sobota, 17 października 2015

Zamówienie nr 9 - dla: Sandra-chan

Zamówienie dla:  Sandra-chan
Paring: Natsu x Noemi
Tytuł: Czas na egzamin, szykuj się klaso S!
Narratorzy: Wilson, Noemi, Natsu
Uwagi: Dla osób niebędących na bieżąco spojler: Natsu i Noemi nie wiedzą kim dla siebie są.
                                                         
                Witaj szanowny czytelniku! Na imię mi Wilson Lucas Barkley. Pozwól, że będę dziś Twym przewodnikiem po poniższej historii. Niestety Nasut i Noemi są zbyt zajęci, by opowiedzieć ją osobiście, lecz bez obaw! Przed wyjściem zostawili mi notatki, więc nie powinienem mieć większych trudności z odwzorowaniem ich perspektyw. Bonusowo dodam coś od siebie, gdyż miałem szczęście być naocznym świadkiem niektórych wydarzeń.  Jednak zanim rozpoczniesz odpręż się. Teraz jesteś tylko Ty i ta opowieść.
                Zacznijmy od czegoś prostego. Wyobraź sobie niebo w letni dzień. Dobrze się zastanów. Możesz wybrać takie, jaki Ci się podoba. Masz już? W porządku, lecimy dalej. Nie uważasz, że samo niebo jest samotne?  Dodajmy mu kilka chmurowych przyjaciółek. Wybierz takie, które najbardziej Ci odpowiadają. Spójrz ponownie. Czyż tworzenie świata nie jest zaskakująco proste?
                Czas na odpowiednie oświetlenie. Szczerze podziwiam Twą wyobraźnię, lecz sklepienie niebieskie same z siebie nie świeci.
W porządku… jeśli wierzyć w istnienie Boga, to stworzył on i niebo i ziemię. Chyba wiesz, co będziemy teraz robić? Tyle, że naszą ziemię przykryjemy ogromnymi ilościami wody. Tak, tworzymy ocean. Niech szumi napędzany chłodnym (bądź ciepłym, jak kto woli – nie wnikam) wiatrem. Jeśli chcesz ryczące fale mogą być wysokie i potężne, jeśli nie wiedz, iż potrafią też cichutko szeptać. W wodzie znajdują się również pewne istnienia. Ja myślę o ławicy kolorowych rybek i skaczącym delfinie, a Ty?
Świetnie! Jeśli podołałeś/podołałaś stworzeniu tła dla wstępu historii możemy bez obaw przejść do czegoś dla zaawansowanych. Jak zapewne wiesz na morzach i oceanach żeglują statki. Niech nasze wody również zostaną opanowane!
Czy słyszysz szum fal? Gwizd powietrza? Furkotanie żagli? Czyjeś kroki na podłodze? Gwar i śmiech?

Umrzeć. Litości, magowie! Pozwólcie mi umrzeć. W końcu marzy o tym tak wielu ludzi: maratończycy na czterdziestym kilometrze, uczniowie w drodze do więzień, kobiety targające ciężkie torby z zakupami, Smoczy Zabójcy w pociągach, ja.
O wielka Siło, która rządzisz tym światem dlaczego nie chcesz sprawić mi przyjemności?
- Natsu! - zaraz, do kogo należy ten piskliwy głosik? - Żyj trochę!
Poczułem jak ktoś potrząsnął moim biednym ciałem. Spomiędzy moich ust wydobył się jęk sprzeciwu.
Siło czy jesteś kobietą? No w sumie z gramatycznego punktu widzenia istnieje TA siła. Więc tu sprawa oczywista. Siło czy jesteś może blondynką?
- Lucy, zostaw te zwłoki i chodź do nas! - heh, głos taniego striptizera rozpoznam nawet w piekle.
A wracając do mojej wcześniejszej myśli to Siła definitywnie jest kobietą, w dodatku blondynką. Dlatego nie mogę umrzeć. Wszystko jasne.
Zużywając resztki sił zmusiłem ciało, żeby przekręciło się na bok. Jest! Sukces! A teraz oczy, proszę chcę zobaczyć świat.
Nawet nie macie pojęcia jak to jest podnosić ołowiane powieki siłą woli. W dodatku wszystko się bujało w górę i dół, górę i dół, górę i… och, nie myśl o tym kretynie! Jęknąwszy (tylko tego rodzaju dźwięki przechodziły przez moje zaschnięte gardło, a wody miałem już po dziurki w nosie albo i wyżej) ponownie czekałem, aż odzyskam ostrość widzenia. Kiedy obraz zaczynał przypominać ludzi oraz pokład statku, a nie kolorowe plamy odetchnąłem z ulgą. Jeszcze nie było ze mną tak źle, czego nie można było powiedzieć o pozostałych Zabójcach Smoków płci męskiej.
Gajeel zdychał skulony pod drewnianą ławeczką całkowicie odcięty od świata a Wilson umierał w swojej kajucie. Z kolei Laxus został dorwany przez Canę, która brutalnie go poniewierała siedząc mu na brzuchu. Wierzę w was, kumple! Niestety choroba lokomocyjna znów dała o sobie znać, więc nie mogłem poświęcić im więcej uwagi. Całą moją uwagę skupiał bolący brzuch (w bliżej nieokreślonym miejscu) a także torsje, które nadchodziły pojedynczymi falami… Falami! Hah! Bredzisz Natsu, bredzisz już.
- Hej, może jednak się czegoś napijesz? - kolejny głos należał do Happiego. - Rozpuściłem ci nawet tabletki przeciwbólowe.
Chyba się skuszę.
- Dzięki. - jęknąłem i wyciągnąłem drżącą rękę w kierunku szklanki. Całą zawartość o smaku wody po brudnej podłodze pochłonąłem w mgnieniu oka, po czym ponownie zastygnąłem w miejscu czekając na zbawienne działanie leku.
                Pieroński statek.
                Po mniej więcej dwudziestu minutach mogłem spokojnie zmienić położenie głowy. No, no twórco tabletki, czapki z głów! W kręgu siedzących magów, którzy grali w karty wypatrzyłem Wendy. Jedyną z nas niemającej problemu ze środkami transportu. Jak ja zazdrościłem jej tej magii! Szkoda, że zdążyłem się na nią uodpornić. Głupie ciało. Kolejną osobą, na którą zwróciłem uwagę była Noemi.  Cwaniara, mimo że nie posiadała umiejętności Wendy z chorobą lokomocyjną poradziła sobie na własny sposób - zasnęła jeszcze przed podróżą. Cwaniara.
Z chęcią popatrzyłbym na nią chwilkę dłużej, gdybym nagle nie stracił przytomności.
- Tak będzie ci lepiej.
Dzięki Erzo!

Zanim przejdziemy do kolejnej części powinienem o czymś wspomnieć. Mianowicie chodzi o formułę egzaminu. Tegoroczny test składał się z trzech części - drużynowej, walk jeden na jeden i „niespodzianki”. Ostatnia trzymana była w ścisłej tajemnicy i nawet płacząca Mavis nie zdołała przekonać Mistrza do wyjawienia sekretu trzeciej części.
Wspomniana wyżej dwójka pełniła funkcję egzaminatorów. Natomiast Erza, Mirajane i ja wcieliliśmy się w role opiekunów. Tak, nawet dwudziestoletni (już?) magowie mogą wplątać się w poważne tarapaty. Śmiem twierdzić, iż w tym wieku natężenie problemów osiąga swe apogeum.
W pierwszej części egzaminów udział miało wziąć udział pięć grup, każda po trzy osoby. Drugi etap miał za zadanie wyłonienie trójki finalistów poprzez walkę.
Oczywiście jako opiekun otrzymałem bardziej szczegółowe informacje, lecz nie one są przedmiotem naszego zainteresowania.

- Witaj przygodo! - zawołał entuzjastycznie Makarov.
Brutalnie wybudzona po drzemce byłam zbyt nieprzytomna, aby silić się na jakiekolwiek złośliwe komentarze, więc słuchałam wszystkiego potulnie jak baranek.
- I witajcie droga rodzino na egzaminie na maga klasy S.
Entuzjastyczne krzyki były na tyle głośne, że brak mojego głosu z pewnością nie był wyczuwalny.
- Jestem pewien waszych odpowiedzi na to pytanie, ale dla formalności muszę zapytać: czy ktoś się wycofuje?
Cisza jak makiem zasiał.
- W takim razie możemy zaczynać! - Mistrz zeskoczywszy z kamienia, na którym stał (zapewne w celu optycznego złudzenia wzrostu) otworzył trzymane przez Mavis pudełko. - Na początek niech każdy wylosuje swój numer.
- Ale tak teraz?! - zawołał Natsu. Jego krzyk zawsze przykuwał moją uwagę. - Odpocznijmy jeszcze minutkę, albo sto!
Ledwo stał wciąż wycieńczony po podróży. Zmęczenie odbijało się na bladej twarzy z pierwszymi rumieńcami i kropelkami potu, co niepokojąco przypominało gorączkę. Wpatrując się w Makarova błagalnym spojrzeniem nerwowo ściskał pustą butelkę po wodzie.
Przejęłabym się bardziej, gdyby jego aura była czarna, a nie szara jak teraz. I choć nie byłam lekarzem śmiało mogłam stwierdzić - wyliże się.
- Popieram. - wyjęczał Laxus, który ledwo trzymał się na nogach.
Starszy Dreyar wciąż nie wyglądał na przekonanego.
- Powinniśmy pozwolić im na odpoczynek. - do akcji wkroczył Wilson. - Muszą być wycieńczeni.
Prychnęłam. Kolego, sam jesteś Zabójcą Smoków. Twoje zdanie jest tu niewiele warte nawet z tymi ciemnymi, paciorkowatymi oczyma.
- Chłopcy mają rację. - wtrąciła Mavis. - To uczciwy pojedynek, a nie misja wojenna. Wszyscy mają mieć równe szanse.
Makarov musiał się ugiąć. Mamrocząc coś pod nosem o słabej kondycji młodzieży zaprowadził nas do przygotowanego wcześniej obozowiska.

Mogli udawać silnych i rwać się do walki, ale gdy przyszło co, do czego wszyscy uczestnicy egzaminu padli jak jeden mąż.
- Są słodcy. - stwierdziła Erza nakrywając kocem Graya.
- I tacy grzeczni! - dodała Mira, która przeszukiwała pakunki w celu znalezienia zapasowej poduszki.
- Jak śpią.
Zaśmieliśmy się na tyle cicho, by nikogo nie obudzić. Następnie zaś sami udaliśmy się na zasłużony spoczynek.
Na wyspie noce były znacznie cieplejsze niż w Magnolii. Nie miałbym nic przeciwko obserwowaniu rozgwieżdżonego nieba przez całą noc nawet kosztem sinych „worków” pod oczami. Zresztą i tak miałem spory kłopot z zaśnięciem, więc podziwianie konstelacji aż do znużenia było obecnie jedynym dostępnym zajęciem. Wszystko inne mogło zbudzić obozowiczów, których ciężkie oddechy zagłuszały szum wiatru. Najgłośniej ze wszystkich pochrapywali Smoczy Zabójcy.
Obróciłem się na bok i udając, że śpię starałem się wyczuć energię Noe. Moja droga przyjaciółka leżała oparta o drzewo i lśniącymi w świetle gwiazd oczyma obserwowała towarzyszy. Z nogami oplecionymi przez ręce wydawała się taka malutka i krucha. W dodatku, co nie zdarzało się często jej twarz zdobił lekki uśmiech skierowany w stronę śpiących. Niestety nim rozgryzłem kto jest nim obdarzany zmorzył mnie sen.

