niedziela, 17 sierpnia 2014

Wirus - rozdział 8 (34) - Księżycowa noc

    Gdy zmęczeni podróżą magowie w końcu dotarli do celu swej podróży na miejscu czekała ich nie lada niespodzianka. Mając przed oczami Septentrio natychmiast zapomnieli o obolałych, zastałych mięśniach. Nawet chęć rzucenia się na najbliższą kępkę trawy i zaśnięcia zeszła na dalszy plan. Ale, co takiego ujrzeli?
    Nocne niebo nie miało w sobie tradycyjnej atramentowej czerni. Dzięki blaskom rzucanym przez gwiazdy jego kolor zmieniał się nie do poznania. To podobna sytuacja do tej, w której zdeterminowany malarz doznaje olśnienia i sprawia, że jego dzieło zmienia się w jedną wielką paletę barw. Ci, którzy wierzyli oczom a ich serca były otwarte i czyste widzieli je. Każdy kolor, jaki tylko zapragnęli dojrzeć odnaleźli na ukochanym niebie. Gwiazdy migotały szaleńczo przypominając rozsypany na ciemną kartę brokat. Srebrne punkciki uśmiechały się nieśmiało do podziwiających je ludzi. Wprawiały w niemały zachwyt nawet najbardziej wymagającego człowieka.
    Ach gdyby tylko niebo mogło wprawiać w osłupienie mieszkańcy Septentrio co noc wychodziliby podziwiać ten piękny obraz. Czego więc brakowało?
    Wybudowane w zagłębieniu miasto lśniło własnym blaskiem. Z nieznanego powodu lampy uliczne nie były jedynymi świecącymi rzeczami. Od każdego domu odbijały się skrzące punkciki. A może komuś coś się pokręciło i przyozdobił Septentrio choinkowymi lampkami?


    - N..niesamowite. - szepnęła Lucy w zachwycie zakrywając usta, by nie wydobył się z nich przeciągły jęk.
    - Mało powiedziane. - sprostował Gray. W jego oczach odbijały się błyszczące kropeczki.
    - Słyszycie to? - zapytał znienacka Natsu przekrzywiając głowę niczym antenkę radia, by miało lepszy odbiór.
    - Co takiego? - Erza oderwała wzrok z zapierającego dech w piersi widoku.
    - Ludzie.- mruknął w skupieniu zamykając oczy. - Cała masa ludzi i… i chyba coś świętują.
    - Przekonamy się na miejscu. - rzekł Gray ruszając ścieżką. - No chodźcie, chyba nie zamierzacie tam kwitnąć w nieskończoność, prawda?
    Wciągający chłodne powietrze Natsu niemal natychmiast dostrzegł zawadiacki uśmieszek posłany w stronę Lucy, która widząc go speszyła się.
    Czy ich coś łączyło? Nie.. to niemożliwe. - myślał gorączkowo. Był pewien, że miał wystarczająco dużo czasu, by nauczyć się czegoś z tych wszystkich romantyczno-słodkich rzeczy. Wygląda na to, że będzie musiał improwizować.
    Zorientowawszy się, iż został w tyle w kilku susach dobiegł do blondynki i niby to przypadkiem, co jakiś czas muskał jej dłoń. Ciekawiły go reakcje Lucy, która z początku nie zauważając zaczepek szła chłonąc każdy szczegół otoczenia.
    Gdzieś z tyłu dosłyszał prychnięcie Mrożonki. Jego usta ułożyły się w szeroki pełen satysfakcji uśmiech.
    Teraz wszystko się zacznie. Wojna!

