poniedziałek, 29 grudnia 2014

Pierwszy rok za nami!

Pociąg linia Septentrio - Magnolia
29.12.2014
    - Nienawidzę komunikacji miejskiej. - warknął Gray.
    W tych trzech słowach zawarł całą życiową prawdę, jaką znają nieszczęśnicy dojeżdżający do pracy/szkoły/wstaw dowolny cel. W końcu kto nie kocha łamania praw przestrzeni osobistej, wbijania sobie łokci w plecy, czy też kichania na siebie? Ach, dodajmy do tego ryk małego smarka i mamy prawdziwą apokalipsę rodem z filmu apokaliptycznego.
    - Mogło być gorzej. - przypomniał Natsu. - Ciesz się, że to pociąg a nie autobus, bo musiałbym zbierać twoje zwłoki z podłogi.
    - Mmm ostre zakręty i korki z rana. - zakpił.
    Chłopcy roześmieli się zupełnie ignorując starszą kobietę, która patrzyła na ich kolorowe włosy spojrzeniem godnym jadowitego węża. Jakby nie patrzeć róż i granat wyjątkowo odbijały się na tle kolorów przyjętych przez prawa natury.
    - Znalazłem nasz przedział! - rzekł zachwycony Natsu a w jego oczach pojawiły się maleńkie iskierki.
    - To na co czekasz? - Gray wywrócił oczami. - Siadaj zanim ktoś nas staranuje na tym korytarzyku.
    Dragneel ze swoim standardowym uśmiechem zajął miejsce.
    W środku zastali jeszcze cztery osoby. Naprzeciwko nich siedziała jakaś para i starszy pan. Natomiast obok spała na oko szesnastoletnia dziewczyna. Jej krótkie brązowe włosy stanowiły przykład podróżniczego nieładu podobnie, jak lekko zmięta koszula w kratkę. Czarno czerwone okulary tylko cudem nadal trzymały się na nosie.
    Ten widok całkowicie rozczulił Natsu. Przypomniała mu się jego własna córka. Teraz właśnie on i Gray wracali do swych domów po wyczerpującej delegacji z pracy. A że Fullbuster nie wybrał jeszcze sobie żadnego samochodu, natomiast ten różowowłosego ostatnio wyzionął ducha to jedynym rozwiązaniem był pociąg.
    - Dzień dobry. - szepnął Natsu tak, by nie obudzić dziewczyny.
    Pozostali pasażerowie skinęli głowami i wrócili do rozmowy.
    Owa śpiąca królewna widocznie odpłynęła w połowie czynności, bowiem w ręce wciąż trzymała długopis a na kolanach miała kartkę zapełnioną schludnym pismem. Jej treść brzmiała mniej więcej tak:
    Nigdy nie wiem od czego zacząć… cóż pewnie od…
    Z początku możecie nie skojarzyć tego dnia, lecz to właśnie dokładnie rok temu rozpoczęłam pisanie „Smoczego serca”. Nie mogę uwierzyć, że minęło już tyle czasu. Właściwie to nigdy nie zastanawiałam się nad tym ile czasu poświęcam na pisanie kolejnych rozdziałów, bo zawsze sprawia mi to wielką, wielką frajdę.
    Sam pomysł stworzenia przeze mnie czegoś tak abstrakcyjnego, jak blog był całkowicie spontaniczny. Miałam akurat niezłego kota na punkcie „Fairy Tail”, toteż zaczęłam myśleć, co by się stało gdybym np. dodała nową bohaterkę. Często utożsamiałam ją z sobą, więc ma parę moich cech.
    Mimo wszystko nie była to pierwsza próba. Po kilku rozdziałach własnej historii z „Naruto” spasowałam. Tym razem pilnowałam się, by dodawać notki w miarę regularnie, bo sama nie cierpię, gdy autor nagle przerywa opowieść.
    No ale koniec narzekań. Skoro najlepsze zostawiamy na koniec to bardzo chciałabym podziękować Wam, czytelnikom. Dziękuję za każdy pozostawiony przez Was ślad. W ciągu tego roku nie było sytuacji, w której nie cieszyłabym się gdy zobaczyłam nowy komentarz, czy też głos w ankiecie. No to może małe podumowanko:
Opublikowano:
* Saga Cienie (1) - prolog + 27 rozdziałów
* Saga Wirus (2) - prolog + 19 rozdziałów + epilog
* Opętani (3) - prolog + trwa…
* One Shot: Uderz w stół a Natsu się odezwie
* pięć zamówień
* cztery ogłoszenia parafialne
* pierwszy rok
Statystyki:
* wyświetleń: 14498
* komentarzy: 205
* obserwatorzy: 22
* postów: 65 (licząc ten 66)
* głosy oddane w ankiecie: 31
W tym:
*.*  - 24
:D  - 6
:)  - 0
:/  - 1
-_-  - 0
Jak również bardzo, ale to bardzo wielkie podziękowania dla:
Sandry-chan, Szeherezady i Oliwii Natsuki
za Wasze częste opinie pod rozdziałami :)





