poniedziałek, 7 lipca 2014

Wirus - rozdział 3 (29) - Uciekinierka

    Upijam spory łyk z przezroczystej szklanki wypełnionej kolorowym drinkiem. Alkohol przyjemnie łaskocze w gardło.
    Pilnuj się. - ostrzega Ona. Moje alter-ego.
    Ignoruję słyszalne tylko dla mnie słowa i ponownie zbliżam szklankę do ust.
    Wokół migocze mnóstwo barwnych świateł, które nieźle dają po oczach. Na podświetlanym parkiecie tańczy mnóstwo pół pijanych ludzi chcących udowodnić światu, iż z założenia niewielka ilość procentów im nie szkodzi. Ta, jasne. Nie wierzę w takie bajki. Jak ktoś jest upity to koniec! Nie ma co się sprzeczać.
    Na krześle obok mnie pada jakiś starszy mężczyzna prosząc o jeszcze jedno piwo.
    Wzdycham cicho i udaję, że przez głośną muzykę i basy nie słyszę niczego z tego, co bełkocze w moim kierunku. O normalnej mowie nie wspomnę.
    Już się napiłaś?
    A ty, co taka niecierpliwa. - odparowuję robiąc jej na złość kolejny mały łyczek.
    Żebyś mnie źle nie zrozumiała. Nie chodzi mi o ciebie tylko twoje ciało.
    A co w związku z nim?
    Jak już przejmę nad tobą kontrolę chciałabym, żeby nie było naruszone przez jakiegoś napalonego pijaka.
    Parskam jednak przenoszę wzrok na zbliżającego się w moim kierunku osobnika płci męskiej. A konkretniej na jego łapę, bo ręką tego czegoś nazwać nie można. Ma aurę w kolorze brudnego brązu.
    Naprawdę myślisz, że udałoby mu się chociaż mnie dotknąć? - pytam ironicznie drugą siebie.
    Ale musiałabyś użyć wtedy siły! Nie boisz się? - Jej głos ocieka słodyczą i sarkazmem. Dobrze wie, że powstrzymuję się od walki. Wtedy ma największe szanse na przejęcie nade mną kontroli.
    Owszem. - potwierdzam ku niezadowoleniu alter-ego. - Dlatego nie mam zamiaru walczyć.
    Gdy dłoń mężczyzny niebezpiecznie zbliża się do mojego kolana przenoszę na niego wzrok ze spojrzeniem godnym bazyliszka. Wydaję z siebie ostrzegawcze warknięcie a stary facet około czterdziestki zabiera swoje piwo tak, jakbym miała mu je zaraz wyrwać razem z sercem.
    Biorę ostatni już największy łyk i z brzdękiem odstawiam pustą szklankę na ladę. Barman uśmiecha się lekko jednak nie udaje mu się nic powiedzieć, bo nadciąga kolejna fala klientów spragnionych alkoholu.
    Długo jeszcze zamierzasz żyć, jak na celibacie?
    Co sugerujesz?
    Zawrzyjmy umowę.
    Popycham drzwi lokalu i chwilę później znajduję się już na świeżym powietrzu nieprzesiąkniętym zapachem potu i drogich perfum.
    Czego chcesz?
    Podczas walki podzielisz się ze mną świadomością. - proponuje niewinnie.
    Nie. Ma. Mowy. - cedzę ostro i znikam wśród nocnych cieni krocząc tylko w sobie znanym kierunku.