Upewniłam się, iż to co się dzieje na pewno nie jest jawą, gdy bez zająknięcia włożyłam krwistoczerwoną kieckę przygotowaną przez Wilsona. Swoją drogą coraz częściej o nim śniłam i za każdym razem przekonywał mnie do robienia wariackich rzeczy. Ech, powinnam kiedyś mu wspomnieć, by przestał nawiedzać mą biedną wyobraźnię. To nie może być zbieg okoliczności, dlatego podejrzewam jedną z Barkleyowskich sztuczek.
Materiał sukienki jest zaskakująco gładki oraz chłodny w dotyku. Mogłabym go miętosić ile wlezie, a i tak nie pozostawiłabym na nim ani jednego zagniecenia (co oczywiście sprawdziłam). Wyglądał na dość praktyczny i mocny, więc mogłam wybaczyć mu fakt, że w niewidzialnym źródle światła błyszczał jak obsypany brokatem.
Po prawej stronie u dołu kreacji znajdowało się długie rozcięcie sięgające uda. Uniosłam nogę w górę i z obrzydzeniem obserwowałam zsuwający się z niej materiał. Jakby tego było mało udo zdobiła cienka, złota obręcz. A żebym miała jeszcze na co narzekać, to dekolt sukni był stanowo za duży. Świetnie! Po prostu świetnie! Golizna… w dodatku taka (według męskich mózgów) kusząca i… dająca do myślenia.
Z radością stwierdziłam, że twarz pozostała nieskażona żadnymi kosmetykami a włosy były swobodnie rozpuszczona.
Teraz zaczynało mnie dręczyć jedno pytanie? Po kiego byłam tak odstawiona?
Jak na zawołanie w moim śnie zabrzmiała dostojna muzyka. I to nie byle jaka, bo takiego jej rodzaju można słuchać wyłącznie na bardzo wytwornych przyjęciach.
Rozglądałam się ciekawsko, lecz poza panującą wokół pustką nie było niczego. Gdy zdenerwowana zaczęłam już stukać obcasem (o zgrozo te szatańskie obuwie) wtem do moich uszu doszły żwawe kroki. Nim zdążyłam się obrócić jegomość skłonił się nisko i najaksamitszym głosem, jaki w życiu słyszałam zapytał:
- Mogę prosić do tańca, milady?

- Zabieraj łapy! - krzyknęłam i ujrzałam stojącego przed sobą Natsu.
Zmieszany chłopak obrócił się a zanim odszedł bąknął pod nosem:
- Chciałem cię tylko obudzić.
Zdziwiona zamrugałam kilka razy, po czym przetarłam oczy. Dżentelmen ze snu już dawno zniknął, lecz odbicie jego zielonych oczu odnalazłam w Dragneelu.
Westchnąwszy przeciągnęłam się kilka razy i przeklinając w duchu własną wyobraźnię udałam się na obozowe śniadanko.

                Bądź człowieku dobry dla kobiet a w nagrodę prawie dostaniesz po pysku.
                Z całych sił starałem się nie okazywać przygnębienia. Nie, Natsu przecież ty źle myślisz! Może i przegrałeś bitwę, ale została jeszcze wojna. Poza tym jedna porażka o niczym nie świadczy… no chyba, że prócz tej jednej było sto innych.
                Potrząsnąłem głową, jakby to miało wykurzyć z niej wszystkie złe myśli. Bonusowo otrzymałem pstryczka czoło.
                - Nie myśl tyle, bo ci się w główce ugotuje. - zaśmiał się Gray, po czym wcisnął mi w ręce tacę z jedzeniem. - Byłem na tyle łaskawy, by coś ci uratować.
                - Uratować? - powtórzyłem i spojrzałem w kierunku stołu. Pustego stołu.
                - Dla ślamazar nie ma śniadania. - wzruszył ramionami. - Jedz, żebyś potem mógł walczyć.
                Uśmiechnąłem się szeroko.
                - Czy to wyzwanie?
                Gray parsknął, po czym skinął głową na tłumek zbierający się przed Mistrzem.
                - Można tak powiedzieć.
                Natychmiast zerwałem się z klęczek i pobiegłem za nim w stronę przyjaciół. Całe szczęście skutki choroby lokomocyjnej już przeszły, więc podekscytowane rozmowy nie raniły już mojej biednej głowy niczym sztylety.
                - Natsu! - zawołała Lucy i machając dotarła do mnie w dwóch skokach. Chyba chciała coś powiedzieć, ale uniemożliwił jej to nagły atak śmiechu.
                - Co jest?
                - Masz krem na policzku! - z matczynym spojrzeniem oczyściła mój policzek. - Jak słodko!
                Już miałem rzucić jakąś błyskotliwą odpowiedzią, lecz kątem oka dostrzegłem poruszający się cień. Wyczulony na wszelkie zmiany otoczenia natychmiast uniosłem głowę tym samym krzyżując spojrzenie z Noemi.
                Wyglądała jakoś… inaczej. Pomijając fakt, iż emocje okazywała sporadycznie, to jeszcze nigdy nie widziałem u niej takiej miny.  Miała ledwo otwarte usta jakby chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się rozmyśliła. W dodatku unikała kontaktu wzrokowego. Idąc dalszym tropem zwróciłem uwagę na włosy zasłaniające część twarzy oraz splecione dłonie. Niestety zawołana przez Wilsona zaraz odeszła i sprytnie się za nim skryła.
                I ona się dziwiła, że nie mogłem powstrzymać ręki, która wcześniej wbrew moim rozkazom sama pomknęła na spotkanie z jej policzkiem.
                - Jasne, że tak! - odparłem, gdy zostałem zapytany o gotowość do egzaminu. Dobrze, że nauczyłem się słuchania jednym uchem. Ha! I co, faceci też potrafią wykonywać dwie czynności na raz!
                Chwilę później wszyscy przerwaliśmy pogaduszki, by wysłuchać tego, co miał do powiedzenia Makarov. Zgodnie z jego poleceniami mięliśmy przez losowanie zostać podzieleni na grupy i udać się na poszukiwanie punktu walk. Lecz jak to często bywa i tu był pewien haczyk. Do drugiego etapu mogły przejść wyłącznie dwa zespoły.
                - Niech każdy wylosuje numerek i stanie ze swoją grupą. - poinstruowała Mira, podczas gdy Erza chodziła pomiędzy nami z płóciennym woreczkiem.
                Nie zastanawiając się długo wyciągnąłem pierwszą lepszą karteczkę. Po rozłożeniu starannie zagiętego papieru moim oczom ukazała się wielka trójka.
                - Hej Natsu pokazuj co tam masz! - zawołał uwieszający się na moim ramieniu Gajeel. - Trzy?  Blisko było.
                - Zawiedziony?
                W jego klatce piersiowej zadudniło a moje ucho zostało zaatakowane przez głośny śmiech.
                - Coś ty! Tak będzie zabawniej, tylko masz mi nie odpaść przed drugą rundą.
                - Się wie. - przez chwile podążałem wzrokiem za odchodzącym Redfoxem, po czym zacząłem rozglądać się po innych twarzach. Większość już znalazła swoje grupy.
                - Młotku! Powiedz, że nie jesteś z nami! - krzyknął Gray, obok którego stała jak zwykle obojętna Noemi.
                Zamiast zdzierać gardło po prostu uniosłem karteczkę. Wymowny jęk był jedyną odpowiedzią jaką otrzymałem.
                Z zadziornym uśmieszkiem podszedłem do maga i mocno klepnąłem go w ramię.
                - Tylko nas nie spowalniaj, smarku.
                W jego oczach błysnęła iskierka gniewu, jednak zamiast złośliwego komentarza usłyszałem groźbę, od której zrobiło mi się gorąco.
                - Jeżeli przegramy to oddasz mi swoje  g a z e t k i.
                Uch, czy kretyn musiał mówić to w  t e n sposób? Zlękniony spojrzałem na trzecią członkinię naszej grupy. Chyba nie interesowały jej nasze zakłady, gdyż obserwowała formujące się drużyny.

I - Lucy Heartfilia, Juvia Lockser, Elfman Strauss
II - Cana Alberona, Freed Justine, Laxus Dreyar
III - Natsu Dragneel, Noemi Yasashisa, Gray Fullbuster
IV - Lisanna Strauss, Gajeel Redfox, Evergreen
V - Wendy Marvell, Bickslow, Levy McGarden
- Całkiem interesujące grupy. - stwierdziła Erza, gdy uczestnicy egzaminu oddalili się w kierunku lasu.
- Nie przeczę. - wymamrotałem z ołówkiem w ustach. Musiałem pilnie odszukać księgi, z której zrobiliśmy egzaminacyjny pamiętnik.
- Skoro już ruszyli możemy zostawić wszystko w waszych rękach. - Makarov pojawił się niczym duch, więc nie zdziwcie się proszę, iż wstrzymaliśmy oddechy.
- Dokąd idziesz, Mistrzu? - zainteresowała się Erza. - Wcześniej nic nie mówiłeś.
- Ktoś musi przygotować trzecią część. - odparł, po czym dodał ciszej (chyba mając nadzieję, że nie usłyszymy) - I przy okazji się wyspać.