Postanowienie noworoczne: Kontynuować pisanie aż do kolejnego roku! :D

sobota, 27 grudnia 2014

Opętani - rozdział 2 (47) - Słodki smak życia

    - Kategorycznie się nie zgadzam. - warknęła Noemi i głośno tupiąc opuściła budynek gildii. Nie omieszkała przy tym trzasnąć drzwiami.
    - Można było się tego spodziewać. - westchnął rozżalony Natsu. Wydawał się teraz co najmniej dziesięć lat starszy. I na co on niby liczył?
    - Zaskoczyliście ją. - na twarzy Wilsona zagościł blady uśmiech.
    - Nie pokazała tego po sobie. - odparła zmartwiona Lucy, która była jednym z licznych świadków całego zajścia. Zaciskając palce na końcu miękkiego swetra stała ze wzrokiem utkwionym w drzwiach.
    - Dajcie jej trochę czasu. - czarnowłosy skłoniwszy się lekko spojrzał przepraszająco na magów.
    - No nic. - Natsu zmienił wewnętrzną płytę i wrócił do bycia wesołym człowiekiem. - Spróbujemy następnym razem!
    - Dziękuję.
    Jego uśmiech tak bardzo przypominał Wilsonowi Noe, że później przez długi czas wiercił się w łóżku myśląc o wielu rzeczach.

    - Spokojnie, dostaniesz nie musisz mnie pilnować. - zapewnił Wilson.
    Noemi skomentowała to cichym fuknięciem.
    - Trochę zaufania do zdolności kulinarnych szefa. - rzekł krojąc ogórka w cienkie plasterki.
    - Tylko nie puść z dymem całego domu. - pouczyła wracając do salonu. Nie mając nic ciekawszego do roboty zasiadła na skórzanej kanapie i zagłębiając się między poduszkami włączyła cudo techniki ostatnich lat, czyli telewizor.
    Z pomieszczenia obok dochodziły dziwne odgłosy pukania, bulgotania i tylko Bóg wie czego jeszcze.
    - Wygląda jakby odprawiał jakieś zakazane obrzędy. - skwitowała ze znużeniem oglądając długoterminową pogodę. - Prawda, Gasparze?
    Och tak, Gaspar. O nim nie było wcześniej mowy. Najważniejsze informacje: nowy członek rodziny. Jest czarnym kotem z białą plamką pod szyją, przerażająco złotymi ślepiami i długimi wąskami. Od razu podbił serce Wilsona, który wracając z zakupów spotkał zbłąkane zwierzątko.
    Ten tak długo wpatrywał się w Noe maślanymi oczami, aż wydała zezwolenie na zatrzymanie kocura w domu. Po długiej naradzie zdecydowali się nadać mu imię Gaspar.
    Teraz Yasashisa spędza wieczory gładząc nowego towarzysza za uszkami a Wilson wręcz marzy o zajęciu jego miejsca.

