sytuacji. Ja pomogłem zrobić z ciebie zabójczą maszynę bez uczuć!
    - Wilson. - szepczę nie wiedząc, co powiedzieć.
    Trwamy w uścisku przez kilka sekund. Przyswajam myśli. Byłam niebezpieczna? Co takiego mogłam zrobić?
    Urywam w połowie wdech.
    - Jest tu. - mówi Wilson odsuwając mnie od siebie.
    Widzę go. Maga z czarnymi włosami, czarnymi oczami i czarnym stroju. Wciąż pamiętam jego imię, poza tym nie wiem o nim niczego.
    - Zeref. - syczy Wilson wymawiając imię przybysza jak bluźnierstwo.
    - Nie przyszedłem do ciebie. - odpowiada chłopakowi patrząc wprost na mnie.
    Trzęsę się. Nie jestem w stanie nad sobą zapanować.
    - Co on z tobą zrobił? - kontynuuje. - Silna, władcza, lojalna… Czyżbyś namieszał jej we wspomnieniach? Rozumiem, chciałeś, by zapomniała o swej p r a w d z i w e j stronie. Zamiast tego jednak sprawiłeś, iż nie wie kim jest.
    - To dla jej dobra. - odpowiada ponuro chłopak.
    - Nie wydaję mi się. Czy przywłaszczenie jej sobie nie jest twoją zachcianką? Egoizmem?
    Wilson zaciska usta w cienką linię. Widzę jak zaciska pięści, zbiera moc.
    - Rozumiem, czyli nie zamierzasz zaprzestać swych haniebnych czynów bez walki. Dobrze więc, będzie tak, jak tego chcesz.
    Wszystko dzieje się tak szybko. Mrugam a mój jedyny przyjaciel leży sponiewierany na ziemi. Z ust leci mu strużka krwi.
    Upadam przytłoczona otaczającą mnie energią. Zdążam jeszcze zarejestrować ostatnią scenę.
    - Ty tam za drzewami, nie chowaj się! - krzyczy do ciemnowłosego maga resztką sił. - Zabierz ją w bezpieczne miejsce a ja go powstrzymam. - Wilson podnosi się. Ciężko dyszy.
    Mężczyzna, do którego mówił jest chłodny. Nie ma na sobie koszulki, dlatego też nim zapadam w sen rejestruję niebieski znak gildii.

~Natsu~
    - Nareszcie, mamy go! - krzyknąłem podskakując. W dłoni trzymałem zielony klejnot i machałem nim we wszystkie strony.
    - Oddawaj, bo zgubisz! - ryknęła Erza bijąc mnie po głowie.
    Lucy westchnęła cicho.
    - Widzę, że siły wam dopisują.
    - A jak! - zaśmiałem się.
    Właśnie wracaliśmy z ruin Meridianus. Gdy tylko zniszczyłem iluzję wszystko wróciło do normy. Stare zamczysko powróciło, po tajemniczym głosie nie było nawet śladu. Za to na statuetce pojawiła się mała poduszeczka a na nim nasza piękna, zielona nagroda.
    - Więc został tylko jeden. - powiedziała Erza uśmiechając się.
    Ochoczo przytaknąłem jej.
    Wybuch.
    Ujrzeliśmy przed sobą ogromną, czarną kulę energii, która natychmiast się rozproszyła. Kilka sekund później podmuch wiatru zgiął nas wpół.
    - Co się dzieje? - krzyknęła Lucy osłaniając twarz.
    - Nie mam pojęcia. - odpowiedziała czerwonowłosa. - Bądźcie przygotowani na atak wroga!
    Natychmiast cały się spiąłem.
    Kłęby dymu wywołane wybuchem powoli opadały. Wśród nich dostrzegłem biegnącą naprzeciw postać. Była coraz bliżej, miała dziwne kształty… zupełnie jakby jedna osoba trzymała drugą.
    Z ciemności wybiegł Gray.
    - Co on tu robi?! - krzyknąłem zdziwiony.
    Mag niósł na rękach nieprzytomną dziewczynę.
    - Uciekajcie! - wrzeszczał. - Tu jest niebezpiecznie!
    - Żartujesz sobie? - warknęła Erza. - Kto to jest?
    Zdyszany mag dobiegłszy do nas przysiadł na jednym kolanie wciąż trzymając tajemniczą dziewczynę.
    - Nie mam pojęcia. - powiedział ciężko oddychając.
    Wtedy go poczuliśmy. Ciarki przebiegły mi po plecach. Zeref.
    - Niedługo do mnie wrócisz, moja mała Shado. - chwilę później nachylił się nad dziewczyną i przyłożył dłoń do jej czoła, następnie zniknął.
***
Uwierzycie, że napisanie powyższego rozdziału zajęło mi 4 kartki w Wordzie? Sukces! (zwłaszcza, że zawsze piszę ok 2) I pytanie dnia: Co drużyna FT zrobi z Shado? :D