- Teraz w prawo!
- Ścieżka prowadzi na lewo, głupku!
- Te twoje ścieżki są podchwytliwe! - gorączkował się Natsu. - Przecież to oczywiste, że jeżeli na nią wejdziemy zaraz pojawi się jakaś zapadnia i wpadniemy w dziurę.
- Zapadnia? - powtórzył z niedowierzaniem Gray. - Człowieku jesteśmy w lesie na niezamieszkanej przez nikogo wyspie. Skąd miałyby się tu znaleźć tak wymyślne pułapki?
Usłyszałam jak Dragneel wzdycha ciężko. Czyżby zamierzał się poddać?
- Kosmici. - rzekł, jakby to jedno słowo było wyjaśnieniem na wszystkie pytania, jakie ludzkość zadawała sobie od zarania dziejów.
Plask.
- Uch, pamiętaj Gray mądry z idiotą nigdy się nie dogada. - westchnął do siebie mag. - Noemi decyzja należy do ciebie. Gdzie skręcamy?
- Tak jak pokazuje mapa. - mruknęłam. Czy to nie jest oczywiste?
- Pokaż. - Fullbuster nachylił się, by mieć lepszy widok na stary zwój. Powoli wkraczał w Moją Bardzo Prywatną Strefę.
Aura Natsu momentalnie zmieniła kolor z żółtego na ciemną zieleń. Chłopak w dwóch skokach znalazł się przy nas i zajął miejsce przy moim drugim ramieniu, także niebezpiecznie blisko Strefy.
Zignoruj ich.
- Jesteśmy tu. - palcem wskazałam odpowiedni punkt na mapie. - Na miejsce możemy dotrzeć dwiema drogami. Tak więc nie ma to najmniejszego znaczenia, czy skręcimy teraz w prawo, czy w lewo.
Cudownie uświadomieni magowie nachylili się jeszcze bardziej.
- Proponuję wybrać trasę przez las. Góry i łyse pole nie osłonią nas przed możliwym wrogiem. - wyjaśniłam cały czas spoglądając na nich spod byka. Ciekawe kiedy zauważą?
Chyba wcale, skoro znów się pochylili.
Nie no, tego już za dużo.
Ani się obejrzeli a dostali po porządnym kopniaku.
- Przestańcie się do mnie kleić. - warknęłam. - Nie dość, że duszno i nie ma czym oddychać, to jeszcze gorąco. Jesteście dorośli, więc zachowujcie się jak na dorosłych przystało.
Podziałało. Chłopcy szli ze zwieszonymi głowami, a ja nie mogłam pozbyć się uczucia ciepła, które pozostało po dotyku Natsu. Zapamiętać - nie pozwolić mu na żaden kontakt.
Dzięki temu, że szliśmy w zupełnej ciszy mogłam przejść na tryb największej czujności. Zresztą już od jakiegoś czasu czułam energię przesiąkniętą chłodem, która ciągle się przemieszczała, więc namierzenie jej nie było zbyt trudne. Kilka minut temu zlokalizowałam ją niecały kilometr od nas.
- Uwaga! - krzyknął Natsu, który w mgnieniu oka osłonił mnie przed ognistym atakiem.
Momentalnie cała się spięłam. Szlag! Za bardzo skupiłam się na ciemnej energii i zupełnie zapomniałam o monitorowaniu bliższego otoczenia. Głupia!
Błyskawicznie dobyłam swej czarnej katany i likwidowałam widmowych wrogów jednego po drugim. Stwory, które nas napadły przypominały pół przezroczyste duchy. Skrzące, paciorkowe oczy podążały za naszym każdym ruchem. I właśnie to było słabością tych stworów.
Jednym susem dopadłam wroga, po czym zrobiłam zamaszysty ruch ręką tuż przed pseudo twarzą. Tak jak myślałam, wzrok stwora podążył za moją dłonią, więc wbicie katany w jego ciało nie przysporzyło mi większych problemów.
- Piętnaście! - krzyknął Gray i swym lodem zmiótł z powierzchni ziemi kolejnych przeciwników.
- Oż ty! Zaraz cię dogonię!
Parsknęłam. Czy oni właśnie bawili się w „kto więcej zabije”? Chociaż w sumie, dlaczego by do nich nie dołączyć?
- Dwadzieścia jeden.
Taaak, ich miny w tamtym momencie to coś, czego nigdy nie zapomnę.

Pierwsza część egzaminu minęła zbyt szybko. Oczywiście dotarliśmy na miejsce w trymiga tym samym gwarantując sobie miejsce w drugim etapie.
Po przyjęciu gratulacji od opiekunów i Mavis pozostało nam tylko czekać na następnych przeciwników. Znaczy na miejscu zostałem tylko ja oraz Gray. Noemi stwierdziła, że ma dość zabawy jak na jeden dzień i udała się na spoczynek. Nie mogłem powstrzymać się, by nie odprowadzić jej wzrokiem do namiotu i słusznie. Gdy się odwracała puściła mi oczko a jej twarz ozdobił prawie serdeczny półuśmiech.
Zamurowało mnie.
Z otępienia wyrwała mnie Erza, która obwieściła przybycie kolejnych grup.
Do kolejnej części zakwalifikowała się trzecia i czwarta grupa. Z dumą stwierdziłem, iż obietnica dana Gajeelowi została w pełni wypełniona. Uśmiechając się podbiegłem do pozostałych, by złożyć im najszczersze gratulacje.

Wieczorem zaprosiliśmy wszystkich uczestników egzaminu na ognisko. Wedle planów miało ono dwa podstawowe cele: pocieszyć, tych którym się nie udało oraz zintegrować grupę. Naturalnie porażka w którymś z etapów nie skreślała możliwości zostania magiem klasy S, ale wiadomo im dalej tym lepiej.
Czekała nas kolejna niesamowita noc. Tak jak wcześniej mogliśmy podziwiać gwiazdozbiory, lecz przy towarzystwie trzaskającego ognia i jego iskierek atmosfera zmieniała się nie do poznania. Ciepły wiatr niósł nasz śpiew przez całą wyspę a zapach pieczonych pianek drażnił zmysły.
Dodatkowo me serce rozpierała ogromna duma. Naprawdę czułem się jak ojciec widząc Noe otoczoną ludźmi.
- Tak szybko dorastają. - westchnęła Mavis.
Przytaknąłem.
Noemi wyglądała na szczęśliwą. Może nie tak od razu, lecz gdyby dobrze się przyjrzeć w jej oczach odbijał się swego rodzaju blask. Siedziała pomiędzy Lucy i Natsu, który ciągle jej dokuczał. To uszczypnął w policzek, pociągnął kosmyk włosów, czy dmuchał prosto w twarz. Prawdziwie nastoletnie zaloty. Moja podopieczna starała się go ignorować, jednak w pewnym momencie puściły jej nerwy i obróciła się w stronę chłopaka. Ten korzystając z okazji zamknął ją w niedźwiedzim uścisku i głośno się roześmiał. Po chwili dołączyli do nich pozostali i w ten sposób magowie Fairy Tail utworzyli największy grupowy uścisk, jaki w życiu widziałem.
- Idź do nich. - Pierwsza delikatnie pchnęła mnie w ich kierunku.
Nie pozostało mi nic więcej jak odpowiedzieć jej uśmiechem.
- Wilson! Stary! - zawył Laxus gdy tylko zjawiłem się w jego polu widzenia. - Zapij ze mną smutek. Ale to już!
Jakby to powiedziała Noemi: „O rany”…

Wszystko miało się rozstrzygnąć właśnie teraz. Chociaż nie, „rozstrzygnąć” to zdecydowanie zbyt duże słowo. Przecież to było jasne, że mała Lisanna nie miała ze mną żadnych szans. Biedna białogłowa doskonale zdawała sobie z tego sprawę - zobaczyłam to w jej oczach, w  chwili rozpoczęcia pojedynku. I że niby co?  Miałam uwierzyć w ten mdły, psi wzrok? Ha, wolne żarty.
Doskoczenie do drżącej dziewczyny nie zajęło mi nawet połowy sekundy, jednak zamiast bólu na jej twarzy wywołanego ostatecznym ciosem ujrzałam ciemność.

- Ukochana, obudziłaś się już? - spytał zaniepokojony głos, lecz obolała głowa uparcie odmawiała zidentyfikowania jego właściciela.
- C..co? - wydukałam próbując otworzyć oczy. Obraz mazał się i wirował uparcie, lecz kątem oka dostrzegłam znajomą twarz.
- Zeref!
- Wody, najdroższa?
Momentalnie zerwałam się z miejsca i odskoczyłam w bok.
- Co to ma znaczyć? - wysyczałam zwracając uwagę na kajdany krępujące nadgarstki.
Czarny Mag roześmiał się złowrogo.
- Moja mała Shado, wiedziałem, że w końcu do mnie wrócisz!
- Wypuść mnie, szaleńcze. - zagroziłam.
Zeref dotkną swym zimnym, oślizgłym palcem moich ust. Jego „cii…” rozeszło się po ciemnej jaskini i rozpłynęło na ostrych skałach.
- Nie po to zadawałem sobie trud odnalezienia cię żebyś miała mi teraz uciec. - gdybym nie siedziała upadłabym pod wpływem mocy jego wzroku. - A teraz będziemy już razem! Na wieki razem…
- Chyba po moim trupie!

- Chyba po moim trupie! - wydarłem się na cały głos. Od słuchania tych bredni zrobiło mi się niedobrze.
Zeref nawet nie zaszczycił mnie spojrzeniem tylko dalej skupiał całą uwagę na Noe. Nie słuchał mnie, czy co? Już ja mu dam do wiwatu!
Zeskoczyłem ze skarpy i wspomagany skrzydłami Happiego sfrunąłem wprost na maga. Pięść, która płonęła moim gniewem pragnęła spotkać się z twarzą tego śmiecia.
- Daleko ci do mnie, Natsu Dragneelu. - powiedział spokojnie, gdy dzieliły nas milimetry. Nie miałem bladego pojęcia kiedy zdążył się obrócić i posłać mnie na ścianę.
- Natsu! - krzyknęła Noemi, a w jej głosie pobrzmiewało autentyczne przerażenie. Próbowała wstać, jednak gruby łańcuch skutecznie jej to uniemożliwił.
- Zaczekaj moja droga. - poprosił Zeref. - Wrócę do ciebie, gdy tylko rozprawie się z intruzem.
Dziewczyna splunęła mu prosto w twarz, a on i tak uśmiechnął się do niej pogodnie. Za to, gdy przenosił wzrok na mnie w jego spojrzeniu nie doszukałem się niczego dobrego.
Usta same wykrzywiły mi się w szerokim uśmiechu. Ścierając  z brody strużkę gorącej krwi zastanawiałem się z której strony przyjdzie pierwszy atak.
- Idioto, co ty sobie wyobrażasz! -krzyczała Noemi, jej głos odzyskał część siły.
- Bez obaw! - uderzyłem pięścią w otwartą dłoń. - Odpocznij sobie a potem wracamy do domu!
Zeref parsknął.
- Lekceważysz mnie?
- Skąd!
Rzuciliśmy się na siebie w tej samej chwili. Miałem tylko nadzieję, że nie miał dziś nastroju do używania swoich śmiercionośnych zaklęć.