    - Na litość boską. - stęknął Smoczy Zabójca. - Lucy, czytasz te książki od południa! Idź  spać!
    - Po co? - mruknęła nie odwracając wzroku od lektury. Dziewczyna dosłownie spijała każde słowo. Będąc w połowie Miliona słońc nie potrafiła oderwać się od tak! Oczywiście próbowała, ale jej wysiłki spełzły na niczym. Historia Amy była zbyt wciągająca.
    Heartfilia oczami wyobraźni przechadzała się po pokładzie Błogosławionego…
    - Chociażby dlatego, że jest trzecia w nocy? - zasugerował dźgając blondynkę palcem w ramię. Gdy to nie pomogło pozostało mu już tylko skonfiskowanie tego szatańskiego przedmiotu.
    - Oddawaj! - krzyknął, po czym szybkim ruchem odebrał zaskoczonej dziewczynie książkę.
    Śpiący Happy przewrócił się na drugi bok mamrocząc coś o rybkach.
    - Natsu! Śluza była otwarta! Agr muszę wiedzieć, co będzie dalej!
    - Bredzisz kobieto. - stwierdził odkładając obiekt westchnień Lucy na półkę. - Spójrz na zegarek.
    Dziewczyna wygładziła fałdkę materiału na piżamie udając, iż niczego nie dostrzega.
    - Smarki o tej porze już dawno lulają. - rzekł biorąc wiercącą się dziewczynę na ręce.
    - Co ty wyrabiasz?! - pisnęła kopiąc powietrze.
    - Kładę cię spać. - odpowiedział z rozbrajającą szczerością.
    Ale dlaczego ta dwójka (plus Exceed) byli właśnie razem? Otóż to część ich układu. Jeden z podpunktów nakazywał im wspólnie spędzać jedną dobę na tydzień.
    - Dobranoc. - szepnął na pożegnanie.
    Nie mogąc oprzeć się pokusie pogładził policzek Lucy i wychodząc z pokoju zgasił światło.

    - Erza? - spytał półprzytomny Jellal. - Czemu wstałaś?
    - Erm to, jakby ci to wytłumaczyć. - zająknęła się.
    Od kilu dni Scarlet i Fernandes mieszkali razem. Po ostatnich wydarzeniach spotkali się na długiej rozmowie przy ciasteczkach. Doszli do wniosku, że może to i wcześnie, ale mogą ze sobą zamieszkać. Oczywiście spaliby w dwóch różnych pokojach. To nie jest tak, że obnoszą się ze swoją „wielką, nieśmiertelną i wieczną” miłością. O jednym domu wie naprawdę wąskie grono osób.
    Byli razem od najmłodszych lat, wiele przeżyli a teraz mają chwilę spokoju od wszystkich zawirowań. Ot, postanowili ją w ten sposób wykorzystać.
    - Zawsze to ja wstaję pierwszy. - przecierając oczy podszedł do dziewczyny trzymającej butelkę wody. Jej ułożone w nieładzie włosy wyglądały, jak czerwone płomienie.
    - Zawsze można to zmienić. - odparła ściskając nadstawioną dłoń Jellala.
    - Wolałbym nie. - niebieskowłosy pokręcił głową. - Robisz dużo hałasu, jak na kogoś kto chce zaspokoić pragnienie.
    Scarlet przygryzła wargę. Nie chciała go obudzić.
    - Przepraszam.
    Fernandes roześmiał się.
    - Nie ma za co. Lepiej powiedz mi co cię gryzie.
    Erza odgarnęła kosmyk włosów za ucho i zacisnęła dłonie na butelce.
    - Chodzi o relacje Noemi z resztą. - zaczęła czekając na spojrzenie typu „znowu?”.
    - Co w związku z tym? - zapytał uprzejmie.
    - Atmosfera jest zbyt niezręczna. Chciałabym, żeby ją polubili. - wyznała. Naprawdę martwiła się o koleżankę. Od kilku dni starała się codziennie zamienić z nią parę słów. Po zakończonych rozmowach odchodziła z lekkim niedosytem.
    Ponadto zauważyła, że Wilson zjednał sobie wielu magów.
    - Myślisz, że szczęściu trzeba pomóc?
    - Tak.
    Niebieskowłosy uśmiechnął się. Ta troskliwa kobieta była jego oczkiem w głowie.

    - Karaoke? - powtórzyła Yasashisa bez entuzjazmu.
    - Dokładnie! - Erza uśmiechnęła się słodko. - To jak, przyjdziesz?
    Za jej plecami Wilson pokazywał uniesione w górę kciuki.
    Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
    - Niech będzie.