~biblioteka na obrzeżach Magnolii~
    Kto, by pomyślał, że znalezienie jednej książki może być AŻ TAK trudnym zadaniem. Wydawało się, iż, ma ona własny rozum i celowo unika magów nie chcąc wpaść w ich ręce. Lucy skończywszy sprawdzać ostatnią półkę regału przeciągnęła się zmuszając do ruchu obolałe mięśnie.
    - Masz coś? - Natsu wychylił swą różową czuprynę zza półek.
    - Nic a nic. - odpowiedziała zrezygnowana.
    Czas tak bardzo się dłużył. Wydawało się, że siedzieli wieki nim dotarli do dalszej części biblioteki. Każdy, co chwila ziewał, lecz nikt nie narzekał na zadanie. No może do pewnego czasu…
    - Mam serdecznie dość! - oświadczył Natsu, gdy pozbierał się po spadnięciu z drabiny z głuchym hukiem.
    Happy zachichotał cicho i odleciał w kierunku bibliotekarki, która z niewiadomych przyczyn polubiła głaskanie go za uszkami.
    - Niezdara! - rzucił na pożegnanie znikając wśród piętrzących się regałów.
    Lucy westchnęła i wróciła do przeszukiwania książek. W międzyczasie ukradkiem zerknęła na swojego przyjaciela. Zdziwiła się, bowiem zamiast upragnionego uśmiechu zobaczyła ślad zawodu w oczach. Blondynka wstała z klęczek i podeszła do maga, ale zamiast wymierzyć mu prawego sierpowego w brzuch z groźbą wiecznego potępienia delikatnie przyłożyła dłonie do jego policzków.
    - Co to za wzrok? - gniewnie ściągnęła brwi.
    - Nie rozumiem. - przez twarz Natsu przeleciał cień zdziwienia. Chłopak drgnął lekko upajając się słodkim zapachem dziewczyny.
    - Wyglądasz jakbyś zaraz miał paść i już nie wstać. - zarzuciła.
    - To przez tą nudną robotę. - odparł zakłopotany.
    - Takie kity to wciskaj komuś innemu! - upomniała zdejmując dłonie z policzków Natsu, by zaraz spleść je na piersi. - Przecież widzę, że się martwisz. - dodała spokojniejszym tonem.
    Różowowłosy nie wiedział, co powiedzieć. Został przejrzany! A przecież tak bardzo starał się ukryć swój ponury nastrój. Myślał, że wymigiwanie się misją będzie dobrym usprawiedliwieniem. Chłopak przeniósł ciężar ciała z jednej nogi na drugą i dokładnie przyjrzał się Lucy. Jej oczy ciskały gromy a mimo to zobaczył w nich troskę. Usta zacisnęła w cienką linię a policzki zaróżowiły się.
    - Wybacz. - powiedział po chwili wahania zupełnie szczerze. - Obiecuję, że porozmawiam z tobą. Później.
    - Później? - powtórzyła jak gdyby nie znała znaczenia chwili tego słowa.
    - Podobno w bibliotece nie powinno się siedzieć cicho. - puścił oczko zaskoczonej dziewczynie i odwrócił się w stronę regałów. - Kontynuujmy, bo rzeczywiście będziemy siedzieć tu do śmie… - Natsu przerwał nagle z całej siły szarpiąc książką, którą złapał. - Mam ją!
    Lucy natychmiast doskoczyła do maga i pomogła wyciągnąć mu uciekinierkę z ukrycia. Zaraz jednak puściła śnieżnobiałą księgę. Było to dobrym posunięciem, ponieważ ta podleciała w górę ciągnąc za sobą zielonego na twarzy maga.
    - Pomocy! Ludzie ratujcie! - unosząc się tuż nad sufitem starał się nawołać kogokolwiek, kto mógłby go ściągnąć. Chłopak powstrzymywał odruch wymiotny mocno zaciskając posiniałe usta.
    - Natsu! - Lucy biegła między regałami o sztuce antycznej nie chcąc stracić maga z oczu.
    Czytelnicy znajdujący się w bibliotece szeroko otwierali oczy i zaraz je przecierali. Nie mogli uwierzyć w to, co się działo!
    - Happy! - bełkotał Dragnnel a jego ciało zachowywało się jak szmaciana lalka.
    - Lecę! - odwoływał jednak jego próby przechwycenia maga nie powiodły się. Księga była sprytniejsza niż na to wskazywała.
    - Gemini! - Lucy manewrując między półkami zdołała przywołać Bliźnięta. - Pomóżcie w złapaniu Natsu i białej książki, proszę!
    Gemi i Mini uniosły się w górę i rozdzieliły machając porozumiewawczo do Happiego. Po chwili niepozornego lewitowania przy akompaniamencie dziwnych dźwięków wydawanych przez Natsu cała trójka okrążyła cel i w odpowiednim momencie wspólnie się na niego rzucili. Już prawie mieli dotknąć białej okładki i drżącego maga, lecz kierowana własnym rozumem księga wzleciała pod sam sufit, przez co Duchy i Happy zderzyli się ze sobą. Lucy wydała z siebie cichy jęk zawodu. Zdecydowała się obrać inną taktykę.
    - Hej książko. - zaczęła mówić jak dorosły do dziecka. Głośno i powoli. Zadziałało, magiczny przedmiot latając w napadzie dzikiej furii (i przy okazji ciągnąc za sobą biednego Natsu) zwolnił i zatrzymał się. - Chodź, nie chcemy zrobić ci krzywdy.
    Księga urzeczona głosem blondynki obniżyła lot i pozwoliwszy się złapać zasnęła. Smoczy Zabójca czując ziemię pod palcami szlochał ze szczęścia dziękując bogom za ratunek.
    Lucy mając przed sobą sprawczynię całego zdarzenia uśmiechała się lekko. Ciężko stwierdzić do kogo. Może przedmiotu, albo samej siebie? Opuszkami palców delikatnie gładziła śnieżnobiałą okładkę. Ostrożnie obróciła nią w palcach jednakże ta mimo braku jakiegokolwiek zabezpieczenia nie pozwoliła się otworzyć. Co z tego, że została złapana? Nadal robi, co chce.
    Kilka minut później zwabiona własnym instynktem ostrzegawczym bibliotekarka przybiegła na miejsce zdarzenia. Zastając wykonane zadanie ucieszyła się i wypłaciła magom nagrodę za zlecenie. Do puli zdobycz dorzuciła jeszcze białą książkę, która wkrótce znalazła nowy dom na półce w domu Lucy.
***
Ohayo! Za nami kolejny rozdzialik. Przyznam w zamiarach miał być on nieco dłuższy, ale patrząc na rozpiskę postanowiłam go uciąć i kolejny zacząć od tego, co miało znaleźć się jeszcze w nim (dla ciekawskich tytuł 4 części znajdziecie po prawej w terminarzu). Póki, co żadnych ważniejszych ogłoszeń więc mata ne! Do poniedziałku.