Wybaczcie. Błagam, wybaczcie, ale za nic w świecie nie mogę się po nim rozczytać. I cóż mają znaczyć te wszystkie strzałki oraz rysunkowe wybuchy? Natsu, przeklinam cię gdziekolwiek jesteś! Przez twoje bazgroły na notatkach nie będę mógł przytoczyć całej walki!
Jeszcze raz przepraszam za nas obu…
To może chociaż powiem jak to wszystko się skończyło, dobrze?
Gdy razem z Mavis i Erzą dotarliśmy do jaskini, z której wyczuwałem potężne aury minął nas czarny cień. Materia ów zniknęła tak szybko, że nie byliśmy w stanie jej zauważyć, a co dopiero dotknąć. Oczywiście Mavis natychmiast ruszyła za (jak się później okazało) Zerefem i stoczyła z nim kolejną walkę, w której znów umknął.
Ostrożnie zbadałem wejście po czym dając znać dziewczynie ruszyliśmy w głąb ziemi. Jakże dziwny widok uraczył nasze oczy!
Noe wierciła się niespokojnie na czymś przypominającym skalny ołtarz, a rozbawiony Natsu przyglądał się jej z odległości kilku kroków.
- Na co czekasz?! - zawołała - Uwolnij mnie o wielki rycerzu!
Słowa mojej podopiecznej wręcz ociekały ironią.
- Takie niegrzeczne dziewczynki jak ty nie powinny wychodzić na zewnątrz. - zażartował jednocześnie klepiąc uwięzioną po głowie.
- Natsu ma rację! - wtrącił Happy. - Jesteś gorsza niż Lucy!
- Och, cóż za wyróżnienie!
- Potwór, potwór! - lamentował exceed.
- Zrobimy tak. Wypuszczę cię jeżeli obiecasz, że dziś w nocy podzielisz się ze mną swoim śpiworem.
Na koniec pozwolę sobie wspomnieć, iż Noe rzeczywiście dotrzymała obietnicom, a tamtej nocy ich rozmowom, śmiechom i podejrzanie brzmiącym mlaskaniom nie było końca.

***
Spóźniona, okropnie spóźniona - jedyne słowa, które przychodzą mi do głowy.
Oszczędzę Wam tłumaczeń i powiem, że żyję, mam się w miarę dobrze i nie mam zamiaru porzucać tego bloga. ;)

czwartek, 2 lipca 2015

Brak pomysłu na oryginalny temat jest jednym z Twoich najmniejszych problemów...

Hejka! Dawnośmy się nie widzieli, co?
Rany, tak bardzo odzwyczaiłam się od pisania notek, że nie wiem od czego zacząć.
Szept: Może od spraw technicznych?
Ach, fakt! Mój laptop przeżywał gruntowne czyszczenie w związku z czym wszystko zostało usunięte. Bez obaw! Rozdziały zostały zapisane na pendrivie (dobrze napisałam?), który... postanowił przepaść jak kamień w wodę. Oczywiście niedługo rozpocznę poszukiwania i zacznę skrobać rozdziały. Tymczasem zabiorę się za zamówienia, które Bogu dzięki spisywałam na kartkach.
Szept: Świetnie! Teraz sprawy organizacyjne.
Notki wedle prastarej zasady: jak napiszę to będzie. Myślę, że do końca wakacji nie będzie problemu. Co będzie później to pomyślimy (ach, ta promocja do drugiej klasy).

Dla lubiących książki proszę: ksiazkoholiczka2411.blogspot.com - z góry zaznaczam, link otrzymałam dosłownie 10 minut temu. Autorką jest moja dobra znajoma. :)
A dla takich książkoholików jak my recenzje są na wagę złota!

Edit 04.07: zamówienie cały czas się pisze tylko będzie ciut długie :)

Edit 13.07: wybaczcie za zwłokę, laptop znów był niedysponowany

poniedziałek, 18 maja 2015

Cośtam się pisze!

Zamówienie dla:  Sandra-chan
Paring: Natsu x Noemi
Tytuł:


                Witaj szanowny czytelniku! Na imię mi Wilson Lucas Barkley. Pozwól, że będę dziś twym przewodnikiem po poniższej historii. Niestety Natsu i Noemi są zbyt zajęci, by opowiedzieć ją osobiście, lecz bez obaw! Przed wyjściem zostawili mi notatki, więc nie powinienem mieć większych problemów z odwzorowaniem ich perspektyw. Postaram się dodać coś od siebie, gdyż miałem to szczęście być naocznym świadkiem niektórych wydarzeń.  Jednak zanim zaczniesz czytać odpręż się. Teraz jesteś tylko ty i to opowiadanie.
.
.
.
.
Czyżby wena wracała?

niedziela, 26 kwietnia 2015

Pilnie potrzebny urlop!

Hej <w takim troszku smutniejszym tonie> byłam świadoma, że TO się zbliża. Najpierw powoli, później coraz szybciej, aż w końcu muszę to napisać... na jakiś czas biorę "wolne" od pisania.
Przyznam szczerze, że mając wolną chwilę nie chce mi się siadać i patrzeć na literki, czy wymyślać dialogi. Chyba ostatnio też było widać tę niechęć, mam nadzieję, iż nie odbijało się to na rozdziałach. Mam taki zwyczaj, że wieczorami często myślę o fabule, postaciach i innych temu podobnych rzeczach. Zastanawiam się jak połączyć różne wątki i co należy doprecyzować. Trochę to głupie, ale obecnie jestem trochę zmęczona Fairy Tail i światem, który stworzyłam.
Bardzo dziękuję osobom komentującym, bo widząc nową opinię często mam ochotę rzucić wszystko i zacząć pisać, ale.... ale wtedy mam w głowie pustkę.
Może chodzi też o szkołę? Teraz zaczyna się najgorszy okres w całym roku jeżeli chodzi o oceny. I jakby na to nie patrzeć odchodzi mi masa przedmiotów, które będą na świadectwie maturalnym. Dodatkowo zaczęłam biegać (podobno w zdrowym ciele zdrowy duch!) a na to również codziennie schodzi mi minimum godzina. Więc kiedy dodać do siebie szkołę, naukę i pracę domową, biegi, angielski i inne zdarzenia na które nie mam wpływu wychodzi na to, że ok. 18.00-19.00 mam wolny czas i marzę tylko o tym, żeby nie robić niczego, co wymaga myślenia.


Dlatego też przemyślałam chwilowe zawieszenie bloga. Nie mam pojęcia ile ono potrwa. Prawdopodobnie do momentu, aż odzyskam chęci, które miałam jeszcze przed rokiem.
Jakby się nad tym zastanowić często zmieniam wiodące hobby. Bez obaw i tak do wszystkiego wracam, dlatego któregoś dnia powrócę....

Oby z nową siłą, weną i pomysłami.

Mam również nadzieję, że nie zapomnicie o Sercu Smoka i pewnego dnia zajrzycie tu ponownie! Do zobaczenia wszystkim za kilka tygodni!
.
.
.
PS. Ostatnia wycieczka była do studia Twoja Twarz Brzmi Znajomo ;)

sobota, 18 kwietnia 2015

Opętani - rozdział 8 (53) - Czerń i czerwień

* kilkanaście lat wcześniej *
    Tego dnia Fiore zostało porwane do szaleńczego tańca z wichurą. Mimo wczesnej pory wiatr wciąż nie przestawał przybierać na sile i nic nie wskazywało na to, by wkrótce coś miało się zmienić. Raz za razem padało jakieś wiekowe drzewo. To znów przez pola wirowały śmieci. Służby porządkowe Fiore miały ręce pełne roboty przy ratowaniu cywilów. Przeklinając patrzyli z gniewem na nisko zawieszone burzowe chmury, jakby to właśnie one były wszystkiemu winne.
    W sumie to nawet dobrze, że nikt nie znał prawdziwej przyczyny wichury. Każdy, kto poznałby jej tajemnicę nie uszedłby z życiem. W końcu nawet podwładni Zerefa zabierali jego sekrety do grobu (jeżeli zaszła takowa potrzeba, to i sam ich uciszał).
    Wielkie, czarne monstrum zataczało kolejne koła nad niczego nieświadomym państewkiem. Skrzydła przypominające ptasie pióra, co rusz przecinały powietrze, powodując jego niecodzienne zawirowania. Urodzony jako człowiek, przeobrażony w stwora, który powinien być znany wyłącznie z legend. Wielki i potężny Czarny Smok z Księgi Apokalipsy - Acnologia.
    Zeref zająwszy dogodne miejsce na jego ciele pokrytym niemalże pancernymi łuskami zamknął oczy. Myślami przeszukiwał najbliższy teren szukając odpowiedniej ofiary. W końcu Smoczy Zabójcy byli tak niecodziennym zjawiskiem. Zmarszczka na czole maga pogłębiła się, gdy pomyślał o zagładzie populacji Zabójców. Uważał ich za niezwykle interesujące osobniki.
    - Mój pobratymca i dwa insekty. - dzięki doskonale wykształconym zmysłom Acnologia wyczuwał wszystko.
    - Czyli to, czego szukaliśmy. - odparł znużony Zeref, nie ukrywając, że podniebna wycieczka zaczynała już go męczyć.

* obecnie *
    Natsu dostawał już metaforycznego kota. Oczywiście w głowie. Pałętał się wszystkim pod nogami, skomlał i jęczał. A przy okazji dość skutecznie podnosił ciśnienie. Powinien zgłosić się do szpitala, tam z pewnością ktoś wykorzystałby tę umiejętność. Jedyną osobą niewzruszoną jego zachowaniem był Wilson, ale to nic nowego. On i tak zachowywał się wobec każdego, jakby był co najmniej członkiem rodziny królewskiej.
    - Siadaj wreszcie na czterech literach! - warknął poirytowany Gray. Od patrzenia na różową czuprynę łażąco na prawo i lewo dostawał zawrotów głowy.
    - Będę robił, co mi się podoba. - rzekł tonem obrażonego dziecka i wrócił do zaglądania przez ramię Barkley’owi (przypominam: nazwisko W.).
    - Natsu, rozpraszasz Wilsona. - upomniał go Jellal.
    Skruszony chłopak zwiesiwszy głowę w końcu zajął miejsce przy oknie.
    Lucy westchnęła i wyjęła z siatki lawendę, Erza zaś w duchu podziwiała anielską cierpliwość Księżycowego Smoczego Zabójcy.
    Przygotowania miały się już ku końcowi. Obrzędowy krąg emanował własną energią, słońce ustąpiło miejsca księżycowi znajdującemu się w odpowiedniej fazie. Natsu odbierał (a raczej pochłaniał) ostatnie wskazówki, co do podróży w czasie.