    Następnego dnia wieczorem grupka magów zebrała się pod odpowiednim lokalem o ustalonej godzinie. Jeszcze wcześniej Jellal zarezerwował dla nich telefonicznie prywatne pomieszczenie. Trzeba przyznać, że pracownica po drugiej stronie wręcz rozpływała się pod wpływem jego głosu.
    W pokoju stał już niski stolik z porozstawianymi przekąskami i napojami. Po jego dwóch stronach ustawiono miękkie pufy a na najdogodniejszej ścianie zawieszono wyświetlacz. Dołączony do niego pilot spoczywał na specjalnej półeczce czkając, aż ktoś go weźmie do ręki.
    - Moi drodzy, rozpoczynamy wieczór wycia! - obwieściła radośnie Erza.
    - Ustawmy najpierw kolejkę. - zaproponował Natsu.
    - Dobry pomysł. - pochwaliła Lucy wyjmując z torebki notatnik z zeszytem na wypadek, gdyby jakaś piosenka szczególnie wpadła jej w ucho.
    Po kilku kłótniach rozpiska prezentowała się następująco: Jellal (który jako jedyny nie miał obiekcji do bycia pierwszym), Natsu, Erza, Wilson, Lucy, Gray oraz Noemi.
    Fullbuster podał przyjacielowi mikrofon a Heartfilia uruchomiła wyświetlacz.
    - Jaką kategorię wybieramy?
    - Weź losowe, będzie śmieszniej! - rzekł Natsu, który ze zniecierpliwieniem czekał, aż usłyszy parszywy głos Mrożonki.
    Jellal dumnym krokiem wyszedł naprzeciw publiki i czekając na pojawienie się słów tupał o podłogę w rytm chwytliwej muzyki. Jego utworem było Aw Naw (Chris Young). Szło mu całkiem nieźle dopóki przez przedostatnie zdanie nie parsknął prosto do mikrofonu.
    - Pochwal się tymi swoimi dżinsami, które pofarbowałaś? To jest kompletnie nielogiczne. - skwitował z kwaśną miną a pozostali parsknęli głośnym śmiechem.
    Widząc tę reakcję Fernandes postanowił utopić swą żałość w szklance soku.
    Kolejny hit należał do Natsu, któremu nieszczęśliwie przyszło do zaprezentowania Ievan Polkka (Korpiklaani).
    - Eja, eja, ejaa, aaaaaj! - zawył, gdy nie zdążył doczytać kolejnej linijki w nieznanym mu języku (dla sprostowania fiński). Gdy doszedł do chwili, w której rozumiał aż dwa słowa piosenka niespodziewanie się skończyła.
    - Idiota. - rzekł Gray pomiędzy udawanym atakiem kaszlu.
    - Bo to było trudne! - jęknął wpatrując się w urządzenie tak, jakby chciał je spalić wzrokiem.
    Następnie Erza, która już po pierwszym zdaniu zapłonęła soczystym rumieńcem zaśpiewała Znam ten stan (Junior Stress) najlepiej jak potrafiła. kto by pomyślał, że w ten sposób można opisać dni tygodnia?
    - Tylko się nie popisuj. - rzekła Noe. Jakby nie patrzeć tego wieczora odezwała się po raz pierwszy.
    Wilson w odpowiedzi puścił jej oczko.
    Gdy na wyświetlaczu pojawił się pasek ładowania Erza spróbowała włączyć Yasashisę do rozmowy.
    Po kilku chwilach czekania okazało się, że utworem Wilsona będzie Lubię mówić z Tobą (Akurat). Był to strzał w dziesiątkę. Pozornie prosty tekst zmuszał do myślenia.
    Czarnooki miał talent do śpiewania. W odpowiednim momencie wiedział, jak należy zmienić ton i przeciągać wyrazy. Ci, którzy wcześniej nie słyszeli jego głosu siedzieli zaczarowani nie wiedząc, co powiedzieć.
    W końcu na sam koniec nagrodzili wokalistę gromkimi oklaskami.
    - Kiedy z serca płyną słowa… - zanucił nad uchem Noe, gdy Lucy prezentowała swe umiejętności podczas wykonywania Masayume Chasing (BoA). Magowie chętnie pomagali jej służąc jako chórek.
    - Dobra robota. - pochwalił Gray, gdy odbierał plastikowy mikrofon. Wydawało się, że podczas śpiewania Raz po raz (Perfect) patrząc na zgromadzonych pokazywał im swoją inną stronę.
    Noe ściągnęła w zamyśleniu brwi. Właśnie wpadła na nową teorię.
    - Noemi, twoja kolej. - rzekł Fullbuster zwalniając miejsce na prowizorycznej scenie.
    Szarooka na początku wystraszyła się słysząc pierwsze nuty. Zaczęła trochę cicho i niepewnie. Z każdym kolejnym słowem nabierała śmiałości, mimo to nie potrafiła podnieść wzroku. Uparcie patrząc na kolejne linijki Human (Christina Perri).
    Przez moment poczuła się bardzo głupio. Paradoks tego utworu był dziwny. Na początku „mogę to zrobić” a później „lecz jestem tylko człowiekiem”. Brzmiało jak nędzne usprawiedliwienie.
    Yasashisa nie zdawała sobie sprawy, że podczas „but I’m only human” otwierała całą gamę uczuć.
    Blask sześciu niebieskich aur omal jej nie oślepił.
***
Hej, hej i witajcie. Jestem z siebie dumna, bo skończyłam to jeszcze dziś! Challenge na dziś zaliczony.
Dla wyjaśnienia: wspomniana w rozdziale książka jest jak najbardziej autentyczna a jej autorką jest Beth Revis :)
Ach, odkryliśmy jeden z warunków umowy Natsu i Lucy. Ale to jeszcze nie wszystko <szatański śmiech> Niedługo muszę wstawić Graya, kto wie może jeszcze Juvię? Pomyślę nad tym.