    

1 komentarz:

  1. Ja już chcem festiwal!
    Laxus: A ty znowu o tym.
    Tak, bo nie mogę się już doczekać!!!
    Laxus: Mówię po raz n-ty: USPOKÓJ SIĘ!
    Krzyczałeś, a nie mówiłeś!
    Laxus: Mały szczegół.
    Ta MAŁY. Dobra wracając do rozdziału to był MEGA BOSKI z resztą jak zawsze. A zwłaszcza, że wystarczyło by Lucy ja zawołała takie to proste było xD *turla się po podłodze*
    Laxus: No w sumie prawda.
    Właśnie taki prosty sposób xD I jeszcze ten biedny Natsu ze swą choroba lokomocyjną. Ale powinien sobie radzić skoro ty też jakoś wytrzymujesz.
    Evergreen: Ale wiesz my na ogół idziemy piechotą na misje.
    Serio?
    Evergreen: Tak, bo ten nie chce się męczyć w pociągu. *wskazuje na Laxusa*
    Laxus: Po co jej to mówiłaś?!
    Evergreen: Chciała wiedzieć to ma!
    Laxus: Mam przerąbane.
    Dobra to weny weny weny weny weny weny weny i jeszcze raz weny! A teraz się żegnam, bo muszę trochę pognębić Iskierkę! Więc ja ne!
    PS. PIERWSZA! Yatta!!!!!
    Malinq & Laxus

    OdpowiedzUsuń

Po ilu komentarzach Czarna się uśmiechnie? :3