Oficjalnie wyczerpano limit kłopotów na
jakiś czas. Korzystając z chwili wytchnienia magowie postanowili rozpocząć
Spóźniony Festiwal Jesieni. Cała Magnolia ożyła zaraz po obwieszczeniu tejże
wiadomości. Specjalni pracownicy powołani przez burmistrza od świtu krzątali
się przy przygotowanych wcześniej stoiskach. Wymieniali jedzenie i picie na
świeższe, ścierali kurze z lad, układali możliwe do wygrania przedmioty. Czekał
o ich multum pracy, ale nawet pomimo niskiej temperatury dawali z siebie
wszystko. Fakt, faktem głównie za sprawą podekscytowanych dzieciaków. Każdy
doping się liczy!
Lucy, Levy, Wendy i Juvia zebrane przez
Erzę w Fairy Hills od dłuższego czasu dobierały sobie nawzajem stroje z
odpowiednimi dodatkami i fryzurami. Okazało się, iż Loxar ma niesamowity talent
do czesania. Nawet zwykły warkocz zyskiwał „to coś”. Zręczne palce magini były
wstanie zrobić prawie wszystko, co związane było z włosami.
Rozmowa o rzeczach, które większość ludzi
nazwałaby bzdurami dawało im wiele zabawy.
- Lucy! - zawołała McGarden. W dłoniach
trzymała dwie luźne sukienki. - Którą wybrać?
- Moment! - odkrzyknęła gramoląc się z
podłogi. Odłożywszy trzymany magazyn z makijażami na bok przedarła się przez
zawaloną kosmetykami podłogę. - Myślę, że w kremowej będzie ci lepiej.
- Tak sądzisz? - pełnym powątpienia
spojrzeniem przejechała po materiale.
- Jestem jak najbardziej za! - krzyknęła
czesana przez Juvię Erza. Czerwone pasma włosów spływały jej falami po
ramionach.
- Czyli postanowione! - obwieściła radośnie
Lucy wypychając przyjaciółkę za drzwi łazienki. - Idź się przebrać a my
ocenimy.
Wystrojone od stóp do głów maginie
przeglądały się w wielkim lustrze. Z błyszczącymi od podekscytowania oczami
chichotały przybierając odpowiednie pozy. Plan na ten wieczór był jeden: dobrze
się bawić.
- A wy dokąd?! - ryknęła Erza. Trzymając
ręce pod bokami wyglądała groźnie i władczo.
- Tak? - jęknęła pchnięta przez starsze
koleżanki Wendy.
- Bez pamiątkowego zdjęcia? - westchnąwszy
ciężko nad zapominalstwem towarzystwa wyciągnęła przed siebie dłoń z aparatem.
Obiektyw migotał zapraszająco, odbijając promienie słońca.
Zupełnie inaczej miała się sytuacja z męską
częścią grona. Nie chcąc być gorszymi od magiń również postanowili wejść na
teren Festiwalu w garniturach i okularach przeciwsłonecznych, niczym szefowie
mafii. Ich zawadiackie spojrzenia doprowadzałyby do omdleń wszystkie kobiety a…
O czym tu się rozpisywać? Przecież to i tak niemożliwe!
- Oddawaj krawat, pajacu! - ryknął wściekły
Natsu.
- Nie gorączkuj się tak, Pink. Chciałem
tylko popatrzeć. - Gajeel wzruszył ramionami i obracał wspomniany wcześniej
przedmiot, by mieć na niego jak najlepszy widok. Nie ma, co ten serduszkowy
wzór będzie robił dziś furorę!
- Przestań tak gadać!
- A
ty skończ kłapać jęzorem na prawo i lewo. - fuknął Laxus znad otrzepywanej
marynarki.
- Poza tym sam się w to wpakowałeś. -
przypomniał Gray nałożywszy na włosy
trochę żelu.