I jest jeszcze jedna sprawa, o której chciałabym Wam powiedzieć.
Zaczynam coraz poważniej zastanawiać się nad założeniem kolejnego bloga tym razem z Bleacha z paringiem Ichigo x tajemniczy ktoś.
Dlaczego? Cóż chyba mam taką szaloną ochotę i lubię tą mangę, więc czemu nie?
Mam zaplanowaną całą historię, którą kiedyś wymyśliłam od początku do końca.
Jeżeli, by było to co?
Ano Serce Smoka wychodziło by jak zwykle raz na tydzień a Bleach (czy jak jest ochrzczony blog Shade of Darkness) raz na dwa tygodnie. Oczywiście jeżeli wpadłabym jeszcze na jakiś genialny pomysł mogłabym zmienić koniec i pociągnąć dalej wątek o ile by się spodobało.
Co Wy na to?
<w szczególności proszę, by wypowiedziało się większe grono osób>




piątek, 19 grudnia 2014

Opętani - rozdział 1 (46) - Zaproszeni

    W pomieszczeniu zapanowała cisza. Zgromadzeni magowie zamarli w bezruchu przypominając posągi o ludzkich kształtach. Nikt nie ośmielił się na wzięcie głębszego wdechu. Wszyscy bez wyjątku wpatrywali się w Wilsona i Noemi, do których skierowano wcześniejsze pytanie. Młody mężczyzna wyglądał na zaskoczonego natomiast na dziewczynie propozycja nie wywarła żadnego szczególnego wrażenia. Równie dobrze mogłaby zostać zapytana o pogodę.
    Ale jak doszło do tej sytuacji? Otóż początek wielkich zmian w życiu dawnych podwładnych Zerefa rozpoczął się jakże niepozornym porankiem.

    - Mogę wiedzieć dlaczego ciągasz mnie po całym mieście? - fuknęła Noe, gdy po raz kolejny zderzyła się z przechodniami na wąskiej uliczce. - Czy wyglądam jak bagaż?
    Wilson z trudem powstrzymywał uśmiech. Pomimo, że Yasashisa dla większości ludzi wciąż była oziębła to jednak zgodziła się na poranny spacer i wycieczkę magnolio znawczą z Erzą i Jellalem. Chociaż wtedy także była milcząca. Mimo wszystko to i tak mały kroczek w kierunku komunikacji z ludźmi.
    - Jeszcze kawałek. - zapewnił ściskając klucze, które starannie ukrywał w kieszeni blisko od tygodnia.
    - Ty i twoje pomysły. - skwitowała. Idąc zgrabnie manewrowała między kałużami.
    W tym duecie to szarooka była „twardszą”. Kategorycznie odmawiała zapięcia cienkiej kurtki czy chociażby założenia szalika. Nie mówiąc już nic o czymś tak abstrakcyjnym jak rękawiczki. Dla niej pięć stopni na termometrze to środek lata. Jesień była dobrą porą roku, ale i tak przegrywała z kretesem stając pod potęgą zimy - ulubionego okresu Noemi.
    Zaraz obok dumnie kroczył Wilson opatulony od stóp do głów. Nie przepadał za chłodem, ale też nie darzył lata szczególną sympatią. Tak z piętnaście stopni to bajka.
    Gdy kłótnia o najlepszą temperaturę nabierała tempa Wilson niespodziewanie zatrzymał się przy małym, starym domku.