    - Przepraszam, co tu się dzieje? - Erza zatrzymała jednego z przechodniów, tym samym przerywając jego radosne podskoki.
    - Hę?! - burknął jednak widząc uśmiechającą się w dość przerażający sposób Scarlet spasował. - Mamy tu eee my.. świętujemy.
    - Co takiego? - dociekała nieświadomie zacieśniając uścisk na kołnierzu mężczyzny.
    - Historię Amaterasu! - zawył żałośnie i wyszarpnąwszy się Erzie uciekł aż magowie stracili go oczu w tłumie innych ludzi.
    - Co za dziwny człowiek. - skwitowała Lucy.
    - Dokąd teraz idziemy? - zagadnął Gray podziwiając odnowione budynki. Po pożarze nie było ani śladu.
    - Jak to, dokąd? - zawołał Natsu. - Kapłanka Ayano będzie zachwycona naszą obecnością!
    Łatwo powiedzieć, gorzej zrobić. Przeciskanie się przez rozentuzjazmowany tłum było równie trudne, jak wspinaczka po stromym zboczu. Niby cały czas stawiasz małe kroczki a tak naprawdę wciąż stoisz w miejscu. W dodatku ciągle ktoś wydziera się nad twoim uchem widocznie zapominając o zasadach dobrego wychowania. Raz po raz jesteś czymś bity a staruszki szczypią cię w nieodpowiednich miejscach. Tortury - nie to określenie nie oddaje pełni sytuacji.
    - Patrzcie! - Lucy starała usiłowała przekrzyczeć piszczące przed nią dzieci. - Na scenie!
    Magowie dotarli do punktu, w którym skumulowała się cała ludność miasteczka. Przedstawienie musiało trwać od jakiegoś czasu, gdyż wszyscy przycichali skierowując swą uwagę jedynie na sztuce.
    Amaterasu ukryła się w jaskini a na całym świecie zapanowała ciemność dogodna dla złych mocy.
    - Musimy coś z tym zrobić. - szepnął cichy głosik.
    - O tak! - przytaknął kolejny.
    - Zatem chodźmy.
    Bóstwa udały się do kryjówki bogini w pobliżu miejsca zwanego Amenokawara. Na miejscu zastały głaz przesłaniający wejście groty. Skupione blisko siebie ignorując skradające cienie debatowały:
    - Bogini musi powrócić! - lamentował jeden ze spiskowców.
    - Ale jak nakłonimy ją do powrotu? - zadanie to wydawało się wręcz niewykonalne.
    - Nie mam pomysłu. - przyznał głos wydając z siebie pełne rezygnacji westchnienie.
    - Odwiedźmy boga Omoikane, może on będzie w stanie nam doradzić. - zaproponował rzucając okiem na zbliżającą się ku nim ciemną plamę.
    Tym sposobem bóstwa otrzymały odpowiedź na swoje pytanie. Syn Takamimusubiego zaproponował, by z Krainy Wiecznotrwałości sprowadzić koguty, które swym pianiem co dzień wzywały słońce.
    Bogowie osadzili ptaki na wniesionej żerdzi (pień drzewa, od którego odrąbano gałęzie). Z tegoż nakazu bóstwa Amatsumara i Ishikoridome wykonali również spiżowe lustro, z Tamanoya sznury klejnotów krzywulców. Futodama i Amenokoyane wyrwali wiecznie zielone drzewo sakaki i przyozdobili je przygotowanymi przedmiotami. Kiedy skończyli, jeden z nich trzymał przystrojone drzewko, a drugi odprawiał modły. Dołączył do nich Tajikarao, który trzymał straż.
    Wówczas bogini Amenouzume obnażyłą się i zaczęła tańczyć. Poruszała się delikatnie i z gracją. Każdy krok, czy ruch ręki zdawał się być dokładnie przemyślany i perfekcyjnie wymierzony. Bogini towarzyszyła niema muzyka, w rytm której poruszała swym ciałem. Nic więc dziwnego, iż zebrane bóstwa zaczęły śmiać się głośno i entuzjastycznie klaskać.
    Cóż tam się dzieje? - myślała Amaterasu szczerze zdziwiona dochodzącymi zza ściany odgłosami.
    Bogini odsunęła głaz uniemożliwiający wejście obcym do kryjówki.
    - Przyjaciele, dlaczego na waszych twarzach gości radość, mimo mej nieobecności? Świat spowiły cienie.
    - Pośród nas znajduje się duch jeszcze bardziej czcigodny niż ty. - odpowiedziała jej Amenouzume zbliżając się tanecznym krokiem.
    Zaciekawiona bogini wyjrzała przez szparę, lecz ujrzała tylko swe odbicie w lustrze. Zdziwiona wysunęła głowę, aby się rozejrzeć, a wtedy Tajikarao odsunął kamień i zręcznie wyciągnął Amaterasu na zewnątrz. W tym czasie Futodama szybko rozwinął za plecami bogini słońca powóz ze słomy ryżowej i zapieczętował jaskinię.
    - Gdy Amaterasu opuściła pieczarę. - podsumował narratork a czar wywołany grą aktorów stopniowo się ulatniał. - Ciemność ustąpiła i promienie słońca rozjaśniły cały nasz świat. Bogini rządziła na Wysokiej Równinie, a Susanoo został wygnany na ziemię.
    Głośny aplauz tłumu wywabiłby niejedną boginię z ukrycia.
    Wtem na scenie tuż przed aktorami pojawiła się kapłanka Ayano.
    - Dziękuję wam za przybycie na dzisiejszą uroczystość i przeżywanie w swoich sercach historii naszej bogini. Zachwyt malujący się na waszych twarzach mówi więcej, niż najpiękniejsze słowa świata. Dziękuję również niesamowitym aktorom, bez których ta sztuka nie miałaby miejsca. Nie jestem w stanie opisać zachwytu, jaki ogarniał mnie, gdy podziwiałam próby. Wasze zaangażowanie było niczym promyk słońca.
    Aktorzy z wypisaną dumą skłonili się nisko i zeszli ze sceny, by świętować udane przedstawienie.
    W tym czasie Natsu jakimś cudem przepchnięty do samych stóp kapłanki poinformował ją o naszych odwiedzinach.