Pokonany większością głosów Natsu padł
bezradnie na krzesło. Dłonią wygładził fałdę bladoróżowej koszuli, którą
otrzymał wcześniej od Miry. Gdyby do czarnych, eleganckich spodni dostał inną
górę nie narzekałby. A najgorszym elementem stroju był właśnie krawat w serca.
- Trzymaj, Pink. - Redfox oddał element
stroju i dumny z wymyślenia nowej ksywki dla Ognistego Smoczego Zabójcy z
wypiętą do przodu piersią maszerował przez pokój.
Natsu popatrzył z politowaniem na
przyjaciela, ale nic już więcej nie dodał. Dobrze, że musiał siedzieć w
Przeklętej Budce (którą zaczął tak nazywać w myślach) tylko godzinę. Później
miał zostać zastąpiony przez innego nieszczęśnika. Misternie ułożony w głowie
plan wkrótce powinien się ziścić. I wyjdzie z niego jako najszczęśliwszy
człowiek świata, albo wręcz przeciwnie.
- Męczysz się, jakby miał się udusić. -
wewnętrzne rozmyślania Dragneela przerwał Gray, który skończywszy formować
fryzurę kiwał głową z politowaniem na widok maga.
Różowowłosy od kilku dłuższych sekund
siedział z zamglonymi oczami i rozchylonymi ustami. W rękach dzierżył krawat,
widocznie nie wiedząc, co z nim zrobić.
- Powinieneś dostać instrukcję. - mruknął
sam do siebie. Mimo to, jak przystało na dobrego towarzysza walki pomógł w
zawiązaniu ostatniej części stroju.
- Zgubiłem. - jęknął boleśnie w przestrzeń.
- A głowy to nie zapomniałeś? - sprawne
palce Graya szybko zacisnęły mocny supeł.
- Yhym. - mruknął. Po chwili otworzył
szerzej oczy i przypomniał sobie o delikatnej obeldze ze strony rozmówcy. - Ej!
- Wszystkie Kopciuszki gotowe!? - ryknął
Laxus. Z pewną siebie miną przypominał kapitana zagrzewającego drużynę do
walki.
- Tak, tato! - odkrzyknęli chóralnie i nie
zważając na maga, który widocznie chciał wygłosić krótką przemowę dosłownie
wypełzli na zewnątrz.
- Kiedyś im wpoję autorytet do siebie. -
burknął zdegustowany. Gdzieś głęboko w sercu pragnął opiekować się tą
rozwydrzoną zgrają.
Patrząc za idącymi magami czuł, jak jego
kąciki ust mimowolnie unoszą się ku górze.
Wszyscy mieszkańcy Magnolii bez wyjątku
opuścili swe domy i udali się do wyznaczonych na teren Festiwalu alejek.
Roześmiany tłum szedł oświetlonymi przez setki lampek ulicami. Największą
frajdę z zabawy miały dzieciaki, ale i dorośli mogli znaleźć coś dla siebie.
Osaczane przez klientów budki pracowały na wysokich obrotach. Między ludźmi
chodzili podgryzający słodkości reporterzy, którzy przeprowadzali krótkie
wywiady i robili masę zdjęć do porannej gazety. Również burmistrz zastrzegł
sobie prawo do użycia fotografii w prowadzonej kronice miasta. Wieczorami
często siadał i w opasłym tomisku opisywał sytuacje od błahych po bardziej
poważne. Zdecydowanie większą część poświęcił na uwiecznienie poczynań jedynej
gildii w mieście.
- Mówiłam ci, że to zły pomysł! - syknęła
Noe, gdy została obdarzona kolejnym ciekawskim spojrzeniem przechodniów.
- Nie myśl o tym. - poradził Wilson. -
Ignorowanie to twoja mocna strona, prawda?
Yasashisa wypuściła trzymane dotąd w ustach
powietrze.
- Kiedy to stałeś się zabawny?