    Bardzo, ale to bardzo powoli obracam się na pięcie i od niechcenia patrzę na uśmiechniętego chłopaka. Ten gestem nakazuje mi podejść do siebie. Z kieszeni spodni wyjął dwa błyszczące klucze zawieszone na specjalnym kółeczku. Z głośnym brzdękiem zakręca przedmiotami na palcu. Coraz mniej mi się to podoba.
    - Pozwól, że pokażę ci nasz nowy dom! - obwieszcza pełen entuzjazmu. Z lśniącymi oczami skacze naprzemiennie wzrokiem po mnie i wcześniej wspomnianym budynku.
    - Co? - pytam niezbyt inteligentnie. Na szczęście brzmi to w typowym dla mnie obojętnym tonie.
    Czarnooki chichocze i wręcza mi klucz. Jest taki ciężki, wydaje się jakby swoim ciepłem miał zaraz wypalić mi dziurę w dłoni.
    Wolnym krokiem kieruję się w stronę drzwi. Nie wiem, co o tym myśleć, ale żółta aura z różowymi plankami przyjaciela mówi sama za siebie.
    Nasze (!) nowe miejsce zamieszkania to mały, niepozorny domek położony kilka minut drogi piechotą od centrum miasta. Wygląda jak wyrwana chatka z bajki. Zewnętrzne ściany wykonano z ciemnych cegiełek o nieregularnej fakturze. Każda kolejna minimalnie różniła się barwą od poprzedniej. Okna lśniły odbijając promienie słońca. Miały niespotykany, fikuśny kształt, który ciężko opisać słowami. Górę każdego z nich zwieńczały nachodzące się na siebie falki. Pomalowane na biało okiennice zostały szeroko otwarte. Dach był niski i położony nieco pod kontem.
    Przez chwilę pomyślałam, że wchodzenie na niego stanie się moim ulubionym zajęciem.
    Idąc po wysypanej kamieniami ścieżce podziwiałam ogród. Chociaż szczerze mówiąc nie było się tu za wiele czym zachwycać. Wszystkie drzewa straciły swoje liście a inne roślinki zapadły w długi sen.
    - Może otworzysz? - przypomina Wilson najwidoczniej rozbawiony moim skoncentrowaniem.
    W odpowiedzi burczę niezrozumiałe słowa.
Gdy usiłuję trafić w dolny zamek drzwi przeszkadzają mi drżące dłonie. Czarnooki parska cicho, lecz jego ciepła ręka przykrywa moją i wspólnie przekręcamy zamek.
Tylko się tak nie ekscytuj...
    Naszym oczom ukazuje się przytulne wnętrze. Nawet nie reaguje, gdy zostaję delikatnie pchnięta w głąb salonu. Pierwsze co rzucało się w oczy to jasność i wszechstronność pomieszczenia. Więc to nazywają złudzeniem optycznym.
    Drobnymi krokami krążę po pokoju chłonąc każdy możliwy szczegół. Meble wykonane zostały w starym stylu z ciemnego drewna. Puste przestrzenie zapełniono kwiatami w kolorowych doniczkach. Na komodach i półkach stoi wiele pudełeczek i innych pomniejszych ozdób. W pewnej chwili dostrzegam nawet pustą ramkę na zdjęcia.
    Muskając pomarańczową poduszkę leżącą na fotelu ukradkiem zerkam na Wilsona. Z zamkniętymi oczami cicho przytupuje stopą o podłogę. Ma skrzyżowane ręce a na jego twarzy pojawił się grymas świadczący o zadowoleniu. Przypomina mi psa, który przyniósł kij swojemu panu.
    Dopatrzywszy się każdego znanego mi odcienia brązu i beżu kończę wstępne oględziny salonu.
    - Skąd miałeś fundusze na to wszystko? - dopytuję. Co jak co ale mieszkanie w ukradzionym domu średnio mi odpowiada.
    - Zawsze miałem coś odłożone na czarną godzinę. - wzruszając ramionami całkowicie zbywa mój groźny wzrok. - Poza tym nie możemy cały czas zajmować pokoi w gildii.
    Fakt.
    Wzdychając ciężko opadam na puszysty dywan. Ze skrzyżowanymi nogami i brodą wspartą na dłoniach od razu lepiej się myśli.
    - Chcesz tu zostać. - stwierdzam po przeanalizowaniu kilku faktów.
    - Tak. - odpowiada zajmując miejsce naprzeciwko. - Czas coś zmienić.
    - Nie wydaje mi się żeby to był dobry pomysł. - mówię przeciągając się.
    - Może masz rację. - przyznaje mi bez bicia. - Mimo wszystko chciałbym zacząć żyć normalnie.
    Prycham.
    - To niemożliwe. - uśmiechając się kpiąco zakrywam twarz dłonią.
    - Dlaczego? - pozornie proste pytanie a nad odpowiedzią myślę kilka minut.
    - Nie wymażesz śladów przeszłości. Myślisz, że pozwoli nam uciec? - zrobiłam krótką pauzę, by poukładać w głowie kolejne słowa. - Czeka jeszcze tyle problemów. Wiem, że to samolubne, ale nie poradzę sobie.
    - Noemi. - szepcze usiłując odgadnąć moje pokręcone myśli.
    - Najchętniej uciekłabym od tego! Z tym, że nie mogę. Wykorzystałam już swój życiowy restart.
    - Znam cię na tyle długo, by przekonać się, iż jesteś silna. Nie tylko w sensie fizycznym, ale i psychicznym. - mówi krzyżując ręce na piersi.
    - Mam ci zaufać? - pytam krzywiąc się.
    Głośny śmiech przeciął ciszę.
    - Co niby cię tak bawi?
    - Już mi ufasz. - ludzie no trzymajcie mnie bo wyjdę z siebie i stanę obok!
    Ha, ha...
    Szkoda, że nie rozwiałeś wszystkich moich wątpliwości.