    Gray, Lucy, Erza i Jellal stali pod ścianą przypatrując się stającemu w kręgu Dragneelowi. Jedynie Noemi wróciła do domu sądząc, iż jej parszywy nastrój zniweczy cały plan. No i cóż, miała rację. Obserwatorzy a także wykonujący czar musieli wykazać się niezwykłą czystością ducha.
    - Możemy zaczynać. - Wilson chciał podać Natsu zapałki jednak ten pokiwał głową. Recytując wiersz zapalał kolejne świece własnym płomieniem.
Za jednym dniem drugi dzień - kolejna jednostajna -
    Jego głos był miękki i ciepły. Brzmiał, jakby chciał opowiedzieć bajkę.
nadchodzi i przemija, tej samej treści, barwy.
    Zamknął oczy, pod powiekami widział najprzeróżniejsze obrazy, jednak wcale nie zwracał na nie uwagi. Skupiał się na swoim sercu, które biło nienaturalnie szybkim tempem.
I zdarzą się , i znów się zdarzą te same sprawy,
    Na jego skórę wstąpił pot a dłonie zaczęły niekontrolowanie drżeć. Mimo strachu nie przestał, mówił coraz głośniej i pewniej.
chwile te same znajdują nas i porzucają.
    Rozmyślał nad sensem wiersza. Dlaczego to właśnie on został wybrany na coś tak ważnego, jak inkantacja? Czy zawierał w sobie jakiś głęboki przekaz?
Tydzień przemija, a za nim - nowy tydzień.
    Czuł, jakby w jego piersi obudził się długo więziony ptak. Rozpościerając skrzydła zaczynał szarpać się i szukać drogi ucieczki.
To, co się stanie, przewidzieć łatwo: cienie,
    Pomyślał o przyjaciołach. Wzięło mu się na sentymenty, ale to właśnie dzięki nim zawsze był tak lekki. Podobnie jak i teraz.
światła te same, zawsze to samo brzemię.
    Pomyślał o Lucy. Jej miękkiej skórze, włosach pachnących truskawką. Czekoladowych tęczówkach, które ukradły najpiękniejszy odcień brązu świata. O jej dobroci i wielkim sercu. Pogodnym duchu i uśmiechu, na widok którego zawsze wariował.
Jutro, które już wcale nie jest jutrem, znowu przyjdzie.
    Czy jego siostra również taka będzie?

Odszedł. Dusza oderwała się od ciała.

* przeszłość *
    Niepewnie otworzył oczy. Rozwarł blade usta, jednak nie wziął upragnionego wdechu. Zamiast tego odrętwiałą dłonią złapał się za serce. Przez chwilę myślał, że zginął i przekroczył granice piekła. Nagłe poczucie pustki i nicości wprawiło go w ogromny szok. Dopiero po kilku minutach odzyskał władzę nad duszą i umysłem.
    Spodziewał się wszystkiego. Lewitowania, półprzezroczystej sylwetki a nawet byciem kulką materii. Dlatego tak bardzo się zdziwił i wlepiał wzrok w wyciągniętą przez siebie dłoń, jakby widział ją pierwszy raz w życiu.
    Niepewnie podniósł się z klęczek i chwiejnym krokiem szedł przed siebie. Nie wiedział, że bycie duszą jest takie trudne. Samo poruszanie się sprawiało mu kłopoty.
    Gdy początkowy szok minął, zaczął się rozglądać. Wyglądało na to, że znalazł się w jakieś starej wiosce. Nie wyglądała na szczególnie bogatą. Większość domów została postawiona z wyszczerbionych cegieł i dziurawych desek. Szczerze wątpił, że małe budynki, które mijał miały kiedykolwiek czas swojej świetności. Zupełnie jakby ktoś celowo postawił w tym miejscu ruinę.
    Ludzie szli bardzo szybko i przez to często potykali się o drogę wyłożoną kocimi łbami. Natsu mógł spokojnie przez nich przechodzić i skakać im przed nosami, a i tak nie zwróciliby na niego najmniejszej uwagi. Wszyscy bez wyjątku spieszyli się do swych ubogich chatek chcąc schronić się przed wichurą.
    Co prawda nie czuł siły wiatru, chłodu ani innych rzeczy, lecz widział drzewa, które prawie przytulały się do ziemi. Nie mógł zaprzeczać mając przed oczami tak oczywisty dowód.
    Już zamierzał zacząć się irytować własną bezradnością i upływem czasu, gdy tuż przed nim przebiegła jego miniaturowa wersja. Niewiele myśląc pognał za samym sobą.
    Na oko wydawało się, że miał ze trzy, cztery lata. Biegł nie patrząc na ludzi, toteż często na nich wpadał i piskliwym głosikiem wrzeszczał „przepraszam!”. Jego ubranie złożone z czerwonej bluzki na długi rękaw i szortów furkotało na wietrze. Z tyłu powiewała część szalika, który zawsze nosił opatulony wokół szyi.

    Mały Natsu wbiegł do lasu zupełnie nie przejmując się błotem.
    - Wychowałeś się w dziczy a inni oczekują, żebyś zachowywał się jak człowiek! - parsknął do siebie Dragneel. Już wiedział jak będzie tłumaczyć siorbanie herbaty, czy ciągłe kruszenie ciasteczek.
    - Tato! - zawołał Mały i z rozpędu wpadł na leżącego na trawie smoka.
    Igneel prezentował się wspaniale. Natsu długo upajał się chwilą, gdy ujrzał go pierwszy raz od  długiego czasu. Był dokładnie taki, jakim go zapamiętał.
    Czerwone łuski odbijały nikłe promyki słońca. W tamtej chwili miał złożone skrzydła, jednak mag pamiętał obejmujące je żółty kolor. Pazury wydawały się być ostre, jak brzytwy. Otwartymi ślepiami wpatrywał się w nabiegające dziecko. Ale nie jak na obiad, tylko z troską.
    - Natsuś! - zapiszczał znikąd trzeci głos.
    Dragneel wziął głęboki wdech.
    Zza Igneela wybiegła mała dziewczynka. Miała taką samą oliwkową skórę, zielone oczy i wściekle różowe włoski. Nie było mowy o pomyłce! To ona!
    - Noemiś!
    Zamarł.
    Ale jak to? Noemiś?
    Chcąc nie chcąc przywołał w myślach parę szarych oczu należących do pewniej osoby.
    Potrząsnął głową i oprzytomniał. Samo imię wcale niczego nie znaczy. Na świecie żyją miliony ludzi, szansa na powtórzenie się któregoś z imion jest więcej niż prawdopodobna.
    Postanowił poczekać na rozwój sytuacji.
    - Znowu się spóźniłeś! - fuknęła dziewczynka i złożyła ręce na piersi.
    - Saplanowałem to! - zaprotestował.
    Igneel od niechcenia podniósł łeb.
    - Młody, przestań się seplenić, bo ci tak zostanie.
    Mały Natsu pokazał mu język jednocześnie ciągnąc palcem w dół skórę pod okiem.
    - W co się dziś pobawimy? - zapytała „Noemiś”. Podskakując okrążała chłopca i śmiała się głośno.
    Ten chwilę pomyślał, aż w końcu jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech.
    - Berek! - krzyknął trącając siostrę w ramię.
    Gonitwa trwała dobre pół godziny. Poobcierani od upadków i całkowicie zziajani padli na trawę obok smoka. Przez chwilę patrzyli w niebo, szukając dziwnych kształtów chmur.
    - A to świnka. - dziewczynka zachichotała.
    - Nie prawda! - Natsu miał tendencję do zaprzeczania wszystkiemu, co mówiła. - Bo dinozaur! I ma sześć nóg!
    - Tato, a ty co widzisz? - zapytali tym samym włączając Igneela do chmurowej dyskusji.
    Smok powoli wypuścił powietrze z nosa. Pogłowił chwilę, aż w końcu wyznał zniecierpliwionym podopiecznym swoją odpowiedź.
    - Waty cukrowe.
    Oczy czterolatków powiększyły swoje rozmiary.
    - Co to jest?
    - Można to zjeść?
    Nie trzeba chyba tłumaczyć, które z dzieci zadało jakie pytanie.
    Igneel wydał z siebie dźwięk pomiędzy kaszlnięciem a śmiechem. Już zabierał się do wyjaśnień, gdy wichura przybrała na sile. Momentalnie wzbił się w powietrze.
    - Uciekajcie!
    Mali Smoczy Zabójcy stali patrząc na siebie. Cali struchlali, kiedy ujrzeli zbliżającą się czarną sylwetkę. To Natsu wykonał pierwszy krok i łapiąc siostrę za rękę pobiegł przed siebie. Słysząc głośne warczenie za placami nie mógł opanować łez, które spływały po jego zaczerwienionych policzkach.
    - Zastosuj się do mojego żądania, a odejdę.
    Noemi odważyła się spojrzeć przez ramię. Obok ich taty stał ogromny, czarny smok. Nigdy takiego nie widziała. Właśnie ten moment przypieczętował jej los już na zawsze.
    Od widoku groźnych ślepiów obserwująca zajście dusza Natsu chciała uciec. Przełykając głośno ślinę zmusił się do stania w miejscu.
    - Nie waż się ich tknąć. - Igneel zagrodził Acnologii drogę. Ten spojrzał na niego z wyższością.
    - A co jeśli to zrobię?
    Wszystko działo się tak szybko. Smoki zaczęły walczyć w powietrzu, a las płonął. Wiatr wytworzony przez dwie pary skrzydeł przewrócił bliźniaki, które skryte za skałami trzymały się za ręce. Igneel miał przewagę tylko przez chwilę, ponieważ to Acnologia był górą. Starcie nie mogło skończyć się inaczej, niż jego wygraną.
    - Podejdź do mnie dziecko, a zostawię twego brata. - rzekł rozkruszając skały.
    Dziewczynka omiotła wzrokiem powalonego ojca i rozpłakanego Natsu. Zaciskając rączki w drobne piąstki podeszła do Acnologii. Właściwie to nie wiedziała nawet, co robi. Kierowało nią silne przeczucie, iż postępuje słusznie.
    - Chodź ze mną, Shado.
***
Hej! Znowu spóźniona. Już nawet nie będę zrzucać winy na szkołę i zmęczenie, czy własne lenistwo. Jak już wszyscy wiedzą okres od kwietnia do czerwca jest dość ciężki, jeżeli chodzi o oceny. Rozdział z pewnością byłby dłuższy, gdybym nie miała napiętego grafiku testów, prezentacji do wykonania i wycieczki.
Kolejny rozdział przyznam, nie wiem kiedy. Zobaczymy jak to pójdzie.
Tak, pamiętam o zamówieniu! I póki co zamykam możliwość składania zamówień chyba, że mam wyzionąć ducha. ;)
To tyle z mojej strony, mam nadzieję, że Wam się podobało! Do następnego.