- Zawsze taki byłem. - rzekł żywo a widząc
pełne politowania spojrzenie wywrócił oczami. - Z resztą odstawmy mój humor na
bok…
- Popieram. - wtrąciła kiwając głową.
- … i chodźmy się rozejrzeć. - kontynuował
niezrażony słysząc cichy warkot. W takich momentach dziękował wszystkiemu, co
na świecie dobre za dar zachowywania powagi. Za każdym razem, gdy widział TĄ
minę ledwo się powstrzymywał od parsknięcia.
Nie dając towarzyszce nawet chwili
wytchnienia zamknął jej lodowatą dłoń w ciepłym uścisku i pociągnął w tłum.
Przez całą drogę, gdy co chwila byli szturchani przez przechodniów Noe wlepiała
wzrok w ich splecione ręce. W myślach zastanawiała się, czy czasem jej nie
zabrać i wsadzić do kieszeni, lecz widząc szczęście na twarzy Wilsona pasowała.
Tyle dla niej zrobił, więc musi się odwdzięczyć chociażby drobnymi gestami.
Po dotarciu do jednego z nielicznych
muzycznych stoisk mag zatrzymał się. Kątem oka nie dostrzegł żadnej zmiany w
mimice twarzy dziewczyny. Całym sercem zależało mu na tym, by się rozluźniła.
Mimo, iż na co dzień nie pokazywała wielu emocji to z czasem dostrzegał ich
coraz więcej. W tej chwili widział skrytą niepewność.
Noe z pewną dozą ostrożności tratowała
żółto różową aurę przyjaciela. Wystarczyło zaledwie krótkie mrugnięcie, by
wyrwała się z otępienia i zauważyła, że
straciła go z oczu. Rozglądając się zaczęła analizować zachowania kolejnych
ludzi. Nawet nie zdawała sobie sprawy z powrotu starego służącego do walki
nawyku. Młody mężczyzna utykający na lewą nogę. Kobieta, której słabym punktem
jest nieprzyzwyczajone do ruchu ciało. Śpiewająca grupka nieuważnych
nastolatków...
Gdy nie bawi cię już
świat zabawek mechanicznych
Kiedy dręczy cię ból
nie fizyczny
Miękki, czysty głos rozszedł się wśród
zabieganych ludzi. Część z nich przystanęła, by znaleźć się jak najbliżej jego
źródła. Muzyk w zaskakująco krótkim czasie zebrał wokół siebie spore grono
słuchaczy. Kolejne zahipnotyzowane piosenką osoby zatrzymywały się tworząc mur
nie do przejścia.
Zamiast słuchać bzdur
głupich telefonicznych wróżek zza siedmiu mórz
spytaj siebie czego pragniesz
dlaczego kłamiesz, że miałaś wszystko
To nie był jeden z tych przesłodzonych
utworów, w których autor w wulgarny i nieprzyzwoity sposób rozpacza nad swoją
miłością. Wyśpiewywane słowa zmuszały do zastanowienia się nad ich sensem.
Noemi tylko i wyłącznie z czystej ciekawości zdecydowała się na zbadanie
sytuacji.
Gdy udając, że śpisz
w głowie tropisz bajki z gazet
kiedy nie chcesz już śnić
cudzych marzeń
Każdy kolejny krok powodował, iż jej serce
biło mocniej a ciałem wstrząsały przyjemne dreszcze. Yasashisę dopadł symptom
dobrej muzyki. To sprawka małego bakcyla, który sprawia, że chcemy słuchać
czegoś aż do znudzenia. Z bliższej odległości szarpanie strun gitary było
wyraźniejsze.