    Służka zapełniwszy pięć filiżanek świeżo parzoną herbatą skłoniła się nisko i z cichym kliknięciem zamknęła drzwi komnaty.
    - Czym zawdzięczam waszą wizytę? - zapytała Ayano z uśmiechem. Przyjaźń, którą czuła patrząc na magów rozkwitała.
    - Stara sprawa. - Natsu machnął lekceważąco ręką, chociaż w środku wiercił się niespokojnie czekając na dalszy przebieg rozmowy.
    Hasło to nie mówiło zielonowłosej kapłance niczego konkretnego.
    - Spotkaliśmy Shado. - rzekł poważnie Gray a uniesiona filiżanka Ayano momentalnie się zatrzymała.
    - Naprawdę? - oczy kobiety zalśniły.
    Lucy potaknęła a później opowiedziała, co wydarzyło się od ostatniej wizyty. Kapłanka słuchała z zapartym tchem każdego słowa dotyczącego jej dawnej przyjaciółki.
    - Wnioskując z twoich słów mogę potwierdzić, że zachowuje się tak, jak przed laty.
    - Czyli? - wtrąciła Erza. W jej głowie pojawiła się pewna myśl, jednak wpierw wolała ją potwierdzić.
    - Nie jest tak brutalna i gwałtowna. - sprostowała. - Na obecną chwilę podatna na wszelkie manipulacje stanowi łatwy cel.
    - Dlatego musimy, jak najszybciej ją odnaleźć. - mruknął Gray znad naparu.
    - Zanim Zeref położy na niej swoje brudne łapska! - dodał Natsu zaciskając dłonie w pięści.
    - A co z Wilsonem. - Lucy przypomniała o aresztowanym magu. - Znałaś go?
    Ayano pokręciła przecząco głową.
    - To imię niczego mi nie mówi, tak samo jak „Noe”, o której wspominał. Może miał na myśli naszą Shado?
    - Wiesz może dokąd mogłaby pójść? - Erza z brzdękiem odstawiła pustą filiżankę na porcelanowy talerzyk.
    Kapłanka znów nie mogła udzielić twierdzącej odpowiedzi.
    - Ona jest… jak małe zwierzątko. Ma zwyczaj chadzania własnymi ścieżkami.
    - Czyli wszystko stracone? - entuzjazm Natsu został skutecznie ugaszony.
    - Niekoniecznie. - sprostowała zielonowłosa. - Jeżeli głęboko zakorzeniliście się w jej sercu, pomyśli o was nim podejmie ważną decyzję.
    - Jest nadzieja. - ucieszyła się Lucy. - Tylko, czy mogłaby nas polubić, skoro prawie nie rozmawialiśmy?
    - Tego nie wiadomo. - odparła kapłanka przenosząc wzrok na czarne niebo, z którego obserwował ich lśniący księżyc.
    - Jak w ogóle ona miała na nazwisko? - zapytał Gray mając nadzieję, że ułatwi im to poszukiwania.
    - Yasashisa. Shado Yasashisa. - Ayano przymknęła powieki a na jej usta wkradł się uśmiech rozświetlający twarz.    
    Dziewczęta zachichotały zgodnie.
    - Uprzejmość i delikatność. - wyjaśniła Erza widząc zdezorientowanie męskiej części towarzystwa. - Takie właśnie jest znaczenie tego słowa.
***
Ohayo!
 Dziś w sumie nie mam wiele nowości (poza tym, że wieczorkiem mam zarezerwowany czas specjalnie na pisanie one-shota, który mnie prześladuje i mam wyrzuty sumienia, iż jeszcze nie gotowy). Tekst pisany na zielono dotyczący Amaterasu jest prawdziwą (jeżeli w to wierzyć) historią tejże bogini. To tak żeby nie było nieścisłości. Kolejny rozdział będzie małym kroczkiem w przód w fabule i niedługo w końcu zsypie się cała lawina. :D
Więc mata ne! I do (ostatniego wakacyjnego) poniedziałku.

3 komentarze:

  1. Mam nadzieje, że po moim komentarzu się uśmiechniesz :D
    Zaczęłam czytać twojego bloga i jest rewelacyjny, ale tak szczerze to mogłoby być więcej momentów z Graylu lub z Nalu <3 ja już nie mogę się doczekać ^^
    Kiedy kolejny rozdział? Będę cierpliwie czekać
    Pozdrawiam i przesyłam wenę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj uśmiecham się uśmiecham :D Rozdzialik jutro, postaram się wpleść więcej momentów wedle sugestii. Myślę, że za tydzień dam radę.

      Usuń
  2. No to niebo byli takie pięknie że ten obrazek zapisałam na telefonie xd I ta historia Amaterasu ( musiałam skopiować bo pomyliłam z parę razy) piękna *,*

    OdpowiedzUsuń

Po ilu komentarzach Czarna się uśmiechnie? :3