sobota, 4 kwietnia 2015

Opętani - rozdział 7 (52) - Zaklęcie

    Dziewczyna chuchnęła na zimne powietrze tworząc małe obłoczki. Wpatrując się w znikające chmurki na chwilę zapomniała o zniecierpliwieniu. Późno jesienna a wczesno zimowa temperatura zjeżdżała już poniżej zera, jednak nie przeszkadzała jej. Jak już wcześniej wspominała wolała marznąć, niż topić się w trzydziestostopniowych upałach. Pozostało tylko szczelniej opatulić się grubym płaszczem. Na policzki zdążył już jej wstąpić okazały rumieniec a ciało powoli drętwiało.
    Stojąc w bezruchu wpatrywała się we wschód słońca. Pierwsze promienie rozlały się po niebie, tworząc barwną wstęgę. W harmonijny sposób przeplatały się ze sobą odcienie pomarańczy, czerwieni, a nawet bladego fioletu. Księżyc zaczynał blednąć na błękitnym tle. Nawet jego nieodłączne towarzyszki gwiazdy udały się na zasłużony spoczynek.
    W pewnym momencie dostrzegła zbliżające się ku niej dwie postacie. Jako, że zdążyła przyzwyczaić się do charakteru ich aur, rozpoznanie tych osób nie stanowiło problemu. Wokół Natsu połyskiwała bladożółta otoczka i bynajmniej nie odzwierciedlała ani jednej pozytywnej cechy, która była przypisana tejże barwie. Z kolei Gray ukazywał swoją ambicję mocną pomarańczą.
    - Spóźnieni. - rzekła obrzuciwszy ich niezadowolonym spojrzeniem.
    Fullbuster wskazał na przyjaciela.
    - Jego wina, za bardzo się grzebał.
    Ale Noe nie zamierzała słuchać ich wyjaśnień. Zanim zdążyli się pokłócić, ona schodziła po schodach, mając ich bezsensowną dyskusję w głębokim poważaniu.
    - Dokąd idziemy? - spytał ciemnooki, gdy zrównał z nią krok.
    - Tam, gdzie nie narobimy zbyt wielu szkód.
    - Czyli? - do dyskusji włączył się Natsu. Od ataku Wirusa współczucie do Yasashisy zastąpiła podejrzliwość i nieufność.
    - Z tego, co wiem za miastem jest spora polana. - odparła poprawiając torbę z prowiantem. Oczywiście Wilsonowi załączył się tryb tatusia, więc nie pozwolił jej wyjść bez termosu z gorącym kakao i kanapkami z zieleniną.
    - Jaki mamy plan na dziś? - wtrącił Gray, widząc jak Natsu otwiera usta. Choć nie wiedział, czemu mag darzy dziewczynę anty sympatią, nie zamierzał oddać treningu u tak dobrze wyszkolonej osoby.
    Yasashisa zastanowiła się chwilę nad odpowiednim doborem słów. Od jakiegoś czasu zaczęła stosować technikę „zanim powiesz, pomyśl”. Wbrew pozorom naprawdę działa.
    - Zobaczymy. - odparła zagadkowo. Wyjawienie im teraz niektórych planów byłoby sporym błędem.
    - Czyli niespodzianka. - zaśmiał się Gray.
    Natsu obrzucił go spojrzeniem pełnym niedowierzania. Milczał, przysłuchując się pogawędce przyjaciela z dziewczyną. Jak nigdy zwracał na nią znacznie więcej uwagi.
    Jej odpowiedzi zazwyczaj były krótkie i przemyślane. Nieraz z nutą sarkazmu czy ironii, mimo to Lodowy Mag raz po raz uśmiechał się a nawet dopowiadał zakończenia zdań w podobnym tonie. Trafił swój na swego…
    - Zaraz będziemy. - zakomunikowała, gdy Gray’owi skończyły się pytania odnośnie związku między ćwiczeniami fizycznymi a wytrzymałością ciała. Był naprawdę zdziwiony wiedzą, jaką posiadała.
    - Mogę o coś zapytać? - Natsu zabrał głos pierwszy raz od dłuższego czasu.
    - Jeżeli czujesz taką potrzebę, proszę bardzo.
    - Dlaczego chcesz nam pomóc? - zastanawiał się nad tym, ilekroć na nią spojrzał.
    Noe odpowiedziała zaskakująco szybko. Zupełnie, jakby była przygotowana na takie pytanie.
    - Spełniam prośbę Lucy i Erzy, poza tym mam taką ochotę. - zmrużyła oczy. - Jest w czymś problem?
    Natsu odwrócił wzrok.
    - Nie.
    - W takim razie możecie zacząć przebieżkę wzdłuż linii drzew. - w międzyczasie zdążyli już dotrzeć na miejsce, toteż wskazała im teren, który wybrała po długich namysłach poprzedniego wieczoru. - No już, co tak patrzycie?
    Z wahaniem, ale ruszyli.
    Noemi wodziła za nimi wzrokiem patrząc, jak co rusz potykają się o nierówne podłoże. Tak jak myślała - koordynacja ruchowa całkowicie leży i ani myśli sama się podnieść.
    Przy ich czwartym okrążeniu (każde po mniej więcej kilometr długości) zaczęła myśleć nad pytaniem Natsu „Dlaczego chcesz nam pomóc?”. To, co powiedziała było jak najbardziej zgodne z prawdą. Chociaż decyzję podjęła spontanicznie, mając w rękach zaledwie po kilka powodów „za” i „przeciw”. Gdyby posiedziała nad tym trochę dłużej szala z „przeciw” znacząco by się przechyliła. Duży udział w postanowieniu Noe miała również Lucy. Smocza Zabójczyni poczuła do niej coś w rodzaju sympatii, ostatnio też coraz częściej na siebie wpadały. Chciała poprzez nią oddać przysługę całemu Fairy Tail w zamian za Wirusa - targało nią minimalne poczucie winy. Oprócz tego miała cichą nadzieję, że gdy wyszkoli tych dwóch będą mogli ją powstrzymać w razie napadu Shado. Tak, to był zdecydowanie główny powód.
    Co tam mamroczesz pod nosem, Pani?
    Nic, co powinno cię interesować.
    Mijający ją Gray dyszał ciężko, a na jego koszulce widniała duża, mokra plama potu. Tuż za nim Natsu biegł z językiem wywieszonym do ziemi. Ciekawe czy wciąż miał komplet płuc? Może po drodze wypluł jedno ze zmęczenia?
    Głowę wypełnił jej szyderczy śmiech Shado.
    Są żałośni.
    - Koniec! - krzyknęła ignorując uwagę alter-ego. Nawet jeżeli musiała się z nią zgodzić.
    Magowie wracając do Noe łapczywie brali każdy oddech, jakby bali się, że tlen zaraz się skończy. Na taki widok nic, tylko wzdychać (co też dziewczyna uczyniła).
    - Wasza kondycja jest straszna. - złapała się za głowie nie wierząc w to, co widzi. - To tylko niecałe sześć kilometrów a wyglądacie jakbyście przebiegli co najmniej czterdzieści dwa.
    - Nie mieszajmy - Gray nie mógł skończyć zdania bez dodatkowego wdechu. - w to maratończyków.
    - Marna wymówka. - prychnęła. - A teraz powiedzcie, na czym mam z wami pracować skoro po biegu wyglądacie, jakbyście mięli się zaraz przewrócić?
    - Damy radę. - wysapał Natsu nie chcąc okazywać słabości.
    - Ani mi się waż siadać. - pogroziła widząc, co chłopak zamierza uczynić. - Pochodźcie jeszcze przez chwilę.
    Yasashisa zastanawiała się, jak pokierować trening. Zamierzała teraz sprawdzić ich umiejętność walki wręcz, ale w ich stanie może to graniczyć z cudem. Chociaż… dobrze znać ich możliwości w sytuacjach ekstremalnych.
    - Koniec odpoczynku. - zarządziła, gdy na ich twarze wróciły kolory. Szkoda, że nie mogła powiedzieć o „cudownym powrocie” barw dwóch szarych aur.
    - Już? - Natsu gwałtownie podniósł głowę i wlepił w nią spojrzenie pełne niedowierzania. Nie minęła nawet minuta!
    - A niby ile chcielibyście się lenić? - złożywszy ręce na piersi pomaszerowała na środek polany. - Jesteście rozgrzani, możemy kontynuować.
    Czysto teoretycznie powinna pokazać im parę ćwiczeń rozciągających, ale szczerze wątpiła, iż będą ich używać w obliczu zagrożenia. Najwyżej doprowadziliby przeciwnika do łez.
    Wyjaśniwszy im kolejne zadanie usiadła na trawniku i zaczęła notować.
Natsu
Gray
v  wytrzymałość
v  dynamika
v  precyzja
v  szybkość
v  koordynacja
v  inteligencja!!
v  wytrzymałość
v  dynamika
v  siła
v  praca nóg
v  zwinność
v  gibkość !!