    Po kilkunastu minutach cały dom został przepenetrowany wzdłuż i wszerz. Od kuchni przez skromną jadalnię po gabinet wypełniony od góry do dołu książkami i łazienkę.
    Najlepsze na koniec.
    - Jeszcze jeden pokój. - rzekł podekscytowany Wilson. Niespodzianki w niespodziankach uwielbiał najbardziej.
    - Co pominęłam? - Noe omiotła pomieszczenie znużonym wzrokiem.
    - Tajemnicę. - odparł niecnie. Korzystając (a raczej w pełni wykorzystując) z sytuacji ujął dłoń dziewczyny i poprowadził ją w kierunku małego korytarza przy drzwiach wejściowych.
    Czarnooki z łatwością uderzył otwartą dłonią w sufit a ten zaczął niebezpiecznie drgać na małym obszarze. Po kilku sekundach magicznie pojawiła się drabinka prowadząca w górę.
    - Panie przodem. - skłoniwszy się szarmancko wskazał odpowiedni kierunek.
    Noe obojętnie wspięła się, jakby nagłe pojawienie się przejścia nie było niczym dziwnym. Ba, nawet można by pokusić się o stwierdzenie, że spodziewała się jakiegoś wybryku.
    - Jakim cudem ukryłeś tu tak dużą przestrzeń? - spytała szczerze zdziwiona.
    - Ma się sposoby. - odparł poprawiając fałdkę na kamizelce.
    Ukryte pomieszczenie było cóż... krótko mówiąc niesamowite.
    Wyłożone drewnem od wewnątrz, oświetlone barwnymi lakrymami wprawiało w osłupienie. Znajdowało się tu tak wiele sprzecznych ze sobą przedmiotów.
    Po prawej stronie od wejścia w kącie stał czarny fortepian przygotowany do gry. Obok znajdowała się półka z segregatorami. Prawdopodobnie schowano w nich nuty. Kawałek dalej na ziemi leżała olbrzymia poduszka służąca do siedzenia. Koło niej ustawiono wysoką lampę a w ścianach wykonano wgłębienia wypełnione magicznymi książkami.
    Po przeciwległej stronie za to znajdowała się... zbrojownia! Na specjalnych podstawach ułożono miecze (w tym te typowo szermiercze), ochraniacze i wiele innych przedmiotów przydatnych do walki. W kufrach zapewne ukryto ciemne peleryny i inne maskujące ubrania.
    Metale, z których wykonano bronie lśniły zapraszająco.
    Noemi nie wydała z siebie nic poza zduszonym jęknięciem.
    - Mam rozumieć, że się podoba? - zagadnął czarnooki szturchając ramieniem dziewczynę.
    - Jest - ciężko było jej znaleźć odpowiednie słowo. - Idealnie.