Bosa do mnie przyjdź
i od progu bezwstydnie powiedz mi
czego chcesz
słuchaj jak dwa serca biją
co ludzie myślą - to nieistotne
Przepychając kolejną osobę, która
zareagowała na to groźnym prychnięciem Noe dostrzegła zarys postaci, która
zachwyciła przechodniów. Czarne rozwiane włosy i równie ciemne pełne
życzliwości oczy należały tylko do jednej osoby - Wilsona. Szarooka otworzyła
usta ze zdziwienia. Był to pierwszy raz, gdy słyszała jego śpiew. Nie sądziła,
że tak ją to poruszy. Niebieska, skrząca aura chłopaka przypominała niebo w
letni dzień. Rozprzestrzeniała się po kolejnych osobach w zastraszającym
tempie. Jak można tak szybko zjednywać sobie ludzi?
Noemi mrugnęła i już chciała odejść, gdy
spostrzegła, że muzyk patrzy właśnie na nią a jego oczy mówią: „zaczekaj
jeszcze moment”.
Kochaj mnie
Bum.
Kochaj mnie
Bum,
bum. Drżenie.
Kochaj mnie nieprzytomnie
jak zapalniczka płomień
jak sucha studnia wodę
kochaj mnie namiętnie tak
jakby świat się skończyć miał
Wilson przestał grać. Melodia ucichła a
tłum wiwatował. Mag powiedział coś do stojącego obok mężczyzny. Ten skinąwszy
głową odebrał gitarę i zniknął za ladą.
- Dlaczego skończyłeś? - spytała głosem
zirytowanego dziecka.
- Sprawdzałem tylko, jak się sprawuje
gitara. - oznajmił wzruszając ramionami. Obdarzywszy dziewczynę zaciekawionym
spojrzeniem dodał: - Podobało się?
- Nie powiem. - rzekła hardo i odwróciła
wzrok.
- A to niby dlaczego? - dociekał
przesuwając się tak by stanąć z Noe twarzą w twarz.
- Bo nie znam końca. - mruknęła rozeźlona.
Głośny śmiech czarookiego przeciął
powietrze. Nachylając się nad towarzyszką szepnął:
- Zaśpiewam ci dziś resztę, dobrze?
Cichy, zmysłowy głos o głębokim zabarwieniu
przyprawiłby niejedną dziewczynę o zawroty głowy. Noe ciesząc się w duchu
jedynie skinęła głową.
- Fenomenalny występ! - zawołał
uśmiechnięty od ucha do ucha sprzedawca przychodząc ze schowaną w specjalnym
pokrowcu gitarą.
Wilson uścisnąwszy nadstawioną dłoń
mężczyzny odebrał świeży zakup.
- Nic nie jest lepsze od dobrej jakości
instrumentu.
Dziewczyna nie słuchając dalszej części
konwersacji przymknęła oczy i spróbowała ujarzmić walące serce.
Kochaj mnie…
Na drugim końcu terenu Festiwalu pewien
różowowłosy chłopak również miał niemały problem z natrętnymi fankami. Szkoda
tylko, że nie potrafił posłać im miłego uśmiechu i zakończyć sprawy. Biedaczek
ze stresu trząsł się tak, iż co rusz wylewał zawartość plastikowego kubeczka.
No bynajmniej do czasu, gdy nadeszła jego kolej na siedzenie w budce.
- To na razie! - krzyknęli magowie i
zostawili go samego na pastwę piszczących dziewcząt.
Natsu spojrzał wzrokiem zbitego
szczeniaczka na długą, długą kolejkę. Wydawała się nie mieć końca. Można by
nawet pokusić się o stwierdzenie, iż okrąża Ziemię i wraca do punktu wyjścia.
Samym spojrzeniem doprowadzał klientki do szału (pozytywnego oczywiście).
Oślepiony błyskami fleszy i ogłuszony wysokimi głosikami dorównującymi
głośnością startującego samolotu zabrał się do siedzenia.
Pierwsze pół godziny upłynęło całkiem
znośnie. Pomijając fakt, że co chwila ścierał z policzków ślady szminek,
błyszczyków i innych cudów. Tego wieczora widział już wszystkie możliwe
odcienie różu. Trafiła się nawet krwista czerwień, która przywodziła mu na myśl
wampirkę żądną jego krwi.