    Wszystkie informacje, jakie uzyskała z obserwacji zapisała w skrócie w postaci tabeli. Już widziała ręce pełne roboty. Lista poprawek była dość długa… Dobrze, że niektóre podpunkty powtarzały się w dwóch rubryczkach.
    - Podejdźcie! - zawołała, tym samym przerywając ostateczne ciosy. Walka wręcz pozostała nierozstrzygnięta.
    Magowie szli o chwiejnych nogach i wycierali czoła o koszulki. Ciężko stwierdzić, co było bardziej mokre. Ich skóra czy bluzki.
    Noe nakazała im gestem, by usiedli a następnie rzuciła im po dwie bułki. Spojrzeli na nią z mniejszą lub większą, ale jednak wdzięcznością.
    - Uratowaliście swoją godność, nie była to aż taka kicha jak myślałam. - zaczęła. Chłopcy byli zbyt zajęci pałaszowaniem jedzenia, by obronić swe umiejętności. - Do wspólnej poprawki mamy wytrzymałość i dynamikę. Pierwszego nie trzeba komentować. Wystarczy, że spojrzycie po sobie i macie odpowiedź. A teraz drugie. Czy wiecie, co składa się na dynamikę? I bynajmniej nie w sensie zagadnień fizyki.
    Natsu siedział z wypchanymi policzkami i spojrzeniem mówiącym „mnie nie pytaj”, natomiast Gray głowił się przez dłuższą chwilę.
    - Szybkość? - rzekł z wahaniem.
    - Owszem. Natsu, poprawienie jej to twoja działka.
    - Hę? - zdziwił się. - Czemu?
    - Ruszasz się jak mucha w smole, a nawet gorzej. - odparła bez cienia litości. - A ty Gray, się tak nie ciesz. Drugą rzeczą składającą się na dynamikę jest siła. I jak pewnie się już domyślasz będziesz nad nią pracował.
    Mag aczkolwiek niechętnie, to jednak skinął głową na znak zgody.
    - A skoro już jesteśmy przy tobie. - zerknęła na uwagi przy notatkach. - Praca nóg, zwinność i gibkość. Przykro mi to mówić, ale ruszasz się, jakbyś miał wetknięty kij, tam gdzie światło nie dochodzi. Podsumowując: jesteś jak deska.
    Natsu zachichotał widząc minę ciemnookiego. Trochę nie w porę, bo zaraz sam został zasypany lawiną zarzutów.
    - Precyzja, koordynacja i inteligencja. - wymieniła, specjalnie akcentując ostatnie słowo. - Krótko mówiąc zachowujesz się jak ślimak. Wyobraź sobie, że nie trzeba przyjmować każdego ciosu na klatę, a można zrobić unik. No ale, kiedy jest się taką ślamazarą ciężko, prawda?
    - A jeżeli lubię tak walczyć?
    - To masz skłonności masochistyczne. Tu ci nie pomogę, szukaj lekarza na własną rękę. - jednym spojrzeniem ucięła dalsze protesty. - Dalej, inteligencja. Mam nadzieję, że słyszałeś o czymś takim. Z pewnością ci jej nie wpoję do głowy, ale dobrze byłoby gdybyś walcząc nie uderzał w co popadnie, tylko trochę myślał.
    - Wypadliśmy tragicznie. - skrzywił się Gray a Natsu fuknął cicho pod nosem. Powoli wzbierała w nim złość.
    Noe wstała i otrzepała się z ziemi.
    - Nie zaprzeczę. Przyjdźcie jutro na miejsce zbiórki o tej samej godzinie, która MIAŁA BYĆ dziś.
    - I co będziemy robić? - spytał sceptycznie Dragneel.
    Dziewczyna przyjrzała mu się badawczo.
    - Zanim zaczniemy udoskonalać waszą magię musimy skupić się na samych ciałach. Chyba nie chcecie ich przeciążyć żadnym zaklęciem?
    Chłopcy zwiesiwszy głowy zastanowili się nad swoim dotychczasowym treningiem. Fakt, nigdy nie myśleli o ćwiczeniach fizycznych. Zawsze szli ślepo wierząc w zasadę, że im silniejsza magia tym lepiej. Cóż, przeliczyli się.
    - Och, jeszcze jedno. - Noe spojrzała na różowowłosego przez ramię. - Natsu, czego szukałeś w bibliotece? Lucy mówiła, że unikasz tego miejsca, jak lodu.
    Mag zacisnął usta w cienką linkę. Nie ufał jej.
    - Rozumiem. - rzekła znikając wśród drzew.
***
    - I jak było? - spytał Wilson odrywając wzrok znad lektury. Zaznaczając odpowiednią stronę kolorową karteczką wstał. Na jego miejscu natychmiast znalazł się Gaspar, korzystając z ugrzanego posłania.
    - A jak miało być? - miękką chustę odłożyła na półce. - Oczywiście, że źle.
    Mężczyzna odebrał od niej torbę i wyjął opróżniony do połowy termos.
    - Nie zmarzłaś? - spytał troskliwie. Na szczęście porzucił dość niewygodny temat treningu.
    - Daj spokój, na dworze jest przecież całkiem znośnie. Dramatyzujesz.
    Uniósł ręce w obronnym geście, a Noe wyminęła go i usiadła na jednym z wysokich barowych stołków.
    - Możesz tak mówić, ale tylko do chwili, gdy będziesz leżeć w łóżku z gorączką. - oczami wyobraźni już widział tę sytuację. Odkąd tylko pamiętał chora Noemi = upierdliwa Noemi.
    - Nie dam się jakimś bakteriom. - fuknęła z głową wspartą na rękach.
    - Nigdy nie mów hop...
    - ... póki nie przeskoczysz. - przerwała mu. - Tak, tak znam to.
    Wilson uśmiechnął się z politowaniem.
    - Mamy może jakiś pusty notatnik i długopis? - spytała nagle. Ze złośliwymi iskierkami w oczach wodziła palcem po świeżo wyczyszczonej powierzchni blatu.
    - Oszczędź ich trochę, kacie. - chłopak puszczając jej oczko wyjął przedmioty, o które prosiła.
    - Dużo ćwiczeń i mało powtórzeń, czy mało ćwiczeń i dużo powtórzeń? - spytała zapisując na pierwszej stronie nagłówek "rozgrzewka".
    - Tyle, żeby przeżyli resztę. - rzekł Wilson. W myślach układał listę zakupów na jutrzejszy trening. Kto wie, może pójdzie pooglądać?
    - Doobra. - mruknęła wysuwając zabawnie język.
    Chłopak pokręcił głową i poszedł się ubrać w coś adekwatnego do pogody. Gdy wrócił odziany w zimową kurtkę dziewczyna żywo zapisywała kolejną kartkę.
    - Jakieś specjalne zamówienia? - spytał pochylając się nad jej ramieniem. W jego głowie kiełkował niecny plan.
    Noe przyłożyła długopis do ust i mruknęła przeciągle.
    - Czekolada z orzechami i sok pomarańczowy.
    - Nie ma sprawy. - zanim odszedł szybko cmoknął jej policzek.
***
    - Jestem taki zmęczony! - westchnął Natsu przeciągając obolałe mięśnie. - Jeszcze nikt nigdy nie dał mi takiego wycisku.
    Lucy pokiwała głową. Już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale została uprzedzona przez chłopaka.
    - Zanim zapytasz, czy muszę siedzieć akurat u ciebie odpowiedź brzmi "tak". W końcu półoficjalnie jesteśmy ze sobą, więc mam prawo tu siedzieć!
    Blondynka parsknęła cicho.
    - Chciałam tylko zaproponować ci coś do jedzenia, ale skoro nie chcesz... - z całych sił powstrzymywała cisnący się na usta uśmiech.
    Natsu zerwał się z łóżka jak rażony prądem.
    - Odwołuję wszystko, co mówiłem! Chcę jeść!
    Niczym wierny piesek podreptał za swoją panią do kuchni. Czatując przy lodówce bacznie przyglądał się zgrabnym ruchom swojej pół-dziewczyny. Wymyślił to określenie któregoś wieczora.
    - W bibliotece wciąż cisza. - rzekła podstawiając wygłodniałemu Natsu talerz ze stosem kanapek.
    - Znając życie odpowiednie zaklęcie będzie w ostatniej księdze. - westchnął opierając głowę o ścianę. Oczywiście nie przerwał konsumpcji, więc okruszki spadały na podłogę ku niezadowoleniu Lucy.
    - Ważne, że w ogóle się znajdzie, prawda? - zauważyła optymistycznie.
    - Niby tak. - jęknął nieprzekonany. - Wolałbym załatwić wszystko teraz.
    Heartfilia wzruszyła ramionami.
    - Po kolei. Na wszystko przyjdzie czas.
    Włożywszy do ust ostatni kęs kanapki podszedł do magini. Pewnym ruchem oplótł ręce wokół talii Lucy i uniósł ją w górę. Kręcąc się tak słuchał jej radosnego śmiechu.
    - No proszę, trafić na tak mądrą kobietę. - pokręcił głową z udawanym niedowierzaniem. - Jak to mówią, głupi ma szczęście!
***
    Kolejne dni mijały Natsu niemalże tak samo. Zebranie pod katedrą, trening, biblioteka, mieszkanie Lucy, sen. I tak w kółko. Czuł, że jeżeli szybko nie wprowadzi jakiegoś urozmaicenia, to oszaleje.
    Niestety pogoda nie rozpieszczała i co jakiś czas z nieba spadały pojedyncze płatki śniegu. Na dworze było jednak zbyt ciepło, by mogły ostać się na dłuższą chwilę. I pomyśleć, że niedawno bawili się na Jesiennym Festiwalu a tu niedługo przyjdzie im świętować Boże Narodzenie.
    Treningi, mimo że z piekła rodem to jednak spełniały swoją rolę. W przeciągu tygodnia znacznie się poprawił (podobnie jak Gray). Największym tego dowodem były pełne aprobaty skinienia głowy Yasashisy. Nadal jej nie ufał, ale miała w sobie coś, co go do niej ciągnęło (nie pod względem romantycznym, absolutnie!). Mieszane zdanie o dziewczynie nie pozwalało mu przemóc się i zapytać jej o zaklęcia podróży w czasie. Tak, poszukiwania nie przynosiły pożądanych skutków.
    A jedynym lekiem na jego zbolałe serce były wieczory spędzane w domu Lucy/gronie przyjaciół.
***
    - Byłam ciekawa kiedy o to zapytasz. - dłoń Noe ześlizgnęła się z klamki, gdy została zatrzymana przez Wilsona.
    - Zostawiasz mnie samego, aż do popołudnia.- wywrócił oczami. W tamtej chwili przypominał zazdrosnego chłopczyka. - Dziś idę popatrzeć.
    Yasashisa wzruszyła ramionami. Nie miała czasu na udobruchanie zielonej otoczki.
    - A rób, co chcesz.