    - Spóźniają się. - jęknął Natsu, któremu bezczynne czekanie w gildii wychodziło bokiem.
    - Mają ważną sprawę do załatwienia. - przypomniała Erza. Oczami fantazji widziała Noemi i Wilsona w ich wspólnym mieszkaniu (notabene pomagała je umeblować i zapięła wszystko na ostatni guzik). Zachód słońca wprowadził ich w romantyczny nastrój, poszli obejrzeć sypialnię… Oh nie! Zbereźniku przestań o tym myśleć!
    Scarlet uderzyła się dłońmi w policzki, co różowowłosy skwitował pełnym politowania spojrzeniem.
    - Jeszcze zdążysz pójść do Lucy. - magini zastosowała swój przenikliwy wzrok. - Spokojnie, jak kocha to poczeka.
    - Skąd wiedziałaś, że do nie…
    - Wybaczcie za zwłokę! - sapnął Wilson, który wpadł jak wicher do sali ciągnąc za sobą rozdrażnioną dziewczynę.
    Erza mimowolnie patrzyła na ich garderobę szukając oznak pospiesznego ubioru. Niestety najwidoczniej do niczego nie doszło. Naprawdę przez wzgląd na czarnookiego, którego miała okazję lepiej poznać zapragnęła jego szczęścia. Oczywiście, jako przyjaciółka.
    - Nic się nie stało. - zapewnił Natsu posyłając nowo przybyłym swój firmowy uśmiech. - To tylko krótkie pytanie. Załatwimy sprawę szybko i bezboleśnie.
    Dragneel wciąż czuł się nieswojo czując na sobie wzrok szarych oczu, jednak usilnie ignorował ten fakt.
    - Więc o co chodzi? - spytał zaciekawiony Wilson.
    - Chcecie dołączyć do gildii?

***
Hejka! Jak widzicie nową sagę zaczynamy z rozmachem. A koniec roku to można zaszaleć. :D

sobota, 13 grudnia 2014

Ogłoszenia parafialne! #4 - Garść wyjaśnień.

Witajcie!
Wybaczcie, że post, który dziś wstawiam jest czysto informacyjny a nie rozdziałem. Ostatni takowy był pod koniec listopada, a że minęło sporo czasu to mogliście pomyśleć, iż zaginęłam w tragicznych okolicznościach.

Tu małe wyjaśnienie: słowa "zawieszam" staram się unikać jak ognia. Nie ma mowy, bym skończyła pisanie tej historii dopóki nie braknie mi pomysłów.

Otóż ostatnie 2 tygodnie były zbiegiem nieszczęśliwych wypadków. Najpierw złapała mnie paskudna chandra (wiecie coś nie poszło tak, jak miało być i lipa) a zaraz po niej przeziębienie (gdzie poziom mojego myślenia spadł poniżej zera a chęci tym bardziej. Prócz tego w mojej szkole jest organizowana akcja, na którą mam zrobić pawia z origami modułowego i dwie bombki z cekinów. Pracy owszem jest, ale jedną z bombek skończę jeszcze dziś a drugą prawdopodobnie jutro.

Przy takim rozwoju wypadków napisałam może z pół strony i na tym się skończyło. Oczywiście dodajmy do tego wrodzone lenistwo i mamy efekty. W każdym razie W najbliższym czasie (sumienie mnie ruszy i pewnie jeszcze wieczorem) zabiorę się za pisanie pierwszego rozdziału Opętanych,

Dajcie mi maksymalnie tydzień. :)