Do słoiczka wystawionego za pocałunek
wpadało coraz więcej monet. Mira wyjawiła Natsu, iż dochody z Budki zostaną
przeznaczone na sierociniec. To pokazywało, że Jesienny Festiwal nie był tylko
i wyłącznie okazją do zabawy a pozwalał na zebranie pieniędzy na cele
charytatywne.
- Teraz ja! - zaśmiała się Lisanna a
Dragneel wrócił na ziemię, bo jak dotąd jego myśli wirowały wokół pewnego
planu.
- Widziałem już prawie wszystkich. -
pożalił się korzystając z okazji, że Strauss była ostatnią dziewczyną w
kolejce. - Na szczęście zaraz przychodzi mój zmiennik.
- Pewnie nie będzie rozbił takiej furory. -
powiedziała udając zamyśloną.
Parskając w odpowiedzi nie zauważył przysuwającej się dziewczyny.
- Szczerze mu współczuje. - rzekł
zaprzestając bujania na skrzypiącym krześle. - Też musi nosić ten tandetny
krawacik.
- Och, nie jest tandetny. - zaprzeczyła
patrząc spod ładnie pomalowanych rzęs. Pomalowanymi paznokciami chwyciła
kawałek koszuli maga i rozpięła mu pierwszy guzik.
- Hej! Jestem w pracy Lis! - przypomniał
nieświadomie zdrabniając imię dziewczyny.
- A ja jestem klientką. - szepnęła
nachylając się jeszcze bardziej. - Twoim zadaniem jest sprawienie żebym była
zadowolona, tak?
- Niby. - Natsu zaśmiał się i przejechał
dłonią po włosach. Robił to dość często, gdy znajdywał się w niezręcznej
sytuacji.
- Więc poproszę specjalny pocałunek. -
nagle z twarzy Lisanny zniknął standardowy uśmiech a pojawiła się jego
drapieżna wersja.
- Już minuta po dziewiątej. - zauważył grobowym
tonem zerkając na zegarek, który założył na nadgarstek tuż przed wyjściem.
- Przejmujesz się takimi szczególikami? -
marszcząc brwi ukazała swe niezadowolenie. - Więc załatw to szybko i po
sprawie.
Przejmująca inicjatywę Strauss dotknęła
dłoni przyjaciela. Wszystkie dźwięki wokół nich nienaturalnie ucichły. Szeroko
otwarte zielone oczy wpatrywały się w nią z niedowierzaniem. Uśmiechając się zadziornie
na ten widok przejechała językiem po górnej wardze.
- Dosyć! - warknął przytrzymując Lisannę
silnymi dłońmi. Jego ramiona drżały ze złości. - Nawet jeżeli to żart to jest
kiepski! Jesteśmy przyjaciółmi, więc przestań.
Białowłosa odwdzięczyła się spojrzeniem
godnym żmii.
- W takim razie nie chcę być twoją
przyjaciółką! - krzyknęła i odwracając się dumnie na pięcie odmaszerowała.
Natsu wpatrywał się w nią przez kilka
sekund aż opadł na krzesło. Z otępienia wyrwany został przez swojego zmiennika.
Odchodząc zostawił serduszkowy krawat i mamrocząc pod nosem coś w stylu „nigdy
nie zrozumiem kobiet” udał się na poszukiwania Lucy. Sytuacja sprzed kilku
minut spłynęła po nim, jak po kaczce. Nawet nie brał jej na poważnie.
- W końcu cię znalazłem! - wysapał, gdy
dostrzegł blondynkę przy stoisku z łańcuszkami.
- Sam kazałeś mi tu na siebie czekać, więc
nie mogłeś mnie szukać. - sprostowała chichocząc z roztargnienia Dragneela.