    Gray sparował kolejny cios przeciwnika, a następnie sam wyprowadził kolejny. Poruszał się lekko i zwinnie, całkowicie podporządkował sobie własne ciało. Bywały momenty, w których myślał, że jest w stanie zrobić wszystko, lecz zazwyczaj jego entuzjazm zostawał gaszony przez Noe.
    Natsu nie zniechęcił się blokadą. Spychając zmęczenie na dalszy plan nie przestawał atakować. W ostatnim czasie jego pięści przestawały wyłącznie przecinać powietrze.
    - Przerwijcie. - nakazała dziewczyna i gestem przywołała ich do siebie.
    - Nieźle. - szepnął czarnooki.
    - Jest lepiej. - dziewczyna puściła uwagę Wilsona mimo uszu. - Ale żebyście za bardzo nie przyzwyczaili się do jednego przeciwnika powalczycie sobie teraz z kimś innym.
    Dzięki treningowi oboje bez wątpienia poprawili swe umiejętności. Czas sprawdzić je na Wilsonie, którego przyjście było jej w tym momencie na rękę. Przynajmniej sama nie musiała ich sprawdzać.
    Na pierwszy ogień poszedł Natsu. Udało mu się unikać zaskakująco sporej ilości ciosów, jednak wciąż uwielbiał się nadstawiać, by potem atakować z zaskoczenia. Po dłuższym namyśle Yasashisa przestała zaprzątać sobie głowę pozbycia się tego nawyku. Bez wątpienia stanowił część unikatowego stylu Dragneela. Nieco chaotycznego, ale i pełnego siły.
    - W porządku. - mruknęła zapisując efekty w notatniku. - Gray, twoja kolej.
    Kiedy Fullbuster mierzył się z Wilsonem Natsu myślał, jak zacząć rozmowę.
    - Wyduś to w końcu z siebie. - rzekła w pewnym momencie. Nawet nie musiała odrywać wzroku od walczących, by dostrzec zmianę aury Dragneela. Cytrynowa żółć aż biła po oczach.
    - Znasz może jakieś zaklęcia służące do podróży w czasie?
    Pierwsze miejsce jej uwagi zajmowało oglądanie walki, toteż nie odpowiedziała od razu.
    - Nigdy mnie to jakoś szczególnie nie interesowało...
    Natsu zwiesił głowę a jego aura zaczęła zmieniać barwę na bladoszarą.
    - ...Ale może Wilson będzie coś wiedział. - dokończyła a niezdrowy kolor aury zniknął jak ręką odjął.
    Po skończonych walkach czwórka magów przysiadła na prowizorycznych ławka z okazałych gałęzi drzew.
    - Widać poprawę. - oświadczyła prowadząca trening i upiła łyk kawy z termosu.
    - Tego chcieliśmy. - rzekł Gray, po czym zwrócił się do Wilsona. - Dzięki za sparing.
    - Cała przyjemność po mojej stronie. - odparł grzecznie.
    - Noemi, dlaczego ty z nami nie walczyłaś? - spytał kierowany czystą ciekawością.
    No właśnie, czemu?
    - Powiedziałam tylko, że będę was trenować. - szybko wymigała się od właściwej odpowiedzi. - Nie wspominałam nic o wspólnych potyczkach.
    Dragneel zmrużył podejrzliwe oczy. Mimowolnie przypomniał sobie o ataku Cieni...
    - O właśnie! - czarnooki uderzył pięścią w otwartą dłoń. - Chciałeś o coś zapytać, prawda Natsu?
    Zaskoczony spojrzał na Noe, jednak ta właśnie chowała swój Notatnik Śmiertelnych Ćwiczeń do torby. Kiedy ona zdążyła mu o tym powiedzieć?
    - Um, tak. - nie wiedząc, co ze sobą począć, splótł palce.
    - W takim razie słucham. Może będę mógł ci pomóc.
    - Potrzebuję zaklęcia, które umożliwi mi podróż w czasie.
    Wilson przeczesał dłonią zmierzwione włosy. W ciszy przeszukiwał każdy zakamarek pamięci. Przypominało to subtelne muskanie wspomnień i wyciąganie z nich najistotniejszych faktów.
    - Chyba wiem, gdzie można je znaleźć. - stwierdził po dłuższej chwili. - O ile księga, w której jest zapisane  się znajdzie nie powinno być większego problemu.
    Natsu poczuł jakby właśnie spadł mu z ramion wielki ciężar. Ile to czasu poświęcał śniąc o swojej siostrze? Podświadomie wybierał jej odpowiednie cechy: dobra, troskliwa, odrobinę szalona… a żeby nie było zbyt idealnie myślał o niej jako spóźnialskiej, roztrzepanej dziewczynie. Lekkość ducha brała się z tego, że cień szansy na odnalezienie jej powiększał się.
    Marzył o siostrze tak długo, dopóki nie poczuł czyjegoś łokcia, który nagle boleśnie wbił mu się w ramię.
    Z zaskoczenia wydał z siebie dziwny dźwięk pomiędzy zduszonym krzykiem a babskim piśnięciem.
    - Halo, ziemia do Płomyczka. - Gray pomachał mu ręką przed nosem. - Nie odpływaj w połowie zdania!
    Natsu mrugnął kilka razy.
    - Przepraszam. - bąknął pod nosem. - Jakie było pytanie?
    - Do czego potrzebne ci tak trudne zaklęcie? - powtórzyła zniecierpliwiona Yasashisa.
    - Muszę kogoś odnaleźć. - odparł stanowczym tonem.
***
    Lucy odłożyła na półkę magiczne okulary, które umożliwiały błyskawiczne czytanie. Przetarłszy zmęczone długą pracą oczy skierowała swe kroki do kuchni.
    - Tylko kofeina cię uratuje. - mruknęła zalewając kawę wrzącą wodą.
    Od kilku dni pomagała w bibliotecznych poszukiwaniach. Właściwie nie tylko ona, ale znaczna część gildii włączyła się do „zabawy”. Niektórzy nawet nie pytali, co jest im potrzebne. Po prostu siadali wertując grube księgi. Heartfilia miała dziwne wrażenie, że w ostatnim czasie Fairy Tail skupia się wyłącznie na przeszukiwaniu ksiąg. Może wyjdzie im to na dobre? W końcu, gdy zajdzie taka potrzeba będą wiedzieć, co gdzie zostało zapisane.
    Tym razem jednak nie nadwyrężała wzroku, by przyczynić się do odnalezienia zaklęcia czasu, ani dobrnąć do końca świetnej opowieści. Zamknięta we własnych czterech ścianach przeglądała stare przepisy.
    Czytając instrukcję przyrządzenia kurczaka z ryżem i sosem curry usłyszała dzwonek do drzwi.
    - Już idę! - zawołała tłumiąc ziewnięcie.
    W progu stali goście, których kompletnie się nie spodziewała.
    - Lucy, błagam powiedz, że jeszcze masz tą magiczną księgę z naszej misji. - Natsu zacisnął palce na ramionach zszokowanej dziewczyny i potrząsnął nią. - Masz ją, prawda?
    Mag zaraz został odciągnięty za przysłowiowe fraki przez Noemi i Graya.
    - Zachowuj się trochę. - fuknął wywracając oczami.
    - Za grosz kultury. - dodała.
    - Wybacz nam to najście. - Wilson przywitawszy się uprzejmie delikatnie wepchnął magów do środka.
    Natsu niemal natychmiast znalazł się przy odpowiedniej półce.
    - Tutaj. - gestem dłoni przywołała pozostałych.
    Lucy wyciągnęła odpowiedni karton ukryty na dnie szuflady. Otworzyła wieczko i wyjęła kilka wrzuconych luzem kartek. Sekundę później z pudełka wyfrunęła biała jak śnieg księga i zatoczyła kilka kółek nad głowami zgromadzonych. W końcu zawisła nad zdziwioną Noe i pozwoliła się jej złapać.
    Dziewczyna szybko przekazała przedmiot siedzącemu obok Wilsonowi, jakby miał ją zaraz poparzyć.
    - Jak chcesz ją otworzyć? - spytał Gray widząc potężny zamek przymocowany do okładki.
    - Wszystko jedno, byleby jak najszybciej! - wtrącił podekscytowany Natsu, który ledwie mógł usiedzieć w miejscu.
    Mężczyzna położył księgę na podłodze. Dotykając jej opuszkami palców wyszeptał:
    - Mocy księżyca oświetl mroczny znak.
    Dzięki słowom, które okazały się kluczem książka zadrżała. Na okładce ujawniła pełne imię i nazwisko swego twórcy.
Wilson Lucas Barkley
    - Jakby nie patrzeć to nigdy się wam w pełni nie przedstawiłem. - zaśmiał się własnego gapiostwa.
    - Ty ją stworzyłeś? - Lucy spojrzała na niego z podziwem.
    - Stary, jesteś świetny! - również i Natsu nie mógł powstrzymać się z wyrażeniem uznania.
    Twórca księgi wzruszył ramionami.
    - Nigdy nie uważałem tego za coś specjalnego. - długimi palcami zaczął wertować kolejne strony. - Któregoś razu ją zgubiłem, więc zamiast jej szukać, po prostu zrobiłem kolejną. Proszę, tego szukałeś.
    Natsu drżącymi dłońmi wziął księgę.

Podróż w czasie
v  Lawenda
v  Biała szałwia
v  Świece
v  Ogień

Zaklęcie należy wykonywać miedzy pełnią a nowiem. Lawendę i świece ułożyć na kształt koła. Zapaloną białą szałwia dokładnie okadzić przestrzeń, na której wykonywany będzie czar. Następnie osoba, która pragnie ujrzeć przeszłość powinna stanąć w kręgu i po kolei zapalić wszystkie świece. Kiedy skupi magiczną moc równomiernie wewnątrz ciała, wypowiada inkantację. W tym czasie jego dusza przygotowuje się do podróży. Od momentu ukończenia inkantacji mag ma do dyspozycji pełna dobę, nim powróci do rzeczywistego ciała.

Za jednym dniem drugi dzień - kolejna jednostajna -
nadchodzi i przemija, tej samej treści, barwy.
I zdarza sie, i znów sie zdarza te same sprawy,
chwile te same znajdują nas i porzucają.
Tydzień przemija, a za nim - nowy tydzień.
To, co sie stanie, przewidzieć łatwo: cienie,
światła te same, zawsze to samo brzemię.
Jutro, które juz wcale nie jest jutrem, znowu przyjdzie.

    - Nadal lubisz wykorzystywać wiersze do swoich czarów. - stwierdziła Noe, gdy uradowany Natsu rzucał się do drzwi, by jak najszybciej odnaleźć kobietę, która codziennie sprzedaje zioła na targu.
    - Mam do nich słabość. - przyznał z uśmiechem.
    Natychmiastowo został zgromiony wzrokiem.
    - Dlaczego mu to w ogóle pokazujesz? - głowiła się nad tym przez całą drogę.
    - Ach, to wyjaśnia czemu byłaś taka milcząca. - chichocząc zmierzwił jej włosy. - Chciałem tylko pomóc.
    - Masz zdecydowanie zbyt dobre serce. - fuknęła. Już nawet nie próbowała strząsnąć jego ręki.
    - Noemi. - z jego tonu nagle zniknęła cała wesołość. - Zachowuje się tak, jak każdy normalny człowiek. I kto jak kto, ale właśnie ty powinnaś spróbować być bardziej ludzka. Chyba, że chcesz pozwolić Shado wygrać.
    Yasashisa przygryzła wargę.
    - To moje życie i nie masz prawa się wtrącać! - warknęła i dostrzegając otwarte na szerz okno użyła go jako drogę ucieczki.
    Obserwujący kłótnię magowie zamilkli. Chociaż ta dwójka większą część rozmowy prowadziła szeptem, to usłyszeli o Shado i życiu. Zaniepokojeni nie chcieli powiedzieć niczego, co by pogłębiło konflikt.
    - Przejdzie jej. - oświadczył Wilson ze stoickim spokojem.
    - Przepraszamy. - zaczęła Lucy. - Powinniśmy byli wyjść.
   Czarnooki pokręcił głową.
    - Nawet nie czujcie się winni. - zabrał księgę z podłogi i oddał go Heartfilii. - Proszę, teraz ty jesteś jej właścicielką.
    - Ale ja nie mogę jej przyjąć! - zaprotestowała. Bezskutecznie próbowała na siłę wepchnąć mu ją do rąk.
    - Potraktuj to jako prezent.
    - Za co? - zdziwiła się.
    - Opiekujesz się Noe, dziękuję ci. - tym oczom nie sposób było odmówić.
    Do akcji wkroczył Natsu, który wręcz palił się do wykonania zaklęcia.
    - Skoro prawie wszystko dobrze się skończyło możemy już wychodzić?
    Odpowiedziały mu trzy głośne śmiechy.
 ***
Hejka, jak zwykle mała zmiana planów... przy podawaniu daty publikacji dzisiejszego rozdziału zupełnie zapomniałam o świętach. A, że najbliższe dni spędzę poza domem to zrobiłam małą przerzutkę.
Inkantacja zaklęcia to wiersz Kawafisa - Monotonia
Szeherezada wybacz, smoki będą w kolejnej notce! Mam nadzieję, że tak długi rozdział (10 stron - wow, naprawdę się postarałam!) wszystko wynagradza.
Makta twoje zamówienie zostało wpisane na listę :)
O i co obecnego zamówienia, stoję w miejscu, gdyż nie mogę logicznie wytłumaczyć pewnych wydarzeń między Fairy Tail a Zerefem. Niedługo pewnie coś się ruszy.
Kolejny rozdział 14.04