- A no fakt. - burknął pod nosem. - Chodźmy
pokaz niedługo się zacznie. Znam dobre miejsce!
- Niezawodny jak zawsze. - rzekła
pozwalając się prowadzić.
- Wiesz, czasem się staram. - wyznał
puszczając Heartfilii oczko.
- Doceniam twoje starania. - odparła
mimowolnie przypominając sobie o wcześniejszej niespodziance, czyli gwiazdach
na suficie.
- A tylko spróbowałabyś nie. - pogroził
zabawnie marszcząc przy tym brwi.
Po kilkunastu minutach ciągłej wędrówki
dotarli do całkowicie wyludnionej części parku. Zasiadając na gałęzi jednego z
rosnących tam klonów byli ukryci wśród resztek liści a jednocześnie widzieli rozgwieżdżone
niebo.
Siedząc w ciemności słyszeli jedynie swoje
oddechy. Natsu przełknął głośno ślinę, ale to i tak nie pomogło mu w pozbyciu
się kuli blokującej gardło. Kątem oka obserwował machającą nogami w powietrzu dziewczynę.
Powoli wypuszczając powietrze z ust myślał nad pierwszymi słowami.
- Lucy, jest coś o czym chciałbym
porozmawiać. - zaczął niepewnie. Stop! Nie! Gdzie tam niepewność. Jakby to
powiedział Elfman w końcu jest mężczyzną, toteż musi być odważny i powiedzieć,
co mu siedzi na duszy.
- Tak? - tym krótkim słowem dała mu
pozwolenie na kontynuację. Lśniącymi, brązowymi tęczówkami bacznie obserwowała przyjaciela,
który wyglądał, jak osoba mająca przyznać się do popełnionego morderstwa.
- Gdy mieliśmy problem z Wirusem myślałem
nad czymś. - przy każdym słowie zwracał uwagę na właściwą wymowę głosek. Dzięki
temu miał wrażenie, że panuje nad sytuacją.
- Nad czym? - Heartfilia spokojnie czekała,
aż Natsu rozluźni spięte mięśnie.
- Właściwie to chciałbym zaproponować ci pewien
układ.
Różowowłosy nachylił się nad uchem
dziewczyny. Mówił bardzo szybko a jego usta niemalże muskały policzek Lucy.
Pomimo zawrotnej prędkości wszystko było zrozumiałe. Z jego ściszonego głosu
dało się wyczytać całą gamę uczuć.
Blondynka odwróciła wzrok. Właśnie
powtarzała w myślach to, co usłyszała. W jednej chwili zrzucono na nią masę
szczęścia i związanych z nim obaw. Zaryzykować? A może pójść na łatwiznę i
odmówić. Czy będzie żałować swojej decyzji? Jakie będą jej skutki?
- Jaa - zaczęła cicho po dłuższym czasie
spędzonym w absolutnej ciszy. Splatając drżące palce wzięła głęboki wdech. -
Myślę, że możemy zobaczyć, co się stanie.
Natsu otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
Pierwszy fajerwerk rozświetlił ciemne niebo.
***
Jest wena jest i rozdział! Powinnam uczyć się historii, ale taka okazja trafia się raz na ruski rok. Jak widzicie to był już ostatni rozdział z sagi "Wirus". Wkrótce dodam krótki epilog (długością szału nie będzie robił uprzedzam) i możemy ruszać z kolejną serią.
Użyta w rozdziale piosenka Wilsona to Perfect - Kołysanka dla nieznajomej.
Jakoś tak pasowała mi do tego momentu, a że od jakiś dwóch dni ponawiam swoją przygodę z gitarą (po 3 latach przerwy) wplotłam do tejże postaci swoje zainteresowania. :)
Wspomnę również, iż cały czas pamiętam o ostatnim zamówieniu. Niedługo coś się bujnie z pisaniem go.
A tymczasem czekam na Wasze opinie i przemyślenia! :D